Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Nie ten brat - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
2 grudnia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nie ten brat - ebook

Książka autorki Jego asystentka, Bezwzględny i Przybrany brat!
Kiedy osiemnastoletnia Gwen poznaje Caleba uważa, że właśnie spotkała swój ideał. Chłopak jest po prostu perfekcyjny. Zaczynają się ze sobą umawiać, a świat nie może być piękniejszy, aż do momentu… gdy związek się kończy.
Gwen zostaje zupełnie sama. Bez dachu nad głową, bez pieniędzy i w dodatku z małym sercem bijącym w rytm jej własnego. Co ona teraz pocznie?
Zmuszona porzucić szkołę kulinarną, pracę, której potrzebuje, i dom, który stworzyła z Calebem, znajduje ratunek w niespodziewanym miejscu. Nathan, brat Caleba, oferuje Gwen zamieszkanie w jego domu. Mężczyzna może jej pomóc ze względu na Caleba, ale to nie znaczy, że obdarzy ją ciepłymi słowami.
Nathan jest bardzo skryty, a jego serce wydaje się zamarznięte. Czy jednak istnieje szansa, żeby on i Gwen zostali chociaż przyjaciółmi?
Opis pochodzi od wydawcy.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8320-326-3
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Spaceruję brzegiem plaży, z każdym kolejnym krokiem moje stopy zanurzają się w delikatnym piasku. Spoglądam przez ramię, uśmiecham się do śladów, które pozostawiłam za sobą. Odciski stóp to taka wspaniała rzecz, nawet jeśli nie zawsze są widoczne. Dają do myślenia. Kto przede mną podążał tą ścieżką? Kto podróżuje tą samą drogą co ja? Jakie oni mieli troski? Kogo kochali? Czy wciąż żyją?

Życie jest takie piękne.

Teraz wszystko jest dobrze. Nie, nawet wszystko jest świetnie. Jest spokojnie. Jestem szczęśliwa.

– Czy mogę się przyłączyć? – Dwa kroki za mną nieznany głos zadaje mi pytanie.

Spoglądam w stronę mężczyzny, a moje serce na chwilę przestaje bić. Wpatruję się w niego, w jego twarz, oczy, których koloru nie potrafię nazwać. Są jasnobrązowe, zbliżone tonem do mlecznej czekolady. Tak łatwo i tak prędko się w nich zatracam. Wszystkie dźwięki dookoła słabną, słyszę w uszach bicie mojego serca. Czuję, jak przyspieszone tętno przetacza się przez moje ciało.

Uśmiecha się do mnie powoli i ze swobodą. Twarz mu się rozjaśnia. Jest taki przystojny, taki piękny. Ma ciemne, pomierzwione włosy, które są na tyle długie, by założyć je za ucho. Odbijające się od nich światło to najpiękniejszy widok.

Słońce zatrzymuje się na każdym zagięciu i konturze jego wyrzeźbionej klatki. Ma szczupłe ciało, jakiego nigdy wcześniej nie widziałam.

– Rety – mówię pod nosem bez zastanowienia.

Ze wstydu zaczyna płonąć mi twarz. Dlaczego powiedziałam to na głos? Jestem pewna, że wyglądam jak burak. Żenujące.

Uśmiech na jego twarzy się powiększa. W okolicach kącików oczu pojawiają się drobne zmarszczki. Zdecydowanie go to rozbawiło.

– Mam na imię Caleb.

– Caleb – powtarzam. Jego imię smakuje przyjemnie, brzmi dobrze. Chcę wypowiedzieć je jeszcze raz. – Jestem Gwen.

– Świetnie cię poznać, Gwen. – Jego uśmiech słabnie, dopiero kiedy podnosi moje knykcie do swoich ust i składa na nich najdelikatniejszy pocałunek.

Nie może mieć więcej niż dwadzieścia lat, a taki już z niego dżentelmen.

Nigdy nie umyję już tej dłoni.

Kiedy wypuszcza moją rękę, wbijam wzrok w piasek pod stopami. Tą samą dłonią zakładam kosmyk włosów za ucho; ledwo mogę się powstrzymać, by nie dotknąć tego miejsca, które z taką słodkością pocałował.

– Czy mogę się do ciebie przyłączyć? – pyta.

To, z jaką swobodą się uśmiecha, jest zaraźliwe. Wygląda na tak szczęśliwego, beztroskiego. Nigdy nie spotkałam osoby, która byłaby tak wyraźnie pogodna. Emanuje tym cały, jak gdyby emitował jakieś fale. Niemalże mogę zauważyć poświatę płynącą z jego ciała.

– Masz zamiar mnie zamordować? – W duchu krzyczę sama na siebie, żeby się zamknąć. Brzmię jak jakaś idiotka. Dlaczego zawsze to robię? Czy nie jestem w stanie prowadzić normalnej rozmowy?

– Uwierzysz mi, jeśli odpowiem na to pytanie? – Ma rację. – Chodzi o to, że jakkolwiek odpowiem, nie będziesz wiedziała, czy to prawda, aż nie zacznę chorego i paskudnego planu, który jako morderca stworzyłbym w swojej głowie. – Robi krok w moim kierunku. Kiedy uśmiecha się z zamkniętymi ustami, na jego policzkach pojawiają się dwa delikatne dołeczki. Chyba próbuje udać maniakalny uśmiech szalonej osoby, ale jest zbyt słodki, żeby mu to wyszło.

– Trafna uwaga. – Również obdarzam go uśmiechem.

– To jest to! – szczerzy się i zatrzymuje mnie, kładąc ręce na moich ramionach. Jego ciepłe palce i dłonie na mojej zimnej skórze powodują mrowienie w miejscach, o których nawet nie miałam pojęcia. Odwraca się, by stanąć naprzeciwko mnie, zasłania słońce swoją głową. Patrzę w górę, nie jestem w stanie prawie nic dojrzeć z powodu cienia, który pomiędzy nami rzuca.

– To co? – Zaciskam usta, próbując się nie uśmiechać.

– To ten moment, w którym skradłaś mi serce – ogłasza, a jego oczy błyszczą. Dłonie wciąż trzyma na moich ramionach.

Zanim jestem w stanie to powstrzymać, zaczynam się głośno śmiać.

– Naprawdę?

– Ej! To był mój najlepszy tekst na podryw.

– Jasne – parskam, przewracając oczami. Widzę, jak jakiś mężczyzna idzie z psem blisko miejsca, gdzie fale delikatnie całują piasek. – Czy to jakiś dowcip?

Patrzę cały czas na tego człowieka i jego radosnego, skaczącego psa. Nie jestem w stanie popatrzeć na Caleba przez brak pewności siebie. Obawiam się odrzucenia, które mogłabym wyczytać z jego oczu.

– Jakiemu dupkowi uwierzyłaś, że nie jesteś wystarczająco dobra?

Palą mnie policzki.

– To nie o to chodzi. – Odwracam się w kierunku, w którym podążałam, i zaczynam iść.

Caleb jest o krok za mną.

– Więc, mieszkasz gdzieś w pobliżu? – pyta uprzejmie, a ja cieszę się, że nie naciskał na wytłumaczenie mojego braku pewności siebie.

– Od urodzenia.

