Nie oskarżysz mnie - ebook
Nie oskarżysz mnie - ebook
W Trzeszczynie odkryto zbiorową mogiłę. Sprawa zostaje powierzona Gabrieli Sawickiej. Wszystkie ofiary to mężczyźni w wieku od 30 do 50 lat. Jednak jest jeszcze coś, co ich łączy. Prokurator z pomocą komisarza Michalskiego próbuje ustalić, kto jest odpowiedzialny za ich śmierć.
Tymczasem prokurator Englert usilnie próbuje pogrążyć Sawicką. Nadarza się ku temu idealna okazja… Sawicka robi wszystko, by odsunąć od siebie wszelkie podejrzenia i wywinąć się wymiarowi sprawiedliwości.
Czy jej się to uda, a jej układy ze światem przestępczym pozostaną tajemnicą? Czy Michalski zaakceptuje podwójne standardy ukochanej? Czy miłość naprawdę może przetrwać wszystko?
W ostatnim tomie serii o prokurator Gabrieli Sawickiej wiele się dzieje – wydarzenia zaskakują i doprowadzają czytelnika do szału, a bohaterka znów szokuje!
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8135-624-4 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Części ludzi odbiera zdolność logicznego myślenia i wywołuje panikę. Przede wszystkim skłania do nieprzemyślanych działań, co powoduje, że stają się łatwym celem. Są jednak i tacy, którym stres pomaga się wyłączyć, zatrzymuje ich uwagę na danej chwili i zmusza do szukania wyjścia z sytuacji zagrożenia.
Sawicka schowała telefon do kieszeni jeansów i roześmiała się. Czuła spokój, tak jakby wydarzyło się już wszystko, co najgorsze. Znalezienie ciała Lisa przypieczętowało jej los. Englert przyłapał ją na kłamstwie, była szczerze przekonana, że będzie chciał to wykorzystać przeciwko niej. To jedynie kwestia czasu. Teraz miała tylko trzy opcje: walczyć, uciec albo poddać się. To był czas działania. Nie zamierzała myśleć o konsekwencjach.
Kobieta zeszła na dół. Michalski nadal kontrolował wstawianie szyby. Zauważył ją i chciał się odezwać, ale nie zatrzymała się, po prostu wyszła z domu drzwiami prowadzącymi do garażu. Wsiadła do swojego samochodu i wyjechała z posesji z piskiem opon. Pędziła ulicami miasta, walcząc z czasem. Znała procedury równie dobrze jak Englert. Doskonale wiedziała, że teraz na miejsce zdarzenia musieli ściągnąć lekarza, dyżur miał Lisak, ale Englert nie sprowadziłby go do Siedlic. Potrzebowali innego medyka, jego dojazd na miejsce musiał potrwać minimum godzinę, następnie oględziny zwłok i przewiezienie ciała do prosektorium. Ile miała czasu? Dwie, trzy, a może i pięć godzin?
Sawicka zatrzymała hondę tuż pod bramą szpitala. Napisała esemes do Lisaka. Siedziała w aucie i nerwowo bębniła palcami o kierownicę. Potrzebowała go, ale przede wszystkim musiała się upewnić, że nie wejdzie we współpracę z Englertem. Wtedy byłaby zgubiona. Odrzuciła trzecie już połączenie od Michalskiego, napisała mu jedynie, że odezwie się, jak tylko będzie mogła, i w dalszym ciągu czekała. Nerwowo zerkała na zegarek. Czuła, jak czas ucieka.
Drzwi prosektorium otworzyły się dopiero po jakimś kwadransie. Lisak zamknął je z głośnym trzaskiem i ruszył szybkim krokiem w kierunku bramy. Miał na sobie rozpięty fartuch, spod którego wystawał błękitny T-shirt. Od razu dostrzegł niebieską hondę, podszedł i usiadł na miejscu pasażera.
– Co jest takie pilne?
– Englert odkopał ciało Lisa, jakieś pół godziny temu, może trochę więcej – wyjaśniła Sawicka. – I jak się domyślasz, nie zadzwonił do ciebie. Na miejsce ujawnienia zwłok jedzie właśnie ktoś inny.
Obserwowała szok malujący się na jego twarzy. Był blady jak ściana. Nie odzywał się, a jego dłonie ułożone na udach się trzęsły. To była ostatnia informacja, jakiej się spodziewał.
– Jakim cudem jesteś taka spokojna? – spytał Lisak. – Przecież już po nas! To koniec…
– To jest nasza ostatnia szansa na działanie – poinformowała go Sawicka. – Wchodzisz w to ze mną? Bo teraz, kiedy Englert ma zwłoki, nie będzie już tak skory do układania się z tobą. To zbyt wielkie ryzyko dla ciebie.
– Co, czekaj… Zaraz, jakie działanie? Nie rozumiem, o czym mówisz – powiedział Lisak. – Przegraliśmy! Mają ciało.
– I chuja mają z tego ciała.
– Nadal nie rozumiem.
Sawicka przewróciła oczami. Przekręciła się bardziej na fotelu w stronę Lisaka, żeby móc mu się przyglądać. Pochyliła się w kierunku lekarza, nie spuszczając z niego wzroku.
– GHB dawno już wyparowało, z filmu nie mają niczego konkretnego, a na ciele nie ma naszych odcisków palców – zauważyła Sawicka. – Nie znaleźli też narzędzia zbrodni, a nawet jeśli, to nie ma opcji, żeby na kamieniu zachowały się moje odciski palców. Nie po tym, jak wrzuciliśmy go do rzeki. Jesteśmy czyści.
– Oprócz stosu poszlak?
– To tylko poszlaki, które nic nie znaczą – zapewniła Sawicka. – Nawet moje kłamstwo nie ma żadnego znaczenia. Nic nam nie zrobią. Pod warunkiem że zaczniemy działać teraz. Czas ucieka.
– Chyba sobie kpisz! – krzyknął Lisak. – Wsadzą nas oboje, chyba że spierdolimy.
– Albo przypiszemy tę zbrodnię komuś innemu.
– Co?
– Tak pozbędziemy się wszystkich problemów.ROZDZIAŁ 2
Technicy i policjanci prowadzili czynności na miejscu ujawnienia zwłok. Części z nich Englert ponownie polecił, żeby porozmawiali z mieszkańcami Siedlic, pokazując zdjęcia Lisa, Sawickiej i Lisaka. Liczył, że tym razem ktoś sobie coś przypomni. Zwłaszcza gdy usłyszą o znalezionym ciele.
Prokurator rozglądał się nerwowo wokół. Co jakiś czas oddalał się od ciała o kilka kroków, a następnie do niego wracał. Lekarz w dalszym ciągu nie dojechał na miejsce, chociaż minęło prawie czterdzieści minut. Wysłał po niego radiowóz, najwyraźniej jednak medykowi wcale nie śpieszyło się do pracy. Englert nie mógł go winić, oficjalnie miał w końcu wolny dzień. Wiedział, że pośpiech nie był dobrym doradcą. Czuł jednak, że to przełom, na który od dawna czekał. Nie potrafił ukryć emocji. Musiał jak najszybciej uzyskać odpowiedzi na nurtujące go pytania, a w zasadzie jedno: co wspólnego ze śmiercią Lisa miała Sawicka?
– Lekarz przyjechał – poinformował policjant.
Englert odwrócił się w stronę ścieżki. Dopiero teraz dostrzegł Jana Harta. Starszy mężczyzna powolnym krokiem zmierzał w stronę ciała. Zostało mu kilka lat do emerytury. Miał na koncie kilka spektakularnych sukcesów oraz spore doświadczenie. Przede wszystkim był jednak znany z tego, że nie współpracował absolutnie z nikim, miał niewielu przyjaciół, nawet w środowisku lekarskim. W sytuacjach wątpliwych nie miał w zwyczaju trzymać czyjejkolwiek strony. Na to właśnie liczył Englert.
Hart zatrzymał się w odległości kilku metrów od ciała i wyzywająco patrzył na prokuratora. Ten niechętnie ruszył w jego kierunku. Policjanci stali na tyle daleko, że nie mogli ich słyszeć.
– Dzień dobry, panie prokuratorze – przywitał się Hart. – Dlaczego akurat mnie pan ściągnął w wolny dzień? Od tego mamy lekarza na dyżurze, prawda?
– Potrzebowałem innego lekarza.
– Innego niż Marcin Lisak? – spytał Hart. – Ma bardzo dobrą opinię w środowisku, współpracował pan z nim nieraz.
– To nie tak, po prostu…
– Albo pan prokurator powie wprost, o co chodzi, albo wracam do domu – poinformował Hart. – Nie mam zamiaru brać udziału w żadnych rozgrywkach, a już na pewno pracować w wolny dzień bez absolutnie wyjątkowego powodu.
Englert niechętnie skinął głową. Wiedział, że niczego na nim nie wymusi. Zastanawiał się jedynie, jak opowiedzieć o całej sytuacji. Nie chciał szerzyć bezpodstawnych plotek.
– Tylko między nami, zgoda? – spytał Englert.
– Oczywiście.
– Odnalezione zwłoki należą najprawdopodobniej do Łukasza Lisa. Mam poszlaki, które świadczą o tym, że w jego śmierć pośrednio mogą być zamieszani Gabriela Sawicka i Marcin Lisak – wyjaśnił Englert. – Nie twierdzę, że go zabili, nie mam na to dowodów. Natomiast wiem, że w czasie jego śmierci byli obecni na miejscu. Sawicka najprawdopodobniej jako ostatnia widziała go żywego. Oboje jednak milczą. Nie chcę wysuwać żadnych bezpodstawnych oskarżeń. Muszę wszystko dokładnie sprawdzić, ale sam pan rozumie… nie chciałbym, żeby brali w tym udział na tym etapie.
Hart milczał dłuższą chwilę. Patrzył na Englerta wzrokiem, z którego ten niczego nie potrafił wyczytać. W końcu jednak lekarz skinął głową. Prokurator odetchnął z ulgą.
– Niech będzie, ale nie chcę być w nic zamieszany – podkreślił Hart. – Robię swoje i spadam.
– Niczego innego nie oczekuję – zapewnił Englert. – Co do sekcji…
– Jutro jestem w pracy, zacznę od tej sekcji – powiedział Hart. – Tyle mogę zrobić.ROZDZIAŁ 3
Lisak wziął głęboki wdech i bardzo powoli wypuścił powietrze. Przyglądał się kobiecie z niemą irytacją. Miał wrażenie, że z każdą chwilą pogrążali się coraz bardziej. Nieprzyjęcie oferty Englerta wydawało się teraz najgorszą decyzją.
– O czym ty w ogóle mówisz? – spytał.
– Słuchaj, wdepnęliśmy w to razem. Nie uciekniesz od tego. Dokonałeś wyboru. Równie złego jak ja, przyznaję.
– Pamiętasz jeszcze, że to był twój pomysł?
– Nikt ci nie bronił go ulepszyć – mruknęła Sawicka. – W każdym razie teraz mamy już tylko trzy opcje.
– No słucham…
– Pierwsza: zrezygnować ze swojego życia, uciekać i ukrywać się w kraju, w którym nie ma ekstradycji. I to co najmniej przez trzydzieści lat.
– Kuszące – przyznał Lisak. – I całkiem logiczne.
– Druga: po prostu się poddać – kontynuowała Sawicka. – Lub trzecia: walczyć do samego końca. A przecież gra jest warta świeczki, sam wiesz. Ryzykowaliśmy przecież po to, żeby wieść spokojne życie.
Lisak słuchał jej ze zniecierpliwieniem. Czuł, jak serce wali mu w klatce piersiowej. Uchylił odrobinę okno w samochodzie.
– A co, jeśli wybierzemy trzecią opcję i się po prostu nie uda? – spytał Lisak.
– To będzie dobry moment, żeby spróbować uciec, albo skończymy w pierdlu – odparła Sawicka. – Ostatecznie nic się nie zmieni, wrócimy jedynie do punktu wyjścia.
– Nie no, brzmi po prostu świetnie – przyznał Lisak. – Dobry plan, wręcz rewelacyjny.
Sawicka ostentacyjnie przewróciła oczami. Pochyliła się w kierunku mężczyzny.
– Okej, pozwól w takim razie, że coś ci uświadomię. Wspólnie zaplanowaliśmy zabójstwo człowieka, następnie zabiliśmy go i zakopaliśmy jego zwłoki. Później podjęliśmy próbę matactwa w śledztwie, i to całkiem udaną. Udało nam się zniszczyć telefon Lisa i jego samochód, okłamać śledczych. Dokładnie tak to przedstawi Englert. Wspomni też, że oboje wykonujemy zawód zaufania publicznego i nasz brak poszanowania dla obowiązujących norm prawnych jest druzgocący. Sąd nie będzie nawet rozważał kary niższej niż piętnaście lat pozbawienia wolności – zauważyła Sawicka. – Cokolwiek byś teraz zrobił, naprawdę dużo gorzej już nie będzie.
Lisak milczał dłuższą chwilę. Czuł, że mdli go ze zdenerwowania. Czasami sam rozważał poddanie się. Wyobrażał sobie, jak by to było pójść do Englerta i po prostu się do wszystkiego przyznać, bez ukrywania żadnych szczegółów. Czy poczułby wtedy ulgę? Nie był co do tego przekonany. Jednak brnięcie w tę sprawę na dłuższą metę było niezwykle obciążające psychicznie. Od czasów porwania praktycznie nie spał, a gdy szedł ulicą, cały czas oglądał się za siebie. Miał wrażenie, że ktoś go śledzi.
– Wiem, co myślisz – powiedziała Sawicka. – Ja też, naprawdę ja też. Czasem chciałabym się po prostu poddać.
– A mimo wszystko…
– Wiem, ile mam do stracenia, jeśli się poddam. Jedynie to mnie w tym dalej trzyma. Tylko to…
Mężczyzna skinął głową.
– Dobra, powiedz mi, co dokładnie chcesz zrobić.
Nieznacznie się uśmiechnęła.
– Nadal masz ciało Glicy w prosektorium? – spytała.
Lisak niepewnie skinął głową.
– Musisz przenieść jego odciski palców na ciało Lisa, możesz dodać fragmenty naskórka albo włosy, twój wybór. Byle wyglądało wiarygodnie – poleciła Sawicka. – Ja zajmę się uprawdopodobnieniem zatargu Lisa i Gliców.
– Chcesz wrobić nieżyjącego Glicę w zabójstwo Lisa?
– Tego żyjącego też – odparła Sawicka. – Pozbędziemy się dwóch problemów za jednym zamachem.
– Albo stworzymy co najmniej dwa nowe – zauważył Lisak.
– Bądź optymistą.ROZDZIAŁ 4
Lekarz pochylał się nad ciałem. W dalszym ciągu znajdowało się ono w miejscu, w którym je odkopano, niedaleko małego strumienia. Ofiara miała zamknięte oczy. Ubranie było ubłocone i poszarpane, ciało wrzucono do dołu niedbale. Sprawca nie zakopał go zbyt głęboko, chociaż ziemia w tym miejscu była miękka. Skóra na głowie denata zdawała się luźna i jakby odchodziła od kości, traciła także włosy.
– Zwłoki płci męskiej, przedział wiekowy pomiędzy trzydzieści pięć a czterdzieści pięć lat. Na ciele widoczne niewielkie obrażenia, niesugerujące sposobu ich powstania – powiedział Hart. – Na czaszce widoczne jest pęknięcie, które powstało najprawdopodobniej od uderzenia ciężkim przedmiotem o nieregularnym kształcie. Mogła być to gałąź lub kamień. To prawdopodobna przyczyna zgonu.
Englert ponownie spoglądał na ciało, w dalszym ciągu nie miał wątpliwości, że zwłoki należały do Łukasza Lisa. Uprawdopodabniał to drogi zegarek, który na odwrocie koperty miał wygrawerowane inicjały denata. Jego rodzice przekazali prokuratorowi zdjęcie, Lis dostał go od nich w prezencie i miał nigdy nie zdejmować.
– W tym momencie nie jestem w stanie podać przybliżonego czasu zgonu – kontynuował Hart. – Prawdopodobnie od śmierci denata nie minęło więcej niż trzy, cztery miesiące. Podmokły teren, w którym zostały zakopane zwłoki, mógł mieć wpływ na spowolnienie rozkładu.
Prokurator zerknął do telefonu i otworzył plik z notatkami ze sprawy – to pokrywałoby się z terminem zgłoszenia zaginięcia Lisa oraz wyłączeniem jego telefonu. Czuł, że byli coraz bliżej.
– Na razie nie jesteśmy w stanie ustalić, czy ciało zostało przemieszczone po zgonie ofiary, a jeśli tak, to na jak dużą odległość – ocenił Hart. – Przeniesienie ciała denata na niewielką odległość jest jednak wielce prawdopodobne z uwagi na konieczność wykopania dołu do ukrycia zwłok.
Lekarz powoli podniósł się, zdjął rękawiczki i spojrzał na najbliżej stojącego technika policyjnego, który kończył dokumentację fotograficzną.
– Dobra, to tyle – zarządził Hart. – Zabieramy ciało.
– Zaraz… – odezwał się Englert – a co z obrażeniami widocznymi na ciele?
– Nie są charakterystyczne – stwierdził Hart. – Tak jak mówiłem, mogły powstać w wyniku upadku z pagórka lub pobicia. Jest to niemożliwe do stwierdzenia.
– A na sekcji?
Hart rzucił prokuratorowi zniecierpliwione spojrzenie.
– To otarcia i sińce, równie dobrze mogły powstać podczas zakopywania go lub przenoszenia z miejsca zbrodni – odparł. – Rozumie pan prokurator?
Englert zmełł w ustach przekleństwo i niechętnie skinął głową.
– W tej chwili nie mam więcej pytań.
– Świetnie – skwitował Hart. – Wkrótce się odezwę.ROZDZIAŁ 5
Honda mknęła ulicami Szczecina. Sawicka nie zamierzała tracić czasu. Wstąpiła w nią nowa nadzieja. Po drodze wybrała numer do Aresztu Śledczego w Szczecinie. Dłuższą chwilę czekała na zgłoszenie się funkcjonariusza zajmującego się umawianiem widzeń.
– Pokoje.
– Prokurator Sawicka, muszę jeszcze dzisiaj pogadać z Gawronem.
Przez dłuższą chwilę w słuchawce panowała cisza. W normalnej sytuacji należało podać imię, nazwisko i niekiedy imię ojca, ale wiedziała, że nie mają innych aresztantów o tym nazwisku.
– Śledztwo prowadzi prokurator Englert.
– Tak, ale jak sobie przejrzysz rubryczki, wcześniej ja je prowadziłam. Muszę go zapytać dosłownie o dwie sprawy – wyjaśniła Sawicka. – Nie mam czasu na formalności. Englert jest na czynnościach w terenie.
Funkcjonariusz milczał. Słyszała jedynie, jak klika myszką komputera. W napięciu przygryzła dolną wargę. Formalnie nie musiał zezwalać jej na rozmowę z Gawronem. W przypadku aresztantów o wszelkich widzeniach decydował organ, w którego dyspozycji aktualnie się znajdowali. W tym przypadku był to prokurator Englert.
– Dobra, mam wolny pokój za pół godziny, może być?
– Świetnie.
Sawicka się rozłączyła. Po niespełna kwadransie zaparkowała przed budynkiem prokuratury przy ulicy Stoisława. Dopiero teraz wysłała krótki esemes do Michalskiego: _Za jakąś godzinę będę w domu. O wszystkim Ci opowiem. Dużo się dzieje_. Położyła torebkę pod fotelem pasażera.
Wysiadła z samochodu i powoli skierowała się w stronę wejścia do aresztu śledczego. Podeszła do masywnych drzwi i zadzwoniła domofonem. Czekała krótką chwilę, aż strażnik zwróci na nią uwagę, patrzyła prosto w kamerę. Po chwili usłyszała dźwięk zwalniania zamka, pociągnęła za drzwi i weszła do środka. Przeszła przez kolejne drzwi i podeszła do strażnika, który siedział za ladą.
– Dzień dobry, pani prokurator, w czym mogę pomóc?
– Mam widzenie, mogę?
– E… tak, oczywiście.
Strażnik nacisnął guzik. Sawicka minęła stanowisko, przy którym odbywała się kontrola, i przeszła przez drzwi. Następnie podeszła do pierwszej bramki, poczekała chwilę, zanim ta się otworzyła. Minęła kolejne, żaden ze strażników o nic nie pytał, ograniczali się co najwyżej do powiedzenia „dzień dobry”. Wreszcie doszła do budynku, w którym wydzielono pokoje widzeń. Weszła do dyżurki strażników, przy komputerze siedział tylko jeden funkcjonariusz, wstał na jej widok.
– Dzień dobry, pani prokurator – przywitał się. – Zapraszam do czwórki, zaraz kolega przyprowadzi Gawrona.
– Dziękuję.
Sawicka przeszła przez metalową bramkę i rozejrzała się. Rzadko pojawiała się osobiście w areszcie śledczym, prowadziła przesłuchania w swoim gabinecie, ewentualnie w budynku komendy. Bez trudu dostrzegła jednak właściwą cyfrę na białych drzwiach. Weszła do środka i usiadła przy stoliku.
Na doprowadzenie Gawrona czekała kilka minut. Mężczyzna pojawił się w drzwiach razem ze strażnikiem, był skuty. Wyglądał na zaskoczonego.
– Rozkuć go, pani prokurator?
– Tak… raczej nie będzie sprawiał problemów – odparła Sawicka.
Funkcjonariusz skinął głową. Rozkuł Gawrona, a następnie opuścił pomieszczenie, zamykając drzwi. Aresztant zajął miejsce przy stole, oparł przedramiona na blacie i pochylił się w stronę Sawickiej.
– Co ty tutaj robisz, co? – spytał Gawron. – Myślisz, że nie wiem, że razem z Lisem próbujecie mnie wkopać? Nie dam się! Nie dam, rozumiesz? Nie ma takiej ceny, którą byłby mi w stanie zaproponować!
Sawicka czekała cierpliwie. Gawron wyrzucał z siebie zdanie za zdaniem. Każde z nich było przepełnione uzasadnioną pretensją. Usłyszała, że sąd przedłużył areszt dla niego na wniosek Englerta. Kolejne trzy miesiące miał spędzić właśnie tutaj. Pozbawiony wszelkich możliwych udogodnień. Skazany jedynie na swoją rodzinę, która mogła mu wysyłać paczki i wpłacać pieniądze na wypiskę.
– Dobra, już? – rzuciła Sawicka. – A teraz zamknij się i słuchaj.ROZDZIAŁ 6
Czarne BMW pędziło niemalże pustą drogą w kierunku Szczecina. Englert trzymał ręce mocno zaciśnięte na kierownicy. Rozpierała go radość. Nie mógł przestać się uśmiechać. Znalazł ciało Lisa, udało mu się. Miał już chwilę zwątpienia i bał się, że wyjdzie przed swoim szefem na totalnego idiotę. W dodatku miał jasne poszlaki łączące Sawicką ze sprawą zabójstwa Lisa. Nie ulegało już wątpliwości, że kłamała podczas przesłuchania. Czuł się tak, jakby wygrał los na loterii.
Zaparkował samochód przed budynkiem prokuratury okręgowej. Wysiadł z auta i bez zastanowienia ruszył do gabinetu Maciążka, przeskakując po dwa stopnie. Zapukał, przywitał się z sekretarką, wymieniając z nią zwyczajowe uprzejmości, a następnie wszedł do gabinetu.
– Zajmę dosłownie chwilę – powiedział.
Maciążek trzymał w dłoniach kubek kawy, na blacie biurka leżał stos pism, z którymi musiał się pilnie zapoznać, a następnie podpisać, ewentualnie zwrócić z odpowiednią adnotacją. Niechętnie podniósł wzrok na podwładnego.
– To coś pilnego?
– Nie zawracałbym głowy, gdyby nie było – zapewnił Englert.
Maciążek z ociąganiem skinął głową i wskazał mu krzesło. Odsunął stertę papierów i spojrzał na Englerta, który nie potrafił ukryć ekscytacji.
– Wracam właśnie z Siedlic, udało nam się znaleźć ciało Lisa.
– Słucham?
– Lis zginął najprawdopodobniej na skutek uderzenia ciężkim przedmiotem w tył głowy, możliwe, że był to kamień – wyjaśnił Englert. – Następnie został zakopany w siedlickim lesie.
– Jesteś pewny, że to Lis?
– Oczywiście niezbędne jest oficjalne potwierdzenie tożsamości, ale na lewej ręce denata znaleźliśmy zegarek z inicjałami Lisa. Identyczny jak ten, który podarowali mu rodzice – kontynuował Englert. – Dodatkowo w tym rejonie po raz ostatni logował się jego telefon.
– Brzmi obiecująco – przyznał Maciążek. – Kto będzie robił sekcję?
– Na wszelki wypadek ściągnąłem Harta – wyjaśnił Englert. – Nie chcę, żeby Lisak lub Sawicka mieli jakikolwiek dostęp do sprawy.
– Mówiłem ci już…
– To jedynie wyraz mojej ostrożności, nie uprzedzeń – zapewnił Englert. – Wszystko dokładnie sprawdzę, zanim ponownie zdecyduję się na przesłuchanie Sawickiej. Zapewniam, że tym razem nie popełnię błędu.
– Dobrze, w takim razie pracuj nad sprawą – odparł Maciążek. – Informuj mnie na bieżąco.
– Z przyjemnością.ROZDZIAŁ 7
Gawron zacisnął usta w wąską linię. Patrzył na kobietę z nienawiścią. Czuł się oszukany i zdradzony przez Lisa. Wiedział jednak, że bez niej by mu się nie udało. Wspólnie próbowali go wrobić. Zresztą na tyle skutecznie, że Englert zdawał się im wierzyć. Kolejnym potwierdzeniem ich spisku było to, że w dalszym ciągu trzymano go w areszcie, gdy tymczasem już dawno powinien być wolny. Nie zamierzał się jednak poddawać, nie tym razem. Nie był gotowy pójść siedzieć za Lisa.
– Lis nie żyje.
W niewielkim pomieszczeniu zapadła głucha cisza. Gawron wpatrywał się w kobietę w całkowitym osłupieniu. To była ostatnia informacja, jaką spodziewał się dzisiaj usłyszeć. Wiedział o zaginięciu Lisa, o problemach z jego interesami. Był jednak przekonany, że ten po prostu ukrywał się za granicą.
– Że co, kurwa?! – wykrzyknął. – Kpisz sobie?
– Dzisiaj znaleźli jego zwłoki – odparła Sawicka. – Wykopali je z ziemi w siedlickim lesie.
– Ty nie żartujesz – stwierdził Gawron.
– Nie mam powodu, żeby żartować – odparła Sawicka. – Lis nie żyje. Gwoli ścisłości, został zamordowany.
– Ja pierdolę.
Sawicka obserwowała aresztanta. Wyraz szoku nie znikał z jego twarzy. Ciało zostało znalezione nie więcej niż dwie, może trzy godziny temu. Nikt nie miał jeszcze okazji przekazać informacji rodzinie ani roznieść plotek po okolicy. Nawet dla niej ta informacja przez jakiś czas byłaby tajna. Wiedziała tylko dlatego, że Englert się nią podzielił, żeby ją wystraszyć. Odniósł przeciwny skutek, wreszcie zmobilizował ją do prawdziwego działania.
– Wiesz, co to znaczy? – spytała Sawicka.
– Nie ma kto mnie wrabiać?
– No właśnie – przytaknęła Sawicka. – Wystarczy teraz, że podasz Englertowi kilka faktów na temat działalności umarlaka. Lis cię już za to nie ukarze. Nikt nie steruje teraz jego imperium. Kto wie? Może nawet stąd wyjdziesz? Na razie to informacja ściśle tajna. Gwarantuję, że nikt jej jeszcze nie zna. Możesz na tym sporo ugrać.
Mężczyzna milczał dłuższą chwilę. Jednak na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Nie był w stanie pohamować radości. Widziała w jego oczach ogromną nadzieję. Nie mogła go za to winić. Najwyraźniej nie tylko jej śmierć Lisa była zdecydowanie na rękę.
– Dobra, a co chcesz w zamian? – spytał Gawron. – Nie przyszłaś tu bezinteresownie.
– Oczywiście, że nie – przyznała Sawicka. – Zrobisz coś dla mnie, w żadnym stopniu ci to nie zaszkodzi.
– Mów.
– Kiedy będziesz opowiadał Englertowi o Lisie, wspomnisz o Glicach. O tym, że chcieli dogadać się z Lisem, ale nie wyszło. Englert ma wiedzieć, że byli wrogami i chcieli przejąć jego interes. Zamierzali się go pozbyć – wyjaśniła Sawicka. – Powiesz o tym mimochodem, ale chętnie rozwiniesz temat. Najlepiej bardzo szczegółowo.
Gawron zmarszczył brwi.
– Nie rozumiem, jaki masz w tym interes.
– To już moja sprawa – odparła Sawicka. – Chcę tylko tego. Myślę, że to niewielka zapłata za taką informację, prawda?
– Zrobię, co chcesz – zgodził się Gawron. – Englertowi zapewne nie wspominać o naszej rozmowie?
– Nie o wszystkim musi wiedzieć, ale jakby co, to próbowałam od ciebie wyciągnąć kilka informacji na temat pracowników klubu.
– Jasne – odparł Gawron. – Dzięki za pomoc.
– Lepiej, żebyś zrobił dokładnie to, o co poprosiłam.ROZDZIAŁ 8
Wnętrze mieszkania wypełniał intensywny zapach świecy sojowej lub wosku, ewentualnie jakiegoś olejku. Jego żona od pewnego czasu interesowała się aromaterapią, zamówiła mnóstwo przeróżnych zapachów. Codziennie testowała inny. Powoli tracił cierpliwość do tego nowego hobby, ale nic nie mówił. Englert liczył, że jej po prostu przejdzie. Wcześniej lub później, tak jak wszystkie poprzednie.
– Cześć, kochanie – przywitał się. – Kochanie?!
– Jestem w sypialni!
Prokurator zdjął buty i skierował się w głąb mieszkania. Razem z żoną zajmowali dwupoziomowy apartament na jednym ze szczecińskich strzeżonych osiedli. Mieszkanie kupili wspólnie, urządzała je już jednak tylko jego żona. Z przyjemnością wyrzuciłby część bibelotów, które nazywała najmodniejszym rękodziełem. Wszedł na wyższe piętro, gdzie znajdowała się sypialnia wraz z garderobą i łazienką.
– Tu jesteś – powiedział.
Usiadł obok żony na łóżku. Kobieta leżała pod kołdrą oparta o poduszki, a w ręku trzymała opasłą książkę.
– No wreszcie jesteś.
– Przedłużyło mi się trochę w pracy – przyznał Englert. – Ale naprawdę warto było. Udało nam się…
– Jeśli twoim jedynym celem w życiu jest praca, to oczywiście warto było.
Englert się skrzywił. Od dłuższego czasu przyczyną sporów między nimi był jego pracoholizm. Nie widział problemu w tym, żeby zostać dłużej w pracy, pójść do niej w wolny dzień lub dokończyć pracę w domu. Renata była zdecydowanie odmiennego zdania. Rok temu odeszła z korporacji. Pracowała teraz jako grafik komputerowy, sama dobierała sobie zlecenia i bardzo szanowała swój work-life balance. W weekendy pracowała w ostateczności, a jej dzień pracy zazwyczaj nie przekraczał sześciu–siedmiu godzin. Mogłaby pracować więcej i walczyć o zlecenia, ale nie była tym specjalnie zainteresowana.
– Wiem, że jesteś niezadowolona – powiedział Englert. – Ale w końcu nastąpił przełom w śledztwie. Znaleźliśmy ciało Lisa. Pamiętasz? Mówiłem ci o tym.
– Taa… coś tam wspominałeś.
Renata w dalszym ciągu udawała skupioną na powieści. Englert westchnął przeciągle. Wiedział, że jego małżeństwo aktualnie zmierzało donikąd. W dużej mierze była to jego wina. Jeśli chciał je uratować, musiał podjąć działania. Cały czas jednak odkładał to na później przez pracę. W takich chwilach docierało do niego, że naprawdę stanowiła ona problem. W powietrzu wciąż wisiało niewypowiedziane pytanie: czy nie łatwiej byłoby się rozstać?
– Dobra, pójdę sobie zrobić coś do jedzenia.
– Zrobiłam zapiekankę, odgrzej sobie.
Englert nachylił się nad żoną i pocałował ją w czoło. Kobieta obdarzyła go niezwykle chłodnym spojrzeniem.
– Dzięki.
– I weź prysznic, śmierdzisz truposzem.ROZDZIAŁ 9
Michalski siedział przy stole, na którym stały dwie porcje sałatki i lemoniada. Czekał na Gabrielę co najmniej od trzech godzin. Martwił się o nią. Wyszła z domu nagle, jakby się paliło. Odetchnął dopiero, gdy usłyszał kliknięcie drzwi garażowych.
Sawicka weszła do salonu po kilku minutach. Usiadła obok niego na kanapie i pocałowała go.
– Myślałem, że już nigdy nie wrócisz – mruknął Michalski.
– Wiem, wiem… Po prostu moje sprawy się trochę skomplikowały, a nawet spieprzyły. Musiałam się tym zająć – przyznała Sawicka. – Ale chyba w końcu wychodzę na prostą. Przyjemne uczucie.
– A mogłabyś jakoś po kolei? – spytał Michalski.
Kobieta nalała sobie szklankę lemoniady i od razu całą wypiła. Napełniła ponownie szklankę i odstawiła. Później sięgnęła po przygotowany dla niej talerz sałatki. Zaczęła jeść szybko, popijając co chwilę posiłek lemoniadą. Michalski uśmiechnął się, kręcąc głową.
– Powoli, nie zabiorę.
– No, ale… chciałeś, żebym mówiła, prawda?
Michalski sięgnął po swój talerz i zaczął powoli jeść. Zachowywał pozory spokoju, ale od chwili, kiedy Sawicka wyszła z mieszkania, miał złe przeczucia. Czuł, że stało się coś złego. Obserwował partnerkę kątem oka. Kończyła już swoją porcję i kolejną szklankę lemoniady.
– No więc Englert znalazł ciało Lisa.
Widelec wyślizgnął mu się z dłoni i upadł na podłogę. Michalski przyglądał się Sawickiej zszokowany.
– Że co?!
– Dzisiaj odkopał je w Siedlicach – uściśliła Sawicka. – Ledwie kilka godzin temu.
Michalski podniósł widelec i odłożył go obok talerza na stole. Całą uwagę skupił na kobiecie. Prawdziwy sens przekazanej informacji dopiero zaczynał do niego docierać.
– Skąd w ogóle o tym wiesz? – spytał.
– Englert zadzwonił, żeby mi o tym powiedzieć – kontynuowała Sawicka. – Pewnie chciał mnie nastraszyć, ale w sumie bardzo mi pomógł. W takim stresie mózg lepiej pracuje.
– Co dokładnie masz na myśli? – spytał Michalski. – Albo inaczej… Jak duże tym razem będą z tego kłopoty?
Sawicka spojrzała na niego urażona.
– Przesadzasz! – skwitowała. – Zazwyczaj moje pomysły są całkiem dobre, a niektóre wręcz rewelacyjne.
– Powiedzmy, że przyznam ci rację – mruknął Michalski. – Dobrze, to co w takim razie wymyśliłaś?
– Przypomniało mi się, że wciąż mamy ciało Glicy w prosektorium.
– I co z tego?
– To, że Lisak spreparuje dowody – odparła Sawicka. – Wrobimy Gliców w zabójstwo Lisa. Rozmawiałam już też z Gawronem. Wspomni Englertowi, że bracia byli w konflikcie z Lisem i że mu grozili. To powinno wystarczyć, żeby zdjąć z nas podejrzenia.
Michalski milczał dłuższą chwilę. Nie patrzył na Sawicką. Coraz trudniej przychodziło mu myślenie o tym, że jego partnerka zabiła człowieka, a teraz za wszelką cenę starała się to ukryć. Było to niezgodne z tym, w co wierzył, ale za bardzo ją kochał, żeby pozwolić jej ponieść konsekwencje. Problem stanowiło jednak to, że ta sprawa z każdą chwilą ewoluowała.
– Tym razem pozbędę się raz na zawsze Lisa, Glicy i Englerta, to naprawdę dobry plan. Ostatecznie nikt nie ucierpi – dodała Sawicka. – W końcu Glica i tak powinien skończyć w więzieniu.
– Niby się z tobą zgadzam – przyznał Michalski. – Ale Glica może mieć nagranie, na którym wspólnie zabijacie Lisa.
– Ma albo nie ma – odparła Sawicka. – Nie mogę cały czas się tego bać, muszę działać.
– W taki sposób?
– To jedyne sensowne rozwiązanie w tej sytuacji. Naprawdę nie ma innego. Analizowałam to pod każdym możliwym kątem. Zwłaszcza że Glica też chce się z nami spotkać, to pewnie będzie kontynuacja szantażu. Musimy się go po prostu pozbyć.
Sawicka zamilkła, bo zdała sobie sprawę, że wcześniej nie zdążyła powiedzieć Michalskiemu o planowanym wyjściu do klubu Gliców.
– Zaraz… jakie spotkanie z Glicą? – spytał. – Nic mi wcześniej nie mówiłaś.
– Nie zdążyłam ci powiedzieć, zbyt dużo się dzisiaj działo – odparła. – Ale dostaliśmy zaproszenie i idziemy na to spotkanie razem z Lisakiem.
– Sami? – upewnił się Michalski.
– Nie zastrzeli nas przecież we własnym klubie, a nie ma sensu go w tej sytuacji dalej prowokować.
– Ty prowokujesz dosłownie wszystkich wokół, włącznie ze mną – przypomniał Michalski. – Idę z wami.
– Tak? A co będzie, jak cię zauważą? Akurat z zastrzeleniem ciebie nie będą mieli żadnego problemu – odparła Sawicka. – Idę tam razem z Lisakiem, a ty będziesz wiedział, gdzie i kiedy odbywa się spotkanie. Możesz być w pobliżu i trzymać rękę na pulsie.
– Zaczekaj…
– To tyle, jasne?ROZDZIAŁ 10
W prosektorium panowała całkowita cisza. Lisak przyjechał tutaj już o czwartej rano. Sekcje najwcześniej były wykonywane o ósmej, więc nikt nie miał w zwyczaju pojawiać się w pracy przed siódmą trzydzieści.
Zerknął na zegarek, teraz dochodziła już siódma. Czuł zmęczenie. Zadanie, które zleciła mu Sawicka, było trudniejsze, niż przypuszczał. Dla niej było to po prostu przeniesienie odcisków palców z jednego denata na drugiego, dla niego prawdziwa zagwozdka kryminalistyczna. Daktyloskopowanie zwłok wykonywało się głównie w celu ustalenia tożsamości zwłok NN. Mało kto zaprzątał sobie głowę odciskami palców pozostawionymi na ciele, szukano innych, konkretnych oznak działalności sprawcy, przede wszystkim śladów biologicznych.
Głównym celem stało się więc dla niego uprawdopodobnienie, że sprawcą był Glica. Znalezienie odpowiedniej metody zajęło mu niemalże całe wczorajsze popołudnie, a i tak nie był zadowolony z rezultatu, który uzyskał. Wiek zwłok znacząco się różnił, co dodatkowo utrudniało sprawę. Musiał ograniczyć się głównie do podrzucenia włosów i naniesienia odcisków palców na przedmioty zabezpieczone przy zwłokach, takie jak zegarek. Naniesienie naskórka Glicy czy też jego krwi było już zbyt ryzykowne. Nie był bowiem w stanie odtworzyć degradacji tych śladów, która musiałaby nastąpić, gdyby wraz ze zwłokami przebywały w ziemi. Liczył jednak na to, że Hart się nie zorientuje. Ostatecznie denat przez dłuższy czas pozostawał zakopany na podmokłym terenie. Wszystkim zależało na znalezieniu śladów, a nie na sprawdzeniu, czy zostały podłożone.
Lisak schował ciało Lisa z powrotem do lodówki. Starał się nie patrzeć na jego twarz. Czuł swego rodzaju żal. Do siebie samego za to, że się zdecydował wziąć udział w szalonym planie Sawickiej. Przede wszystkim jednak do Lisa za to, że wszystko się w ten sposób potoczyło. Kiedyś przyjaźnili się, wyjeżdżali na wspólne wakacje, wspierali się, pomagali sobie zawodowo. Tymczasem ze strony Lisa to była jedynie idealnie zaplanowana intryga, żeby go szantażować przez długie lata. Naprawdę mogło to wyglądać inaczej. Gdyby tylko wcześniej wiedział, że po Lisie nie można się spodziewać niczego dobrego, a już na pewno nie bezinteresownego. Wszystko miało swoją cenę.
Usłyszał szczęk klucza w zamku, szybko ściągnął z siebie flizelinowy fartuch, wrzucił go do kosza na odpady, a następnie wszedł do niewielkiego gabinetu. Usiadł na krześle i włączył komputer w momencie, gdy drugie drzwi do pomieszczenia się otworzyły. Stał w nich Hart.
– Dzień dobry – przywitał się Lisak.
Hart odburknął coś po cichu. Na swoim biurku położył jakąś teczkę, włączył komputer. Kręcił się po niewielkim pomieszczeniu, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. W końcu przysunął swoje krzesło bliżej Lisaka.
– Muszę ci o czymś powiedzieć – oznajmił. – Wolałbym teraz, póki jesteśmy sami, zgoda?
– Tak?
Lisak odwrócił się do niego. Czuł, jak wali mu serce. Nie zostawił żadnych śladów swojej działalności. W pomieszczeniu nie było kamer, wszystkie okna były zasłonięte, a zużyte flizelinowe fartuchy nie powinny wzbudzać żadnych podejrzeń. Mimo wszystko wzbierał w nim niepokój. Tak jakby Hart mógł go przejrzeć.
– Wczoraj miałeś dyżur, ale Englert wezwał mnie na miejsce zbrodni. Wysłał nawet po mnie radiowóz.
Lisak rozluźnił się nieco, nie chodziło o nic związanego z jego porannym pobytem w prosektorium. Pozostawał jednak czujny. Widać było, że Hart czuje się niezręcznie.
– Jak to? – spytał Lisak.
– Również mnie to zdziwiło, ale bardzo nalegał na mój przyjazd. Ostatecznie się zgodziłem. Wymusiłem na nim jednak, żeby powiedział, o co chodzi. Chciałem wiedzieć, co konkretnie ma do ciebie – kontynuował Hart. – W końcu przyznał, że podejrzewa, że mogłeś mieć coś wspólnego ze śmiercią denata.
– Słucham?
– No właśnie też byłem zaskoczony. To niedorzeczne – ciągnął Hart. – W każdym razie chciałbym cię ostrzec przed Englertem. Lepiej, żebyś wiedział.
Lisak przyglądał się Hartowi uważnie. Uśmiechnął się. Praktycznie ze sobą nie rozmawiali, rzadko współpracowali. Nie spodziewał się takiego aktu solidarności z jego strony.
– Dzięki, naprawdę dzięki.