- W empik go
Nie-bajki pani Barbajki - ebook
Nie-bajki pani Barbajki - ebook
Kochani, polecam nową książeczkę, w której autorka przygotowała siedem opowiadań. Znajdziemy tu bajeczki opowiadające o Wiktusi, kotku, koziołku, perliczce czy o smokach i zimowych stworkach.
Bohaterami są nie tylko ludzie, ale również zwierzęta i zjawiska przyrodnicze. Bajeczki pomogą dzieciom zrozumieć otaczający świat i problemy, jakim trzeba stawić czoła. W tekście wplecione są bajki, które pomogą przezwyciężyć strach przed różnymi sytuacjami, stworami, albo tym, że trzeba się słuchać rodziców i wychowawców, bo wiedzą, co tak naprawdę dla dziecka jest najlepsze.
W bajce o Wiktusi, poruszony jest problem kłamstw i to, że należy chodzić do przedszkola i wspólnie się bawić z rówieśnikami, a także o opiece nad zwierzątkiem, które dziewczynka przyniosła bez zgody opiekuna do przedszkola. Jedna z bajek o koziołku nawiązuje do poznawania środowiska bliższego i dalszego.
Napisana prostym, przystępnym językiem książeczka dla dzieci, powinna wzbudzić zainteresowania i zaowocować utrwaleniem pozytywnych postaw w życiu codziennym dzieci.
Zapraszam do zaczarowanego świata bajek.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7859-102-3 |
Rozmiar pliku: | 631 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wiktusia smacznie jeszcze spała, kiedy słoneczko ciepłym pyszczkiem zapukało do jej okienka:
– Kochanie, obudź się, czas do przedszkola!
Dziewczynka przetarła zaspane oczy.
– Nie chcę, nie pójdę, słyszysz! – powiedziała stanowczo, po czym odwróciła się i przykryła kołderką po sam czubek głowy. – Nie pójdę, bo dzieci mnie biją!
Zabawki i kotek spojrzeli po sobie zdziwieni.
– Wiktusiu, co się stało? – pokręcił głową pajac. – Przecież lubiłaś chodzić do przedszkola, prawda?
Panienka rozzłościła się.
– Nie pójdę i już!... Yhy… yhy… – zakaszlała.
Zabawkom trudno było uwierzyć w to, co powiedziała Wiktusia.
– Wstawaj szybko, bo spóźnisz się do przedszkola. – zamiauczał kotek Mrukotek i pokazał dziewczynce olbrzymi koci grzbiet. – To świetna gimnastyka mięśni. Kilka kocich grzbietów i od razu się lepiej poczujesz.
– Dziękuję za radę – odpowiedziała bardzo niezadowolona.
No, tak. Fifi szczeka, Mrukotek się łasi i jak ta biedna Wiktusia ma pójść do przedszkola. Dobrze jej tutaj, pod kołderką…
– W przedszkolu czekają koleżanki, koledzy… i panie!
– Och, gdybym mogła, choć na jeden dzień pójść do przedszkola – wtrąciła kredka Adelka. – Zabierz mnie z sobą. Narysuję ci najpiękniejszą piłkę na świecie.
– I co o tym myślisz, Wiktusiu? – spytało raz jeszcze słoneczko.Kotek Mrukotek
Zuzia i Amelka bawiły się lalkami: Pelą i Melą. Gdy Amelka zastanawiała się nad nowa fryzurą dla Meli, Zuzia poprosiła ją o przyniesienie nowej sukienki dla Peli.
– Jest w moim worku – zaszczebiotała Zuzia i po chwili dodała: – Tylko ostrożnie na… To coś!
Amelka podbiegł do krzesła, na którym leżał wypchany plecak. Nagle usłyszała dziwne syczenie.
– Co masz w plecaku?… Coś syczy... Potwór chyba!
Zuzia cichutko przybliżyła się do Amelki.
– To nie żaden potwór! – szepnęła. – Syczy tylko… Cii, bo pani usłyszy! I wolniutko otworzyła bagaż.
Amelka zasłoniła oczy z przerażenia.
– Nie bój się. To kot Mrukotek – powiedziała Zuzia i ostrożnie go wyjęła.
– Śmieszny taki! W okularach… Też chciałabym mieć takiego kotka! Zuziu, mogę go troszeczkę potrzymać? – spytała niepewnie Amelka.
– Wiesz... To wyjątkowy kot – odpowiedziała Zuzia.
– Nie zrobię mu krzywdy! Obiecuję! – zapewniła Amelka.
Zuzia spoważniała:
– Tylko uważaj na jego okulary... Bo wiesz, bez nich nie będzie dobrze widział.
– No pewnie! – zapewniła Amelka. – Obiecuję! Przecież to wyjątkowy gość! Jest taki puszysty i mięciutki.Koziołek
Głęboko w gęstwinie wysokich traw urodził się śliczny koziołek. Słońce na koziołka rzucało ukradkiem promienie, wiatr delikatnie głaskał jego grzbiet i wszędzie dookoła rosły pachnące kwiaty. Matka często opuszczała legowisko i małego synka, bo musiała znaleźć jedzenie dla siebie. Koziołek nie myślał ani o słońcu, ani o wietrze, nie zwracał uwagi na śpiew ptaków i na różne odgłosy, leżał i co chwila wyciągał łebek, bo był ciekawy, czy mamusia jest w pobliżu.
Pewnego dnia, kiedy matka jak zwykle wybrała się na poszukiwanie pożywienia, długo nie wracała. Biedny koziołek trząsł się ze strachu. Potem zrobiło mu się jakoś dziwnie. W pewnej chwili usłyszał trzask zamykających się drzwi samochodu i warkot silnika. Po chwili wszystko ucichło. Samochód odjechał. Wysokim, cieniutkim piskiem przyzywał matkę tak długo, dopóki starczyło mu sił. Matka do niego nie przychodziła.
Wczesnym rankiem zziębnięty i głodny koziołek wyszedł z legowiska; wołał matkę, szukał i nic.
Ale byłoby to zbyt smutne opisywać wszystko, co czuł mały koziołek. Kiedy słońce wyjrzało zza rozłożystej dzikiej jabłoni, koziołek rzekł do siebie:
– Myślę, że pójdę w świat poszukać mojej mamusi.
– No to idź! – odrzekła jabłoń.Sabinka w krainie smoków
Pewnego dnia, a był to sam środek lipca, na dworze szalał wiatr. Gałęzie drzew uginały się pod jego podmuchami. Sabinka nie mogła się bawić w ogrodzie ani spacerować po parku. Jednak wcale się nie nudziła. Czytała bajkę o zionących ogniem smokach Ognika i Wielkosmokach, które szczyciły się ogromną siłą.
Nadszedł moment, że drogi obu szczepów, Wielkosmoków i Ogników rozeszły się. Wówczas Wielkosmoki zamieszkały w zamku na wzgórzu Złotoróg i weszły w posiadanie złotej korony królewny Dany. Stały się również – a rzadka to gratka – sprzymierzeńcami potężnego Orka.
W niedługim czasie do smoków Ogników z leśnej krainy uśmiechnęło się szczęście. Wielkosmoki ogłosiły wyścigi w cudacznych pojazdach po złotą koronę królewny.
Zaraz więc wśród mieszkańców zielonej krainy rozległy się szepty:
– Czy to możliwe? Czy naprawdę nie ma w tym żadnego podstępu?
Dziewczynka zastanowiła się chwilę.
– To prawda – szepnęła do siebie. – Dlaczego nagrodą ma być korona królewny, skoro jest tak strzeżona przez olbrzymie smoki? Dlaczego chcą się jej pozbyć?
Sabinka odłożyła książkę i zamknęła oczy. Wiatr z olbrzymią siłą uderzył w okno. Szyby zadrżały, a krople deszczu mocno bębniły o parapet. Chwilę potem rozpętała się burza.
– Cześć! – usłyszała nagle zdyszanego, ziejącego ogniem stwora, który łopotał w szybę ogromnym ogonem. – Nie bój się! Mam na imię Sam i nie skrzywdzę cię. Czy mogłabyś pomóc nam Ognikom odzyskać koronę królewny Dany?
– Dlaczego ja? – spytała mała Sabinka.
– Bo lubisz bajki i opowieści!!! A w nich wszystko jest możliwe – syknął Smok.
– Nie mogę wyjść na dwór, bo wieje wiatr – wytłumaczyła mu dziewczynka.
– Błagam!!! Pomóż nam!!! – poprosił raz jeszcze.Zimowa przygoda
Był mroźny dzień i sypał gęsty śnieg. Nagle białe puchowe sanie śnieżynki Oleńki zatrzymały się przed zimowym domkiem.
– Inuk! – zawołała. – Inuk! Gzie jesteś?!
– Tutaj jestem, Oleńko, pod stołem – odpowiedział chłopiec, który zmiatał okruszki lodu z podłogi.
– To straszne! To straszne! To okropne! – krzyknęła Oleńka wpadając do domku przez uchylone okno.
– Uspokój się! I powiedz, co się właściwie stało? – powiedział ze spokojem Inuk.
Oleńka zaczęła mu tłumaczyć:
– Wróbelek Ćwirek usiadł na nosie bałwanka. Za chwilę cały nos marchewkowy mu oskubie. Bałwanek jest okrutnie zdenerwowany. Kicha i kicha! A Ćwirek nie przestaje dziobać! Poradź coś! Błagam… proszę!
– Oleńko, wróbelek jest bardzo głodny – rzekł Inuk z uśmiechem. – Właściwie to nic strasznego się nie dzieje. Wsadzimy bałwankowi nową marchewkę i po kłopocie. Tak myślę!
Oleńka odchrząknęła:
– Niby tak! Myślę jednak, że trzeba coś z tym zrobić.
– Mam pewien pomysł – rzekł Inuk. – Wróbelki uwielbiają ziarenka i słoninkę. Może poczęstujemy naszego przyjaciela tymi smakołykami? Co ty na to?
– To wspaniały pomysł – odpowiedziała Oleńka.– Ale czy Ćwirek zostawi jego nos w spokoju? – dodała po chwili namysłu zaniepokojona śnieżynka.
– Mam pewien pomysł! – powiedział chłopiec. – Najlepiej będzie oblepić słoninkę ziarenkami i zawiesić na nosie bałwanka. Być może Ćwirek zostawi jego nos w spokoju. Co ty na to?
Śnieżynka zastanowiła się chwilę.Przepis na pyszną zimę
W pewnej wiosce mieszkała Gabrysia. Była grzeczną i bardzo pracowitą dziewczynką. Chodziła codziennie do szkoły i pilnie się uczyła.
Dziewczynka miała czarnego, jak węgielek, puszystego psa. Wabił się Fokus. Piesek uwielbiał spacery i zabawy z Gabrysią. Ale dzisiaj wolał siedzieć w domu, bo na dworze sypał gęsty śnieg i była straszna zawierucha.
– Bądź grzeczny Fokus!... Do zobaczenia po szkole – szepnęła w drzwiach tajemniczo Gabrysia. – Tobie to dobrze!
Nagle, przez uchylone drzwi wpadło coś okrągłego z ogromnymi, wybałuszonymi ślepiami.
– Cześć, jestem Grudek – odpowiedział wesoło i fiknął koziołka wprost na grzbiet Fokusa.
Gabrysia obejrzała się, nie widziała nikogo, ale usłyszała ten dziwny, nieco inny głos, a potem śmiech.
– Co to było? – zastanowiła się i zamknęła za sobą drzwi.
Przestraszony Fokus podskoczył na dwóch łapach. Wtem usłyszał tajemniczy głos.
– Chodź ze mną!
I Fokus usłuchał. Nie minęło kilka sekund i znalazł się w bardzo dziwnym miejscu.
– Gdzie ja jestem? – rozejrzał się wokoło. – Tu strasznie zimno jest!... Brr... brr
– Jesteś w Śnieżnej Krainie. A to moja rodzina – powiedział dumnie Grudek i zeskoczył na szklistą posadzkę tuż obok braci.
Sala była wielka, lodowata i błyszcząca. Mimo przeszywającego zimna panowała tu radość; wicher grał na skrzypeczkach, bracia plotkowali przy mrożonej herbatce popisując się swoimi dobrymi manierami i umiejętnościami.
Fokus otrzepał sierść i prychnął:
– Kim wy jesteście?
– Jesteśmy zimowymi braćmi – wyjaśnił Styczek, który właśnie zaprojektował nowy wzorek śniegowego płatka. Wzorek był przepiękny. Prawdziwe dzieło sztuki.Awantura z perliczką
Zagroda wiejska w Bajeczkowie
To było tak...
Kotek Filutek pobiegł za stodołę, tam, gdzie najczęściej przychodziły zwierzęta z zagrody wiejskiej, gdy chciały odbyć ważną naradę. Z daleka miauczał w wielkim podnieceniu:
– Kochany panie kogucie, gdzie pan jest? Ta cisza mnie przeraża!
– Cii...cii! Panie kocie! Pisklę wykluło się z jaja – uspokajał kogut.
A potem weszli do stodoły, ażeby je zobaczyć. Bo nie zdarza się co dzień, żeby w zagrodzie wiejskiej przychodziło na świat pisklę. I to nie byle jakie!
W pachnącym sianie siedziało wyklute maleństwo i trzęsło się ze strachu. Było puszyste z brązowo-białymi paskami na głowie i grzbiecie.
– Czyż nie jest śliczne? – powiedział kogut z zachwytem. – Nazwiemy je... Ślicznotką.
Minął jeden dzień, minął drugi, a kiedy nadszedł dzień trzeci, Ślicznotka wybiegła na podwórko:
– Dzień dobry! Piii... Czy ty jesteś moją mamusią? – spytała niepewnie.
Świnka Chrumka ze współczuciem spojrzała na Ślicznotkę:
– Nie... Jestem Chrumka – odparła stanowczo i schyliła łeb do powitania. – To jest moja córeczka. Właśnie je smaczne ziemniaczki.
Ślicznotka pomyślała: – „Jeśli nie jest moją mamusią, to, kto nią jest?”
Było jednak coś, czego nie mogła wiedzieć – świnka Chrumka i jej prosiaczek były ssakami. Natomiast ona – ptakiem.
Nagle z kurnika wybiegła kurka jarzębata.
– Ko, ko, ko, gdzie jesteś, mój mężu? – zawołała przerażona. – Proszę cię, odezwij się!
Ślicznotka przystanęła na chwilę i krzyknęła radośnie:
– Mamusiu, mamusiu! Nareszcie cię odnalazłam.
Kura pokręciła głową:
– Nie jestem twoją mamusią!
To powiedziawszy, rozprostowała skrzydła, dziobem uczesała niesforny puch i poszła szukać męża, koguta.