– Przyjemne miejsce. Byliśmy tu już kilka razy.

– Byliśmy? – Przygryzam usta, nie mogę znieść mojego rozczarowania tym, że tu nie mieszka.

– Mój brat, mama i tato. – Gołą stopą podbija fragment starych wodorostów.

Oboje patrzymy, jak leci w powietrzu, a potem razem wybuchamy śmiechem na widok rzucającego się w pogoń za glonami psa, który ciągnie swojego właściciela ze sobą.

– Masz jakieś rodzeństwo?

– Nie, moja mama nie ma najmocniejszego instynktu macierzyńskiego.

Marszczy brwi, przekrzywiając głowę. Teraz widzi wyraźnie moją twarz.

– Nie brzmi to dobrze.

Zaciskam usta, żałuję, że to powiedziałam. Ostatnie, czego potrzebuję, to zrobić z siebie człowieka o tkliwej historii.

– Podoba ci się w Skegness?

– Tak. To przyjemne nadmorskie miasteczko.

– Takie właśnie jest.

Pomiędzy nami zapada przyjemna cisza, tylko wiatr niesie ze sobą radosne krzyki ludzi z małego parku rozrywki znajdującego się nieco ponad milę stąd. Skegness jest tak małe, że da się usłyszeć krzyki tak naprawdę z każdego miejsca, jeśli dobrze się wsłuchać. A do tego powietrze zawsze pachnie tu słoną morską wodą.

– Więc… Gwen to zdrobnienie od…?

– Guinevere.

– Ciekawe imię.

– Pasuje do mojej osobowości jak ulał. – Wyczarowuję uśmiech, a on odpowiada:

– Oj, tak, pasuje.

Rzucam mu spojrzenie kątem oka.

– Caleb to tylko Caleb, tak?

Uśmiech pozostaje na jego twarzy. Ja też chciałabym się tak pięknie uśmiechać cały czas.

– Tak. A ile masz lat, Gwenny?

– Gwenny? – Parskam śmiechem, unosząc brew. Nie jestem pewna, czy to mi się podoba.

– Jeśli chcemy odstawiać cały ten cyrk z randkami, będziemy musieli się jakoś pieszczotliwie nazywać. Jak będziesz na mnie mówić?

Randki? Pieszczotliwe zdrobnienia? Ten przystojny mężczyzna chce się ze mną spotykać?

– Yyy…

Macha na mnie ręką.

– To nie jest ważne. Takie detale możemy omówić następnym razem. Więc… Twój wiek?

– Czy ty tworzysz mój profil? Upewniasz się, że jestem odpowiednim celem, który trafi na twoją listę ofiar? Co mam wspólnego z innymi? Czy to moje zielone oczy, czy może bijąca ode mnie młodość? – żartuję.

Odrzuca głowę w tył i śmieje się. To piękny dźwięk.

– Wiesz, Gwenny… – Otula mnie ramieniem tak zwyczajnie, jakbyśmy znali się latami. – Dziś jest cudowny dzień. – Przyciąga mnie mocniej do siebie, czuję zapach kokosów na jego skórze. To na pewno krem przeciwsłoneczny, co nie zmienia faktu, że pachnie pysznie. – Ale bądźmy poważni. Ja mam dwadzieścia lat. Skończyłem je dwadzieścia dwa tygodnie temu.

– Ja mam osiemnaście. Za pięć miesięcy będę mieć dziewiętnaście.

– Idealnie pasujesz do mojego profilu – stwierdza. Z twarzy znika mu uśmiech i zastępuje go nieudolny uśmieszek psychola. Jest zbyt słodki, żeby tak wyglądać. – Czy jest tu jakieś spokojne, ciche miejsce, gdzie mógłbym pokazać ci moje prawdziwe oblicze szaleńca, rozczłonkować cię, a potem wrzucić twoje części ciała do oceanu na pożarcie rekinom?

Próbuję powstrzymać się przed śmiechem, ale nie mogę. Zachowuję się jak jakaś lafirynda.

Skręcamy, zanim docieramy do chodnika, i wracamy tam, skąd przyszliśmy. Zdejmuje rękę z mojego ramienia, ale pozostaje blisko, kiedy tak idziemy w ciszy obok siebie po złotym piasku. Wiatr wpija się w kawałek skóry, gdzie jeszcze chwilę temu znalazła schronienie jego dłoń.

Chcę z powrotem mieć na sobie jego rękę.

– Spotkamy się w tym miejscu… – Zatrzymuje się znowu po kilku minutach niespiesznego spaceru, tupie nogą o piasek, a potem rozrzuca ręce, pokazując mi miejsce. – Jutro o tej samej godzinie. – Pochyla się w moją stronę, opuszczając głowę tak, by złapać mój wzrok. – Pasuje ci to, Gwenny?

– Nie chcesz mojego numeru? – Jestem pewna, że tak właśnie normalnie się to robi.

Zaprzecza ruchem głowy.

– Czuję, że dostałbym wiadomość w stylu przeprosin. Tak sobie myślę… Skoro nie będziesz miała jak mnie zawieść, to tego nie zrobisz.

– Sprytne. – Szczerzę się w uśmiechu. Wydaje się, że jest dobry w odczytywaniu ludzi, bo dokładnie przewidział, co bym zrobiła. – Podoba mi się to.

– Dobrze, chodź. Może lody? Ja stawiam.

– Nie jesteś ubrany – ogłaszam, wskazując na jego ciemnoniebieskie szorty z motywem kwiatowym. Tylko tyle ma na sobie, brakuje mu koszulki.

Przez chwilę jakby się nad tym zastanawia, a potem obdarza mnie swoim filuternym spojrzeniem.

– Nic ci nie umknie, co?

W odpowiedzi wzruszam ramionami, a Caleb mówi dalej:

– Nigdy nie widziałem piękniejszych oczu niż twoje.

Moje serce stuka. Stuk. Stuk. Stuk.

– Co… Co to ma wspólnego z twoim na wpół nagim strojem? – dukam, próbując uspokoić rosnącą we mnie temperaturę.

– Jeśli bycie półnagim oznacza, że będziesz patrzeć tak na mnie tymi swoimi oczami, to nie zamierzam się nigdy ubierać.

Chichoczę, a potem przekrzywiam głowę na bok, moje włosy dzielą nas niczym zasłona. Zaczesuje je za ucho, na jego twarz wraca uśmiech. Zapach ciała mężczyzny jest wciąż tak mocny, a ciepło bijące od niego sprawia, że ja, dziewica, rozpalam się. Mój żar mógłby niejedną zakonnicę przyprawić o rumieniec.

– Więc co, lody?

– Jasne.

– Znam świetne miejsce, o, tam, niedaleko skał. Nie będziemy nawet musieli schodzić z piasku. – Pochyla głowę, oczy skrzą mu się figlarnie. – To miejsce publiczne, oczywiście.

– Chętnie, tak.

