Nie pozwól mi odejść. Ella i Micha - ebook
Nie pozwól mi odejść. Ella i Micha - ebook
Ella i Micha przyjaźnią się od dzieciństwa. Ale jedna tragiczna noc przekreśla ich przyjaźń i na zawsze zmienia życie...
Ella kiedyś była niepokorna i zadziorna, choć miała serce na dłoni. Jednak kiedy wyjechała na studia, zostawiła wszystko za sobą. Zamieniła się w osobę, która postępuje zgodnie z regułami, trzyma fason i ukrywa swoje problemy. Ale nadchodzą wakacje, a ona nie ma gdzie się podziać, więc musi wracać do domu…
Ella obawia się, że to, co starała się tak mocno ukryć znów ujrzy światło dzienne, tym bardziej, że Micha mieszka tuż obok. Jeśli spróbuje wywabić z ukrycia jej dawne ja, trudno będzie się mu oprzeć. Micha jest seksowny, pewny siebie i jak nikt inny potrafi trafić do serca Elli. Wie o niej wszystko, włącznie z najmroczniejszymi sekretami. Twardo postanawia odzyskać swoją najlepszą przyjaciółkę i dziewczynę, którą kocha. Bez względu na wszystko…
„Fantastycznie wciągająca historia… Ta książka zabierze cię w niezapomnianą podróż, a jej finał aż wbija w fotel".
Dark-Readers.com
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65521-31-6 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ella
Zastanawiam się, czy potrafię latać. Rozkładam ręce na boki. Wiatr i deszcz muskają włosy. Prawie czuję, że to możliwe. Gdybym zdołała zebrać w sobie tyle odwagi, by zeskoczyć z wąskiej belki, poszybowałabym w noc, niczym ptak o potężnych skrzydłach.
Może wtedy znów mogłabym ją spotkać.
— Co ty wyprawiasz? — Micha mówi wyższym niż zazwyczaj tonem. — Zejdź stamtąd. Zrobisz sobie krzywdę. — Jego przejrzyste jak woda oczy przebijają spojrzeniem deszcz i przeszywają mnie. Trzyma się barierki nad głową i waha przed wejściem na belkę.
— Nie sądzę — odpowiadam. — Chyba mogłabym pofrunąć… tak jak ona.
— Twoja mama nie umiała latać. — Wspina się na poręcz i patrzy w mętną wodę, która płynie daleko w dole. — Co ci strzeliło do głowy?
— Wzięłam jedną z tych jej pigułek. — Odchylam głowę w tył i wystawiam twarz na strugi deszczu. — Chciałam tylko zobaczyć, co czuła. Dlaczego sądziła, że jest niezwyciężona.
Micha staje na belce, rozpościerając ręce na boki, a jego ciężkie buty ślizgają się po mokrym metalu. Nad naszymi głowami błyskawica przeszywa niebo i uderza w ziemię.
— Twoja matka tego nie wiedziała, ale ty tak. — Łapie jedną ręką metalowy drut nad naszymi głowami, a drugą wyciąga do mnie. — A teraz podejdź tutaj. Wystraszyłaś mnie na śmierć.
— Nie wiem, czy zdołam — odpowiadam cicho. Unoszę głowę i obracam twarz do niego. — Nie jestem pewna, czy chcę.
Ośmiela się postawić jeszcze jeden krok w moim kierunku. Mruga, a gęste rzęsy chronią oczy przed ulewą.
— Chcesz. Jesteś od tego silniejsza. — Wyciąga błagalnie rękę, bym się do niego zbliżyła. — Proszę, tylko podejdź tutaj.
Patrzę w dół na ciemną wodę i moje ciało zaczyna się unosić.
— Na Boga, Ella! — Micha krzyczy ostrym tonem, spinając mięśnie. — Daj mi rękę!
Wyrywa mnie z oszołomienia. Splatam palce z jego palcami. Łapie mnie drugą ręką w pasie i prędko prowadzi nas z powrotem do barierki. Przerzuca mnie ponad nią. Staję na zalanej kałużami betonowej powierzchni mostu. Lampy na belkach mostu rozświetlają noc. Micha zaparkował samochód na środku ulicy, zostawiając otwarte drzwi, zapalone reflektory i pracujący silnik.
Przeskakuje przez barierkę, a potem obejmuje mnie mocno, jakby bał się mnie puścić. Przez sekundę wszystko jest w porządku, lekkie i niekontrolowane. Kryję twarz na jego piersi, czując na zziębniętej skórze przemoczony materiał. Jego zapach przenosi mnie tam, gdzie tak bardzo chciałabym wrócić — do mojego dzieciństwa, kiedy wszystko tak nie ciążyło, bo byłam zbyt niedojrzała, by pojmować rzeczywistość życia.
Micha odsuwa się ode mnie i odgarnia mokre włosy znad moich oczu.
— Nigdy więcej mi tego nie rób. Nie poradzę sobie bez ciebie.
Ale on musi dowiedzieć się, jak żyć, nie myśląc o mnie w taki sposób, bo nie wiem, jak długo będę sobie radzić, zanim utonę.
— Micha, ja… — Spoglądam na jego twarz i milknę.
Wie, co zamierzam powiedzieć — zawsze wie. To mój najlepszy przyjaciel, moja bratnia dusza. W doskonałym świecie usłanym różami i skąpanym w słońcu bylibyśmy parą, ale ten jest wypełniony rozbitymi domami, pijanymi ojcami i matkami, które za szybko się poddają.
— Przepraszam. — Przywieram do niego, mówiąc słowa ostatniego pożegnania. — Nie chciałam już więcej myśleć. To było już dla mnie za wiele i mój umysł nie chciał zwolnić obrotów. Ale teraz już dobrze. Znów mogę myśleć jasno.
Kładzie dłoń na moim policzku. Czuję, jak gorący jest jego kciuk, gdy delikatnie wodzi nim po mojej kości policzkowej.
— Następnym razem przyjdź do mnie. Nie uciekaj. Błagam. Wiem, że wszystko jest teraz takie trudne, ale będzie lepiej. Zawsze radziliśmy sobie z każdą okropną sytuacją, która nas spotykała.
Krople deszczu wiszą na jego rzęsach, płyną po policzkach i pełnych ustach. Czuję zmianę w powietrzu. Od dawna wiedziałam, że nadejdzie.
— Ella, ja cię ko…
Przywieram wargami do jego ust i uciszam go. Nasze ciała przylegają do siebie. Pozwalam, by pieścił językiem mój język i zlizał deszcz z mojej wargi, ciesząc się moim smakiem. Wyginamy się w łuk, jakby nie było nam dość. Przez nasze przemoczone ubrania przedostaje się żar, parząc moją skórę. Mogłabym tak stać całą wieczność, ale to by było złe.
Dziewczyna, którą uważa za swoją miłość, musi zniknąć. Nie chcę, by dzisiejsza noc została w pamięci, więc odsuwam się od niego, wdychając po raz ostatni jego zapach. Potem odchodzę, zostawiając go na moście razem z dawną Ellą.Rozdział pierwszy
8 miesięcy później
Ella
Nienawidzę luster. Nie dlatego, że nienawidzę mojego odbicia albo cierpię na ejsoptrofobię. Lustra potrafią przejrzeć moją fasadę. Wiedzą, jaka kiedyś byłam: krzykliwa i lekkomyślna. Nie kryłam przed nikim swoich uczuć. Nie miałam żadnych sekretów.
Ale teraz tajemnice są sednem mnie.
Gdyby zwierciadło pokazywałoby tylko nasz wygląd zewnętrzny, wszystko wyglądałoby świetnie. Długie kasztanowe włosy pasują do bladej cery. Mam niesamowicie długie nogi i kiedy wkładam buty na wysokim obcasie, jestem wyższa od większości znanych mi mężczyzn. Ale to mi nie przeszkadza. Przeraża mnie tylko to coś głęboko schowane we mnie, bo jest potrzaskane niczym rozbite lustro.
Przyklejam jeden z moich starych szkiców na lustrze wiszącym na ścianie pokoju w akademiku. Już niemal całkowicie zakryłam je rysunkami, więc prawie nie widać mojego odbicia, poza zielonymi oczami, oszronionymi nieskończonym bólem i sekretami.
Zwijam włosy w niedbały kok i wkładam ołówki węglowe do pudełka na łóżku, pakując je wraz z innymi materiałami artystycznymi.
Lila wpada w podskokach do pokoju. Na twarzy ma radosny uśmiech, a w ręku jakiś napój.
— O mój Boże! O mój Boże! Tak się cieszę, że to koniec!
Wyjmuję rolkę taśmy pakowej z szuflady.
— O mój Boże! O mój Boże! — odpowiadam żartem. — Co pijesz?
Wskazuje na mnie kubkiem i mruga.
— Sok, głuptasie. Jestem tylko taka podekscytowana feriami. Nawet jeśli to oznacza, że muszę jechać do domu! — Zakłada kosmyki włosów za uszy i wrzuca kosmetyczkę do torebki. — Widziałaś gdzieś moje perfumy?
Wskazuję pudła na jej łóżku.
— Chyba spakowałaś je do jednego z nich, ale nie jestem pewna, do którego, bo ich nie oznakowałaś.
Robi do mnie minę.
— Nie wszyscy muszą mieć bzika na punkcie porządku. Ella, naprawdę czasem uważam, że masz zaburzenia obsesyjno–kompulsywne.
Schludnie piszę „Materiały artystyczne” na pudle i zatykam flamaster.
— Chyba jesteś o krok od odkrycia prawdy o mnie.
— A niech to. — Obwąchuje się. — Naprawdę potrzebuję tych perfum. Przez ten upał pocę się. — Zdziera parę fotografii z lustra na swojej szafie i wrzuca je do otwartego pudła. — Słowo, na zewnątrz jest z czterdzieści stopni.
— Sądzę, że jest jeszcze upalniej. — Wrzucam do kosza moje prace szkolne, każda z najwyższą oceną. W liceum byłam średniakiem. W zasadzie nie planowałam, że pójdę do college’u, ale życie się zmienia… ludzie się zmieniają.
Lila wpatruje się w moje lustro zmrużonymi niebieskimi oczami.
— Wiesz, że nie będziemy mieszkać w tym samym akademiku, kiedy wrócimy jesienią, więc jeśli nie zdejmiesz swoich dzieł, następna osoba zwyczajnie je wyrzuci.
To tylko stos bazgrołów: szkice oczu, czarne róże oplecione zwojami cierni, moje imię wypisane intrygującymi wzorami. Żaden z nich nic dla mnie nie znaczy poza jednym: szkicem starego przyjaciela, przedstawiającym go, jak gra na gitarze. Odklejam ten jeden, starając się nie naderwać rogów.
— Zostawię je następnej osobie. — Uśmiecham się. — Będzie miała wstępnie ozdobiony pokój.
— Jestem pewna, że kolejna osoba będzie jednak wolała patrzeć w lustro. — Składa różową bluzkę. — Chociaż nie wiem, czemu chcesz zakryć lustro. Ella, nie jesteś brzydka.
— Nie chodzi o to. — Patrzę na rysunek, na którym udało się uchwycić intensywne spojrzenie Michy.
Lila wyrywa rysunek z moich rąk, gniotąc nieco krawędzie.
— Pewnego dnia będziesz musiała mi powiedzieć, kim jest ten cudowny facet.
— Po prostu ktoś, kogo kiedyś znałam. — Wyciągam rysunek z jej rąk. — Ale już ze sobą nie rozmawiamy.
— Jak ma na imię? — Ustawia pudło przy drzwiach.
Wkładam szkic do pudełka i zaklejam je pasem taśmy.
— Czemu pytasz?
Wzrusza ramionami.
— Jestem tylko ciekawa.
— Nazywa się Micha. — Wypowiedziałam jego imię na głos po raz pierwszy, odkąd opuściłam dom. Boli, jakby w gardle utkwił mi kamień. — Micha Scott.
Zerka przez ramię, wrzucając do pudła resztę swoich ubrań.
— W tym rysunku jest wiele pasji. Nie wygląda tylko na kogoś, kogo kiedyś znałaś. Czy to twój dawny chłopak albo ktoś w tym rodzaju?
Upuszczam obok drzwi płócienną torbę wypakowaną ubraniami.
— Nie, nigdy nie umawialiśmy się na randki.
Przygląda mi się z powątpiewaniem.
— Ale byliście już blisko tego, prawda?
— Nie. Powiedziałam ci, że byliśmy tylko przyjaciółmi. — Ale tylko dlatego, że nie pozwoliłam, byśmy stali się dla siebie kimś więcej. Micha widział zbyt wiele we mnie, a to mnie za bardzo przerażało, by pozwolić mu poznać się całkowicie.
Zbiera swoje blond włosy w koński ogon i wachluje się.
— Micha to interesujące imię. Uważam, że ono naprawdę wiele mówi o człowieku. — Z namysłem postukuje w brodę polakierowanym paznokciem. — Założę się, że niezłe z niego ciacho.
— Zakładasz się o to w przypadku każdego chłopaka — droczę się z nią, wrzucając do torby przybory do makijażu.
Uśmiecha się szeroko, ale w jej oczach czai się smutek.
— Pewnie masz rację. — Wzdycha. — Czy zobaczę się chociaż z tym tajemniczym Michą, kiedy cię podwiozę do domu? Odmawiałaś rozmawiania o nim przez całe osiem miesięcy, gdy dzieliłyśmy pokój.
— Mam nadzieję, że się nie spotkasz — mruczę, a jej twarz smutnieje. — Przepraszam, ale Micha i ja… nie mamy ze sobą dobrych kontaktów i nie rozmawiałam z nim, odkąd ukończyłam szkołę w sierpniu. — Micha nawet nie wie, gdzie jestem.
Zarzuca na ramię wyjątkowo wypchaną płócienną torbę.
— Wygląda mi na doskonałą historię do opowiedzenia podczas dwunastogodzinnej podróży do domu.
— Do domu… — Otwieram szeroko oczy, ogarniając spojrzeniem pusty pokój, który był moim domem przez ostatnie osiem miesięcy. Nie jestem jeszcze gotowa, by wrócić do prawdziwego domu i stawić czoło wszystkim, których porzuciłam. Zwłaszcza Michy. Przejrzy mnie lepiej niż lustro.
— Nic ci nie jest? — Lila pyta z troską.
Wyginam kąciki ust w górę w sztucznym uśmiechu i chowam panikę głęboko w sercu.
— Jest świetnie. Ruszajmy.
Wychodzimy za drzwi, trzymając ostatnie pudełka. Poklepuję puste kieszenie, zdając sobie sprawę, że zapomniałam telefonu.
— Czekaj. Chyba nie wzięłam telefonu. — Ustawiam pudło na podłodze i wbiegam do pokoju, gdzie omiatam wzrokiem torbę ze śmieciami, parę pustych plastikowych kubków na łóżku i lustro. — Gdzie on jest? — Sprawdzam pod łóżkiem i w szafie.
Spod torby ze śmieciami dobiega mnie cichy odgłos piosenki Pink Funhouse — to dzwonek przypisany do numerów, których nie znam. Podnoszę torbę i oto widzę mój telefon z podświetlonym ekranem. Zgarniam go i serce staje mi w piersi. To nie jest nieznany numer, tylko nigdy nie został zaprogramowany, kiedy zmieniałam aparaty.
— Micha. — Ręce mi się trzęsą. Nie jestem w stanie odebrać, ale nie mam siły, by go wyciszyć.
— Nie odbierzesz? — Do pokoju wchodzi Lila. Na jej twarzy widać zmieszanie. — Co się dzieje? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.
Telefon przestaje dzwonić. Wtykam go w tylną kieszeń szortów.
— Powinnyśmy ruszać. Przed nami długa droga.
Lila salutuje mi.
— Tak jest, proszę pani.
Bierze mnie pod rękę i razem kierujemy się ku parkingowi. Gdy docieramy do samochodu, mój telefon brzęczy.
Poczta głosowa.
Micha
— Dlaczego Ella Daniels to takie popularne nazwisko? — Ethan stęka z komputerowego fotela. Oparł nogi na blacie biurka i leniwie przegląda Internet. — Stary, lista jest cholernie długa. Już nie widzę na oczy. — Rozciera powieki. — Mogę zrobić sobie przerwę?
Potrząsam głową. Chodzę po pokoju z telefonem przy uchu, skopując z drogi ciuchy i inne rzeczy. Czekam na połączenie z sekretariatem Uniwersytetu Indiana, mając nadzieję uzyskać odpowiedzi, których pewnie tam nie ma. Ale muszę próbować. Próbuję tak od tego dnia, w którym Ella zniknęła z mojego życia. Tego dnia przysiągłem sobie, że bez względu na wszystko odnajdę ją.
— Jesteś pewien, że jej tata nie wie, gdzie ona jest? — Ethan opiera głowę o zagłówek krzesła. — Słowo, ten stary człowiek wie więcej, niż chce zdradzić.
— Jeśli tak jest, to nic mi nie mówi. Albo jego zapity umysł zgubił gdzieś tę informację.
Ethan kręci się razem z krzesłem.
— Rozważałeś kiedyś tę myśl, że może ona nie chce być odnaleziona?
— Każdego dnia — mruczę pod nosem — a to jeszcze bardziej umacnia mnie w tym, by ją znaleźć.
Ethan ponownie skupia uwagę na komputerze i dalej prowadzi poszukiwania wśród nieskończonych zastępów dziewczyn nazywających się Ella Daniels. Ale nawet nie jestem pewien, czy nie wyjechała za granicę.
Sekretarka wraca do telefonu i daje mi odpowiedź, której się spodziewałem. To nie tej Elli Daniels szukam.
Rozłączam się i rzucam telefon na łóżko.
— A niech to!
Ethan zerka przez ramię.
— Bez skutku?
Siadam na łóżku i chowam twarz w dłoniach.
— Kolejna porażka.
— Słuchaj, wiem, że za nią tęsknisz. — Pisze na klawiaturze. — Ale musisz się wziąć w garść. Przez to skomlenie boli mnie głowa.
Ma rację. Otrząsam się ze złego nastroju, wciągam czarną bluzę z kapturem i czarne buty.
— Muszę iść do sklepu i odebrać pewną część. Zostajesz czy idziesz ze mną?
Opuszcza nogi na podłogę i z ulgą odsuwa się od biurka.
— Tak, ale zatrzymajmy się po drodze u mnie w domu. Muszę zabrać perkusję na dzisiejszą próbę. Zrobisz to samo czy wciąż strajkujesz?
Zarzucam kaptur na głowę i kieruję się ku drzwiom.
— Nie, mam coś do zrobienia wieczorem.
— Nie gadaj. — Wyciąga rękę, by wyłączyć ekran komputera. — Wszyscy wiedzą, że jedynym powodem, dla którego już nie grasz, jest Ella. Ale musisz przestać być taką ciotą i zapomnieć o niej.
— Sądzę, że… — Odpycham jego rękę od przycisku wyłączania i mrużąc oczy, przyglądam się zdjęciu dziewczyny na ekranie. Ma takie same ciemnozielone oczy i kasztanowe włosy jak Ella. Ale ubrana jest w sukienkę, a wokół oczu nie ma śladu czarnego eyelinera. Wygląda też fałszywie, jakby udawała, że jest szczęśliwa. Ella, którą znałem, nigdy nie udawała.
Ale to musi być ona.
— Stary, co ty robisz? — Ethan narzeka, gdy porywam telefon z łóżka. — Sądziłem, że na dziś już damy sobie spokój.
Stukam w ekran i dzwonię do informacji.
— Tak, czy mogę dostać numer do Elli Daniels w Las Vegas, w Nevadzie? — Czekam, bojąc się, że nie ma jej w książce telefonicznej.
— Jest aż w Vegas. — Ethan wpatruje się w zdjęcie na ekranie. Ella stoi obok dziewczyny z blond włosami i niebieskimi oczami przed kampusem Uniwersytetu Nevady w Las Vegas. — Wygląda obco, ale seksownie. Tak jak ta dziewczyna obok.
— Tak, ale to nie twój typ.
— Wszystkie są w moim typie. Poza tym mogłaby zostać striptizerką, a one są zdecydowanie w moim typie.
Operator wraca na linię i podaje mi kilka numerów. Jeden z nich należy do dziewczyny mieszkającej na kampusie. Wybieram go i wychodzę na korytarz, by uzyskać nieco prywatności. Rozlega się sygnał, dzwoniąc bez końca, aż na poczcie głosowej słyszę głos Elli. Wciąż brzmi tak samo, tylko jakby mniej w niej emocji, jakby grała szczęśliwą, ale nie do końca jej się to udało.
Kiedy słyszę piknięcie nagrywania, biorę głęboki wdech i wylewam całą swoją duszę w słuchawkę.Rozdział drugi
Ella
— Przysięgam na Boga, jeśli nie znajdziemy wkrótce łazienki, zsikam się w majtki. — Lila podskakuje na siedzeniu kierowcy. Klimatyzacja jest rozkręcona na pełny regulator. Z głośników dobiega Shake It Out Florence and the Machine. Przed nami ciągnie się długa autostrada, wijąc się między wzgórzami, upstrzonymi drzewami i bylicą. Oblewa je bladoróżowy blask zachodzącego słońca.
W kieszeni spoczywa telefon komórkowy, który zdaje się ważyć pięćdziesiąt kilogramów.
— Zawsze możesz zjechać na pobocze i wysikać się za krzakiem. — Opieram bosą stopę na desce rozdzielczej i odsuwam materiał białego koronkowego topu od skóry, by umożliwić swobodny przepływ powietrza. — Poza tym od zjazdu dzieli nas jakieś pięć minut.
— Nie wytrzymam następnych pięciu minut. — Rzuca spojrzenie z ukosa i ściska razem kolana. — Nie wyda ci się to takie śmieszne, kiedy samochód zacznie śmierdzieć sikami.
Tłumię śmiech i szukam GPS-em najbliższej toalety.
— Jest jedna po prawej od zjazdu, ale to chyba bardziej wychodek.
— Czy ma kabinę?
— Tak.
— W takim razie nada się. — Skręca ostro, wyprzedzając srebrną hondę. Honda trąbi, a Lila obraca się w fotelu i pokazuje kierowcy środkowy palec. — Co za palant. Nie rozumie, że muszę się odlać?
Potrząsam głową. Kocham Lilę na zabój, ale czasami bywa nieco egocentryczna. To mnie po części do niej przyciągnęło. Tak się różniła od moich dawnych przyjaciół w Star Grove.
Telefon piszczy po raz tysięczny, dając mi znać, że czeka na mnie wiadomość. W końcu go wyłączam.
Lila ścisza muzykę.
— Odkąd wyjechałyśmy, dziwnie się zachowujesz. Kto do ciebie dzwonił?
Wzruszam ramionami, wpatrzona w trawiaste pole.
— Nikt, o kim chciałabym teraz rozmawiać.
Pięć minut później podjeżdżamy do wychodka na skraju miasteczka. Bardziej przypomina budę obitą zardzewiałym metalem. Wisi nad nią wyblakły znak. Na polu z tyłu stoją tu i tam różne skorodowane samochody osobowe i terenówki, a w tle widać jezioro.
— Och, dzięki Bogu! — Lila klaszcze i parkuje. — Zaraz wracam. — Wyskakuje z samochodu i wpada do toalety.
Gramolę się na zewnątrz i rozprostowuję nogi, próbując nie patrzeć na jezioro i biegnący nad nim most, ale widok przykuwa mój wzrok. To most przęsłowy z łukowymi belkami, które spinają od góry obydwa brzegi i wystają po bokach. Środkowa była tą, na której stałam tej nocy, kiedy omal nie skoczyłam w dół. Jeśli zmrużę oczy i przechylę głowę, mogę ją dostrzec.
Drogą nadjeżdża stary chevrolet pikap, wzbijając chmurę pyłu. Kiedy się zbliża, marszczę nos, bo wiem, kto jest kierowcą, a jest to ostatnia osoba, którą chciałabym spotkać. Terenówka zatrzymuje się tuż przed polem, za toaletami. Ze środka dumnie wyłania się chudy facet w obcisłej koszulce, przylegających spodniach i kowbojkach.
Grantford Davis, znany w mieście palacz jointów, niesławny prowodyr bójek oraz gość, który podrzucił mnie na most tej zapomnianej przez Boga nocy osiem miesięcy temu.
Walę w drzwi łazienki.
— Chodź, Lila, prędzej.
Gratford patrzy w moją stronę, ale w jego oczach nie widzę śladu rozpoznania, co mnie wcale nie dziwi. Zmieniłam się od ostatniego czasu, gdy mnie widział. Zrzuciłam gotyckie ciuchy, pozbyłam się grubego eyelinera i pozy twardej dziewczyny na rzecz subtelniejszej i przyjemniejszej prezencji, która ułatwiła mi wmieszanie się w tłum.
— Nie przyspieszysz natury, Ella — syczy Lila przez drzwi. — Daj mi się wysikać w spokoju.
Śledzę Grantforda wzrokiem jak jastrząb, gdy toczy oponę przez pole ku swojemu pikapowi.
Drzwi toalety otwierają się. Wychodzi zza nich Lila, krzywiąc się.
— Ohyda, jak tam było obrzydliwie. Mogłabym złapać opryszczkę od samego patrzenia na muszlę. — Wzdryga się, wycierając dłonie o sukienkę. — I brakowało papierowych ręczników.
Grantford zniknął, choć jego terenówka wciąż tu stoi.
Łapię Lilę za ramię i ciągnę ją w kierunku naszego samochodu.
— Musimy jechać.
Lila unosi brwi pytająco, próbując dotrzymać mi kroku.
— O co ci chodzi?
— O nic. Jest tutaj pewien koleś, z którym naprawdę nie chcę rozmawiać.
— To twój dawny chłopak?
— Nigdy w życiu… — Milknę, gdy zza toalety wychodzi Grantford.
Ma spocone czoło i plamy po trawie na dżinsach.
— Muszę z tobą chwilę porozmawiać.
— Czemu? — Otwieram drzwi. Błagam, nie wspominaj o tamtej nocy. Proszę.
Lila zamiera, otwierając drzwi. Jej spojrzenie mknie do mnie.
— Ella, co się dzieje?
Grantford wkłada ręce do kieszeni, patrząc na maskę samochodu.
— To nie wasze auto, prawda?
— Nie, właśnie je ukradłyśmy i tak sobie nim jeździmy. — O kurde. Dziesięć minut na starych śmieciach i na wierzch wychodzi moje dawne ja. — To znaczy, to jest nasz samochód. Przynajmniej jej. — Kiwam głową w kierunku Lili.
— Hm, właśnie się zastanawiałem, jak szybko jeździ. — Rzuca mi chytry uśmieszek, od którego wzbierają mdłości.
Nigdy nie lubiłam Grantforda. Zawsze był oślizły. Po części dlatego odwiózł mnie tamtej nocy na most. Był jedyną znaną mi osobą, co do której miałam pewność, że zostawi mnie tam samą.
Nie mogę się powstrzymać.
— Pewnie znacznie szybszy od tego twojego pikapa.
Na twarzy ma szeroki, głupawy uśmiech.
— Czy to wyzwanie?
Potrząsam głową i daję znak Lili, by wsiadła do samochodu.
— Nie, to nie było wyzwanie. To tylko zwykła uwaga.
W jego oczach zaczyna pojawiać się rozpoznanie.
— Czekaj. Czy ja cię znam? — Ignoruję go i zaczynam zamykać drzwi, ale on je przytrzymuje. — Jasny gwint! Znam cię. Ty jesteś Ella Daniels. — Jego wzrok wędruje w górę moich nóg, dżinsów z obciętymi nogawkami, po białym topie i ląduje ostatecznie na moich oczach obramowanych eyelinerem w odcieniu zimnego różu. — Wyglądasz… inaczej.
— To robi z tobą college. — Mierzę wzrokiem zdarte kowbojki, obszarpane dżinsy i poplamioną koszulę. — Ty nie zmieniłeś się ani trochę.
— Widzę, że język dalej ten sam — odwarkuje. — Poza tym to nie zmiana na lepsze. Naprawdę, mogłabyś się zaprzyjaźnić ze Stacy Harris.
— Nie przesadzaj. — Stacy Harris była popularną dziewczyną w naszym roczniku, główną cheerleaderką, królową balu absolwentów. Zwykle ubierała się na różowo.
Grantford krzywi się.
— Nie tylko zmieniłaś wygląd. Gdyby kiedyś ktoś cię porównał do Stacy Harris, walnęłabyś go w ryja.
— Przemoc niczego nie rozwiązuje. — Zaczynam zamykać drzwi. — Muszę jechać.
Kontruje mój ruch. Łapie za drzwi i otwiera je szeroko.
— Nigdzie nie pojedziesz, dopóki nie dostanę czegoś od ciebie.
— Na przykład kopa w jaja — grożę, ale czuję, jak w brzuchu zaciska się supeł. Mogę sobie mówić, co chcę, ale spójrzmy prawdzie w oczy — to naprawdę wielki facet, który z łatwością mógłby mnie skrzywdzić.
Jego szare oczy stają się czarne, gdy słońce zachodzi za niskimi wzgórzami.
— Słyszałem, że zostawiłaś wszystkich na lodzie. Spakowałaś graty pewnej nocy i wyjechałaś. Wkurzyłaś też wielu ludzi, tych, którzy zawsze cię chronili, gdy pakowałaś się w kłopoty przez ten swój niewyparzony język. Zwłaszcza ten koleś, z którym się zawsze zadawałaś.
— Nie udawaj, że nie znasz jego imienia. — Mój głos drży nieco. Czuję, że sytuacja wymknęła mi się spod kontroli, i zaczynam panikować. — Nie zapomina się imion ludzi, których pięść trafiła cię w twarz.
Na jego szyi pojawia się żyła. Uderza pięścią w okno.
— Tamtej nocy nawaliłem się, a Micha był trzeźwy. I to bzdura, że mnie stłukł za to, że cię zostawiłem na moście. Przecież sama o to prosiłaś. Gdzie tu, do cholery, moja wina?
Najwyraźniej Micha przywalił mu więcej niż raz, bo nie o tym przypadku mówiłam.
Ciągnę do siebie klamkę.
— Zaraz zamknę drzwi, a ty sobie pójdziesz.
— Kim ty jesteś? — Wytrzeszcza na mnie oczy.
— Tym, kim zawsze byłam — odburkuję. — Tylko bez całego tego bagażu. — Spokojnie zamykam drzwi. — Możesz odjeżdżać, Lila.
Przyjaciółka cofa samochód i wyprowadza go na asfalt. Nie patrzę w tył na Grantforda ani na most. Oddycham przez nos, próbując zachować opanowanie i kontrolę nad uczuciami
— O co w tym wszystkim chodziło? — pyta Lila. — Co to był za cudak?
Zapinam pas i podkręcam klimatyzację.
— Taki koleś, którego znałam ze szkoły średniej.
— Myślałam, że chce cię zabić… Może powinnyśmy zadzwonić po policję.
Z głębi umysłu wypływają przebłyski mojego dawnego życia.
— Tak to tutaj wygląda. Poza tym on warczał, ale nie gryzł. Uwierz. Był tylko zdenerwowany czymś, co kiedyś zrobiłam.
Otwiera szeroko oczy i mocniej ściska kierownicę.
— Co zrobiłaś?
Zerkam na opustoszałą drogę odbijającą się w lusterku wstecznym.
— Nic, o czym chciałabym rozmawiać.
Zwalnia, gdy pojawia się ograniczenie prędkości.
— Jak ci się to udało? Zachowałaś taki spokój, nawet gdy próbował przytrzymać otwarte drzwi. Ja szalałam z nerwów.
— To tylko instynkt — kłamię. Gdyby znała prawdziwy powód, jestem cholernie pewna, że nie byłybyśmy przyjaciół kami.
Im bliżej do mojego domu, tym mocniej czuję pragnienie, by powiedzieć Lili, by ominęła zjazd i wróciła do Vegas. Lila odpręża się po przejściach z Grantfordem, gdy tylko oddalamy się od wychodka. Resztę podróży zajmuje nam rozmowa o zajęciach i imprezach studenckich, ale gdy docieramy do podjazdu mojego domu, na nowo pojawia się strach i panika.
— Jak tu… miło. — Wzdryga się, wyglądając przez okno. — A więc tutaj dorastałaś?
Na rozgwieżdżonym niebie świeci księżyc w pełni, oblewając blaskiem śmieci na podjeździe, stary oldsmobile cutlas oparty na pustakach przed garażem i obłażącą farbę na ścianach dwupiętrowego domu. Na jednej z nich wisi połamana rynna, kołysząc się na wietrze. Drzewo obok mojego okna wygląda, jakby usychało. Kiedyś było moją drabiną ratunkową, dzięki której wymykałam się z pokoju, ale ostatni raz wypadł wtedy, gdy zmarła moja matka.
Już nigdy nie wespnę się na to cholerne drzewo.
— Tak, oto dom. — Wysiadam i czuję powiew chłodnego wietrzyku. Zza drzwi sąsiedniego domu dobiega nas z głośników Like an Angel Rise Against. Wszędzie palą się światła i rozlegają się krzyki i śpiewy. Podjazd zastawiają zaparkowane zderzak w zderzak samochody. Na uschłym trawniku przed budynkiem i na tarasie ludzie palą papierosy.
Jedna z imprez Michy. Zupełnie jakby czas stanął w miejscu i czekał na mój powrót.
— Boże, nic tu się nigdy nie zmienia. — Okrążam samochód. — Lila, otwórz, proszę, bagażnik.
Klapa unosi się. Lila ostrożnie wysiada z samochodu. Przygląda się imprezie. Gryzie kciuk. Tak robi, kiedy się denerwuje.
— Jezu, jeszcze dziksze balety niż studenckie imprezy. Nawet nie wiedziałam, że to możliwe.
Zarzucam na ramię ciężką torbę.
— Jesteś pewna, że chcesz dzisiaj spać u mnie w domu? — Szperam w bagażniku w poszukiwaniu kosmetyczki. — W sąsiednim miasteczku jest parę naprawdę przyzwoitych hoteli.
— Nie jestem przyzwyczajona do takich miejsc. I tyle… Ale jestem pewna, że będzie świetnie. — Bierze z terenówki jedną z moich poduszek i przytula ją mocno.
— Jesteś tego absolutnie pewna? — Balansuję pudełkiem umieszczonym pod ramieniem. Nie chcę, żeby została i była świadkiem tej strony mojego życia. — Dla niektórych ludzi to miejsce to nieco za wiele do zniesienia.
Mruży oczy i celuje we mnie palcem.
— Może pochodzę z zamożnego miasteczka, ale to nie oznacza, że już wcześniej nie bywałam w surowszych okolicach. Poza tym kiedyś poszłyśmy do tego sklepu z używanymi rzeczami w Vegas, a tamtejsze sąsiedztwo było zdecydowanie niebezpieczne.
Tak naprawdę to wcale nie była taka zła okolica, ale postanawiam pominąć to milczeniem, skoro ona i tak zostanie tu tylko na jedną noc.
— Wybacz, ja tylko… chciałam się upewnić, że ci będzie wygodnie. — Przesuwam torbę na biodro i macam w ciemnym bagażniku w poszukiwaniu drugiej torby.
— Obiecuję, że sobie poradzę przez tę jedną noc. — Robi znak krzyża na sercu i uśmiecha się. — Doprawdy, może nawet odważę się na tyle, by sprawdzić, jak przebiega impreza obok.
Gwałtownie zmieniam temat.
— Mogłybyśmy wyjąć resztę rzeczy jutro, bo jest tak ciemno, że ledwo cokolwiek widać. I nie wiem jak ty, ale ja jestem wykończona.
— Sądzę… — Jej oczy wędrują w kierunku podjazdu. — Boże Wszechmogący, kto to jest? Czekaj. Czy to… tak… — Piszczy cicho i podskakuje. — Ella, to chyba ten chłopak z twojego rysunku, ten Micha, z którym, jak twierdzisz, nigdy się nie umawiałaś.
Upuszczam torbę na ziemię i garbię się, rozważając ucieczkę. Schować się pod samochodem? Pobiec do domu? Rzucić się do bagażnika?
— Hej, piękna — Micha mówi uwodzicielskim tonem. — Nie powinnaś parkować samochodu na świeżym powietrzu. Ktoś go pewnie zwinie.
Dźwięk jego głosu sprawia, że moje ciało przeszywa dreszcz. Sądziłam, że to uczucie zniknie po ośmiu miesiącach pobytu poza domem, ale w jakiś sposób czas zadziałał odwrotnie. Jest tylko mocniejsze i ogarnia całe moje ciało. Udaję, że pochłonęło mnie szukanie rzeczy w bagażniku. Chowam głowę w cieniu rzucanym przez klapę.
Lila chichocze.
— Na pewno nic się nie stanie mojemu samochodowi. To dom mojej przyjaciółki.
— Twojej przyjaciółki… — Milknie, łącząc ze sobą fakty. Dławi mnie niepokój. — Czekaj. Mówisz o Elli Daniels?
Zbieram się w garść i zamykam z trzaskiem bagażnik. Kiedy Micha mnie dostrzega, jego oczy powiększają się. Ma ten sam wyraz twarzy co wtedy, gdy jego mama powiedziała mu, że ojciec już nie wróci.
Mruga i wyraz zaskoczenia znika. Wypływa za to cień gniewu.
— Co ty tutaj robisz? Myślałem, że jesteś w Vegas.
Przez chwilę nie jestem w stanie wykrztusić ani słowa, ogarnięta emocjami płynącymi z faktu, że znów go widzę. Micha zawsze był oszałamiająco przystojny na ten sposób, który sprawia, że artystów boli serce. Ma na sobie czerwoną koszulę w paski, ciemne dżinsy i czarne wysokie buty. Jego pełne usta obramowuje srebrzysty ślad. Włosy w kolorze ciemnego blondu są lekko pofalowane. Skóra przypomina porcelanę, a przejrzyste jak woda oczy kryją w sobie więcej, niż mogę znieść.
— Byłam tam w szkole, ale wróciłam — odpowiadam uprzejmym tonem, którego używałam wobec wszystkich w ciągu ostatnich ośmiu miesięcy. Ale w środku serce szaleje dziko, a w krwi krzyczy to samo pragnienie, które czułam wobec niego, gdy odchodziłam. — Czekaj. Wiedziałeś, że tam jestem?
Okrąża Lilę i staje bezpośrednio przede mną. Micha to jeden z nielicznych chłopaków wyższych ode mnie i muszę zadzierać głowę, by spojrzeć mu w oczy.
— Aż do dzisiejszego poranka nie wiedziałem, gdzie jesteś. Przecież nie powiedziałaś nikomu, dokąd się wybierasz.
Ból w jego głosie kłuje mnie w serce, a telefon z wiadomością głosową, wciąż spoczywający w mojej kieszeni, waży z pięćset kilogramów.
— Wybacz, ale potrzebowałam oderwać się od tego miejsca. Było takie… wszystko było takie… cóż, sam wiesz, jak to było.
— Nie, wcale nie wiem. — Opiera rękę na bagażniku, jakby miał zaraz się przewrócić. — Przecież wyjechałaś i nawet nie powiedziałaś mi, do cholery, dokąd.
Muszę odejść, zanim przebije się przez moją tarczę i stracę panowanie nad sobą. Podnoszę torbę z ziemi i macham mu na do widzenia.
— Miło było z tobą znów porozmawiać, ale jechałyśmy prawie dwanaście godzin i chcę się tylko położyć.
— Ja nie jestem taka zmęczona — mówi Lila, a ja wbijam w nią błagalny wzrok. — Och, chyba jednak jestem. — Udaje, że ziewa.
Spiesznym krokiem zmierzam do bocznych drzwi domu, ale Micha staje mi na drodze. Jego ręka opada na samochód jak szlaban na przejeździe kolejowym. Wsysa do ust kolczyk, który ma w wardze, i patrzy na mnie z taką namiętnością, jakby miał mnie zaraz pocałować.
Przez sekundę tego pragnę.
Pochyla się do mojego ucha, ściszając głos do intymnego szeptu.
— Chodźmy gdzieś razem. Proszę. Czekałem osiem miesięcy na rozmowę z tobą.
Wzdrygam się, czując, jak gwałtownie reaguje moje ciało na jego głos.
— Nie mogę z tobą rozmawiać, Micha — dukam, odsuwając się. Uderzam biodrem w bok samochodu. Do oczu napływają łzy, ale nie płakałam od ponad roku i nie pozwolę sobie na to teraz. Obracam się na pięcie i pędzę do domu.
Nie woła za mną — to nie w jego stylu. Ale całą drogę jego spojrzenie wywierca dziurę w mojej porąbanej głowie, dopóki nie zamknę za sobą drzwi.
Wtedy znów mogę oddychać.
Micha
Słowo, ja chyba śnię. Przede mną stoi Ella. Wygląda dokładnie jak Stacy Harris, zdzirowata cheerleaderka, z którą chodziliśmy do szkoły średniej. Ella pobiła ją kiedyś, bo Stacy naśmiewała się z dziewczyny na wózku.
To jedna z tych rzeczy, które sprawiły, że się w niej zakochałem: ogień, pasja i potrzeba wstawiania się za wyrzutkami, nawet jeśli oznaczało to zostanie jednym z nich. Nigdy nie zaliczała się do żadnej kategorii — była zwyczajnie Ellą — ale teraz wygląda jak jakaś cholerna żona ze Stepford. Wciąż jest taka seksowna. Ma twarde jak skała ciało i bardzo długie nogi. Wiele razy wyobrażałem sobie, jak te nogi oplatają mnie w pasie. Teraz też wirują w moim umyśle, nawet jeśli ona sama wygląda jak ktoś zupełnie obcy.
Jej cudowne zielone oczy zakryła błyszcząca powłoka, jakby stłumiła w środku wszystkie uczucia. Nie jest szczęśliwa, że mnie widzi, i trochę mnie to rani, ale jeszcze bardziej wkurza. Zaczyna gadać coś o tym, że jest zmęczona. Wciąż to powtarza, by uniknąć konfrontacji. Patrzę, jak poruszają się jej wargi, i tak bardzo pragnę ją pocałować, ale wiem, że pewnie by mnie kopnęła, gdybym tego spróbował. Pochylam się więc ku niej, wdychając zapach jej włosów i błagam, by poszła gdzieś ze mną.
Nagle ona zaczyna biec podjazdem i zamyka się w domu. Ruszam za nią, ale w bok głowy uderza mnie frisbee.
— Wybacz, stary — woła Ethan, przeskakując przez płot z chytrym uśmieszkiem na twarzy. — Wymknęło mi się.
Rozcieram głowę i marszczę brwi.
— Świetne wyczucie czasu, dupku.
Unosi ręce.
— Powiedziałem, że przepraszam. Stałeś tam oszołomiony jak jakiś cholerny zbity cipciuś, więc pomyślałem, jak cię z tego wyrwać. — Zgarnia frisbee z betonu i gwiżdże cicho na widok mercedesa przyjaciółki Elli. Okrąża go, podwijając rękawy. — Czyja to zabaweczka? Czyżby Elli?
— Raczej jej przyjaciółki. — Wpatruję się w drzwi domu, zastanawiając się, czy mam się wbić do środka i zażądać wyjaśnień, czemu odcięła się ode mnie na osiem miesięcy.
— Odkąd to Ella zadaje się z ludźmi, którzy wożą się takimi samochodami? — Ethan zagląda do środka przez przydymioną szybę.
— Znikła na osiem miesięcy. — Z rękami w kieszeniach cofam się do płotu, który oddziela podwórko Elli od mojego. — Kto, u diabła, może wiedzieć, kim ona teraz jest?
Muszę się napić, choć od ośmiu miesięcy nie miałem kropli alkoholu w ustach. W dniu, gdy odeszła Ella, nie żegnając się, poszedłem do tamtej nory, spiłem się i wyładowałem cały gniew na twarzy Grantforda Davisa. Pojawiły się gliny i wsadziły mnie za bycie pod wpływem i napaść. Wciąż jestem pod nadzorem kuratora. Musiałem przez jakiś czas uczęszczać na zajęcia kontroli gniewu. Naprawdę nieźle sobie radziłem i wziąłem się w garść, ale po pięciu minutach od pojawienia się Elli jestem gotów wszystko zaprzepaścić.
Idę do kuchni, biorę piwo ze skrzynki z lodem i sadowię się na kanapie między blondynką i brunetką.
Blondynka chichocze.
— Och mój Boże, czyżby wrócił nasz zły chłopczyk Micha?
Nie pamiętam, jak ma na imię, ale podejmuję grę.
— Pewnie, że tak, kotku.
Potem przechylam piwo i topię w nim ból wraz z Ellą. Tylko ona potrafiła sprawić, bym czuł taki smutek. Jedyna dziewczyna, która nigdy mnie nie chciała.Rozdział trzeci
Ella
— Rozumiem, że to Micha? — Lila przechadza się po mojej kuchni, zawiązując mocniej poluzowaną wstążkę w talii kwiecistej sukienki. — Jest jeszcze ładniejszy niż na obrazku.
— Tak, to Micha. — Kopnięciem przesuwam pudełko po poplamionym linoleum na podłodze i zapalam światło. Wszystko wygląda tak samo: kolory rodem z lat siedemdziesiątych, wiklinowe krzesła wokół szklanego stołu oraz żółtobrązowe blaty.
— Czyli tutaj mieszka tylko twój tata? — Lila krąży po niewielkiej kuchni. Jej wzrok zatrzymuje się na blacie przy zlewie, gdzie rządkiem przy ścianie stoją butelki.
— Tak. Mój starszy brat wyprowadził się, gdy tylko skończył szkołę. — Poprawiam rączkę torby i kieruję się ku schodom. W domu śmierdzi zgniłym jedzeniem i dymem. Zniszczona sofa w paski stojąca w pokoju dziennym świeci pustkami, a z popielniczki na ławie wysypują się niedopałki. Telewizor gra, więc go wyłączam.
— Gdzie jest twój tata? — dziwi się Lila, gdy wspinamy się po schodach.
— Nie jestem pewna. — Nie mówię prawdy, bo pewnie siedzi w barze.
— Dobrze, a mama? — drąży. — Nigdy mi nie powiedziałaś, gdzie mieszka.
Lila nie wie zbyt wiele o mnie i chcę, by tak pozostało. Mrok, który skrywa przed nią prawdę o mojej mamie, moim bracie — wszystkich w tym aspekcie mojego życia — pozwolił mi na przemianę w kogoś, kto nie musi radzić sobie z moimi problemami.
— Mój tata pracuje nocami — wymyślam historyjkę — a mama wyprowadziła się dość dawno temu. Mieszka teraz na wzgórzu Cherry.
Lila pochyla się do przodu, by przypatrzeć się uważnie portretowi mojej matki na ścianie. Mama ma takie same kasztanowe włosy, bladą skórę i zielone oczy jak ja. Jej uśmiech jest równie sztuczny jak mój.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki