- W empik go
Nie do odzyskania. Rozdzieleni. Tom 2 - ebook
Nie do odzyskania. Rozdzieleni. Tom 2 - ebook
Nowa szkoła. Nowe przyjaźnie. Nowe życie. A może nie do końca?
Alex jest wściekła na rodziców, którzy ją porzucili. A jeszcze bardziej na przyjaciół, którzy zrobili to samo. Tuż po przeprowadzce do kampusu uniwersyteckiego kieruje kroki do domu Jessego, od którego zamierza zażądać odpowiedzi na pytanie, co naprawdę wydarzyło się w noc śmierci jej brata. Chce zrozumieć, dlaczego Ethan przed wypadkiem przyjaźnił się z grupą o szemranej reputacji. Kiedy jednak wreszcie się spotykają, Jesse milczy. Alex dowiaduje się za to, że wciąż jest między nimi chemia. Dawna namiętność wybucha nowym płomieniem...
Z pewnych nawyków trudno się wyleczyć i wkrótce Jesse i Alex wracają do potajemnych spotkań. On ma na uczelni status gwiazdy, a ona nie chce się zmierzyć z konsekwencjami bycia jego dziewczyną. Nie zamierza już cierpieć, więc nikomu się nie zwierza ani nie polega na innych. Ale gdy chodzi o Jessego Hunta, jest bezradna. Jak zakończy się dla niej upublicznienie ich związku? Czy dziewczyna przetrwa ujawnienie prawdy o jej rodzinie i bracie? I co zrobi Alex, gdy się dowie, że Jesse nie wyznał jej całej prawdy?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67137-62-1 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Kilka lat wcześniej_
Dzisiaj został pochowany mój brat.
W kościele stałam z tyłu. Ta część świątyni jakoś się nazywa, ale rzadko chodziliśmy na msze, więc nie wiedziałam jak. I miałam to gdzieś. Stałam, gdzie stałam. Przychodzili ludzie, żeby się pożegnać. Angie i Marissa, które w trakcie nabożeństwa siedziały przy mnie, teraz obejmowały moich rodziców. Były dobrymi przyjaciółkami. Chyba. Na pogrzeb przyszła rodzina Angie. Jej mama mnie uściskała i pogłaskała po głowie, a potem sobie poszli. Justin też był. To chłopak Angie, ale siedział ze swoimi kumplami. To on odciągnął ją ode mnie, żeby z kondolencjami mogła podejść następna osoba. Poprowadził ją do swojego pikapa.
Gdy wsiadła, zgięła się wpół. Trzęsły się jej ramiona, więc wiedziałam, że płacze. Przygarnął ją do siebie i dłużej już nie mogłam patrzeć. Spojrzałam na Marissę, która też ich obserwowała. Nie stała sama. Ona nigdy nie była sama. Nowy chłopak obejmował ją w talii i całował jej kark. Mdliło mnie od patrzenia na nich, ale nie odrywałam wzroku, aż wsiedli do jej samochodu i odjechali. Nie miałam ochoty patrzeć na tych, którzy czekali na rozmowę ze mną, więc znów spojrzałam na Angie płaczącą w ramionach Justina.
– Cześć. – Obok mnie stanął Jesse i popatrzył tam, gdzie ja. Skrzywił się. – Twoje przyjaciółki są do dupy.
Zmarszczyłam czoło.
– Nieprawda.
– Prawda. Ale nie musisz mi wierzyć.
– Są przybite.
Prychnął i przewrócił oczami.
– Niepotrzebnie. Nie znały Ethana i powinny być z tobą. Gdzie twoi rodzice?
Wzruszyłam ramionami.
– Gdzieś tu.
Ale wiedziałam, że ich nie ma. Wyszli zaraz po mszy. Nie zdziwiłam się. Od czasu wypadku nie rozmawiali ze mną. Wiedziałam, że mama jest zrozpaczona. W nocy słyszałam, jak płacze. Tata z nią siedział, ale czasem nie zwracał na nią uwagi. Spał na kanapie. Ona zostawała w sypialni, a ja siedziałam na schodach, pomiędzy nimi. Sama. Nikt się nie zbliżał do pokoju Ethana. Jesse przestał przychodzić, więc jego pokój też stał pusty. Poszłam tam pierwszej nocy, ale nie spałam. Leżałam tylko i czekałam na świt.
Podniosłam wzrok i w ciemnych oczach Jessego dostrzegłam frustrację. Wcześniej zaczesał czarne włosy na bok, ale ponieważ w chwilach wściekłości mierzwił je palcami, teraz miał na głowie kołtun. Skrzywił się i oczy mu zapłonęły. Miał wydatne kości policzkowe i kiedy wysyłał światu sygnał „pieprz się”, wyglądał naprawdę groźnie.
– Gdzie twój tata? – spytałam.
Przewrócił oczami.
– Kurwa. Myślisz, że by tu przyszedł?
– Tak.
– Nie przyszedłby. – Zacisnął usta i odwrócił wzrok.
– A powiedziałeś mu?
– Nie.
Rozumiałam to. Malcolm Hunt był szychą w Hollywood, ale w życiu syna niemal nie uczestniczył. To dlatego od czasu śmierci jego mamy cztery lata temu Jesse mieszkał u nas. Czasem się zastanawiałam, czy Malcolm Hunt w ogóle wie, że jego syn nie bywa w ich wielkiej rezydencji, ale pewnie Zala go kryła. Była ich gosposią i ubóstwiała Jessego. Od czasu wypadku Ethana jeszcze bardziej niż wcześniej. Widziałam ją kilka razy w szpitalu. W życiu bym się nie przyznała, ale mu zazdrościłam. Chciałam, żeby Zala mnie też czasem przytuliła albo przyniosła mi coś do jedzenia, jak jemu.
– Pieprzyć to. Chcesz stąd iść? – Rozejrzał się. Zmrużył oczy i tak bardzo zmarszczył czoło, że wyglądał złowrogo.
– Dokąd?
– Upić się. – Wzruszył ramionami. – Albo nie wiem. Możemy jechać do mnie. Nikogo nie będzie.
– A Zala?
– Jesteś głodna?
Pokręciłam głową.
Nie pamiętałam, kiedy ostatnio byłam głodna. Chociaż nie, nieprawda. Przed wypadkiem. Poszłyśmy na imprezę do Justina i miałyśmy ochotę na pizzę. Zrobiłyśmy z Angie najazd na kuchnię i same ją upiekłyśmy. Z górą sera.
– Więc czemu pytasz o moją gosposię?
– Nie wiem. – Kłamałam. Zdaje się, że ostatnio często to robiłam. Kłamstwo stało się moją drugą naturą, ale właściwie nie wiedziałam, dlaczego.
– Chodź. Wszyscy się rozchodzą.
Zerknęłam w kierunku piwnicy. Podawano kanapki i sałatkę ziemniaczaną. Zastanawiałam się, kto w ogóle będzie to jadł. Jesse miał rację. Zostali tylko ci, którzy chodzili do tego kościoła. My nie chodziliśmy. Widziałam kilku kolegów z klasy Ethana i jego trenera. Przy kościelnych stolikach piknikowych siedziała jeszcze jakaś grupka. Mieli papierowe talerzyki i trochę mi ulżyło, ale się nie zatrzymałam, żeby z nimi porozmawiać. Poszliśmy do samochodu Jessego. Przynajmniej ktoś został na poczęstunek. Z jakiegoś powodu okazało się to dla mnie ważne. Ethan chciałby, żeby goście coś zjedli na jego pożegnaniu.
