-
W empik go
NIC DLA POTOMNYCH - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lutego 2025
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
NIC DLA POTOMNYCH - ebook
„To, co dotychczas stworzyłeś, co jest ukończone, czasem swoje musi odleżeć, ale też nie każ mu zbyt długo czekać i zadecyduj spontanicznie. A gdy z tą decyzją serce prześpi pierwszą noc, będziesz wiedział, że wszystko wokół płynie. Nie czeka. Otaczać Cię będzie jeszcze tylko przez pewien czas. Później właśnie to, co zrobisz teraz, będzie o Tobie jakąkolwiek anegdotą lub opowieścią, we wspomnieniu wzruszeniem.”
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8414-016-1 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dosyć mam wszystkiego
2024 — grudzień
Ach, jakże dosyć mam wszystkiego
Wciąż szukanie bodźców
Co połechcą moje ego
Znów słowa, słowa, słowa
Tyle lat w ustach bełkot miałem
Pewnego dnia zamilczeć chciałem
Wnosić coś do świata…
Tylko po co?
Pytanie po poniesionych stratach
Znów w oknie wzdycham nocą
Czas mnie właśnie wepchnął
Do trzydziestego trzeciego wagonu
Schyłku mego lata
Żebym tylko, żebym tylko
Oko miał na piękno
I zmysłów nigdy nie postradałNoc tramwajowa
27.11.2024
Wrocław
Świat inaczej chciałbym widzieć
Wciąż dobrze tam, gdzie nas nie ma
Godzinę później będę w domu
Ach, gdyby to na przykład była Serbia…
Tramwaj nocą, oświetlone miasto
Autobus mój odjechał
Jakoś się tłukę wśród niewielu
Na pokładzie myśli z Sarajewa
Na peronie nas kilkoro
Więcej par, samotnych mniej
Chociaż tyle, chociaż tyle
Na duchu jakoś lżej…
Z rozkładami znów to samo
Albo teraz jak chcą jeżdżą
Znów czas cenny mi zabrano
Moje nerwy mnie nie pieszczą
Lata ćwiczeń, medytacji
Aby spokój w piersi rozkwitł
Właśnie tramwaj przegapiłem
Nie ten peron, nie zdążyłem…Transmigracja
Gdzie będziesz Moja Droga?
Przede mną gdzie Cię schowa
Ta siła równej wagi
Co tak lubi z ludzi zakpić?
Potrzebnych parę oznak
Za życia ustalonych
By w przyszłym właśnie one
Pomogły się rozpoznać
Najsilniejsze dwa wspomnienia
Coś coś co z krańców nas przyciągnie
Będę szukał Twego brzmienia
Które dziś wysyłasz do mnie
Niechaj będzie tajemnicą
W rdzeniu świadomości wrytą
I opadłą w dusz kotwicą
Która to zagadką skrytąZagubiony
30 września
2024
Coraz częściej czuję lęk
Przed tym, co od niedawna
Jeszcze było mi przyjemnością
Sumienia złowieszczy dźwięk
Kłamstwem podszyta prawda
Nocą tulą mnie z miłością
Tak bardzo potrzebuję ciszy wieczoru
Nie dla mnie już przygodny seks, już nie
Stoję na dziwnym życia przedpolu
Czy to zmiana na lepsze dokonuje się?
Wiem, z zaskoczenia zwykle działa los
Przewidzieć ruch jego — to mrzonka
Wsłuchany w swego serca głos
Pośród myśli złych się błąkamNie mamy czasu na sentymenty
Nie mamy czasu na sentymenty
I brak nam go na rozmowy o sobie
On w prostej linii przez dzień przechodzi kręty
Ja milczę, Ty niczego mi nie powiesz
Po tylu latach wśród bitew na słowa
Odwaga chce prawdy dla Twych oczu
Tak łatwo jest się w sobie schować
A trudno w chwili takiej się zjednoczyć
Potrzebowałem czasu żeby dojrzeć
Do tego życia, które jest właściwe
By na nie z innej strony spojrzeć
I zrozumieć emocje tak dotkliwe
Przetoczył się przez nas duch bezradności
Wielkie mamy ze sobą braki
W każdym spotkaniu szukamy miłości
By w każdym zbliżeniu znaleźć jej smaki
Na moment poza wszystkim
Ramiona niech scalą się
Raz daleki, a raz bliski
Nieustannie kochający Cię…
Długo, za długo, za długo to już trwa…
Odchodzisz, powroty, odchodzę ja!
Nie chcę, ja nie chcę, nie chcę już być sam!
Przychodzisz, odejścia, przychodzę ja…Gdyby Cię nie było
Białą herbatą z przedwczoraj popijałbym ranek
Wczesny jak wtenczas, gdy jeszcze ziewałaś
Budząc mój zachwyt, tym właśnie ziewaniem
Gdy dzielnie jak żołnierz na życie wstawałaś
Gdyby Cię nie było
Jak _Kusy_ utykałbym z miłości
I piłbym nie wierząc już w miłość
I nijak bym żył, nie wierząc już przyszłości
Co dzień cieszyłem się, że Cię mam w tym mieście
Że jesteś, że Cię Kocham pośród tylu kobiet
Dzisiaj jeszcze nie wiem, co to znaczy odejście
To prawdziwe na zawsze lecz już tęsknię ja po TobieLudziom w oczy
Nie lubię patrzeć ludziom w oczy
Bo coś mi nie pozwala
Przeraża mnie ich pesymizm
Jakby w nich umarła wiara
Nie lubię patrzeć ludziom w oczy
Widzę w nich tak mało
Przygnębieni siewcy śmierci
Jakby żyć im się nie chciało
Coraz częściej noszę okulary
Chcąc ukryć się przed światem
Złudne może lecz to sprawia
Że w duszy mojej brzmią fanfary
Kłamstwo, zazdrość, jad, nienawiść
Radość z moich niepowodzeń
Grunt to się z sobą dobrze bawić
Bez nich na swej drodze
Nie lubię patrzeć ludziom w oczy
Wygasły w nich wartości
Nieskorzy tacy do pomocy
W pułapce świata bez miłości
Nie lubię patrzeć ludziom w oczy
A widzieć coś dobrego
Chciałbym nie dostrzegać złego
By mnie pięknem ktoś zaskoczyłA u mnie świeca
_05:15, 11 września, Wrocław_
_Sępolno, w mieszkaniu_
A u mnie świeca
Imbir i wetiweria
Pali się jeszcze z wczorajszego wieczora
Czwarta pięćdziesiąt dwie
Pięć mocnych gwiazd
I księżyc w kształcie ostrego banana
Kawa z łyżeczką w kubku
A u mnie świeca
I skośny jazz przed świtem
Jeszcze świerszcze
I ostatni chłód lata
O piątej trzynaście
A u mnie świeca
Starczy jeszcze na wieczór jutrzejszy
Lecz już nie do rana
A u mnie świeca
W przebudzeniu pierwsze myśli:
Tylko mnie kochaj, a damy sobie radę…Czuję że tej zimy…
Czuję, że tej zimy znajdę w Tobie pasję.
Znów zacznę słuchać rocka —
Black Country Communion.
Zapomnisz o jesieni, której tak nie lubisz.
Odżyjesz w ziemie, którą wolisz.
Od chlapy, deszczu, szarości.
Dymów z kominów tego miasta
Który widok na i tak niezbyt ciekawą
Drukarnię gęstością przysłania.
Wiesz, biały puch to przynajmniej okrasza
Najbrzydsze kamienice, tulone jak dzieci
W ramionach mrozu z dodatkiem sopli
I naturalnego brokatu, co jaskrawością
zwykle bije po oczach, oślepia za dnia.
Czuję, że tej zimy znajdę w Tobie pasję.
Ten uśmiech dobrem i szczerością szeroki.
Na śnieg! Na śnieg chodźmy Miła!
By w radości tej, magii grudnia
podtrzymać, co niewygasłe.