Zabiera mnie na lody i siada naprzeciwko na piasku. Od czasu do czasu karmi mnie czekoladowymi kawałkami, podając je na końcu wafelka. To takie miłe. On jest taki ładny. Cała sytuacja wydaje mi się nierealna. Takie rzeczy nie przytrafiają się ot tak po prostu. Nie jestem nikim wyjątkowym. Tak naprawdę od zawsze byłam praktycznie niewidzialna dla drugiej płci, dlatego też jest to dla mnie całkiem nowe doświadczenie. Nie wiem, czy to z powodu mojej naiwności, niewinności, czy może z braku jakiegokolwiek doświadczenia, zakochuję się w nim z taką łatwością.

Jest słodki, a do tego czarujący i radosny. Przebywanie z nim powoduje, że czuję się tak, jak on. Ma zaraźliwy uśmiech, a do tego pięknie się śmieje. Widoczne uwielbienie życia szybko mi się udziela. Gdyby zaproponował wspólny skok z samolotu, żeby poczuć zastrzyk adrenaliny, zrobiłabym to. Jest niebezpieczny, uzależniający, a każda spędzona z nim minuta powoduje, że tracę kawałek serca i przyłączam go do jego.

Moja mama dostałaby chyba zawału na wieść o tym, z jaką łatwością poszłam gdzieś z obcym mężczyzną, nie wspominając już o dzieleniu się z nim jedzeniem. Nie jest to bezpieczne, ale z jakiegoś powodu mu ufam. Nawet jeśli nie powinnam, to ufam. Do tego jeszcze nie zeszliśmy z miejsc publicznych.

Jest tak atrakcyjny i przyjacielski, nie wspominając już o tym, jak boski. Nieprzyzwoicie boski.

Nigdy nie byłam śmieszką, ale przy nim dużo chichoczę. Nawet za dużo. Pewnie wyglądam jak jakaś idiotka.

Za każdym razem, kiedy widzi moją radosną reakcję, sam uśmiecha się szeroko, jest dumny z siebie.

– Robi się późno. Odprowadzę cię na twoją ulicę – oświadcza i wyciąga rękę, żebym ją złapała.

Robię to.

– A jutro spotkamy się w tym samym miejscu. Jeśli nie przyjdziesz, nie będę urażony.

Oj, przyjdę. Zdecydowanie się pojawię.

– Okej. A jeśli ty nie przyjdziesz…

Kładzie palce na moich ustach.

– Nie opowiadaj takich bzdur. Przyjdę.

Robi mi się ciepło na sercu, temperatura niebezpiecznie rośnie.

Idziemy po spękanym chodniku, trzymając się za ręce. Pięć minut później zatrzymujemy się na rogu mojej ulicy.

Jedną dłonią muska moją rękę i podnosi nasze splecione palce, by przycisnąć je do piersi, drugą dłoń kładzie mi na karku.

– Jutro.

– Jutro. – Przełykam ślinę i wzdrygam się, kiedy ustami dotyka mojego policzka.

Wypuszcza mnie, co wywołuje moje rozczarowanie, a potem idzie z powrotem w kierunku plaży. Widzę, jak uśmiecha się do mnie, patrząc przez ramię, następnie odwracam się na pięcie i biegnę do domu.

– Mamo! – wykrzykuję, wpadając przez drzwi, potem biegnę w górę po schodach, żeby rzucić się w końcu na łóżko.

Telefon, który ładował się w ciągu dnia, rozświetla się, kiedy tylko przesuwam palcem po ekranie. Nie jestem wcale zaskoczona brakiem jakichkolwiek powiadomień. Lista moich znajomych jest bardzo krótka.

– Co? – woła ostrym tonem, po czym wchodzi do mojego pokoju. Wygląda na zmęczoną i poirytowaną. – O co chodzi?

– Spotkałam chłopaka! – Promienieję uśmiechem, krzyżując nogi i siadając na nich, przyciskam do siebie mocno poduszkę. – Ale on jest totalnie cudowny, mamo.

Przewraca oczami.

– Brawo. Tylko żebyś nie zaszła w ciążę. – Trzaska drzwiami mojego pokoju na odchodne.

Przypomnienie dla siebie: nie budzić mamy po nocnej zmianie, żeby opowiadać jej o chłopakach. To może ją wkurzyć.

Moja mama może czasami być wredna, ale która tego nie potrafi? Oczywiście, kocha mnie, ale z zasady jestem kłopotem. Wiem, że zajmowała się mną całe moje życie, i wiem też, że jest dumna z tego, jak mogę żyć życiem, którego ona nie miała. Ciężko na to pracuje; to nie tak, że jestem zdana sama na siebie. Chcę iść na studia po szkole średniej, którą kończę w lecie; zostałam już nawet przyjęta na kilka pobliskich uniwersytetów. Ale mój problem to pieniądze. Dostanę kredyt studencki, ale nie chcę dużych kwot, żeby nie popaść w długi.

Więc pracujemy z mamą jak woły, żeby odłożyć pieniądze na uniwersytet: nie tylko wydatki związane z życiem codziennym, ale także wszystkie dodatkowe koszty nauki.

Robię sobie godzinną drzemkę, biorę prysznic i szykuję się do pracy. Dzisiaj pracuję w „Chicago”, klubie w miasteczku. Jutro będę pracować w kawiarni przez większą część poranka, a potem będę na plaży z Calebem.

Pracowita noc i pracowity dzień. Świetnie.

Siedzę na piasku, jest przyjemnie z powodu bryzy, i nagle czuję, jak siada obok mnie.

– Przyszłaś.

Dlaczego słyszę w jego głosie ulgę, a także wyczuwam nutkę zdziwienia?

– Oczywiście, że przyszłam – mówię, jakby nawet myśl o czymś innym była odrażająca.

I tak by było. Nie było mowy o wystawieniu go, chociaż wiem, że to nie ma przyszłości. Wciąż jednak nie chcę stracić swojej szansy na lepsze poznanie się nawzajem.

Siedzimy przez chwilę w ciszy i patrzymy, jak fale uderzają o brzeg.

Jego ręka powoli zbliża się do mojej.

– Wyglądasz na pogrążoną w myślach.

– Jestem tylko zmęczona. – Udowadniam mu to, ziewając.

– Chciałabyś pójść do domu?

– Nie. – Naprawdę, szczerze, nie chciałabym. Chcę zostać tu na zawsze. Czuję się tu dobrze, jestem szczęśliwa. – Jak masz na nazwisko?

– Tworzysz mój profil? – żartuje sobie, a ja zdzielam go w zabawie w rękę. – O matko, mamy na sali oprawcę! Lekarza! Lekarza!

– Ale jesteś dziwny – śmieję się i wstaję.

Bierze mnie za rękę, podnosi się, żeby na mnie popatrzeć.

– No to co ty tu robisz? – pytam. – Jest tyle innych miejsc. Po twoim akcencie wiem, że jesteś spoza miasta. Na pewno Skegness nie było twoim pierwszym wyborem, co?

Wzrusza ramionami.

– Mój tata otwiera sklep w pobliżu. Przywiózł ze sobą mnie i mojego starszego brata.

– Sklep? – Zamęczam go pytaniami, zauważam, jak policzki lekko mu różowieją. – Jesteś na studiach?

Uśmiecha się szeroko, po czym kiwa głową.

– Tak. Oxford.

Imponujące.

– Brawa dla ciebie. – Zaczynamy iść brzegiem plaży. – Co studiujesz?

– Prawo.

Bardzo imponujące.

– Całkiem nieźle.

– A ty?

– Chcę studiować sztukę kulinarną.

– Potrafisz gotować?

Wzruszam ramionami.

– Próbuję. Kiedy wyjeżdżasz?

– Nigdy. – Rozpromienia się w uśmiechu, ujmuje moją dłoń w swoją. – Właśnie znalazłem tu dziewczynę moich marzeń. Dlaczego miałbym wyjeżdżać?

Parskam śmiechem, po czym przewracam oczami.

– Teraz już wiem, że chcesz się dostać tylko do moich majtek.

– Niee – mówi niczym marudne dziecko. – Obiecuję ci, że nawet nie będę tego próbować. Ani razu. Nie zrobię tego do czasu, kiedy ty nie zaczniesz mnie o to błagać.

Świetnie, teraz znowu chichoczę.

– Bądź poważny. Kiedy wyjeżdżasz?

– Składam ci tutaj w ofierze moje serce, a ty już próbujesz się mnie pozbyć? – Układa dłoń na swojej piersi, po czym zatacza się w tył w zabawny sposób, tak, jakbym go właśnie postrzeliła.

– Przestań – strofuję go, ale nie wychodzi mi to zbytnio, bo zaczynam się śmiać.

Zarzuca rękę na moje ramiona i przyciąga do siebie, więc wzdycham, pokonał mnie.

– Dobra, nie mów mi.

Twarz mu poważnieje.

– Mówię na serio, Gwenny. Nigdy już z nimi nie wrócę.

Dłonie mi się pocą. Obawiałam się tego momentu przez cały dzień. Słońce wreszcie zachodzi, chociaż tutaj tego nie widać, tak jak nad innymi wodami. Tu niebo po prostu robi się ciemniejsze.

– Chciałabym zobaczyć praw dziwy zachód słońca. Taki, który sprawia, że niebo wygląda, jakby było w ogniu.

– Pewnego dnia pocałuję cię na tle prawdziwego zachodu słońca na plaży pełnej białego piasku – obiecuje.

Odrzucam głowę w tył i śmieję się, zapominam od razu o moich troskach.

– Jeszcze nie pocałowałeś mnie na tej plaży pod tym szarzejącym niebem, a już planujesz ognisty nieboskłon i białe piaski?

– Musimy temu w takim razie zaradzić. – Rozpromienia się i idzie tyłem przede mną.

Patrzę na nasze ślady stóp, kiedy tak spacerujemy, chciałabym zrobić z nich odlew, który miałabym na zawsze. Nawet jeśli to wszystko skończy się tak szybko, jak się zaczęło, będę mogła wielbić ten moment przez wieczność.

– Więc co teraz robimy? – pytam, kiedy zatrzymujemy się w miejscu, gdzie się spotkaliśmy, i przyglądamy się wodzie.

Ma szelmowski uśmiech.

– Myślałem, że będę cię całować.

Czerwienię się.

– O, mmm…

– No chyba że nie chcesz.

– Chcę – wyrzucam z siebie, a twarz pali mnie jeszcze bardziej. – Tylko… nie całowałam żadnego chłopaka od momentu, kiedy miałam dwanaście lat.

Nienawidzę samej siebie. Po co w ogóle mu o tym mówię? Mogłam przecież improwizować.

Unosi brwi wysoko.

– Och.

– I on… No on nie potrafił tego. A może to ja nie potrafiłam. Pamiętam, że tamtego dnia moje usta się wykąpały i zdecydowanie im się to nie podobało – plotę bez ładu i składu. – Ale ciebie chciałabym pocałować. Naprawdę. – Niech ktoś przyniesie mi broń, żebym mogła ze sobą skończyć. – Czy to… źle?

– Nie, tylko… Jesteś taka piękna. Niemożliwe jest, żeby twoje usta nawiedzały jedynie moje myśli.

Przygryzam wargi i wzruszam ramionami.

– Zawsze byłam cicha. Myślę, że wszyscy tak jakby mnie pomijają.

Ujmuje moją twarz w swoje ciepłe dłonie i spogląda mi prosto w oczy.

– I w to nie jestem w stanie uwierzyć. Może nie byli tak odważni jak ja.

– Na szczęście nie byli – mamroczę pod nosem, a jego twarz jeszcze bardziej się rozświetla.

– Teraz cię pocałuję – ogłasza, po czym robi krok w moim kierunku.

– Okej – wysapuję, unosząc usta do jego ust.

Spotykamy się w połowie drogi.

Nigdy nie lubiłam dramatyzmu, ale mogę otwarcie powiedzieć, że w tym momencie czas się zatrzymał. Jego usta poruszają się na moich tak, jakby stworzono je wyłącznie po to. Przejmuje kontrolę, ucząc mnie, jest cierpliwy i powolny. Cieszy mnie to. Moje ciało drży z napięcia i ekscytacji. Dłonią trzyma mój kark, a z jego gardła wydobywa się niski pomruk, kiedy wślizguje się językiem do moich ust. Pocałunek staje się głębszy.

Każda część mnie wrze. Nigdy w życiu nie czułam takiej wrażliwości na wszystko. Nawet bryza powoduje, że skóra mnie mrowi.

Nigdy nie wierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia, a już na pewno nie w to, że może przydarzyć się właśnie mnie.

A przydarzyła się. Jestem tego pewna, czuję to w moich kościach.

Znalazłam mężczyznę, o jakim marzy każda kobieta, i teraz go już nie opuszczę.ROZDZIAŁ 2

Caleb przygryza dolną wargę, kiedy zbliżamy się do podjazdu przy moim domu. Po dwóch tygodniach spotykania się przychodzi moment, w którym pozna moją mamę. Oczywiście, powiedziałam jej o nim, ale nie zdradziłam zbyt wielu szczegółów. Obie byłyśmy zbyt zajęte, żeby uczciwie porozmawiać, a do tego wszystkiego każdą wolną chwilę spędzałam z Calebem. Jest idealny, tak cholernie idealny. Uwielbiam z nim być. Tak jak obiecał, nie wrócił jeszcze do domu. Czuję się winna odizolowania go od rodziny, ale to była jego decyzja. Jeśli tu jest najszczęśliwszy, to ja nie będę narzekać. Niemniej jednak unikanie przez niego tego tematu przysporzyło mi odrobinę troski.

– Zdenerwowany? – pytam, uśmiechając się ironicznie. Zaciskam palce wokół jego palców.

– Jeśli znienawidzi mnie i każe ci mnie zostawić, to zrobisz to? – Jego jasnobrązowe oczy migoczą łobuzersko, ale widzę też nerwowość przytłaczającą ten bijący od niego blask.

– Nigdy – obiecuję. Jestem szczera. Moja mama nie ma żadnych podstaw, by go znienawidzić, ale jeśli z jakiegoś dziwnego powodu tak będzie, to za mało, żebym go zostawiła.

Mam osiemnaście lat, jestem na tyle duża, żeby sama decydować o swoim życiu. Wybrałam Caleba.

– Chodź. – Ciągnę go za rękę, po czym popycham drzwi, by je otworzyć. – Mamo?

– Jestem w kuchni – odzywa się.

Uśmiecham się pokrzepiająco do mojego wybranka i prowadzę go przez korytarz.

– Witaj, Calebie. Jestem Dawn. Miło cię poznać.

Caleb potrząsa jej dłonią, a potem kiwa głową.

– Panią również, pani Dawn.

Mama siada przy małym stoliku dla czterech osób i ruchem ręki zaprasza nas do niego.

Mam spocone dłonie, jestem tak zdenerwowana. To pierwszy chłopak przyprowadzony przeze mnie do domu. W ogóle pierwszy koleś, który został moim chłopakiem.

Jedno jest pewne: mam bardzo dobry gust.

Mama myśli tak samo, wnioskuję to po puszczonym do mnie oczku.

– Więc… studiujesz prawo?

– Tak, proszę pani – odzywa się Caleb. Niewielki nerwowy uśmiech igra w kącikach jego ust.

– Na Oxfordzie?

– Tak.

– No to jak, twoim zdaniem, będzie wyglądać relacja pomiędzy tobą a Gwen? – Mama przybiera srogą minę.

Rany. Kobieta nie traci czasu. Nie wiem, czy powinnam być przerażona tym pytaniem, czy może tylko poirytowana. Może powinnam odczuwać i jedno, i drugie?

– Mamo – ostrzegam ją, na co Caleb bez zawahania uśmiecha się szerzej.

– Przeprowadzam się tu.

– Co na to twoi rodzice? – pyta mama i spogląda na mnie.

Dlaczego tak na mnie patrzy?

– Nie będzie im się to podobać, ale to ja podejmuję decyzję. – Wzrusza lekko ramionami.

Mama wzdycha i kręci głową.

– To twój wybór, ale porzucanie tak świetnej ścieżki edukacyjnej dla dziewczyny, którą znasz jedynie dwa tygodnie, wydaje się co najmniej absurdalne.

– Mamo! – wydaję zduszony okrzyk.

Caleb znów wzrusza ramionami.

– Wiem, co jest dla mnie najlepsze, a jeśli to absurdalny wybór, przyznaję się do tego.

– Jesteś czarujący. – Oczy mamy się zwężają, jest nieufna w stosunku do siedzącego przed nią człowieka.

Przyglądamy się, czekamy, kiedy ona wstaje i podchodzi do szuflad.

Co robi? Co to za paczka? O mój Boże, o nie.

Rzuca opakowanie na stół, a wtedy kilka prezerwatyw wypada z pękatego wnętrza.

– Nie zrób jej dziecka. Może i chcesz zrezygnować dla niej ze swojej edukacji, ale…

Składam ręce na stole i chowam w nich twarz. Jestem zażenowana. Nie ma we mnie miejsca na jakiekolwiek inne emocje.

– Proszę się nie martwić. – Caleb macha ręką. – Bezpieczeństwo przede wszystkim. Daję słowo.

Rany, jemu się to podoba.

– Caleb!

– Tylko mówię – ogłasza, próbując opanować uśmiech, co mu się nie udaje, bo już zaraz oślepia mnie tym wyrazem twarzy. – Obiecuję zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby Gwenny pozostała w szkole do czasu ukończenia edukacji z dyplomem.

To podoba się mojej mamie, widzę jej szeroki uśmiech.

– Dobrze – kontynuuje po długim wydechu. – Więc opowiedz mi o swoich planach. Mam nadzieję, że nie zamierzasz się tu wprowadzić…

– Zacząłem już szukać jakiegoś mieszkania w pobliżu uniwersytetu – mówi. Kładzie dłoń na mojej dłoni leżącej stole. – Mam fundusz powierniczy, pieniądze więc nie są problemem.

Fundusz powierniczy? Dlaczego dowiaduję się tych wszystkich rzeczy na jego temat dopiero teraz? Wiem, że przecież minęły dopiero dwa tygodnie, od kiedy zaczęliśmy się spotykać, ale musiał wiedzieć, że moja mama może go zapytać o takie sprawy. Czy nie lepiej byłoby przedyskutować to ze mną wcześniej?

– W porządku. – Mama kiwa głową, nadyma lekko usta, myśląc nad czymś. – No cóż, jesteś dorosły. To twoje życie, zrobisz, jak uważasz. Ale za to ty – wcelowuje we mnie spojrzenie – nie odbierz tego źle, ale to tylko chłopak. Nie daj się rozproszyć.

– Okej. – Wzdycham, a do tego przewracam oczami.

Nie jestem głupia. Naprawdę lubię Caleba, ale od małego chciałam iść na studia. To dla mnie ważne, by zdobyć wykształcenie potrzebne do tego, żeby zostać świetnym szefem kuchni.

Nie mamy rodziny. Rodzice mojej mamy zostawili ją, kiedy zaszła w ciążę, i nawet nie wiem, czy ona wie, kto jest moim tatą. Obstawiam, że jestem efektem niezbyt udanej jednonocnej przygody, ale nie potrafię mamy za to nienawidzić i nigdy nie będę w stanie.

Chyba dzieje się tak teraz coraz częściej, że ludzie wychowują się bez ojców. Pomimo tego wyrosłam i wszystko ze mną w porządku, chociaż nie mogę zaprzeczyć, że czasami na widok ojców wraz ze swoimi córkami czuję ukłucie zazdrości w sercu.

– A! I jeśli zajdziesz w ciążę, a on cię zostawi, to nie oczekuj, że będziesz mogła tu wrócić. – Mama patrzy na mnie spode łba.

Caleb marszczy brwi, ale nie mówi ani słowa, a ja jedynie kiwam głową. Co mogłabym odpowiedzieć na takie stwierdzenie? Uważam to jedynie za niezłą hipokryzję, biorąc pod uwagę, jak sama wylądowała w ciąży, ale cóż. Nie ma sensu pochylać się nad czymś, co nigdy się nie wydarzy.

– Więc… – Teraz uśmiecha się ciepło, cała powaga z niej wyparowała. – Może pizza i jakiś film?

– Jupi! – Uśmiecham się szczerze.

Caleb spogląda na mnie.

– „Jupi”? Kto tak mówi?

– Zobaczysz, często jej się zdarza mówić coś, czego nikt inny nie używa. Powodzenia.

– Dużo ludzi mówi „jupi” – fukam.

– Nie ci normalni – mruczy figlarnie Caleb i chwyta mnie za brodę. – Ale ja nie lubię normalnych, więc wszystko w porządku. – Następnie uśmiecha się szeroko, wyrzuca ręce w powietrze i skanduje wysokim tonem. – Jupi!

– Ale z ciebie dziwak.

Kiedy wstępne powitanie dobiega już końca, a mama oraz Caleb zostali sobie przedstawieni, przechodzimy do salonu. Wraz z Calebem siadamy obok siebie na kanapie, a mama zasiada na fotelu po naszej prawej stronie. Oglądamy jakiś film akcji w telewizji. Nie jestem nim zainteresowana, pochłonęła mnie bitwa na kciuki z tym kolesiem, który siedzi obok.

Zastanawiam się, czy całe to gadanie na temat ciąży wywołało u niego jakieś myśli na temat seksu. Ja nie mogę przestać o tym myśleć, kiedy mnie całuje i powoduje, że czuję się tak zmysłowa i sfrustrowana jednocześnie. Jednak jeszcze nie jestem gotowa na ten krok.

