- W empik go
Nic więcej - ebook
Nic więcej - ebook
Czy czuliście kiedyś samotność? Czy czuliście pustkę w pokoju pełnym ludzi? Czy czuliście zazdrość na widok całującej się na ulicy pary? Zazdrość, która serce zamienia w kamień spadający w otchłań tęsknoty? Czy byliście w miejscu, gdzie zapomina się o swoich pragnieniach? I wtedy, pojawia się ONA. Osoba wlewająca do waszego serca balsam nadziei na lepsze jutro. Osoba przezwyciężająca mroki niespełnionych uczuć, której miłość, wypełnia każdą komórkę waszego ciała…
Piotr, dwudziestoczteroletni student akademii sztuk pięknych, takiej osoby poszukiwał od dawna. Mimo traumatycznych wydarzeń z dzieciństwa konsekwentnie dąży do realizacji swoich marzeń. Rozdarty pomiędzy nieposkromioną ambicją a swoimi skrywanymi pragnieniami, nawiązuje romans z żoną wpływowego mecenasa sztuki. Jednak gdy los stawia na jego drodze Agnieszkę, przekonuje się, że życie i miłość nie są łatwą ścieżką, ale najeżonym wieloma pułapkami torem przeszkód. Z pozoru przelotny flirt szybko okazuje się mocną relacją, która wywrze wpływ na każdą osobę z ich otoczenia i nikogo nie pozostawi obojętnym. Nic więcej to inspirowana prawdziwymi wydarzeniami historia dwojga ludzi, poszukujących prawdziwego uczucia we współczesnym świecie.
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7835-823-7 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Każde otwarcie nowej galerii Jerzego Boruckiego było wyczekiwanym wydarzeniem towarzyskim. W swojej kolekcji posiadał już kilka prestiżowych miejsc, zaznaczając swoją obecność w niemal każdym dużym polskim mieście, jednak najnowszy obiekt miał być prawdziwą perłą na artystycznej mapie stolicy. Nie tylko ze względu na swoje rozmiary i przepych, ale również dlatego, że podczas jej inauguracji chciał przedstawić młodego, zdolnego artystę, z którym wspólnie planowali ten wieczór od wielu miesięcy. Niestety, ów debiut odbył się bez jego autora.
Piotr wielokrotnie zastanawiał się, jak do tego doszło. Jak to się stało, że tak długo wyczekiwany moment okazał się jego największą klęską? Długi czas analizował, gdzie mógł popełnić błąd. A może nie było w tym jego winy, tylko los okrutnie z niego zadrwił? Takich pytań zadawał sobie setki. Odpowiedzi nie uzyskał żadnej.
Było to tym bardziej dotkliwe, że wcześniej wszystko układało się po jego myśli. Był młody, zakochany i otworzyły się przed nim możliwości, o których wcześniej nawet nie mógł marzyć. Jeśli szczęście dałoby się jakoś zmierzyć, tamten czas należałoby umieścić u progu najwyższej skali.
Niestety życie napisało inny scenariusz.
Wystarczyła jedna chwila, aby jego marzenia, nadzieje i plany nagle legły w gruzach. Jeszcze gorsze było to, że nic nie mógł zrobić. Mimowolnie stał się jedynie obserwatorem swojego rozpadającego się świata.
Przez długi czas walczył, jednak życie go przerosło. Nie widząc żadnego rozwiązania i nadziei, w końcu poddał się i uciekł. Uciekł od miejsc, od ludzi, od wspomnień. Dla wielu był to cios, z którym musieli się zmierzyć, ale najbliżsi zrozumieli, wiedząc, że musi odnaleźć się na nowo.
Był to czarny okres. W takich chwilach, gdy mężczyzna chce zapomnieć, wybiera zazwyczaj jedną z dwóch dróg: alkohol lub kobiety. On wybrał tę drugą opcję. Uwodził bez opamiętania, chcąc stłumić wewnętrzny ból. Bywały miesiące, gdy spotykał się z kilkoma kobietami jednocześnie. Bez wyrzutów sumienia, całkowicie na chłodno. One traktowały go jako ucieczkę od codzienności, on je – jako kolejne trofea. Był łowczym, a one zwierzyną. Beznamiętnie zatracał się w tym coraz bardziej, aż nocny telefon od zazdrosnego męża okazał się bardzo gorzką pigułką. Wtedy osiągnął dno. Zrozumiał, że musi wydobyć się z tej matni, i postanowił być sam.
