Nie szukaj daleko - ebook
Nie szukaj daleko - ebook
Zgodnie z testamentem ojca Achilles Templeton odziedziczy rodzinną posiadłość w Yorkshire, jeśli się ożeni i będzie miał syna. Achilles próbuje znaleźć jakiś sposób, by ominąć ten warunek, tymczasem wpada mu w ręce umowa zawarta przed laty między jego ojcem a przyjacielem z sąsiedztwa, że ich dzieci się pobiorą. Gdy odkrywa, że piękna dziewczyna, którą pocałował kilka dni temu nad jeziorem, to właśnie Willow Hall, córka sąsiada, zmienia zdanie i zaprasza Willow do pałacu…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-7986-4 |
Rozmiar pliku: | 626 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Willow Hall nigdy wcześniej nie widziała nagiego mężczyzny. W każdym razie nie na żywo. A teraz miała przed sobą półboga, który pewnym krokiem wychodził z jeziora, jakby nie przejmował się tym, że ktoś może go zobaczyć. Jezioro leżało na terenie prywatnej posiadłości Thornhaven, toteż mężczyzna z pewnością nie spodziewał się, że ktoś czai się w zaroślach i przypatruje jego doskonałej fizjonomii. Ona również nie spodziewała się nikogo obcego, bo po śmierci ostatniego właściciela rezydencja od lat stała pusta. Willow mieszkała nieopodal i już jako dziewczynka zakradała się na teren posiadłości, by bawić się i beztrosko spędzać czas. Potrafiła na długie godziny zaszyć się w lesie lub snuć marzenia nad brzegiem jeziora. Uwielbiała tajemniczy, nieco gotycki charakter tego miejsca i w myślach często nazywała go swoim domem.
Gdy rankiem wybierała się zbierać jeżyny, nie spodziewała się, że ktoś będzie pływał. W dodatku nago. Wiedziała, że powinna pójść prosto do dozorcy i poinformować go o tym fakcie. Zamiast tego stała i patrzyła, jakby przyrosła do ziemi. Krople wody spływały po idealnie uformowanym ciele. Poranne słońce podkreślało złocisty kolor skóry i każdy doskonale wyrzeźbiony mięsień. Nieznajomy był wysoki, miał szerokie ramiona, wąskie biodra i długie, mocne nogi. Brzuch i klatka piersiowa wyglądały jak wyrzeźbione w marmurze.
Stanął na brzegu i przygładził ręką czarne włosy. O dobry Boże, co się z nią dzieje? Usta Willow momentalnie wyschły, ogień wystąpił na policzki, nogi zrobiły się jak z waty. Miała dwadzieścia pięć lat, a reagowała jak nastolatka, która po raz pierwszy odkrywa, czym jest fizyczna ekscytacja. Ściskała koszyk z jeżynami, oszołomiona tym pięknem w męskiej postaci. Pragnęła wyciągnąć dłoń, by przekonać się, że to, co widzi, nie jest snem. Nigdy nie widziała tego mężczyzny, ani w kawiarni, gdzie pracowała, ani w wiosce. Musiał tu być przejazdem. Przypominał jej grecką rzeźbę z książek ojca o historii sztuki. Te same doskonałe proporcje, ta sama nieziemska uroda.
Nieznajomy pochylił się nad stosem ubrań leżących na żwirowej plaży i sięgnął po ręcznik. Wstrzymała oddech, gdy zaczął się energicznie wycierać. Jej spojrzenie powędrowało niżej, do tej najbardziej męskiej części jego ciała. Szybko zacisnęła powieki. Był doskonały pod każdym względem. Zdecydowanie nie powinna na to patrzeć. Powinna wrócić natychmiast do domu, w którym mieszkała z ojcem. Nie lubiła zostawiać go samego. Odkąd przed dziewięcioma laty przeszedł udar, zrobił się całkowicie zależny od niej. Cierpiał z tego powodu, ale nie było wyjścia. W wiosce trudno było znaleźć kogoś, kto mógłby się nim zaopiekować, a ona swoje obowiązki traktowała bardzo poważnie. Dlatego powinna przestać się gapić i wracać do domu. Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Nieznajomy miał nie tylko doskonałe ciało, ale także twarz o wysokim czole, prostym nosie i mocnej szczęce. Usta były pięknie ukształtowane, lekko wydatne i zmysłowe. Powinnam iść, powtórzyła znów w myślach, a mimo to stała i patrzyła dalej.
– Stamtąd będziesz miała lepszy widok – powiedział od niechcenia mężczyzna, kiwając głową w stronę drzew przed nim.
Willow zamarła. Jego głos był równie piękny. Mocny, o aksamitnej barwie i akcencie, który zdradzał, że wiele lat spędził poza Anglią. Nie poruszyła się. Z pewnością nie mówił do niej. Stała ukryta za krzakami, więc nie mógł jej dostrzec. Nawet nie spojrzał w jej kierunku. Może rozmawiał z kimś, kogo ona nie zauważyła? Albo mówił przez telefon? Nie, to było głupie. Dopiero wyszedł z jeziora, był nagi, więc to oczywiste, że nie miał przy sobie telefonu.
– Jak byś była ciekawa, to przez twoje włosy – ciągnął, niespiesznie pochylając się raz jeszcze nad ubraniami, by wziąć czarne bokserki. – Pewnie zastanawiasz się, dlaczego cię zauważyłem. Masz bardzo jasne włosy. Następnym razem lepiej przykryj je chustką albo czapką, jeśli będziesz chciała ukrywać się w krzakach, by kogoś szpiegować.
O Boże! Mówił do niej! Fala zakłopotania przepłynęła przez jej ciało, a zimny dreszcz przebiegł po plecach. Nie czuła się tak od lat. Znów stała się bezradną, zawstydzoną dziewczynką, która kuliła się, gdy ojciec karcił ją surowym, zimnym głosem, bo zrobiła coś złego. Teraz też zrobiła coś złego. Naruszyła prywatność tego nieznajomego mężczyzny. Była na siebie wściekła, ale wiedziała, że uleganie emocjom nic tu nie pomoże. Powinna przeprosić, obiecać, że to się już więcej nie powtórzy i odejść. Niepewnie zrobiła krok do przodu, wyłaniając się zza kępy bujnej roślinności. Piękny nieznajomy wyprostował się, nic sobie nie robiąc ze swojej nagości. W jednej ręce trzymał podkoszulek, w drugiej bieliznę. Wcale nie wydawał się zakłopotany ani skrępowany. Z drugiej strony nie miał się czego wstydzić. Był cudowny. Gdy ich oczy się spotkały, miała wrażenie, że została porażona prądem. Całe powietrze opuściło płuca, w głowie miała pustkę. Gdy nieznajomy się uśmiechnął, zapomniała, gdzie jest. Zapomniała, kim jest. To był zmysłowy, ciepły, a jednocześnie bardzo niepokojący uśmiech.
– Chciałabyś patrzeć dalej? – W jego ciemnoniebieskich oczach błysnęło rozbawienie. – Czy pozwolisz mi się ubrać?
Willow walczyła o to, by myśleć logicznie i zachować trzeźwość umysłu, co w tej sytuacji było niezwykle trudne.
– Bardzo przepraszam – bąknęła, uciekając wzrokiem. – Słyszałam odgłos pluskania i przyszłam zobaczyć, co tu się dzieje. – Powoli odzyskiwała pewność siebie. – Wiesz, że to jest teren prywatny?
Wydawał się jeszcze bardziej rozbawiony.
– Oczywiście, że wiem.
To ją nieco zbiło z tropu. Czyżby więc celowo wtargnął na teren posiadłości? Nie martwił się, że może kogoś zawiadomić? Chyba nie. Uśmiechał się beztrosko, czym zaczął ją irytować.
– Radziłabym ci szybko się ubrać i odejść stąd. Dozorca posiadłości nie jest zbyt gościnny i mógłby wezwać policję.
– Rozumiem – powiedział mężczyzna głosem suchym jak kurz. – Czy może ty jesteś właścicielką?
– Nie. Jestem sąsiadką, ale mam pozwolenie, by tu przebywać. – Nie kłamała. Jej ojciec i poprzedni właściciel dworu, książę Audley, przyjaźnili się przed laty.
– Rozumiem. – Mężczyzna przechylił głowę. – Skończyłaś już patrzeć?
Rumieniec ponownie wystąpił jej na policzki. Jak mógł zachowywać taki stoicki spokój?
– Tak, oczywiście. – Rzuciła mu pełne dezaprobaty spojrzenie. – Właściwie to nie m, na co patrzeć.
Spodziewała się, że będzie niezadowolony z takiej uwagi, może nawet zmartwiony, on tymczasem roześmiał się głośno.
– Nie wypada mi się z tobą nie zgodzić – przyznał. – Ale to nie ja mam zarumienione policzki.
– Nie pochlebiaj sobie. Zawstydziła mnie obecność obcego mężczyzny bez ubrania, to wszystko. Mógłbyś wreszcie założyć szorty. To nie plaża nudystów.
– A ty mogłabyś się odwrócić.
– Trochę na to za późno, prawda?
Błysk w jego oczach zmienił się w coś intensywnego i prowokującego.
– Masz rację. W takim razie nie będę się spieszył. Możesz sobie wrócić do zbierania jeżyn albo zostać i gapić się dalej. Dla mnie to żaden problem.
Nie czekał na jej odpowiedź, tylko spokojnie i bez pośpiechu zaczął się ubierać. Poruszał się z wdziękiem, hipnotyzując ją na nowo.
– Już idę – oznajmiła, nie bardzo wiedząc, czy próbuje przekonać siebie, czy jego.
Nadal milczał, pochylając się, by zawiązać sznurówki butów. Jego czarne, mokre włosy mocno lśniły w słońcu. Willow, choć naprawdę zamierzała odejść, nie potrafiła wykonać żadnego ruchu. Ciało nie chciało jej słuchać, jakby miało własną wolę. Nie wierzyła, by takie rzeczy były możliwe, ale naprawdę była jak zaczarowana. W szkole średniej bywała zakochana, ale od tamtego czasu nie miała ani czasu, ani ochoty na romanse. Jej głównym celem była opieka nad ojcem i praca, by zarobić na życie dla nich obojga. Ostatnią rzeczą, o jakiej powinna myśleć, był ten obcy mężczyzna. Dlaczego więc nie potrafiła odejść, nie miała pojęcia. Gdy tak stał przed nią, wciąż półnagi, z koszulką w rękach, wiedziała, że powinna uciekać jak najprędzej, by przegonić to dziwne uczucie w żołądku.
Nieznajomy ruszył w jej stronę niczym pantera, która szykuje się do ataku na swą ofiarę. Kiedy się zbliżył, poczuła zapach jeziora pomieszany z jakąś ostrzejszą, męską nutą. Wstrzymała oddech. Czy wszyscy mężczyźni tak pachną, czy tylko on? Był tak wysoki, że musiała odchylić głowę, by spojrzeć mu w oczy.
– Masz liście we włosach, wiesz? – rzekł z poufałością, od niechcenia wyciągając z jej loków jakiś drobny listek. – Wyglądasz jak Diana, łowczyni. – Wplótł palce w puszyste kosmyki. – Na co polowałaś, Diano? Czyżby na mnie? Możesz już przestać. Złapałaś mnie. – Delikatnie, ale stanowczo chwycił jej włosy w garść, zmuszając, by jeszcze mocniej odchyliła głowę. Willow słyszała jedynie bicie serca i widziała tylko niezwykle intensywny błękit oczu. Nigdy wcześniej nikt tak na nią nie działał. Czuła ciepłe ciało mężczyzny, podniecający zapach. Rósł w niej głód, zakazany i gorący.
– Czas zabrać trofeum, moja łowczyni – szepnął, po czym pochylił się i zakrył jej usta swoimi.
Achilles Templeton, siódmy książę Audley, znany w kręgach towarzyskich po prostu jako Temple, przyzwyczajony był do całowania kobiet, których nie znał. Robił to wiele razy i za każdym razem było to równie przyjemne. W ogóle wcześnie odkrył, że kobiety mogą być źródłem przyjemności. Zazwyczaj nie gustował w młodszych od siebie dziewczynach, wolał te starsze, doświadczone, które doskonale wiedziały, czego chcą. Nie wiedział więc, co go napadło, że ta zabłąkana rusałka, z liśćmi we włosach, tak mocno na niego podziałała. Może to wina adrenaliny albo pobudzenia spowodowanego wysiłkiem? Prawda była jednak taka, że pływał dla relaksu, nie zmęczył się, a po wyjściu z wody trząsł się z zimna, a nie z nadmiaru emocji. Odkąd przybył do Thornhaven, by uporządkować sprawy ojca, doskonale panował nad każdą sprawą. Dwór zrobił na nim przygnębiające wrażenie. Zdawało się, że jest po brzegi wypełniony duchami przodków, więc żeby się nieco rozerwać, postanowił poćwiczyć. Zimna woda zawsze działała na niego kojąco. Tym razem jednak kąpiel w lodowatym jeziorze nie zdołała zagłuszyć lęku, który od dłuższego czasu w nim narastał i z którym bezskutecznie próbował walczyć. Ta dziewczyna sprawiła, że na chwilę zapomniał o strachu. Tego właśnie potrzebował.
Gdy dostrzegł w zaroślach przebłysk jasnych włosów, wyszedł z wody, rozbawiony tym, że nieznajoma przyglądała mu się z ukrycia. Nie spodziewał się, że dziewczyna okaże się aż tak piękna. Wysoka, zgrabna, jej rozpuszczone włosy mieniły się wszystkimi odcieniami blondu, od palonego toffi, przez złoto, aż do nielicznych miedzianych kosmyków. Miała śliczną twarz. Wielkie, złotobrązowe oczy ocieniały długie, ciemne rzęsy. Dziewczyna swoją naturalnością mogłaby pasować do typu dziewczyny z sąsiedztwa, ale więcej w niej było z bogini. Gdy ją zobaczył, zapomniał o strachu. Wcale nie zamierzał dotykać jej włosów, nie planował, że ją pocałuje. Właściwie powinna dać mu w twarz i wezwać policję. A jednak nie zrobiła tego. Nawet się nie poruszyła. Patrzyła na niego z głodem w oczach, jakby zadawała mu pytanie. Dał jej więc odpowiedź, bez wahania i natychmiast. Wyczuwał, że jest zaskoczona, ale nie postawiła oporu. Całował ją delikatnie i z wyczuciem, trzymając mocno głowę. Czekał, czy go odepchnie, czy też pozwoli mu na więcej. Jej usta zmiękły, wpuszczając go do środka. Smakowała jeżynami, słodko i orzeźwiająco. Pożądanie rozpaliło go na dobre. Pogłębił pocałunek, szukając tego cierpkiego i pysznego smaku. Poczuł na klatce piersiowej dotyk jej dłoni. Wrażenie było szczególne, jakby spadła gwiazda z nieba i spoczęła na jego skórze. Dopiero po chwili zorientował się, że te dłonie go odpychają. Nie chciał jej puścić, tak mu było dobrze, ale ponieważ nigdy żadnej kobiety nie zdobywał siłą, rozluźnił uścisk i cofnął się. Jej oczy błyszczały niczym płynne złoto, policzki płonęły, a usta zrobiły się nabrzmiałe.
– Ja… – zaczęła rozemocjonowanym głosem. – Ja nie wiem, nie mogę… – umilkła, oddychając szybko. I wtedy, zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, już jej nie było. Chwyciła koszyk i pobiegła ścieżką wzdłuż jeziora.
Achilles stał nieruchomo, walcząc z chęcią, by za nią pobiec, złapać ją i przewrócić na miękki mech. Zawsze potrafił się kontrolować i nie lubił, gdy emocje brały górę. Znów zwyciężył rozsądek. Nie musiał jej gonić. Wystarczyło ustalić, kim jest. Powiedziała, że jest sąsiadką. Ładnie zaczął swoje urzędowanie w Thornhaven – od napastowania sąsiadki.
Oddychał głęboko, wracając do równowagi. Co mu przyszło do głowy, żeby całować obcą dziewczynę! Może aura tej niezwykłej posiadłości tak na niego podziałała? W każdym razie to nie może się powtórzyć. Nieobce mu były burzliwe namiętności, ale zawsze potrafił trzymać je pod kontrolą. To on rzucał kobiety na kolana, nigdy odwrotnie.
Założył koszulkę i ruszył w stronę dworu. Może zaprosi na weekend swoją kochankę? Wspólny czas na łonie natury dobrze by im zrobił. Problem w tym, że Jess była typową dziewczyną z miasta. Okolice Yorkshire zachwycały wyjątkowym urokiem, ale dla Jess z pewnością nie byłyby żadną atrakcją.
Kiedy dotarł do domu, zadzwonił telefon komórkowy. Niechętnie zerknął na wyświetlacz. To była Jane, jego asystentka. Wiedział, że nie przeszkadzałaby mu w urlopie, gdyby nie stało się coś poważnego.
– O co chodzi? – spytał.
– Jest problem z testamentem – odparła, przechodząc od razu do sedna. Za to ją cenił. Nigdy nie marnowała jego czasu.
– Mów.
– Właśnie rozmawiałam z prawnikami. W testamencie są pewne kruczki, które przeoczyliśmy.
No tak! Mógł się tego spodziewać. Nawet po śmierci Andrew Templeton zamierzał go torturować.
– Jakie kruczki? – krzyknął.
– Nic nie odziedziczysz, jeśli nie będziesz miał żony.
– Co takiego? Co powiedziałaś?
– Musisz się ożenić. – Jane zawahała się, co było do niej niepodobne.
– Czuję, że to nie koniec rewelacji. Jakie jeszcze muszę spełnić warunki? – spytał Achilles z napięciem.
– Musisz się ożenić – powtórzyła cicho. – I musisz mieć syna.