Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Nie mogę ci powiedzieć - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
11 października 2023
Ebook
43,99 zł
Audiobook
43,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nie mogę ci powiedzieć - ebook

Ekskluzywny hotel, tajemnicza przeszłość i przyjęcie, podczas którego wszystko zaczęło iść nie tak, jak powinno

Leon, pięćdziesięcioletni dyrektor szkoły, niemalże codziennie odwiedza swojego syna w szpitalu. Damian trafił tam w niejasnych okolicznościach w trakcie weekendu, który spędzał ze swoim partnerem, Łukaszem.

W śledztwo włącza się Simona, ciotka Damiana, która mimo toczącej jej ciało choroby uczy się na nowo doceniać życie.

Czy każdy rodzic dobrze zna swoje dziecko? Czy osoba, którą darzymy uczuciem, zawsze mówi prawdę? W tej odkrywanej przez autora po kawałku opowieści wspomnienia przeplatają się z rzeczywistością.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67690-37-9
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

DAMIAN
10 LIPCA, NIEDZIELA, 2:30 NAD RANEM

Drink o słodkim, anyżowym smaku sklejał mi usta. Oblizałem je kilkukrotnie.

– Bardzo ładnie razem wyglądacie – rzuciła ledwo trzymająca się na nogach kilkunastoletnia blondynka w małej czarnej, po czym zniknęła za bordowymi drzwiami toalety.

Łukasz przyciągnął mnie do siebie i oparliśmy się o ścianę. Pusta sala bilardowa w piwnicy domu prezesa zagranicznego banku intensywnie pachniała starym drewnem i drogą whisky. Romantyczno-niepokojący klimat potęgowały palące się na parapetach duże białe świece. Fala nieznanej mi wcześniej euforii przepływała w tę i z powrotem przez moje ciało. Przyjąłem do wiadomości to, czego się tego wieczora dowiedziałem od Łukasza, i sądziłem, że pewnie jeszcze niejednokrotnie wrócimy do tematu i że przede wszystkim będę musiał to przepracować sam. Ale nie w tym momencie.

Płynąłem.

– I co? – wyszeptał Łukasz. – A na początku nie chciałeś tu przyjść.

„Dobrze, że zmieniłem zdanie” – pomyślałem, przeczesując dłonią jego czarne, gęste włosy.

I kiedy życie zdawało się wręczać mi amulet niekończącego się szczęścia, poczułem gwałtowne uderzenie ciepła. Niespodziewanie stan uniesienia minął, a moje serce zaczęło zwalniać swoją pracę.

Oczy zachodziły mi czarną mgłą, a dudniąca z góry klubowa muzyka wręcz zatykała pory w skórze. Agresywnie wchodziła we mnie, próbując przejąć kontrolę nad świadomością.

– Łukasz, muszę gdzieś usiąść. – Oparłem się mocniej o ścianę oklejoną zamszową tapetą, starając się utrzymać równowagę. – Nogi mi się uginają i strasznie tu głośno.

Łukasz złapał mnie za rękę, a z drugiej zabrał wypitego do połowy niebieskiego drinka, którego cały czas jeszcze sączyłem. Kiedy odstawiał go na parapet, zacząłem się osuwać. Przed moimi oczami pojawiały się i znikały urywki mijającej doby. Czułem działanie psychoaktywnych substancji, których sobie nie żałowałem. Hektolitry kawy, morze alkoholu, leki przeciwbólowe. Chwytając mnie, Łukasz upuścił szklankę, która roztrzaskała się tuż przy jego białych sportowych butach, zostawiając na nich nieregularne plamy. Przez chwilę wydawało mi się nawet, że te ślady po drinku zaczęły się same poruszać.

– Widziałem po drodze pokój z łóżkiem. Chodźmy tam. – Spojrzał na mnie z niepokojem.

Miałem wrażenie, jakby jego twarz się rozpuszczała. Ściany spływały ku podłodze, a marmurowe schody falowały.

Z trudem wchodziliśmy na piętro, mijając rozbawionych ludzi. Ja, ponad dziewięćdziesięciokilogramowy facet, wisiałem bezwładnie na swoim partnerze, ściągając go ku ziemi.

– O, młody kotek się zrobił. – Czyjaś męska dłoń przejechała po mojej twarzy i ścisnęła za podbródek. – Może się tobą zaopiekować?

Nie miałem nawet siły się wzdrygnąć.

– Odwal się od niego – warknął Łukasz, trzymając mnie coraz mocniej.

Kiedy pod stopami nie czułem już schodów, Łukasz zapukał w czarne drzwi i nie czekając na odpowiedź, od razu nacisnął złotą klamkę i pchnął je łokciem.

– _Guys_, możemy tu się zalogować? Mamy awarię.

Kiedy przekroczyliśmy próg pokoju, zobaczyłem rozmyte sylwetki, które w zwolnionym tempie podnosiły się z łóżka. Dwóch mężczyzn i kobieta. Albo dwie kobiety i mężczyzna. Albo trzech mężczyzn. Nie wiedziałem już niczego.

– Nie będziesz miał z niego za dużo pożytku – powiedział ktoś do Łukasza, po czym wybuchnął śmiechem.

Kiedy drzwi się za nimi zamknęły, poczułem ulgę; zrobiło się ciszej.

– Damian, co się dzieje? – Łukasz przytrzymywał mnie w pozycji siedzącej na łóżku. Nogi zwisały mi bezwładnie. – Mam wezwać pogotowie?

Nie, to była ostatnia rzecz, jakiej chciałem. Nie dość, że mój ojciec byłby z pewnością bardzo zawiedziony, to niejedna osoba na tej imprezie mogłaby mieć poważne problemy, gdyby razem z karetką zjawiła się policja.

Kiedy pokręciłem przecząco głową, poczułem, jak gęsta ciecz wraca mi z żołądka do ust.

– Czekaj! – Łukasz chwycił pusty wazon stojący na stoliku kawowym i podsunął mi pod twarz. – Tutaj.

Głośno wyplułem do niego żółtą, kwaśną galaretę.

– Stary, coś jest z tobą nie tak. – Łukasz kawałkiem prześcieradła wytarł resztki wymiocin z moich ust. – Musisz napić się wody. Połóż się.

Kiedy kładłem głowę na poduszce, poczułem, że nagle serce zaczyna mi tym razem nienaturalnie przyspieszać. Niczym zombi usiadłem energicznie na skraju łóżka i rozejrzałem się po przyciemnionym pomieszczeniu. Nie wiedzieć czemu, spływała po mnie fala złości. Pięści za­cis­nęły się jak kamienie.

– Co ty robisz?! – Agresywnie kopnąłem Łukasza, który próbował zdjąć mi buty. – Spadaj!

Łukasz przejechał tyłkiem po podłodze, wstał i przyglądał mi się, wyraźnie zdezorientowany.

– Damian, albo się uspokoisz, albo dzwonię po karetkę – powiedział w końcu stanowczo i wyciągnął telefon. – Przed chwilą padałeś na twarz, a teraz masz cholernie rozszerzone źrenice i się rzucasz. Nie jesteś sobą!

Było mi za zimno. Było mi za gorąco. Powietrze zawierało zdecydowanie za mało tlenu.

Miałem problemy ze wzrokiem. Z równowagą. Z emocjami.

– Ty za to wyglądasz idealnie! – prychnąłem i chwiejnym krokiem zbliżyłem się do niego. – Widziałem, jak gadałeś z tamtym kolesiem! Coś mu dawałeś do ręki!

Popchnąłem Łukasza na ścianę. Mimo że był ode mnie masywniejszy, poleciał lekko jak manekin. Milczał. Kiedy do niego doskoczyłem, usłyszałem, że drzwi się otwierają.

– A ty co tu robisz?! – Obróciłem się w stronę gościa. Chociaż widziałem wszystko podwójnie, to byłem przekonany, że wiem, kto pewnym krokiem wszedł do pokoju i przekręcił klucz w zamku. – Po co nas zamykasz?

– Otwórz, do cholery, te drzwi! – Łukasz wyskoczył zza moich pleców w stronę wejścia, popychając mnie tak, że uderzyłem głową o półkę z książkami. – Mało ci jeszcze zamieszania?!

Czułem się, jakbym w głowie miał blender pracujący na najwyższych obrotach. Zachwiałem się, a upadając, chwyciłem się stojącej lampy, która podobnie jak ja runęła na ziemię, co spowodowało, że w pomieszczeniu zrobiło się niemal całkiem ciemno. Blender jeszcze bardziej przyspieszył. Słyszałem każde uderzenie swojego serca. Pokój pulsował równo ze mną. Ściany kurczyły się i rozkurczały niczym komory w mojej klatce piersiowej. Podniosłem się rozwścieczony i ruszyłem w stronę drzwi. Chwyciłem leżący na stoliku kawowym niewielki ostry nożyk do obierania owoców.

To, co się rozgrywało w kolejnych minutach, działo się jakby obok mnie. Byłem niczym aktor wyciągnięty na scenę w improwizowanym przedstawieniu. Nie zrobiliśmy wcześniej próby generalnej, nie zatrudniliśmy suflera. I przede wszystkim nikt mi nie powiedział, czy mam odgrywać rolę złego bohatera, ofiary, a może świadka?

W końcu drzwi pokoju trzasnęły tak mocno, że stary metalowy klucz uderzył o parkiet, wydając dźwięk złowrogo oznajmujący, że od teraz moje życie już nie będzie takie samo. W głowie błąkała mi się tylko jedna myśl: co się działo przez ostatnie kilkanaście minut?

Leżałem na podłodze, a przy mnie leżał Łukasz. Resztką sił splotłem dłoń z jego dłonią.

– Wszystko okej? – wyszeptałem. – Sorry, coś mnie napadło. To był szalony dzień. Pełen emocji.

Cisza.

– Łukasz… idź po tę wodę.

Cisza.

– Łukasz…

Ścisnąłem mocniej jego rękę.

– Łukasz…

Przysunąłem się bliżej. Pocałowałem go w rękę i położyłem nasze splecione dłonie na swojej klatce piersiowej. Łukasz nadal nic nie mówił.

– Łukasz, obudź się i zamów nam taksówkę… Już chcę stąd jechać… – szepnąłem i poczułem ogromną senność, której nie potrafiłem się oprzeć.ROZDZIAŁ 2

LEON

Serce waliło mi jak szalone. W drodze do szpitala liczyłem, że może przy czwartych odwiedzinach będzie inaczej. Że uda mi się choć odrobinę zaakceptować rzeczywistość. Jednak z wizyty na wizytę robiło się coraz ciężej. Nie wiedziałem, jak to w ogóle możliwe, skoro już za pierwszym razem rozpadłem się na milion kawałków.

– Czy to naprawdę konieczne? – Błagalnym tonem zwróciłem się do pielęgniarki ubranej w szarą bluzę z kapturem. – Czy mój syn… – głos ugrzązł mi w gardle – …czy Damian musi być przypięty tymi pasami?

Ewa, bo tak miała na imię dwudziestoparolatka, spojrzała do notesu i zwróciła się do mnie z odrobiną wytrenowanego współczucia:

– Panie Małecki, bardzo mi przykro, ale pana syn podczas przyjęcia na oddział zachowywał się agresywnie. Kopnął jedną z pielęgniarek w brzuch, a potem stracił przytomność. Nie wiemy, jak się będzie zachowywał, kiedy się ocknie. – Pokręciła głową z dezaprobatą i spojrzała w kierunku leżącego w oddali Damiana. – Sama mam nadzieję, że to chwilowe rozwiązanie. Staramy się stosować takie środki tylko w ostateczności. Proszę nas zrozumieć.