Czy w jego odczuciu będę oziębła, jeśli mu odmówię?

Mam taką zasadę, której nauczyła mnie mama: „jeśli nie jesteś w stanie pokazać się komuś naga i czuć się komfortowo, to w pewnym sensie nie jesteś gotowa na seks z tą osobą”. Lubię Caleba. Ale czy czuję się przy nim na tyle komfortowo? Nie, chyba nie.

Przybliża mój kciuk, który przegrywa z nim bitwę, do swoich ust i otula moje knykcie ustami. Piszczę, kiedy tak zatapia zęby w skórze. Szczypie mnie, trzyma za kość. Uśmiecha się triumfalnie, kiedy wypuszcza moją dłoń. Potem patrzy na swój telefon, zapalający się z powodu nowej wiadomości. Jestem ciekawa, dlaczego chowa ekran. Nie jestem osobą, która czyta jego SMS-y przez ramię. To nie moja rzecz i nieważne, czy chodzi o niego, czy o kogoś innego, ale taka tajemniczość mnie martwi. W szczególności że otwiera rozmowę, marszcząc brwi. To już drugi raz, kiedy widzę go z taką miną i obydwa razy zdarzyły się dzisiaj.

Nathan: Nie mogę w to uwierzyć. Jak mogłeś mi to zrobić? Wszystko zniszczyłeś. To koniec.

– Kim jest Nathan? – pytam tak cicho, żeby tylko on mnie słyszał.

Przez chwilę zagryza dolną wargę, a potem wzdycha.

– Mój starszy brat.

Przyglądam się, jak chowa telefon do kieszeni. Nie odpowiedział na tę wiadomość.

– Wszystko w porządku? – Mam ucho przy jego klatce piersiowej i słyszę, jak bije mu serce. Bicie staje się szybsze niż kilka sekund wcześniej.

– Tak, wszystko będzie w porządku. – Odrobinę się rozluźniam, a potem słyszę, jak dodaje bardziej sam do siebie niż do mnie: – Przejdzie mu.

– Co mu przejdzie?

– Nic. – Obdarza mnie tym swoim błyszczącym uśmiechem, żeby następnie pocałować grzbiet mojego nosa. – To tylko rodzinne sprawy.

– Czy ma to związek z twoim wyjazdem?

– Pewnie tak. Ale nie przejmuj się tym. Patrz na film, omija cię teraz najlepszy moment.

Odpuszczam, tak jak mnie o to prosił. To nie moja sprawa, a do tego nie chcę, żeby myślał o mnie jak o namolnej dziewczynie, która musi wiedzieć o każdym szczególe. Ufam mu jak nikomu na świecie, co może i nie jest czymś niezwykłym, ponieważ nie mam w życiu żadnej innej osoby, której bym ufała. Wyjątkiem jest moja mama, ale są też takie dni, kiedy nie jestem pewna, czy jej ufam. Tak, jak przedtem, kiedy stwierdziła, że tak po prostu zostawiłaby mnie samą, gdybym kiedykolwiek popełniła ten sam błąd co ona. Podkopało to moją pewność.

Błąd… Czy do tego właśnie sprowadza się moje życie? Do jakiegoś błędu? Jakiejś wpadki?

A jeśli chodzi o Caleba, wiem, że powie mi, kiedy będzie gotowy, i jestem pewna, że cokolwiek zrobił, nie jest to takie straszne. Pewnie to tylko zwyczajna rywalizacja między rodzeństwem. Takie coś, o czym ja nie mam pojęcia z powodu braku rodzeństwa.

– Muszę już iść. – Przeciąga się, kiedy pojawiają się napisy końcowe. – Tata na mnie czeka. Muszę załatwić parę spraw.

– Zobaczymy się jutro? – pytam. Już za nim tęsknię, a przecież jeszcze nie wyszedł.

– Tak, ale dopiero popołudniem. – Wstaje, a ja wraz z nim. Dobrze rozciągnąć się po tak długim czasie siedzenia w pozycji przykurczonej. – Może tak być?

– Jasne – kłamię.

– Super. Odprowadzisz mnie? – Jego mina mówi, że nie powinnam powiedzieć „nie”, głównie dlatego, że ten wyraz twarzy aż ocieka pożądaniem. Niczego na świecie nie lubię bardziej niż całowania się z Calebem.

– No. – Chichoczę i prowadzę go do wyjścia.

Kiedy tylko wychodzę na zewnątrz, drzwi się zamykają. Zostaję do nich przyparta plecami, a usta Caleba lądują na moich. Dłońmi łapie mnie za biodra, kiedy tak na mnie napiera.

Moje ciało od razu się rozpala, płomienie pożądania muskają skórę i zakończenia nerwowe. Kiedy udaje mu się przedrzeć językiem przez moje usta, już cała się trzęsę. Wplatam palce w jego włosy, a moja bielizna staje się całkiem mokra. Aż jestem zdziwiona, że się nie rozpuszcza.

– Jesteś idealna – szepcze, z ustami tuż przy moich ustach, zanim opiera swoje czoło o moje. – Jak ktoś może być tak idealny?

– Mam boczki – wyrzucam z siebie w celu udowodnienia, jak daleko mi do ideału.

Jego ciepłe dłonie wskakują pod moją bluzę i przesuwają się po pasku dżinsów. Łapie moją skórę powyżej bioder, przybliża się i przyciska do mnie swój twardy członek.

– Każdy kawałek ciebie to perfekcja. Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć to na własne oczy. – Puszcza mi oczko. – Na poważnie. – Patrzy na mnie bez rozbawienia. Jego dłoń zaciska się na mojej, przyciąga ją do swojej piersi. – Wystarczy, że na mnie spojrzysz, a moje serce już bije jak szalone.

– Mam tak samo – wyszeptuję. Chciałabym śmiać się z jego słów, ale zbyt mocno zagubiłam się w tej chwili.

Drażnię ustami jego delikatną szyję, a potem ją całuję. Przebiegam nosem po jego niewielkim zaroście. Ciągnę za długie włosy. Odpowiada uśmiechem, w oczach błyszczy mu pragnienie.

– Nawet jeśli to nie jest na zawsze, zatrzymam te wspomnienia w pamięci.

Uśmiecha się, zęby błyszczą mu w świetle ulicznych lamp.

– To będzie na zawsze.

– Mam taką nadzieję – odpowiadam.

Dłońmi łapie mnie za ramiona, robi krok w tył.

– Zobaczysz. Będzie na zawsze.

W głowie powtarzam słowa: „Mam taką nadzieję”.

– Do jutra. – Raz jeszcze całuje moje naburmuszone usta i idzie tyłem po moim podjeździe. Odwraca się dopiero, kiedy wchodzę do domu.

– Wydaje się miły – zaczyna mama, a serce mi się raduje. – Prawie zbyt miły.

Marszczę brwi.

– Co to ma oznaczać?

– Słyszałaś o takim powiedzeniu „strzeż się wilka w owczej skórze”?

Wznoszę wzrok ku niebu, wypuszczając głośno powietrze.

– Caleb nie jest wilkiem, mamo. To miły chłopak.

– Nieważne. Tylko nie zachodź w ciążę.

Wzdycham.

– Nie zajdę, mamo.

– To właśnie powiedziałam – marudzi, a moje serce już zdecydowanie się nie raduje.

– No wybacz, że moje narodziny sprawiły ci tyle kłopotu. – Nie mówię tego z nerwami, mam słaby głos, jestem pokonana.

Tym, co najbardziej zabolało, był brak jej reakcji, zaprzeczenia. Powoli, teatralnie idę do swojego pokoju, wciąż z nadzieją, że coś powie.

Dzisiaj muszę pracować. Nie przeszkadza mi to. Lubię mieć jakieś zajęcie, a mój szef Charlie jest całkiem w porządku. To starszy facet, ma około sześćdziesiątki, fajnie się z nim rozmawia.

Dużo się śmiejemy, serwując napoje klientom. Kawiarnia jest mała, ale z zasady zawsze zatłoczona. Dzisiaj jestem w takim biegu, że nawet nie zauważam, kiedy Caleb wchodzi do środka. Dopiero gdy jego dłonie lądują na moich biodrach, wydaję z siebie pisk, jestem w szoku.

– Nie rób tak! – wykrzykuję. Nie jestem w stanie powstrzymać pogodnego wyrazu twarzy.

– Najlepszy uśmiech, jaki widziałem. Chcę, żebyś zawsze witała mnie z takim właśnie uśmiechem. – Schyla głowę i na chwilę przyciska usta do moich.

Robię się czerwona z powodu jego słów, a spalam się już całkowicie na buraka, kiedy słyszę, jak szef odchrząkuje ceremonialnie.

– Idź, usiądź gdzieś – polecam Calebowi i pcham go w kierunku pustego stolika. – Czego się napijesz?

– Ciepłego mleka z miodem.

Unoszę brew.

– Ciepłego mleka z miodem?

Oczy odrobinę mu się poszerzają, prawie w obronie.

– Co jest takiego złego w ciepłym mleku z miodem?

– No cóż, to…

– To dziewczyński napój – wcina się szef z rozbawieniem.

Przez chwilę udaję, że to wcale nie było seksistowskie.

Caleb spogląda z żartobliwym grymasem w moją stronę.

– To rodzinna tradycja. W każdy piątek staramy się usiąść wspólnie, obejrzeć jakiś film i wypić ciepłe mleko z miodem.

– To dlaczego jesteś tu, a nie z nimi?

Uśmiecha się szeroko, pokazując idealnie białe zęby.

– Ponieważ mam teraz nową rodzinę i ta osoba musi się nauczyć tej tradycji.

Moje serce łomocze. Łup. Łup.

– Zrób sobie dziesięć minut przerwy i wypij ze mną ten dziewczyński napój – żartuje, klepiąc w krzesło obok siebie. – Proooooszę?

– Proszę bardzo – zaśmiewa się szef i popycha mnie w kierunku krzesła. – Prawie w ogóle nie miałaś dzisiaj przerwy. Siadaj.

– Jupi! – skanduje Caleb, przyciągając mnie na swoje kolana.

– „Jupi”? – pyta Charlie, z jego twarzy można wyczytać zdziwienie.

– Dużo ludzi tak mówi – bronię swojego chłopaka.

Ha! Mam chłopaka.

– Tylko ty i on – śmieje się Charlie i spogląda surowo na Caleba. – Uciekaj, póki jeszcze możesz.

Caleb szybko całuje moją szyję, a ja przyglądam się temu, jak szef odchodzi w stronę baru.

– Myślisz, że powinienem uciekać, póki jeszcze mogę?

Zaprzeczam ruchem głowy.

– Nie. W moim odczuciu powinieneś zostać.

– No, to wydaje mi się dobrym rozwiązaniem, ponieważ… – przestaje mówić, a potem ściska mnie mocno i ogłasza: – Zapisałem się na studia.

– Zapisałeś się?

Cholera. On się zapisał.

– No i… – Jeszcze raz zawiesza głos. – Właśnie patrzyłem na jedno mieszkanie. Wprowadzam się w przyszłym tygodniu.

Cholera i cholera. Ale taka pozytywna.

– O mój Boże. – Śmieję się. – To…

Wtedy pojawiają się łzy.

– Hej! – Uspokaja mnie, przyciąga mocniej do siebie, gładzi dłonią moje włosy. – Co się dzieje?

– Myślałam, że wyjedziesz. – Pociągam nosem i chowam twarz w zgięciu jego szyi.

Wiem, że taki poziom emocji jest trochę nieracjonalny, ale nie potrafię się powstrzymać. Chciałabym umieć to wytłumaczyć lub skupić się na tym, dlaczego tak się czuję, ale nie mogę. Caleb znaczy już dla mnie tak wiele, a ja byłam pewna, że niedługo wyjedzie. Myślałam o nas jako o kolejnym letnim romansie, który skończy się, zanim tak naprawdę się zacznie, dlatego ta wiadomość jest dla mnie tak dobra.

– Na serio myślałam, że chcesz się ze mną tylko przespać.

Odciąga mnie od siebie i wyciera kciukiem moje niedorzeczne łzy.

– Wiesz – dwa razy unosi brwi – o to też chodzi.

Jak mogę jednocześnie śmiać się i płakać? Jest to dziwne i raczej nie powinno być możliwe.

– Dziwak.

– Czy coś w tym złego, że cieszę się na myśl o pozbawieniu cię niewinności i sprawieniu, że będziesz należeć do mnie?

Mój oddech się urywa, a w brzuchu czuję ciepło związane z oczekiwaniem na tę noc, która na pewno niedługo przyjdzie.

– Nie wydaje mi się.

– Dobrze. – Podgryza płatek mojego ucha. – Ponieważ jestem bardzo, bardzo podekscytowany.

Wyczuwam to z powodu wzwodu, który rośnie pod moim tyłkiem. Muszę przyznać, że czuję, jakbym przez to traciła kontrolę nad swoim ciałem. Nigdy nie odczuwałam żądzy i pragnienia tak bardzo, jak odczuwam to z Calebem. Nigdy.

– Mleko z miodem dwa razy – mówi Charlie, wyrywając mnie z amoku.

– Świetnie! – Szczerzy się Caleb. – Dzięki.

– Tak – mówię i popijam mój gorący napój. – O Boże, ale to cudownie smakuje.

– Prawda? – Caleb nie pozwala mi ześlizgnąć się z jego kolan. Trzyma mnie tak i popija swój trunek.ROZDZIAŁ 4

– Masz farbę na nosie. – Caleb uśmiecha się szeroko.

– Co? – Pocieram rękawem nos. Przerażona, spoglądam na czysty materiał bluzy. – Gdzie?

– Tu. – Kciukiem przejeżdża po grzbiecie mojego nosa.

Robię zeza, przyglądając się jego palcowi.

– Już czysto.

Robię krok w tył, podziwiam swoją pracę. Pomalowałam sypialnię w pastelowych odcieniach: zielonym i niebieskim, oraz w kolorze bzu. Dziwnie to brzmi, ale wygląda świetnie. Caleb i moja mama nieźle się zdziwili na ten pomysł, ale teraz, kiedy już skończyłam pracę, jestem pewna, że będzie im to odpowiadać. Każdy z kolorów miesza się z kolejnym. Jest jasno, przestronnie, jest idealnie.

