- nowość
- W empik go
Nie do wygrania - ebook
Nie do wygrania - ebook
Wiktor Rostowski planuje otworzyć ekskluzywną restaurację na Mazurach. Jego dwaj przyjaciele stawiają przed nim niebanalne zadanie. Bezczelny biznesmen z przerośniętym ego przyjmuje zakład, w którym musi uwieść heteroseksualnego mężczyznę. Na ich celowniku pojawia się Serafin. Nieświadomy niczego chłopak wpada w siatkę intryg i manipulacji. Jak daleko posunie się Wiktor, by dopiąć swego? I co się stanie, gdy między nimi pojawi się niechciane pożądanie?
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66821-47-7 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Gdyby dwa lat temu ktoś mi powiedział, że kiedykolwiek znajdę się w takiej sytuacji, popukałbym się w czoło i powiedział, że chyba jest niepoważny.
A jednak jestem tu.
Stoję przed miłością mojego życia i za chwilę założę obrączkę na jego palec. Patrzę w jego oczy i nie dowierzam, że można kochać kogoś tak mocno. Widzę jego uśmiech i wiem, że jest najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Czuję, po prostu czuję, że każda chwila z nim spędzona będzie cudowna.
Mogę się nawet o to założyć…ROZDZIAŁ 1
Wiktor
Obudziłem się i od razu tego pożałowałem. Twarz przyjaciela zwrócona była w moją stronę, a jego oddech śmierdział, jakby zjadł kawałek padliny. Do tego wrażenie przebywania na bujającej się łodzi i mój gigantyczny kac spowodowały solidny odruch wymiotny. Resztkami sił wstałem i zwróciłem na podłogę. Chociaż niezupełnie mi się to udało – zawartość żołądka w połowie trafiła na bocianie gniazdo pozostawione w nocy przez Bartka. Moje spodnie – na szczęście złożone w kostkę – leżały w bezpiecznym miejscu, z daleka od niestrawionych resztek mojego wnętrza. Tych dwóch buraków, których od trzydziestu lat nazywałem przyjaciółmi, miało wszystko w dupie. Nie przeszkadzało im zasypianie w brudnych ubraniach. Przelotne uczucie satysfakcji przyniosło mi chwilową ulgę. Zwaliłem się na łóżko i już prawie zasnąłem, kiedy usłyszałem głos przyjaciela.
– Co? Moja morda już ci nie pasuje, czy właśnie uświadomiłeś sobie, że będziesz musiał się przyzwyczaić do męskich tyłeczków? – zapytał mój łóżkowy towarzysz, któremu aktualnie wcisnąłbym twarz w kolorową plamę wymiocin i poszedł dalej spać.
Pociągnął za nieodpowiednią strunę, bo odpaliłem się, jak gitara w dłoniach Hendrixa.
– Ty sobie jakieś jaja robisz?! Myślisz, że mam wziąć ten zakład na poważnie?
– Kurwa, chcesz złamać nasze postanowienie i dać dupy? – powiedział Tomek i obaj wpadliśmy w histeryczny śmiech.
– Naprawdę jesteście popierdoleni. Nie, nie zamierzam niczego łamać, ale pamiętajcie, że się na was zemszczę. Kolejny zakład nie będzie polegał na wyrwaniu i rozkochaniu w sobie dziewicy.
– Mamy się bać? Zostało ci dziewięćdziesiąt dni na przekonanie wybranego przez nas hetero gościa. Polecałbym ci zrobienie zapasu wazeliny.
Moje ciśnienie skoczyło do poziomu wściekłego byka. Nie miałem zamiaru dawać im satysfakcji z mojej przegranej. Układałem w głowie plan na zemstę. Miałem pewność, że wygram ten zakład z przyjemnością.
Wyszedłem na górny pokład łodzi, by odetchnąć świeżym powietrzem, bo nieopatrznie mógłbym wybić zęby Bartkowi. Przestaliby być identyczni. Wyciągnąłem radlera prosto z lodówki i rozwaliłem się przed kokpitem. Nasze nocne wojaże po mazurskich jeziorach zakończyliśmy w marinie przy hotelu, w którym zamierzałem otworzyć kolejną restaurację. Miałem trzy miesiące na remont lokalu i dostosowanie go pod wymogi sieci, którą stworzyłem. Rozkręcanie luksusowych lokali wymagało ode mnie, bym był obecny na miejscu. Przy okazji chciałem spędzić czas z dala od większego miasta. Tutejsze panienki bywały łatwiejsze niż sudoku na telefonie. Zrzucały majtki, gdy tylko zobaczyły kawałek mięśni i plik z pieniędzmi, chociaż może w odwrotnej kolejności. Miałem obie rzeczy i skrzętnie wykorzystywałem naiwność tutejszych kobiet. Moja przyjemność była dla mnie najważniejsza.
Przemyślenia przerwał wściekły ryk z dołu pokładu.
– Kurwa, Wiktor, zajebię cię. Zrzygałeś mi się na spodnie! – darł się Bartek, a jego wściekły głos obudziłby nawet umarłego.
– To żeś, kurwa, odkrył. Trzeba było nie robić burdelu! – wykrzyczałem.
Miałem chwilę tylko dla siebie, zanim bliźniacy wygramolą się z łóżek.
Pogoda była idealna. Na horyzoncie można było dostrzec mnóstwo łódek. Hotel przyjmował właśnie nowych gości. Widać było, że chętnie tu przybywają. Znalazłem idealne miejsce, żeby otworzyć restaurację. Okolica była urokliwa i spokojna. Hotel sprawiał wrażenie odciętego od świata, mimo że nie był bardzo oddalony od głównej drogi. Pasował idealnie dla moich gości, którzy potrzebowali dyskretnej atmosfery. Dobrze, że zarezerwowałem cały na otwarcie Madness.
W sumie ja też będę teraz potrzebował tej dyskrecji. Nie mogłem pozwolić sobie na przegranie zakładu z chłopakami, chociaż był okrutnie głupi. Znałem się z nimi już prawie trzydzieści lat. Kiedy byłem pięciolatkiem, doszło do niego po raz pierwszy. Byliśmy gówniarzami, którzy cały czas potrzebowali adrenaliny, więc zakładaliśmy się o głupoty. Nagrodą była satysfakcja z bycia najlepszym. W końcu stało się to naszą tradycją. Każdy kolejny zakład był coraz głupszy. Spokojnie mogliśmy się z nich wycofać, ale to uczucie było uzależniające. Początkowo chodziło o drobne rzeczy, a teraz zakładaliśmy się prawie o niemożliwości. Poderwanie najbardziej zatwardziałej panienki nie sprawiało już takiej przyjemności. Chłopaki weszły na wyższy poziom i kazały mi tym razem poderwać faceta.
Dopiłem ostatni łyk piwa i przetarłem twarz dłonią. Z dołu było słychać przytłumione głosy Bartka i Tomka. Postanowiłem włączyć muzykę. W radiu leciała akurat piosenka Myslovitz, która idealnie wpisywała się w klimat tego poranka.
– Co to za smęty? – zapytał Tomek, który właśnie wyłaniał się spod pokładu. – Nie ma nic lepszego w radiu?
– Nie. – Przewróciłem oczami i nie skomentowałem tego tekstu.
– Uuu… Widzę, że pan Rostowski jest wkurzony. Co się stało, Wiktorku? – Tomek stanął nade mną w samych spodniach i zaczął się przeciągać. – Czyżbyś był na nas zły o ten zakład?
Prychnąłem z poirytowania. Każde wspomnienie poprzedniej nocy powodowało lekki wzrost ciśnienia.
– Nie, ale mogliście wybrać coś mniej popieprzonego.
– Co to by była za zabawa, gdybyśmy wybrali kolejną panienkę? Przecież sam chciałeś konkretne wyzwanie. Mówiłeś, że jesteś już znudzony wygrywaniem.
Tylko mruknąłem w odpowiedzi. Nie mogłem ich winić za ten pomysł. Po pijaku byłem nieodpowiedzialnym dupkiem i nie mogłem temu zaprzeczyć. Równie dobrze mogłem się założyć o kradzież księżyca.
– Rostowski, wybierzemy ci najbrzydszego faceta na tej planecie. – Bartek wyszedł w samych bokserkach, trzymając brudne spodnie na odległość wyciągniętej ręki.
– I do tego będzie miał pryszcze.
Roześmialiśmy się z Tomkiem, chociaż akurat wcale nie było mi do śmiechu.ROZDZIAŁ 2
Serafin
– Powiem ci, siostra, nie sądziłem, że to będzie aż takie odludzie – rozmawiałem przez zestaw słuchawkowy, ciągnąc za sobą walizkę na kółkach. – Pięć kilometrów do przystanku busa to naprawdę kawał drogi. Zwłaszcza gdy ma się ze sobą bagaż.
– Przecież Sebastian cię ostrzegał, więc czemu jesteś zdziwiony?
– Przepraszam cię bardzo, czyją ty właściwie stronę trzymasz, co?
– Swoją. Wyłącznie swoją. – Aurelia zaśmiała się do słuchawki.
– Wiesz, ja nadal mam straszne wyrzuty sumienia, że cię tak z tym wszystkim zostawiam. Nie tak się umawialiśmy.
– Serafin, wyluzuj. Pensjonat i tak nie ruszyłby wcześniej niż we wrześniu. Jeśli zaczniemy od października, nic się nie stanie. Ten miesiąc naprawdę nie zrobi nam różnicy – uspokajała.
– No niby tak, ale przez to musisz teraz sama nadzorować fachowców. Miałem ci w tym pomóc.
– Myślisz, że nie poradzę sobie z majstrami? Proszę cię, brat!
– No ale…
– Żadnych „ale”. Trafiła ci się zajebista fucha za dobrą kasę w legendarnym hotelu. Nie dość, że sporo zarobisz, to jeszcze spędzisz trzy miesiące na Mazurach. Potraktuj to jako takie prawie wakacje. I korzystaj z nich, ile się da, bo jak tu przyjedziesz, to zrobię sobie z ciebie osobistego parobka.
Aurelia miała rację. Przynajmniej po części. Miałem zarobić tu naprawdę dobrą kasę, która na pewno przyda się na rozruch naszego pensjonatu.
Droga upłynęła mi na rozmowie telefonicznej. Co jakiś czas sprawdzałem w Google Maps, czy idę w dobrym kierunku. Gdy pokonałem zakręt, stanąłem jak wryty, milknąc w połowie zdania.
– Serafin, halo, co jest? Co tak ucichłeś?
– No, powiem ci, siostra, że tu jest jakby luksusowo.
– Pff! No raczej.
– Szkoda, że tego nie widzisz – mruknąłem do słuchawki. Stałem przed naprawdę cudowną miejscówką.
– To podeślij kilka fotek.
– Jasne, jasne. Dobra, kończę. Odezwę się później, OK?
– OK.
– Ucałuj gwiazdeczkę. Pa.
– Pa, pa. – Rozłączyłem się i skupiłem na widoku przed oczami.
Gdyby ktoś poprosił mnie o opisanie tego miejsca, nie wiem, czy potrafiłbym to zrobić bez posiłkowania się zdjęciami.
Kiedy Sebastian zaproponował mi tu pracę, nie spodziewałem się, że trafię do aż tak niesamowitego kurortu. No dobra, trochę się spodziewałem. W końcu to Mazury. A jednak! Hotel z prywatną mariną, basenami, zapleczem spa i milionem udogodnień dla najbardziej wybrednych klientów z zasobnym portfelem. Dodatkowo umiejscowiony tak, że wyglądał, jakby wgryzał się w jezioro. Architekt odwalił kawał dobrej roboty.
Gdy podziwiałem to miejsce, zrozumiałem, dlaczego Sebek tak nalegał, żebym to ja przejął jego fuchę w tym sezonie. Można było się tu dostać tylko z polecenia, więc potrzebował pewniaka. Kogoś, kto nie spaliłby mu posady w tej miejscówce. Jego złamana noga uniemożliwiała mu pracę tego lata. Wiedział, że ja w przyszłym sezonie pójdę „na swoje”, więc nie odbiorę mu etatu na stałe. Polecając kogoś pracowitego, kompetentnego i przede wszystkim dyskretnego, miał pewność, że w przyszłym roku będzie mógł wrócić. Ja należałem do kompetentnych i pracowitych. A o tym, żeby trzymać język za zębami, wiedziałem doskonale. Zresztą, miało być to zawarte w klauzuli poufności. Taki zapis w umowie szeregowego pracownika mógł świadczyć tylko o jednym – goście z dużym kontem w banku i brakiem zahamowań podczas urlopu.
Co się dzieje w hotelu, zostaje w hotelu…
Po wejściu do ogromnego holu skierowałem się prosto do recepcji. Za ladą stała drobna brunetka o bardzo mrocznym wyglądzie. Czarne włosy, bardzo mocny, ciemny makijaż, ogromne kolczyki i tatuaże. Kolejne potwierdzenie, że to miejsce należało do wyjątkowych. Niewielu właścicieli decydowało się na tak barwne postacie w swojej obsłudze. Zwłaszcza te, które miały pierwszy kontakt z gośćmi. Przedstawiłem się i zostałem przekierowany dalej.
Dwie godziny później byłem już po spotkaniu z Kamilą, moją bezpośrednią przełożoną. Wyjaśniła mi, na czym głównie będzie polegać moja praca. Dostałem wstępny grafik i klucze. Odprowadziła mnie do części dla pracowników i wytłumaczyła, jak trafić do pokoju. Będę go dzielił z jeszcze jednym chłopakiem, też zatrudnionym sezonowo. Ustaliłem już jednak, że nasze grafiki się nie pokrywają, więc przez większość czasu będę miał lokum tylko dla siebie.
Wszedłem do środka i ku mojemu zaskoczeniu stwierdziłem, że był on przyzwoicie urządzony. Oprócz standardowego wyposażenia znajdowały się tam naprawdę spory telewizor i klimatyzacja. Pokój posiadał też przyległą prywatną łazienkę. Wyglądało to lepiej niż niejedna oferta na Bookingu. Przysiadłem na łóżku, by chwilę odsapnąć. Przede mną trzy miesiące intensywnej pracy, a potem wyruszę do swojej ukochanej Stasikówki.
Stasikówka – moje miejsce na ziemi. Gdy zamykałem oczy, widziałem te skośne dachy, drewniane okna, ręcznie robione ławki i huśtawkę na ganku. To będzie piękny pensjonat. Jak za czasów dziadka Janka.
Z rozmyślań wyrwał mnie odgłos otwieranych drzwi. Oho, mój współlokator. Mężczyzna rzucił torbę w kąt, spojrzał na mnie i stanął jak wryty. Po chwili rozluźnił się i wyciągał rękę. Był ogromny. Wyglądał jak wiking albo niedźwiedź. Miał rudą czuprynę i ślad zarostu na brodzie. Tak, zdecydowanie niedźwiedź.
– Siema, jestem Romek. – Uśmiechnął się. Bijąca od niego pozytywna energia była niemalże wyczuwalna. – Jesteś w zastępstwie za Sebastiana?
– Tak – przyznałem. – Serafin – przedstawiłem się. Zobaczyłem zaskoczenie na jego twarzy.
– Serio? – nie dowierzał.
No cóż. Przywykłem do takich reakcji.
– Eee, tak… Serafin Lubic – doprecyzowałem.
– Sorry, stary. – Wyraźnie się zawstydził. – W pierwszej chwili pomyślałem, że przydzielili mi pokój z hot blond laską, a gdy otrząsnąłem się z tego wrażenia, okazało się, że masz najbardziej oryginalne imię, jakie słyszałem. Tylko trochę długie. Mogę ci mówić Rafin? Albo nie, to brzmi jak imię renifera. O, wiem! Serek! Mogę mówić Serek?
Nie nadążałem za nim. Ten facet nawijał tak szybko, że nie miałem szans na wtrącenie jednego słowa.
Przez mój specyficzny wygląd różnie mnie nazywano. Nie zliczę, ile razy słyszałem: elf, wróżka i – jakże oryginalne – Legolas. Hot blondi laską jednak jeszcze nie byłem.
– No cóż, przykro mi, że cię rozczarowałem – odpowiedziałem. – Teraz nie wiem, czy nie powinienem zmienić łóżka na to przy ścianie – zażartowałem.
– Wybacz, po prostu wyglądasz tak… – urwał.
– Jak powiesz, że kobieco, elficko albo wróżkowo, to chyba się pogniewamy – zaśmiałem się.
Już otwierał usta, ale dotarły do niego moje słowa.
– Nie powiem – powiedział z uśmiechem. – To co, może być Serek?
– Niech będzie.
Blond, właściwie prawie platynowe włosy, długie do ramion, szare oczy i wąskie usta nadawały mi bajkowego wyglądu. Wygolony bok i kolczyk w wardze dodawały pazura, a smukła sylwetka przyciągała damskie spojrzenia. Mój wygląd i imię tworzyły iście anielsko-elficką mieszankę.
Rozpakowaliśmy swoje rzeczy, po czym przez pół godziny uzgadnialiśmy szczegóły korzystania ze wspólnego lokum. Porównaliśmy grafiki, a potem Romek zaproponował, że zapozna mnie trochę z obiektem. Pracował w tym hotelu już kolejny raz, więc całkiem dobrze się we wszystkim orientował.
Jutro pierwszy dzień pracy, więc chciałem, chociaż z grubsza, wiedzieć co i jak przed oficjalnym szkoleniem.
– Kamila mówiła, że dziś wieczorem na plaży przy hotelowej marinie organizowana jest impreza dla pracowników – wspomniałem. – Wybierasz się?
– Tak. Myślę, że warto poznać nowe osoby przed rozpoczęciem pracy. Patrząc na mój grafik, później nie będę miał zbyt dużo czasu na zabawę i bliższe znajomości – stwierdził.
– Dokładnie.
Dwunastogodzinny dzień pracy i system dwa na dwa plus nocki. To będzie spore wyzwanie. Miałem jednak nadzieję, że szybko się przyzwyczaję.
Ciekawiło mnie, z jakimi ludźmi się tu spotkam. Czy oprócz dobrych pieniędzy ta praca przyniesie mi jakieś wyzwania? Czy nabiorę tu doświadczenia, które pomoże mi w spełnieniu mojego marzenia?