- W empik go
Nie będę aniołem - ebook
Nie będę aniołem - ebook
Wystarczył jeden dzień, żeby poukładane i szczęśliwe życie Małgorzaty legło w gruzach, a kolejne wydarzenia zamieniły ten gruz w kupkę popiołu.
Czy nieznana Małgosi, mroczna strona życia jej męża i przestępcza działalność kochanka pociągną kobietę na dno, czy może jednak, lawina koszmarnych zdarzeń da jej siłę do walki z przeciwnościami losu?
„Nie będę aniołem” to opowieść o przekraczaniu własnych granic. O sile, jaką daje strach o najbliższych, o konsekwencjach pochopnie podjętych decyzji .
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66332-99-7 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prawie biegła, usiłując zamknąć torebkę. Nie znosiła spóźniać się na zajęcia, a dzisiaj nie dość, że zatrzymał ją w pracy dyrektor, to jeszcze nie znalazła na chodniku miejsca do zaparkowania. Musiała zostawić samochód w podziemiach Galerii Katowickiej, czego nienawidziła robić. Parkingi podziemne wzbudzały w niej dziwny, wręcz irracjonalny strach. Przy przejściu dla pieszych zerknęła na światła i zaklęła, widząc czerwone. Stanęła przy słupie z sygnalizacją, domknęła torebkę i ledwo zdążyła powiesić ją na ramieniu, usłyszała pisk opon. Poczuła czyjeś silne ramię obejmujące ją w talii i straciła grunt pod stopami. Świat najpierw zawirował, później nastąpił huk i nastała cisza.
– Jesteś cała?
Minęło kilkanaście sekund, zanim mózg Małgosi zarejestrował, co właśnie się stało. W sekundzie przestała oddychać, a przed oczami pokazały się ciemne plamki. Zdała sobie sprawę, że ktoś, kto znajduje się za jej plecami, cały czas mocno trzyma.
– Chyba tak – szepnęła przerażona.
W miejscu, w którym przed chwilą stała, zobaczyła rozbity na słupie sygnalizacyjnym samochód, z którego wysiadał klnący na czym świat stoi facet. Powoli wyswobodziła się z uścisku ewidentnie męskich ramion, odwracając się. Spojrzała w szare jak burzowe niebo oczy i lekko się zachwiała. Mężczyzna ujął ją za ramiona.
– Chyba jednak nie – skwitował, przyglądając się jej uważniej. – Może...
– Małgosia!
Usłyszała znajomy głos i została prawie wyszarpnięta z ramion szarookiego przystojniaka.
– Wszystko widziałem. Nie uderzył cię?
Zorientowała się, że to Mateusz, kolega z kursu języka hiszpańskiego. Zaczął ją dotykać bez skrępowania, po lekarsku, sprawdzając, czy w wyniku szarpnięcia nie ucierpiał kręgosłup szyjny.
– Mateusz, nic mi nie jest – poinformowała, próbując złapać jego dłonie, ale on szybko przesunął je i unieruchomił jej twarz.
– Popatrz mi w oczy – zażądał tak profesjonalnym tonem, że od razu znieruchomiała. – Masz mroczki? Jest ci słabo? Jakieś inne objawy?
– Zdążyłem ją odciągnąć na czas – powiedział mężczyzna zza pleców Małgosi. – Nic jej nie zrobił.
Mateusz spojrzał lodowatym wzrokiem na faceta, nie wypuszczając twarzy Małgosi z rąk.
– Proszę wybaczyć, ale jako lekarz chyba lepiej wiem, czy mojej znajomej nic się nie stało – warknął i wrócił spojrzeniem do kobiety. – Na pewno jest okej?
Uśmiechnęła się i pokiwała głową. Rozbawiło ją podejście kumpla i chyba trochę przegoniło przerażenie. Zdjęła jego dłonie z policzków.
– Wszystko jest w porządku – powiedziała, widząc niedowierzanie na twarzy młodego lekarza, a po chwili dodała: – Poczekaj chwilę.
Odwróciła się do człowieka, który uratował jej życie. Dopiero teraz miała okazję przyjrzeć mu się uważniej. Wyglądał na jej równolatka. Gładko ogolony, idealnie uczesany blondyn w garniturze szytym na miarę. Dostrzegła jeszcze coś, czego nie miała szansy zobaczyć wcześniej: trzech ochroniarzy wielkości szaf gdańskich za jego plecami.