– Bardzo mi się podoba. – Kiwa głową z uznaniem, wraz ze mną podziwiając ściany. Chcę wystawić język i zacząć skandować niczym dziecko: „A nie mówiłam? A nie mówiłam?”.

– Jak ci idzie z półkami?

Caleb był na dole przez jakiś czas i próbował złożyć regał na książki, kiedy ja malowałam. Teraz opuszcza głowę zawstydzony.

– Nie za dobrze.

Śmieję się i okręcam ręce wokół jego pasa.

– W porządku. Zrobimy to za chwilę wspólnie. Postaw czajnik z wodą. Muszę tu jeszcze dokończyć.

Caleb jest wyjątkowo utalentowany w sferze naukowej, ale nie radzi sobie z budowaniem, jazdą na rolkach, czy nawet jeżdżeniem na rowerze. Tak samo z piłką nożną. Szczerze mówiąc, to nie radzi sobie prawie w niczym, co wymaga jakiejś koordynacji ruchowej czy zdolności manualnych. Wyjątkiem jest jedynie to, kiedy jego dłonie wślizgują się pomiędzy moje nogi, bo w tych rejonach naprawdę wie, jak czynić cuda. To jedna z rzeczy, którą w nim uwielbiam. Nie jest również najlepszym tancerzem na świecie, no chyba że tańczy ze mną – wtedy jest tak, jakbyśmy się kochali na parkiecie.

Układam wszystkie kuwety i wałki do malowania w wannie. Czas na czyszczenie. Kiedy już z tym kończę, udaję się na dół i od razu zaczynam się śmiać na widok stanu, w jakim zastaję pokój. Drewniane deski są rozrzucone po całym pomieszczeniu, nic nie jest zorganizowane, nic nie jest oznakowane.

– Jesteś beznadziejnym przypadkiem. – Parskam śmiechem, a potem zaczynam piszczeć, kiedy gilgota mnie po skórze na żebrach.

Minął właśnie tydzień od czasu, kiedy złapaliśmy kapcia, a ja nadal nie mogę uwierzyć w to, że zostaje. Teraz właśnie stoję w jego nowym domu, umazana farbą, a serce łomocze mi z zawrotną prędkością. Czuję się jak w siódmym niebie.

Mamy miejsce, gdzie możemy się bawić. A przez zabawę mam na myśli prawdziwe pieszczoty. A przez prawdziwe pieszczoty mam na myśli seks.

Caleb nie jest prawiczkiem. Zrobił to po raz pierwszy, kiedy miał czternaście lat. Z jego słów wynika, że było kłopotliwie, dziwnie i niekomfortowo. A do tego doszedł w jakieś trzy sekundy. Śmiałam się z tej części historii.

Teraz wie już, co robi, i obiecał mi zrobić to powoli i – na tyle, na ile się da – bezboleśnie, a do tego pięknie, kiedy tylko przyjdzie na to odpowiedni moment.

Samo bycie w tej chwili z nim będzie piękne.

Nawet jeśli jestem przerażona.

Może to być śmieszne: bać się tego, kiedy mniej więcej przez ostatni tydzień robiliśmy tak naprawdę wszystko inne. Każdego dnia sprawiał, że dochodziłam – czy to palcami, czy to ustami, czy penisem, czy też w pewnym momencie udem. Wszystkie orgazmy były cudowne, powalające, każdy z nich pozostawił mnie zaspokojoną i zmęczoną.

– Wyglądasz, jakbyś zgubiła się w swoich myślach – mówi delikatnie i dmucha w małżowinę mojego ucha.

Próbuję odsunąć go od siebie wzruszeniem ramienia, chichoczę, zaczynam układać deski w odpowiedniej kolejności.

– Nie słyszę, żeby czajnik gotował wodę.

– Tak, panno szefowo.

– Nadal się nie gotuje – komentuję sucho, znacząc każdą deskę.

– Jeszcze nawet nie wyszedłem z pokoju. Jestem zbyt zajęty podziwianiem tego. – Dźga mnie w tyłek małym palcem.

Grożę mu, że uderzę go deską, więc szybko się zmywa.

Kiedy półki są już zamontowane, co swoją drogą było łatwiejsze, niż twierdził Caleb, bierzemy wspólny prysznic. Jest to dla mnie dziwne doświadczenie. Nigdy jeszcze nie byłam przy nim całkowicie naga. Do tej pory, kiedy odkrywaliśmy siebie nawzajem, byliśmy albo w samochodzie, albo w domu – gdy pieściliśmy się tam, nawet kiedy moja mama była w pracy, przerażała mnie możliwość jej wcześniejszego powrotu i nakrycia nas. Caleb nigdy nie wychodził poza masaż swoim udem, co było cudowne, ale i wstydliwe. Czułam się jak pies posuwający czyjąś nogę, ale nawet jeśli było to dla mnie tak zawstydzające, wciąż nie mogłam się powstrzymać. Było zbyt przyjemnie. Straciłam wtedy całe poczucie logicznego myślenia i dumy.

Caleb mówił mi, że to była najgorętsza rzecz, jaką kiedykolwiek widział – z zasady wstydliwa i opanowana kobieta, która strasznie mu się podoba, traci wszelkie hamulce na kilka cudownych chwil, i to z jego powodu.

Sprawy związane z jego rodzicami niestety nie wyglądają zbyt dobrze. Nadal jeszcze ich nie spotkałam, ale słyszałam, jak krzyczeli na niego przez telefon. Ostatni raz, gdy się rozłączył, widziałam ból w jego oczach. Nie wiem, co mu powiedzieli, że stał się taki przygnębiony, ale wiem jedno: potrzebowałam dużo czasu, żeby wyrwać go z tego stanu.

Zrobiłam mu loda. Odkryłam, że lubię robić lody. Może to z powodu tego, jak Caleb na nie reaguje, może właśnie dlatego to sprawia mi przyjemność. Nie ma nic bardziej seksownego niż zaspokajanie mężczyzny. Nic. Nawet sama myśl o tym, jak jęczy, a potem łapie moją głowę, kiedy robię mu dobrze, powoduje, że czuję się podniecona. Mam dreszcze.

Jego rodzice i – o ile mi wiadomo – również brat, wrócili już do domu. Mam nadzieję, że teraz zostawią go w spokoju. Oczywiście, jestem za tym, by trzymać się z rodziną, ale nie chcę już nigdy widzieć go tak przygnębionego. Łamie to moje serce.

Mama też jest dla mnie odrobinę niemiła. Pracowałam wczoraj w klubie, a kiedy wróciłam do domu, potknęłam się o jej buta, przez co ją obudziłam. Była na mnie nieźle wkurzona.

Ale ta noc nie była całkowitą porażką. Szepnęłam dobre słówko na temat Caleba u szefa i zaczyna pracę w przyszłym tygodniu, z czego oboje się cieszymy.

On ma zatrudnienie, a ja mogę otwarcie dać wszystkim dookoła do zrozumienia, że jest mój.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: