- W empik go
Nie dla ciebie - ebook
Nie dla ciebie - ebook
Dawid to przeciętny facet o nieprzeciętnych umiejętnościach. Jak mało kto czaruje, zwodzi i wykorzystuje kobiety. Jest uwodzicielem, łowcą, dobrze zna Twoje pragnienia. Wiesz, że to nie jest grzeczny facet, ale masz nadzieję, że dla Ciebie się zmieni. Chcesz podejść bliżej, poznać go. To tylko jedna z pułapek, w którą właśnie wpadłaś. Nie daj się uwieść – to nie jest facet dla Ciebie.
Co się jednak stanie, kiedy urok, który rzucał na kobiety, trafi także jego? I to dwa razy? Czy łowca stanie się zwierzyną? Czy można zbudować związek na kłamstwie? Co jest tak naprawdę ważne dla mężczyzny – uroda czy charakter?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8083-181-0 |
Rozmiar pliku: | 1 019 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
–Kochany, pobudka.
Poczułem dotyk miękkich ust na policzku. Otworzyłem oczy i przeciągnąłem się. Mimo wczesnej pory miałem uśmiech na twarzy. Lubiłem słyszeć z rana głos mojej kobiety. Zwłaszcza po wspólnej nocy. Tym razem wylądowaliśmy u mnie, ale to nie przeszkadzało jej zerwać się z łóżka o świcie.
– Dzień dobry, kochanie – powiedziałem. Chwyciłem ją za rękę i wciągnąłem na siebie. Była taka świeża i pachnąca, że nie mogłem sobie odmówić kilku pocałunków.
– Kochanie, spóźnisz się do pracy. – Uśmiechnęła się i odsunęła.
Rozejrzałem się po pokoju. Zasłony były już odsunięte, okno otwarte, a na fotelu czekały świeże ubrania. Moja dziewczyna zawsze o mnie dbała. Krzątała się po mieszkaniu, jakby była u siebie, wyręczając mnie w większości porannych czynności. Ja musiałem tylko zwlec tyłek, ogolić się i ubrać.
– Zatrzymaj się na chwilę. – Złapałem ją, kiedy przebiegała z kuchni do pokoju. W ręce trzymała pokarm dla rybki, o którą ja nie dbałem. Kiedyś wymyśliliśmy sobie, że będziemy mieć zwierzątko. Ona kupiła rybkę sobie, a ja sobie. Tyle że mnie zwierzęta nie interesowały. Dwa razy podmieniałem rybki, bo mi zdychały.
– O co chodzi?
– Daj całusa. – Przyciągnąłem ją do siebie i próbowałem namówić na chwilę zapomnienia, ale była na to zbytnio zorganizowana. Czasami zastanawiałem się, czy w głowie ma rozpisaną każdą minutę danego dnia. Zawsze ceniłem jej przedsiębiorczość, ale to ona sprawiała, że mojej dziewczyny nie dało się namówić na nic spontanicznego.
– Kanapki masz na stole, już zapakowane. Szybciutko, zaraz wychodzimy – poganiała mnie.
Tylko dzięki niej wyrabiałem się do pracy na czas. Nie byłoby problemu, gdybym się spóźnił, miałem elastyczne godziny pracy. Sonia jednak zawsze pilnowała, żebym kładł się w miarę wcześnie, spał wystarczająco długo, a robotę kończył o wyznaczonej porze, zamiast zostawać po godzinach.
Poczułem z kuchni zapach świeżej kawy, a w głowie grało mi If I Ever Lose This Heaven Jeffa Goluba. Coś wspaniałego!
– Kanapki, pamiętam. Dziękuję. – Pocałowałem ją jeszcze raz. Ścisnąłem jej pośladek, ale szybko się odsunęła, posyłając mi tylko swój słodki uśmiech. Musiałem pocieszyć się kawą, choć na poranną erekcję nie działała.
– Spóźnisz się – przypomniała. Sądziła, że jej uśmiech wystarczająco mnie usatysfakcjonuje. Naiwna kobietka, która swoją powściągliwością sprawiała, że jeszcze mocniej chciałem ją mieć. Nie wiedziałem, czy kiedykolwiek się nią nasycę.
Niecałe dziesięć minut później byliśmy gotowi do wyjścia. Ona – nieskazitelna i perfekcyjna w każdym calu, ja – próbujący jej dorównać. W windzie wymieniliśmy kilka delikatnych pocałunków. Nie chciała pognieść sobie bluzki, więc o namiętności nie było mowy.
– Spotkamy się po pracy? – zapytała z nadzieją, kiedy nastał moment rozstania.
Miała takie słodkie spojrzenie! Oczka jej błyszczały, a drobne rączki aż wyrywały się do mnie. Wyglądała przepięknie. Niczym płatek róży – smukła i bezbronna. Sonia była kobietą, którą każdy mężczyzna chciałby się opiekować. Kiedy tylko ktoś ją zobaczył, zachwycał się jej urodą i delikatnością bijącą z każdego gestu. Była chuda i miała proste, brązowe włosy, które często wiązała. Lubiła odkrywać całą twarz, choć do jej charakteru bardziej pasowałaby burza loków. Mogłaby osłonić nią przestraszone spojrzenie i ukryć nieśmiałość. Za to przy jej zamiłowaniu do koków bez problemu mogłem podziwiać duże oczy. Sonia to typowa kobieta, która nie mogła pochwalić się stabilnością emocjonalną, a zakochana oddawała się całkowicie uczuciu. Nie mogłem uwierzyć, że ktoś taki jest ze mną. Nigdy nie chciałbym jej stracić.
– Kochanie, wiesz, że nie mogę. Dzisiaj mam trening tenisa.
Choć to była kobieta mojego życia, nie miałem najmniejszego problemu, żeby okłamywać ją na każdym kroku. Bez zmrużenia oka potrafiłem stworzyć całą bajkę, byle rozwiać jej obawy. Nie chodziło mi o prowadzenie potajemnie drugiego życia. Kłamałem z przyzwyczajenia, bo ona o wszystko się martwiła i wszędzie widziała zagrożenie dla naszego związku, a ja nie chciałem jej smucić. To zawsze były kłamstwa w dobrej wierze.
– Nie lubię tego tenisa. – Zmarszczyła słodko nosek. – Poświęcasz mu za dużo czasu.
– Wiem, kochanie. Jestem podłym facetem. – Z uśmiechem na ustach pocałowałem ją na pożegnanie i poszedłem w kierunku samochodu. Jeszcze dwa razy obróciłem się, żeby spojrzeć na mojego aniołka, który szedł na przystanek. Kiedy zniknęła mi z pola widzenia, chwyciłem za telefon. W nocy dostałem wiadomość, ale nie miałem okazji jej odczytać, bo Sonia była przy mnie cały czas. Po jej odejściu nareszcie miałem wolną chwilę.
Wyobraź sobie: samochód pod Twoją firmą, my dwoje na tylnym siedzeniu i krzyki rozkoszy, które słyszą przechodnie. Zobacz, co robi ze mną samo wyobrażenie!
Wiadomość i dołączone zdjęcie roznegliżowanej kobiety wyprężonej w ekstazie na łóżku. Dominika zawsze potrafiła mnie rozpalić. Czasem wystarczyły dwa zdania, żebym myślał o niej przez cały dzień.
***
– Wstawaj, skarbie – powiedziałem cicho, nachylając się nad postacią śpiącą w moim łóżku. Spod kołdry wystawały tylko czarne fale loków i kawałek nosa. Nie reagowała. Musiałem użyć brutalniejszych środków. Odgiąłem kołdrę i połaskotałem stópkę mojej kobietki.
– Aaa, wariacie! – Podniosła się z uśmiechem. Prawie zdzieliła mnie po głowie. – Nie znasz lepszych sposobów na obudzenie kobiety?
– Znam, ale na ciebie one nie działają, łobuzie – odpowiedziałem.
Ona zawsze zaskakiwała mnie entuzjazmem. Spaliśmy może trzy godziny, a ta od rana miała uśmiech na ustach. Cała Dominika – wulkan energii. Nawet o świcie, kiedy miała zaspane oczka i czarne kleksy po niezmytym makijażu. Nie dbała o to, jak wyglądała po całonocnym seksie. Wyładowywała cały akumulatorek, po czym padała nieżywa. Z trudem potrafiła się powstrzymać przed zaśnięciem, zanim wychodziłem z łazienki i byłem gotowy się położyć. Przed snem przytulała się do mnie, kładła główkę na moim torsie i zasypiała. Twierdziła, że w innej pozycji jest jej niewygodnie. Do poranków z nią pasował rytm piosenki Walkin’ on Sunshine – wszystko działo się szybko, bo balansowaliśmy na granicy spóźnienia.
– Mógłbyś chociaż spróbować – rzuciła z oburzeniem i wskoczyła pod kołdrę. Obudzić tego śpiocha to było nie lada wyzwanie, choć kiedy mogliśmy spać do południa, zrywała się pierwsza i patrzyła, jak śpię.
– Łobuz! – Zaplanowałem kolejny szturm na jej puchową twierdzę. Uchyliłem rąbka kołdry i dałem jej całusa.
Otworzyła oczy, po czym złapała mnie mocno za szyję, pogłębiając tym samym pocałunek. Chciałem się odsunąć, ale trzymała kurczowo, kradnąc jeszcze kilka buziaków. Ta kobieta była w stanie przygotować się do wyjścia w ekspresowym tempie, więc dawałem jej pospać w czasie, kiedy ja się szykowałem. Zwykle i tak kończyło się na tym, że wciągała mnie do łóżka albo fundowała mi oralną niespodziankę, byle tylko przedłużyć poranek. Często się przez to spóźniałem, a jeszcze częściej byłem niewyspany.
– Za to mnie kochasz. – Wyszczerzyła ząbki w uśmiechu.
Dominika miała w sobie zadziorność, która bardzo mi się podobała. Choć nie powalała urodą, potrafiła oczarować każdego. Cechowała ją wyrazistość i przebojowość. Było po niej widać, że czuje się dobrze we własnym ciele. Kiedy się pojawiała, wzbudzała zainteresowanie wszystkich i błyskawicznie zyskiwała przychylność. Nie obawiała się niczego, a w życiu szukała emocji. Była też wymagająca, nie interesowała się większością adoratorów, którzy wiecznie się wokół niej kręcili. Nie znosiłem myśli, że mogłaby trafić na kogoś lepszego ode mnie. Chciałem mieć dla siebie tę małą kokietkę. Pociągała mnie. Często ubierała się w wyzywająco krótkie spódniczki, odsłaniając smukłe nogi. Do czarnych włosów dobierała równie ciemny makijaż, a jej spojrzenie niemal zawsze miało flirciarskie zabarwienie.
Westchnąłem, a ona wysunęła się spod kołdry i prawie na mnie wskoczyła. To właśnie entuzjazmem i radością podbijała serca. Kiedy wtuliła się w moje plecy i zaczęła chichotać mi do ucha, mimowolnie również się uśmiechnąłem. Szybko przesunęła usta na moją szyję, ale musiałem jej przerwać, zanim na dobre się rozkręciła. Nie miałem już czasu, a poza tym bałem się, że ugryzie mnie odrobinę za mocno i zostawi ślad w postaci malinki. Nie mogłem sobie na to pozwolić, a nie potrafiłem przewidzieć jej zachowania.
Poczochrałem ją po włosach i uciekłem z łóżka, które było dla mnie zbyt wielką pokusą. Podniecało mnie już samo wspomnienie tego, co robiliśmy w nocy. Po całym pokoju były porozrzucane nasze ubrania, jej majtki pływały w akwarium, a po przebudzeniu o mało nie wdepnąłem w pełną prezerwatywę.
Wyszedłem do łazienki, żeby się ogolić, a ona w tym czasie się ubrała. Nim skończyłem, jej tyłeczek przemknął obok mnie. Spojrzała w lustro i zrobiła zabawną minę.
– Matko, wyglądam jak siedem nieszczęść – powiedziała do siebie. Chwyciła mój grzebień i próbowała opanować burzę włosów. Każdy odstawał w inną stronę. Sonia zawsze miała ze sobą swoją wierną kosmetyczkę, za to Dominika szła na żywioł i z rana radziła sobie bez żadnych kosmetyków. W tragicznych sytuacjach pożyczała ode mnie żel do włosów, ale zawsze na niego marudziła. Wyglądała uroczo, kiedy tak nieporadnie wpatrywała się w samą siebie.
– Raczej jak siedem cudów świata – powiedziałem.
Uśmiech bardzo szybko wypłynął na jej usta. Obróciła się energicznie i prawie wtarła mi w koszulę resztki pianki do golenia, kiedy rzuciła mi się w ramiona.
– Siedem cudów świata już istnieje. Ja chcę być ósmym! – zażądała i pocałowała mnie w ogoloną część policzka. Chwilę później się skrzywiła i zaczęła pluć. Smak pianki do golenia nie należał do najlepszych.
Chciało mi się śmiać, kiedy ją obserwowałem. Miała w sobie urok i energię małego dziecka. U dorosłej kobiety dawało to niesamowity efekt.
– Jesteś moim ósmym cudem świata – przytaknąłem.
W kieszeni zawibrował mi telefon, ale nie chciałem go wyciągać w takiej chwili.
– No, tak lepiej – stwierdziła, po czym zaczęła się do mnie tulić, swoimi ślicznymi paluszkami sięgając do moich pośladków. Ścisnęła je, mruknęła, pokiwała biodrami i wyszła.
Mogłem dokończyć golenie i odczytać wiadomość. Sonia życzyła mi miłego dnia, więc odpowiedziałem jej tak samo. Dodałem, że jest wspaniała i bardzo ją kocham.
Jakże obłudnie to brzmiało, gdy wróciłem do pokoju i zastałem w łóżku seksowną boginię. Siedziała w swoim czarnym żakieciku i spódniczce. Wiedziałem, że nie ma na sobie majtek, bo strzępki materiału wciąż pływały w akwarium. Rybka krążyła wokół nich i obserwowała nowy obiekt.
Dominika opierała się na łokciach i patrzyła na mnie w sposób, jakiego żadna inna nie potrafiła powtórzyć. Nie dałem rady wyjść z mieszkania, kiedy ona tak mnie kusiła. Brutalna kobieta!
– Spóźnię się do pracy. To wszystko twoja wina – zarzuciłem. Rozpiąłem rozporek i przysunąłem się do jej twarzy.
– Moja wina – odpowiedziała dopiero, kiedy skończyliśmy. Wciągnęła spódniczkę na goły tyłek i ruszyła do drzwi. Kiedy się pochyliła, żeby założyć buty, miałem ochotę wziąć ją jeszcze raz. I kolejny raz w windzie, bo przyciągnęła mnie do siebie tak mocno, że aż polecieliśmy na ściankę. Ta kobieta miała w sobie ogień. Tymczasem po południu czekała już na mnie kobieta, która była spokojna jak woda. Dwa żywioły, które niesamowicie mnie pociągały. Mnie – grzesznika i rozpustnika, ale przede wszystkim człowieka niezdecydowanego.Człowiek niezdecydowany
Wiele się mówi na temat szukania drugiej połówki. Nigdy nie wierzyłem w to, że przeznaczona nam jest tylko jedna osoba na świecie. Bliżej mi do poglądu, że takich połówek jest wiele i nawet jeśli z jedną nie wyjdzie, można znaleźć kolejną. Nie sądziłem tylko, że poznam swoje dwie różne połówki w tym samym czasie! Miałem ochotę wsadzić Kupidynowi te jego strzałki w dupę za to, że strzelał bez namysłu. Żart losu sprawił, że znalazłem się w sytuacji, w której nie potrafiłem dokonać wyboru. Na początku nawet nie chciałem tego robić. Spędzałem czas z obiema, poznawałem je i czekałem na błąd jednej lub drugiej. One tymczasem wcale nie zamierzały mnie do siebie zrażać. Wręcz przeciwnie, po spotkaniu z każdą z nich byłem przekonany, że to właśnie z tą jedną chcę być. Potem następowało spotkanie z drugą i znowu nie wiedziałem, która jest dla mnie ważniejsza.
Przez krótką chwilę myślałem, że los zadecydował za mnie. Sonia wyjechała na cztery miesiące, a nasz kontakt niemal się urwał. W tym czasie związek z Dominiką przeżył największy rozkwit. Byłem naprawdę zakochany, ale ona zawsze miała wokół siebie stado frajerów, którzy chcieli ją poderwać, z czego zdawała się mieć wielką frajdę. Ja z kolei pragnąłem jej tylko dla siebie, więc z czasem zazdrość zaczęła mnie kłuć bardziej, niżbym tego chciał. Odkryłem, że ta kobieta jest wieczną uwodzicielką. Lubiła mieć facetów na wyciągnięcie ręki, lubiła z nimi flirtować. Mówiłem jej, że mi się to nie podoba, ale uparcie twierdziła, że żaden z nich nic dla niej nie znaczy, a ona ma zbyt miękkie serce, żeby ich przegonić. Niby każdego poinformowała, że jest ze mną, ale to nic nie zmieniało. Szczytem mojej wytrzymałości było, kiedy na basenie dosłownie na dziesięć minut zostawiłem ją w jacuzzi. Była zmęczona, a ja miałem ochotę jeszcze popływać. Zgodziła się i nie widziała problemu, a kiedy wróciłem, flirtowała z jakimś obcym facetem. Poczułem się jak zdradzony frajer. Leszcz podobny do tych wszystkich, z których razem się śmialiśmy, kiedy opowiadała o ich nieporadnych próbach poderwania jej. To było dla mnie zbyt wiele. Pokłóciliśmy się i nie docierały do mnie tłumaczenia, że to on ją zagadnął, a ona tylko grzecznie odpowiadała. Myśl o tym, że mogła mnie zdradzać, zasiała ziarno goryczy, które rozwijało się z każdym dniem. Od tego czasu zaczęło się między nami psuć.
Dziwnym trafem właśnie wtedy wróciła Sonia. Postanowiłem się z nią zobaczyć, bez zobowiązań. Szybko odkryłem, że te spotkania mnie uspokajały, a z czasem uczucia do niej odżyły i z każdym kolejnym dniem miałem wrażenie, że kocham ją coraz bardziej. Wtedy też pozwoliłem wygasać miłości do Dominiki. Przestałem się dla niej starać, miałem coraz mniej czasu na spotkania. Paradoksalnie to podziałało na nią jak magnes. Z kobiety niezależnej, którą chciałem zdobywać każdego dnia, stała się taką, która chciała zdobyć mnie. Coraz częściej pokazywała, że to jej zależy, co dało mi poczucie wyższości. To idiotyzm, ale w efekcie coraz mniej mi na niej zależało. Kiedy ten stan osiągnął apogeum, związałem się z Sonią. Nie potrafiłem jednak zerwać kontaktu z Dominiką. Mimo że uczucia do niej wygasły, wciąż gdzieś głęboko się tliły, zresztą uwielbiałem z nią przebywać. Była świetną towarzyszką przygód i doborowym rozmówcą. Mieliśmy wiele wspólnych tematów i czułem, jakby to była jedyna osoba na świecie, której mógłbym zdradzić wszystko, nawet opowiedzieć o ulubionych fetyszach. Wiedziałem, że nie skrytykuje mnie za coś, co odbiega od normy. To sprawiało, że nie chciałem jej okłamywać. Za bardzo ją szanowałem. Inna sprawa, że ona bardzo szybko dostrzegała, kiedy próbowałem jej wcisnąć kit. Albo miała wyostrzoną intuicję, albo była czarownicą. Kłamstwo, które Sonia kupowała bez problemu, ona kwitowała tylko krótkim: „Nie kłam”. Nie mogłem dojść, jakim cudem od razu nie wyczuła konkurencji. Sądziłem, że w mgnieniu oka odkryje istnienie innych kobiet w moim życiu, ale tak się nie stało. Może dlatego, że nigdy wprost o to nie zapytała.
***
– Mówię ci, poderwać kobietę to żaden problem. Dużo trudniej jest ją spławić – powiedział Leszek, jeden z niewielu moich przyjaciół, a zarazem najlepszy kompan od czasów, kiedy podrywanie stanowiło dla mnie największe hobby. Spotkaliśmy się na studiach, kiedy obaj jeszcze byliśmy zieloni w temacie, a podejście do obcej kobiety wydawało nam się czymś niewykonalnym. Wzajemnie nakręcaliśmy się do działania, ale ja nigdy nie dążyłem do zaliczenia jak największej liczby lasek, więc na pewnym etapie nasze drogi się nieznacznie rozeszły. On szedł w ilość, skupił się na jak najszybszym doprowadzaniu do seksu, ja z kolei zwykle starałem się najpierw poznać kobietę i pozwolić sobie poczuć choćby zauroczenie. Siłą rzeczy praktykowanie uwodzenia szło mi wolniej. Leszek obcował z większą liczbą kobiet, więc jego wiedza praktyczna nieznacznie przerosła moją. Nawet zbliżając się do trzydziestki, wciąż podczas spotkań lubił mi sprzedawać swoje rozwiązania i wiele rozmawialiśmy o tym, jak doprowadzić kobietę do tego, czego chcieliśmy.
– Czasami możesz powiedzieć i zrobić wszystko, a laska jest tak zakręcona, że zaraz znowu do ciebie przyleci – dodałem.
– Nie Weronika, ona jest wyjątkowa – upierał się Mateusz. Ten z kolei dołączył do naszego ekskluzywnego grona całkiem niedawno i jeszcze nie do końca wierzył w techniki uwodzenia. Sądził, że zaprzyjaźnienie się z kobietą i spełnianie jej wszystkich zachcianek to najlepsza droga do miłości. Nie dawał sobie wytłumaczyć, że kobiety potrzebują silnej ręki. Facet musi być stanowczy i zdystansowany. Nawet jeśli mu zależy, nie może tego od razu okazać, bo kobieta poczuje się zbyt pewnie. Mówi się, że mężczyźni są zdobywcami i cały czas chcą gonić ofiarę, ale to dotyczy również kobiet. Już dawno skończyły się czasy, kiedy w cenie byli zalotnicy, którzy kobietom chcieli uchylić nieba. Ścigali się w sposobach zadowolenia swoich wybranek, nie dostrzegając, że kobiety też chcą zdobywać.
– Jak każda! – powiedziałem jednocześnie z Leszkiem.
– Stary, przecież nie mówię, że masz ją zgnoić i poniżyć. Zabierz ją w ustronne miejsce i rozgrzej. Potem, jak się z nią przeliżesz, sama zedrze z siebie majtki – dodał kumpel.
– To się nie uda. Jak ją pocałuję, już nigdy nie będzie tak, jak było. Co, jeśli się obrazi i stracę jeszcze jej przyjaźń? Zrozumcie, to jest kobieta, z którą chciałbym założyć rodzinę. Nie mogę jej stracić.
Czasem załamywaliśmy przy nim ręce. Żadne tłumaczenia nie docierają do zakochanego człowieka. Emocje przejmują władzę i logika przestaje mieć znaczenie, a wtedy niewiele brakuje, żeby zachowywać się jak frajer albo zostać rogaczem. Między innymi dlatego postanowiłem, że nigdy nie pozwolę sobie na tak silne uczucia względem jakiejkolwiek kobiety i z nikim się nie zwiążę na poważnie co najmniej do ukończenia trzydziestego piątego roku życia. Tak sądziłem, dopóki nie spotkałem Dominiki i Soni. Kobiety wyczuwają zaangażowanie i bezwzględnie je wykorzystują. Lesiu twierdził, że właśnie za to należy im się spotkanie na swojej drodze facetów podobnych do nas, którzy nie dadzą się omotać.
– Mówię ci po raz setny, nie obrazi się. Jeśli sama tego chce, to jeszcze ci podziękuje, a jeśli widzi w tobie tylko kumpla, obróci wszystko w żart i będzie po staremu – próbowałem przemówić koledze do rozumu. – Jeśli to nie pomoże, to możesz ją wymrozić. Większość lasek wtedy wymięka.
– Ja sądzę, że powinieneś ją olać. Zalicz kilka dupeczek, a wtedy ta jedna przestanie ci siedzieć w głowie – dodał Leszek.
– Już mu to doradzałem. Ma inną – wytłumaczyłem.
– Świetnie! I jak?
– Marzena jest fajna. Ma grubą dupę, ale poza tym jest spoko. Do dymania się nadaje.
Leszek szybko miał dość problemów Mateusza. Traktował go tylko jak dodatek do naszych spotkań. Bardziej interesowało go moje życie. Otworzył kolejne piwo i zagadnął:
– Dawid, a jak u ciebie?
Dobre pytanie. Szkoda, że nie potrafiłem na nie odpowiedzieć. Nawet najbliżsi przyjaciele nie wiedzieli, jaki burdel panował w mojej głowie. Wersja dla nich była odrobinę odmienna od tej rzeczywistej, którą pozostawiałem tylko sobie. Nikomu nie ufałem na tyle, żeby zwierzać się z rozterek natury emocjonalnej. Facetom nie wolno się rozklejać i rozdrabniać. My zawsze zgrywamy silnych i zdystansowanych, nawet jeśli w głębi duszy rozpadamy się na tysiące kawałków.
– Pamiętasz tę natrętną blondi, która ostatnio przykleiła się do mnie w klubie? Tę, przez którą musieliśmy w końcu zmienić lokal? Napisała do mnie godzinę później. Nic ciekawszego się nie trafiło, więc odpisałem jej, żeby do mnie wpadła. Była moja jeszcze tej samej nocy – przyznałem się.
Lesiu uśmiechnął się z miną pełną uznania. Przybiliśmy piątkę.
– Żadnych oporów?
– Zero. Laska była podchmielona i napalona po zabawie na parkiecie, więc wystarczyło puścić muzykę, trochę ją dotykać i sama położyła się na łóżku – powiedziałem. Czasami zastanawiałem się, dlaczego kobiety są takie łatwe, a jeśli już nawet są, to dlaczego później chcą, żeby je traktować poważnie. Ta sama dziewczyna, która wskoczyła mi do łóżka po trzydziestu minutach znajomości i pięciu wiadomościach, przez następny tydzień dziwiła się, że nie chcę się z nią więcej spotkać. Takie nie rozumieją, że my chcemy kobiet, które szybko nam ulegną, ale naprawdę pożądamy tylko takich, które każą nam czekać. Nie chcemy mieć wszystkiego podanego na tacy, chcemy się starać i zdobywać, bo wtedy nagroda smakuje lepiej. Najgorsze, że łatwe laski wydzwaniają potem regularnie i żądają więcej. To już jest niedopuszczalne. Kobiety same się proszą, żeby je wykorzystać. Dla mnie, jak dla wszystkich szanujących się mężczyzn, to niewyobrażalne. Nie mógłbym zabiegać o zainteresowanie kogoś, kto wyraźnie dał mi kosza. Duma by mi na to nie pozwoliła. Tymczasem kobiety nie mają oporów w tej kwestii. Jak kogoś takiego szanować?
– Widzisz? – Leszek zwrócił się do Mateusza, który tylko spuścił wzrok i zaczął kolejny monolog na temat tego, jaka jego ukochana jest wyjątkowa. – A Słodka? Wciąż ją bajerujesz? – tym razem zapytał mnie o Sonię. Mieliśmy w zwyczaju nadawanie ksywek kobietom, o których rozmawialiśmy więcej niż raz. Z Sonią spotykałem się prawie rok z przerwami, więc musiała w końcu dorobić się jakiegoś określenia. Było trochę problemów, bo nie wyróżniała się niczym szczególnym. Dopiero z czasem zauważyłem, że niektóre jej zachowania sprawiają, że załamuję ręce. Od tego czasu nazywałem ją Słodką Idiotką.
Dużo łatwiej było z Dominiką. Ona została Wyrywaczką praktycznie już po pierwszym spotkaniu. Zaskoczyła mnie wtedy łatwość, z jaką łapała każdą moją próbę flirtu, a co więcej, sama prowokowała wiele sytuacji, w których miałem okazję zaprezentować swoje umiejętności. Gdy tylko nasza randka się skończyła, pomyślałem, że uwielbiam jej uśmiechnięte spojrzenie i swobodę, którą przy niej czuję, ale też, że więcej się z nią nie spotkam, bo nie podoba mi się z wyglądu. Zwykle już w ciągu pierwszych piętnastu sekund spotkania jestem w stanie stwierdzić, czy chcę się spotkać z kobietą po raz kolejny. Z nią nie potrafiłem zdecydować. Może miał na to wpływ fakt, że czasem na początku znajomości pojawia się wiele chwil irytującej ciszy, kiedy jeden temat się kończy, a drugi jeszcze nie zdąży zacząć, a z nią tego nie było. Jak nie dyskutowaliśmy o jakichś pierdołach, to śmialiśmy się, że na koniec spotkania wywiozę ją za miasto i zakopię w lesie. Przy niej odkryłem, jak wielką głupotą jest bajanie o miłości od pierwszego wejrzenia, którą wciskają ludziom ckliwe romansidła. To wszystko brednie. Facet, któremu spodobała się wizualnie jakaś dupa i zamiast głową, zaczął myśleć fiutem. Z Domi było zupełnie inaczej. Ona mi się na początku wcale nie podobała, ale jednocześnie nie potrafiłem od razu jej skreślić. Nie sądziłem, że z jakąkolwiek kobietą można złapać tak dobry kontakt od samego początku. Moje pierwotne założenie, żeby się z nią nie spotkać, szybko pękło. Wmawiałem sobie, że chcę ją tylko zaliczyć, ale przeciągałem ten proces w nieskończoność, aż doszedłem do wniosku, że potrzebuję więcej. Nagle okazało się, że to niebrzydka, wartościowa kobieta.
– Tak, widzimy się średnio raz w tygodniu. Jest trochę natrętna i chce więcej. Wiesz, jak to jest z zakochanymi laskami – odpowiedziałem i szybko wróciłem myślami do Soni. Mojej ukochanej Soni, z którą uwielbiałem się spotykać, więc widywaliśmy się częściej, ale kumple nie musieli o tym wiedzieć. Lesiu był przeciwny związkom i zaraz zrobiłby mi wykład o tym, w jakie bagno się pakuję. Ja z kolei lubiłem stan zakochania. Bawiło mnie przeżywanie emocji i uniesień. Kiedy w myślach pojawiała się ta jedna kobieta, od razu byłem szczęśliwy. W nieskończoność potrafiłem wracać myślami do chwil, kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem, pierwszy raz zaśmiała się z mojego żartu, pierwszy raz złapałem ją za rękę, czy do naszego pierwszego pocałunku, po którym jej policzki się zaróżowiły, a ona spuściła wzrok i słodko speszona prawie mi uciekła.
– One zawsze chcą więcej. To jest wkurwiające w dupach! Ja lubię różnorodnie, więc jak w tygodniu chcę się spotkać z czterema, to nie ma opcji, żeby z jakąś spotkać się więcej niż raz. Po pierwsze: nie można nikogo faworyzować, a po drugie: dupeczki nie są przecież całym światem. Potrzebuję też czasu dla siebie. – Lesiu i jego przepełnione niezrozumieniem dla płci pięknej wypowiedzi bardzo często wywoływały w nas śmiech. Sam ton głosu miał komiczny, a jeśli do tego dodał jeszcze minę i gestykulację, to nie było osoby, która zachowałaby powagę.
– Święta racja! – Zaśmiałem się. W myślach nie było mi tak wesoło. Ja faworyzowałem, i to dwie kobiety naraz. Sonię bardziej, Dominikę trochę mniej, ale i tak wyróżniały się znacząco na tle wszystkich innych, z którymi się spotykałem. Czasem zastanawiałem się, dlaczego właściwie to robię. Były chwile, kiedy chciałem być tylko z jedną, najwyżej dwiema, i nikogo więcej nie potrzebowałem. Z drugiej strony regularnie odzywała się moja mroczna strona, która nie dawała mi się oderwać od dawnego życia, i gdy tylko nadarzyła się okazja do poderwania nowej dziewczyny, nie potrafiłem sobie tego odmówić.
– A Wyrywaczka? – zapytał Mateusz. Lesiu nie interesował się Dominiką, nigdy jej nie lubił. Uważał ją za damską wersję nas samych. Twierdził, że ktoś taki nie będzie zdolny do zakochania się i potraktuje mnie jak zabawkę. Kiedy więc pojawiała się w moich wypowiedziach dłużej niż przez miesiąc, zaczął upominać, żebym się nie angażował. Po upływie kolejnego miesiąca pojawiły się przestrogi. Nie słuchałem go przez ponad rok, więc przestał w ogóle poruszać jej temat.
– Widziałem się z nią wczoraj.
– Tańce?
– Jak co czwartek – odpowiedziałem krótko. Na tym się skończyło, bo Lesiu zaczął opowiadać o swojej Reporterce, którą dyma już od trzech tygodni. Stwierdził, że jeszcze raz i chyba trzeba będzie się z nią pożegnać. Miesiąc to dla niego zwykle nieprzekraczalna granica. Po tym czasie zaczyna się rodzić przywiązanie, a tego chciał za wszelką cenę uniknąć.
***
Siedząc w swoim pokoju, miałem wrażenie, że nagle nabawiłem się klaustrofobii. Ściany wydawały się żarłocznie na mnie patrzeć, jakby w głębi swoich ceglanych dusz pragnęły mnie pożreć. Małą klitkę, którą nazywałem gabinetem, zalewała ciemność. Jedyne światło dawała lampka w rogu biurka. Usiadłem przy komputerze i zacząłem wspominać te wszystkie wykręty, jakie wymyślałem na poczekaniu, wszystkie kłamstwa, jakich dopuszczałem się względem osób, których nie powinienem oszukiwać. Miałem za dużo wolnego czasu. Choć z premedytacją okłamałem Dominikę, że jestem zajęty, nie mogłem sobie znaleźć roboty. Sprawdziłem pocztę, ale nie miałem ochoty nikomu odpisywać. Czekało na mnie siedem nowych wiadomości od różnych kobiet, które w ostatnim czasie poderwałem. Wszystkie przekonane, że jestem wolnym człowiekiem, który chce z nimi być.
Zacząłem się zastanawiać nad swoim zachowaniem i każda kolejna myśl jedynie mnie pogrążała. Choć odmówiłem, w głębi duszy miałem ochotę spotkać się z Dominiką. Ona zawsze poprawiała mi humor. Znajomość z nią była szaloną przygodą, a ona sama uroczą, delikatną dziewczynką, którą skrywała pod powłoką silnej, niezależnej kobiety. Kiedy zaczynałem się zastanawiać nad jej zaletami, co chwilę coś wpadało mi do głowy. Kiedyś zapytała, jakie widzę w niej wady, i naprawdę mnie zatkało. Nie potrafiłem jej powiedzieć, że jest po prostu brzydsza od Soni. Nie była brzydka, ale też nie piękna, tymczasem Sonia mogłaby ubiegać się o posadę modelki. Była cudowna. Może to powierzchowne, ale jestem tylko facetem, a my na wygląd patrzymy w pierwszej kolejności.
Nie potrafiłem zdecydować, z którą jest mi lepiej. W teorii, kiedy facetowi zaczyna za bardzo zależeć na dwóch kobietach i nie może się zdecydować, powinien odciąć się od obu i poszukać kogoś innego, bo to znaczy, że ani jedna, ani druga nie spełnia wszystkich wymagań. Niestety w praktyce nie wyobrażałem sobie takiego rozwiązania. Chciałem mieć obie, ale wiedziałem, że jeśli pociągnę to dłużej, mogę stracić wszystko. Zresztą należała im się szczerość. Coraz częściej zaczynało mnie boleć to, jak je traktuję. Za każdym razem mówiłem sobie, że będę szczery, ale na samą myśl o tym, że miałbym którąś z nich stracić, robiło mi się niedobrze. Nie mogłem jednak dłużej ich okłamywać. Chciałem żyć w zgodzie z samym sobą, sumienie mnie dobijało. Oszustwo to brzydka rzecz. Kojarzy się ze złymi ludźmi, na których nigdy nie chcielibyśmy trafić. Mimo to nie da się znaleźć osoby, która nigdy nie dopuściła się oszustwa. Choćby drobnego, jak obietnica powrotu prosto do domu, którą młodzież daje rodzicom, a potem znika na całą noc. Nie chcemy być oszukiwani, ale bardzo dobrze smakuje nam oszustwo, kiedy sprzedajemy je innym. Dlaczego? Bo to najprostszy sposób, żeby osiągnąć cel. Miałem dwie wspaniałe kobiety tylko dla siebie. Gdybym potrafił wyłączyć sumienie, sytuacja mogłaby trwać w nieskończoność.
Najlepszym rozwiązaniem wydało mi się przeanalizowanie ostatniego miesiąca. Z Sonią spotkałem się dziewięć razy, z Dominiką pięć, i to w głównej mierze dlatego, że była moją partnerką taneczną. Wydawało się jasne, z którą chcę być. Trzeba było tylko odnaleźć w końcu własne jaja i stawić czoła drugiej z nich. Zanim jednak się na to zebrałem, usiłowałem sobie przypomnieć, dlaczego nie walczyłem o związek z Domi. Uczucie, które nas łączyło, było bardzo silne. Chyba po prostu w pewnym momencie przeważyła we mnie niechęć do konfliktów. My, mężczyźni, tak mamy. Wolimy przeczekać, zamiast skazywać się na niechęć partnerki i dantejskie sceny w publicznych miejscach. Czasem to czekanie trwa jednak zbyt długo i pozostaje już tylko zerwanie. W dodatku Dominika była cwaną bestią. Gdy tylko coś jej zarzucałem, potrafiła tak odwrócić kota ogonem, że z winnej nagle robiła się ofiarą. Nie mogłem pojąć, jak to robi, a co gorsza, nie potrafiłem nic na to poradzić. Nie dało się jej przekonać do swoich racji w zwykłej rozmowie, zaś kłótnia nie wchodziła w grę. Zawsze byłem bardzo wrażliwym facetem, więc nie wyobrażałem sobie, że mógłbym krzyczeć na kobietę, w której byłem zakochany, kiedy ona zgrywała niewiniątko. Tym sposobem znalazłem się w miejscu, z którego nie było wyjścia.
Próbowałem znaleźć racjonalne powody, dla których powinienem zerwać z Dominiką, ale ciężko było mi wymyślić jakieś poważne przewinienia. Była wyjątkowa, tego nie mogłem jej odmówić. Z logicznego punktu widzenia to Sonia częściej mnie denerwowała. Potrafiła się ze mną wykłócać o każdą pierdołę i często irytowało mnie jej zachowanie. Widziałem w niej szereg cech, które normalnie eliminowały kobietę w moich oczach, w czasie kiedy Dominika na swojej liście miała same plusy. Uczucia przeczyły jednak logice. Sonia wzbudzała we mnie emocje, o których nawet nie marzyłem przy Dominice. Samo spojrzenie na Sonię przepełniało mnie nieopisaną radością. Jej słowa chwytały mnie za serce i nieważne, jak bardzo mnie zdenerwowała, następnego dnia chciałem być przy niej. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, że mógłbym ją stracić. Była moją iskierką nadziei na to, że istnieją wierne kobiety. Sonia nigdy by mnie nie zdradziła, a przy Dominice nie mogłem pozbyć się obaw. Miałem wrażenie, że gdy tylko trafi nam się gorszy okres, ona zaraz ucieknie w romans z innym facetem, a ja nie zniósłbym zdrady.
Wiedziałem, że gdy spotkam się z Dominiką, z każdą mijającą minutą będę miał coraz mniej samozaparcia, żeby powiedzieć jej to, co musiałem powiedzieć. Postanowiłem działać szybko. Napisałem jej, że będę u niej za dwie godziny, po czym wyciągnąłem kumpla na tenisa. Musiałem zrzucić z siebie nadmiar testosteronu. Potrzebowałem zmęczenia, żeby wykonać misję, którą miałem do wykonania.