Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • Empik Go W empik go

Nie taki kosmos straszny. Poradnik dla początkujących - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Format:
EPUB
Data wydania:
21 stycznia 2025
E-book: EPUB,
39,90 zł
Audiobook
39,90 zł
39,90
3990 pkt
punktów Virtualo

Nie taki kosmos straszny. Poradnik dla początkujących - ebook

Potraktuj tę książkę jako podręcznik o życiu w erze kosmicznej dla początkujących.

Autorka opowiada o podróży, którą przebyła i która jest dowodem na to, że nie ma konkretnego stopnia naukowego ani wykształcenia niezbędnych do tego, aby wnieść swój wkład w eksplorację kosmosu. Wszechświat jest dostępny dla wszystkich – to przeszłość i przyszłość naszego gatunku.

Kellie Gerardi stara się jak najlepiej wykorzystać fakt, że urodziła się w erze kosmicznej, a jej głównym celem jest skłonienie odbiorcy do uświadomienia sobie, jakie to niesamowite. Sama przemierzyła długą drogę od marzeń o odkrywaniu kosmosu przez pomaganie innym w ich realizowaniu aż po przejście szkolenia, które pomogło jej te marzenia spełnić.

Cały czas aktywnie działa na rzecz promowania nauki wśród nieprofesjonalistów i inspiruje kobiety do studiowania nauk ścisłych. W mediach społecznościowych obserwują ją setki tysięcy fanów, dzięki czemu dociera do naprawdę szerokiego grona odbiorców.

Pozwólcie Kellie Gerardi powitać się w erze kosmicznej i zapnijcie mocno pasy – nikt nie obiecuje, że będzie to spokojna przejażdżka.

Kategoria: Popularnonaukowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-9139-4
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Kiedyś często się zastanawiałam, jak ludzie żyjący w renesansie oceniali własną epokę. Czy mieli świadomość, że polimaci tacy jak da Vinci czy Michał Anioł przejdą do historii? Czy poczuli powiew świeżości, gdy średniowieczny świat zaczął powoli odchodzić do przeszłości? Wątpię, czy ktokolwiek, patrząc na świeżo namalowany sufit w kaplicy Sykstyńskiej, przewidział nadejście globalnego kulturowego ożywienia. A jeszcze mniej prawdopodobne jest to, że w epoce kamienia łupanego ktoś przerwał tłuczenie swojego obiadu pałką, żeby zastanowić się nad wpływem wykonywanych przez siebie ciosów na dalsze losy całego gatunku ludzkiego. W oświeceniu nikt nie ogłosił, że ludzkość właśnie weszła w wiek rozumu. I tak samo ludzie żyjący w okresie rewolucji przemysłowej prowadzili dyskusje o codziennych sprawach zupełnie nieświadomi tego, że ich produktywne życie przypadło na jeden z najważniejszych przełomowych momentów w dziedzinie innowacyjności w całej historii.

Oczywiście każda z tych epok została nazwana dopiero przez następne pokolenia, otrzymując etykietę, która określiła ją jedynie w przybliżony sposób – szufladkę pomagającą w uporządkowaniu historii i zrozumieniu, jaką drogę przeszliśmy od stosunkowo prostych stworzeń do najpotężniejszego gatunku na Ziemi. Czy tempo naszego rozwoju byłoby inne, gdyby każdy – a nie tylko postacie, które dziś znamy z książek historycznych – miał świadomość, jaką rolę odgrywa w tej podróży i jakie okazje przed nim stoją? Co nasze społeczeństwa zrobiłyby inaczej, gdyby ludzie posiadali wiedzę o trajektorii całego gatunku ludzkiego – albo jeszcze lepiej, gdyby w dniu narodzin dostawali podręcznik opowiadający o wyjątkowym przystanku w podróży ludzkości, który przypadł na ich pokolenie? Witaj na świecie, mały człowieku. Posłuchaj uważnie!

W jakże niezwykłych czasach przyszło nam żyć, że potrafimy zidentyfikować własną epokę w historii! Jeśli nikt jeszcze nie podzielił się z tobą tą nowiną, pozwól, że jako pierwsza powitam cię w trwającej od jakiegoś czasu erze kosmicznej! Cały nasz gatunek wszedł na astronomiczną trajektorię. To dla mnie prawdziwy zaszczyt, że mogę cię zabrać na krótką wycieczkę po naszym okresie w historii, który trwa właśnie w tej chwili. Mamy szansę się dowiedzieć, jaki rozpęd jesteśmy w stanie osiągnąć, jeśli _wszyscy_ – a nie tylko naukowcy od rakiet – zaczną funkcjonować na tym samym poziomie świadomości i podejmą wspólny wysiłek, żeby wykorzystać tę niewiarygodną okazję. Potraktuj tę książkę jako podręcznik o życiu w erze kosmicznej dla początkujących.

W epoce renesansu sztuka była tylko manifestacją nowego sposobu myślenia. Innowacje kulturowe uwidaczniały się w równym stopniu w różnego rodzaju dyscyplinach, takich jak medycyna, technologia, religia, polityka, filozofia, nauka, a nawet działania wojenne. Podobnie teraz niesamowite osiągnięcia inżynierii reprezentują jedynie maleńki kawałeczek ery kosmicznej. Kiedyś historycy spojrzą na nasze czasy z szerszej perspektywy i zobaczą kulturowy ruch, w którego ramach ludzie żyjący w XXI wieku zastanawiali się nad następnym gigantycznym skokiem rozwojowym całego gatunku, naznaczając początek naszej podróży z Ziemi do gwiazd.

Wtedy prawdopodobnie będzie już oczywiste, że odpowiedzialność za dalsze losy naszego gatunku nie spoczywa wyłącznie na barkach naukowców. Podobnie jak w przypadku każdego innego punktu przełomowego w historii kolejny ogromny skok rozwojowy ludzkości będzie wymagał zaangażowania artystów, inżynierów i osób reprezentujących wiele różnych dziedzin naszego życia. Po raz pierwszy od ponad czterech i pół miliarda lat życie na Ziemi może wyjść poza granice tej planety, zyskać status międzyplanetarnego i zapewnić sobie długoterminowe przetrwanie we wszechświecie. Od momentu powstania turystyki kosmicznej marzenie o lotach w kosmos stało się osiągalne dla każdego z nas. Moja kariera jest świadectwem tego zdemokratyzowanego dostępu. Jako osoba bez wykształcenia inżynieryjnego przemierzyłam długą drogę od marzeń o odkrywaniu kosmosu przez pomaganie innym w ich realizowaniu aż po przejście szkolenia, które pomogło mi te marzenia spełnić.

Dzielę się z tobą moimi doświadczeniami i przemyśleniami, licząc na to, że uda mi się rozbudzić w tobie pasję do odkrywania nieznanych miejsc. A jeśli nie, to mam nadzieję, że przynajmniej weźmiesz udział w tej dyskusji i uświadomisz sobie własne miejsce w erze kosmicznej. Loty kosmiczne to coś więcej niż tylko sposób na zaspokojenie ciekawości i spełnienie marzeń; ich celem jest też zapewnienie przetrwania gatunkowi, którego macierzysta planeta ma określoną datę ważności. Według optymistycznych szacunków upłynie jeszcze kilka miliardów lat, zanim nasze Słońce przestanie dostarczać odżywczą energię niezbędną do życia na Ziemi. Ale być może już za kilka milionów lat w Ziemię uderzy kolejna skała taka jak ta, która doprowadziła do wyginięcia dinozaurów. Nasz koniec będzie o wiele szybszy, jeśli nie poszczęści nam się w rosyjskiej ruletce globalnej pandemii, zapaści ekologicznej i wojny nuklearnej, od której dzieli nas tylko jedno przyciśnięcie guzika.

Jednak gatunek ludzki cechuje niesamowita odporność. Przez dwieście tysięcy lat idziemy razem do przodu, prowadząc skoordynowane działania w ramach wspólnej misji. Od momentu, gdy stanęliśmy na dwóch nogach, nieustannie zmagamy się z naturą, chorobami, drapieżnikami i być może najbrutalniejszym przeciwnikiem, jakim jesteśmy my sami. Przez tysiąclecia ujarzmialiśmy naszą zbiorową siłę, aby walczyć z przeciwnościami losu i konsekwentnie iść w stronę lepszej przyszłości. Ta bojowość i determinacja uratowały nas przed masowym wyginięciem i ochroniły podczas epoki lodowcowej, która niemalże zakończyła naszą podróż, zanim ta na dobre się zaczęła. Dzięki niezwykłemu sprytowi zdołaliśmy rozwinąć naszą kulturę i dokonać znaczących przełomów w nauce, które doprowadziły do zapoczątkowania nowej, obiecującej ery kosmicznej. Wspólnie przekraczaliśmy kolejne granice i walczyliśmy o przetrwanie. Stoczyliśmy piekielnie trudną walkę.

A teraz dzięki cudowi narodzin ty i ja stoimy na linii startowej i za chwilę rozpoczniemy bieg do ostatniej granicy. Trzymamy w ręku pałeczkę przetrwania, która przeszła już przez ręce dziesięciu tysięcy pokoleń przed nami. Zbyt wiele razy w naszej historii została ona prawie upuszczona, co mogło się zakończyć zgaszeniem iskry życia. Jednak zawsze czyjaś ręka w ostatniej chwili ją łapała, umożliwiając nam zachowanie niezbędnej ciągłości. Czasami była to ręka inżyniera wynajdującego narzędzie, które pomogło nam ruszyć do przodu albo dokonać kluczowego medycznego przełomu; innym razem ta ręka należała do artysty tworzącego język, który nas połączył, albo kulturę, która nas ucywilizowała. Brawo! Przetrwanie naszego gatunku zawsze było uzależnione od różnorodności talentów i wkładu wnoszonego przez poszczególne osoby. Nie pozwólmy, żeby pałeczka została upuszczona podczas naszej zmiany.

Każdy z nas ma rolę do odegrania w następnym rozdziale historii ludzkości. Nie musisz być astronautą, żeby czuć ciarki w trakcie odliczania przed startem rakiety albo przypływ adrenaliny, patrząc na ludzi odlatujących w kosmos. Obrazy i dźwięki towarzyszące przekraczaniu ostatecznej granicy budzą w nas naturalny podziw i zachwyt. Podświadomie zdajemy sobie sprawę, że wystrzelenie czegokolwiek poza Ziemię jest unikatowym dowodem na naszą niezwykłą odporność i siłę pierwotnego instynktu przetrwania, który napędza ludzki gatunek od chwili jego powstania aż do dziś.

Zanim jednak zaczniemy się zastanawiać nad miejscem dzisiejszego człowieka w erze kosmicznej i rozgrzewać się przed następnym gigantycznym skokiem rozwojowym ludzkości, warto przyjrzeć się skromnym początkom naszego maratonu po Drodze Mlecznej. Prawdopodobnie znasz tę historię, a przynajmniej niektóre jej fragmenty. Oto krótka opowieść o tobie i o mnie, o naszym wspólnym pochodzeniu i dalszym losie jako przedstawicieli gatunku podróżującego po wszechświecie. Jeżeli pozwolisz, chciałabym zacząć od samego początku.ROZDZIAŁ 1
(BARDZO) KRÓTKA HISTORIA GATUNKU PODRÓŻUJĄCEGO PO WSZECHŚWIECIE

Około czterech i pół miliarda lat temu wybuchła ogromna gwiazda. Zasadniczo nie było to jakieś wielkie wydarzenie – takie sytuacje dzieją się ciągle w całym wszechświecie. Jednak ta konkretna gwiazda znajdowała się niedaleko galaktyki o nazwie Droga Mleczna, a jej wybuch zapoczątkował życie w naszym zimnym, zapylonym i pustym skrawku wszechświata.

Nastąpiło to tak dawno temu, że wiele szczegółów tamtego wydarzenia pozostaje dla nas tajemnicą. Wyobrażamy sobie, że mogło to wyglądać mniej więcej tak: fala uderzeniowa sprawiła, że cząstki pyłu i pozostałości gazu zaczęły wirować. Siła grawitacji przyciągnęła tę chmurę gwiezdnego pyłu, skondensowała ją i kręciła nią tak długo, aż jej cząstki przybrały kształt rozpalonego do białości dysku. Płomieniste centrum tego dysku stało się naszym Słońcem, a ogniste bryły wirujące po obwodzie powoli się schładzały (trwało to kilkaset milionów lat), do momentu gdy uzyskały ostateczną formę planet i Układu Słonecznego, który znamy dzisiaj.

Od samego początku Ziemia była wyjątkową planetą. Odpowiednia odległość od nowo powstałego Słońca sprawiła, że temperatury na niej nie były ani zbyt wysokie, ani zbyt niskie, co stworzyło odpowiednie warunki do powstania wody. Ziemia stanowiła astronomiczny odpowiednik „Złotowłosej” – na tej unikatowej planecie budulec życia był od początku nastawiony na ewolucję i rozkwit. Nie znamy dokładnej mechaniki tej ewolucji, ale niektóre dowody wskazują na to, że zalążkiem życia na Ziemi mogła być jedna pradawna komórka albo populacja komórek; biologiczna supernowa, która blisko trzy i pół miliona lat temu rozpaliła iskrę. Nieźle jak na przypadkową chmurę rozgrzanego gwiezdnego pyłu.

Z tej pierwszej iskry zaczęło się rozwijać życie na Ziemi. Po kilku miliardach lat królestwa mikrobów ustąpiły królestwom roślin i zwierząt. Mniej więcej trzy i pół miliona lat temu pojawiły się pierwsze oznaki ludzkiego życia: grupa Australopithecus afarensis (co po łacinie oznacza „małpę południową z Afaru”) przyjęła pozycję pionową i zaczęła spacerować po równinach Laetoli w Tanzanii. Ślady stóp jej przedstawicieli zachowały się do dziś w pyle wulkanicznym. Jeden mały krok dla wczesnych homininów, ale wielki skok dla ludzkości.

Wyższa i coraz lepiej rozwinięta linia wczesnego gatunku ludzkiego kontynuowała dwunożny marsz przetrwania, nabywając kolejne umiejętności. To właśnie sprytny Homo habilis („człowiek zręczny”) nieco ponad dwa miliony lat temu rozpoczął epokę kamienia łupanego, precyzyjnie uderzając kamieniami tak, aby stworzyć z nich pierwsze narzędzia. Później Homo erectus („człowiek wyprostowany”) ujarzmił moc ognia, który zapewnił mu bezpieczeństwo, ciepło i możliwość gotowania posiłków. A Homo neanderthalensis (neandertalczyk) nie tylko używał skomplikowanych narzędzi i kontrolował ogień, lecz także wyróżniał się sentymentalizmem, o czym świadczy celowe chowanie i upamiętnianie zmarłych.

Jednak żaden z tych wczesnych gatunków nie mógł się równać z Homo sapiens („człowiekiem myślącym”), który pojawił się na afrykańskich ziemiach około dwustu tysięcy lat temu i wykorzystał wiedzę całych pokoleń przodków do tego, aby dostosować się do otoczenia i pokonać liczne przeciwności na drodze do dalszego rozwoju. W przeciwieństwie do poprzednich wczesnych gatunków, które utknęły w martwym punkcie i w końcu upuściły swoją pałeczkę, Homo sapiens __ złapał własną jeszcze mocniej. Większy mózg w połączeniu z ostatnim miejscem w łańcuchu pokarmowym zapewniły współczesnym ludziom luksus introspekcji. W pewnym momencie nasi wcześni przodkowie, siedząc wokół starannie pilnowanego ognia, zaczęli podejmować próby zrozumienia tajemniczego świata i naszego w nim miejsca. Pierwsze interpretacje były bardzo pomysłowe i zapoczątkowały egzystencjalne pytania na temat pochodzenia człowieka i jego przeznaczenia.

My, ludzie współcześni, mamy świadomość cyklicznej natury naszej podróży: przyszliśmy z gwiazd i jeśli chcemy kontynuować naszą passę przetrwania, któregoś dnia będziemy musieli do tych gwiazd powrócić. Przed nami jednak wciąż długa droga.

To całkowicie zrozumiałe, że dawni ludzie zarówno bali się nocnego nieba, jak i obdarzali je czcią. Nasze mózgi wciąż jeszcze rosły, ale ego było już w pełni rozwinięte: wierzyliśmy, że znajdujemy się w centrum wszechświata, a wszelkie kosmiczne wydarzenia są bezpośrednio związane z naszymi działaniami. Wyobraź sobie szok naszych przodków na widok zaćmienia słońca albo spektaklu deszczu meteorytów przedzierających się przez ciemność. Łatwo zrozumieć, dlaczego doszli do wniosku, że sami bogowie muszą pociągać za sznurki, używając nieba jako płótna do przekazywania ludziom pochwał lub zsyłania na nich kar.

Starożytne kultury skrupulatnie opisywały tajemnicze zjawiska na niebie. Tak zrodziła się nasza pierwsza dziedzina nauki: astronomia. Cywilizacja Babilończyków była pod tym względem szczególnie rozwinięta – przez kilka wieków zapisywała na glinianych tabliczkach wnioski ze swoich astronomicznych obserwacji. Te „astronomiczne pamiętniki” przyczyniły się do powstania pierwszej funkcjonalnej teorii planet i stanowiły prymitywny narodowy program bezpieczeństwa Królestwa Babilonii, pomagając przewidywać i interpretować rozmaite wydarzenia na niebie, a następnie tworzyć plany na podstawie tej wiedzy.

Ludzie szybko się przekonali, że prowadzone zapiski są niezwykle użyteczne. Tysiąc lat później dane te wpadły w ręce następnej ambitnej cywilizacji. Starożytni Grecy uważali, że musi istnieć jakiś niewidzialny kosmologiczny wzór, który wszystko ze sobą łączy. Astronomiczny almanach Babilończyków stanowił dla nich doskonały punkt odniesienia. Mitologia przyczyniła się do rozwoju filozofii i wkrótce filozofowie zaczęli formułować naukowe wnioski.

Kolejność wydarzeń była mniej więcej następująca: około dwóch i pół tysiąca lat temu grecki filozof i matematyk Pitagoras wysunął tezę, że Ziemia jest kulista, a nie płaska. Sto lat później tę samą teorię głosił Platon, który włożył sporo wysiłku w jej spopularyzowanie. Jednak dopiero jego najzdolniejszy uczeń Arystoteles jako pierwszy przedstawił prawdziwe dowody na kulistość Ziemi, zwracając uwagę na linię horyzontu i cienie widoczne podczas zaćmienia. Kolejne sto lat później Eratostenes zrobił następny krok do przodu, obliczając obwód tej okrągłej skały, którą nazywamy naszym domem, jedynie przy użyciu światła słonecznego i patyka. Jeżeli ktoś się zgubił, podsumowuję: wciąż jesteśmy w centrum wszechświata, ale nasza planeta jest już okrągła. Na razie wszystko idzie dobrze.

Przenieśmy się teraz szybko o prawie dwa tysiące lat do przodu, do okresu pierwszych kontrowersji. Mikołaj Kopernik zaskoczył przedstawicieli szesnastowiecznej kultury renesansu zaktualizowanym modelem wszechświata, publikując pracę _O obrotach sfer niebieskich_. Jego teoria heliocentryczna zakwestionowała tradycyjne, wyznawane przez wiele stuleci przekonanie, umieszczając w centrum wszechświata Słońce, a nie Ziemię jak dotychczas. Stanowiło to potencjalnie niebezpieczny ruch, ponieważ teoria Kopernika była sprzeczna z nauką Kościoła katolickiego. Jednak chociaż naukowiec podparł ją solidnymi wyliczeniami matematycznymi, okazały się one zrozumiałe tylko dla wąskiego grona naukowców, dlatego ogólna negatywna reakcja miała formę raczej lekceważenia i drwiny niż surowego potępienia.

Ta pobłażliwość skończyła się sto lat później, gdy Galileusz po raz pierwszy zwrócił ku niebu skonstruowany przez siebie teleskop. Prezentując empiryczne dowody, sprawił, że kontrowersyjna teoria kopernikańska znalazła się w centrum zainteresowania siedemnastowiecznego społeczeństwa. Tym razem dyskusje na jej temat nie ograniczyły się jedynie do środowisk akademickich.

Wnioski Galileusza były wyraźnie sprzeczne z nauką Kościoła, dlatego ten poczuł się zmuszony do reakcji. Siedemdziesiąt trzy lata po wydaniu przełomowej pracy Kopernika została ona wycofana z obrotu. Jednocześnie ogłoszono, że teoria heliocentryczna jest „głupia i absurdalna, filozoficznie fałszywa i formalnie heretyczna”. Ignorując ostrzeżenia, oburzony Galileusz postąpił wbrew nakazom papieża i opublikował swoją replikę _Dialog o dwu najważniejszych układach świata_, która szybko zyskała popularność i jeszcze bardziej rozdrażniła przedstawicieli Kościoła. Galileusz spotkał się z papieżem, żeby na spokojnie wyjaśnić mu swój punkt widzenia. Ostatecznie mężczyźni zgodzili się co do tego, że każdy z nich ma inne zdanie w tej sprawie, i uścisnęli sobie dłoń na pożegnanie.

Sprawdzam tylko, czy uważnie czytasz. Tak naprawdę książka została natychmiast zakazana przez Kościół, a rzymska inkwizycja pojmała Galileusza i postawiła go przed sądem. Pod groźbą tortur uczony odwołał swoje herezje w zamian za łagodne traktowanie i obiecał zawsze stać po stronie Kościoła. Przysiągł, że w przyszłości nie wypowie nigdy ani ustnie, ani pisemnie nic takiego, co mogłoby ściągnąć na niego podobne podejrzenie. Resztę życia spędził w areszcie domowym, zmarł w styczniu 1642 roku – smutny koniec jak na kogoś, kto tak bardzo przyczynił się do rozwoju nauki. Jednak upór Galileusza pomógł utorować drogę kolejnym wybitnym naukowcom podejmującym temat w miejscu, w którym on skończył. Jeszcze w tym samym roku w dniu Bożego Narodzenia gatunek Homo sapiens powitał w swoim gronie nowego członka, chłopca o imieniu Isaac.

Droga do ważnego olśnienia Newtona miała skromne początki. Widok jabłka spadającego z drzewa zainspirował go do sformułowania teorii grawitacji – koncepcji, do której odwołał się w swojej książce _Matematyczne zasady_ _filozofii naturalnej_, omawiającej uniwersalne prawa dynamiki. Gdyby porównać nauki Galileusza do ostrych noży raniących Kościół, to teorie Newtona były maścią, która niosła ukojenie. Newton, jako człowiek wiary, stwierdził, że grawitacja może być dowodem na ruch planet, ale nic nie mówi na temat siły sprawczej. „Bóg – mówił – rządzi wszystkimi rzeczami i wie o wszystkim, co jest albo co może być”. Oto unikatowy przykład kompromisowego podejścia Homo sapiens.

Dzięki ważnemu wkładowi w rozwój nauki Newton zyskał miano jednego z największych naukowców wszech czasów. Przez następne dwa stulecia jego przemyślenia na temat ruchu i grawitacji stanowiły nasze najbardziej kompleksowe zrozumienie tych zagadnień. Zmienił to dopiero Albert Einstein, którego ogólna teoria względności wprowadziła nowe radykalne koncepcje, takie jak zakrzywienie czasoprzestrzeni.

Na początku XX wieku gatunek Homo sapiens miał zestaw narzędzi, który wykraczał poza najśmielsze marzenia pradawnych Homo habilis. Współcześni ludzie potrafili już rozwiązać ważne kosmologiczne problemy, ale niewielkie grono pasjonatów matematyki nie było w stanie zmotywować społeczeństwa do wykorzystania tych nowych możliwości. Potrzebna była pomoc gawędziarzy, ponieważ na długo przed tym, jak powstały nauki ścisłe, powstał gatunek _science_ _fiction_, który rozbudził ludzką wyobraźnię.

Moje marzenie o locie kosmicznym nie zrodziło się na lekcji fizyki ani w firmie produkującej rakiety, w której pracowałam. Podobnie jak u wielu innych osób wszystko zaczęło się od czytania książek pod kołdrą z latarką w ręce, kiedy rodzice myśleli, że śpię. Zafascynowana opowieściami o dalekich podróżach zastanawiałam się, jak by to było, gdybym ja też poleciała w kosmos.

Pochłonęłam największe dzieła literackie XX wieku poświęcone tej tematyce: zjadłam zęby na _Ja, robot_ Isaaca Asimova i _Odysei_ _kosmicznej_ Arthura C. Clarke’a. Przez pewien czas byłam przekonana, że już nigdy nie odkryję powieści równie ekscytującej jak _Obcy w obcym kraju_ Roberta Heinleina. Ci genialni pisarze zapoczątkowali nowy gatunek literacki: _hard science_ _fiction_, ale podobnie jak wszystkie inne wybitne postacie w historii ludzkości czerpali oni z osiągnięć tych, którzy byli przed nimi. Albo, jeśli wolisz, z dokonań naszego wspólnego przodka.

Na początku XIX wieku francuski pisarz Juliusz Verne przesunął granice snucia opowieści o podróżach. Każda z jego książek, która ukazała się drukiem w czasopiśmie, była poprzedzona szczegółowymi badaniami. Dzięki drobiazgowemu i dokładnemu podejściu do pisania Verne stworzył nowy rodzaj dzieła literackiego: powieść naukową, która zawierała ekscytującą mieszankę informacji naukowych i wytworów ludzkiej wyobraźni. To właśnie spod jego pióra wyszły fantastyczne książki przygodowe _Podróż do wnętrza Ziemi_, _Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi_ czy _W osiemdziesiąt dni dookoła świata_. Przedstawiciel następnego pokolenia Herbert George Wells w podobny sposób porwał czytelników z całego świata, opowiadając im historie o odległych, niezbadanych miejscach, takie jak _Wehikuł czasu_ czy _Wojna światów_. Wszystkie te książki w dużym stopniu przyczyniły się do popularyzacji nowego gatunku – _science_ _fiction_, a wkrótce potem także do rozwoju samej nauki.

Od lat źródłem wielu innowacji naukowych są wytwory wyobraźni takich pisarzy jak Verne i Wells. Roboty, hologramy i statki kosmiczne pojawiły się w ich powieściach na długo przed tym, jak je fizycznie wynaleziono. Jednak największa siła pisarzy _science_ _fiction_ nie tkwiła w ich umiejętności przewidywania przyszłości, lecz w inspirowaniu ludzi. Opisane przez nich historie były tak żywe i wciągające, że zakorzeniły się w głowie czytelników, aż ci zaczęli się w końcu zastanawiać: „Co trzeba byłoby zrobić, żeby to stało się rzeczywistością?”.

Taka właśnie iskra rozpaliła się w umyśle młodego Amerykanina Roberta Goddarda, który po przeczytaniu _Wojny światów_ zamarzył o tym, żeby kiedyś wybudować własny statek kosmiczny. Podczas studiów doktoranckich z fizyki mógł korzystać z małego laboratorium na Clark University, w którym przeprowadzał eksperymenty na silniku rakietowym. Niektóre z nich zakończyły się eksplozjami, co zaniepokoiło władze uczelni. Goddard był pewien, że da się skonstruować rakietę tak potężną, że pokona ziemską grawitację, a może nawet poleci na Księżyc. I chociaż potrzebował wielu lat, żeby wyłożyć swoje racje sceptykom oraz przekonać rząd do zasponsorowania jego eksperymentów, nie zrezygnował z prac nad doskonaleniem swojego silnika. Twierdził, że rakiety prochowe uniemożliwiają dalsze prace nad rozwojem silnika i obniżają jego wydajność. Wreszcie w marcu 1926 roku jego upór się opłacił: z farmy jego cioci Effie w Auburn w stanie Massachusetts wystartowała pierwsza na świecie rakieta zasilana paliwem ciekłym. Jej lot trwał niecałe trzy sekundy, podczas których wzniosła się na wysokość zaledwie 12,5 metra, ale mimo to był dowodem na potencjał paliwa ciekłego. W tamtej chwili narodziła się współczesna technologia rakietowa, a jej początku wcale nie naznaczył wielki huk, lecz szybkie lądowanie na polu z kapustą.

Postęp naukowy nie zawsze jest liniowy; nierzadko rozwój przebiega kilkoma ścieżkami jednocześnie. W tym samym czasie, gdy Goddard po raz pierwszy przewracał kartki _Wojny światów_, po drugiej stronie globu Rosjanin Konstantin Ciołkowski rozważał ten sam pomysł, który zrodził się w jego głowie, kiedy był dzieckiem i przeczytał _Z Ziemi na Księżyc_ Verne’a. Mężczyzna zastanawiał się, co trzeba by zrobić, żeby ta fantastyczna historia o locie człowieka w kosmos stała się rzeczywistością.

Ciołkowski utyskiwał, że armata, którą wymyślił Verne, musiałaby mieć nierealnie długą lufę, żeby przyniosła pożądany efekt w prawdziwym życiu. Równocześnie szukał innych metod wystrzelenia człowieka na Księżyc. W setkach swoich publikacji podarował ludzkości kompleksową teorię lotów kosmicznych wraz z projektami wielostopniowej rakiety, która byłaby w stanie sprostać temu zadaniu. W _Eksploracji przestrzeni kosmicznej przy użyciu urządzeń rakietowych_ zawarł równanie, które dziś jest znane jako równanie Ciołkowskiego, i przedstawił dowód na to, że wielostopniowa rakieta napędzana płynnym wodorem i płynnym tlenem jest w stanie osiągnąć prędkość potrzebną do orbitowania wokół Ziemi.

Ciołkowski rozwiązał praktyczne problemy związane z wystrzeleniem rakiety z Ziemi, po czym przeniósł uwagę na środowisko kosmiczne i stworzył szczegółowe projekty statków i stacji kosmicznych, kolonii oraz systemów podtrzymywania życia, które zapewniałyby nam ochronę przed niegościnną próżnią. Tym, co go motywowało, było przekonanie, że Ziemia to tylko początek podróży ludzkości. Cała reszta wszechświata oferuje ogromne korzyści, a rezygnacja z nich wiąże się z wielkim ryzykiem. „Wiele już powiedziano o zaletach migracji do przestrzeni kosmicznej – ostrzegał. Ale nie da się wszystkiego powiedzieć ani nawet sobie wyobrazić”.

Alarmował, że porzucając pomysł podróży kosmicznych, ludzkość naraża się na liczne i straszne niebezpieczeństwa, które mogą „zmieść z powierzchni Ziemi wszystkie ślady człowieka i jego budowli”. Zwracał uwagę na takie problemy jak wyniszczające choroby zakaźne, rosnące temperatury, wyczerpanie zasobów naturalnych, a nawet wpływ asteroid. Co więcej, twierdził, że jeśli w jakiś sposób zdołamy sobie z tym wszystkim poradzić, nasz gatunek i tak będzie skazany na zagładę, ponieważ Słońce powoli umiera. Ciołkowski znacząco wyprzedzał swoje czasy: rozumiał, że życie na Ziemi ma określoną datę ważności, dlatego inwestycja w eksplorację kosmosu jest naszym kluczem do długoterminowego przetrwania. Jednak w obliczu wojny, która toczyła się tu, na Ziemi, trzeba było najpierw skupić się na najbliższych zagrożeniach. Ludzie zaczęli sobie uświadamiać, że technologia kosmiczna może mieć o wiele szersze zastosowanie niż tylko odkrywanie nieznanych miejsc.

W tej ekstremalnie krótkiej historii podróży kosmicznych musimy poświęcić kilka chwil na II wojnę światową, która do dziś jest uważana za najbardziej destrukcyjny konflikt w historii ludzkości. W wyniku działań wojennych zginęła niewyobrażalna liczba siedemdziesięciu pięciu milionów ludzi, czyli prawie trzy procent całej ówczesnej światowej populacji. Wśród ofiar było ponad dwukrotnie więcej cywilów niż personelu wojskowego, a główne przyczyny ich śmierci stanowiły masowe mordy, bombardowania i drugorzędne skutki wojny, takie jak głód i choroby. Był to mroczny i przesiąknięty destrukcją epizod w historii gatunku Homo sapiens. Jako jedną z licznych konsekwencji II wojny światowej można wymienić to, że uświadomiła nam, jak łatwo jest nas zniszczyć, a jednocześnie pokazała, że technologię można wykorzystywać do dobrych i złych celów oraz do takich, które są moralnie niejednoznaczne. Przede wszystkim jednak dobitnie nam przypomniała, że bez względu na to, z jakim trudem ludzkość wywalczyła sobie trwałość gatunku w ciągu tych setek tysięcy lat, może nadejść dzień, w którym upuścimy pałeczkę gwarantującą nam przetrwanie i nie będzie nikogo, kto ją przejmie, zanim bezpowrotnie ją stracimy. Nie będzie drugiej szansy: kurtyna opadnie, a nasz obiecujący gatunek zniknie z powierzchni Ziemi.

Wróćmy jednak do rozdartej wojną Europy, w której właśnie pojawiła się technologia rakietowa o ogromnym potencjale. Tak jak Verne i Wells zainspirowali Ciołkowskiego i Goddarda, tak samo prace tych dwóch naukowców wywarły wpływ na następne pokolenia, w tym na utalentowanego niemieckiego naukowca specjalizującego się w rakietach – Wernhera von Brauna. Podobnie jak jego poprzednicy już od dziecka miał obsesję na punkcie lotów kosmicznych, a jego ambicją było wysłanie człowieka na Księżyc. Kierując się tym marzeniem, skończył studia inżynierskie, a wtedy przedstawiciele armii niemieckiej dostrzegli jego talent i złożyli mu hojną ofertę: obiecali, że opłacą mu studia, jeśli zgodzi się wziąć udział w ich nowym programie, którego celem było skonstruowanie rakiety napędzanej paliwem ciekłym. Ta relacja mogła przynieść korzyści obu stronom. Niestety wkrótce po tym, jak von Braun podpisał umowę z wojskiem, kanclerzem Niemiec został Adolf Hitler.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij