- nowość
- W empik go
Nie mój Romeo. Game Changers. Tom 1 - ebook
Nie mój Romeo. Game Changers. Tom 1 - ebook
Czy podczas przypadkowej randki można spotkać swojego Romea?
Jack Hawke to zawodowy futbolista drużyny Tigers w Nashville. Jest legendą i jednym z najciężej pracujących rozgrywających w lidze. Futbol zawsze stanowił jedyną stabilną rzecz w jego życiu. Jako sławny sportowiec żyje w świetle reflektorów. Kocha grę, ale nie uwagę, którą poświęcają mu media. Kiedy więc orientuje się, że tajemnicza kobieta, która dosiadła się do jego stolika w restauracji w walentynkowy wieczór, nie ma pojęcia, kim on jest, nie potrafi zdobyć się na to, aby wyznać jej prawdę – że to nie z nim umówiła się na randkę w ciemno.
Elena jest bezczelną, inteligentną, całkowicie nieszablonową seksowną bibliotekarką. Zamiast psa zaadoptowała miniaturową świnkę i mieszka ze swoim najlepszym przyjacielem gejem w małym miasteczku pełnym plotek. Znacznie różni się od wszystkich kobiet, które do tej pory pojawiały się w życiu Jacka. Mężczyzna nie może się oprzeć jej urokowi. Jedna noc to dla niego zdecydowanie za mało. Tylko jak znaleźć kobietę, która na podsuniętej jej umowie o zachowanie poufności podpisała się jako Julia Kapulet? Czy to oznacza, że wcale nie chce zostać znaleziona?
Ta historia jest naprawdę SPICY. Sugerowany wiek: 18+
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8371-728-9 |
Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ale nie palę, więc zadowalam się żuciem paznokcia, wjeżdżając swoim małym fordem escape na zatłoczony parking restauracji Milano. Rozglądając się dookoła, rzucam okiem na kamienno-cedrową fasadę i migoczące lampy gazowe przy drzwiach. To pięciogwiazdkowa restauracja, jedna z najlepszych w Nashville, z miesięcznym okresem oczekiwania na rezerwację, ale facetowi, z którym się umówiłam na randkę, udało się ją załatwić w krótkim czasie. Zapunktował.
Wzdycham głęboko.
Kto, no powiedzcie mi, kto umawia się na randkę w ciemno i to w walentynki?
Najwyraźniej ja.
– Niniejszym wychodzę ze skorupy! – ogłaszam wszem wobec, choć nikogo nie ma obok.
Zgadza się. Dziś wieczorem spotykam się z Gregiem Zimmermanem, lokalnym meteorologiem z oddziału NBC w Music City. Podobno jest wysoki, ciemnowłosy, przystojny, nieco nerdowaty i świeżo po rozstaniu. Idealny dla mnie. Prawda?
Dlaczego więc jestem tak niespokojna?
Przez krótką chwilę zastanawiam się, czy nie udać bólu głowy. Cholera. Nie mogę tego zrobić. Po pierwsze, obiecałam mojemu współlokatorowi, Topherowi, że się z tego wywiążę. Po drugie, nie mam nic lepszego do roboty. Po trzecie, umieram z głodu.
A to tylko szybka kolacja, bez względu na to, co sobie wymyślił Topher. Pamiętam, co mówił dzisiaj w bibliotece. Miał na sobie koszulkę Grateful Dead, obcisłe dżinsy i podskakiwał w dziale romansów, jakby jechał konno. „Dosiadaj go jak rasowego konia, Eleno. Weź lejce, wbij w niego ostrogi i ujeżdżaj, aż następnego dnia nie będziesz mogła chodzić. Wymęcz go tak bardzo, że nazajutrz nie będzie mógł nawet powiedzieć: zapowiada się pochmurna pogoda z szansą na śnieg”.
Dmucham w kosmyk włosów, który wypadł mi z koka, a następnie starannie zakładam go za ucho. Dziś wieczorem żadnych wygłupów. Przyszłam tu na dobry posiłek. Włoska kuchnia jest moją ulubioną i już sobie wyobrażam miskę makaronu i pieczywo czosnkowe.
Wystarczy się przywitać, być miłym, zjeść i wyjść.
A poza tym, czym niby może mi grozić poznanie kogoś nowego?
Opuszczam lusterko wsteczne i sprawdzam swój wygląd. Jestem biała jak papier. Szperam w torebce, szukając szminki o odcieniu wiśniowej czerwieni, i nakładam ją na pełne usta, a następnie rozcieram nadmiar chusteczką. Wzdycham, przyglądając się swoim rysom, a potem poprawiam naszyjnik z pereł i dopasowane do niego kolczyki. Prawda jest taka, że nie ma we mnie nic spektakularnego. Mam zbyt ostry nos i jestem irytująco niska. Na boso mierzę ledwie sto sześćdziesiąt jeden centymetrów. Tak, ten dodatkowy centymetr jest bardzo ważny. Utknęłam gdzieś pomiędzy prawdziwie drobną sylwetką a tak zwanym rozmiarem standardowym i oferowane w sklepach ubrania są na mnie albo za długie, albo za krótkie. Jeśli chcę, by coś dobrze na mnie leżało, szyję to sama.