– Bardzo dziękuję za ratunek. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co by się stało, gdyby mnie pan nie odciągnął. I przepraszam za kłopot.
– Uratowanie pięknej kobiety poczytuję raczej za zaszczyt – odparł z uśmiechem, od którego Małgosi zmiękły kolana.
Usłyszała dosyć głośne i pogardliwe prychnięcie kolegi, ale zignorowała je i zwróciła się do nieznajomego:
– Pomijając ideologię, jeszcze raz dziękuję.
– Gosia, chodź, jesteśmy już mocno spóźnieni – ponaglił Mateusz i złapał ją za rękę.
Zdążyła uśmiechnąć się do mężczyzny i rzucić jeszcze szybkie „do widzenia”, zanim lekarz skutecznie pociągnął ją za sobą.
– Mateusz, puść mnie – odezwała się po kilkunastu metrach, które przebyli praktycznie w biegu.
– Jak idziemy w ten sposób, jest szybciej – zaoponował i pędził dalej. – Zajęcia trwają już od pięciu minut.
Małgosia zauważyła, że Mateusz kilkukrotnie zerknął do tyłu. Stale przyspieszał, wymijając tłum przechodniów na najbardziej zatłoczonej ulicy Katowic. Zanim zdążyła o cokolwiek zapytać, weszli do budynku szkoły językowej na Placu Wolności. Pobiegli schodami na piętro i wpadli do sali wykładowej, gdzie krzywym spojrzeniem przywitała ich prowadząca zajęcia młoda i bardzo ładna Hiszpanka. Niestety zalety kończyły się na tych dwóch cechach, bo charakter miała złośliwy, a spóźnień nie tolerowała kompletnie. Uważała, że takie zachowanie oznacza pogardę dla jej pracy.
Usiedli grzecznie w ostatnim rzędzie i wyjęli książki. Wykładowczyni wróciła do prowadzenia zajęć, ale oboje wiedzieli, że mają dzisiaj przechlapane. Trzy minuty później Małgosia musiała odpowiedzieć na kilka mocno skomplikowanych pytań, na których oczywiście poległa. Mateusz dostąpił tego wątpliwego zaszczytu pół godziny po niej. Z tą różnicą, że na jego pytania odpowiedziałby średnio rozgarnięty pięciolatek.
Mateusz napisał coś w swoim notatniku i podsunął Małgosi.
„Kawa po zajęciach?”, odczytała wiadomość. „Chyba mi się przyda”, odpisała, po czym spróbowała się skupić na słowach prowadzącej.
Jednak po dzisiejszych wydarzeniach, nie było to łatwe. Powoli docierało do niej, że mogła w tej chwili albo walczyć o życie w szpitalu, albo już nie żyć, gdyby nie facet, który zdążył zapobiec nieszczęściu. Cały czas widziała jego szare oczy i ciepły, uspokajający uśmiech. Był taki... Pokręciła głową i zamrugała, nakazując sobie dyscyplinę uważnego śledzenia wykładu Hiszpanki. Piętnaście minut później zaczęli notować, co mają przygotować na następne zajęcia. Po napisaniu trzech zdań pogubiła się i zerknęła w zapiski Mateusza, ale jego typowo lekarski charakter pisma niewiele pomógł. Westchnęła, ma za swoje głupie myślenie o przystojnym wybawcy z opresji. Spojrzała na kolegę i odruchowo założyła mu spadający kosmyk za ucho. Nosił długie włosy związane w kitkę, z której często wysuwały się pojedyncze pasma. Dlaczego ją drażniły te niesfornie opadające włosy? Nie miała pojęcia. Ale Mateusz chyba przyzwyczaił się, że ciągle wpycha mu je za ucho, bo nawet nie zareagował.
– Zrobię ci kopię na komputerze i puszczę Messengerem. – Usłyszała jego szept kilka sekund później.
– Dzięki – odetchnęła. – Mam dosyć tych zajęć.
– Hiszpański jest fajny, tylko nauczycielka nam się trafiła siekiera.
– Gdyby mi szef nie płacił za ten kurs, dawno zmieniłabym szkołę.
– Może nasza Benita Sanchez de... coś tam jest cięta, ale nauczyć potrafi.
Uśmiechnęła się i pokiwała głową. Mateusz miał rację.
Kilkanaście minut później, pakując książki, zauważyli, że zmierzająca w stronę ostatniego rzędu nauczycielka nie ma zamiaru ich pochwalić. Śliczna twarz Hiszpanki wyglądała, jakby właśnie przełknęła świeżo wyciśnięty sok z cytryny.
– Proszę państwa – zaczęła nieznoszącym sprzeciwu tonem – wytłumaczyłam na pierwszych zajęciach, że nie będę tolerowała spóźnień. Nie obchodzi mnie, że państwo płacą za ten kurs, nie można pieniędzmi tłumaczyć braku szacunku.
– Przepraszam, spóźniliśmy się z mojej winy. – Małgosia zaczęła się tłumaczyć. – Obiecuję, że taka sytuacja już nigdy nie będzie miała miejsca.
Benita zmierzyła ją zimnym wzrokiem i spojrzała na Mateusza.
– Proszę może staranniej dobierać sobie towarzystwo na zajęcia, nie będzie pan miał kłopotów w przyszłości. Do widzenia.
Odwróciła się i odeszła energicznym krokiem.
– Wiesz co? – mruknęła Małgosia, patrząc za oddalającą się pięknością. – Mam wrażenie, że jej się podobasz.
– Myślisz, że to powód, przez który ciebie tak gnoi, a mnie oszczędza?
– Nie mam pojęcia, co zrobiłam, że mnie gnębi, ale ty masz zauważalną taryfę ulgową.
– Zawsze siedzimy razem, razem wychodzimy, może podejrzewa, że coś nas łączy? – zastanawiał się głośno Mateusz, a ona spojrzała na niego tak wymownie, aż parsknął śmiechem. – No co?
– Prędzej pomyśli, że jesteś moim synem – prychnęła i przewiesiła torebkę przez ramię. – Chodź, moje dziecko, na tę kawę.
Skierowała się do wyjścia, a Mateusz podreptał za nią.
– Ej, wcale nie wyglądam jak twój syn! – oburzył się. – Nie jesteś aż tyle starsza ode mnie.
– Mateusz, kiedy ty się urodziłeś, ja zaczynałam latać za chłopakami. Jestem tego pewna.
– Przecież na pewno nie przekroczyłaś czterdziestki!
Zatrzymała się i spojrzała na niego poważnie.
– A wyobraź sobie, że przekroczyłam, i to kilka lat temu. Człowieku, ja mam dwie dorosłe córki.
– Zaskoczyłaś mnie trochę – stwierdził, kiedy ruszyli dalej. – W jakim wieku masz dzieci?
– Dziewiętnaście i dwadzieścia lat. Młodsza jest w ostatniej klasie liceum, a starsza na pierwszym roku studiów. Mateusz, dlaczego ciągle oglądasz się za siebie?
– Przepraszam, wydawało mi się, że kogoś zobaczyłem.
– Może być Starbucks w Galerii Katowickiej?
– Oczywiście.
Kilka minut później złożyli zamówienie i usiedli przy stoliku.
– Zastanawia mnie jedna rzecz – odezwała się. – Mam wrażenie, że biegle mówisz po hiszpańsku, więc po co jeszcze chodzisz na ten kurs?
– Języków uczę się w ekspresowym tempie. Może natura obdarzyła mnie jakimś dodatkowym zwojem w mózgu pozwalającym kodować wszystkie języki. Na kurs chodzę, ponieważ chcę mieć papierek. Nigdy nie wiesz, jakie dokumenty będą ci potrzebne. A teraz są takie czasy, że papier musisz mieć na wszystko.
– Masz rację – przyznała. – Znasz jeszcze inne języki?
– Biegle władam hiszpańskim, rosyjskim, niemieckim, włoskim, angielskim i japońskim. Dogadam się w chińskim, arabskim, węgierskim i jidysz.
Kobieta aż otworzyła usta ze zdziwienia, co wywołało uśmiech na twarzy lekarza.
– To po cholerę szedłeś na medycynę? Nie lepiej było ci żyć z tłumaczeń?
– Co ty? Zanudziłbym się na śmierć. Języków uczę się dla zabawy. Ty pewnie znajomości hiszpańskiego potrzebujesz do pracy.
– Tak, mamy sporo gości z Hiszpanii, a jest tylko jedna dziewczyna w hotelu znająca ten język. Doszłam do wniosku, że też muszę go opanować przynajmniej na poziomie komunikatywnym.
– Po tresurze Benity będziesz go znała zdecydowanie lepiej niż w stopniu komunikatywnym – skwitował i zaśmiał się, czym także wywołał uśmiech na ustach Małgosi.
– Daj spokój, jak sobie pomyślę, że mam jeszcze cztery miesiące kursu, to mnie trzepie. Najbardziej boję się, że polegnę na egzaminie końcowym – wyznała.
– Nie tragizuj. Jeżeli będzie trzeba, popracujemy razem i dasz radę.
– Będę ci wdzięczna – powiedziała z wyraźną ulgą w głosie. – W moim wieku nauka nie idzie już tak łatwo.
– Powiedz mi, jeżeli nie masz nic przeciwko, ile masz lat?
Widziała, że to pytanie przyszło mu z trudem, jakby nie chciał jej urazić.
– Czterdzieści trzy – odpowiedziała szczerze. – Dlaczego pytasz?
– Tak z ciekawości. Nie bardzo wyglądasz, jakbyś przekroczyła cztery dychy.
– Dziękuję. – Uśmiechnęła się. – A ty? Ile masz lat?
– Dziesięć mniej od ciebie.
– Czyli na mojego potencjalnego zięcia jesteś trochę za stary. Szkoda.
Uniósł kąciki ust. Pochylił lekko głowę i zamieszał kawę. Małgosia wysunęła dłoń i włożyła mu za ucho niesforny kosmyk.
– Powinieneś się bardziej przykładać do robienia kucyka. Wiecznie ci z niego włosy wypadają.
– Nie będę się przykładał. Nie pozbawię cię przyjemności ciągłego poprawiania mi fryzury.
– Jakie to miłe z twojej strony – zakpiła, ale Mateusz popatrzył na nią poważnie.
– Małgosiu, nie odczuwasz żadnych skutków tego wypadku? Wiesz, facet dosyć mocno tobą szarpnął. Może boli cię brzuch? Albo kręgosłup?
– Nic się nie dzieje. Jest mi tylko głupio, że nawet nie zapytałam tego gościa, jak się nazywa. Cholera, uratował mi życie.
– Nie przesadzaj, zadziałał instynktownie.
– Mógł tego nie zrobić, a wtedy byłabym zimnym trupem.
Widziała, że niechętnie kiwa głową, przyznając jej rację.
– Mateusz, o co chodzi? – zapytała.
– Gość mi się nie podoba. Kto normalny chodzi w biały dzień po ulicy w obstawie trzech takich kafarów? I wyglądał też jakoś tak... podejrzanie.
– Bo miał na sobie garnitur z najwyższej półki cenowej i rolexa na ręce? – Uśmiechnęła się. – Wielu biznesmenów chodzi z ochroną. U mnie w pracy taki widok jest normą.
– Ale żaden z nich raczej nie posyła za tobą jednego ze swoich ludzi?
– Po co mieliby tak robić? – odpowiedziała odruchowo. Zaraz się jednak zreflektowała i spojrzała pytająco na swojego rozmówcę. – On...
– Szedł za nami do szkoły językowej, a teraz pije kawę w drugim końcu restauracji, ale się nie odwracaj! – Zareagował w momencie, w którym już miała rozejrzeć się po sali. – Gdzie masz samochód?
– Na podziemnym – odpowiedziała i zmarszczyła brwi. – Po jaką cholerę puścił za mną człowieka?
– Mówiłem ci, że facet mi się nie podoba. – Chłopak prawie warknął. – Twój mąż jest w domu?
– Nie, napisał mi, że zostaje w pracy. Jego hotel musi przygotować na jutro dużą konferencję i chce sam wszystkiego dopilnować.
– Pracujecie razem?
– Tylko w tej samej branży. On jest szefem katowickiego Marriotta, a ja pracuję w Park Hotel Diament.
– Zrobimy tak: żeby kafar twojego wybawcy nie zorientował się, że go namierzyliśmy, pójdę z tobą na parking i odwieziesz mnie do domu, a później pojedziesz do męża do pracy. Pewnie masz tam dostęp do parkingu dla pracowników, gdzie normalnym autem nie wjadą za tobą?
– Mam – potwierdziła, ale zaraz się zreflektowała. – Mateusz, nie przesadzasz trochę? Czego facet może ode mnie chcieć?
– Wolałbym, żebyś się nie przekonała.
Przez moment zastanawiała się nad jego słowami. Może chłopak dobrze myśli? Różnej maści świry chodzą po tym świecie i nietrudno w dzisiejszych czasach trafić na taki egzemplarz.
– Chyba masz rację. Dopijemy kawę i jedziemy. Gdzie mieszkasz?
– Na osiedlu Franciszkańskim na Ligocie.
– No tak, gdzie może mieszkać lekarz w tym mieście. – Prychnęła zabawnie, ale zaraz zmarszczyła brwi. – Stać takiego smarkacza na mieszkanie w takiej drogiej lokalizacji?
– No chyba przesadzasz! – oburzył się. – Od kilku lat pracuję jako lekarz rodzinny na pełnym etacie i wcale nie jestem smarkaty. Przestań mnie traktować jak dziecko.
– Jakoś nie potrafię, przepraszam. – Uśmiechnęła się i dopiła kawę.
Tak jak przypuszczał Mateusz, śledzący ich mężczyzna podążył za nimi, zachowując odpowiednią odległość. Kiedy zjechali na parking i Małgosia płaciła w parkomacie za postój, przeszedł obok z telefonem przy uchu. Przy samochodzie Mateusz dyskretnie rozejrzał się i wyłowił go, jak stoi przy jednej z kolumn. W chwili, w której kobieta wyjechała z miejsca parkingowego, do kafara podjechał czarny land rover.
– Miałem rację. Jadą za nami – odezwał się Mateusz.
– Którym samochodem?
– Duża czarna terenówka.
Małgosia zerknęła w lusterko i zrobiło się jej dziwnie nieswojo.
Na Ligocie Mateusz pokierował ją, gdzie dokładnie ma jechać, i w końcu zaparkowała pod blokiem lekarza. Czarny land rover grzecznie zatrzymał się kilka miejsc parkingowych dalej.
– Mateusz, a jeżeli im nie chodzi o mnie, tylko o ciebie? Może on się wkurzył, że potraktowałeś go tak, no wiesz, z buta, i chce ci zrobić krzywdę?
– Jest taka możliwość – przyznał. – Jeżeli zostaną na miejscu, będziesz miała rację. Jeżeli pojadą za tobą, będzie wiadomo, że facet poluje na ciebie. Odbijając od tematu, bardzo ładnie wyglądasz w takiej zwiewnej i wydekoltowanej sukience. Jak dojedziesz do hotelu męża, daj znać, czy wszystko w porządku. To cześć.
Pożegnał się i zanim Małgosia zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, wysiadł, a po chwili wszedł do swojej klatki. Odetchnęła, kiedy zatrzasnęły się za nim drzwi z zamkiem kodowym. Był bezpieczny. Przynajmniej na razie. Nagle przypomniała sobie jego słowa o sukience i spojrzała w dół.
– Oż kurwości – mruknęła.
Miała na sobie długą letnią sukienkę w kwiaty z rzeczywiście dosyć odważnym, zakładanym dekoltem, którego materiał po zapięciu pasów przesunął się i odsłonił zdecydowanie więcej, niż wypadało. Zamknęła oczy, myśląc, że teraz młody lekarz wie, jaki jest ulubiony kolor staników starszej koleżanki. Na moment nawet zapomniała o śledzącym samochodzie. Poprawiła sukienkę i wrzuciła bieg. Dopiero po kilku minutach jazdy zerknęła w lusterko i serce wpadło jej w przełyk. Czarny samochód był tuż za zderzakiem. Przyspieszyła, przejechała całe Katowice, nie bardzo przejmując się przepisami, i zjechała na pierwszy poziom parkingu podziemnego wieżowca Altus, gdzie mieścił się hotel Marriott. Ta kondygnacja była zarezerwowana dla pracowników i po wsunięciu karty w czytnik otworzyła barierkę, która zamknęła się od razu za autem. Zwolniła, zerkając w lusterko wsteczne. Czarny land rover przyhamował przed przeszkodą i pojechał na drugi, ogólnodostępny poziom. Odetchnęła, zaparkowała i windą dostała się na piętro hotelu. Przywitała się z recepcjonistką i zapytała o męża.
– Szef jest u siebie z panią menadżer – poinformowała ją ładna blondynka i wskazała, chyba odruchowo, gdzie Małgosia ma iść.
Przebyła szybko drogę do biura, ciągle zastanawiając się, jak Zbyszek zareaguje na informację o śledzącym ją samochodzie. Czuła się skołowana. Sama nie wiedziała, czy ma się bać, czy może wyolbrzymia sprawę i lepiej ją zignorować. Wiedziała, że mąż coś wymyśli. Może nawet znał tego faceta? Miał znajomych w różnych środowiskach, więc...
Złapała za klamkę i z impetem weszła do biura. Jej spojrzenie padło na człowieka, który dwadzieścia jeden lat wcześniej przysięgał miłość i wierność, a teraz grzmocił od tyłu na swoim biurku młodą i atrakcyjną brunetkę. Stała i patrzyła, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Brunetka tymczasem uniosła głowę i uśmiechnęła się do niej z jawną satysfakcją. Małgosi brakło powietrza, puściła klamkę, która odskoczyła z trzaskiem. Dopiero wtedy mąż na nią spojrzał. Widziała, jak na jego twarzy pojawia się przerażenie. W trzy sekundy odsunął się od leżącej na biurku kobiety i zaczął zakładać spodnie.
– Gośka... – zaczął, ale podniosła dłoń.
– Nie chcę tego słuchać – powiedziała i wyszła.
Dogonił ją przed windą i złapał za ramię. Wyszarpnęła się i uderzyła go w twarz. Nie obchodziło jej, że zrobiła to na oczach pracowników i gości hotelowych.
– Nie waż się mnie więcej dotykać – warknęła. – Do domu też nie masz po co wracać.
Weszła do windy, zjechała na parking i wsiadła do samochodu. Odpaliła i wyjechała z podziemi, kierując się od razu do domu. W głowie czuła koszmarną pustkę, a przed oczami ciągle miała obraz męża uprawiającego seks z tą kobietą.
Zaparkowała na podjeździe, wyłączyła silnik, ale nie wysiadła. Dotknęła czołem kierownicy i poczuła, jak z oczu zaczynają kapać łzy. „Co za banał”, pomyślała. „Co za cholerny banał! Jak z jakiegoś kiepskiego filmidła!”. Jak on mógł jej to zrobić? Przecież byli dobrym, rozumiejącym się i przede wszystkim kochającym małżeństwem. Posiadali wszystko: luksusowy dom, dobrą pracę, dwie zdolne i piękne córki. Przecież dbała o siebie, trzymała figurę, ubierała się dobrze. Westchnęła ciężko. Mimo wszystko do ciała dwudziestolatki dużo jej brakowało.
Nagle ktoś szarpnął za drzwi samochodu.
– Cześć, mamo. Dobrze, że jesteś. Idę do... Co ci się stało? – zdziwiła się młodsza córka.
Szybko wytarła twarz i spojrzała na nią.
– Trochę za dużo problemów w pracy. Wiesz, jak to jest, czasem się przeleje.
– Nigdy nie płakałaś przez pracę – zauważyła ostrożnie dziewczyna. – No powiedz, co się stało?
Nie chciała mówić prawdy. Nie mogła jej tego zrobić. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Uśmiechnęła się jak gdyby nigdy nic.
– Nic się nie dzieje. Po prostu nagromadziło mi się złych wiadomości, skumulowało za dużo nieprzyjemnych sytuacji i najzwyczajniej puściły mi nerwy. Każdemu czasem się zdarzy gorsza chwila, mam rację?
– Niby masz. – Skrzywiła się. – To może nie pójdę do Julki, tylko siądziemy na tarasie i chlapniemy po kieliszku wina, co? Poprawi ci to humor?
– Idź do Julki. Chyba lepiej mi zrobi gorąca kąpiel i parę godzin snu. O której wrócisz?
Córka przyglądała się matce podejrzliwym wzrokiem przez dobrych kilkanaście sekund.
– Dajesz mi do zrozumienia, że chcesz zostać sama – powiedziała, kiwając ze zrozumieniem głową.
– Przepraszam, Dorotko. Naprawdę potrzebuję przemyśleć kilka rzeczy.
– To idę i wrócę późno. W porządku? A, jeszcze jedno. Zdecydowałam, że na weterynarię idę jednak do Wrocławia, a nie do Warszawy.
– Twoja siostra pewnie się ucieszy, że będziecie razem mieszkały.
– Nie mam zamiaru mieszkać z Nelą! – krzyknęła, dochodząc już do furtki. – Nie wytrzymałabym z tymi jej świrami z hotelarstwa. To cześć!
– Cześć.
Zamknęła samochód i weszła do domu. Położyła torebkę na komodzie w holu i przeszła do kuchni. Wyjęła ze stojaka butelkę czerwonego merlota, po czym nalała słuszną porcję do największego kieliszka, jaki miała w zasięgu ręki. Nie napiła się od razu. Postawiła szklane naczynie na kuchennej wyspie, wsparła o nią ręce i zrozumiała, że była po prostu ślepa. A może chciała taka być? Zbyszek należał do przystojnych mężczyzn. Podchodził pod pięćdziesiątkę i zajmował wysokie stanowisko. Kręciło się wokół niego młodych kobiet do koloru i wyboru. Dla wielu z nich stanowił przepustkę pozwalającą wspiąć się na kolejny szczebel kariery. Miała świadomość, że jest sporo pań, którym nie robi różnicy, w jaki sposób osiągną sukces. A skoro jej małżonek posiadał tyle żądnych awansu i chętnych wokół, pewnie sobie nie żałował. Powoli klarowało się w niej pierwsze uczucie. Zaczynała być wściekła.
– Poświęciłam piździelcowi dwadzieścia lat życia, a on w podzięce grzmoci jakieś suki na swoim biurku!
Zaczęła szybciej oddychać i zacisnęła dłonie w pięści. Postanowiła, że skurwiel gorzko tego pożałuje. Złapała kieliszek i wypiła od razu całą zawartość, a puste naczynie zakończyło żywot na przeciwległej ścianie. Usłyszała dobiegający z torebki utwór Michała Lorenca Taniec Eleny. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać, ale mogła dzwonić Nela, więc wyjęła telefon i spojrzała na ekran.
– Mateusz? – zdziwiła się i odebrała. – Co się stało?
– To raczej ja chciałem zapytać, czy coś się stało. Widziałem, że pojechali za tobą. Dotarłaś szczęśliwie do męża?
Zamknęła oczy. Znowu widziała perfidny uśmiech tamtej kobiety z biurka Zbyszka.
– Dotarłam. Niestety, dotarłam – powiedziała gorzko. – I chyba muszę ci podziękować za to, że kazałeś mi do niego jechać. Nawet sobie nie wyobrażasz, jaką wyświadczyłeś mi tym przysługę.
– Brzmisz dziwnie. O co chodzi? – zapytał z troską w głosie.
– Chyba nie jestem gotowa o tym mówić.
– Nie będę cię zmuszał. Powiedz mi tylko, czy ten samochód jechał za tobą.
– Odjechali, kiedy przekroczyłam bramę parkingu hotelowego. Teraz jestem w domu. Nikt mnie nie śledził – ucięła temat, ale w tym samym czasie wyjrzała przez okno w kuchni, które wychodziło na podjazd i ulicę przed domem.
– W takim razie się pożegnam. Kiedy będziesz gotowa mówić o „tym”, chętnie cię wysłucham przy kawie czy nawet butelce dobrego wina.
– Dziękuję – szepnęła zaskoczona jego propozycją. – To bardzo miłe z twojej strony, ale wątpię, czy będziesz chciał słuchać babskich wynurzeń.
– Najwyżej przerwę ci w połowie i wyrzucę z mieszkania – zaśmiał się. – Małgosiu, mówię poważnie, jeżeli będziesz chciała pogadać, wiesz, gdzie mieszkam. Na razie.
Rozłączył się, a ona zlustrowała widok za oknem. Czarny land rover stał po drugiej stronie ulicy, prawie na wprost bramy wjazdowej do posesji. Ale teraz jakoś jej to nie obeszło. Chcą, niech stoją. Wróciła do butelki z winem, wzięła nowy kieliszek i napełniła go po sam brzeg. Zaczęła pić, oparta tyłkiem o meble kuchenne. Zastanawiała się, co ma dalej robić. Może od razu spakuje rzeczy tego gnoja do worków na śmieci i zawiezie mu je jutro do hotelu? W połowie kieliszka zdecydowała się na taki ruch i kiedy sięgała do szuflady, żeby sprawdzić, czy ma odpowiedni zapas worków, usłyszała otwieranie drzwi wejściowych. Spojrzała w tamtym kierunku i zobaczyła męża, jak wchodzi pewnym krokiem, ale z niezbyt pewną miną. Stanął po drugiej stronie wyspy.
– Małgorzato – odezwał się równie niepewnym co mina głosem – zanim podejmiesz jakąkolwiek decyzję, porozmawiajmy. Daj mi wytłumaczyć moje zachowanie.
– Co tu jest do tłumaczenia? Panienka schyliła się po długopis, a ty ją przez przypadek nadziałeś na swojego kutasa?
– Nie musisz być od razu taka obcesowa. Zachowujmy się jak cywilizowani ludzie, dobrze?
Otworzyła szerzej oczy, po czym parsknęła nerwowym śmiechem.
– Ty masz czelność mówić mi o cywilizowanym zachowaniu? Zbyszek! Nakryłam cię na grzmoceniu panienki w twoim biurze, na twoim, kurwa, biurku, a ty żądasz ode mnie cywilizowanego zachowania?!
– Wiem, co zrobiłem, i nie będę się tego wypierał ani mówił, że nie jest tak, jak myślisz. Cokolwiek powiem, i tak mi nie uwierzysz. Chciałem cię tylko poprosić, żebyś przez mój jeden głupi wyskok nie przekreśliła tylu wspólnych lat.
Małgosia, patrząc mu w oczy, pokręciła głową.
– Teraz będziesz mi wmawiał, że to był jeden jedyny raz – stwierdziła. – Masz odwagę kłamać mi prosto w twarz? Miej chociaż odrobinę przyzwoitości i przyznaj się, od ilu lat mnie zdradzasz. Ile takich chętnych menadżerek, asystentek i sekretarek wytrzymało twoje biurko?
– Gośka, pracujemy w tej samej branży. Przecież gdybym to robił notorycznie, na pewno jakaś usłużna duszyczka doniosłaby ci na mnie.
– Skąd wiesz, czy nie donosili, tylko ja, głupia, nie wierzyłam? – Mina męża w tym momencie powiedziała wszystko. Miała go. – Ile lat to trwało?
Spuścił głowę i potarł czoło.
– Po co ci ta wiedza? – zapytał, ale już innym tonem, spokojnym i zrezygnowanym.
– Bo mam prawo znać prawdę. Ile lat robiłeś ze mnie idiotkę?
– Już nie pamiętam. Zaczęło się chyba od mojej sekretarki, kiedy objąłem stanowisko wicedyrektora w hotelu Katowice.
– Kiedy objąłeś to stanowisko – jej głos przeszedł w syk – Dorotka miała roczek, ty zakłamany skurwysynie!
– Gosiu, naprawdę próbowałem z tym walczyć, ale to jest gorsze niż nałóg. Kocham ciebie i dziewczynki. Tego faktu nic nie zmieni. Jednak – zagryzł wargi i na moment zamilkł, jakby szukał odpowiednich słów – jednak nie potrafię odmówić sobie seksu z przygodnymi kobietami. Nie wiem, jak to pogodzić. Nie chcę cię stracić. Mówię poważnie.
Wyglądał, jakby rzeczywiście mówił prawdę. Przez moment nawet zrobiło się jej go żal. Ale to był bardzo krótki moment.
– Spakuj najpotrzebniejsze rzeczy i wynoś się z tego domu – warknęła.
– Nie mam zamiaru – powiedział spokojnie. – Połowa domu jest moja i mam prawo w nim mieszkać.
– Więc go sprzedamy i podzielimy się pieniędzmi. Do tego czasu przeniesiesz się do gościnnej sypialni. A teraz proszę cię, zejdź mi z oczu.
– Rozumiem twoje rozgoryczenie, ale miej świadomość, że będę walczył o to małżeństwo.
– Zawalcz na początek z wyprowadzką z mojej sypialni – zakończyła dyskusję i odwróciła się do okna.
Słyszała, jak poszedł na piętro. Postanowiła nie czekać. Wzięła telefon i zadzwoniła do swojego adwokata. Po krótkiej rozmowie odłożyła komórkę i dopiła wino.
– Nałogowiec, kurwa jego mać! Zamiast palić albo chlać wódę, jak wszyscy normalni ludzie, on sobie dupy wybrał.
Zabrała butelkę na taras. Usiadła w wiszącym fotelu, uzupełniła kieliszek i zapatrzyła się w ogród. Kochała to miejsce, każdą własnoręcznie posadzoną roślinę, ułożony kamień i rybkę w stawku. Pomyślała, że teraz będzie musiała wszystko zostawić, bo kochany mąż nie może utrzymać kutasa w spodniach. Co za cholerna ironia. Oparła głowę o poduszkę i wypiła kolejny kieliszek.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------