– Hunt! – zawołała jeden z chłopaków.
Jesse go zignorował i wskazał na drzwi.
– Wsiadaj.
Wsiadłam i zapięłam pas, a oni patrzyli. Od stolika wstała jakaś dziewczyna i gapiła się na mnie ze smutkiem. Była ładna. Miała długie jasne włosy. Wyglądała jak żywa lalka.
– Kim oni są? – spytałam.
– Nikim.
– Jesse? Kto to? – Widziałam przecież, że nie „nikt”.
– Jeremy Benson. Trzymaj się od niego z daleka. To złe towarzystwo.
Nie musiał nic dodawać. Wszyscy wiedzieli, że Benson i jego paczka ćpają, piją i trafiają do więzienia. Cieszyłam się, że Jesse ich olał, ale co oni tu w ogóle robili? Wyjechaliśmy z parkingu i dodał gazu. Jesse zawsze szybko jeździł, ale po śmierci Ethana zrobiło się jeszcze gorzej. Ale nikt mu nic nie powiedział. Jesse Hunt w zasadzie robił, co chciał. Jego ojciec władował w miejscową policję dość pieniędzy, żeby funkcjonariusze nie zwracali uwagi na przemykającą obok nich czarną smugę. A kto inny mógłby mu przemówić do rozumu? Może Ethan, ale Ethan był martwy.
Mój brat nie żył.
– Co się stało?
Nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Ethan powinien być z nami. Nie, też nie. Siedziałby na moim miejscu. Ja bym wylądowała z tyłu, a mój brat wygłaszałby kazanie na temat prawa i tego, że Jesse powinien przestrzegać ograniczeń prędkości. Najpierw Jesse by go olewał, ale potem uśmiechnąłby się i trochę zwolnił. Później zaczęliby się z czegoś śmiać, dokuczać sobie i tak dojechalibyśmy do domu.
Spojrzałam na zaciśnięte zęby Jessego. Jego knykcie zbielały od kurczowego ściskania kierownicy. Westchnęłam.
– Chcesz do niego dołączyć?
Od razu zdjął nogę z gazu.
– Przepraszam. – Popatrzył smutno. – Czasem nie myślę.
– Też bym tak chciała.
Znowu spojrzał.
– Wygląda na to, że się dobrze trzymasz.
– To się nazywa „nieczułość”. Najlepsza metoda na żałobę. Nic nie czujesz.
Uniósł kącik ust, ale to nie był uśmiech. Ani nawet półuśmiech. Raczej skurcz mięśni.
– Spróbuję dziś wieczorem.
– Czego?
– Niemyślenia. Nieczucia.
– Ja chcę się upić.
– To też mamy w programie. – Dostrzegłam w jego oczach odrobinę ciepła. – Twoi rodzice na pewno jeszcze tam są? Nie widziałem ich samochodu na parkingu.
– Myślą, że nocuję dzisiaj u Angie. – Znów skłamałam.
– Angie o tym wie?
– Nie.
Tym razem uśmiechnął się szeroko, a potem wjechał w swoją ulicę, prowadzącą pod górę. Potem wcisnął guzik otwierający bramę i ruszyliśmy dalej podjazdem. Zatrzymał się na chwilę obok nowiutkiego jaguara. Resztki ciepła, które widziałam w jego oczach, zmieniły się w lód. Wyjął klucze, przycisnął je do boku auta i przeszedł wzdłuż niego, zostawiając długie zadrapanie. Potem schował klucze do kieszeni i wziął mnie za rękę.
– Pieprzona nowa dziewczyna.
– Twoja?
– Taty. Chodź. – Poprowadził mnie w dół wzgórza i weszliśmy do domu od tyłu, przez piwnicę. Dotarliśmy do najdalszych schodów. Nad nami słychać było damski chichot i jęki mężczyzny, ale Jesse ignorował odgłosy. Wiódł mnie korytarzami aż do odległego skrzydła domu. Wiedziałam, gdzie jest jego pokój, ale dawno tu nie byłam. Gdybym miała go znaleźć sama, zgubiłabym się. Poczułam się jak w osobnym domu, mieszczącym się w obrębie rezydencji. Jesse miał swoje mieszkanie, do którego nie docierały odgłosy wydawane przez jego ojca.
Przycupnęłam na brzegu wielkiego łóżka, a on grzebał w barku. Miał własny barek. Robiło to na mnie wrażenie, chociaż wiedziałam, że ma go już od dawna. Był dopiero w trzeciej klasie. Chociaż nie, już nie. Ethan skończył szkołę. Jesse przeszedł do czwartej klasy, a ja do trzeciej. Byliśmy młodzi, ale ja nie czułam się młoda. Byłam stara, za stara. Kiedy Jesse nalewał sobie jakiegoś ciemnego płynu, też nie wyglądał na młodego chłopaka.
Można w ciągu trzech dni postarzeć się o całe lata?
Tak się właśnie czułam.
– To dla ciebie. – Wskazał na drugą szklaneczkę. – Chodź tu.
Więc podeszłam. Sukienka mi trochę podjechała, ale nie zwracałam uwagi. Nawet nie poczułam. Piłam od niedawna. Na pierwszej poważnej imprezie byłam na początku roku, ale już wiedziałam, że mam słabą głowę. Ta szklaneczka, potem druga i będę pijana.
Jesse już wypił i zaczął nalewać drugiego drinka.
A może nie? Może nie poczuję, skoro nie czułam nic innego. Wypiłam. Było przyjemnie i okropnie jednocześnie. Paliło, ale prawie się nie skrzywiłam, tylko podstawiłam szklankę, żeby mi dolał.
– Na pewno?
Pokiwałam głową. Potrzebowałam tego. Dziś wieczorem chciałam. Jutro będę się zmagać z konsekwencjami.
Wypiłam drugiego drinka i się wzdrygnęłam.
– Marissa mówiła, że zerwałeś z Sarah. To prawda?
Przytaknął i oparł się plecami o ścianę. Pokręcił szklanką, żeby alkohol się wymieszał.
– Chyba tak.
– Czemu?
– A czemu nie? – odparował i ze zmarszczonym czołem patrzył w głąb szklanki.
– Jesse.
Podniósł wzrok i dostrzegłam w jego oczach cierpienie, ale tylko dlatego, że miałam w sobie takie samo. Nie chodziło o Sarah. To był mój ból. Nikt inny go nie widział. Nikt nie był Jessemu dość bliski, żeby dostąpić zaszczytu wejścia za wzniesiony przez niego mur. Pewnie nigdy się nie dowiem, dlaczego wpuszczał akurat mnie, ale byłam mu za to wdzięczna. Tylko on mnie rozumiał, bo tylko on kochał Ethana równie mocno jak ja.
Opamiętał się.
– Zerwałem z nią, bo to się robiło zbyt poważne.
Fakt. Ale… Nie, nie chciałam w to wchodzić.
Jednak nie mogłam się powstrzymać.
– Nie byłeś z Ethanem tamtej nocy? – wypowiedziałam te słowa, zanim zdołałam ugryźć się w język.
W mojej głowie szalały wszystkie „a gdyby”. A gdyby był z Ethanem? A gdyby… Ale nie. On mówił o Sarah.
Dopił i nalał sobie kolejną szklankę. Znów oparł się o ścianę i pokręcił głową.
– Nie. Byłem na kolacji u rodziców Sarah. Pieprzonych teściów, jak o sobie mówili. Miałem to w dupie. Nie chciałem tam być.
Gryzłam się w język. Sarah była doskonała. Drobna. Śliczna. Miła. Chodzili ze sobą przez trzy lata. Pod wieloma względami wydawała się moim przeciwieństwem. Ja byłam normalnego wzrostu i raczej szczupła, ale ona miała porcelanową skórę, a ja jakby opaloną na złoto. Angie mówiła, że pasuje do moich ciemnych włosów i oczu. Ale nieważne, jak wyglądałam, nikt mnie tak nie onieśmielał jak ona. Otworzyłam usta, żeby o coś spytać, ale tylko westchnęłam, bo Jesse upił kolejny łyk i wzniósł mur jeszcze wyżej.
Widziałam go w takim stanie tylko kilka razy i zawsze potem wybuchał. Nigdy się to nie kończyło dobrze. Raz kogoś pobił. Kiedy indziej został aresztowany za zniszczenie czyjegoś auta. Za trzecim razem skoczył samochodem z klifu. Jechałam z nim, ale kazał mi wysiąść, zanim się zorientowałam, co robi. Zdążył wyskoczyć, nim auto wzbiło się w powietrze, ale było potwornie. To się stało w dniu śmierci jego mamy.
Ethan mi potem powiedział, że samochód należał właśnie do Evelyn.
Ten sam Jesse stał przede mną.
Czułam na plecach dreszcz strachu, ale wiedziałam, że nie zrobi mi krzywdy. Nigdy mi nic nie zrobił. Wściekał się w mojej obecności, ale nigdy na mnie.
– Czemu o nią pytasz? – Przyglądał mi się znad brzegu szklanki. Oczy miał ciemne, wzburzone i czułam mrowienie na skórze. W sumie to nie było złe. Odetchnęłam głęboko i poczułam, że muszę tu być. Nie mogłabym przebywać nigdzie indziej. Nie wiedziałam, co się wydarzy, ale chciałam tego. Potrzebowałam.
Odchyliłam głowę i dopiłam drinka jednym haustem. Podsunęłam mu szklankę.
Ani drgnął.
– Chcę jeszcze.
– Czemu pytasz o Sarah, Alexandro? – Nie ruszył się.
– Daj spokój.
– Sama daj spokój. Odpowiedz na pytanie.
– Spytałam pierwsza.
– Odpowiedziałem. – Ale to była nieprawda. Wiedział, że o tym wiem.
Westchnęłam i przewróciłam oczami.
– Jasne, bo to tłumaczenie, że robiło się zbyt poważnie, wszystko wyjaśnia! – wypaliłam. – Może jestem o rok młodsza, ale nie traktuj mnie jak idiotki. Znam cię. Rzuciłeś ją, kiedy byliśmy w szpitalu. Zadzwoniła, żeby spytać, czy ma przyjść, a ty jej kazałeś się wynosić ze swojego życia na zawsze. I się rozłączyłeś. Brawo! Pokazałeś klasę. Trzy lata i takie pożegnanie?
Spojrzał na mnie z wściekłością.
– Zamknij się.
– Nie. Należy jej się wyjaśnienie. Ja bym go oczekiwała. Kurczę, serio! Po trzech latach miałeś jej tylko tyle do powiedzenia? I nie rozmawiałeś z nią od tamtej pory. Zablokowałeś jej numer.
Uniósł brew, jakby pytał, skąd o tym wiem.
– Widziałam. Wiem, co robiłeś. Jak już mówiłam, może jestem młodsza, ale nie głupsza.
– Wiesz, co robiłem? – Poruszył się. Odstawił szklankę, oderwał się od ściany i zrobił dwa kroki w stronę blatu. – A teraz wiesz, co robię?
Z trudem przełknęłam ślinę. Wiedziałam, ale taki Jesse mnie peszył. Wyglądał jak drapieżnik, bałam się. Nie w złym znaczeniu, w dobrym. Całkowicie pozytywne znaczenie strachu. Gdy zaczął okrążać barek, oblizałam usta.
Serce zaczęło mi walić jak oszalałe i rozchyliłam nogi. Szybciej niż on wiedziałam, co zrobi. Może wiedziałam od zawsze.
Chciałaś tego przez cały czas, nawet w kościele. Ty mała zdziro.
Skrzywiłam się na dźwięk głosu w mojej głowie. Naprawdę zamierzałam to zrobić? Byłam dziewicą, ale to przecież Jesse. I ja. Pragnęłam go od tak dawna.
Podszedł i wsunął mi dłonie pod nogi. Sięgnął aż do pośladków i stanął między moimi udami. Nie musiał ich rozchylać, sama to zrobiłam. Chciałam tego. Nachylił się i jego usta zaczęły się zbliżać, a moje serce groziło eksplozją.
Od tak dawna.
Od tak dawna na to czekałam.
Oblizałam usta, ale mnie nie pocałował. Choć bardzo tego chciałam. Znieruchomiał nade mną, więc mruknęłam:
– Jesse?
– Wiesz, co zamierzam zrobić?
Podniosłam ręce i objęłam go za szyję. Ja go do siebie przyciągnęłam. Pasował do mnie doskonale. Oplotłam go nogami w pasie. Położył mi dłoń na udzie i zaczął przesuwać wyżej, zostawiając wypalony ślad na mojej skórze. Nie śpieszył się i wiedział, co robi. Przez cały czas mnie obserwował i analizował.
Odezwałam się, a przy każdym słowie muskałam jego wargi:
– Wiedziałam, zanim tu przyszliśmy.
Wziął głęboki wdech, który wypchnął mu pierś.
– Jesteś pewna?
Pokiwałam głową. Nie mogłam mówić. Potrzebowałam tego, bardzo. Potrzebowałam jego. Nie byłam pewna, ale gdy – wreszcie – dotknął mnie ustami, oddałam mu wszystko. Chciałam zapomnieć o świecie. Nie było żadnego brata. Ani rodziców. Ani przyjaciółek. Straty, żałoby czy rozpaczy. Smutku. Tylko ogień. Buchające między nami płomienie. Nawet ból okazał się niemal niezauważalny w porównaniu z tym, który odczuwałam przez ostatnie trzy dni.
Oddałam mu się tej nocy. Nie wiedziałam jeszcze, do jakiego stopnia.ROZDZIAŁ 1
Dwa lata i dwa miesiące później…
Kiedy szłam do domu Jessego, nie spodziewałam się zastać na kanapie nagiej panienki.
Wiedziałam, że dobrze trafiłam. W sieni wisiał jego gigantyczny portret z moim bratem. Musiał komuś zlecić namalowanie go na podstawie zdjęcia z jakiejś imprezy. Uśmiechali się beztrosko, a ich więź od razu rzucała się w oczy. Byli szczęśliwi. Ethan był szczęśliwy. Stanęłam jak wmurowana i zagotowały się we mnie emocje. Zepchnęłam je gdzieś w głąb. Nie mogłam sobie na nie pozwolić. Nie ma mowy.
Skręciłam do salonu i znów się zatrzymałam. W myślach uniosłam nogę, którą przytrzymywałam klapę do mentalnego schowka, gdzie właśnie wcisnęłam moje uczucia, i uwolniłam wściekłość. Była moją przyjaciółką, a w tej chwili skierowała się przeciwko nagiej dziewczynie na kanapie.
Siedziała do mnie tyłem, ale wiedziałam, że nie jest sama. Jej czarnowłosy towarzysz całował ją po szyi.
Odchyliła się z zamkniętymi oczami, a on uniósł rękę do jej piersi. Jęknęła, gdy kciukiem musnął brodawki. Westchnęła i rozchyliła powieki. To wystarczyło. Zobaczyła mnie i spanikowała. Poderwała się z krzykiem i zsunęła z kolan Jessego na kanapę.
– Co jest, ku… – Jesse też wstał i się odwrócił. Furia wykrzywiała mu twarz, ale nagle zastąpił ją szok.
Czułam to samo.
Bo to nie był Jesse.
Zasłoniłam oczy i się odwróciłam.
– Przepraszam, Cord! Przepraszam, przepraszam, przepraszam! O mój Boże! Strasznie cię przepraszam. – Zmieliłam pod nosem kilka przekleństw i chciałam uciec, ale walnęłam w ścianę.
Teraz on klął, a dziewczyna wrzeszczała:
– Kto to jest, do cholery?!
Skrzywiłam się na dźwięk jej rozjuszonego głosu. Miała wszelkie prawo być wściekła. Nie czułam do niej żalu.
– Powiedziałeś, że mamy dom dla siebie. Kto to jest?
– Nikt. – Potem zamilkł. – Masz, Chandra, włóż to.
Syknęła.
– Chandra.
– Zapłacisz mi za to – rzuciła jeszcze.
Czekałam, wciąż przyciśnięta do ściany i z zasłoniętymi oczami. Oddychałam głęboko i desperacko liczyłam, że może o mnie zapomni i pójdzie z nią. Ta sytuacja była naprawdę koszmarna.
– Możesz otworzyć oczy.
Czyli nie zapomniał.
Zrobiło się jeszcze koszmarniej. Słyszałam, że jest wściekły.
Nie opuściłam rąk.
– Ubrałeś się?
– Tak.
Był zmęczony, ale chyba trochę mniej wściekły, więc rozchyliłam powieki. Siedział na kanapie z łokciami na kolanach. Miał podpuchnięte oczy. Potarł twarz i bacznie mi się przyjrzał.
– Szukasz Jessego?
Pokiwałam głową.
Schował twarz w dłoniach i skulił ramiona. Nie miał na sobie koszulki, a szorty podjechały mu wysoko na udach. Bardzo męskich udach. Przez chwilę nic nie mówił, więc wykorzystałam czas, żeby mu się przyjrzeć. Nie mogłam się powstrzymać. Był znacznie bardziej napakowany, niż wtedy, gdy go widziałam ostatnio, jakieś dziewięć miesięcy temu.
– Dobrze wyglądasz – rzuciłam i przycupnęłam na końcu kanapy.
– Ostro trenujemy. – Podniósł głowę i skrzywił się, a potem rozmasował szczękę. Widziałam, że zaciska zęby.
Spojrzałam w kierunku, w którym odeszła dziewczyna.
– Kto to był?
– Nikt.
Słyszałam w jego głosie nutę żalu.
– To nie był nikt. Tylko ktoś. Czyżby słynny Cord Tatum nie był już do wzięcia? – podpuszczałam go. – Znam kogoś, godzinę drogi stąd, kto będzie bardzo zawiedziony.
– Kogo?
– Marissę.– Zmarszczyłam czoło, chociaż w zasadzie mnie nie zaskoczyło, że o niej zapomniał.
– A, ta.
No dobrze, czyli nie wzdychał do niej po nocach. Zapamiętam. Widziałam przed sobą nowego Corda.
– Jessego nie ma.
– Zauważyłam.
– No tak. Też tu będziesz studiować?
Przytaknęłam.
Odwrócił głowę, ale nadal pocierał szczękę, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał.
Patrzyłam w swoje kolana i w sumie nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie spodziewałam się, że tak się to potoczy. Kiedy Zala dała mi adres Jessego, miałam szczery zamiar wparować tu i mu wygarnąć. Ukrywał przede mną szczegóły dotyczące śmierci Ethana i nie odpowiadał na telefony. Dopiero co dostałam od rodziców list, w którym kazali mi się bujać, i nie miałam zamiaru przyjmować drugiego kopa w dupę. Przygotowałam się i zamierzałam mu wyłożyć, jak będą wyglądać nasze stosunki, skoro zaczynam naukę na tej samej uczelni.
– Słuchaj – zaczęłam i wytarłam ręce o spodnie. – Przeszkodziłam ci w czymś wyjątkowym.
– Daj spokój – zaprotestował i gwałtownie wstał.
Zamarłam pod wpływem nagłego ruchu, a on wyszedł z pokoju i krzyknął, żebym przyszła.
Wstałam i poszłam za nim. Zaprowadził mnie do największej kuchni, jaką w życiu widziałam. Zajęłaby połowę sali balowej. Po chwili przewróciłam oczami. W sumie, spodziewałam się czegoś innego? Wiedziałam od Zali, że ten dom kupił Jessemu ojciec. Oczywiście, że musiał być okazały. W końcu jego ojciec był producentem filmowym i dupkiem.
Cord wyjął butelkę wina.
– Chcesz?
Zawahałam się. Chciałam, ale musiałam się dzisiaj wprowadzić do akademika.
Wyszczerzył się w oślepiającym uśmiechu.
Rozluźniłam ramiona. Wrócił zadufany w sobie gnojek. Sięgnęłam do stojaka, zdjęłam kieliszek i przesunęłam go po blacie.
– Do pełna.
Roześmiał się i nalał mi. Potem napełnił swój.
– Dość o tej lasce, pomówmy o tobie. – Wziął kieliszek i podszedł do wielkiego stołu, przy którym pomieściłoby się ze trzydzieści osób. Usiadł i kiwnął na mnie. Potem spytał: – Po co chcesz się zobaczyć z Jessem?
Matko jedyna.
Usiadłam i zaczęłam sobie przypominać, z kim mam do czynienia. Jest tak czarujący, że dobrał się do majtek Marissy. Nie, kogo ja oszukiwałam? Ona dobrała się do jego majtek, po tym, jak nie udało jej się zdobyć Jessego. Skrzywiłam się i upiłam duży łyk wina. Odstawiłam kieliszek i zaatakowałam.
– A czemu ty się przespałeś z Marissą?
Uniósł brwi, ale szybko się opanował. Musiałam mu przyznać, że szybko się ogarnął.
– Jak to?
Parsknęłam i upiłam kolejny łyk.
– Nie rób ze mnie idiotki. Wiem, że wydzwaniała do Jessego, a ty ją wziąłeś na siebie. – Cała ta sytuacja nie dawała mi spokoju. Poczułam ukłucie bólu. Była moją przyjaciółką i chociaż znała naszą historię, próbowała go uwieść.
To bolało.
Bardzo.
Oparł łokcie na stole i nachylił się do mnie. Potem łagodnie się odezwał:
– Wiesz, co? Marissa była głupia. Nie wiem, jak wam się teraz układa, ale zapamiętaj to. Była głupia. Egoistyczna.
Miałam tak zaciśnięte gardło, że z trudem przełknęłam ślinę. To też bolało. Kurewsko.
On kontynuował, wciąż łagodnie i spokojnie:
– A jeśli myślisz, że Jesse chciał mieć z nią do czynienia, to się grubo mylisz. Od czasu, kiedy go odprawiłaś w listopadzie, nawet nie patrzy na dziewczyny.
Z serca spadła mi tona cegieł. Siedziałam bez ruchu. Dobrze było to usłyszeć. Naprawdę bardzo dobrze, ale przecież nie odbierał telefonów ode mnie. Dlaczego, skoro niby tak mu zależało?
– Słuchaj. – Cord westchnął i wstał. Resztkę wina wlał do zlewu, z mojego kieliszka też. – Wprowadziłaś się już?
Pokręciłam głową.
– To pewnie masz samochód po sufit zapakowany rzeczami?
Tym razem przytaknęłam.
– No dobra. Wiem, co zrobimy. Chodź.
Schylił się, żeby włożyć buty, a potem wciągnął koszulkę z logo Grant West i sięgnął po kluczyki. Zakołysał nimi w powietrzu.
– Nie idziesz?
– Co robisz?
– Pomagam ci się rozpakować.
– Tak? – Ta wizyta przebiegała zupełnie inaczej, niż zaplanowałam. – Nie po to przyszłam.
Wzruszył ramionami i się uśmiechnął.
– Wiem, ale Jesse chciałby, żebym to zrobił. Sam by pojechał, gdyby tu był.
Wstałam i postanowiłam nie protestować.
– No właśnie, gdzie on jest?
Zaśmiał się szczekliwie i pokręcił głową.
– Nie. O tym nie rozmawiamy.
To mnie skołowało jeszcze bardziej, ale on położył mi rękę między łopatkami i lekko wypchnął z domu. Wyszedł za mną, zamknął drzwi na klucz i spytał:
– W którym akademiku mieszkasz?
– Frasier Hall.
– Tak? Na którym piętrze?
– Na szóstym.
Uniósł brwi i prawie się potknął.
Zmrużyłam oczy.
– A co?
Wzruszył ramionami i stanął przodem do swojego auta.
– Nic. Pojadę za tobą.
– Jasne. – Coś się kroiło, byłam tego pewna, ale Cord wsiadł już do jaguara, zatrzasnął drzwi i było za późno na pytania.
– Jedziemy, Connors.
Wycofał z podjazdu, a potem dodał gazu i dał mi znak, że mam się pośpieszyć. W końcu wsiadłam do swojego samochodu i ruszyłam. Jechał za mną, a potem zaparkowaliśmy przy tylnym wejściu do mojego akademika. Reakcje na jego jaguara były komiczne.
Wszędzie wokół widziałam dziewczyny, z rodzicami, młodszym rodzeństwem i przyjaciółkami. Większość tatusiów przerwała robienie tego, co właśnie robili. Wyciągali szyje, byle lepiej zobaczyć samochód. Dziewczyny też patrzyły, ale nie na samochód, a na Corda, kiedy do mnie podchodził. Miał spuszczoną głowę, patrzył tylko na mnie i tylko do mnie się odzywał, ale i tak emanował subtelną pewnością siebie, jakby było oczywiste, że to wybitny sportowiec pośród gawiedzi.
Pokręciłam głową. Jeśli ludzie tak reagowali na Corda, jak znieśliby Jessego?
– Kolejność jest ważna? – spytał Cord, a potem otworzył drzwi i schylił się po pierwsze pudło.
– Nie.
– Który pokój? – Wyprostował się.
– Sześćset trzynaście.
– Dobra. – Skinął szybko głową i wszedł do budynku. Zachowywał się, jakby dokładnie wiedział, gdzie idzie.
– Czy to był Cord Tatum?
Spodziewałabym się takiego pytania od dziewczyny, ale wypowiedział je głęboki męski głos. Na chwilę zbiło mnie to z tropu. Facet miał czterdzieści parę lat i piwny brzuch. Pot przesiąkał mu przez koszulę i ocierał mokre czoło, ale oczy mu promieniały.
– No?
Coś mi się zdawało, że usłyszę to pytanie także od innych ojców.
– No… – Nie wiedziałam, co powiedzieć.
– Co tam, Connors? – Cord już wrócił.
Nie mogłam uwierzyć. Musiał chyba biec po schodach, ale wyglądał, jakby mógł to zrobić jeszcze dwadzieścia razy. Uśmiechnął się zadziornie i sięgnął po kolejne pudło.
– Nie masz współlokatorki, super.
Wtedy zaatakował tatusiek.
– Cord Tatum?
– Niestety, stary. – Cord uśmiechnął się uprzejmie i ruszył z powrotem do środka. – Jestem tylko do niego podobny.
Facet schylił głowę.
– Aha… Myślałem… Jest bardzo podobny.
Patrzył na mnie, ale ja wzruszyłam ramionami i też wzięłam pudło. Zamknęłam drzwi auta i zaczęłam wchodzić po schodach. Cord minął mnie na trzecim piętrze. Przewrócił oczami i wyciągnął rękę po klucze.
– Ten facet jeszcze tam jest?
Pokiwałam głową.
– Często ci się to zdarza?
– Zwykle tylko jak idziemy do baru. Tutaj się tego nie spodziewałem, choć chyba powinienem. Ale nie spodziewam się problemów.
– A czy… – Zawahałam się. Chciałam wiedzieć, czy z Jessem jest tak samo, ale postanowiłam nie pytać. Liczyłam, że sam powie. Przecież wiedział, że jestem ciekawa.
Znów mnie olśnił uśmiechem.
– Wyluzuj, Connors. Jesse ma reputację chama, więc nikt się do niego nie rzuca po autograf. – Roześmiał się sam do siebie i pokręcił głową. – Wszyscy to łykają. Nikt nie spodziewałby się niczego innego po synu Malcolma Hunta.
Pokiwałam głową, ale nie byłam pewna, co o tym myśleć.
– No nieźle!
Spojrzałam na niego, a on mrugnął.
– Jesse się ucieszy, że masz pokój przy samych schodach.
– Cord! – syknęłam przerażona, podniecona i zawstydzona jednocześnie. Nie zamierzałam się rozwodzić nad żadnym z tych uczuć, bo nie zwiastowały nic dobrego, więc je zignorowałam i pokonałam resztę drogi do pokoju. Gdy doszłam na szóste piętro, okazało się, że Cord się nie mylił – miałam pokój tuż przy klatce schodowej.
Nie było w nim nic wyjątkowego. Dwa łóżka, dwa biurka, dwie szafy i dwie komody. Po tym, jak dostałam od rodziców list pożegnalny, wykupiłam pojedynczy pokój. Nie wiedziałam, że mój dziadek był tak zamożny, ale pasowało mi to. Miałam pieniądze, więc postanowiłam z nich skorzystać. Słyszałam dość przerażających historii o upiornych współlokatorach.
Wychodziłam właśnie, żeby iść po kolejne pudło, kiedy ktoś mnie poklepał w ramię.
– Cześć!
Jakaś dziewczyna przyjaźnie się do mnie uśmiechała. Miała jasnoniebieskie oczy i platynowe włosy. Ubrana była w białe spodenki do kolan i biała koszulkę polo. Mogłaby wziąć udział w sesji dla luksusowego magazynu golfowego. Potem zauważyłam purpurowe logo uniwersytetu na prawym ramieniu.
Była opiekunką nowych studentów.
– Cześć. – Wyciągnęła opaloną rękę z zegarkiem z diamencikami. – Jestem Kara.
Uścisnęłam jej dłoń i próbowałam się nie skrzywić, widząc nasze ręce razem. Ona była złota i piękna, a ja biała i groteskowa. Odetchnęłam głęboko i podniosłam brodę.
– Alex.
– Tak. – Uśmiechnęła się jeszcze serdeczniej. – Alexandra Connors, prawda? – Podniosła podkładkę z jakimś dokumentami i coś zanotowała. Na kartkę opadło pasmo jej włosów, ale nie zwróciła na to uwagi. Zacisnęła usta i pisała, a potem znów na mnie popatrzyła. Nagle jej uśmiech trochę zbladł, wytrzeszczyła oczy i spojrzała ponad moim ramieniem. – Cord?
– O, cześć. – Wpadł do pokoju z dwoma pudłami. Zostawił je, a potem stanął w drzwiach tuż za mną. Osłaniał mnie. Nie miałam pewności, czy świadomie, ale z jakiegoś powodu byłam mu za to wdzięczna. Chwilę potem położył mi rękę na ramieniu. – Poznałaś już Alex, tak?
– No…
Uścisnął mnie lekko.
– Dbaj o nią. To rodzina.
Tak? Zerknęłam przez ramię. Uśmiechnął się jeszcze bardziej zniewalająco, a potem pobiegł z powrotem na dół.
– Ty… – Zamrugała szybko. – Znasz Corda?
– A ty go znasz?
– Pewnie, mieszka z moim chłopakiem.
Już się powoli luzowałam, ale znów mnie ścisnęło w żołądku – zaczął mi ciążyć i musiałam walczyć z falą mdłości. Mieszka z jej chłopakiem? Cord mieszkał z Jessem. Przygryzłam wnętrze policzka. Musiałam się upewnić.
– Tak? Aha. Czyli z kim?
– Z Derekiem Williamsem.
Kolana się pode mną ugięły. Kamień spadł mi z serca. Chwyciłam futrynę, o którą przed chwilą opierał się Cord, i skupiłam się na tym, żeby nie upaść. Przez moment myślałam, że ziścił się mój największy koszmar. Ale ta dziewczyna nie chodziła z Jessem. Dzięki Bogu.
A potem załapałam. Moja akademikowa opiekunka miała chłopaka, który mieszkał z Jessem. Nic dziwnego, że ją tak zdziwiła moja znajomość z Cordem.
– Skąd tak dobrze znasz Corda?
Spojrzałam jej w oczy i zaskoczył mnie jej drapieżny wzrok. Nie wiedziałam, co robić. Powiedzieć prawdę? Że Cord się z nią droczył, bo tak naprawdę nie byłam jak rodzina. A może zaserwować drugą prawdę, że jest dla mnie miły wyłącznie z powodu mojej znajomości z Jessem? Ale coś czułam, że gdyby o tym wiedziała, zareagowałaby jeszcze gwałtowniej.
Więc skłamałam.
– Nie znam go dobrze. Chodziliśmy do tego samego liceum i wpadłam z wizytą. Koleżanka prosiła, żebym miała go na oku.
– Aha. – Rozluźniła się i znów spojrzała na swoją podkładkę. – Czyli tylko mnie podpuszczał? Cały Cord! Mieszka z Derekiem, więc dobrze się znamy.
Pokiwałam powoli głową. Wiedziałam, co się dzieje. Miałam zobaczyć, jak dobrze zna Corda. Znów mnie zdziwiło, jak nędznie się przy niej czuję. Ona była ważna. Ja byłam nikim. Zrozumiałam przekaz.
Zmarszczyła czoło i pokręciła głową.
– Przepraszam. To było okropne, co powiedziałam.
– Hmm. – Nie miałam pojęcia, jak zareagować, ale już wiedziałam, że nie wspomnę ani słowem o Jessem.
– Kara? – Zza rogu dobiegł poirytowany głos. Sekundę później usłyszałam: – Ja pierdolę, nie wierzę! Serio?!
Odwróciłam się i aż mnie zatkało.
Dziewczyna, która godzinę temu dosiadała Corda.
Uśmiechnęłam się lekko i powiedziałam pierwsze, co mi przyszło do głowy:
– Przynajmniej tym razem jesteś ubrana.ROZDZIAŁ 2
Kara wytrzeszczyła oczy i gwałtownie zaczerpnęła tchu, a potem odwróciła się do przyjaciółki.
– Chandra? To jest Alex. – Popatrzyła na nią znacząco. – Zna Corda.
Wrogość Chandry jeszcze wzrosła.
– Tak, zauważyłam. Skąd go znasz?
Otworzyłam usta, choć nie wiedziałam, co chcę powiedzieć, ale Kara zaśmiała się sztucznie.
– Chodzili razem do szkoły. – Resztę przemilczała, co mnie zainteresowało. Jej przyjaciółka musiała być zazdrośnicą.
– Tak? – zainteresowała się Chandra. – Czyli znasz też Jessego Hunta?
Super. Nie spodziewałam się, że tak szybko zostanę z nim powiązana. Nie zamierzałam ukrywać, że go znam, ale nie byłam jeszcze gotowa upubliczniać natury naszej znajomości.
Na szczęście Cord pojawił się w samą porę.
Wszedł na górę i podał mi komórkę.
– Telefon do ciebie. – Kiedy zobaczył, kto dołączył do rozmowy, jęknął. – Jeszcze i ty? – Wszedł do mojego pokoju, a Chandra ruszyła za nim.
Kara wskazała na dalszą część korytarza.
– Pójdę zajrzeć do innych dziewczyn. Aha, żebym nie zapomniała: o osiemnastej mamy w moim pokoju spotkanie całego piętra. Widzimy się za trzy godziny. – Odeszła, a ja podniosłam telefon do ucha, ale wtedy wyjrzała zza rogu. – Pójdziemy na kolację do stołówki. Pokażę wam drogę i powiem, jak się zarejestrować. To chyba wszystko, do zobaczenia.
Odetchnęłam głęboko. Wiedziałam, kto jest na drugim końcu połączenia. Mój żołądek zrobił fikołka i aż przycisnęłam do niego rękę. Czy byłam gotowa? Z nerwów trzęsły mi się ręce i z trudem przełknęłam ślinę, a potem zaskrzeczałam:
– Halo?
W słuchawce panowała cisza.
Zamknęłam oczy i stanęłam w kącie. Oparłam czoło o ścianę. Nie widział mnie, ale i tak się przed nim kuliłam. Przetoczyła się przeze mnie jakaś burza i zostawiła mnie w rozsypce. Gdy odzywałam się po raz drugi, miałam wrażenie, że zwymiotuję:
– Mógłbyś coś powiedzieć?
– Przyszłaś do domu?
Nie myliłam się. Ze słuchawki płynął głos Jessego, aksamitny, zmysłowy, ale także ostry i raniący. Był na mnie zły. Ścisnęło mnie w piersi i serce roztłukło mi się o żebra. Czy to kiedykolwiek minie? Miał nade mną wielką władzę. Chociaż ignorował mnie od miesięcy, już rozpalił we mnie ogień. Tlił się gdzieś w głębi, a ja wiedziałam, że im dłużej potrwa rozmowa, tym płomienie staną się większe.
– Zala dała mi adres. Ładnie tam masz.
Prawdę mówiąc, wcale się nie przyglądałam, ale wydawało mi się, że tak należy powiedzieć.
– Nie mówiłaś, że dostałaś się do Grant West.
Zaczerpnęłam tchu. Mówił uszczypliwie.
– To by miało jakieś znaczenie?
– Nie.
Nie odezwałam się już. Zacisnęłam komórkę w dłoni. Przyciskałam ją do ucha tak mocno, że na pewno zostanie ślad.
– Czego chcesz? – spytałam.
– Czego ty chcesz? – odpalił. – Nie odzywałaś się od czasu Vegas, a teraz nagle co? Cord pisze, że przyszłaś do mojego domu. W co ty grasz, Alex?
– O czym ty mówisz?
Zaśmiał się nieprzyjemnie.
– Może w przeszłości nie byłem dla ciebie zbyt dobry, ale nie bez powodu. A ty masz powód? Robisz to specjalnie?
Wyprostowałam się i zaczęłam mówić głośniej:
– Co ty w ogóle gadasz?
– Daj spokój, naprawdę.
– Naprawdę? – odbiłam piłeczkę. – Sam powiedz, o co naprawdę ci chodzi. Dzwoniłam do ciebie. To ty nie oddzwaniałeś. Ignorowałeś mnie. Myślisz, że to nie bolało? – spytałam ciszej i przeszył mnie piekący ból. Musiałam wiedzieć, co się stało. Tamtej nocy rozmawiał z Ethanem przez telefon, ale nie powiedział mi o tym. Milczał i to niewyobrażalnie bolało.
Teraz znów zamilkł, ale po chwili odezwał się łagodniej:
– Jak to?
Zgięłam się wpół i zrobiłam ostrożny wdech. Oddychanie sprawiało mi ból.
– Rozmawiałam z Barbie. Opowiedziała mi o Ethanie. Dzwoniłeś do niego tamtej nocy. Dlaczego nie powiedziałeś? Wydzwaniałam do ciebie. Zostawiałam wiadomości, pisałam esemesy, ale ty nie odpowiedziałeś. Masz pojęcie, co mi zrobiłeś?
Byłam w agonii.
– Co? Kiedy? Czekaj – wykrztusił. – Zgubiłem telefon. Musiałem kupić nowy. Kiedy dzwoniłaś?
Pokręciłam głowa. Czułam, że po policzkach płyną mi łzy.
– Masz nowy telefon, ale nie nowy numer. Dostawałbyś moje wiadomości nawet w nowym telefonie. Nie kłam.
– Nie kłamię. – Mówił teraz głośniej i słyszałam w jego głosie desperację. – Naprawdę. Przysięgam. Kupiłem nową komórkę dopiero po dwóch miesiącach. Chłopaki mnie zmusili. Ja nie chciałem, ale potem uznałem, że jeśli jeszcze kiedykolwiek zadzwonisz, muszę mieć ten numer.
Roześmiałam się gorzko.
– Kupiłeś nowy telefon z mojego powodu?
– Tak. – Mówił poważnie. – Trenera widuję codziennie. Chłopaki mieszkają ze mną. Z kim jeszcze miałbym rozmawiać? Zala nauczyła się obsługiwać komputer i teraz nie można jej oderwać od internetu. Założyłem czat tylko dla niej. Tatę mam w dupie. Jak będzie chciał porozmawiać, przyjedzie. Noszę ten telefon dla ciebie. Nie wierzysz?
Chciałam wierzyć. Bardzo. Zabijało mnie to.
– Mówisz poważnie?
– Tak – wystękał. – I tak, dzwoniłem tamtej nocy do Ethana. Był z Bensonem i Barbie. Uważałem, że nie powinien się z nimi spotykać. To nie było towarzystwo dla niego. Ćpali, a ja nie chciałem, żeby się wmieszał w to gówno. Pokłóciliśmy się. – Przerwał gwałtownie, ale słyszałam jego oddech. Potem wypalił: – Miałem cholerne poczucie winy z powodu tej nocy. Powiedziałem mu, żeby się trzymał z daleka od Barbie, a on mi się kazał trzymać z daleka od ciebie. – Zaśmiał się nieprzyjemnie. – I co ja na to? Zdobyłem cię przy pierwszej okazji.
– Nieprawda – szepnęłam. – Ja ciebie też chciałam.
Prychnął.
– Nieważne. To już i tak koniec.
Przygryzłam wargę. Miałam ochotę błagać, ale się powstrzymałam. Nie zniosłabym odtrącenia. Wszyscy inni już mnie opuścili.
– Tak? – dopytał.
Oddychałam z trudem.
– Alex?
Jęknęłam. Zamknęłam oczy i mogłam już tylko trzymać tę komórkę przy uchu. Z trudem powstrzymywałam się od błagania.
– Jesteś z Nathanem? – spytał cicho.
– Nie – odpowiedziałam natychmiast.
– Nie?
– I nie byłam. – Zsunęłam się po ścianie. Jeszcze nie uklękłam, ale byłam blisko. Zwinęłam się w kłębek, tu, w kącie korytarza. Miałam gdzieś, czy ktoś mnie zobaczy. W tej chwili nie było mnie stać na nic więcej. Paraliżowało mnie pragnienie Jessego. – Jesse.
– Nie zadzwoniłaś w rocznicę – mruknął.
– Chciałam. – Nagle ochrypłam. – Ale myślałam, że już mnie nie chcesz.
– Nie. Nigdy! Gdzie jesteś?
– W akademiku.
– Cord jest z tobą?
Tak mnie ścisnęło w gardle, że nie mogłam mówić. Pokiwałam głową.
– Alex?
– Tak – pisnęłam. – Jest.
– Dobra. Wracam.
Podniosłam głowę. Gdzie on właściwie był? Chciałam spytać, ale nadal nie mogłam wydusić słowa. Tylko coś mruknęłam.
– Daj telefon Cordowi.
Bez słowa weszłam do mojego pokoju. Cord siedział na łóżku, a Chandra na biurku. Trzymała nogi na krześle, ale zeskoczyła, gdy mnie zobaczyła. Zignorowałam ją i oddałam mu komórkę. Cord wyszedł.
– Tak? – usłyszałam jeszcze.
Potem jego głos ucichł, a ja oddychałam szybko i próbowałam stłumić emocje. To było niemal żenujące. Nawet nie mogłam mówić. Jeden krótki telefon i już zmieniłam się w żałosną bełkoczącą istotę.
– No więc?
Spięłam się.
Chandra uśmiechnęła się promiennie. Zastanawiałam się, czy używa tego uśmiechu w stosunku do wszystkich, których uważa za swoich poddanych.
– Jesteś blisko z Cordem? Myślałam, że znasz go tylko ze szkoły. Tak mówiła Kara.
Szybko pokiwałam głową i podeszłam do jednego z pudeł. Podniosłam je z podłogi i postawiłam na biurku. Ona musiała usunąć się z drogi, a ja mogłam stanąć do niej tyłem. Zaczęłam wyładowywać zdjęcia i książki.
– Nie mieszkam w akademiku – powiedziała, nie zważając zupełnie na to, że nie chcę z nią rozmawiać. – Przyszłam tylko do Kary. To jedna z moich najlepszych przyjaciółek. Ona i Tiffany. Wszystkie jesteśmy na trzecim roku, z Cordem. Wkurzyłam się, bo myślałam, że Cord mnie zdradza. – Odetchnęła głęboko. – Ale nie, prawda? To znaczy… Nie robi tego z tobą? Prawda?
Nie powiedziałam ani słowa. Powinnam, ale milczałam. Usłyszałam skrzypnięcie sprężyn i wiedziałam, że usiadła na łóżku. Mówiła teraz wyższym głosem, bardziej nerwowo:
– Nie, żebyśmy z sobą byli, ale zależy mi na nim i jak wiesz, jesteśmy więcej niż znajomymi. W każdym razie mam taką nadzieję. Boże, dlaczego w ogóle mówię takie rzeczy lasce z pierwszego roku?
Wyprostowałam ramiona, ale nadal nic nie mówiłam. Ona za to nawijała dalej, co mnie zaskoczyło, ale jej nie przerywałam. Śmiała się z siebie samej, a ja poczułam, jak emocje ściskają mnie za gardło. Odzyskiwałam kontrolę nad sobą, ale słuchałam jej trajkotania.
– Musisz przyznać, że mam powód, żeby się wściekać. Cord jest koszykarzem. Gra w podstawowym składzie. Jest dobry, aż tu nagle pojawiasz się ty, jakiś dzieciak wchodzi do jego domu. Nie powiedział, kim jesteś. Niczego nie wyjaśnił. Bo Cord nie wyjaśnia. Nigdy. Nawet mnie. Ale ty musisz być dla niego kimś ważnym. W sensie, że pomaga ci, panience z pierwszego roku! Kim ty, do cholery, jesteś?
Odwróciłam się na pięcie, bo miałam dość.
– Przyszło ci do głowy, że to nie twoja sprawa? Może dlatego nic ci nie powiedział. Bo to nie twój interes.
Poderwała się na równe nogi. W jej oczach widziałam gniew.
– Żartujesz? Każdy, kto ma związek z Cordem, jest moim interesem. To mój chłopak…
– Chandra!
Nie poznałam głosu, ale uznałam, że to Kara. Ale nie, zobaczyłam kolejną jasnowłosą piękność. Jeszcze bardziej zniewalającą niż Kara. Na tę uczelnię przyjmowali tylko blondynki czy co? Kara miała włosy platynowe, a ta dziewczyna złote jak kłosy pszenicy. Sięgały jej prawie do pasa. Ubrana była podobnie do Kary, też w białe spodenki do kolan, ale polo miała niebieskie. Ubranie przylegało do niej jak druga skóra, choć nie było obcisłe. Po prostu doskonale leżało.
Nie byłam gotowa na te wszystkie dziewczyny. Nawet Chandra była piękna, choć raczej za sprawą makijażu i opalenizny.
Wyglądały jak siostry.
– Tiff? Co tu robisz? – Chandra nie wiedziała, co powiedzieć.
Dziewczyna zmrużyła oczy, a potem jej wzrok spoczął na mnie.
Poczułam się naznaczona. Jej wzrok wypalił piętno. Nie wiedziałam, co to spojrzenie miało wyrażać, ale aż poczułam mrowienie na skórze. Nie miała o mnie dobrego zdania. Uniosłam głowę, ściągnęłam łopatki i się wyprostowałam. Z jakiegoś powodu nie lubiłam tej dziewczyny, a ona nie lubiła mnie.
Wyszeptała coś do przyjaciółki, ale jej utkwiony we mnie wzrok nie złagodniał ani na chwilę.
– Przyszłam sprawdzić, czy Kara nie potrzebuje pomocy. Co tu robisz?
Chandra wstała i stanęła obok niej. Potem wskazała na mnie.
– Ta laska nakryła mnie i Corda. Byłam zła i przyszłam się wypłakać Karze.
Tiff zmarszczyła czoło.
– Jak to was nakryła? – Rozejrzała się. – I mieszka tutaj?
– Tak. – Chandra była wyraźnie urażona.
Nie miałam pojęcia, dlaczego.
– To… Dziwne.
Ogólnie jej stosunek do mnie był zadziwiający. Popatrzyłam na nią z taką samą wściekłością.
– Mogłybyście wyjść? Byłabym wdzięczna. Muszę się rozpakować.
– Nie, nie musisz. – Wszedł Cord i objął obie dziewczyny. Przycisnął je do siebie i wyniósł na korytarz. Chandra pisnęła, zachwycona, że zwrócił na nią uwagę. Ta druga wybałuszyła oczy, zaskoczona, że nagle znalazła się w powietrzu. Postawił je na podłodze z dala od moich drzwi i wrócił do mnie. Mnie też objął. – No cóż, mała Connors, było czarująco. Do zobaczenia kiedyś tam.
Opadła mi szczęka. To tyle?
– Dokąd idziesz, Cord? – spytała Chandra.
Wzruszył ramionami.
– Zadzwonię do ciebie. Mam sprawy rodzinne.
– Rodzinne? – Od tonu Tiff aż mi przebiegły ciarki po plecach. Zmrużyła oczy i wbiła we mnie lodowate spojrzenie. – Niby czyjej rodziny?
Czułam, że Cord się spina, ale zaśmiał się beztrosko, choć sztucznie.
– To nie moja sprawa, Tiffany. Na razie. – Poklepał mnie po ramieniu. – A ty dostaniesz paczkę. Dzisiaj. – Zmarszczył nos i pokiwał głową. – Tak, chyba tak.
Zanim odszedł, Tiffany skrzyżowała ramiona na piersi i zagrodziła mu drogę.
– Widzimy się wieczorem, zapomniałeś?
– A, tak. Zapomniałem o Jamiem.
– Będę za godzinę, żeby wszystko przygotować.
Mówiła swobodnie, ale wiedziałam, że to ostrzeżenie. Nie byłam pewna, czy kieruje je do mnie, czy do Corda.
Cord podniósł rękę.
– W takim razie widzimy się za godzinę. – I zbiegł ze schodów.
Chandra się uśmiechnęła i pokiwała głową.
– Na razie!
Jego się pozbyłam. Jeszcze te dwie.
– Skąd znasz Corda? Przecież nie jesteś jego krewną. O co mu chodzi z tymi sprawami rodzinnymi? Zostawił cię tutaj. – Tiffany mówiła w imieniu ich obu. – Znasz resztę chłopaków?
Przełknęłam ślinę. Nie chciałabym spotkać się z nią w ciemnym zaułku. Ale potem zmieniłam zdanie. Kim ona do cholery jest? Nie znała mnie. Nie miała pojęcia, kim jestem i nie wolno jej było mnie zastraszać.
Uniosłam brodę i zrobiłam krok w jej stronę.
Zatrzepotała rzęsami.
O tak. Chciała mnie onieśmielić.
– Jak się nazywasz?
Zmarszczyła czoło, ale uśmiechnęła się szeroko.
– Tiffany Chatsworth. Możesz sobie sprawdzić, kim jestem.
– Z kim jesteś spokrewniona?
Jej uśmiech trochę zbladł.
– Nie twoja sprawa.
– Z kim się pieprzysz?
Teraz już zaciskała usta.
– Jak już mówiłam, to nie twój zasrany interes.
Moje oczy się zwęziły do szparek.
– Więc czemu pytasz o moje sprawy?
Zbliżyła się do mnie na odległość jakichś trzech centymetrów i uśmiechnęła się lodowato.
– Chcesz wiedzieć, kim jestem? Spełnieniem twoich koszmarów.
– Tiffany! – Zza rogu wyszła Kara i stanęła jak wryta. Wytrzeszczyła oczy i szeroko otworzyła usta. – Daj spokój. Ona należy do mojej grupy. Jest pod moją opieką.
– To zacznij się nią opiekować. – Tiffany spiorunowała przyjaciółkę wzrokiem. – Bo właśnie mnie wkurzyła.
Poszła, ale Chandra została. Cały czas przygryzała wargę i patrzyła w podłogę.
– Chandra? O co chodzi?
Chandra szybko wzruszyła ramionami. Nie podniosła wzroku.
– Ta dziewczyna jej nawrzucała. A wiesz, jaka jest Tiffany.
Kara jęknęła i odchyliła głowę. Podkładkę z dokumentami przyciskała do piersi.
– Pięknie. Po prostu pięknie.