- W empik go
Nie będzie jutra - ebook
Nie będzie jutra - ebook
Meryl Hall ma 41 lat. Jest transplantologiem ezoterycznym. Oznacza to, że potrafi wyciągnąć z człowieka nerkę, nie otwierając jego ciała albo podtrzymać przy życiu pacjenta z wyciągniętym sercem nawet przez kilka dni. Mimo to Meryl uważa się za przegraną. Zawiodła ją rzeczywistość, w której ani świat, ani ludzie nie spełnili jej oczekiwań. Nie ma już marzeń i wyzbyła się złudzeń, a w żadnej pracy nie zagrzewa miejsca na długo.
Kipiąca w niej gorycz znajduje ujście po ostatniej utracie pracy i wkroczeniu w świat przestępczy. Meryl wplątuje się w handel organami. Robota jak robota, tylko pacjenci mniej szablonowi. Wszystko to pod jadowitym okiem niespełna rozumu szefa, Pana Organka, który wypowiedział wojnę złu większemu od samego siebie.
Ciemnymi uliczkami Harenhall co noc przemyka potwór. Nie ma twarzy ani imienia, ale z daleka przysiągłbyś, że to Organek.
Wplątana w pajęczynę intryg socjopatycznego pracodawcy, Meryl Hall musi przewartościować swój kręgosłup moralny i stawić czoła grozie, która nocami włóczy się po Harenhall. W ciemnych zaułkach miasta trudno odróżnić dobro od zła i łatwo zgubić swoje człowieczeństwo. Jeszcze trudniej wybrać między tym, co wygodne, a tym, co należy.
Decyzje dużo łatwiej podjąć, gdy cień się rozprasza i świat staje w świetle, lecz to już dawno opuściło Harenhall.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8166-137-9 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie wiem, jak to się dzieje i trudno to wytłumaczyć. Kiedy człowiek szuka kontaktu z kimś, na kim mu zależy, na przykład z własną siostrą, i chciałaby przypadkiem spotkać ją na ulicy lub w kawiarni, jest to absolutnie niemożliwie. Jednak wystarczy tylko, żeby w życiu człowieka przydarzyło się coś, o czym nie chce mówić, a wieści rozprzestrzeniają się po mieście szybciej niż zaraza.
– Wywalili cię z roboty. Nie wpuścisz mnie?
– Nie.
Nie otwierałam drzwi, tylko opierałam się o nie, zastanawiając nad tym, jak wielki bałagan mam w mieszkaniu. Obiektywnie stwierdziłam, że było ono w stanie do przyjmowania najbliższych przyjaciół lub kochanków, którym okoliczności zbliżenia są zupełnie obojętne.
– Nie jestem twoim wrogiem. Przyszłam ci pomóc – naciskała, a ja doskonale zdawałam sobie sprawę, na czym ta pomoc ma polegać.
Dla niektórych nie jest to bowiem nic innego, jak prawienie kazań, wyżywanie się na drugiej osobie i podkreślanie, że im w życiu poszło lepiej.
– Nie żebym nie miała ochoty na pogawędkę. – Zamiast otwierać drzwi, powoli je zamykałam. – Ale mam straszny bałagan. Nie chciałabyś tu przebywać.
– Więc będziesz mnie trzymać na klatce schodowej?
– Zawsze możesz wrócić do domu.
– Meryl. – Naparła na drzwi, które właśnie chciałam zamknąć.
Zdziwiona odskoczyłam do wnętrza mieszkania, a ona wpadła do wąskiego przedpokoju, niczym patrol żandarmerii robiący nalot na melinę. Oburzona poprawiłam włosy oraz zielony szlafrok w białe grochy, który na sobie miałam. Ona rozejrzała się z odrazą, a stawiając kolejne kroki, potrąciła puste, szklane butelki.
– Miałam je wyrzucić – mruknęłam na usprawiedliwienie, co Diana skwitowała przewróceniem oczami.
– Nic z tego nie rozumiem. – Westchnęła moja starsza siostra, podpierając się pod bokami. Jak zawsze wyglądała dobrze. – Masz świetny zawód, jesteś lekarzem, masz możliwości, wiedzę… Dyplomu z Akademii Medycyny Mistycznej w Kathell może pozazdrościć ci niejeden profesor z wieloletnim stażem, a ty?
– Ja sobie nie zazdroszczę – odparłam obrończym tonem, a ona zbliżyła się do mnie, jak grzechotnik, który szykuje się do ataku.
– Za co tym razem? – Jej zielone, kocie oczy nie pozostawiły mi drogi ucieczki.
Stałam wciśnięta w ścianę, zastanawiając się, czy kłamać, czy mówić prawdę.
– Za własne zdanie.
– Błagam, nie.
Nie chciała mnie dalej słuchać, tylko zaczęła się miotać jak lew w klatce. Przeszła z przedpokoju do kuchni po prawej stronie od drzwi wejściowych.
Zamiotła podłogę spódnicą eleganckiej, liliowej sukni, po czym minęła mnie i zaczęła się przechadzać po sypialni z lewej. Czułam, jak narasta we mnie irytacja.
– Nie chcę wiedzieć więcej – mówiła do mnie, chodząc w tę i z powrotem. – Sama doskonale wiem, co musiało się stać. Meryl, jej niewyparzona gęba i walka o wszystkich uciemiężonych. Zastanawiam się tylko, na jaki błyskotliwy tekst musiałaś zdobyć się tym razem, że byli zmuszeni od razu zwolnić specjalistę twojego kalibru.
– W tym przypadku słowa były zbędne. – Wzruszyłam ramionami, a Diana zatrzymała się jak zaczarowana i obrzuciła mnie pełnym paniki spojrzeniem.
– Jak to?
Zamiast cokolwiek mówić, odgarnęłam włosy z lewej strony twarzy, aby siostra mogła zobaczyć cały mój profil. Niczym najprawdziwsza dama, jaką zresztą była, zakryła usta dłonią w jedwabnej, srebrnej rękawiczce, kiedy zobaczyła moje limo.
– Pobiłaś się w szpitalu?! – ryknęła na mnie tak, że zadrżały wszystkie okna w kamienicy. – Z kim? Mam nadzieję, że nie z pacjentem.
– Z lekarzem – syknęłam urażona. – Z ordynatorem Gecelem gwoli ścisłości.
– Meryl, do jasnej cholery! To już przesada.
– Nie zapytasz dlaczego?
– Nic mnie to nie obchodzi.
– A powinno. – Splotłam ręce na piersi. Swoją butność przypłaciłam uderzeniem w twarz. Nawet nie wiem, kiedy Diana zdjęła rękawiczkę.
– Jeszcze raz stracisz pracę, a klnę się na wszystkich bogów, więcej nie zobaczysz córki.
Mierzyła mnie pełnym nienawiści wzrokiem, a jej palec wskazujący zawisł przed moim nosem. Atmosfera zrobiła się więcej niż ciężka.
– Przestań robić sceny – skwitowałam urządzane przez siostrę przedstawienie, co jedynie ją sprowokowało.
– Ja robię sceny?! Ja robię sceny?! O nie, moja droga – pogroziła mi. – Sceny dopiero mogę zrobić. A jak już zacznę, to nie będziesz miała czego szukać w Harenhall! Masz ostatnią szansę, żeby tym razem niczego nie spieprzyć albo zapomnij, że w ogóle masz jakąś rodzinę!
Trzasnęła drzwiami wyjściowymi tak, że omal nie wyleciały z framugi. Wreszcie zostałam sama, chociaż wizyta Diany nie trwała dłużej niż dziesięć minut. Odczułam to jednak zupełnie inaczej. Byłam autentycznie zmęczona tym najściem, jakbym dyskutowała z kobietą dwa dni i dwie noce.
Najdziwniejsza była dla mnie chwila, w której zdałam sobie sprawę, że słowa Diany nie są bolesne i mi nie zależy.
Znając jednak funkcjonowanie społeczeństwa i rozumiejąc to, jak powinnam się zachować, zdecydowałam się stanąć w szranki. Podjąć ostatnią walkę, którą zamierzałam przegrać.Nie będzie jutra
Masz czasem takie uczucie, które mówi Ci, że do niczego się nie nadajesz? Patrzysz na dyplom z uczelni, podpis rektora, płomienne gratulacje oraz tytuł, jaki zdobyłeś i właściwie nie wiesz, co dalej. Mimo tego, że moje studia rzekomo dają mnóstwo możliwości, już po pierwszym dniu w pracy wiedziałam, jaki będzie finał.
Okazało się bowiem, że cierpię na bardzo rzadką i nieuleczalną chorobę, która objawia się niemożnością wykonywania poleceń przełożonych. Gdy tylko ktoś mi coś karze, od razu przybieram pozycję obronną i atakuję, zamiast słuchać. Chyba że ktoś mówi do mnie z sensem. Ale to zdarza się nad wyraz rzadko i stąd moje wszystkie problemy.
Miesiąc tu, miesiąc tam, a sumarycznie i tak lądowałam na ławce w parku, karmiąc gołębie, z petem w ustach. Moja sława, jako problematycznego pracownika, zaczęła mnie wyprzedzać i we wszystkich placówkach medycznych w mieście tolerowano mnie jedynie jako gościa.
Myślę, że moja butność wywodzi się z nieumiejętności pogodzenia się z tym, że ludzie są głupi. A z roku na rok robię się coraz mniej tolerancyjna. Chociaż sama nie jestem ideałem, o czym świadczy miejsce, w jakim się aktualnie znajduję, zawsze staram się postępować logicznie.
Tak więc, gdy w mojej pierwszej poważnej pracy na oddziale transplantologii dziecięcej wykonałam zabieg z asystą jednego lekarza, a nie dwóch, jak było zapisane w regulaminie, rozpoczęłam serię otwartych konfliktów. Mimo, że operacja przebiegła pomyślnie, a dzieciak cieszy się dobrym zdrowiem do dziś, ja wylądowałam na dywaniku, bo postąpiłam źle. Wszystko, co nieregulaminowe jest złe, tak samo jak wykonywanie pracy po swojemu.
– Pani Hall znów bezrobotna?
– Się masz, Victor.
Z myśli wyrwał mnie dzieciak z wielką, skórzaną torbą na ramieniu. Widywaliśmy się w parku dość często w przeciągu ostatnich dwóch lat. To śmieszne, że czternastoletni chłopiec potrafił zachować pracę dłużej ode mnie. Mogę nawet śmiało powiedzieć, że był bardziej zaradny i odpowiedzialny niż ja.
– Trafiłem? – dopytał mnie, opierając torbę o ławkę, na której siedziałam.
Odpowiedziałam mu wzruszeniem ramionami i wyrzuceniem peta gdzieś przed siebie. Jego młoda, gładka twarz wyglądała na szczerze zmartwioną. Wzdychając, poprawił beret na głowie, po czym zabrał się za poprawienie przydużego kożucha.
– Czy pani jest takim złym lekarzem? – Podparł ręce pod biodrami.
– Zależy, jak to rozumieć. – Zamyśliłam się. – Wiedzę i umiejętności mam, ale podobno z charakteru jestem paskudna.
– Nie wierzę. – Zaśmiał się, pokazując swoje duże przednie zęby. – Dla mnie nigdy nie była pani paskudna.
Spojrzałam na niego spode łba.
Był uroczym młodzieńcem obsypanym piegami, o wdzięcznym, melodyjnym głosie. Oczami wyobraźni widziałam go jako chórzystę w świątyni albo aktora w teatrze dramatycznym, ale na pewno nie jako kuriera. Victor jednak nie miał kontroli nad swoim życiem i robił to, czego akurat wymagała od niego sytuacja. Gdy potrzebował pieniędzy – pracował, kiedy nie potrzebował, chodził do szkoły. Niestety od dwóch lat bardziej potrzebował środków do życia niż wykształcenia.
– Dzięki, mały – mruknęłam wreszcie, a on zmarszczył brwi.
– Jestem prawie mężczyzną, pani Hall. Proszę tak do mnie nie mówić, zwłaszcza gdy będziemy w towarzystwie.
– Boisz się, że to ci zepsuje reputację? – zakpiłam, a on nadal pozostawał śmiertelnie poważny.
– Oczywiście. W moim środowisku się to bardzo liczy.
– W środowisku… kurierskim? – Pokręciłam głową i podniosłam się z ławki z wielkim trudem. Czułam się ciężko, a może po prostu wszystko przez brak energii. Dawno już nie zjadłam czegoś więcej poza bułką z kefirem, kupioną w pobliskim sklepie.
Stanęłam przed chłopcem, okrywając go swoim cieniem. On wypiął pierś i popatrzył na mnie hardo, przypominając mi tym samym młodego, nieopierzonego koguta.
– Chciałem pani pomóc, ale teraz zaczynam się zastanawiać. Nie lubię, jak nie traktuje się mnie poważnie.
– Ja cię nie obrażam ani nie lekceważę, mały. – Pokreśliłam zjadliwie to określenie. – Stwierdzam jedynie fakty. Spójrz. – Przyłożyłam rękę do czubka jego głowy, a drugą dłoń położyłam na swojej. – To tylko rzeczywistość i chociaż często byśmy chcieli, żeby była inna, nasze postrzeganie świata ani to, jak się czujemy, nie zmieni tego, jaka jest.
– Mądrala – prychnął zamyślony, po czym skinął na mnie niczym żołnierz, łapiąc się przy tym za swój beret i energicznie ruszył wzdłuż żwirowej ścieżki w parku. Niespodziewanie się zatrzymał, spoglądając na mnie przez ramię. – Umie pani wycinać nerki?
– Co to za pytanie? – Kompletnie zbił mnie z tropu.
– Muszę to wiedzieć, jeśli mam pani pomóc.