Po tych słowach miałem ochotę się na nią rzucić. Jak w ogóle ta obca kobieta mogła wymagać od ojca, żeby ot tak przyjął do wiadomości, że jego jedyne dziecko leży unieruchomione na oddziale psychiatrycznym? Do tego Damian PRAWIE nigdy nie był, jak to określiła, „agresywny”. Ostatnim razem, kiedy go widziałem, promieniał ze szczęścia, wyjeżdżając na weekend z partnerem. No właśnie… Łukasz.

– Poza tym… – pielęgniarka wzięła głęboki oddech – …musimy też brać pod uwagę okoliczności, w jakich pana syn do nas trafił. Policja przekazała nam informacje, w świetle których jesteśmy zobowiązani stosować wobec pacjenta specjalne środki ostrożności.

Na samo określenie Damiana słowem „pacjent” przechodziły mnie dreszcze. W połączeniu z „policją” to już była mieszanka wybuchowa.

– Mój syn niczego nie zrobił, do cholery. Wrócę jutro – syknąłem przez zęby i obróciłem się w stronę wyjścia. Wiedziałem, że i tak nie uda mi się porozmawiać z Damianem. Podali mu jakieś środki uspokajające, po których nie odzyskał przytomności od momentu przyjęcia.

Kiedy nerwowym krokiem opuszczałem oddział, usłyszałem dobiegające z oddali przeraźliwe wołanie:

– Gdzie on jest?! Gdzie on jest?! Puśćcie mnie!!! – krzyczała jakaś młoda kobieta. – Chcę do domu! Gdzie on jest?!

Ciekawość okazała się szybsza od rozsądku. Niestety. Kiedy spojrzałem w stronę dobiegających krzyków, zobaczyłem kilkunastoletnią dziewczynę, której pracownik szpitala wykręcał ręce, a korpulentna pielęgniarka próbowała dać zastrzyk. Mimo że gwałtownie odwróciłem wzrok, ten obraz wyświetlał się w mojej głowie jeszcze przez kilka godzin po wyjściu ze szpitala. Nie mogłem przestać wyobrażać sobie mojego jedynaka próbującego uwolnić się z więzów.

To było dwa dni temu. Wczoraj rano Damiana odpięto z pasów, jednak nadal spał. Kiedy przyjechałem do niego wieczorem, wciąż nie było z nim żadnego kontaktu. Kolejną dobę. Dyżurujący pielęgniarz bezskutecznie próbował mnie uspokoić, mówiąc, że tak się zdarza.

Parkowałem przez kilka minut; cały czas wydawało mi się, że moja insignia stoi źle, nierówno, na dwóch miejscach, że wystaje. Nieustannie trzęsły mi się ręce.

W ciągu ostatnich kilku dni spałem w sumie parę godzin. Poprzedniego wieczora pojechałem do mieszkania Damiana, żeby zabrać dla niego jakieś ubrania i drapak dla kota. „Pamiętaj, żeby ją codziennie przytulać” – przypomniały mi się jedne z ostatnich słów syna, a po policzku spłynęła mi łza.

Teraz, kiedy pchnąłem drzwi do oddziału, od razu uderzył mnie zapach smażonej cebuli i mięsa. Było kilka minut po trzynastej, więc chyba nastała pora obiadu. Damian nie jadał mięsa i pomyślałem, że będę musiał przywieźć mu jakąś sałatkę. Marzyłem, żeby sam był w stanie powiedzieć mi, na co ma ochotę. Bywałem tu już od kilku dni, zaczynałem więc rozpoznawać niektórych pacjentów. Mieszali się z personelem, nie wiadomo czemu ubranym w cywilne stroje. Najbardziej zdziwiło mnie, że większości z tych ludzi nikt nie odwiedzał. Nikomu na nich nie zależało?

