- promocja
Nic tu nie jest prawdą - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Nic tu nie jest prawdą - ebook
Świętując swoje urodziny w lokalnym pubie, popularna podcastarka Alix Summers poznaje niepozorną Josie Fair. Okazuje się, że Josie również obchodzi swoje czterdzieste piąte urodziny.
Kilka dni później Alix i Josie spotykają się ponownie, tym razem przed szkołą dzieci Summers. Josie zna twórczość Alix i jest pewna, że jej historia mogłaby być interesującym tematem do odcinka podcastu.
Życie Josie wydaje się być dziwne i zagmatwane. Mimo, że Alix czuje się nieswojo w jej towarzystwie, nie potrafi oprzeć się pokusie kontynuowania pracy nad podcastem. Stopniowo zaczyna zdawać sobie sprawę, że Fair skrywa bardzo mroczne sekrety i zanim się obejrzy, kobieta wtargnęła w życie Summers – i do jej domu.
Jednakże, tak szybko jak się pojawiła, Josie znika. Dopiero wtedy Alix odkrywa, że Josie pozostawiła straszne i przerażające dziedzictwo, a sama Alix stała się tematem swojego własnego podcastu true crime i życie rodziny Summersów jest zagrożone.
Kilka dni później Alix i Josie spotykają się ponownie, tym razem przed szkołą dzieci Summers. Josie zna twórczość Alix i jest pewna, że jej historia mogłaby być interesującym tematem do odcinka podcastu.
Życie Josie wydaje się być dziwne i zagmatwane. Mimo, że Alix czuje się nieswojo w jej towarzystwie, nie potrafi oprzeć się pokusie kontynuowania pracy nad podcastem. Stopniowo zaczyna zdawać sobie sprawę, że Fair skrywa bardzo mroczne sekrety i zanim się obejrzy, kobieta wtargnęła w życie Summers – i do jej domu.
Jednakże, tak szybko jak się pojawiła, Josie znika. Dopiero wtedy Alix odkrywa, że Josie pozostawiła straszne i przerażające dziedzictwo, a sama Alix stała się tematem swojego własnego podcastu true crime i życie rodziny Summersów jest zagrożone.
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788368045840 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prolog
Przejście z chłodu klimatyzowanego hotelowego foyer w parną, rozgrzaną noc nie pomaga mu wytrzeźwieć. Dręczy go panika i klaustrofobia. Na jego skórze szybko pojawia się pot jak czysty alkohol, zbiera się wzdłuż kręgosłupa i u podstawy pleców. Jak to możliwe, że o trzeciej nad ranem jest tak gorąco? I gdzie ona się podziewa? Gdzie ona jest? Odwraca się, żeby sprawdzić, czy nie czeka za nim, i wtedy zauważa rozmyty, falujący i podwójny obraz postaci za oknami hotelu. A potem jakieś auto podjeżdża przed wejście i jego serce w końcu zwalnia. Jest tutaj. Wreszcie. Dzięki Bogu. Ta okropna noc dobiegnie końca. Mruży oczy, żeby skupić wzrok i poszukać za kierownicą kojącej plamy blond włosów, lecz na próżno. Szyba się opuszcza i mężczyzna lekko się cofa.
– Że co? – mówi do szatynki za kierownicą. – Co ty tutaj robisz? Gdzie jest moja żona?
– Wszystko w porządku – uspokaja go kobieta. – Przysłała mnie, bo sama za dużo wypiła. Prosiła, żebym cię odwiozła do domu. Szybko. Wsiadaj.
Ogląda się za siebie, szukając dziewczyny, widzi ją, jak opuszcza hotel i oddala się prędkim krokiem, przyciskając torebkę do boku.
– Mam wodę. Mam kawę. Dalej, za chwilę będziesz w domu.
Pies na jej kolanach powarkuje cicho, kiedy mężczyzna wsiada.
– Myślałem, że już się wyprowadziłaś – zauważa, odwracając się, by sięgnąć po pas. – Myślałem, że już cię nie ma.
Kobieta uśmiecha się do niego, odkręcając plastikową butelkę z wodą, którą następnie mu podaje.
– Tak, ale byłam potrzebna. Tak czy inaczej, napij się. Wypij wszystko.
Mężczyzna przykłada butelkę do spierzchniętych ust i pociąga solidny łyk. Potem zamyka oczy i czeka, aż znajdzie się w domu.Majowa premiera w serwisie Netflix: Hej, urodzinowa bliźniaczko!
Twórcy takich hitów, jak Potwór z sąsiedztwa oraz Seryjny randkowicz, przedstawiają podcast osadzony w serialu dokumentalnym, coś w rodzaju podumentu. W czerwcu 2019 roku popularna podcasterka Alix Summer zrobiła odskocznię od swojego słynnego projektu Cała kobieta o żeńskiej stronie sukcesu, żeby zaprezentować Hej, urodzinowa bliźniaczko! – historię mieszkanki tego samego miasta, z którą łączy ją dzień i miejsce urodzenia. Dzięki kolejnym rozmowom Summer zaczęła odkrywać coraz bardziej szokujące szczegóły z przeszłości tej z pozoru zwyczajnej sąsiadki, a po kilku tygodniach jej szczęście legło w gruzach, zaś dwoje ludzi straciło życie. Absolutnie mrożąca krew w żyłach opowieść, która pozwoli wam zajrzeć w najmroczniejsze zakamarki człowieczeństwa – gwarantujemy, że połkniecie całość w jeden dzień.
Hej, urodzinowa bliźniaczko!
NETFLIX SERIAL ORYGINALNY
Ekran jest ciemny. Powoli odsłania się wnętrze studia nagrań.
Pojawia się tekst:
Fragment odcinka podcastu Alix Summer, 20 czerwca 2019
Słychać kobiecy głos.
– Wygodnie ci, Josie?
– Tak, wygodnie.
– Świetnie. W takim razie ja sobie tutaj będę ustawiać różne rzeczy, a ty opowiedz mi, co jadłaś dzisiaj na śniadanie.
– No cóż...
– Tylko po to, żebym mogła przetestować jakość dźwięku.
– Jasne. Okej, jadłam tosty. Dwie kromki, jedna z dżemem i jedna z masłem orzechowym. I kubek herbaty do tego. Takiej eleganckiej, z Marks. W złotym pudełku.
– Z mlekiem?
– Tak, z mlekiem.
Następuje krótka przerwa.
Kamera krąży po pustym studiu nagraniowym, koncentrując się na detalach: liniach biegnących w dół i w górę na monitorze, porzuconych słuchawkach, kubku po kawie.
– I jak? W porządku?
– Tak, idealnie. Wszystko gotowe. Będę odliczać od trzech, a potem cię przedstawię, okej?
– Tak, okej.
– Świetnie. No to... trzy... dwa... jeden... Witajcie, moi drodzy! Nazywam się Alix Summer i mam dla was coś odrobinę innego...
Dźwięk cichnie, obraz ponownie się zaciemnia.
Zaczynają się napisy początkowe.Sobota, 8 czerwca 2019
Josie wyczuwa dyskomfort męża, gdy wchodzą w złocisty blask wnętrza gastropubu. Setki razy mijała to miejsce. Myślała: to nie dla nas. Wszyscy byli zbyt młodzi. Menu wypisane kredą na tablicy reklamowało dania, o których ona nigdy wcześniej nie słyszała. Co to jest bottarga? Jednak w tym roku jej urodziny wypadły w sobotę i kiedy Walter zapytał, jak chce świętować, nie powiedziała: „Och, wystarczy coś z dostawą i butelka wina”. W tym roku w jej wyobraźni pojawił się miodowy blask Lansdowne, gwar rozmów, szampan w wiaderkach z lodem na stoliku w ogródku w ciepły letni wieczór, a ponieważ w poprzednim miesiącu dostała niewielki spadek po babci, Josie popatrzyła na siebie w lustrze i spróbowała ujrzeć w nim osobę, która obchodzi urodziny w gastropubie w Queen’s Park.
– Powinniśmy wyjść na kolację – oznajmiła.
– Okej – zgodził się wtedy Walter. – Masz jakieś miejsce na oku?
– Lansdowne. Wiesz, przy Salusbury Road.
Jej mąż tylko uniósł brew i powiedział:
– Twoje urodziny, twój wybór.
Teraz przytrzymuje przed nią otwarte drzwi, a ona przechodzi i przystają na moment przy znaku „Proszę poczekać na kelnera”. Josie, przyciskając torebkę do brzucha, rozgląda się po gościach spędzających wczesny wieczór na jedzeniu i piciu.
– Fair – oznajmia młodemu mężczyźnie, który zbliża się do nich z notatnikiem. – Josie. Rezerwacja na wpół do ósmej.
On uśmiecha się najpierw do niej, potem do Waltera i z powrotem.
– Dla dwojga, tak?
Zostają zaprowadzeni do ładnego stolika w kącie. Walter siada na bankietce, ona na krześle obitym aksamitem. Dostają menu na tabliczkach z klipsem. Już wcześniej sprawdziła wszystko w internecie, googlując każdą nieznaną nazwę, więc od razu wie, co zamówić. Biorą też szampana. Nie obchodzi jej, co na to Walter.
Jej uwagę zwraca jakieś zamieszanie w wejściu do pubu. Pojawia się kobieta, niesie balon z hasłem „Urodzinowa królowa”. Jej włosy koloru chłodnego blondu są ścięte w taki sposób, by poruszały się niczym płyn. Ma na sobie spodnie z szerokimi nogawkami i bluzkę składającą się z dwóch kawałków materiału złączonych troczkami po bokach. Jej skóra jest gładka, a uśmiech szeroki. Śladem kobiety podąża grupka ludzi w podobnym wieku; ktoś trzyma bukiet, ktoś inny eleganckie torebki prezentowe.
– Alix Summer! – woła donośnym głosem nieznajoma. – Stół dla czternastu osób.
– Popatrz – rzuca Walter, szturchając ją delikatnie. – Kolejna solenizantka.
Josie kiwa głową z roztargnieniem.
– Tak, na to wygląda.
Nowi goście idą za kelnerem do stolika naprzeciwko. Josie widzi na stoliku trzy wiaderka z lodem, a w każdym po dwie butelki szampana. Siadanie odbywa się bardzo głośno, ktoś dyryguje, ktoś inny krzyczy, że przecież nie będzie siedzieć przy mężu, na litość boską, a kobieta o imieniu Alix zawiaduje tym wszystkim z szerokim uśmiechem, podczas gdy wysoki rudy mężczyzna, prawdopodobnie jej partner, zabiera od niej balon i przywiązuje do oparcia krzesła. Jeszcze chwila i w końcu wszyscy zajmują miejsca, pierwsze butelki szampana zostają otwarte i rozlane do czternastu kieliszków trzymanych przez czternaście osób z opalonymi rękami, widać złote bransoletki i świeżo wyprasowane białe koszule, kiedy wyciągają dłonie, by stuknąć się kieliszkami, ci najdalej wstają, żeby sięgnąć nad stołem, a na koniec wszyscy mówią chóralnie:
– Za Alix! Wszystkiego najlepszego!
Josie wbija w nią wzrok.
– Jak myślisz, ile może mieć lat? – pyta Waltera.
– Chryste. Nie mam pojęcia. W tych czasach trudno poznać. Chyba jest po czterdziestce, nie?
Josie kiwa głową. Dzisiaj kończy czterdzieści pięć lat. Aż trudno jej w to uwierzyć. Kiedy była młoda, ten wiek wydawał się bardzo odległą przyszłością. Myślała, że czterdziestopięciolatką będzie w zupełnie innym świecie. Jednak ten moment przyszedł tak szybko i zupełnie nie przypomina jej wyobrażeń. Kobieta zerka na męża, na jego przemijającą urodę, i zastanawia się, jak bardzo inne byłoby jej życie, gdyby się z nim nie związała.
Poznali się, gdy miała trzynaście lat. Był od niej sporo starszy, właściwie to o wiele, wiele starszy. Wszyscy byli wtedy w szoku, oprócz niej. Wyszła za niego jako dziewiętnastolatka. Trzy lata później urodziła dziecko. Następne po kolejnych dwóch. Życie minęło szybko i teraz powinna wspiąć się na sam szczyt, by później powoli zejść po drugiej stronie, ale Josie nie czuje, by kiedykolwiek wspięła się wysoko, raczej doświadczała otchłani zrodzonej z traumy, którą okrążała bez końca ze ściśniętym ze strachu żołądkiem.
Walter jest teraz na emeryturze, wyłysiał, niedosłyszy i niedowidzi, a jego szczytowy okres przypadał gdzieś tak dawno temu i został tak przyćmiony przez rozżarzoną intensywność wychowywania małych dzieci, że trudno jej sobie w ogóle przypomnieć, jak wyglądał w jej wieku.
Zamawia focaccię z fetą i suszonymi na słońcu pomidorami, a do tego tagliatę z tuńczykiem (słowo TAGLIATA pochodzi od czasownika TAGLIARE, czyli „ciąć”) z purée z fasoli cannellini oraz butelkę veuve clicquot (Veuve Clicquot Yellow Label szczyci się bogatym i palonym smakiem), a ona chwyta Waltera za rękę, przesuwa kciukiem po poplamionej starością skórze i pyta:
– Wszystko w porządku?
– Oczywiście, że tak. Nic mi nie jest.
– Co myślisz o tym miejscu?
– Jest... okej. Podoba mi się.
Josie się rozpromienia.
– To dobrze. Cieszę się.
Unosi kieliszek szampana i zbliża do Waltera. On stuka w jej kieliszek swoim i mówi:
– Wszystkiego najlepszego.
Uśmiech zostaje na twarzy Josie, która obserwuje Alix Summer i jej licznych przyjaciół, rudego męża z ręką spoczywającą swobodnie na oparciu jej krzesła, duże tace z wędlinami i pieczywem, które kelnerzy przynoszą i stawiają na stole, jakby wyczarowane z powietrza, ich głosy, ich gwar, przestrzeń wypełnianą po brzegi ich słowami i śmiechem, i gestami. Bijąca od nich energia musuje, wiruje,upaja, jest jak zorza polarna zgrzytliwego i zachwycającego uprzywilejowania. A pośrodku tego wszystkiego siedzi solenizantka z szerokim uśmiechem i dużymi zębami, z włosami migoczącymi w blasku lamp, prostym złotym łańcuszkiem z jakimś wisiorkiem, który przy każdym ruchu muska jej błyszczące obojczyki.
– Ciekawe, czy też ma urodziny dokładnie dzisiaj – zastanawia się Josie.
– Być może – stwierdza Walter. – Ale jest sobota, więc kto wie.
Jej dłoń znajduje łańcuszek, który nosiła od trzydziestego roku życia – to prezent urodzinowy podarowany jej przez Waltera. Myśli sobie, że może powinna coś na nim zawiesić. Coś lśniącego.
W tym momencie mąż podaje jej niewielki prezent.
– To takie małe coś. Mówiłaś, że nic nie chcesz, ale ci nie uwierzyłem.
Szczerzy do niej zęby, na co ona odpowiada tym samym i odwija papier. Pod nim znajduje buteleczkę perfum marki Ted Baker.
– Wspaniale. Bardzo dziękuję. – Wychyla się i całuje Waltera w policzek.
Przy stole naprzeciwko Alix Summer zagląda do torebek z prezentami, zagląda do kartek urodzinowych i głośno dziękuje bliskim. Odkłada kartkę na blat i Josie zauważa na niej liczbę czterdzieści pięć. Szturcha Waltera.
– Patrz, czterdzieści pięć. Jesteśmy urodzinowymi bliźniaczkami.
Ledwie wymówi te słowa, a już czuje, jak ogarnia ją dojmujące poczucie żalu, którego doświadczała przez większość życia. Nigdy wcześniej nie potrafiła określić jego źródła i nigdy nie wiedziała, co oznacza. Ale teraz wie.
Ten żal wskazuje, że Josie się myliła. Że wszystko – dosłownie wszystko – jest nie takie, jak powinno być, a jej powoli zaczyna brakować czasu, by to naprawić.
Widzi, jak Alix wstaje i rusza do toalety, więc sama też się podnosi i oznajmia:
– Zaraz wracam.
Zaskoczony Walter unosi wzrok znad szynki parmeńskiej i melona, lecz nic nie mówi.
Chwilę później odbicia Josie i Alix pojawiają się obok siebie w lustrze nad umywalkami.
– Hej, urodzinowa bliźniaczko! – rzuca Josie głosem nieco wyższym, niż się spodziewała.
– Och! Też masz dzisiaj urodziny? – odpowiada Alix, a jej twarz od razu przybiera ciepły wyraz.
– Tak. Kończę czterdzieści pięć lat!
– Rany! Ja też! Wszystkiego najlepszego!
– Nawzajem!
– O której godzinie się urodziłaś?
– Ojej, nie mam pojęcia.
– Ja tak samo.
– A to było gdzieś niedaleko?
– Tak, w Szpitalu Świętej Marii. A ty?
Serce Josie zaczyna szybciej bić.
– W tym samym szpitalu!
– Rany – powtarza Alix. – To aż niepokojące.
Opuszki jej palców sięgają do wisiorka na szyi i Josie widzi, że to złoty trzmiel. Już ma zamiar coś dodać na temat tego niezwykłego zbiegu okoliczności, kiedy otwierają się drzwi toalety i wchodzi jedna z koleżanek Alix.
– Tu jesteś! – mówi, ubrana w wyblakłe dżinsy w stylu lat siedemdziesiątych i bluzkę z odsłoniętym ramieniem. Jej uszy zdobią ogromne kolczyki koła.
– Zoe! Spotkałam swoją urodzinową bliźniaczkę! To moja starsza siostra, Zoe.
Josie uśmiecha się do Zoe i wyjaśnia:
– Urodziłyśmy się tego samego dnia, w tym samym szpitalu.
– Niesamowite! – zachwyca się kobieta.
Potem siostry porzucają temat Wielkiego Zbiegu Okoliczności i w jednej chwili Josie zdaje sobie sprawę, że ten dziwny moment więzi był dla Alix czymś nieznaczącym, ulotnym, jednak dla jej urodzinowej bliźniaczki niesie ze sobą dużą wagę i znaczenie. Ma ochotę chwycić go i siłą na powrót wtłoczyć w niego życiodajne powietrze, lecz nie może. Musi wrócić do męża, do focaccii, a Alix wróci do przyjaciół i imprezy. Josie rzuca jeszcze cicho „do widzenia”, odwracając się do wyjścia, a druga kobieta posyła jej promienny uśmiech i odpowiada:
– Wszystkiego najlepszego, urodzinowa bliźniaczko!
– Nawzajem!
Jednak Alix już jej nie słyszy.
1:00
Alix czuje, jak kręci jej się w głowie. Tequila zmiata o północy. Za dużo tego było. Nathan nalewa sobie szkocką i sam zapach przyprawia Alix o szybsze zawroty. W domu panuje cisza. Czasami, kiedy mają energiczną opiekunkę, zastają dzieci jeszcze na nogach, niespokojne i irytująco rozbudzone. Czasami telewizor jest rozkręcony do maksimum. Jednak nie tej nocy. Cicha kobieta po pięćdziesiątce wyszła pół godziny temu, a oni zastali porządek i szum zmywarki. Kot wędruje właśnie po kanapie w stronę Alix i mruczy, jeszcze zanim jej dłoń dotknie sierści.
– Tamta kobieta – woła do Nathana, wyciągając pazury zwierzęcia ze swoich spodni. – Ta, która ciągle się na nas gapiła. Weszła do łazienki. Okazało się, że też miała dzisiaj czterdzieste piąte urodziny. Dlatego tak się na nas oglądała.
– Ha, urodzinowa bliźniaczka – rzuca Nathan.
– Nawet w tym samym szpitalu. To zabawne, wiesz? Zawsze myślałam, że powinno nas być dwie. Zawsze się zastanawiałam, czy mama zostawiła tę drugą córkę w szpitalu. Może to była ona?
Nathan siada ciężko obok niej i kołysze szklaneczką whisky z pojedynczą kostką lodu – jedną z tych kulistych, które robi z wody mineralnej.
– Ona? To mało prawdopodobne – stwierdza.
– Dlaczego?
– Bo ty jesteś śliczna, a ona...
– Słucham? – Alix czuje, że narasta w niej słuszny gniew. Podoba jej się to, jak docenia jej urodę, ale szkoda, że nie jest w stanie dostrzec piękna u mniej konwencjonalnie atrakcyjnych kobiet. Kiedy tak oczernia czyjś wygląd, wydaje się płytki i mizoginistyczny. A ona przestaje go lubić. – Moim zdaniem była bardzo ładna. Wiesz, miała oczy tak ciemne, że niemal czarne. I falowane włosy. Nieważne, dziwny zbieg okoliczności, co? W ogóle ta myśl, że dwoje ludzi rodzi się w tym samym miejscu, w tym samym czasie...
– W sumie nic w tym dziwnego. Tamtego dnia w szpitalu pewnie urodziło się jeszcze dziesięcioro innych dzieci. Może nawet więcej.
– Ale spotkać jedno z nich. I to w dniu urodzin.
Kot zwinął się w kłębek na jej kolanach. Alix przeciąga palcami po futerku na szyi zwierzęcia i zamyka oczy, jednak zaraz je otwiera, gdy pokój znowu wiruje. Zsuwa kota i biegnie do łazienki na końcu korytarza, gdzie gwałtownie wymiotuje.
Przejście z chłodu klimatyzowanego hotelowego foyer w parną, rozgrzaną noc nie pomaga mu wytrzeźwieć. Dręczy go panika i klaustrofobia. Na jego skórze szybko pojawia się pot jak czysty alkohol, zbiera się wzdłuż kręgosłupa i u podstawy pleców. Jak to możliwe, że o trzeciej nad ranem jest tak gorąco? I gdzie ona się podziewa? Gdzie ona jest? Odwraca się, żeby sprawdzić, czy nie czeka za nim, i wtedy zauważa rozmyty, falujący i podwójny obraz postaci za oknami hotelu. A potem jakieś auto podjeżdża przed wejście i jego serce w końcu zwalnia. Jest tutaj. Wreszcie. Dzięki Bogu. Ta okropna noc dobiegnie końca. Mruży oczy, żeby skupić wzrok i poszukać za kierownicą kojącej plamy blond włosów, lecz na próżno. Szyba się opuszcza i mężczyzna lekko się cofa.
– Że co? – mówi do szatynki za kierownicą. – Co ty tutaj robisz? Gdzie jest moja żona?
– Wszystko w porządku – uspokaja go kobieta. – Przysłała mnie, bo sama za dużo wypiła. Prosiła, żebym cię odwiozła do domu. Szybko. Wsiadaj.
Ogląda się za siebie, szukając dziewczyny, widzi ją, jak opuszcza hotel i oddala się prędkim krokiem, przyciskając torebkę do boku.
– Mam wodę. Mam kawę. Dalej, za chwilę będziesz w domu.
Pies na jej kolanach powarkuje cicho, kiedy mężczyzna wsiada.
– Myślałem, że już się wyprowadziłaś – zauważa, odwracając się, by sięgnąć po pas. – Myślałem, że już cię nie ma.
Kobieta uśmiecha się do niego, odkręcając plastikową butelkę z wodą, którą następnie mu podaje.
– Tak, ale byłam potrzebna. Tak czy inaczej, napij się. Wypij wszystko.
Mężczyzna przykłada butelkę do spierzchniętych ust i pociąga solidny łyk. Potem zamyka oczy i czeka, aż znajdzie się w domu.Majowa premiera w serwisie Netflix: Hej, urodzinowa bliźniaczko!
Twórcy takich hitów, jak Potwór z sąsiedztwa oraz Seryjny randkowicz, przedstawiają podcast osadzony w serialu dokumentalnym, coś w rodzaju podumentu. W czerwcu 2019 roku popularna podcasterka Alix Summer zrobiła odskocznię od swojego słynnego projektu Cała kobieta o żeńskiej stronie sukcesu, żeby zaprezentować Hej, urodzinowa bliźniaczko! – historię mieszkanki tego samego miasta, z którą łączy ją dzień i miejsce urodzenia. Dzięki kolejnym rozmowom Summer zaczęła odkrywać coraz bardziej szokujące szczegóły z przeszłości tej z pozoru zwyczajnej sąsiadki, a po kilku tygodniach jej szczęście legło w gruzach, zaś dwoje ludzi straciło życie. Absolutnie mrożąca krew w żyłach opowieść, która pozwoli wam zajrzeć w najmroczniejsze zakamarki człowieczeństwa – gwarantujemy, że połkniecie całość w jeden dzień.
Hej, urodzinowa bliźniaczko!
NETFLIX SERIAL ORYGINALNY
Ekran jest ciemny. Powoli odsłania się wnętrze studia nagrań.
Pojawia się tekst:
Fragment odcinka podcastu Alix Summer, 20 czerwca 2019
Słychać kobiecy głos.
– Wygodnie ci, Josie?
– Tak, wygodnie.
– Świetnie. W takim razie ja sobie tutaj będę ustawiać różne rzeczy, a ty opowiedz mi, co jadłaś dzisiaj na śniadanie.
– No cóż...
– Tylko po to, żebym mogła przetestować jakość dźwięku.
– Jasne. Okej, jadłam tosty. Dwie kromki, jedna z dżemem i jedna z masłem orzechowym. I kubek herbaty do tego. Takiej eleganckiej, z Marks. W złotym pudełku.
– Z mlekiem?
– Tak, z mlekiem.
Następuje krótka przerwa.
Kamera krąży po pustym studiu nagraniowym, koncentrując się na detalach: liniach biegnących w dół i w górę na monitorze, porzuconych słuchawkach, kubku po kawie.
– I jak? W porządku?
– Tak, idealnie. Wszystko gotowe. Będę odliczać od trzech, a potem cię przedstawię, okej?
– Tak, okej.
– Świetnie. No to... trzy... dwa... jeden... Witajcie, moi drodzy! Nazywam się Alix Summer i mam dla was coś odrobinę innego...
Dźwięk cichnie, obraz ponownie się zaciemnia.
Zaczynają się napisy początkowe.Sobota, 8 czerwca 2019
Josie wyczuwa dyskomfort męża, gdy wchodzą w złocisty blask wnętrza gastropubu. Setki razy mijała to miejsce. Myślała: to nie dla nas. Wszyscy byli zbyt młodzi. Menu wypisane kredą na tablicy reklamowało dania, o których ona nigdy wcześniej nie słyszała. Co to jest bottarga? Jednak w tym roku jej urodziny wypadły w sobotę i kiedy Walter zapytał, jak chce świętować, nie powiedziała: „Och, wystarczy coś z dostawą i butelka wina”. W tym roku w jej wyobraźni pojawił się miodowy blask Lansdowne, gwar rozmów, szampan w wiaderkach z lodem na stoliku w ogródku w ciepły letni wieczór, a ponieważ w poprzednim miesiącu dostała niewielki spadek po babci, Josie popatrzyła na siebie w lustrze i spróbowała ujrzeć w nim osobę, która obchodzi urodziny w gastropubie w Queen’s Park.
– Powinniśmy wyjść na kolację – oznajmiła.
– Okej – zgodził się wtedy Walter. – Masz jakieś miejsce na oku?
– Lansdowne. Wiesz, przy Salusbury Road.
Jej mąż tylko uniósł brew i powiedział:
– Twoje urodziny, twój wybór.
Teraz przytrzymuje przed nią otwarte drzwi, a ona przechodzi i przystają na moment przy znaku „Proszę poczekać na kelnera”. Josie, przyciskając torebkę do brzucha, rozgląda się po gościach spędzających wczesny wieczór na jedzeniu i piciu.
– Fair – oznajmia młodemu mężczyźnie, który zbliża się do nich z notatnikiem. – Josie. Rezerwacja na wpół do ósmej.
On uśmiecha się najpierw do niej, potem do Waltera i z powrotem.
– Dla dwojga, tak?
Zostają zaprowadzeni do ładnego stolika w kącie. Walter siada na bankietce, ona na krześle obitym aksamitem. Dostają menu na tabliczkach z klipsem. Już wcześniej sprawdziła wszystko w internecie, googlując każdą nieznaną nazwę, więc od razu wie, co zamówić. Biorą też szampana. Nie obchodzi jej, co na to Walter.
Jej uwagę zwraca jakieś zamieszanie w wejściu do pubu. Pojawia się kobieta, niesie balon z hasłem „Urodzinowa królowa”. Jej włosy koloru chłodnego blondu są ścięte w taki sposób, by poruszały się niczym płyn. Ma na sobie spodnie z szerokimi nogawkami i bluzkę składającą się z dwóch kawałków materiału złączonych troczkami po bokach. Jej skóra jest gładka, a uśmiech szeroki. Śladem kobiety podąża grupka ludzi w podobnym wieku; ktoś trzyma bukiet, ktoś inny eleganckie torebki prezentowe.
– Alix Summer! – woła donośnym głosem nieznajoma. – Stół dla czternastu osób.
– Popatrz – rzuca Walter, szturchając ją delikatnie. – Kolejna solenizantka.
Josie kiwa głową z roztargnieniem.
– Tak, na to wygląda.
Nowi goście idą za kelnerem do stolika naprzeciwko. Josie widzi na stoliku trzy wiaderka z lodem, a w każdym po dwie butelki szampana. Siadanie odbywa się bardzo głośno, ktoś dyryguje, ktoś inny krzyczy, że przecież nie będzie siedzieć przy mężu, na litość boską, a kobieta o imieniu Alix zawiaduje tym wszystkim z szerokim uśmiechem, podczas gdy wysoki rudy mężczyzna, prawdopodobnie jej partner, zabiera od niej balon i przywiązuje do oparcia krzesła. Jeszcze chwila i w końcu wszyscy zajmują miejsca, pierwsze butelki szampana zostają otwarte i rozlane do czternastu kieliszków trzymanych przez czternaście osób z opalonymi rękami, widać złote bransoletki i świeżo wyprasowane białe koszule, kiedy wyciągają dłonie, by stuknąć się kieliszkami, ci najdalej wstają, żeby sięgnąć nad stołem, a na koniec wszyscy mówią chóralnie:
– Za Alix! Wszystkiego najlepszego!
Josie wbija w nią wzrok.
– Jak myślisz, ile może mieć lat? – pyta Waltera.
– Chryste. Nie mam pojęcia. W tych czasach trudno poznać. Chyba jest po czterdziestce, nie?
Josie kiwa głową. Dzisiaj kończy czterdzieści pięć lat. Aż trudno jej w to uwierzyć. Kiedy była młoda, ten wiek wydawał się bardzo odległą przyszłością. Myślała, że czterdziestopięciolatką będzie w zupełnie innym świecie. Jednak ten moment przyszedł tak szybko i zupełnie nie przypomina jej wyobrażeń. Kobieta zerka na męża, na jego przemijającą urodę, i zastanawia się, jak bardzo inne byłoby jej życie, gdyby się z nim nie związała.
Poznali się, gdy miała trzynaście lat. Był od niej sporo starszy, właściwie to o wiele, wiele starszy. Wszyscy byli wtedy w szoku, oprócz niej. Wyszła za niego jako dziewiętnastolatka. Trzy lata później urodziła dziecko. Następne po kolejnych dwóch. Życie minęło szybko i teraz powinna wspiąć się na sam szczyt, by później powoli zejść po drugiej stronie, ale Josie nie czuje, by kiedykolwiek wspięła się wysoko, raczej doświadczała otchłani zrodzonej z traumy, którą okrążała bez końca ze ściśniętym ze strachu żołądkiem.
Walter jest teraz na emeryturze, wyłysiał, niedosłyszy i niedowidzi, a jego szczytowy okres przypadał gdzieś tak dawno temu i został tak przyćmiony przez rozżarzoną intensywność wychowywania małych dzieci, że trudno jej sobie w ogóle przypomnieć, jak wyglądał w jej wieku.
Zamawia focaccię z fetą i suszonymi na słońcu pomidorami, a do tego tagliatę z tuńczykiem (słowo TAGLIATA pochodzi od czasownika TAGLIARE, czyli „ciąć”) z purée z fasoli cannellini oraz butelkę veuve clicquot (Veuve Clicquot Yellow Label szczyci się bogatym i palonym smakiem), a ona chwyta Waltera za rękę, przesuwa kciukiem po poplamionej starością skórze i pyta:
– Wszystko w porządku?
– Oczywiście, że tak. Nic mi nie jest.
– Co myślisz o tym miejscu?
– Jest... okej. Podoba mi się.
Josie się rozpromienia.
– To dobrze. Cieszę się.
Unosi kieliszek szampana i zbliża do Waltera. On stuka w jej kieliszek swoim i mówi:
– Wszystkiego najlepszego.
Uśmiech zostaje na twarzy Josie, która obserwuje Alix Summer i jej licznych przyjaciół, rudego męża z ręką spoczywającą swobodnie na oparciu jej krzesła, duże tace z wędlinami i pieczywem, które kelnerzy przynoszą i stawiają na stole, jakby wyczarowane z powietrza, ich głosy, ich gwar, przestrzeń wypełnianą po brzegi ich słowami i śmiechem, i gestami. Bijąca od nich energia musuje, wiruje,upaja, jest jak zorza polarna zgrzytliwego i zachwycającego uprzywilejowania. A pośrodku tego wszystkiego siedzi solenizantka z szerokim uśmiechem i dużymi zębami, z włosami migoczącymi w blasku lamp, prostym złotym łańcuszkiem z jakimś wisiorkiem, który przy każdym ruchu muska jej błyszczące obojczyki.
– Ciekawe, czy też ma urodziny dokładnie dzisiaj – zastanawia się Josie.
– Być może – stwierdza Walter. – Ale jest sobota, więc kto wie.
Jej dłoń znajduje łańcuszek, który nosiła od trzydziestego roku życia – to prezent urodzinowy podarowany jej przez Waltera. Myśli sobie, że może powinna coś na nim zawiesić. Coś lśniącego.
W tym momencie mąż podaje jej niewielki prezent.
– To takie małe coś. Mówiłaś, że nic nie chcesz, ale ci nie uwierzyłem.
Szczerzy do niej zęby, na co ona odpowiada tym samym i odwija papier. Pod nim znajduje buteleczkę perfum marki Ted Baker.
– Wspaniale. Bardzo dziękuję. – Wychyla się i całuje Waltera w policzek.
Przy stole naprzeciwko Alix Summer zagląda do torebek z prezentami, zagląda do kartek urodzinowych i głośno dziękuje bliskim. Odkłada kartkę na blat i Josie zauważa na niej liczbę czterdzieści pięć. Szturcha Waltera.
– Patrz, czterdzieści pięć. Jesteśmy urodzinowymi bliźniaczkami.
Ledwie wymówi te słowa, a już czuje, jak ogarnia ją dojmujące poczucie żalu, którego doświadczała przez większość życia. Nigdy wcześniej nie potrafiła określić jego źródła i nigdy nie wiedziała, co oznacza. Ale teraz wie.
Ten żal wskazuje, że Josie się myliła. Że wszystko – dosłownie wszystko – jest nie takie, jak powinno być, a jej powoli zaczyna brakować czasu, by to naprawić.
Widzi, jak Alix wstaje i rusza do toalety, więc sama też się podnosi i oznajmia:
– Zaraz wracam.
Zaskoczony Walter unosi wzrok znad szynki parmeńskiej i melona, lecz nic nie mówi.
Chwilę później odbicia Josie i Alix pojawiają się obok siebie w lustrze nad umywalkami.
– Hej, urodzinowa bliźniaczko! – rzuca Josie głosem nieco wyższym, niż się spodziewała.
– Och! Też masz dzisiaj urodziny? – odpowiada Alix, a jej twarz od razu przybiera ciepły wyraz.
– Tak. Kończę czterdzieści pięć lat!
– Rany! Ja też! Wszystkiego najlepszego!
– Nawzajem!
– O której godzinie się urodziłaś?
– Ojej, nie mam pojęcia.
– Ja tak samo.
– A to było gdzieś niedaleko?
– Tak, w Szpitalu Świętej Marii. A ty?
Serce Josie zaczyna szybciej bić.
– W tym samym szpitalu!
– Rany – powtarza Alix. – To aż niepokojące.
Opuszki jej palców sięgają do wisiorka na szyi i Josie widzi, że to złoty trzmiel. Już ma zamiar coś dodać na temat tego niezwykłego zbiegu okoliczności, kiedy otwierają się drzwi toalety i wchodzi jedna z koleżanek Alix.
– Tu jesteś! – mówi, ubrana w wyblakłe dżinsy w stylu lat siedemdziesiątych i bluzkę z odsłoniętym ramieniem. Jej uszy zdobią ogromne kolczyki koła.
– Zoe! Spotkałam swoją urodzinową bliźniaczkę! To moja starsza siostra, Zoe.
Josie uśmiecha się do Zoe i wyjaśnia:
– Urodziłyśmy się tego samego dnia, w tym samym szpitalu.
– Niesamowite! – zachwyca się kobieta.
Potem siostry porzucają temat Wielkiego Zbiegu Okoliczności i w jednej chwili Josie zdaje sobie sprawę, że ten dziwny moment więzi był dla Alix czymś nieznaczącym, ulotnym, jednak dla jej urodzinowej bliźniaczki niesie ze sobą dużą wagę i znaczenie. Ma ochotę chwycić go i siłą na powrót wtłoczyć w niego życiodajne powietrze, lecz nie może. Musi wrócić do męża, do focaccii, a Alix wróci do przyjaciół i imprezy. Josie rzuca jeszcze cicho „do widzenia”, odwracając się do wyjścia, a druga kobieta posyła jej promienny uśmiech i odpowiada:
– Wszystkiego najlepszego, urodzinowa bliźniaczko!
– Nawzajem!
Jednak Alix już jej nie słyszy.
1:00
Alix czuje, jak kręci jej się w głowie. Tequila zmiata o północy. Za dużo tego było. Nathan nalewa sobie szkocką i sam zapach przyprawia Alix o szybsze zawroty. W domu panuje cisza. Czasami, kiedy mają energiczną opiekunkę, zastają dzieci jeszcze na nogach, niespokojne i irytująco rozbudzone. Czasami telewizor jest rozkręcony do maksimum. Jednak nie tej nocy. Cicha kobieta po pięćdziesiątce wyszła pół godziny temu, a oni zastali porządek i szum zmywarki. Kot wędruje właśnie po kanapie w stronę Alix i mruczy, jeszcze zanim jej dłoń dotknie sierści.
– Tamta kobieta – woła do Nathana, wyciągając pazury zwierzęcia ze swoich spodni. – Ta, która ciągle się na nas gapiła. Weszła do łazienki. Okazało się, że też miała dzisiaj czterdzieste piąte urodziny. Dlatego tak się na nas oglądała.
– Ha, urodzinowa bliźniaczka – rzuca Nathan.
– Nawet w tym samym szpitalu. To zabawne, wiesz? Zawsze myślałam, że powinno nas być dwie. Zawsze się zastanawiałam, czy mama zostawiła tę drugą córkę w szpitalu. Może to była ona?
Nathan siada ciężko obok niej i kołysze szklaneczką whisky z pojedynczą kostką lodu – jedną z tych kulistych, które robi z wody mineralnej.
– Ona? To mało prawdopodobne – stwierdza.
– Dlaczego?
– Bo ty jesteś śliczna, a ona...
– Słucham? – Alix czuje, że narasta w niej słuszny gniew. Podoba jej się to, jak docenia jej urodę, ale szkoda, że nie jest w stanie dostrzec piękna u mniej konwencjonalnie atrakcyjnych kobiet. Kiedy tak oczernia czyjś wygląd, wydaje się płytki i mizoginistyczny. A ona przestaje go lubić. – Moim zdaniem była bardzo ładna. Wiesz, miała oczy tak ciemne, że niemal czarne. I falowane włosy. Nieważne, dziwny zbieg okoliczności, co? W ogóle ta myśl, że dwoje ludzi rodzi się w tym samym miejscu, w tym samym czasie...
– W sumie nic w tym dziwnego. Tamtego dnia w szpitalu pewnie urodziło się jeszcze dziesięcioro innych dzieci. Może nawet więcej.
– Ale spotkać jedno z nich. I to w dniu urodzin.
Kot zwinął się w kłębek na jej kolanach. Alix przeciąga palcami po futerku na szyi zwierzęcia i zamyka oczy, jednak zaraz je otwiera, gdy pokój znowu wiruje. Zsuwa kota i biegnie do łazienki na końcu korytarza, gdzie gwałtownie wymiotuje.
więcej..