Kolejne spojrzenie w lustro i kolejne westchnienie. Mam nadzieję, że Greg nie będzie rozczarowany.
Wysiadam z samochodu i podchodzę do podwójnych dębowych drzwi o pięknej barwie. Portier w czarnym garniturze uśmiecha się i otwiera je przede mną.
– Witamy w Milano – mruczy, a ja głośno przełykam.
Wchodząc do holu i mrużąc oczy w ciemnym wnętrzu, pozbywam się wewnętrznych rozterek.
Cholera.
Nagle czuję pełznący po kręgosłupie strach.
Dlaczego tak nalegałam, by nie oglądać zdjęć Grega przed randką?
Przede wszystkim chciałam być… zaskoczona. Jeśli twoje życie jest tak nudne i przyziemne jak moje, to właśnie małe rzeczy je urozmaicają. Zamiast normalnej kawy spróbujmy miętowej latte. Niesamowite. Zamiast nosić włosy w kok, zróbmy z nich niechlujny węzeł. Niesamowite. Zamiast zobaczyć zdjęcie faceta, z którym umówiłaś się na randkę w ciemno, idź i rozglądaj się za mężczyzną w niebieskiej koszuli. Wtedy brzmiało to ekscytująco, ale teraz się przeklinam, skanując wnętrze. W holu nikt na mnie nie czeka. Napisałam do niego esemesa, by dać mu znać, że zatrzymały mnie korki, ale nie dostałam odpowiedzi. Być może siedzi już w środku.
Menadżerka sali prowadzi zakochaną parę do ich stolika na tyłach restauracji, zostawiając mnie w holu samą i niespokojną. Otrzepuję czarną ołówkową spódnicę. Może powinnam była przebrać się w coś bardziej zalotnego? Mam w szafie mnóstwo zwiewnych sukienek, które zostawiła mi w spadku babcia.
Nie.
To jestem prawdziwa ja, a jeśli nie spodoba mu się to, co zobaczy, cóż, mam to gdzieś.
Taka właśnie jestem.
Po kolejnych pięciu minutach, gdy menadżerka sali wciąż nie wraca, denerwuję się coraz bardziej i pocę, a do tego mam wilgotny kark. Gdzie ona się podziała? Ma przerwę?
Siadam na długiej ławce, wyjmuję telefon i wysyłam mu kolejnego esemesa:
Jestem w holu restauracji.
Żadnej odpowiedzi.
Zirytowana i głodna postanawiam, że sama go znajdę. Udając pewność siebie, której nie mam, wychodzę z holu i szybko okrążam wnętrze. Kilka minut później czuję się jak prześladowca, gdy przyglądam się klientom, więc staję w zacienionej niszy obok toalet, szukając mężczyzn, którzy samotnie spędzają dzisiejsze walentynki.
Topher powinien był wybrać inny wieczór na nasze spotkanie, biorąc pod uwagę moje okropne walentynkowe doświadczenia. Na licealnej potańcówce dla zakochanych mój ówczesny chłopak, Bobby Carter, wypił tyle ponczu, że zwymiotował na moją białą sukienkę. Za to mój chłopak z college’u wymyślił dla nas romantyczny wieczór, który polegał na zamówieniu jego ulubionego sushi, a następnie graniu z ziomkami w gry online. Mam dwadzieścia sześć lat i nie mogę sobie przypomnieć ani jednych przyzwoitych walentynek.
Oto on. Mój wzrok pada na wysokiego bruneta w niebieskiej koszuli z podwiniętymi rękawami odsłaniającymi przedramiona. Siedzi w odległym kącie, prawie ukryty przed wzrokiem. Wokół niego jest kilka pustych stolików i zastanawiam się, jak udało mu się zająć tak prywatne miejsce w ten popularny wieczór. Kelner stawia przed nim jedzenie, a ja zaciskam usta.
Zamówił beze mnie?
Dostrzegam jego telefon leżący na stole. Co za tupet! Dlaczego mi nie odpisał?
Jest wyższy, niż się spodziewałam, sądząc po tym, jak bardzo prosto siedzi w miękkim skórzanym fotelu. Chwileczkę. Wygląda trochę znajomo, jak twarz, którą widziało się przelotnie, ale nie wiadomo gdzie. Mama i ciocia Clara zawsze mają włączony telewizor w salonie piękności, więc możliwe, że faktycznie widziałam go w wiadomościach.
Wyjmuję z torebki białe okulary w kształcie kocich oczu i zakładam je, by lepiej mu się przyjrzeć. Serce mi wali,
a w brzuchu zaczynają fruwać motyle. O cholera, nie. To nie może być on. On jest… naprawdę cudowny i nie mam tu na myśli zwykłego przystojniaka, ale gwiazdę filmową. Ciemne włosy zaczesał do tyłu, niesforne pasma z miedzianymi refleksami falują wokół jego twarzy i ocierają się o policzki. Są miękkie i jedwabiste, a do tego, moim zdaniem, zbyt długie jak na prezentera wiadomości, ale co ja tam wiem? Nie mam nawet telewizora.
Podnosi rękę, by odgarnąć włosy, a ja wytrzeszczam oczy na widok napiętych mięśni jego przedramion i bicepsów prześwitujących przez materiał. Ma wprost niewiarygodnie barczyste ramiona, które zwężają się ku klatce piersiowej.
No cóż, to musi być on, prawda?
Jestem we właściwej restauracji, a on siedzi przy stoliku sam. Ma na sobie niebieską koszulę. Jest brunetem. Wszystko wskazuje na to, że to on. Zazwyczaj najprostsze wyjaśnienie jest tym najlepszym. Dlatego to właśnie on musi być facetem, z którym umówiłam się na randkę?
Mężczyzna, o którym mowa, odwraca się, by wyjrzeć przez okno, stuka niecierpliwie palcami w stół, a ja przyglądam się jego profilowi. Długi prosty nos, pełne ciemne łukowate brwi i ostra linia szczęki. Zmysłowe usta z dekadencko pełną dolną wargą. Niemal grzeszną. Jest typem przystojniaka, który przyciąga wzrok. Patrzysz i patrzysz, by się upewnić, że to nie miraż. Znałam takich facetów na uniwerku w Nowym Jorku – seksownych, wysportowanych gości, którzy uprawiali sport. Nigdy nie zwracali na mnie uwagi. Obserwowałam, jak trenują, podczas gdy sama męczyłam się na jednej z tych okropnych maszyn. Piękne, wysokie i szczupłe dziewczyny, które się nie pociły, podlizywały się im, przynosząc ręczniki, butelki z wodą i seksowne obietnice.
Nie jest jednak napakowany jak ci krzepcy faceci z grubymi karkami i zarumienionymi twarzami. Jest muskularny i dobrze zbudowany, ale bez przesady. Jego mięśnie są bez wątpienia jędrne.
Eleno, napominam się w duchu. Dość już pisania wierszy o jego ciele. Facet ci się podoba i tyle.
Bierze łyk bursztynowego płynu, długimi opalonymi palcami ujmując szkło, a jego oczy wędrują po sali. Krążą po restauracji, jakby oceniał każdą osobę w zasięgu wzroku, a ja czuję jego seksowną obecność nawet z odległości kilku metrów. Przechodzi mnie dreszcz. Greg emanuje surowym, zwierzęcym magnetyzmem, który wypływa z niego falami.
„Jestem alfą! – krzyczy język jego ciała. – Przyjdź tu i rzuć mi wyzwanie”. Widzę, jak kilka kobiet mu się przygląda. Nawet niektórzy faceci się odwracają, by na niego spojrzeć. Szepczą między sobą, więc zgaduję, że ma niezłą oglądalność w wiadomościach.
Spogląda w moim kierunku, ale nie zatrzymuje na mnie spojrzenia. Nie jestem zaskoczona.
Chowam się z powrotem w cieniu.
Cholera. Zaciskam dłonie. Chciałam miłego kujonowatego faceta, a nie tę… seksowną bestię!
Sądząc po grymasie malującym się na jego twarzy, potrafi zrzędzić. Hej, kolego, życie jest zbyt krótkie, by być ponurakiem. Czym on się stresuje? Jestem tutaj!
A do tego widział moje zdjęcie. Topher tak powiedział.
Cóż, może tak naprawdę nie chce się ze mną spotkać.
Może ma nadzieję, że się nie pojawię.
Stukam niespokojnie stopą o podłogę. Powinnam już stąd wyjść. Naprawdę.
W domu czeka na mnie mnóstwo rzeczy do zrobienia. Trochę szycia, przytulanie się z Romeo.
Wokół mnie unoszą się zapachy restauracji Milano. Są pikantne i kuszące, a mój żołądek wydaje z siebie gniewny skowyt. Przestępuję z nogi na nogę. Każde miejsce, gdzie można coś zjeść, stąd aż do Daisy, będzie dziś zapchane po brzegi. W drodze powrotnej do domu zawsze mogę zajechać na stację benzynową, ale no naprawdę. Big Mac z frytkami w walentynki? Poza tym jutro będę musiała o wszystkim opowiedzieć całej mojej wścibskiej rodzinie. Tak bardzo się ekscytowali tą randką w ciemno: „Ach, Elena ma randkę z meteorologiem. Zapytaj go, czy to barometr w jego kieszeni, czy po prostu tak się cieszy na twój widok”. Ten ostatni suchar rzuciła ciocia Clara. Jeśli teraz stchórzę, to się nasłucham, bo bez względu na to, jak dzielną przybieram minę, wszyscy wiedzą, że od miesięcy nie jestem sobą.
Strzelam sobie motywacyjną gadkę: No dalej, Eleno. Weź się w końcu w garść. Nie możesz przez cały czas trzymać się na uboczu. Czasem trzeba wyjść ze strefy komfortu i sięgnąć po to, czego się chce. Co z tego, że facet jest tak seksowny, że róże by przy nim wysychały z pragnienia. Co z tego, że ma groźny wyraz twarzy. Umierasz z głodu. Zrób to dla porcji makaronu.Nie ma co, ładne kwiatki.
Nadal rzucam ukradkowe spojrzenia na zabójczo przystojnego faceta, z którym umówiłam się w ciemno. Kto by pomyślał, że facet pogodynka będzie tak seksowny? A ta jego klasycznie piękna twarz? Po prostu grecki bóg na sterydach. Nic dziwnego, że telewizja go uwielbia. To najpiękniejszy mężczyzna, jakiego kiedykolwiek widziałam. A do tego niezły z niego twardziel. Na myśl o tym, jak sobie poradził z Prestonem, górując nad nim i ledwo powstrzymując gniew, ogarnia mnie oszołomienie. Nie pamiętam, by dwóch mężczyzn kiedykolwiek się o mnie posprzeczało. Zwłaszcza gdy pochłaniam makaron, jakby to był mój ostatni posiłek.
Odchrząkuję.
– Topher wspomniał, że z kimś zerwałeś. Próbowałeś już portali randkowych takich jak Tinder? Mnie zabrało odwagi.
Marszczy brwi.
– Uważałbym na te serwisy. Nie używaj Tindera, o ile nie szukasz przygodnego seksu, Eleno. A nawet wtedy to niebezpieczne.
Rumienię się przez cały wieczór, ale teraz na moje policzki wpływa jeszcze większy szkarłat. Przykładam do nich dłonie. O tak, są gorące.
– No cóż, to prawda… ale może nie byłoby tak źle? Jak to szło? Bądź dobry, a będziesz samotny.
Marszczy brwi.
– Mark Twain?
Teraz czuję się naprawdę zainteresowana.
– No nie, czytasz klasykę?
– Postaraj się nie wyglądać na zaskoczoną.
Przesuwa wzrok po mojej twarzy i zatrzymuje się na moich ustach.
– Jakiego rodzaju książki lubisz, Eleno?
Nie odzywam się przez chwilę. Nie chcę wspominać o wszystkich romansach, które pochłaniam, więc trzymam się podstaw.
– Jestem bibliotekarką. Czytam wszystko.
– Chyba sobie żartujesz? Prawdziwą bibliotekarką? – Kiwa głową. – Powinienem był się tego domyślić.
Topher mu o tym nie powiedział?
– Dlaczego się uśmiechasz? – pytam.
Pochyla się ku mnie nad stołem, a ja czuję jego zapach. To męska woń zmieszana ze skórą i dobrą szkocką.
– Ponieważ pasujesz do fantazji każdego faceta o bibliotekarce. Jesteś inteligentna, wykształcona, nosisz duże okulary i obcisłą ołówkową spódnicę. – Jego białe zęby błyszczą w uśmiechu.
Och. A nawet Ach!
Stopa mi podryguje pod stołem, wsuwam okulary na nos. Ciągle się zsuwały. To dlatego, że pomieszczenie wydaje się teraz cieplejsze, a napięcie w powietrzu gęstnieje.
– Chyba powinnam dziś włożyć ołówek we włosy i mieć przy sobie książkę, żeby dopełnić stylizacji.
– Może następnym razem.
Serce mi wali, gdy tak na mnie patrzy, jakbym była kawałkiem belgijskiej czekolady. Rozglądam się po restauracji. Co to za wszechświat, w którym facet taki jak on fantazjuje o dziewczynie takiej jak ja? Nerwy puszczają mi coraz bardziej.
Odwróć uwagę, przekieruj rozmowę.
– Racja. Więc co zaszło między tobą a twoją byłą?
Zaciska wargi, a jego rysy twardnieją.
– Moja była zostawiła mnie dla zawodowego hokeisty, a potem napisała o mnie książkę, w której streściła nasze życie seksualne. Opowiedziała w niej też, że byłem przemocowym alkoholikiem.
O cholera.
– To prawda?
– Nie!
– W takim razie dlaczego to zrobiła?
– Ludzie robią najbardziej szalone rzeczy dla pieniędzy. Nawet ci, którzy twierdzą, że im na tobie zależy.
Na jego twarzy maluje się nagle zdystansowany, odległy wyraz. Rozumiem plotki i spustoszenie, jakie mogą wywołać. Preston i Giselle przemilczeli wszystko, co się między nami wydarzyło, ale całe miasteczko wie, że najpierw umówił się ze mną. Widziałam pełne politowania spojrzenia wszystkich, nie wiadomo, jakie historie wymyślili w swoich głowach. Biedna dziewczyna. Preston rzucił ją dla jej ładniejszej młodszej siostry. To nie do końca prawda, ale wypieram te wspomnienia.
– Chcesz, żebym skopała jej tyłek? Potrafię walnąć w tchawicę tak skutecznie jak najlepsi wśród nas.
Śmieje się.
– Nie.
Spoglądam na niego, zatrzymując wzrok na umięśnionych przedramionach, jasnobrązowych włosach, długich palcach i ostrożnym sposobie, w jaki pociera palcem wskazującym o brzeg szklanki. Rozpraszają mnie jego powłóczyste spojrzenia.
Wypity drink zdecydowanie zaczął działać, ponieważ mówię:
– Tylko zgaduję, ale założę się, że to, co napisała o seksie, było komplementem. – Biorę łyk drinka. – No wiesz, po prostu staram się znaleźć pozytywy. Co dokładnie napisała?
Przestaje przesuwać palcem po szklance i patrzy na mnie piwnymi oczami. Mrugam. Nie są brązowe ani żółte, ale gdzieś pośrodku. Nawet w słabym oświetleniu mają złoty, wyrazisty odcień w kolorze ciepłego wschodu słońca.
Powoli na jego twarzy pojawia się niewielki uśmiech, który się poszerza.
– Ach, Eleno. Ona nigdy o mnie nie zapomni.
Po kręgosłupie przebiega mi mrowienie. To arogancki komentarz, ale niech to, moja ciekawość zwycięża.
– Dlaczego? – Serce wali mi w piersi. Przeszliśmy od Marka Twaina do rozmowy o seksie, a ja siedzę na krawędzi krzesła.
– Czy ty mnie właśnie pytasz, jaki jestem w łóżku?
– No cóż, lepiej sama przeczytam tę książkę. Jaki ma tytuł? – Wyjmuję telefon. – Na Amazonie mają wszystko, prawda?
Rzuciłam mu wyzwanie, a on je podjął.
– Proszę, nie rób tego.
– W takim razie oszczędź mi czasu i pieniędzy, po prostu powiedz.
Wpatruje się we mnie przez pełne dziesięć sekund, a potem opuszcza powieki. Jego klatka piersiowa unosi się w głębokim oddechu.
Przełykam. Posunęłam się za daleko. Nie powinnam na niego naciskać. Pytam go o seks? Co jest ze mną nie tak? Winię za to Prestona i Giselle.
– Eleno – mówi cicho, jakby smakował moje imię, przeciągając jego trzy sylaby. Głos ma niski i ochrypły jak egzotyczny jedwab, głęboki, opalizujący złotem i granatem. Prześlizguje się nim po mojej skórze. – Powiedzmy, że wiem, jak zaspokoić kobietę, by pragnęła mnie w każdej chwili, gdy nie jesteśmy razem.
Sama chciałam przecież wiedzieć, prawda?
Że co?
No nie.
Biorę głęboki wdech.
Wyłączyli tu powietrze?
Dlaczego pocę się w środku lutego? Spoglądam na swojego drinka. Naprawdę powinnam przestać już pić.
– Nie masz nic do powiedzenia? – pyta łagodnie.
Teraz to rozumiem. Greg jest daleko przede mną w dziale seksownych chwil. Założę się, że posuwa laski na prawo i lewo. Pogodynkowe fanki. W końcu w Nashville jest celebrytą, o którym w dodatku napisano książkę! A z drugiej strony ja, która marnuję swoje najlepsze lata z wibratorem.
– To brzmi cudownie. – Staram się niczego nie zdradzić, mając nadzieję, że moja twarz nie jest znowu pąsowa. Cholerny Preston miał na sobie w łóżku pełną piżamę. Spodnie i górę! Łącznie ze skarpetkami. Fuj, te jego śmierdzące, odpychające czarne skarpety.
– Cudownie? – Uśmiecha się. – Cóż, to jeden ze sposobów, by to opisać.
Zmieniam temat.
– Preston spotyka się z moją siostrą. Widzisz ją tam? – Siedzę plecami do nich, ale kiwam głową w głąb restauracji. – To ta ładna i wysoka. Poznali się na naszym rodzinnym grillu czwartego lipca w zeszłym roku, kiedy przeprowadziła się z powrotem do Nashville.
– O cholera.
– Podwójna cholera. – Dopijam drinka, a kelner podbiega do mnie z kolejnym.
– Moja była chciała, żebym dał jej pierścionek zaręczynowy. Nie mogłem tego zrobić, więc odegrała się książką. Cóż, widocznie to nie była ta jedyna – dodaje po krótkiej pauzie.
Prycham.
– Ach, to. Mityczna „jedyna” czy „jedyny”. Doszłam do wniosku, że nie ma jednej szczególnej osoby dla każdego.
Przytakuje mi gorliwie.
– Zgoda. Ja też nie jestem fanem związków, bo przynoszą tylko ból.
Pochylam się nad stołem, by się do niego zbliżyć.
– Preston nie mógł nawet znaleźć mojej ł-e-c-h-t-a-c-z-k-i – literuję. – To tak, jakby… nie starał się ze mną wystarczająco mocno i chyba coś we mnie, nazwijmy to kobiecą intuicją, wiedziało, że czegoś nam brakuje, ale ignorowałam ten głos w mojej głowie.
Wzdrygam się, gdy zdaję sobie sprawę z tego, co ujawniłam.
Co ja robię? Za bardzo flirtuję. Przeliterowałam nawet łechtaczkę, a literuję słowa, gdy się denerwuję. Wzdycham i się wycofuję.
– Przepraszam. Ciągle paplam. Ta walentynkowa randka w ciemno była pomyłką…
– To nie pomyłka, Eleno.Nie mogę uwierzyć, że poruszyłem temat mojej eks i jej kłamliwej książki o mnie. Może i Sophia była piękna i mówiła, że mnie kocha, ale w końcu ujawniła swoje prawdziwe oblicze. Przełykam, spoglądając w dół na szkocką. Na litość boską, wypiłem tylko jednego drinka, a mówię o wiele za dużo. Z jakiegoś powodu myśl o tym, że Elena przeczyta o mnie jako o porywczym playboyu z zamiłowaniem do picia i bicia kobiet, jest niepokojąca. Nie chcę zostawić po sobie takiego wrażenia.
Ona jest…
Odwzajemniam jej uśmiech. Jest prawie nieśmiała, ale nie do końca. Mówi z bezpośredniością, którą doceniam.
Czując na sobie nieprzyjazny wzrok, spoglądam jej przez ramię i marszczę brwi, bo Preston posyła mi ukradkowe spojrzenia w przerwach między gruchaniem do swojej towarzyszki.
Próbuję sobie wyobrazić, jak musi wyglądać jej życie w małym miasteczku, gdy ciągle ich widuje.
Istne piekło.
Wiem, jak patrzą na mnie dziennikarze i fani. Dla nich jestem imprezowiczem. Niegrzecznym playboyem. Spoglądają na mnie i widzą przegrany Super Bowl.
Elena pochyla się nad stołem, a jej zapach unosi się wokół mnie, słodki i świeży, jak miód zmieszany z wiosennymi kwiatami.
Ile czasu minęło, odkąd spotkałeś kogoś, kto nie ocenia cię na podstawie twojej przeszłości?
Pieprzyć to.
Jak dawno nie zaliczyłeś?
– Jak to jest być w telewizji? – Jest pochłonięta makaronem, porusza widelcem z gracją, ale łapczywie pochłania każdy kęs. Bierze kolejny kawałek chleba.
Ogarnia mnie niepokój. Nie lubię jej okłamywać.
– Wszyscy czekają, aż popełnię błąd, a po tym tygodniu moja kariera może być skończona. – Mówię jej prawdę.
Unosi dłoń i dotyka mojej, po czym ją cofa.
– Przepraszam. To brzmi okropnie.
Kiedy się porusza, blask świec podkreśla przezroczystość jej bluzki, a ja zamieram na widok koloru stanika pod spodem. Ma na sobie coś różowego i seksownego. Fala pulsującego ciepła uderza wprost w mojego kutasa.
Zastanawiam się, jakby to było mieć ją pod sobą, z nogami zaciśniętymi wokół mojej talii, pełnymi piersiami przy mojej nagiej klatce piersiowej, małymi piętami wbijającymi się w moje plecy.
Po prostu przestań, Jack, napominam się.
Milknę, marszcząc brwi, i wracam myślami do długiego szeregu kobiet bez twarzy, które pojawiały się w moim życiu i z niego znikały. Elena nie jest w moim typie. Ma złamane serce i wydaje się… miła. Ale, do cholery, ten węzeł niepokoju i napięcia, który rośnie w mojej piersi, jest dobijający.
Stukam palcami w blat, obserwując ją, gdy zjada ostatni kawałek chleba. Gdy kończę drinka, przenoszę wzrok z niej na klientów w restauracji, zastanawiając się, kiedy ktoś podejdzie i poprosi mnie o autograf albo mi powie, że jestem dupkiem. Cholera, nie chcę, żeby wiedziała, co ludzie naprawdę o mnie myślą…
Przygląda mi się.
– Nic nie mówisz.
– Tak.
– Dlaczego?
Marszczę brwi. Nie wiem, jak jej wyjaśnić, że to był ciężki tydzień, nie ujawniając jednocześnie swojej tożsamości.
A powinienem! Od razu.
– Zwykle nie jestem cichy. Mówię o wiele za dużo.
– Rozumiem.
Dalej, powiedz jej, Jack. Powiedz jej, że to nie z tobą się tu umówiła.
Bierze drinka ze stołu i wypija go do dna. Z westchnieniem składa serwetkę eleganckimi ruchami, a potem wstaje z wyrazem zadowolenia na twarzy, jakby właśnie ukończyła trudny projekt.
Prostuję się na krześle.
Idzie sobie?
Szpera w torebce i wyjmuje zwitek dwudziestek, które kładzie na stole.
– Co robisz? – pytam.
Krzywi się.
– Wracam do domu. Dziękuję za wspaniały posiłek. To powinno pokryć moją część. Miło było cię poznać. Może nawet zdecyduję się obejrzeć wiadomości.
Przestępuje z nogi na nogę, ale odwróciła się już w kierunku drzwi.
– Zaczekaj, Eleno.
Nie mam pojęcia, co się wydarzy, kiedy wstanę. Jest taka malutka, gdy stoi obok mnie. Ma z metr sześćdziesiąt pięć na obcasach. Lustruję ją od czubka głowy do stóp. Czarna spódnica opina jej apetyczną figurę w kształcie klepsydry. Jest pełna, krągła i bujna. Nie zauważyłem tego wcześniej. Cholera.
– Nie odchodź – mruczę.
Mój rozsądek krzyczy: „zakończ to, zakończ!”, ale ale ja go nie słucham. Nie wiem, jak się potoczy reszta mojego życia, lecz część mnie chce po prostu to wszystko odepchnąć i zapomnieć… z nią.
– Daj spokój. To było straszne. – Wypuszcza powietrze. – Spóźniłam się. Ty nie odpisałeś. Zjawił się mój były. To wszystko jest… nie tak.
– Przyznaję, moje umiejętności społeczne są do bani. – Podnoszę banknoty ze stolika i wkładam z powrotem w jej ręce, a nasze palce się stykają. – Może wyjdziemy stąd i pójdziemy gdzie indziej?
No i proszę, jestem impulsywny.
– Gdzie? – Jej twarz przybiera niepewny wyraz.
Mógłbym powiedzieć, że do innego baru, może na drinka lub deser, ale tam będą ludzie, którzy mnie znają; istnieje tylko kilka miejsc, w których czuję się komfortowo, a to jest jedno z nich. Odkąd rok temu ukazała się książka Sophii, nie wychodzę już zbyt często. Zamknąłem się w sobie, starając się jak najlepiej chronić własną reputację.
– Moje mieszkanie. To niedaleko stąd. – Robię krok do przodu i wsuwam jej rękę w zgięcie swojego ramienia. – Poza tym tutaj jest twój były i sama powiedz: nie chcesz wyjść stąd ze mną u boku?
– Naprawdę cię nie polubił. – Wpatruje się w podłogę, a potem patrzy z powrotem na mnie. – Ale nie chodzę do domu z mężczyznami, których nie znam.
– Eleno… – Urywam.
– Tak?
– A gdybym ci powiedział, że łechtaczka to moja specjalność?
Śmieje się, jej policzki płoną, gdy odchyla głowę.
– Nie powinnam była ci tego mówić.
– Każde słowo, którego używamy, ma znaczenie i cel, a ty je wypowiedziałaś. Jak myślisz, dlaczego?
Przygryza wargę, gdy tak stoimy twarzą w twarz, wpatrując się w siebie zbyt długo, a ludzie gapią się i prawdopodobnie robią nam zdjęcia swoimi telefonami.
– Są walentynki. Co jeszcze zaplanowałaś na dzisiejszy wieczór? Będziesz płakać do lodów z powodu swojego byłego?
– Któż to wie.
– Jestem lepszy niż lody.
– Najwyraźniej nie próbowałeś jeszcze smaku Rocky Road marki Ben & Jerry.
– Najwyraźniej nie próbowałaś jeszcze, jak smakuję ja.
Delikatnie dotykam jej pełnej dolnej wargi, przeciągając kciukiem po aksamitnej skórze. Czuję, jak mój kutas napina się pod rozporkiem.
Zamyka oczy i widzę, jak jej grdyka wędruje, gdy przełyka. Rozchyla usta.
– Ja… nie jestem pewna.
– Eleno, chcesz, żebym o to błagał?
Patrzę na nią cały napalony. Z sekundy na sekundę pragnę jej coraz bardziej, gdy tak stoimy i na siebie patrzymy.
Proszę, powiedz tak.Rozglądam się po apartamencie na najwyższym piętrze hotelu Breton, eleganckim miejscu w pobliżu restauracji. Zerkam na Grega, który stoi przy minibarze i przygotowuje nam drinki.
Oczywiście nie potrzebuję kolejnego, ponieważ wypiłam już wystarczająco dużo i czuję alkohol we krwi. No i co ja wyprawiam, do cholery?
Byłam gotowa przerwać randkę wcześniej, bo nagle ucichł, a ja wiedziałam, że za dużo paplam o egzotycznych świniach, bezpańskich kotach i Prestonie. Jezu! Potrzebuję kilku lekcji randkowania.
Ale naprawdę było warto wyjść z Milano wspartą na jego ramieniu, podczas gdy Preston i Giselle gapili się na nas. Greg mnie objął i przyciągnął do siebie, gdy ich mijaliśmy, a potem wezwał samochód, którego kierowca podobno tylko czeka na jego sygnał, i zawiódł nas do hotelu.
Podróż przebiegła spokojnie. Wciąż rzucał mi krótkie spojrzenia, patrząc na moją twarz, a kiedy odwracałam wzrok, spuszczał oczy i spoglądał prosto przed siebie. Sprawiał wrażenie, jakby chciał coś powiedzieć, a ja uznałam, że jest tak samo zdenerwowany jak ja.
Kiedy weszliśmy do hotelowego lobby, szepnął, żebym ignorowała wszystkich, których tam zobaczę. W pobliżu nie było jednak nikogo z wyjątkiem ochrony. Napakowany facet stał przed podwójnymi drzwiami penthouse’u na dwudziestym piętrze, na które zawiozła nas winda.
Teraz Greg stoi plecami do mnie, a ja pochłaniam wzrokiem te niemożliwie barczyste ramiona i pasemka w kolorze mahoniu, jakby spędzał dużo czasu na świeżym powietrzu. Ma na sobie drogie szare spodnie, które z pewnością zostały uszyte na miarę. Materiał przylega do jego potężnych ud, zwężając się ku dołowi.
Obchodzi bar, dodając tonik do mojego ginu, jego ruchy są płynne i precyzyjne jak u tygrysa w dżungli. Greg, choć chodzi i mówi jak mężczyzna, pod tą ogładą jest czystym zwierzęciem.
Oblizuję wargi. Z jednej strony jestem gotowa do ucieczki, ale z drugiej powoli płonę od chwili, gdy stanął przed Prestonem, używając tego swojego niskiego ochrypłego głosu…
Odwraca się, a ja drgam.
Idzie, nie, kroczy w moją stronę.
Nawet go nie znasz i…
Potrzebuję tego, argumentuję samej sobie. Poza tym Topher przystawił mu pieczątkę „zatwierdzam”. Od miesięcy siedzę na tyłku w domu i potrzebuję czegoś, po prostu czegoś, co wyrwie mnie z marazmu i sprawi, że zacznę dalej żyć.
„Ograniczają cię tylko zasady, które sama sobie ustalasz. Żyj swoim życiem”, mówi babcia w mojej głowie. Powiedziała mi to, kiedy zrzuciłam na rodzinę bombę, oświadczając, że nie idę na medycynę. Chciała, żebym była wierna sobie. Myślę, że zaakceptowałaby pana pogodynkę.
Greg podaje mi drinka i bierze łyk swojego, jego oczy są na wpół przymknięte, a spod powiek przebija nuta dzikości. Sączę gin z tonikiem, nie odrywając wzroku od tego mężczyzny. Chcę być dzika. Chcę być dzika właśnie z nim.
Wcale nie, odpiera ten pomysł moja racjonalna strona.
– A więc to tutaj mieszkasz? – Odstawiam szklankę na stół. Głupie pytanie, Eleno, napominam się w duchu.
Zatrzymuje się na chwilę.
– Mam mieszkanie w pobliżu, ale penthouse jest blisko pracy.
Własna restauracja i dwie rezydencje? Greg jest bogaty.
– Rozumiem.
Zerkam na łóżko king-size w sypialni, którą widzę w głębi korytarza: wielka biała puchowa kołdra i miliony puszystych poduszek. W całym swoim życiu byłam z dwoma mężczyznami. Jednym z nich był Tad, mój ukochany ze studiów, który po ich ukończeniu przeniósł się do Doliny Krzemowej. Nie prosił mnie, żebym się z nim przeprowadziła – musiał znaleźć przyczółek w nowej pracy i miejsce do życia – a ja na niego nie naciskałam. Rozstaliśmy się, obiecując sobie utrzymywać kontakt i latać do siebie w odwiedziny, ale z jakiegoś powodu żadne z nas nigdy tego nie zrobiło. Mieliśmy miękki, wygodny związek, a po kilku miesiącach stwierdziłam, że prawie w ogóle o nim nie myślę. Rok temu sprawdziłam go w internecie i zobaczyłam, że niedawno się ożenił. Potem pojawił się Preston i proszę, jak to się skończyło. Mężczyźni wciąż ode mnie odchodzą. Zaczynam się zastanawiać, czy czegoś mi nie brakuje.
– Wyglądasz na zdenerwowaną, Eleno. Nie ma potrzeby.
Racja. To tak, jakby powiedzieć mojej świni, żeby nie jadła ogórków.
– Jeśli wolisz, żebym zadzwonił po samochód, który zabierze cię do domu, zrobię to. Po prostu pomyślałem, że ty i ja… mamy…
Jego głos się urywa, jakby nie był pewien, co powiedzieć.
– Nie trzeba. Chcę być tutaj.
– Dobrze.
Patrzymy na siebie przez kilka chwil, a ja się wiercę, przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę.
Podchodzi bliżej i odstawia swoją szklankę na ten sam stolik, na którym stoi moja.
– Mogę rozpuścić ci włosy? – W jego głosie słychać wahanie; pociesza mnie myśl, że naprawdę jest zdenerwowany.
– Dobrze.
Szarpie moje starannie upięte włosy, które ułożyłam dziś rano przed pracą, a potem wzdycha, przeczesując dłońmi długie kosmyki, które opadają mi na plecy. Włosy są moim skarbem – długie, gęste i lśniące, w miedzianym kolorze, ze złotymi refleksami. Topher zawsze mi powtarza, że powinnam nosić rozpuszczone i że to mój najlepszy atrybut, ale łatwiej jest je upiąć lub zaczesać do tyłu za pomocą opaski.
– Piękne. Nie zdawałem sobie sprawy, że są aż tak długie – mruczy Greg.
Masuje dłonią skórę mojej głowy w sposób, który sprawia, że zbliżam się do niego, a moje ciało rozluźnia się i topnieje pod intensywnym spojrzeniem złotych oczu.
– Musisz podpisać kilka dokumentów. Nie masz nic przeciwko temu?
Dokumenty? Mrugam.
Przeciąga kciukiem po mojej dolnej wardze, delikatnie ją muskając, tak jak to robił w Milano.
– To nic wielkiego, umowa o zachowaniu poufności. Ze względu na to, kim jestem i co zrobiła moja była, nie chcę ryzykować. W porządku?
– Nie jesteś przecież aż tak wielką szychą.
Zatrzymuje się i robi krok do tyłu, a ja natychmiast chcę, by do mnie wrócił.
– Eleno, jest coś, co powinienem ci powiedzieć… – Pociera palcami twarz. – Cholera.
Waha się.
Wydycham powietrze. Preston odwozi Giselle do domu i mimo że będzie w piżamie i śmierdzących skarpetkach, to ja będę dziś sama.
– Jesteś żonaty? – pytam.
– Nie!
– Masz dziewczynę?
– Nie.
– Jesteś seryjnym mordercą?
Uśmiecha się.
– Nie, ale czy przyznałbym się do tego, gdybym był?
– Masz chorobę weneryczną?
Prycha.
– Skąd. Właśnie przeszedłem komplet badań, a do tego nigdy nie uprawiam seksu bez zabezpieczenia.
W takim razie dlaczego wygląda na tak zdenerwowanego? Może to przeze mnie? Zwykle nie wybiera kobiet takich jak ja.
_Dalsza część rozdziału dostępna w pełnej wersji_