W szpitalu nie było klimatyzacji, a na dworze termometry wskazywały ponad trzydzieści stopni. Po kilku minutach spędzonych wewnątrz budynku byłem cały mokry.

Zbliżając się do pokoju, w którym umieszczono mojego syna, zauważyłem bardzo chudą kobietę pocierającą dłońmi o ścianę, raz wewnętrzną stroną, raz zewnętrzną. Coraz szybciej i szybciej. Mamrotała coś pod nosem i wyglądała, jakby próbowała zetrzeć cały naskórek. Pomyś­lałem, że muszę jak najszybciej zabrać stąd mojego syna.

– Panie Małecki! – Czyjś głos dopadł mnie za plecami, kiedy miałem wejść do sali Damiana. Męcząca pielęgniarka Ewa, ten ton poznałbym wszędzie. – Proszę poczekać!

Ubrana w dżinsową spódnicę i biały T-shirt całkiem zgrabna sanitariuszka podbiegła do mnie, tym razem mniej sztucznie się uśmiechając. Jej blond kita niczym wahadło ruszała się od prawa do lewa.

– Panie Małecki… – Lekko dyszała. – Przecież zna pan zasady odwiedzania pacjentów.

– Znam zasady i ich przestrzegam. Nie mam ze sobą żadnych ostrych narzędzi ani kabli. – Przewróciłem oczami, upewniając się, że to zauważyła. – Więc o co pani chodzi?

– Ja bym jeszcze raz bardzo prosiła, żeby pańskiego syna jednocześnie odwiedzała tylko jedna osoba. – Kiwała głową w górę i w dół, niczym pieski zabawki na tyłach samochodów. – Proszę nas zrozumieć i nie utrudniać nam pracy.

To „proszę nas zrozumieć” powinna sobie wytatuować na czole. Nie do końca jednak wiedziałem, o co tym razem jej chodzi z tymi wizytami w pojedynkę.

– Przecież jestem sam. – Zmrużyłem lekko oczy i obejrzałem się za siebie. – Nikt ze mną nie przyszedł.

– Widzę, ale do pacjenta przyszła przed chwilą jego matka. – Ewa przybrała stanowczy ton.

– Kto?! – Nieświadomie podniosłem głos. Wiedziałem, że to niemożliwe. Co prawda kilka lat temu Damian odnowił kontakt z Izą, ale z pewnością nie wiedziała jeszcze, co się stało. Zamierzałem najpierw zapytać syna, czy życzy sobie, żebym ją informował. – Matka Damiana jeszcze nie wie, że on się tu znajduje.

Z pielęgniarki momentalnie uleciała cała pewność siebie. Niczym z balonu. Odsunęła mnie energicznie i przyspieszonym krokiem poszła w stronę sali, w której przebywał Damian.

– Nic nie rozumiem – powiedziała. – Przecież kiedy ją zapytałam, kim jest, odpowiedziała: „Jestem matką”.

Poczułem silny skurcz w żołądku i ruszyłem za Ewą. W kilka sekund byliśmy przy wejściu do sali.

– Halo! Tu powinno być zawsze otwarte! Nie zamykamy!!! – krzyknęła jeszcze przez zamknięte drzwi tuż przed naciśnięciem klamki.

Sanitariuszka pchnęła drzwi, aż się odbiły od ściany. Kiedy znaleźliśmy się w środku, stanąłem jak wryty. Przed moimi oczami rozgrywała się scena niczym z dreszczowca.

– Co tu się dzieje? Kim pani jest?! – Ewa podbiegła do łóżka, gdzie kobieta mniej więcej w moim wieku, której nigdy wcześniej nie widziałem, szarpała mojego nieprzytomnego syna, cedząc przez zęby:

– Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego? Powiedz mi. Chcę wiedzieć!

W ułamku sekundy oblał mnie pot. Mokre kosmyki włosów opadały mi na twarz, jakby próbowały uchronić mnie przed tym rozrywającym ojcowskie serce widokiem.

– Proszę stąd odejść! – Pielęgniarka usiłowała oderwać nieznajomą od łóżka. – Wzywam ochronę! Panie Małecki, proszę mi pomóc!

Na dźwięk swojego nazwiska od razu odzyskałem trzeźwość umysłu. Doskoczyłem do kobiety i jedną ręką oderwałem ją od syna. Przewróciła się.

– Proszę zostawić mojego syna! – krzyknąłem. Damian opadł na łóżko.

Nieznajoma leżała na podłodze, zanosząc się płaczem.

– Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego… – powtarzała. Z jej podkrążonych oczu leciały wielkie łzy. Turlały się po zmęczonej twarzy o ziemistej cerze, by ostatecznie zniknąć na czarnej sukience. Mówiła coraz ciszej.

Przytuliłem syna z całych sił. Tak jak wtedy, kiedy ostatni raz widziałem go przytomnego.

– Dam pani coś na uspokojenie. – Ewa podniosła kobietę i pod rękę wyprowadziła ją z pokoju. – Proszę głęboko oddychać. – W drzwiach obróciła się jeszcze, żeby spojrzeć na Damiana.

Sprawdziłem, czy nic mu się nie stało. Był cały. Pogłas­kałem go po włosach i pocałowałem w czoło. Po policzku spłynęła mi łza. Już druga tego dnia. Otarłem ją przed­ramieniem i wyprostowałem się.

Mimo że po raz pierwszy widziałem kobietę, która nękała nieprzytomnego Damiana, już po chwili nie miałem wątpliwości, kim była. Nie skłamała, wchodząc do szpitala.

Rzeczywiście była matką.

Matką Łukasza.

Łukasza, który stracił życie w trakcie weekendu spędzanego z moim synem.ROZDZIAŁ 3

DAMIAN
8 LIPCA, PIĄTEK, 11:00

– Twój ojciec jest atrakcyjny. – Łukasz włożył gumę do żucia do ust i odpalił silnik. Samochód zamruczał gotowy do jazdy. – Szczególnie w tej koszulce na ramiączkach. Już wiem, po kim jesteś taki przystojny.

– Jezu, to obleśne. – Szturchnąłem go. – On ma prawie pięćdziesiąt lat.

– Co z tego? – Łukaszowi chyba na serio podobał się mój tata. – Faceci są jak wino.

No, to dawało mi szansę, że jak się zestarzejemy, przynajmniej mnie nie zostawi dla młodszego.

– Fee, i koniec. Nie gadajmy już o moim ojcu. – Założyłem okulary przeciwsłoneczne i położyłem rękę na kolanie swojego, hm… chłopaka? Chyba już mogłem go tak nazywać. – Jedziemy zaszaleć?

– Oj, zrobię wszystko, żebyś zapamiętał ten weekend do końca życia.

I dotrzymał słowa.

Upalny piątkowy poranek dawał się we znaki wszystkim mieszkańcom Lublina. Ludzie chodzili po ulicach z butelkami wody, wachlując się czym popadnie. Psy ledwo się poruszały z wywalonymi na wierzch jęzorami. Chowały się za cieniami swoich opiekunów i pokładały przy każdym krzaku. Dzieciaki wykorzystywały każdą sposobność, żeby naciągać rodziców na lody. Kiedy byliśmy jeszcze w mieście, uchyliłem okno. Uwielbiałem gorące letnie powietrze mieszające się z podmuchami klimatyzacji. Na tym cholernie wygodnym siedzeniu czułem się jak człowiek z wyższej sfery, którego wyjątkowo przystojny szofer wiózł do Warszawy.