Piękna jest natura goła
gdy na oczach naszych jesień
ostatnie odzienie wierzchnie
bezwstydnie z siebie zrzuciła…*15
gdy czuję się samotny
myślę o Tobie i muzyce jazzowej
choć słucham tej ciszy pomiędzy dźwiękami
palca koniuszkiem maluję obraz na brzuchu
co moment objąć chcę Twoją głowę
ognistą w te zimne dni marcowe
natchnienie odwiedza mnie czasami
wstaję po czwartej, jeszcze ciemno
za oknem śnieg dodaje otuchy
jak nowojorski pejzaż zimowy
żadne tam marzenie
ale tak mieszkać na Manhattanie
piękni jesteśmy, być jeszcze bogatym…Eskapady
Eskapady nocne, gdy diabelską mocą wiedziony
Tramwajem w starego miasta kąty jadę
By me ciało jej rzęsom biło pokłony
W spodniach mam hybrydową szpadę
Z wilgoci powstaję jak Feniks z popiołu
Tej nocy głównym daniem byłem dla niej
Rano niczym okruch życia trzymam się stołu
Przedświt mi włącza jako takie myśli pranie
Eskapada bez snu, przegubowym autobusem
Umęczone twarze za swojego cię mają
Jednym tylko z niego wyskakuję susem
Poddając się zielonym parku skrajomWtorek —
Koło czyjego okna, jak duch przechodzę
O tej bezlitosnej porze?
Myśli ciężarne rodzę.
Słyszę wnętrze swej modlitwy
Co powtarza: Boże, Boże, Boże…
Co to za ptaka gatunek, który śpiewa?
Przedwczoraj dzień poezji, wiosny dzień pierwszy.
Przede mną złowrogo ten czas rozbrzmiewa
Pośród tylu wspaniałych przyjaciół wierszy.
Ty śpisz jeszcze, wstawanie mając za sobą
I na przystankach stanie w mroźnych minutach.
Oddałbym swe lata młode, byle by być z Tobą
Bo to życie moje jest jak pokuta.
A co ja pocznę, gdy zabraknie mi Ciebie?
Żałobę znosić mi przyjdzie samotnie
Wiedz, że ja umrę na Twym pogrzebie
Bo tylko śmierć — tak jak Ty — mnie dotknie…Środa —
Okazuje się, że myśli moje nie kończą się na tym
By jeden to wiersz był, gdy przechodzę pod oknem.
Mam nadzieję, że śpisz i sen masz kosmaty?
Śpij dobrze, ja przed zimnem guzik dopnę.
Ptaszki szersze niż wczoraj toczą rozmowy.
Donośne ich plotki o nas na całą dzielnicę.
Ale gdyby dźwiękiem tak pięknym
wydobywać słowy?
To ja zacząłbym o nas zapewne krzyczeć.
Uwierz mi proszę. Żebyś tylko słyszała
Jaki zachwyt niesie się w ich głosie.
Wyobrażam sobie jakbyś ich słuchała
Ze śniadaniem lub pod wieczór przy papierosie.
Ale one tu dla mnie współczucia nie kryją.
Jest przed piątą, to nieludzka godzina.
Dlatego z bólu ptaki, jak ja, nie wyją,
Bo dla ptaków się nigdy nic nie zaczyna.Czwartek —
Ach! Dziś to koncert prawdziwy, symfonia!
Najwyższy poziom czystych dźwięków.
Dzień trzeci pod oknem Twoim
Przeszedłem, jak człowiek już.
Trzydniowa do ludzkiej postaci to droga od ducha.
Nie słyszałem dziś u siebie duszy swej jęków
Bo lepiej chyba jest mi znacznie
Z pewnością od dnia pierwszego.
Choć stojąc znów na przystanku
Nadal otula mnie chłód
A ciepły mam płaszcz ostatni
I rozpacz już mniejsza dzięki Tobie.
Leku mój na stan, co życia przekreśla chwile.
Dlatego nie wiem, dumać nie chcę
Choć atak szturmują znów myśli
Że stracę Ciebie dla mnie za wcześnie
I nieznany będzie nam spacer
Wśród jesiennych liści…pocałunki na szyję
inny dotyk niż ten na co dzień
który ciało Twe przyjmuje
o ile, a pamięta skóra
nie dreszczy przeznaczenie
ale oszukać istotę starych bodźców
dla odmiany będę dotykał
gdzie taki niby banał
a mówią, że tam nosimy swe życie
pocałunki na szyi zostawię
jak dźwięki przyjemnego jazzu
który długim koncertem przyobleka wieczór
pocałunki na szyi zostawię
pocałunki na szyję
pocałunki
zostawię
_Polska/Czechy_
_7 maja, 2024_Szósty grudnia
Znowu tramwaj nie przyjechał mi
Do życia mego jak to się ma?
„Coś się stało w mieście dziś”
Rzekł do Pani, jakiś taki Pan
Nie ma śniegu, Mikołaja też
Zawsze zjeżdżał w miasta biały puch
Od tygodnia szaro, pada deszcz
Ponoć od rana jest wstrzymany ruch
A ta Pani przytuliła go
Bo to życie smutne zdało się jej wtem
A ja stałem, wcierałem w ręce krem
Od tych państwa w trzeci stałem krok
Gdy ta Pani na mnie popatrzyła się
W mig poczułem ten jej depresyjny stan
I już widziałem, jak to dotyka mnie
I jak to się do życia mego ma…
Wszystko wywiera na nas jakiś wpływ
Życie zawsze ma największy bis
Nagle na przystanku następuje zryw
Z oddali widać autobusu rys
Ludzie mieli już czekania dość
Jesień krwawiła z szaroburych ran
Stało się w mieście poważnego coś
Rzekł do Pani pewny siebie Pan
A ta Pani przytuliła go…
Chwila posłańcem życia przecież jest
Teraz szybko się przesuwa czas
Za tramwaj, autobus, co już wyraźnie mknie
Niektórych czekających oślepia świateł blask
Obserwuję wszystkich, przejęła ulga ster
Radości pełni bez wyjątku wraz
W każdego jakiś jego ważny cel
Linia rezerwowa zbiera wszystkich nas
A ta Pani tuli mocno go
W autobusie niemożebny ścisk
Stoję od nich w jakiś siódmy krok
Korki, klaksony, chaos, miasta pisk!
W jednej z kamienic czeka na mnie ktoś
Prywatny Mikołaj, co się nie śni dzieciom
Na peronach wszechogarniająca złość
2024 — grudzień
Ach, jakże dosyć mam wszystkiego
Wciąż szukanie bodźców
Co połechcą moje ego
Znów słowa, słowa, słowa
Tyle lat w ustach bełkot miałem
Pewnego dnia zamilczeć chciałem
Wnosić coś do świata…
Tylko po co?
Pytanie po poniesionych stratach
Znów w oknie wzdycham nocą
Czas mnie właśnie wepchnął
Do trzydziestego trzeciego wagonu
Schyłku mego lata
Żebym tylko, żebym tylko
Oko miał na piękno
I zmysłów nigdy nie postradałNoc tramwajowa
27.11.2024
Wrocław
Świat inaczej chciałbym widzieć
Wciąż dobrze tam, gdzie nas nie ma
Godzinę później będę w domu
Ach, gdyby to na przykład była Serbia…
Tramwaj nocą, oświetlone miasto
Autobus mój odjechał
Jakoś się tłukę wśród niewielu
Na pokładzie myśli z Sarajewa
Na peronie nas kilkoro
Więcej par, samotnych mniej
Chociaż tyle, chociaż tyle
Na duchu jakoś lżej…
Z rozkładami znów to samo
Albo teraz jak chcą jeżdżą
Znów czas cenny mi zabrano
Moje nerwy mnie nie pieszczą
Lata ćwiczeń, medytacji
Aby spokój w piersi rozkwitł
Właśnie tramwaj przegapiłem
Nie ten peron, nie zdążyłem…Transmigracja
Gdzie będziesz Moja Droga?
Przede mną gdzie Cię schowa
Ta siła równej wagi
Co tak lubi z ludzi zakpić?
Potrzebnych parę oznak
Za życia ustalonych
By w przyszłym właśnie one
Pomogły się rozpoznać
Najsilniejsze dwa wspomnienia
Coś coś co z krańców nas przyciągnie
Będę szukał Twego brzmienia
Które dziś wysyłasz do mnie
Niechaj będzie tajemnicą
W rdzeniu świadomości wrytą
I opadłą w dusz kotwicą
Która to zagadką skrytąZagubiony
30 września
2024
Coraz częściej czuję lęk
Przed tym, co od niedawna
Jeszcze było mi przyjemnością
Sumienia złowieszczy dźwięk
Kłamstwem podszyta prawda
Nocą tulą mnie z miłością
Tak bardzo potrzebuję ciszy wieczoru
Nie dla mnie już przygodny seks, już nie
Stoję na dziwnym życia przedpolu
Czy to zmiana na lepsze dokonuje się?
Wiem, z zaskoczenia zwykle działa los
Przewidzieć ruch jego — to mrzonka
Wsłuchany w swego serca głos
Pośród myśli złych się błąkamNie mamy czasu na sentymenty
Nie mamy czasu na sentymenty
I brak nam go na rozmowy o sobie
On w prostej linii przez dzień przechodzi kręty
Ja milczę, Ty niczego mi nie powiesz
Po tylu latach wśród bitew na słowa
Odwaga chce prawdy dla Twych oczu
Tak łatwo jest się w sobie schować
A trudno w chwili takiej się zjednoczyć
Potrzebowałem czasu żeby dojrzeć
Do tego życia, które jest właściwe
By na nie z innej strony spojrzeć
I zrozumieć emocje tak dotkliwe
Przetoczył się przez nas duch bezradności
Wielkie mamy ze sobą braki
W każdym spotkaniu szukamy miłości
By w każdym zbliżeniu znaleźć jej smaki
Na moment poza wszystkim
Ramiona niech scalą się
Raz daleki, a raz bliski
Nieustannie kochający Cię…
Długo, za długo, za długo to już trwa…
Odchodzisz, powroty, odchodzę ja!
Nie chcę, ja nie chcę, nie chcę już być sam!
Przychodzisz, odejścia, przychodzę ja…Gdyby Cię nie było
Białą herbatą z przedwczoraj popijałbym ranek
Wczesny jak wtenczas, gdy jeszcze ziewałaś
Budząc mój zachwyt, tym właśnie ziewaniem
Gdy dzielnie jak żołnierz na życie wstawałaś
Gdyby Cię nie było
Jak _Kusy_ utykałbym z miłości
I piłbym nie wierząc już w miłość
I nijak bym żył, nie wierząc już przyszłości
Co dzień cieszyłem się, że Cię mam w tym mieście
Że jesteś, że Cię Kocham pośród tylu kobiet
Dzisiaj jeszcze nie wiem, co to znaczy odejście
To prawdziwe na zawsze lecz już tęsknię ja po TobieLudziom w oczy
Nie lubię patrzeć ludziom w oczy
Bo coś mi nie pozwala
Przeraża mnie ich pesymizm
Jakby w nich umarła wiara
Nie lubię patrzeć ludziom w oczy
Widzę w nich tak mało
Przygnębieni siewcy śmierci
Jakby żyć im się nie chciało
Coraz częściej noszę okulary
Chcąc ukryć się przed światem
Złudne może lecz to sprawia
Że w duszy mojej brzmią fanfary
Kłamstwo, zazdrość, jad, nienawiść
Radość z moich niepowodzeń
Grunt to się z sobą dobrze bawić
Bez nich na swej drodze
Nie lubię patrzeć ludziom w oczy
Wygasły w nich wartości
Nieskorzy tacy do pomocy
W pułapce świata bez miłości
Nie lubię patrzeć ludziom w oczy
A widzieć coś dobrego
Chciałbym nie dostrzegać złego
By mnie pięknem ktoś zaskoczyłA u mnie świeca
_05:15, 11 września, Wrocław_
_Sępolno, w mieszkaniu_
A u mnie świeca
Imbir i wetiweria
Pali się jeszcze z wczorajszego wieczora
Czwarta pięćdziesiąt dwie
Pięć mocnych gwiazd
I księżyc w kształcie ostrego banana
Kawa z łyżeczką w kubku
A u mnie świeca
I skośny jazz przed świtem
Jeszcze świerszcze
I ostatni chłód lata
O piątej trzynaście
A u mnie świeca
Starczy jeszcze na wieczór jutrzejszy
Lecz już nie do rana
A u mnie świeca
W przebudzeniu pierwsze myśli:
Tylko mnie kochaj, a damy sobie radę…Czuję że tej zimy…
Czuję, że tej zimy znajdę w Tobie pasję.
Znów zacznę słuchać rocka —
Black Country Communion.
Zapomnisz o jesieni, której tak nie lubisz.
Odżyjesz w ziemie, którą wolisz.
Od chlapy, deszczu, szarości.
Dymów z kominów tego miasta
Który widok na i tak niezbyt ciekawą
Drukarnię gęstością przysłania.
Wiesz, biały puch to przynajmniej okrasza
Najbrzydsze kamienice, tulone jak dzieci
W ramionach mrozu z dodatkiem sopli
I naturalnego brokatu, co jaskrawością
zwykle bije po oczach, oślepia za dnia.
Czuję, że tej zimy znajdę w Tobie pasję.
Ten uśmiech dobrem i szczerością szeroki.
Na śnieg! Na śnieg chodźmy Miła!
By w radości tej, magii grudnia
podtrzymać, co niewygasłe.
Piękna jest natura goła
gdy na oczach naszych jesień
ostatnie odzienie wierzchnie
bezwstydnie z siebie zrzuciła…*15
gdy czuję się samotny
myślę o Tobie i muzyce jazzowej
choć słucham tej ciszy pomiędzy dźwiękami
palca koniuszkiem maluję obraz na brzuchu
co moment objąć chcę Twoją głowę
ognistą w te zimne dni marcowe
natchnienie odwiedza mnie czasami
wstaję po czwartej, jeszcze ciemno
za oknem śnieg dodaje otuchy
jak nowojorski pejzaż zimowy
żadne tam marzenie
ale tak mieszkać na Manhattanie
piękni jesteśmy, być jeszcze bogatym…Eskapady
Eskapady nocne, gdy diabelską mocą wiedziony
Tramwajem w starego miasta kąty jadę
By me ciało jej rzęsom biło pokłony
W spodniach mam hybrydową szpadę
Z wilgoci powstaję jak Feniks z popiołu
Tej nocy głównym daniem byłem dla niej
Rano niczym okruch życia trzymam się stołu
Przedświt mi włącza jako takie myśli pranie
Eskapada bez snu, przegubowym autobusem
Umęczone twarze za swojego cię mają
Jednym tylko z niego wyskakuję susem
Poddając się zielonym parku skrajomWtorek —
Koło czyjego okna, jak duch przechodzę
O tej bezlitosnej porze?
Myśli ciężarne rodzę.
Słyszę wnętrze swej modlitwy
Co powtarza: Boże, Boże, Boże…
Co to za ptaka gatunek, który śpiewa?
Przedwczoraj dzień poezji, wiosny dzień pierwszy.
Przede mną złowrogo ten czas rozbrzmiewa
Pośród tylu wspaniałych przyjaciół wierszy.
Ty śpisz jeszcze, wstawanie mając za sobą
I na przystankach stanie w mroźnych minutach.
Oddałbym swe lata młode, byle by być z Tobą
Bo to życie moje jest jak pokuta.
A co ja pocznę, gdy zabraknie mi Ciebie?
Żałobę znosić mi przyjdzie samotnie
Wiedz, że ja umrę na Twym pogrzebie
Bo tylko śmierć — tak jak Ty — mnie dotknie…Środa —
Okazuje się, że myśli moje nie kończą się na tym
By jeden to wiersz był, gdy przechodzę pod oknem.
Mam nadzieję, że śpisz i sen masz kosmaty?
Śpij dobrze, ja przed zimnem guzik dopnę.
Ptaszki szersze niż wczoraj toczą rozmowy.
Donośne ich plotki o nas na całą dzielnicę.
Ale gdyby dźwiękiem tak pięknym
wydobywać słowy?
To ja zacząłbym o nas zapewne krzyczeć.
Uwierz mi proszę. Żebyś tylko słyszała
Jaki zachwyt niesie się w ich głosie.
Wyobrażam sobie jakbyś ich słuchała
Ze śniadaniem lub pod wieczór przy papierosie.
Ale one tu dla mnie współczucia nie kryją.
Jest przed piątą, to nieludzka godzina.
Dlatego z bólu ptaki, jak ja, nie wyją,
Bo dla ptaków się nigdy nic nie zaczyna.Czwartek —
Ach! Dziś to koncert prawdziwy, symfonia!
Najwyższy poziom czystych dźwięków.
Dzień trzeci pod oknem Twoim
Przeszedłem, jak człowiek już.
Trzydniowa do ludzkiej postaci to droga od ducha.
Nie słyszałem dziś u siebie duszy swej jęków
Bo lepiej chyba jest mi znacznie
Z pewnością od dnia pierwszego.
Choć stojąc znów na przystanku
Nadal otula mnie chłód
A ciepły mam płaszcz ostatni
I rozpacz już mniejsza dzięki Tobie.
Leku mój na stan, co życia przekreśla chwile.
Dlatego nie wiem, dumać nie chcę
Choć atak szturmują znów myśli
Że stracę Ciebie dla mnie za wcześnie
I nieznany będzie nam spacer
Wśród jesiennych liści…pocałunki na szyję
inny dotyk niż ten na co dzień
który ciało Twe przyjmuje
o ile, a pamięta skóra
nie dreszczy przeznaczenie
ale oszukać istotę starych bodźców
dla odmiany będę dotykał
gdzie taki niby banał
a mówią, że tam nosimy swe życie
pocałunki na szyi zostawię
jak dźwięki przyjemnego jazzu
który długim koncertem przyobleka wieczór
pocałunki na szyi zostawię
pocałunki na szyję
pocałunki
zostawię
_Polska/Czechy_
_7 maja, 2024_Szósty grudnia
Znowu tramwaj nie przyjechał mi
Do życia mego jak to się ma?
„Coś się stało w mieście dziś”
Rzekł do Pani, jakiś taki Pan
Nie ma śniegu, Mikołaja też
Zawsze zjeżdżał w miasta biały puch
Od tygodnia szaro, pada deszcz
Ponoć od rana jest wstrzymany ruch
A ta Pani przytuliła go
Bo to życie smutne zdało się jej wtem
A ja stałem, wcierałem w ręce krem
Od tych państwa w trzeci stałem krok
Gdy ta Pani na mnie popatrzyła się
W mig poczułem ten jej depresyjny stan
I już widziałem, jak to dotyka mnie
I jak to się do życia mego ma…
Wszystko wywiera na nas jakiś wpływ
Życie zawsze ma największy bis
Nagle na przystanku następuje zryw
Z oddali widać autobusu rys
Ludzie mieli już czekania dość
Jesień krwawiła z szaroburych ran
Stało się w mieście poważnego coś
Rzekł do Pani pewny siebie Pan
A ta Pani przytuliła go…
Chwila posłańcem życia przecież jest
Teraz szybko się przesuwa czas
Za tramwaj, autobus, co już wyraźnie mknie
Niektórych czekających oślepia świateł blask
Obserwuję wszystkich, przejęła ulga ster
Radości pełni bez wyjątku wraz
W każdego jakiś jego ważny cel
Linia rezerwowa zbiera wszystkich nas
A ta Pani tuli mocno go
W autobusie niemożebny ścisk
Stoję od nich w jakiś siódmy krok
Korki, klaksony, chaos, miasta pisk!
W jednej z kamienic czeka na mnie ktoś
Prywatny Mikołaj, co się nie śni dzieciom
Na peronach wszechogarniająca złość
więcej..
BESTSELLERY
- EBOOK1,01 zł
- 24,90 zł
- 24,90 zł
- EBOOK34,00 zł
- Wydawnictwo: Oficyna Literacka Noir sur BlancFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: PoezjaBukowski zaczął pisać wiersze w wieku lat trzydziestu pięciu, a więc gdy miał już dawno za sobą swój debiut prozatorski. Najbardziej płodnym poetycko okresem były lata sześćdziesiąte - opublikował w tym czasie kilka zbiorów. To ...EBOOK
23,80 zł 28,00
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.