Trwało to długo, zbyt długo. Dryfując bez celu, przekonał się, że samotność zabija. Powoli, acz konsekwentnie otępia zmysły i czyni obojętnym na wszystko i wszystkich. Gdy nieubłaganie zbliżał się do tej niebezpiecznej granicy, postanowił wziąć się w garść. Na nowo zdefiniował siebie i swoje priorytety. Zrobił swoisty rachunek sumienia i był to impuls, którego tak potrzebował. Cel, który zawrócił go na właściwą drogę, był prosty i klarowny. Nie wiedział jak i nie wiedział kiedy, ale przyrzekł sobie, że ponownie sam pokieruje swoim życiem i odbuduje swój utracony świat.
Miesiącami otrzepywał się z kurzu wspomnień i samotności, aż ponownie odnalazł pasję, która zawsze była jego głównym motorem napędowym. Był pustym naczyniem, które na nowo zaczęło się zapełniać. Każdy dzień był wyzwaniem, któremu z radością stawiał czoło.
Nigdy jednak nie zapomniał drogi, którą przeszedł, i czego na niej doświadczył. Niektóre zdarzenia wyparł z pamięci, inne natomiast go wzmocniły. „Co cię nie zabije, to cię wzmocni” – powtarzał po wielokroć. Z młodego chłopaka przeistoczył się w mężczyznę, który sam decyduje o swoim losie, a siła i determinacja stały się jego głównym orężem.
Nie zapomniał również tamtego pamiętnego wieczoru, podczas którego wiele było pytań o jego nieobecność. Pełniący rolę gospodarza, zmęczony tłumaczeniem Borucki, wskazywał raz za razem stary zeszyt w twardej błękitnej oprawie, stojący na wysokim drewnianym podeście.
Usłyszała to również młoda, elegancko ubrana para, przechodząca tuż obok z kieliszkami szampana w dłoniach. Zaintrygowani, szybko udali się we wskazanym kierunku.1. Gdynia
Słońce już w pełni wzeszło nad horyzontem, zalewając plażę intensywnie pomarańczowym światłem. Spokojne morze delikatnie muskało piaszczysty brzeg, a lekka bryza i bezchmurne niebo dopełniały całości idealnego letniego poranka. Wymarzone warunki dla wszystkich poszukujących wytchnienia od turystycznego gwaru, który już za chwilę odmieni oblicze tego nadmorskiego miasta.
Piotr zawsze wykorzystywał takie chwile, choć jogging nie był jego mocną stroną. Wielokrotnie przyznawał to sam przed sobą, zmuszając się do kilku kilometrów biegu. Preferował siłownię, pływanie czy rowerowe wycieczki po krajobrazowych ścieżkach Trójmiasta. Jednak o tej porze roku wschody słońca są tak niezwykłe, że nie sposób im się oprzeć. Co więcej, szybko przekonał się, że to również świetny sposób na zebranie myśli i efektywne zaplanowanie rozpoczynającego się dnia.
Zbiegł z twardej nawierzchni Bulwaru Nadmorskiego wprost w miękki piasek. Sportowe buty zapadały się z każdym kolejnym krokiem, więc bieg stawał się coraz bardziej uciążliwy. Po kilku minutach postanowił dać odpocząć zmęczonym mięśniom. Przystanął i oparł ręce na biodrach. „Co za widok” – pomyślał. Z jednej strony iskrzący się w słońcu morski horyzont, z drugiej majestatyczny Sea Towers. Położony zaledwie kilkadziesiąt metrów od nadbrzeża, złożony z dwóch wież apartamentowiec z miejsca stał się symbolem nowoczesnej Gdyni. Sto kilkadziesiąt metrów prestiżu i luksusu. W Trójmieście jest wiele pięknych miejsc, oryginalnych budynków i luksusowych hoteli, jednak widok Sea Towers – codziennie oglądany z własnego balkonu – niezmiennie go zachwycał.
Gdynię wybrał nieprzypadkowo. Zachwycił się Śródmieściem z jego nowoczesnymi budynkami, zadbanymi kamienicami i szerokimi, wypełnionymi ludźmi placami. Ulica Świętojańska przypominała mu główne ulice wielu śląskich miast, gdzie się wychował. Jednak gdyńskie Śródmieście ma coś, czego nie ma wiele innych dużych miast – bliskość morza. A to luksus, do którego zawsze zmierzał.
Jako przyjezdny Piotr miał również tę przewagę, że nie dzielił Trójmiasta na Gdynię, Sopot i Gdańsk. Dla niego to jedna wielka, wspaniale różniąca się metropolia. Mając ochotę na wypoczynek, wybierał długie sopockie plaże. Planując wieczorne wyjście, stawiał na romantyczną gdańską Starówkę. Natomiast w Gdyni czuł powiew nowoczesności, który stale go napędzał.
Trening zazwyczaj kończył właśnie na plaży, ale w tamten poranek nie miał jeszcze dość. Coraz cieplejsze promienie dodawały energii, więc ruszył dalej. Po drewnianej kładce wbiegł na nadbrzeże pobliskiej mariny, jak zawsze podziwiając zacumowane jachty. Był zapalonym żeglarzem, a oceaniczny rejs wciąż był marzeniem, którego nie zdołał jeszcze zrealizować. Wszystko w swoim czasie.
Wbiegł na Skwer Kościuszki i na samym jego końcu zawrócił, okrążając pomnik kształtem przypominający rozpięte żagle. Następnie, choć widział je dziesiątki razy, uśmiechnął się z uznaniem na widok zabytkowych okrętów i żaglowców, na stale zacumowanych w porcie. Legendarny Dar Pomorza wciąż robił ogromne wrażenie.
Gdy po chwili dotarł do centralnie położonej fontanny, minął pierwszych, udających się na plażę turystów.
***
Nie do końca zasłonięte żaluzje wpuszczały do sypialni trochę światła. Pomimo panującego półmroku łatwo można było dostrzec zarys leżącej na łóżku postaci. Poranną ciszę przerwał dźwięk otwieranych drzwi, a następnie przytłumiony odgłos spadających na podłogę butów.
Piotr podszedł do łóżka i usiadł na jego skraju. Dysząc, oparł łokcie na kolanach, powoli wyrównując oddech.
– Słyszę, że trening był udany? – Tajemnicza postać poruszyła się i spod cieniutkiej kołdry wyłoniła się śliczna blondynka.
– Zdecydowanie! – odpowiedział, łapczywie łapiąc powietrze.
– Znajdziesz jeszcze siły, aby zająć się mną? – Usiadła na łóżku, przywierając swym nagim ciałem do jego pleców.
Niewielu mężczyzn oparłoby się takiej pokusie, ale dziś nie miała szczęścia.
– Przykro mi, ale za godzinę muszę być w galerii – rzucił beznamiętnie.
– Wiesz, mogłabym zostać i poczekać na ciebie… – Lekki zawód w jej głosie zdradzał, że nie takiej reakcji się spodziewała. – Troszkę tu ogarnę, przygotuję coś smacznego.
– Przepraszam, Mone, ale nie dziś, nie wiem, kiedy wrócę. – Wziął głęboki oddech i po chwili dodał: – Skoczę pod prysznic.
Odchodząc, nacisnął włącznik umieszczony po prawej stronie okna. Pozostawiona dziewczyna pełnym rozczarowania wzrokiem obserwowała z wolna podnoszące się żaluzje, odsłaniające budzące się miasto.
***
Ciemny mercedes c coupe, wyjechawszy z podziemnego garażu, skręcił w lewo i przemknął przez automatycznie otwieraną bramę nowoczesnego osiedla. Znikając tuż za kolejnym zakrętem, przyspieszył, przeszywając powietrze ciężkim odgłosem ośmiocylindrowego silnika. Piotr uwielbiał to auto. Celował w ten konkretny model, ponieważ jego elegancja i sportowy charakter idealnie odzwierciedlały jego samego. Pewnego siebie, odnoszącego sukcesy trzydziestolatka.
Dojazd do pracy zajmował mu około pół godziny, nieco dłużej, gdy centrum zaczynało się korkować. Miał jednak ten komfort, że jego zawód nie był w żaden sposób godzinowo unormowany. Swoją drogą, zawsze uśmiechał się, słysząc to określenie w odniesieniu do artystów. Fakt, prowadzenie galerii sztuki było formą działalności gospodarczej i jak każdy przedsiębiorca ponosił koszty i płacił podatki, które skutecznie sprowadzały go na ziemię. Jednak zysk nigdy nie był jego priorytetem, to sukces sam w sobie był najistotniejszy. Dla niego praca to spełnianie marzeń i realizacja największych ambicji. Gdy to się osiąga, uczucie jest bezcenne, a ekonomia schodzi na dalszy plan.
– No, jesteś wreszcie! – Młoda, około dwudziestopięcioletnia szatynka spostrzegła go, gdy wchodził przez frontowe drzwi.
– Dzień dobry, Jolu!
– Dobry, dobry, nie zagaduj – odpowiedziała stanowczo z wyczuwalną nutką humoru w głosie.
Uwielbiał, gdy grała rolę szefowej. Była niezwykle kompetentna, dlatego pozwalał jej na wiele. Gdy spojrzał na nią z rozbawieniem, jak zwykle jego uwagę przykuły jej paznokcie. Zawsze idealne. Niesamowite, ale to przez nie się poznali.
Jadąc kiedyś autobusem, nudził się jak mops, bezmyślnie przeglądając kolejne internetowe strony. Było duszno, parno i podróż dłużyła się w nieskończoność. Ocknął się nagle, gdy na jednym z przystanków wsiadła niska szatynka, ubrana w krótkie ogrodniczki. O dziwo, nietypowy strój wydał mu się bardzo seksowny. Jednak to jej paznokcie zaintrygowały go najbardziej. Miały idealnie owalne kształty i lśniły krwistą czerwienią. Oczywiście słyszał o tipsach, ale tak długo bił się z myślami, że w końcu zapytał, czy są prawdziwe. Słysząc tak nietypowe pytanie z ust mężczyzny, z miejsca się roześmiała. Gdy odpowiedź była twierdząca, szybko wyobraził sobie ich dotyk na całym swoim ciele. Upewniwszy się, że nieznajoma jest singielką, zaprosił ją na drinka. Dość szybko okazało się, że nie zbudują udanego związku, ale na stałe połączyła ich przyjaźń i pasja do sztuki. Stworzyli bardzo zgrany duet, który wzajemnie się uzupełniał. Dlatego pod jego nieobecność galeria należała w całości do Jolanty.
– Mamy mały problem i należy szybko podjąć decyzję – powiedziała, przeglądając dokumenty.
– Zamieniam się w słuch – odpowiedział z lekką ironią.
– Właśnie dostarczyli pracę Krystiana i należy wytypować dla niej miejsce.
– Jak to? – Nagle spoważniał. – Przecież o tym miał zdecydować on sam!
– Właśnie o to chodzi. – Zawiesiła głos. – Niestety, nie przyjedzie. Przed chwilą dzwonił.
– Niech to szlag!
Takiej informacji Piotr się nie spodziewał. Krystian był z nimi od samego początku i nigdy nie zawiódł. Współpracowali ze sobą od wielu lat i nie zdarzyło się, aby przepuścił jakikolwiek event.
– Dobra. – Rozejrzał się po wnętrzu galerii. – Zobaczmy, jak będzie wyglądać w tamtym rogu.
***
Późnym wieczorem galeria opustoszała. Zbliżał się kolejny wernisaż, więc Piotr jak zwykle w samotności chciał dopiąć wszystko na ostatni guzik. Przechadzał się pomiędzy rzeźbami ustawionymi na wysokich kolumnach, spoglądał na obrazy wiszące na białych, gładkich ścianach, rozważając plusy i minusy ich odpowiedniego położenia. W głębi duszy wiedział, że wszystko jest w porządku i na swoim miejscu, dlatego wkrótce odpuścił.
Zmęczony usiadł w dużym fotelu z bardzo wysokim, obitym skórą oparciem. Fotel był antykiem, podarowanym przez jednego ze stałych klientów galerii i zgodnie z życzeniem darczyńcy był również jednym z eksponatów. Piotr uwielbiał w nim siedzieć, bo w zestawie miał podnóżek, na którym mógł wyprostować nogi i w spokoju ocenić wyniki swojej pracy.
Rozejrzał się i poczuł dumę z tego, co osiągnął. Przeszedł długą drogę, aby znaleźć się w tym miejscu. Dzięki uporowi i konsekwentnemu działaniu stworzył z zaniedbanego lokalu miejsce spotkań i wymiany poglądów, umożliwiając wystawianie prac artystom o jeszcze nieugruntowanej pozycji, takim jak on sam. Galeria okazała się strzałem w dziesiątkę. Bardzo szybko pojawiły się osoby, które chciały poświęcić swój czas i energię, aby poprzez sztukę móc wyrazić siebie. Grupa zapaleńców okazała się solidnym fundamentem w początkach działalności.
Czasem, sięgając wstecz, miewał wątpliwości, że może poświęcił za dużo, może zbyt wiele cennych chwil przemknęło gdzieś obok. Jednak każdy kolejny sukces utwierdzał go w przekonaniu, że obrał właściwą drogę.
Rozsiadł się wygodnie i oparł brodę na zwiniętych w pięści dłoniach. W zadumie spuścił wzrok i zastygł w bezruchu. Nagle wstał i wyszedł do pomieszczenia obok. Wrócił, trzymając stary zeszyt w twardej błękitnej oprawie. Usiadł ponownie w fotelu i powoli zaczął wertować strony. Trwało to dłuższą chwilę, gdy pojawił się niespodziewany gość.
– Wciąż go zapisujesz? – Dojrzały męski głos dobiegł od strony wejścia.
Znał ten głos, więc nawet nie spojrzał w kierunku przybysza.
– Od dawna już nie.
– Może powinieneś?
– To już przeszłość. – Zamknął zeszyt i wstał, aby się przywitać. – Ale dziękuję, że go zwróciłeś. Dobrze, że jesteś, Jerzy.
Starzy znajomi uścisnęli dłonie na powitanie.
– Chodź, skoczymy na drinka. Widzę, że ci się to przyda.
Jerzy objął Piotra ramieniem, po czym wyszli, wsiadając do oczekującej na zewnątrz limuzyny.
***
Frekwencja na wernisażu przerosła najśmielsze oczekiwania. Wnętrze galerii wypełniło się po brzegi ludźmi, łaknącymi nowości i odmiany. Nowatorskie rzeźby, nowoczesne malarstwo, a wszystko przeplatane współczesnym performance’em okazały się silnym magnesem.
Piotr, ubrany w ciemny garnitur i fioletową koszulę, nie zaniedbując obowiązków, witał się z każdym z osobna. Serdeczne powitania, uściski dłoni oraz gratulacje zdawały się nie mieć końca. Gdy w tłumie dostrzegł przywołującego go Jerzego, stojącego w towarzystwie pięćdziesięcioletniego mężczyzny w smokingu, przeprosił swoich rozmówców i udał się w ich kierunku.
– Poznaj, proszę, Krzysztofa Kinowskiego – przedstawił swojego towarzysza Jerzy.
– Bardzo mi miło. – Piotr uścisnął wyciągniętą dłoń Kinowskiego.
– Cała przyjemność po mojej stronie. – Pomimo swoich lat uścisk wciąż miał mocny. – Byłem na pana pierwszej wystawie, w Warszawie. Wtedy jednak nie mieliśmy okazji się poznać.
– Cóż… – odpowiedział szybko Jerzy, widząc lekkie zakłopotanie na twarzy Piotra. – Można powiedzieć, że debiut odbył się w dosyć nietypowych okolicznościach.
– Widać jednak, że nie traci pan rozpędu. – Kinowski z uznaniem rozejrzał się wokoło. – Wspaniałe miejsce. Gratuluję!
– Dziękuję, ale to zasługa wielu osób, również Jerzego.
– Z pewnością. To dzięki niemu mam również okazję tutaj być. – Kinowski poklepał swojego przyjaciela po ramieniu.
– Zaprosiłem Krzysztofa, bo tak jak ja lubi inwestować. Tradycyjne wydawanie forsy nieco go znużyło. – Na twarzach obu mężczyzn pojawiły się lekkie uśmiechy. – Tobie natomiast zastrzyk gotówki z pewnością się przyda.
– Cóż, taka branża… – odpowiedział Piotr i wszyscy trzej wybuchli gromkim śmiechem.
– Myślę jednak, że jest to rozmowa na później – stwierdził Jerzy.
– Tak czy inaczej, już dziękuję za zainteresowanie moją skromną galerią. – Lekko skinął głową. – Wspaniałe wieści, a to dopiero początek wieczoru. Może napijecie się po szklaneczce whisky?
Propozycja Piotra zyskiwała aprobatę, gdy zza swoich pleców usłyszał znajomy kobiecy głos.
– A czy ja mogę liczyć na kieliszek szampana?
Odwrócił się i zaparło mu dech. Mone ubrana w czerwoną suknię i z prostymi blond włosami opadającymi na odkryte ramiona robiła piorunujące wrażenie.
– Dla ciebie wszystko. – Pocałował dziewczynę w policzek. – Panowie, przedstawiam moją przyjaciółkę Monikę.
Zarówno Jerzy, jak i Krzysztof ukłonili się, szarmancko całując dłoń Moniki.
– Mam nadzieję, że nie będzie nietaktem, jeśli porwę na chwilę gospodarza?
Doskonale zdawała sobie sprawę, że tak uwodzicielskim uśmiechem każdego mężczyznę nagnie do swojej woli. Nie zwlekając, odciągnęła Piotra na kilka kroków.
– Wyglądasz cudownie! – Będąc wciąż pod wrażeniem, oparł dłoń na jej odsłoniętych plecach.
– Dziękuję. – Oboje zatrzymali się, stając naprzeciw siebie. – Jak to powiedziałeś przed chwilą? Zrobisz wszystko?
Monika była w pełni świadoma swojej kobiecości i płynącej z niej siły. W tamtej chwili rozkoszowała się jego spojrzeniem. Poczuła przyjemny dreszcz podniecenia. Pomyślała, że gdyby naprawdę można było pożreć wzrokiem, byłaby w opałach.
– Co zechcesz – odpowiedział, spoglądając głęboko w jej niesamowicie brązowe oczy.
– Zatem… Chciałabym dokończyć nasz ostatni poranek. – Nachyliła się i nie zważając na otaczających ich ludzi, delikatnie pocałowała go w usta.
W tym momencie uświadomił sobie, dlaczego się z nią spotyka. Co spowodowało, że ze wszystkich uwodzących go kobiet wybrał akurat ją? Była absolutnie cudowna. Ta mieszanka kobiecej delikatności i pewności siebie działała na niego niczym najsilniejszy afrodyzjak.
Gdy magia chwili nieco zelżała, sięgnął do kieszeni marynarki.
– Czekaj w łóżku – powiedział lekko ściszonym głosem, wręczając pęk kluczy.
– Z przyjemnością, ale najpierw poproszę mój szampan…
Jak na rozkaz odwrócił się i odszedł w kierunku kelnera. Po wydaniu krótkiej dyspozycji, z jednoczesnym wskazaniem na obserwujących całą sytuację Jerzego oraz Krzysztofa, zabrał z kelnerskiej tacy dwa kieliszki szampana. Wracając, zerkał na ściskającą w dłoni klucze i uśmiechającą się uwodzicielsko Monikę. Piękna kusicielka osiągnęła swój cel. Ten wieczór to również jej tryumf.
***
Zdarzają się takie chwile, gdy męskie ego sięga zenitu. Osiągane cele i wiążąca się z tym dawka adrenaliny dają niezwykłe poczucie siły. W tamtą noc Piotr miał pełne prawo tak się czuć. Leżąc na plecach, obejmował tulącą się do jego nagiego torsu śpiącą Monikę. Delikatnie przesuwał opuszkami palców po jej opalonej skórze. Czasem, dla odmiany, bawił się jej odrzuconymi do tyłu włosami.
Patrząc w sufit, starał się rozłożyć to wspaniałe uczucie na najmniejsze składniki. Z czasem poddał się jednak, gdy z pełną mocą przebijała się jedna myśl, jedno pragnienie – CHWILO, TRWAJ!
Uśmiechnął się lekko i zamknął oczy. Zasnął spokojny, spełniony, po prostu szczęśliwy.
***
Następnego dnia nagły dzwonek do drzwi odciągnął Piotra od obiadu. Wstał od stołu, aby otworzyć, sięgając jeszcze szybkim ruchem po kolejny kęs soczystego mięsa.
– Jesteś sam? – zapytał bez ogródek stojący w drzwiach Jerzy.
– Teraz już tak. Proszę, wejdź.
W mieszkaniu unosił się smakowity zapach pieczonego kurczaka, którego Jerzy spostrzegł, wchodząc do jadalni.
– Dopiero jedenasta. Nie za wcześnie na obiad?
– Za późno na śniadanie. Chcesz trochę? – zaproponował. – Kurczak z pieczarkami, będzie ci smakować.
– Chętnie – odpowiedział, siadając przy stole.
Piotr podał sztućce oraz talerz z lekko zarumienionym mięsem, polanym sosem pieczarkowym. Przysunął również miseczkę z brązowym ryżem.
– Gratuluję wczorajszego wieczoru. Przyznam, że liczba towarzyszących rodzicom dzieci zaskoczyła nawet mnie.
– Faktycznie. – Piotr usiadł na swoim miejscu. – To była nowość. Nie spodziewaliśmy się tego. Ale wyszło nieźle, prawda?
– Nawet lepiej! – dodał z pełnym uznaniem Jerzy.
Na chwilę zapadła cisza, gdy obaj smakowali swoje dania.
– Myślę, że już czas na powrót.
Te nagłe słowa Jerzego zaskoczyły Piotra, który spojrzał z uwagą na swojego gościa. Od dawna nie poruszali tego tematu.
– Obaj doskonale wiemy, że Jola da sobie radę sama – Jerzy ciągnął swoją myśl, a Piotr słuchał uważnie. – Jest niezawodna, wielokrotnie to udowadniała. My powinniśmy się skupić na stolicy.
– Może i masz rację – przyznał po chwili Piotr. – Jednak teraz to nie takie proste. Wiele spraw ułożyłem tu sobie na nowo…
– Zauważyłem. – Jerzy nie pozwolił mu dokończyć zdania. – Niezwykła ta Monika. To coś poważnego?
– Wydaje mi się, że tak.
– Piękna, trochę zaborcza, lubisz takie. – Na twarzy Jerzego pojawił się lekko szyderczy uśmiech.
– Jak widać, sporo o mnie wiesz – chłopak spróbował się odgryźć.
– Wiem, bo sam takie lubię. Znam cię nie od dziś, mamy podobny gust. Między innymi dlatego przyszedłem.
Sięgnął do wewnętrznej kieszeni jasnej marynarki i wyciągnął telefon komórkowy. Przeciągnął palcem po dotykowym ekranie. Po chwili pokazał smartfon Piotrowi, który nagle spoważniał.
– Kiedy? – Odłożył sztućce i chwycił komórkę, aby lepiej się przyjrzeć.
– Dokładnie za tydzień. Mejla z zaproszeniem dostałem kilka dni temu.
Piotr, coraz bardziej zainteresowany treścią, kilkakrotnie przesunął palcem po ekranie, wczytując się w szczegóły.
– Dlaczego mówisz mi dopiero teraz?
– Nie byłem pewny twojej reakcji. – Spojrzał na niego uważnie. – Nie wiedziałem, czy chcesz, no wiesz, do tego wracać…
Piotr odłożył telefon, po czym ciężko opadł na oparcie krzesła. Zamyślony rozejrzał się wokoło.
– Miałeś rację. Po prostu nie wiem.
***
Czasem wystarczy jedna chwila, aby czyjś świat zmienił się diametralnie. Niespodziewana informacja całkowicie wybiła Piotra z rytmu i niezmącony spokój wyparował niczym kamfora. Nagle z całą siłą wróciły wspomnienia, które starał się zatrzeć w pamięci. Długi czas misternie tkał swoją nową rzeczywistość, w głębi duszy wiedząc, że i tak skazany jest na porażkę. Od tych wspomnień nie było ucieczki.
Zaledwie kilkanaście godzin wcześniej w tym pokoju rozkoszował się ciałem Mone. Teraz, siedząc z opartymi na biurku nogami, w towarzystwie butelki Jacka Daniel’sa, spoglądał przez okno. Nieruchomo patrzył w dal, jakby za rozświetlonym latarniami horyzontem miał znaleźć odpowiedź.
Przytknął napełnioną szklankę do ust i pociągnął spory łyk. Po chwili wyprostował się i sięgnął po leżący obok laptop. Otworzył go i blask dużego monitora rozjaśnił pogrążoną w mroku sypialnię. Zajęło trochę czasu, zanim wyszukał plik z datą zamiast nazwy. Podwójne kliknięcie komputerowej myszki przerwało nieznośną ciszę i na ekranie pojawiły się zdjęcia. Kolejne kliknięcia kontynuowały fotograficzną podróż w czasie, do okresu, w którym wszystko było możliwe. Zatrzymane w kadrze chwile, w których szczęście było na wyciągnięcie ręki.
Wkrótce zdjęcia przestały mu wystarczać, więc włączył pierwszy na liście film. Zazwyczaj do takich minidokumentów z przyjemnością się wraca, ale on przez długi czas ich unikał, bo przypominały mu o Niej. Starał się zapomnieć jej głos, jej uśmiech, jej pełne miłości słowa i smak jej pocałunków. Pragnął, aby czas i nowe wyzwania pomogły zatrzeć to uczucie. Niestety, na próżno.
Unikał ich również dlatego, że nie chciał widzieć tam siebie samego. Tak beztroskiego i bez pamięci zakochanego. Utracone uczucie było ogromnym ciężarem i dlatego postanowił wciąż żywe wspomnienia schować głęboko w pamięci komputera. Przez ostatnie lata nauczył się walczyć z tęsknotą, coraz bardziej poświęcając się pracy i wszelkim obowiązkom, które często sam sobie wyszukiwał. Teraz, tak nagle i niespodziewanie, te namiętności powróciły ze zdwojoną siłą i tej sile nie potrafił się oprzeć.
***
Zasnął w ubraniu. Noc była krótka i płonne okazały się nadzieje, że podlany alkoholem sen przyniesie ulgę. Budząc się, powoli otworzył ciężkie powieki. Już po chwili poczuł pierwsze, nieprzyjemne uderzenie porannego kaca. „Oto winowajca” – pomyślał, spoglądając na stojącą na biurku niemal pustą butelkę whisky.
Położył się na plecach, podkładając rękę pod głowę. Najbliższa poduszka była za daleko, aby po nią sięgnąć. Przez dłuższą chwilę starał się uporządkować myśli. Przechylił głowę i spojrzał na ciemny monitor komputera. Gdy jego wzrok na powrót wylądował na wypełnionym halogenami suficie, zakrył ramieniem oczy i siarczyście zaklął.
– Kurwa mać!
Z niemałym wysiłkiem podniósł się i usiadł na łóżku. Na krótką chwilę zamyślił się, po czym wstał i, zdejmując koszulkę, wyszedł do łazienki.
W tym samym czasie Mone, korzystając z podarowanych niedawno kluczy, weszła do mieszkania. Ubrana w obcisły biały top i dżinsowe szorty, po cichutku, chcąc zrobić miłą niespodziankę, przemknęła do sypialni. Rozejrzała się po pokoju, w którym panował niecodzienny bałagan. To ją zdziwiło, bo Piotr uwielbiał porządek. Z łazienki dobiegał szum wody, więc domyśliła się, że bierze prysznic. Gdy podeszła do biurka, aby zabrać pustą butelkę, zauważyła leżące obok pióro oraz stary zeszyt w twardej błękitnej oprawie. Przyjrzała się im z zaciekawieniem.
Podnosząc zeszyt, poruszyła bezprzewodową myszkę, uruchamiając uśpiony laptop. Na ekranie zobaczyła twarz dziewczyny, o której tak dużo słyszała. Usiadła w fotelu i zaczęła przeglądać kolejne zdjęcia.
Wychodząc z łazienki, z przepasanym na biodrach ręcznikiem, Piotr od razu spostrzegł włączony monitor. Tuż obok leżały klucze na zapisanej kartce. Gdy ją podniósł, klucze z metalicznym dźwiękiem osunęły się na blat biurka.
Piotr, jesteś cudownym mężczyzną, ale nie mam już siły.
Wiele rzeczy przemilczałam, mając nadzieję, że coś się zmieni, że ty się zmienisz.
Nie chcę konkurować z jej wspomnieniem. Zasługuję na więcej.
Zawsze Twoja
Mone
Gdy treść zapisanych słów dotarła do jego wciąż lekko skacowanego umysłu, mocno zacisnął prawą pięść. Po chwili rozluźnił uścisk i zgnieciona kartka potoczyła się po biurku, po czym spadła na podłogę.
Usiadł w fotelu i przysunął komputer. Przez moment przyglądał się wyświetlonemu na ekranie zdjęciu. Następnie zdecydowanym ruchem zamknął je i nacisnął ikonkę internetowej wyszukiwarki. Wpisał: Agnieszka Kulesza spotkanie autorskie. Otworzył pierwszą wyszukaną stronę.
Wydawnictwa Videograf
Mają zaszczyt zaprosić na wieczór autorski
Agnieszki Kuleszy, debiutanckiej powieści:
„Wypełnić pustkę”
8 lipca, godz. 17.00
Dom Literatury, Krakowskie Przedmieście 87/89, Warszawa
Po zanotowaniu adresu zamknął laptop, wstał i podszedł do dużej szafy. Przesunął lustrzane drzwi i z górnej półki wyciągnął sportową torbę z czarnej skóry. Miała w kilku miejscach wyraźne przetarcia, służyła mu już dłuższy czas. Położył ją na łóżku. Gdy po kilku minutach była już pełna, podszedł do szuflady z bielizną i wyjął podłużne czarne pudełko. Otworzył je i sięgnął po leżące na biurku pióro. Pudełko wrzucił do torby, zasuwając zamek.
Po godzinie, ubrany w sięgające za kolana dżinsy i białą koszulkę polo, stanął na chwilę pośrodku sypialni. Do końca nie zdawał sobie sprawy z tego, co robi, ale wiedział, że zrobić to musi.