Dość sporo mówiłem mu o swojej pracy jako masażysta i instruktor jogi. Moi klienci często opowiadali mi swoje zabawne historie, a to z życia prywatnego, a to z zawodowego. Za to ja o Łukaszu wiedziałem znacznie mniej. Raczej prześlizgiwał się po odpowiedziach na bardziej intymne pytania. Może się czegoś wstydził? Powiedział, że pracuje jako programista. Wtedy wydawało mi się, że to sensownie wyjaśnia, czemu ma tyle szmalu i jeździ furą za kupę kasy. Wiedziałem jeszcze, że podobnie jak mnie wychowało go tylko jedno z rodziców. Matka. Miał też nastoletnią siostrę.

– A Roma to czymś się interesuje? – zapytałem, kiedy wyjechaliśmy z miasta na trasę prowadzącą do Warszawy. – Ja w jej wieku już się interesowałem chłopakami – dodałem, nie czekając na odpowiedź.

Łukasz zaśmiał się i ściszył dobiegające z głośników _Cold Heart_ Eltona Johna i Dui Lipy.

– Roma żyje w swoim świecie. Interesuje ją głównie TikTok. – Wzruszył ramionami, puszczając na chwilę kierownicę. Chyba z samego rana był u fryzjera, bo zauważyłem z boku głowy jeszcze czerwonawe ślady po maszynce do włosów. – I wydawanie pieniędzy, które ode mnie dostaje, na zbyt duże ubrania.

– O, super, że pomagasz siostrze. – Uśmiechnąłem się. – A mamie też?

Przez chwilę panowała cisza. Jakby potrzebował czasu na wymyślenie odpowiedzi.

– Hm… no w sumie jej też. – Jego twarz przybrała poważniejszy wyraz. Taki, jakiego jeszcze nie znałem. – Wiesz… – Ponownie zawiesił głos. – Moja matka nie do końca akceptuje moich znajomych… Wszystko komentuje. Trochę też choruje, co sprawia, że jest nerwowa. – Westchnął. – A ty jak z tym twoim seksownym starym? Wygląda na to, że macie fajny kontakt. Zazdroszczę ci. – Zręcznie zmienił temat.

– Teraz jest naprawdę spoko. Mam w nim przyjaciela. – Powiedziawszy to, poczułem dumę i ciepło w sercu. Nawet nie chciałem myśleć, jak to jest wychowywać się bez ojca. Zawsze też starałem się postępować tak, żeby nie dostarczać mu trosk. Choć nie zawsze mi to wychodziło. – Kiedyś jednak było ciężko. Wiesz, wychowywałem się bez matki i chodziłem do liceum, którym zarządzał mój tata.

– No też nie brzmi wesoło. A masz w ogóle jakieś relacje z mamą? – Łukasz, nawet przeczesując włosy, emanował pewnością siebie. Mówił wyraźnie i miał niski głos. Poznałem go już jednak na tyle, żeby wiedzieć, że to maska, jaką przybierał, kiedy odczuwał jakiś dyskomfort podczas rozmowy. A widocznie rozmawianie o rodzinie wywoływało takie emocje. – Bo mówiłeś, że ona żyje, tak?

– Tak, od kilku lat mamy kontakt. Nawet spoko. – O matce opowiadało mi się jakoś ciężej. – Kiedy skończyłem osiemnaście lat, odezwała się do mnie i jakoś tak… naturalnie, bez pośpiechu próbujemy zbudować choć małą więź.

– A czemu w zasadzie zostałeś z ojcem, a nie z mamą? – ciągnął temat.

Nie za bardzo lubiłem rozmawiać o Izie Małeckiej, ale sam zacząłem tę grę w zwierzenia.

– Postanowiła wyjechać za granicę, robić karierę taneczną. Dostała jakąś propozycję z Barcelony i skorzystała. – Nie chciałem rozwijać tego wątku. – A teraz jest w Polsce i związała się z jakimś gościem, i znowu nam idzie pod górę. Typ jest bardzo dziwny. Dobra, już nie gadajmy o niej. – Klasnąłem, dając znak do zakończenia rozmów o rodzinie.

– Masz rację. Skupmy się na nas. – Łukasz włączył kierunkowskaz i zmienił pas na prawy. – Wiesz, co mnie w tobie pociąga?

O tym to mogłem rozmawiać.

– Wszystko? – Przetarłem ręką czoło. Zrobiło się duszno.

– Jesteś takim ułożonym facetem. Pracujesz, masz ciep­łe relacje z rodziną. Widać, że zależy ci na stabilizacji. No, wydajesz się bardzo grzeczny. – Łukasz zdjął okulary przeciwsłoneczne i spojrzał na mnie. – Jesteś całkiem inny niż wszyscy, których znam.

W jakim towarzystwie on się obracał? Morderców? Poczułem mrowienie na szyi.

Słońce przygrzewało coraz mocniej, a w samochodzie robiło się naprawdę gorąco. Byłem już cały mokry. Ze Spotify poleciało nagle _E.T._ Katy Perry.

– Nie zgrzałeś się? – Łukasz przejechał palcem po moim ramieniu. – Zdejmij koszulkę, jest przepocona.

Pot ściekał mi po twarzy. To samo działo się z Łukaszem. Z twarzy kapały mu ciężkie krople. Spojrzałem na klimatyzację. WYŁĄCZONA.

– Ej, klima nie działa. – Wyciągnąłem rękę, żeby włączyć chłodzenie. – Dlatego taki tu skwar.

Łukasz gwałtownie odsunął moją dłoń od przycisku.

– To ja ją wyłączyłem. Nie jest zajebiście? – zapytał, ciężko dysząc.

Oddychałem coraz szybciej. Nie byłem przygotowany na taką grę. Nie byłem przygotowany na żadną grę. Łukasz w niczym nie przypominał chłopaka, z którym się spotykałem w Lublinie. Był bardzo pobudzony.

– Nie wiem, czy jest zajebiście. – Przejrzałem się w lusterku. Miałem czerwoną twarz. – Na pewno jest bardzo gorąco.

– Dlatego ci mówię, żebyś zdjął koszulkę, grzeczny chłopaczku. – Łukasz zaśmiał się i ścisnął mnie mocno za ramię. Zabolało. – No dawaj, synu dyrektora liceum!

Byłem zmieszany. Niby rozumiałem, że to pewnie jakiś rodzaj zabawy czy gry wstępnej, ale to nie była dla mnie komfortowa sytuacja.

– Zdejmę koszulkę, jak włączysz klimę. – Sapałem. Moje serce pracowało coraz szybciej.

Łukasz milczał, przyspieszając jazdę. Głośno oddychał. Licznik wskazywał dwieście kilometrów na godzinę. Ściągnąłem mokrą koszulkę, przetarłem nią czoło i cisnąłem jak szmatę na tylne siedzenie. Łukasz spojrzał na mnie, a jego prawa noga jeszcze mocniej wcisnęła pedał gazu. Podkręcił muzykę na full.

„Całuj, ca-całuj mnie! Miłością mnie nakłuwaj, trucizną zatruwaj! Weź mnie, we-we-weź mnie! Chcę być Twą ofiarą, możesz wziąć mnie całą”*.

Krajobraz za oknem zaczął się zlewać.

Przełknąłem ślinę i wcisnąłem się w fotel.

Byłem przerażony i…

------------------------------------------------------------------------

* Piosenka _E.T._ w wykonaniu Katy Perry i Kanyego Westa, słowa i muzyka: Katy Perry, Łukasz Gottwald (Dr Luke), Max Martin, Joshua Coleman, tłum.: https://www.tekstowo.pl/piosenka,katy_perry,e_t_.html, dostęp 31.08.2023.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: