Nie odpuszczę - ebook
Nie odpuszczę - ebook
„Nie”, „nie da się”, „niemożliwe” – tych słów jej mózg nie przyjmuje. Sawicka to postać magnetyczna, ma zacięty charakter, wewnętrzny nerw. Gdyby usiadła sama, w ciszy, od razu dopadłaby ją przeszłość. Instynkt samozachowawczy nakazuje jej więc działać. Ta bohaterka to znak jakości tej serii. Czytajcie więc drugi tom!
Sylwia Gliwa
Prokurator Sawicka nie zdążyła odetchnąć po swoim pierwszym szczecińskim śledztwie, a już dostała kolejną sprawę – która może ją przerosnąć. Morderca zabija młode kobiety w sposób charakterystyczny dla zabójcy jej siostry.
Sawicka ma pewne podejrzenia i mówi o nich komisarzowi Michalskiemu. Ten zaczyna badać sprawę zabójstwa Moniki Sawickiej. Podobieństwo do aktualnych zbrodni jest ewidentne. Ale grzebanie w przeszłości sprowadza na niego poważne problemy i lepiej by było, gdyby się wycofał. Gabriela nie zamierza jednak odpuścić.
Komu zależy na zatuszowaniu sprawy sprzed lat? Czy trauma, którą nosi w sobie Sawicka, sprawi, że prokurator przekroczy granice prawa?
W drugim tomie serii o prokurator Gabrieli Sawickiej atmosfera wokół niej i Michalskiego jeszcze bardziej się zagęszcza. Tym razem Sawicka, zawsze tak profesjonalna, może nie zachować zimnej krwi...
Diana Brzezińska – pisarka, prawniczka, mediatorka, asystentka w Katedrze Studiów nad Bezpieczeństwem INoPiB Uniwersytetu Szczecińskiego. Autorka bestsellerowej serii o profilerce Adriannie Czarneckiej i komisarzu Krystianie Wilku. Miłośniczka wszelkich zagadnień kryminalistycznych i dobrej literatury. Od lat biega po sądach, budynkach prokuratur, komisariatach i zakładach karnych, zgłębiając niezliczone śledztwa i badając popełnione w Polsce zabójstwa. Nieraz widziała rzeczy dla wielu niedostępne. To, co odkrywa za aktami spraw, inspiruje ją do tworzenia powieści kryminalnych.
Warto było zarwać noc dla Gabrieli Sawickiej, której nie zawsze po drodze z procedurami prawnymi. To historia trzymająca w napięciu do ostatniej strony. Istny majstersztyk!
Sylwia Błażejowska, @teachbook
Gabriela Sawicka wparowała do mojej biblioteczki i już się tam zadomowiła. Jaka ta książka jest dobra! Chcę więcej tych błyskotliwych dialogów i jeszcze więcej emocji. To trzeba przeczytać!
Beata Buzun, @missblog
Prokurator Sawicka znowu w akcji! Tym razem zbrodnia budzi bolesne wspomnienia, ale też żądzę zemsty... Jedno jest pewne: Sawicka się nie podda i to do niej należeć będzie ostanie słowo!
Agnieszka Jarosławska, @ruda_czyta
Jeśli lubiliście prokurator Sawicką, to teraz ją pokochacie. Ta książka jest nieodkładalna, zapewniam.
Magdalena Panuś, @uwielbiam_to_czytam
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8135-983-2 |
Rozmiar pliku: | 820 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Krew buzowała w żyłach. Mięśnie się napinały. W głowie zaczynało szumieć. Umysł zalewały wyobrażenia tego, co może się wydarzyć. Zawsze było tak samo. Zaspokojenie popędu stawało się ważniejsze od oddychania. Inaczej nie dało się funkcjonować.
O drzewo opierał się wysoki człowiek, stał tuż przed rozwidleniem dróg. Miał na sobie obszerną wojskową kurtkę, a twarz całkowicie skrył pod kapturem. Od bardzo wielu lat nie był w Tanowie. Przyjechał tutaj gnany popędem i spacerował po lesie, licząc na to, że nikogo nie spotka i zdoła się uspokoić.
W końcu ruszył pewnym krokiem, wybierając ścieżkę prowadzącą do przystanku autobusowego. W jego myślach cały czas przewijały się obrazy ostatniej ofiary. Czuł, jak drży z podniecenia na samo wspomnienie jej krzyku. Zatoczył się i padł w gęstą trawę. Obrazy w myślach były tak wyraźne, jakby oglądał film. Popęd rósł z każdą sekundą. Nie potrafił już tego zatrzymać. Usłyszał trzask gałązek, nadepniętych przez kogoś, kto szedł w jego stronę. Mężczyzna przymknął oczy. W myślach pojawiło się jedno, bardzo intensywne pragnienie, przebijające przez morze fantazji i wspomnień: „Błagam, odejdź, uciekaj!”. Ktoś pochylił się nad nim, poczuł zapach delikatnych waniliowych perfum.
– Czy wszystko z panem dobrze?
Podniósł wzrok, kryjąc twarz pod kapturem. Stała nad nim filigranowa blondynka, uśmiechała się serdecznie. Miała ładne zielone oczy.
– Nie przejmuj się mną.
– Słabo pan wygląda.
– Jakoś sobie poradzę.
– Może pomogę?
Kobieta chwyciła go za ramię i pomogła mu się podnieść. Górował nad nią wzrostem. Nie wyglądała jednak, jakby się go bała. Otrzepał spodnie z trawy. Wiedział, że nie było już odwrotu.
– Co się stało? Zasłabł pan?
– Tak jakby… Szedłem właśnie do kościoła.
– O tej porze?
– Tak, chciałem poprosić księdza o pomoc, przyjmie mnie. Wiesz, nie mam już nikogo bliskiego, a ksiądz to mój wujek.
– Rozumiem, odprowadzę pana.
– Dziękuję, jesteś wspaniała.
Ruszyli w kierunku ścieżki, kobieta szła bardzo blisko. Aksamitna skóra, soczyście zielone oczy. Jej zapach dosłownie upajał. To było nie do wytrzymania. Uderzył ją w skroń, kobieta osunęła się na ziemię. Zanim zrozumiała, co się wydarzyło, przygniótł ją, wyciągając nóż z kieszeni spodni. Ostrze zalśniło w ciemności, znajdowało się teraz dokładnie naprzeciwko jej oczu. Kobieta zamarła w bezruchu.
– Proszę, nie rób mi krzywdy.
– Dlaczego nie?
– Moja mama ma tylko mnie. Muszę do niej wrócić. Błagam, nie zabijaj mnie. Ona tego nie przeżyje.
Kobieta płakała. Całe jej ciało drżało. Nie miała pojęcia, jak każde jej słowo działało na sprawcę. To była dla niego obietnica ekstazy. Jego oddech przyśpieszył. Rozpiął jej kurtkę i przeciął nożem bluzę. Przyglądał się koronkowemu stanikowi, podtrzymującemu jej drobne piersi. Nie mógł się już wycofać. Pochylił się nad jej szyją i ugryzł ją. Kobieta wrzasnęła.
– Błagam, zostaw mnie! Nikomu nic nie powiem.
– Zaraz się dowiesz, co to rozkosz.
Zrobił długie nacięcie nożem na jej boku, z każdym ruchem ostrza czując rosnące podniecenie. Przeraźliwy krzyk kobiety wypełnił leśne zarośla. Spojrzał na swoje dzieło. Wstrząsnął nim spazm ekstazy. To był jednak dopiero początek. Chciał znacznie więcej.
Hałas. Mężczyzna zamarł na chwilę. Dźwięk dochodził z niedaleka. Zaklął siarczyście. Bez wahania wbił kobiecie nóż w klatkę piersiową. Następnie wyjął go, podniósł się i ruszył w kierunku dźwięku. Zza krzaków wyszedł mężczyzna w jeansach i rozpiętej skórzanej kurtce.
– Odłóż nóż – polecił Lis. – Znacznie więcej zyskasz na rozmowie niż na zabiciu mnie.ROZDZIAŁ 2
Bywała już w różnych rodzajach bagna, z każdego wcześniej czy później wychodziła, mniej lub bardziej umazana. Teraz było jednak inaczej. Lis nigdy dotąd jej nie sprowadził do parteru i nie szantażował. To raczej ona korzystała z jego znajomości. Zdawała sobie sprawę z jego powiązań z półświatkiem, ale nie zagłębiała się w to. Dla niej dotychczas był nieszkodliwy. Teraz sytuacja się zmieniła. To on chciał czegoś od niej.
Sawicka oparła się ręką o drzewo, drugą położyła na biodrze. Oddychała bardzo ciężko. Zerknęła na zegarek, miała za sobą ponad siedem kilometrów. Nie czuła przebiegniętego dystansu, dopóki się nie zatrzymała. Napędzały ją złość i strach. Osunęła się na ziemię i plecami oparła o drzewo. Pociągnęła kilka łyków wody z butelki, opróżniając ją do dna.
Wyciągnęła z kieszeni telefon i otworzyła listę kontaktów. Chciała zadzwonić do Przemka Wilka, jednak po tym, co odwaliła na sali sądowej, wiedziała, co od niego usłyszy. Nie odpuściłby jej, gdyby poprosiła o pomoc.
– Kurwa.
Kolejnym oczywistym wyborem zdawał się prokurator Zięba, jednak rzadko bywał pomocny w sytuacjach, w których najbardziej go potrzebowała. Zazwyczaj mawiał: „Jeśli boisz się, że wpadniesz w bagno, przyjdź, postaram się pomóc. Ale jeśli wchodzisz do niego świadomie, to radź sobie sama”. Przewijając kontakt „Lis”, Sawicka parsknęła zirytowana. Najczęściej kontaktowała się właśnie z tą trójką. Nigdy nie przypuszczała, że któryś z nich narobi jej problemów, a jednak tak się stało W końcu wybrała numer Michalskiego. Nie odebrał, więc w końcu się rozłączyła. Michalskiego z kolei ona zawiodła. Na liście osób, które odebrałyby od niej telefon, został Szymon, ale on nie mógł jej pomóc.
Sawicka podniosła się i zaczęła biec truchtem w kierunku swojego mieszkania. Czuła, jak pulsują jej skronie. Nie mogła uwierzyć, że w zaledwie kilka tygodni po powrocie do Szczecina zapracowała na swoje trwałe wydalenie z zawodu. Lis niewiele by stracił, ujawniając nagrania z ich rozmowy. Mógł powiedzieć, że zmusił go do tego prokurator, albo dogadać się na bardzo niski wyrok. Mogłaby spróbować się z tego wywinąć, ale byłoby to bardzo trudne. Usłyszała dzwonek połączenia, odebrała na słuchawkach, nie przestając biec.
– Dzwoniłaś.
Głos Michalskiego działał na nią kojąco. Nie miała pojęcia dlaczego, ale ten człowiek zawsze kojarzył jej się z rozwiązaniem problemu. Tak jakby jego obecność stanowiła odpowiedź na każde możliwe pytanie.
– Przypadek.
– Wątpię, nic nie robisz przez przypadek – skwitował Michalski.
Sawicka zatrzymała się i przygryzła wargę. To było takie proste. Wystarczyło wydusić z siebie: „Potrzebuję pomocy, ale bez umoralniającej gadki”. Przerastało ją to jednak. Wymagało przyznania się do tego, że popełniła błąd. To zawsze sprawiało jej problem. Radziła sobie sama albo występowała z żądaniem, a później spłacała długi. Nigdy nie prosiła.
– To jak, powiesz, o co chodzi?
– Przez przypadek wybrałam twój numer, biegam.
– Gdyby jednak coś się działo, dzwoń.
Rozłączyła się i weszła na stronę komendy. Po krótkiej chwili wahania wybrała numer naczelnika wydziału Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Szczecinie. Odebrał po kilku sygnałach.
– Prokurator Gabriela Sawicka, nie znamy się jeszcze, ale potrzebuję przysługi. Na pewno się odwdzięczę.
– Trochę niespodziewany telefon.
– Mniejsza o to, jutro? Zależy mi – powiedziała Sawicka.
– No dobrze, zapraszam o ósmej.
Później taki sam telefon wykonała do naczelnika wydziału do spraw przestępczości zorganizowanej. Jeśli miała jakoś wykręcić się z szantażu, musiała się dowiedzieć, z kim naprawdę ma do czynienia. I nigdy więcej nie myśleć o Lisie jako o użytecznym koledze ze studiów.
– Nikt nie będzie mnie szantażował, kurwa.ROZDZIAŁ 3
Marek Włodarczyk, naczelnik szczecińskiego wydziału Biura Spraw Wewnętrznych Policji, zajmował duży gabinet w zachodniej części budynku Komendy Wojewódzkiej Policji przy ulicy Małopolskiej. Był starszym mężczyzną ubranym w elegancką czarną marynarkę i schludną błękitną koszulę. Patrzył na nią bystrymi piwnymi oczami. Wzbudzał zaufanie.
– To jaka sprawa panią tutaj sprowadza?
– Bez przesady, jesteśmy z jednego biznesu albo bagna, jak kto woli – odparła Sawicka. – Nie musi być tak oficjalnie.
– Do brzegu, mam sporo pracy.
– Chodzi o Lisa. Wiem, że prowadzicie jego sprawę.
– Mówiąc oględnie, razem ze zorganizowanymi staramy się mu dobrać do dupy – uściślił Włodarczyk. – Ale nie jesteś w tym wydziale.
– Nie i nie ja to nadzoruję, ale mam pewne osobiste powody, by interesować się tą sprawą.
Naczelnik podrapał się po brodzie w zamyśleniu, przyglądał jej się tak, jakby próbował przewiercić ją wzrokiem na wylot. Sawicka czuła, że wszystko się w niej gotuje.
– Wiesz, co sobie myślę, kiedy przychodzi do mnie nowy prokurator i chce informacji o śledztwie? Zwłaszcza jeśli wiem, że mam krety na pokładzie.
– Że to podejrzane? – podsunęła Sawicka.
– Właśnie.
– Możesz sprawdzić moją opinię w Gorzowie. Nie biorę łapówek, nie trzymam z półświatkiem. Nie wykonuję nawet poleceń przełożonych, tylko robię to, co uważam za stosowne.
– To prawda, masz fatalną opinię w środowisku – stwierdził rozbawiony Włodarczyk. – Umówiłaś się też z naczelnikiem zorganizowanej.
– Plan awaryjny – odparła Sawicka. – Chcę dorwać Lisa jeszcze bardziej niż wy.
– I uważasz się za lepszą niż nasi śledczy?
– Nie, ale znam tego skurwysyna osobiście i jestem zmotywowana, by go dopaść, bo zalazł mi za skórę. Nie znam skuteczniejszego śledczego niż wkurwiona kobieta.
Włodarczyk sięgnął po jakiś zeszyt, otworzył go i szukał właściwej strony. Przebiegł wzrokiem po tekście.
– Lis zeznawał w twojej ostatniej sprawie jako świadek. Cudowne objawienie na koniec procesu, które pozwoliło skazać Madurę-Zajączkowską. Czy nie powinnaś mu podziękować?
Sawicka zaklęła siarczyście.
– Potrzebuję tych jebanych akt. Jestem pewna, że jest w nich coś, co pozwoli wpakować Lisa do pierdla. Zamierzam to zrobić, ale nie mam punktu zaczepienia. Wiecie znacznie więcej niż ja.
– Dlaczego chcesz go wsadzić? – spytał Włodarczyk. – Lis jest twoim kolegą ze studiów, byłym partnerem, czyż nie? A może i obecnym? W ostatnim czasie byłaś często widywana w jego apartamencie o różnych godzinach. To sugeruje schadzki seksualne.
– Świetnie, jest pod waszą stałą obserwacją, a i tak nic na niego nie macie. Trochę żałosne, nie?
– Pieprzysz się z Lisem czy nie? – spytał Włodarczyk. – O ile wiemy, twoje pojawienie się w Szczecinie to nie przypadek.
Sawicka podniosła się.
– Nie skomentuję. Masz trzy sekundy, żeby dać mi akta, jeśli nie, to zapewniam, że gorzko tego pożałujesz.
– Zaryzykuję.
Opuściła gabinet, trzaskając drzwiami.ROZDZIAŁ 4
Michalski przetarł zmęczone oczy i zalał sobie kawę, już kolejną tego dnia. Bezskutecznie próbował się obudzić. Oparł się plecami o szafkę i wpatrywał w parujący kubek z niewypowiedzianą nadzieją. Klimek przyglądał mu się z szerokim uśmiechem, podjadając chipsy, które ktoś zostawił na środku stołu z karteczką „Nie ruszać”. Byli sami w niewielkim pokoju socjalnym.
– Przestaniesz się szczerzyć jak głupi do sera? – spytał Michalski.
– Jak mi powiesz, czemu jesteś taki śpiący – odparł Klimek. – Czyżby jakaś nowa dupa?
– Serio?
– Jesteś świeżo upieczonym rozwodnikiem, chyba czas najwyższy?
– Miałem dzieci na weekend. Wymyśliły sobie biwak i oglądanie gwiazd. Oczywiście jest już chłodno, więc z biwaku wyszło tyle, że dojechaliśmy na miejsce, wszystko rozłożyliśmy i wracaliśmy w środku nocy, bo jednak było za zimno, a następnej nocy był biwak w ogrodzie. Ostatecznie ja spałem w namiocie, a one uciekły do domu.
Klimek się roześmiał.
– Nie jesteś dla nich za dobry?
– Tak długo ich nie widywałem regularnie, później mieliśmy tę sprawę zabójstwa, chcę im to wszystko wynagrodzić – wyjaśnił Michalski.
– A kiedy pójdziesz na randkę?
– To nie jest teraz priorytet.
– Mam fajną znajomą – odparł Klimek. – Naprawdę.
– To sam się z nią umów, jesteś już wdowcem od jakiegoś czasu, prawda?
– Dobra, zrozumiałem.
Niespodziewanie do pomieszczenia wszedł Włodarczyk. Rzadko przychodził do socjalnego, zazwyczaj całe dnie przesiadywał w swoim gabinecie, gdzie miał ekspres do kawy.
– Michalski ze mną.
Partnerzy wymienili między sobą zaskoczone spojrzenia. Michalski zabrał kubek kawy i ruszył za swoim byłym przełożonym. Przeszli długim korytarzem i w milczeniu udali się do skrzydła, w którym Włodarczyk miał swój gabinet. Michalski wszedł do środka i zajął miejsce naprzeciwko Włodarczyka.
– Pracujesz z Sawicką? – spytał Włodarczyk.
– Pracowałem dwa razy.
– Co o niej wiesz?
– Od kiedy sprawdzasz prokuratorów, zwłaszcza dobrych?
Włodarczyk wywrócił oczami, często tak robił, gdy wiedział, że niczego nie ugra bez dania czegoś w zamian. Otworzył akta i wyjął kopertę ze zdjęciami. Rozłożył je na biurku przed Michalskim. Przedstawiały Sawicką wchodzącą do apartamentowca, w którym mieszkał Lis, a później wychodzącą z niego, o różnych porach, czasami w środku nocy lub rano. Zdjęcia były z różnych dni. Część przedstawiała ich razem na mieście. Na jednym ze zdjęć Lis dotykał uda Sawickiej i starał się ją pocałować.
– Przyszła dzisiaj do mnie i chciała wyciągnąć akta sprawy. Jak to ujęła, „z powodów osobistych”, ale zamierza podobno dopaść Lisa. Jestem tylko ciekawy czemu, bo te zdjęcia raczej wyglądają, jakby mieli romans. A może i coś więcej, biorąc pod uwagę, że złożył dla niej wątpliwej prawdziwości zeznania – wyjaśnił Włodarczyk.
Michalski rzucił jeszcze raz okiem na zdjęcia. Miał nadzieję, że pomiędzy Sawicką i Lisem nie było romansu. To nie stawiałoby jej w korzystnym świetle, zwłaszcza że w Szczecinie nie miała jeszcze wyrobionej renomy.
– Więc?
– Nie znam tak dobrze prokurator Sawickiej, żeby wiedzieć, z kim sypia. Śmiem jednak twierdzić, że nie gustuje w naszym marginesie społecznym – odparł Michalski.
– Co nie przeszkadza jej się z nim układać – zauważył Włodarczyk.
– Lis złożył zeznania, jakie złożył. Czy prawdziwe? Tego się nie dowiemy. W jakim celu? Lis nam raczej nie wyjaśni. Nie mamy jednak podstaw, by stawiać zarzuty Sawickiej. A po co jej jego akta? Powiedziała, że chce go dopaść. Wiem jedno o tej kobiecie: jeśli czegoś chce, zawsze to osiąga.
Włodarczyk wskazał na daty zdjęć. Nie ulegało wątpliwości, że Sawicka widziała się z Lisem przed procesem oraz zaraz po nim. Zdjęcia, które jako kolejne wyciągnął z koperty, przedstawiały Lisa, który krążył w nocy po okolicy, gdzie rzekomo miał widzieć Madurę. Tak jakby szykował się do zeznań.
– Nie skomentujesz?
Michalski milczał.
– Wiesz, dlaczego wziąłem cię do wewnętrznych? Nie tylko dlatego, że byłeś dobry. Takich to ja znajdę na pęczki – powiedział Włodarczyk. – Wziąłem ciebie, bo wiem, kurwa, że trzymasz się procedur, jesteś nieprzekupny i uczciwy do bólu. Podpierdoliłbyś własną matkę, jakby trzeba było. Nie cierpisz kretów i krętaczy. Wyjebali cię ze SPAP za twój kręgosłup moralny. Jesteś idealny do tej roboty.
– Dziękuję za uznanie, chociaż wyjebałeś mnie z wydziału, kiedy miałem przejściowe problemy rodzinne.
– To nieistotne, zresztą zawsze możesz tu wrócić, wystarczy tylko, że…
– Że co? Podpierdolę Sawicką? – spytał Michalski. – Dam ci coś, co pomoże ci powiązać te zdjęcia z lewymi zeznaniami, a potem zrobisz z niej przynętę na Lisa i jak już nie będzie potrzebna, ujawnisz to, żeby ją wypieprzyli z prokuratury?
– Mniej więcej – przyznał Włodarczyk. – W prokuraturze, tak jak i u nas, powinni być ludzie o nieskazitelnej opinii. Przecież sam tak myślisz.
Michalski podniósł się z miejsca.
– Sawicka pomogła mi, kiedy miałem problemy osobiste, i to całkowicie bezinteresownie. Jest też dobrym prokuratorem.
– O wątpliwych kontaktach.
– Robi wokół siebie dużo zamieszania, jej język jest nie do przyjęcia, ale jest skuteczna i można jej zaufać – powiedział Michalski. – Nie wiem, co tak naprawdę przedstawiają te zdjęcia, ale nie będę spekulował i nic ci na nią nie dam.
– Rafał, to może być twoja szansa. Zostaniesz moim zastępcą. To byłby dla ciebie ogromny awans. Wyższa pensja, premia. Zabierzesz dzieci na wypasione wakacje. To otworzy nowy rozdział w twoim życiu – zachęcał Włodarczyk. – Zastanów się dobrze, zanim odrzucisz moją ofertę.ROZDZIAŁ 5
Odrzuciła połączenie od Lisa po raz drugi w ciągu ostatniej godziny. Czuła jednak, że w końcu będzie musiała odebrać telefon. Szła szybkim krokiem z kubkiem kawy w ręce. Nie miała pojęcia, co powinna zrobić. Nie potrafiła pohamować złości. Naczelnik od zorganizowanych potraktował ją podobnie jak Włodarczyk. Najwyraźniej nieświadomie sama wystawiła się na strzał. Co o niej myśleli? Kochanka szczecińskiego mafiosa? Najgorsze, że nie byli daleko od prawdy, która była jeszcze gorsza. Nie dość, że z nim sypiała, to jeszcze wyciągała od niego informacje, wymogła składanie fałszywych zeznań i ostatecznie dała się szantażować. Popłynęła w chwili słabości. Najwyraźniej podświadomie szukała bliskości po rozstaniu z narzeczonym, jak większość kobiet.
– No to się wszystko popierdoliło – mruknęła Sawicka. – Nieszczęścia nie chodzą parami, tylko jebanymi stadami.
– Gabi?
Sawicka rozejrzała się. Od razu zobaczyła Tomaszewskiego. Dopiero teraz zorientowała się, że zawędrowała w pobliże budynku prokuratury rejonowej. Od razu do niej podszedł.
– Co jest?
– Nic.
– Słyszałem, że wszystko się popierdoliło i nieszczęścia chodzą stadami – odparł Tomaszewski. – Wczoraj biegałaś i od kilku dni mnie unikasz. Strzelam, że nie jest dobrze.
– Cóż… każdy czasem robi głupoty, ale ja ostatnio przeszłam, kurwa, samą siebie.
– Chodź, zjemy coś.
Sawicka westchnęła. Szymon pociągnął ją ze sobą do budynku, wjechali windą na siódme piętro i usiedli przy jego biurku. Mężczyzna na chwilę zniknął w kuchni, a po chwili wrócił z dwoma porcjami lasagne.
– Masz szczęście, bo żona mi zapakowała ogromny kawałek na obiad.
– Obiad? Wiedziałam, że o czymś zapomniałam w tym tygodniu – przyznała Sawicka.
– To powiesz mi, co się stało? – spytał Tomaszewski. – Może mogę jednak jakoś pomóc?
– Nie przyznam ci się, co zrobiłam.
Przez chwilę jedli w milczeniu. Czuła na sobie jego uważne spojrzenie. Było pełne troski. Szymon jeszcze nigdy jej nie zawiódł i nie potępiał bez względu na to, co zrobiła. Mogła na niego liczyć, nawet jeśli się z nią nie zgadzał.
– Wiem, że Lis składał fałszywe zeznania dla ciebie. Boję się spytać, co jeszcze wydarzyło się po drodze.
– To nie pytaj, Szymon – odparła Sawicka. – Chyba że szczęśliwie masz jakieś dojścia w policji u wewnętrznych albo zorganizowanych, ewentualnie w prokuraturze.
– Michalski?
– Pytam ciebie – syknęła Sawicka. – Potrzebuję wyciągnąć akta jednego śledztwa.
– W sprawie Lisa? – zgadł Tomaszewski. – W coś ty się wpakowała?
– Potrzebuję akt, ale naczelnicy mnie zbyli, a Michalski zapewne zapyta o powód. Z prokuratury też tego nie dostanę, nieważne dlaczego. Generalnie nikt nie może wiedzieć, że te akta są dla mnie. Inaczej ich nie wyda.
– Postaram się coś wskórać. Ktoś wisi mi przysługę, ale nie wiem, czy się uda.
– Pamiętaj, ani słowa o mnie – zaznaczyła Sawicka.
Tomaszewski skinął głową. Sawicka niechętnie spojrzała na swój dzwoniący telefon, podniosła się i wyszła z gabinetu, od razu weszła do łazienki.
– Czego?
– Mów do mnie grzeczniej, Gabi. Dzwonię, bo potrzebuję przysługi – wyjaśnił Lis. – Wyciągniesz jednego z moich znajomych z aresztu. To taki biedny chłopak, wpadł z amfetaminą i…
– Choćby skały srały, nie ma, kurwa, takiej opcji – odparła Sawicka.
– Chyba nie pamiętasz, na czym polega nasz układ i co możesz stracić, jeśli nie będziesz słuchała. Przypomnieć ci?
– Zajmij się lepiej tym, że śledzi cię policja. Obserwują ciebie, twój apartament, pracę. Patrzą ci na ręce. Mają sporo zdjęć.
Rozłączyła się i oparła dłonie o umywalkę. Uspokoiła oddech. Podniosła wzrok i spojrzała na swoje odbicie w lustrze.
– Zrobiłaś to, co musiałaś, Madura musiała iść do pudła. A to, co spieprzyłaś, naprawisz. Najlepiej, kurwa, teraz.ROZDZIAŁ 6
Sawicka była ostatnią osobą, która wierzyłaby w istnienie pecha, złych zrządzeń losu i innych zabobonów, dla niej liczyły się konkret i to, w jaki sposób sama planowała swój dzień. Tym razem jednak nic nie szło po jej myśli.
Zaspała. Jadąc w pośpiechu do sądu, spowodowała stłuczkę, która pozbawiła ją samochodu na co najmniej kilka dni i korzystnych składek na najbliższe stulecie. Spóźniła się przez to na rozprawę. Zapomniała akt, więc jedynie sprawiała wrażenie, że wie, o co chodzi w wywoływanych sprawach. Telefon praktycznie nie przestawał dzwonić, a to w prokuraturze brakowało dokumentów, a to obrońcy dzwonili do niej z żalami, ewentualnie prasa dopytywała o proces Madury lub jej rodzina próbowała ją wyciągnąć na obiad. Cały czas towarzyszyła jej migrena i obtarły ją nowe szpilki. Nie czuła się sobą.
Wyszła z sądu około czternastej. Świeże powietrze wcale jej nie otrzeźwiło, a w skroniach nadal czuła nieprzyjemne ćmienie. Powolnym krokiem skierowała się w stronę prokuratury. Ledwie trzymała się na nogach. Po kilku minutach dotarła do budynku, od razu dowiedziała się, że w sekretariacie czekają na nią dokumenty do podpisu. Skinęła głową i weszła do swojego gabinetu, zamknęła drzwi, usiadła na krześle i przymknęła oczy. Wzięła kolejną dawkę leków przeciwbólowych, ale nie czuła nawet minimalnej poprawy.
Usłyszała pukanie do drzwi, nie odzywała się, licząc na to, że ktokolwiek za nimi stoi, nie będzie uparty. Po chwili jednak drzwi otworzyły się i do środka wszedł Maciążek.
– Jedziesz na miejsce zbrodni.
– Niech pojedzie dyżurujący prokurator z rejonu, mam ciężki dzień i nie mam samochodu, a jutro zaczynam urlop.
– To weź taksówkę albo poproś policjantów o podwiezienie – odparł Maciążek. – Urlop odwołany.
Sawicka westchnęła, spojrzała na przełożonego chłodno. Wyjątkowo jednak miał zacięty wyraz twarzy. Podjął już decyzję, a może nawet ktoś zrobił to za niego.
– Czemu?
– Bo to drugie takie zabójstwo w ciągu dziewięciu dni, a w ubiegłym miesiącu było jeszcze jedno. Trzy ciała. Obawiam się, że mamy w Szczecinie kolejnego seryjnego zabójcę – wyjaśnił Maciążek. – Chciałaś szansę na sukces, to proszę.
Położył na biurku kartkę z adresem i wyszedł. Zaklęła. Każdy chciał mieć seryjniaka na koncie. Zdarzali się rzadko, wywoływali emocje i duże zamieszanie w mediach. Ona miała czterech, przy czym dwaj to byli wielokrotni zabójcy, a nie zabójcy seryjni. Nie mogła przepuścić takiej okazji. Niechętnie dźwignęła się z miejsca i ruszyła powoli na dół, zamawiając kierowcę w aplikacji. Na samochód czekała zaledwie kilka minut, wsiadła do niego i przymknęła na chwilę oczy. Do zabójstwa, a przynajmniej podrzucenia zwłok, doszło w Tanowie, niedaleko miejsca, gdzie jej najstarsza siostra jeździła konno i gdzie sama zginęła. Potrząsnęła głową, pozbywając się tej myśli.
Samochód zatrzymał się na drodze przed wjazdem do Tanowa, gdzie stały policyjne radiowozy. Sawicka wysiadła z samochodu i powoli ruszyła w stronę policjantów. Czuła, jak opuszcza ją migrena, i zapomniała o bólu stóp. Jednocześnie rósł w niej niepokój, zaczynało jej brakować tchu. Doskonale znała to miejsce. Nie była tutaj trzydzieści lat. Wydawało jej się jednak, że wszystko wygląda tak samo.
– Gabi.
Niemalże podskoczyła, odwróciła się do Klimka, który obserwował ją z uwagą.
– Czy ty się musisz skradać!?
– Ja tylko…
– Co to, kurwa, konkurs na wypłoszenie prokuratora? Co ty odwalasz?
– Gabi, ja…
– Mniejsza, prowadź do tego trupa.
Klimek przyglądał jej się bacznie, w końcu jednak skinął głową. Ruszyli w głąb lasu. Cały czas skupiała się nad tym, by panować nad oddechem. Czuła, jak na szyi zbierają jej się kropelki potu. Stanęła i oparła się o drzewo. Byli zaledwie kilka metrów od miejsca zbrodni. Na trawie leżała kobieta o długich blond włosach, była cała we krwi, a na jej ciele widoczne były liczne obrażenia. Widziała także pierwsze ślady przemian pośmiertnych, wokół unosił się charakterystyczny zapach. Czuła, jak serce łomocze jej w piersi. Nie była w stanie zrobić kroku.
– Gabi, wszystko gra?
Odepchnęła od siebie dłoń Klimka, niemalże od razu poczuła na sobie uważne spojrzenie Michalskiego. Oprócz niego patrzyli również na nią Lisak i kilku policjantów. Zbliżyła się do ciała. Starała się panować nad głosem.
– Co się stało?
– Słabo wyglądasz – zauważył Lisak.
– Lepiej niż ona, mów.
– Jako lekarz zalecałbym zjedzenie czegoś słodkiego i sen.
– Zalecasz to też tym martwym pacjentom? – rzuciła Sawicka.
– Próbowałem być miły. Czasem mi się zdarza – odparł Lisak. – Serio powinnaś odpocząć.
– Obejdzie się.
Kobieta była w wieku jej zmarłej siostry, nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia pięć lat. Była szczupła, miała dobre kobiece piersi i wąskie biodra. Ubranie zostało z niej zerwane siłą i leżało obok. Lisak zaczął powoli wskazywać na poszczególne rany.
– Na ciele są ślady nasienia. Zginęła od rany kłutej klatki piersiowej, praktycznie w samo serce. Została zgwałcona za pomocą jakiegoś przedmiotu. Na ciele widocznych jest mnóstwo siniaków i ugryzień. Ma rany charakterystyczne w przypadku prób obrony, zabezpieczyliśmy naskórek spod paznokci, najprawdopodobniej sprawcy. Ciało zostało tutaj podrzucone, zginęła na pewno co najmniej dwa dni temu.
– Dobra, dzięki – powiedziała Sawicka.
– I tyle? – spytał Lisak. – Zero komentarza?
– Tyle.
– Znaleźliśmy jeszcze kartkę przy ciele – powiedział Klimek. – Jest dosyć specyficzna.
Tekst był bardzo krótki: „Dorosłaś. Wróciłem”. Poczuła, że brakuje jej tchu.
– Za… zabez… zabezpiecz ją – wykrztusiła Sawicka.
– Mamy jeszcze dokumenty ofiary i…
– Świetnie, róbcie, co trzeba.
Odeszła kilka kroków od ciała, chwiała się, szła niepewnie przygarbiona. Klimek i Michalski wymienili między sobą zaniepokojone spojrzenia.
– Gabi, czy wszyst…
– Tak, Klimek – ucięła Sawicka. – Zajmijcie się wszystkim i poczyńcie jakieś pierwsze ustalenia.
– Tak, ale…
– Macie dowód, zawiadomcie rodzinę, poszukajcie znajomych, nie muszę wam chyba mówić, jak to się robi.
– Dobra – mruknął Klimek.
– Ja ściągnę akta dwóch poprzednich zabójstw. Widzimy się jutro w moim gabinecie na burzy mózgów. A teraz was zostawiam, róbcie to, co zwykle, oprócz opierdalania się. Liczę na efekty.
Nie obdarzając ich ani jednym spojrzeniem, ruszyła od razu w stronę, z której przyszła razem z Klimkiem. Policjanci odprowadzali ją wzrokiem. Odeszli kilka kroków od lekarza, który kończył oględziny zwłok.
– Co robimy? – spytał Klimek. – Tutaj nie zostało dużo pracy, a akta sprawy i tak dostaniemy później.
– Zostaniesz? Pójdę za nią.
– Jasne, pilnuj jej, wygląda słabo.
Michalski ruszył drogą, przeszedł pomiędzy drzewami, gdzie zniknęła Sawicka. Zobaczył ją kilka metrów dalej. Klęczała oparta prawą ręką o drzewo. Z daleka widział, że zasłaniała sobie usta, a jej ciało drżało. Podbiegł do niej.
– Gabrielo…
Podniosła na niego zaszklone oczy.
– Gabi…
Chciał jej dotknąć, ale odepchnęła jego rękę. Zawahał się, w końcu jednak mocno objął ją ramionami, nie zważając na jej protesty.
– Puść, puść… mnie…
Słyszał jej ciężki oddech i drżący głos. Ścisnął jej rękę, praktycznie wbił jej palce w ramię. Ból odciągał uwagę od strachu i pozwalał skupić myśli na czymś innym, to była stara sztuczka, której nauczył się wiele lat temu w pierwszym tygodniu swojej pracy.
Sawicka po chwili przestała się wyrywać, puścił jej ramię, instynktownie za nie złapała i zaczęła je rozmasowywać. Oddech powoli zaczął się uspokajać. Zdawała się całkowicie pozbawiona energii.
– Zabierz mnie stąd.
Usłyszał te słowa tylko dlatego, że był tuż obok niej. Bardzo ostrożnie pomógł jej się podnieść. Chwiała się, objął ją więc mocno i powoli zaczął prowadzić w stronę swojego samochodu. Wyszli z lasu, mijając kilku policjantów. Praktycznie własnym ciałem osłaniał ją od ich ciekawskich spojrzeń.
– Rafał…
– Zabezpieczcie miejsce, i tyle, Klimkowi przyda się pomoc – odparł Michalski. – Ruchy, ruchy.
Otworzył dla niej drzwi od strony pasażera i pomógł wsiąść do środka. Sam zajął miejsce za kierownicą. Zerknął na nią. Siedziała skulona, na twarzy miała rozmazany makijaż. Trzęsła się. W niczym nie przypominała osoby, którą widywał na co dzień.
– Co się stało? – spytał Michalski.
– Tu chciał mnie zabić…ROZDZIAŁ 7
W domu panowała całkowita cisza. Michalski stał oparty o framugę drzwi i przyglądał się Sawickiej. Kobieta spała w jego pokoju gościnnym. Przyjechali niecałe dwie godziny temu. Wzięła prysznic, pożyczyła od niego ubranie i praktycznie od razu zasnęła. Upewniła się jedynie, że nie będzie nigdzie wychodził. Nie wiedział, jak powinien się zachować w tej sytuacji. Od początku czuł, że Sawicka coś ukrywa, ale nie miał pojęcia, że mogła być ofiarą przestępstwa. Poczuł wibracje swojego telefonu. Przymknął drzwi do pokoju i poszedł do salonu.
– Co z nią? – spytał Klimek.
Michalski zawahał się. W pamięci cały czas miał bezgranicznie przerażone oczy Sawickiej. Nigdy nie słyszał żadnych plotek na temat zabójstwa, z którym mogłaby mieć związek. Musiała skrzętnie to ukryć. W ich środowisku nie było to łatwe.
– Zasłabła. Nie jadła regularnie przez kilka dni, a dzisiaj niczego nie zdążyła zjeść – skłamał Michalski. – Dopilnowałem, żeby zjadła coś porządnego, i zawiozłem ją do domu. Obiecała odpocząć.
– Myślisz, że to zrobi?
– Nie wiem, ale nic więcej nie mogłem zrobić. Wiesz przecież, jaka jest.
– No jasne – odparł Klimek. – A o czym gadałeś z Włodarczykiem? Chciał cię z powrotem?
– Nic z tych rzeczy, chodziło o jakąś starą sprawę. Pytał, czy nie mam jeszcze jakichś informacji na ten temat.
– Czemu wydaje mi się, że cały czas kręcisz? – spytał Klimek.
– No właśnie, wydaje ci się – odparł Michalski.
– Sranie w banię, kłamiesz.
– Widzimy się jutro.
Mężczyzna rozłączył się i schował telefon do kieszeni. Ponownie zajrzał do pokoju gościnnego, tak jakby coś mogło się zmienić przez tych kilka minut. Sawicka nadal jednak spała, praktycznie w poprzek łóżka. Uśmiechnął się, ponownie przymknął drzwi. Przez chwilę krążył po pokoju. Nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Chciał, żeby Sawicka mu wszystko wyjaśniła, znacznie bardziej jednak potrzebowała snu, musiał to zaakceptować, tak samo jak to, że niekoniecznie musiała się przed nim otworzyć. Ruszył do kuchni, wyciągnął z lodówki kilka produktów i zajął się gotowaniem. To wydawało mu się w tej chwili najbardziej pożyteczne.
Po ponad godzinie Sawicka weszła do kuchni. Miała na sobie jedynie jego bluzę, spod której wystawały zgrabne nogi. Podeszła i zajęła miejsce przy wyspie kuchennej.
– Robisz coś dobrego?
– Schab z suszonymi pomidorami i pieczone ziemniaki z rozmarynem. Mam nadzieję, że ci zasmakuje. Lisak miał rację, powinnaś coś zjeść.
– Jadłam dzisiaj lasagne – powiedziała Sawicka. – Powinno wystarczyć.
– Najwyraźniej niekoniecznie.
Sięgnęła po sok pomarańczowy, który postawił na stole, upiła kilka łyków i
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.