Nie ufaj nikomu. Zepsute miasto - ebook
Nie ufaj nikomu. Zepsute miasto - ebook
Związki z pięknymi kobietami, szybkie samochody, olbrzymie pieniądze – Tomasz to wszystko ma, ale wcale go to nie cieszy.
Żyje z poczuciem straty i tęsknoty, a na domiar złego powracają demony z przeszłości...
Gdzie doprowadzi go uczucie do dziewczyny jego wspólnika w nielegalnych interesach?
Pełna namiętności i męskich erotycznych fantazji historia o miłości, zemście i zaufaniu.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8103-807-2 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Obecnie
DWUDZIESTEGO DRUGIEGO LUTEGO JAK CO RANO OBUDZIŁ MNIE PIERDOLONY DZWONEK BUDZIKA. Ten poranek niczym nie różnił się od innych. Byłem wkurwiony, że muszę wstać, przetrzeć oczy i wyjść do ludzi. Dłuższy czas temu popadłem w letarg, w którym utknąłem. Przestałem być nawet Jubilerem, którego znało miasto, a stałem się marnym przebierańcem udającym dawnego siebie.
Jeszcze zanim podniosłem się z pościeli, przypomniałem sobie, że ten dzień jednak miał się różnić od innych. Na dzisiaj zostało bowiem zaplanowane świętowanie zmiany na moim liczniku. Mieliśmy obchodzić moje urodziny. Mówiąc „my”, mam na myśli Czarną i współpracowników, których przez lata namnożyło się jak mrówek w mrowisku. Jedynym pozytywnym akcentem było to, że niezmiennie będą mi towarzyszyć Złotówa i Bramkarz.
Monika stała się przewidywalna: co roku szykowała dokładnie to samo. Wiedziałem, że za chwilę wskoczy do pokoju, niosąc talerz ze śniadaniem stylizowanym na angielskie. Nie myliłem się i w momencie, kiedy przewracałem się na bok, żeby sięgnąć po kolejną tabletkę xanaxu, weszła do sypialni cała rozgogolona.
– Hej, przygotowałam twoje ulubione danie – rzuciła do mnie z uśmiechem.
– Dzięki, kochanie – odpowiedziałem, świadomy tego, że skłamałem dwa razy: ani nie byłem wdzięczny, ani Monika nie była moim kochaniem.
Po tej krótkiej wymianie uprzejmości zabrałem się do jedzenia. Wiedziałem, że im szybciej skończę, tym prędzej pojadę spotkać się z moim wieloletnim przyjacielem. Nic bardziej mylnego: Czarna miała swój plan na celebrowanie tego poranka i pomimo ekspresowego tempa, w jakim pochłaniałem śniadanie, przyszedł czas na deser, który zaplanowała.
Zaczęła powoli zsuwać z ramion koszulę nocną, która nie do końca przysłaniała jej wielkie, okrągłe silikonowe cycki, za które dwa lata wcześniej zapłaciłem krocie. To była jedna z najlepszych inwestycji w moim życiu. Problemem było jednak to, że już od dłuższego czasu zupełnie przestała mnie podniecać. Wszystko robiłem mechanicznie, tak jakbym korzystał z usług zwykłej kurwy. Zgiąłem ją wpół, wszedłem w nią od tyłu, splatając mocno jej dłonie jedną ręką, podczas gdy podduszałem ją drugą. Nie było w tym ani delektowania się, ani pasji, zrobiłem to jak najszybciej, żeby już tylko móc opuścić nasz apartament.
Mogłem wreszcie zacząć swój codzienny rytuał. Podszedłem do okna, odsłoniłem zasłony i ujrzałem widok, który za każdym razem tak samo zapierał mi dech w piersiach: czterdzieste siódme piętro, południowa część miasta, widok ludzi w biegu.
Wrocław budził się do życia, a nad tym wszystkim czuwałem ja. Po przebudzeniu zwykle brałem dokładnie siedmiominutowy prysznic, myłem zęby i wkładałem przygotowane wieczorem rzeczy.
Kiedy skończyłem, złapałem w jedną rękę telefon, a w drugą – torbę na trening. Zanim zdążyłem dojść do drzwi, Czarna zatrzymała mnie w przedpokoju.
– O której wrócisz? – zapytała, mrugając przy tym do mnie.
– Myślę, że przed siódmą.
– Daj mi znać pół godziny wcześniej.
– Dobrze, zadzwonię. – Pożegnałem ją całusem w usta.
Wyszedłem z mieszkania. Szedłem do windy długim na czterdzieści metrów korytarzem. Zastanawiałem się, co wciąż robię z Czarną. Oczywiście była w moim typie, jednak od długiego czasu męczyły mnie kłamstwa, na których był zbudowany nasz związek. Monika wciąż nie wiedziała, czym się naprawdę zajmuję, a ja nadal nie miałem zamiaru jej tego wyjaśniać. Nie ufałem jej na tyle.
Dodatkowo ogień, który kiedyś buchał między nami, zwyczajnie zgasł. Moje pożądanie wobec niej zniknęło i zastąpiło je przyzwyczajenie, które już mi nie wystarczało. Wiedziałem, że skoro ja czuję się w ten sposób, ona także musi to dostrzegać. Okłamywaliśmy siebie nawzajem.
Wsiadłem do windy, nacisnąłem przycisk i zjechałem na dół. Wychodząc przez stalowe drzwi, zobaczyłem mojego ulubionego recepcjonistę, pana Marka.
– Dzień dobry, panie Tomku, miłego dnia życzę. – Nie wiedziałem czemu, ale wyraz twarzy tego człowieka poprawiał mi humor bardziej niż szybkie numerki z Moniką, takie jak ten chwilę wcześniej.
– Dobry, wzajemnie – odpowiedziałem krótko.
Wyszedłem z budynku od strony ulicy Gwiaździstej. Stanąłem nieopodal drogi. Moje płuca wypełniły się cząsteczkami spalin unoszącymi się w powietrzu. Przyjemny zapach benzyny wypełnił mój nos. Uwielbiałem to uczucie zepsucia.
Rozejrzałem się i zobaczyłem Złotówę opartego o maskę samochodu. Palił papierosa i wyglądał bardzo spokojnie. Czułem, jak udziela mi się jego aura. W tamtej chwili razem z Bramkarzem byli jedynymi osobami, dzięki którym nadal miałem kontakt z rzeczywistością.
– Gdzie jedziemy, panie prezesie? – zapytał, wciągając w płuca dym nikotynowy.
– Złotówa, ile, kurwa, razy trzeba ci powtarzać, żebyś nawet nie żartował w ten sposób? – odpowiedziałem wyraźnie poirytowany.
– A co ja znowu takiego zrobiłem? – odparł, udając, że nie wie, o co mi chodzi.
– Doskonale wiesz, żeby nie mówić do mnie per, kurwa, panie prezesie, szefie i tak dalej, nigdy nie możemy być pewni, czy ktoś tego nie słyszy – wyjaśniłem.
– Przepraszam. – W jego głosie było słychać wyraźną skruchę.
– Wyjaśnij mi, czy my, kurwa, codziennie robimy coś innego? – zapytałem.
– Właściwie... – Zastanowił się chwilę. – To nie – dokończył.
– No, więc jedź na siłownię. Nie każ Bramkarzowi dłużej czekać – oznajmiłem.
Wsiedliśmy do auta. Złotówa odpalił silnik i ruszył z piskiem opon. Jadąc przez miasto, zawsze przyglądam się ludziom. Wrocław różni się od innych dużych miast, tutaj ludzie mniej się spieszą. Czas biegnie zdecydowanie wolniej. Karol chyba zauważył moją zadumę i starał się przedłużyć naszą podróż.
Nie pozostawiałem niczego przypadkowi. Bywałem paranoikiem przesadnie kontrolującym sytuację. Sprawdzając drogę w lusterku, zobaczyłem dobrze znane mi czarne bmw, które od tygodni krąży za nami. Wysiedliśmy z auta i pierwsze, co Złotówa zrobił, to odpalił kolejnego papierosa, podbiegł do drzwi siłowni, otworzył je przede mną i zgiąwszy się wpół, zaprosił mnie do środka gestem ręki.
Przed wejściem rzuciłem jeszcze okiem na wgapionych w nas dwóch funkcjonariuszy CBŚP Wrocław. Obserwowali, ale nie wyszli z samochodu.
– Ja pierdolę, ty nigdy nie dorośniesz – skwitowałem i wszedłem do środka.
– Idź, ja cię dogonię, gdy skończę palić – odpowiedział, śmiejąc się.
Tamtego dnia recepcję obsługiwała Aśka. Była blondynką o kręconych włosach i dziecięcej twarzy, ale z tego, co wiem, miała dwadzieścia cztery lata. Była ładna i miała w sobie to coś, co ciągnęło mnie między jej uda. Właściciel siłowni nieraz wspominał mi, że ta dziewczyna ciągle o mnie wypytuje.
W wolnym czasie Aśka dorabiała na kamerkach. Żyła w mylnym przeświadczeniu, że nikt o tym nie wie. Po tym, co widziałem w internecie, muszę przyznać, że jest naprawdę wygimnastykowana i pod pewnymi względami chętnie bym to wykorzystał.
– Cześć, dzisiaj chwilę później, co? – zapytała pewnie, a ja nawet nie zauważyłem, kiedy przeszła ze mną na ty.
– Mimowolna zmiana planów – odparłem markotnie.
– Ano tak, przecież dzisiaj wielki dzień, wszystkiego najlepszego. – Wybiegła zza lady i rzuciła mi się na szyję. Nie wiedziałem nawet, skąd to dziewczę wie, że mam urodziny.
– Dzięki – podziękowałem chłodno i delikatnie wyślizgnąłem się z jej uścisku.
– Jeśli będziesz chciał zmienić laskę na młodszy model, to sprawdź kieszeń w spodniach – szepnęła mi do ucha, kiedy podeszła jeszcze raz.
Odebrałem klucz do szafki i ruszyłem w kierunku szatni. W tej samej chwili dobiegł do mnie Karol, za którym ciągnął się smród papierosów. Gdy szedłem korytarzem, sprawdziłem spodnie i okazało się, że ta wariatka wsunęła mi do kieszeni swoje całkowicie nagie zdjęcie z nogami ułożonymi na za piętnaście trzecia i numerem telefonu na odwrocie.
Pokazałem to Złotówie, który kompletnie oszalał. Zaczął tupać nogami jak małe dziecko i w kółko powtarzać „nie wierzę”, w tamtej chwili trochę przypominał pawiana biegającego po wybiegu w zoo. Nigdy nie narzekałem na brak powodzenia u kobiet, ale przyznam, że to pierwszy raz, kiedy dostałem tak bezpośrednie zaproszenie.
Kiedy tylko weszliśmy do szatni, od razu zobaczyłem Bramkarza. Właściwie trudno było go nie zauważyć.Rozdział 2
OD DŁUGIEGO CZASU BYŁEM BARDZO NOSTALGICZNY. Szczególnie przy okazjach takich jak urodziny nękały mnie demony przeszłości. Gdy patrzyłem na Pawła, od razu przypomniałem sobie nasze pierwsze spotkanie sześć lat temu.
Sześć lat wcześniej
Byłem dwudziestoczteroletnim gnojkiem, kiedy się poznaliśmy. Myślałem, że świat leży u moich stóp, a każdy będzie tańczyć tak, jak mu zagram. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, jak smakuje porażka. Byłem szczęśliwy, a moje życie toczyło się beztrosko. Moje apatyczne nastawienie do otaczającego świata miało dopiero nadejść. Pewnie mógłbym tego uniknąć, gdybym był ostrożniejszy.
Ludzie powtarzali, że brakuje mi pokory. Z taką samą łatwością wydawałem pieniądze, jak je zarabiałem. Po tym zepsutym świecie krążyła opinia, że imprezy zaczynają się dopiero wtedy, gdy na salony wkracza Jubiler.
Tamtego wieczoru miałem trafić na otwarcie jednej z największych dyskotek w mieście. Impreza powinna się zacząć o godzinie dwudziestej drugiej, a ja miałem nieładny zwyczaj spóźniania się i wchodzenia z hukiem.
Impreza miała się zacząć w wynajętym przestronnym apartamencie w samym centrum Wrocławia. Podłogi tego ponadstudwudziestometrowego mieszkania były wyłożone marmurowymi kaflami. W oczy rzucały się też ogromna wanna stojąca na środku salonu oraz antyczne meble.
Była godzina osiemnasta, przechadzałem się po chłodnej posadzce apartamentu. Podszedłem do przyciemnianej szyby i spojrzałem przez nią. Miasto dopiero budziło się do życia. Wszyscy wyglądali zupełnie zwyczajnie, oprócz jednego dwumetrowego mężczyzny ciągnącego za sobą harem dziewczyn. Od razu rozpoznałem w nim Złotówę.
Nie musiałem długo czekać, kiedy usłyszałem dzwonek. Podszedłem do drzwi i otworzyłem je bez wahania.
– Siema, zobacz, co znalazłem po drodze – powiedział Złotówa z ogromną dumą w głosie.
– Witam panie w naszych skromnych progach – rzuciłem w kierunku dziewczyn.
Podchodziły do mnie po kolei, żeby się przedstawić. Nie zapamiętałem prawdopodobnie żadnego imienia. Podałem każdej kieliszek szampana, do którego wcześniej wrzuciliśmy po jednej molly, tak dla kurażu, żeby szybciej rozkręcić imprezę.
W salonie, na środku stołu, leżała wielka złota taca wypełniona po brzegi kokainą, obok pieniądze do zwijek. Czym chata bogata, pomyślałem. Alkohol lał się strumieniami.
Panie po pół godziny od wypicia szampana były już dobrze rozluźnione. To był zajebisty pomysł z tymi pigułami. Waliliśmy kreskę za kreską. Czułem, jakby czas uciekał mi przez palce, chwila trwała zdecydowanie za krótko.
Wśród dziewczyn, które przyprowadził Karol, były piękne bliźniaczki. Już na samym początku wpakowały mi się na kolana i nawet nie myślały, żeby odstąpić mnie na krok. Były identyczne: czarne oczy, włosy w kolorze platyny, grzywka opuszczona na czoło, idealnie okrągłe w biodrach. Na tę okazję włożyły nawet takie same krótkie czerwone sukienki ledwo zakrywające pośladki.
Każdy ruch dziewczyn powodował u mnie ogromne podniecenie. W końcu marzeniem większości mężczyzn jest upojna chwila z bliźniaczkami. Raz po raz w seksowny sposób przygryzały wargi, jakby obie zdawały sobie sprawę, co może się wydarzyć tego wieczoru. Kiedy schylały się po kolejną działkę narkotyków, ich sukienki unosiły się delikatnie do góry i okazało się, że nawet bieliznę noszą identyczną, a raczej nie noszą jej wcale. Ich bezpruderyjność wywołała coraz większą chęć na nie.
W tamtym momencie zrozumiałem, że ogromna wanna na środku salonu nie była tylko fanaberią projektanta. Każda kolejna minuta ukazywała prawdziwe oblicze młodych kobiet w tym mieście – totalne zepsucie. Na samym początku z powodu odurzenia narkotykami nie wiedziałem, ile ich tak naprawdę gościmy, ale kiedy staniki zaczęły lądować na podłodze za sprawą używek lub naszego uroku doliczyłem się sześciu dziewczyn.
Siedziały rozebrane na skórzanym narożniku. Bliźniaczki chyba wiedziały, że są zarezerwowane dla mnie, bo pozostawały nadal ubrane. Jedna z małolat zaczęła napełniać wannę i niewiele myśląc, wskoczyła do niej, rozlewając na kafle część wody.
Przyciągając wskazujący palec do siebie, zaprosiła Złotówę bliżej, a kiedy tylko podszedł, wciągnęła go do wanny w ubraniu. Impreza nawet się jeszcze nie zaczęła, a już trwała w najlepsze. Było jak w amerykańskich filmach, wszystko działo się szybko i trwało za krótko. W końcu nadszedł czas, żeby zacząć zbierać się do wyjścia.
Było lato, na dworze mimo późnej pory powietrze nadal było gorące. Chcieliśmy przejść szybko od apartamentu do klubu. Bliźniaczki złapały mnie pod ręce, a Karol prowadził resztę dziewczyn ze sobą. Przed wejściem pierwszy raz zobaczyłem Bramkarza.
Zrobił na mnie ogromne wrażenie. Było widać, że jest starszy. Na oko miał około trzydziestu lat. Biła od niego ogromna pewność siebie, stał wyprostowany, ze splecionymi na piersiach rękami. Tamtego wieczoru miał pilnować, żeby do środka nie wszedł nikt spoza kręgu zaproszonych. Właściciel wcześniej wręczył Bramkarzowi listę i poinstruował, że osoba zaproszona może wprowadzić jedną osobę towarzyszącą. Wiedzieliśmy o tym, a i tak przyprowadziliśmy w sumie sześć dodatkowych osób.
– Imię – zapytał krótko.
– Jaś Fasola – odpowiedziałem drwiąco.
– Przepraszam, ale nie mam na liście żadnego Jasia Fasoli. – Było jasne, że nie zrozumiał dowcipu.
– Jubiler i Złotówa – odparłem, chcąc przerwać jego nerwowe przeszukiwanie listy.
– Panowie wchodzą i dwie osoby z wami, reszta musi niestety zostać na zewnątrz – wyjaśnił po raz kolejny.
– Zawołaj Janka! – krzyknąłem.
Na twarzy ochroniarza malowało się piekielne wkurwienie. Zachował jednak pełen profesjonalizm i poszedł po szefa. Po krótkiej chwili wrócił z Jankiem, któremu nogi odmawiały już posłuszeństwa.
– Tomek, prosiłem, żebyście nie robili takich scen – powiedział właściciel.
– Janek, popatrz na to z innej perspektywy, bliźniaczki to prawie jak jedna osoba. One wchodzą ze mną, a Złotówa jest tak zrobiony, że uważa się za szejka, a te piękne panie za swoje żony. Nie róbmy z tego jakiegoś wielkiego problemu. – Uśmiechnąłem się do Janka znacząco. Karol w tej chwili tylko kiwał głową, chyba miał już dosyć.
– Ostatni raz – odpowiedział i wpuścił nas do środka.
– Nigdy nie mów nigdy – rzuciłem przez ramię.
Kazał Bramkarzowi zaprowadzić nas do loży i zostać z nami, w razie gdybyśmy czegoś potrzebowali. Wydaje mi się, że bardziej chodziło mu jednak o to, żebyśmy nie odjebali czegoś podczas wielkiego otwarcia.
Dostaliśmy miejsce w centralnej części dyskoteki z widokiem na bar i jeden z parkietów. Usiedliśmy i kontynuowaliśmy imprezę. Złotówa zaraz po wejściu do klubu opadł głową na stół, część dziewczyn uciekła na parkiet, a bliźniaczki tańczyły przy loży, uwodząc mnie swoimi ponętnymi ruchami. Poprosiłem Bramkarza, żeby dotrzymał mi towarzystwa i usiadł, skoro Karol i tak leżał już nieprzytomny.
– Ładujesz? – zapytałem, podając mu zwijkę.
– Przepraszam, nie mogę, jestem w pracy – odpowiedział grzecznie.
– Powiedz mi, jak to, kurwa, jest, że wyglądasz, jakbyś miał zabić, a w rozmowie jesteś tak przesadnie kulturalny?
– Pozory mylą – odparł.
– Napijesz się ze mną chociaż drinka dla towarzystwa?
– Jeden mi nie zaszkodzi – odpowiedział, napinając przy okazji ogromne mięśnie.
– Niewielu jest ludzi takich jak ty – zacząłem.
– Nie rozumiem. – Było widać po nim zakłopotanie.
– Każdą powierzoną robotę traktujesz, jakbyś miał zarobić na tym co najmniej milion dolarów, prawda?
– Tak, mama nauczyła mnie, że należy szanować rękę, która cię karmi. – Tym zdaniem idealnie się wpisał w schemat osiłka, który w życiu najbardziej kocha własną matkę.
– Powiedz mi jedną zajebiście, ale to zajebiście ważną rzecz. – Poczułem, że potrzebuję w mojej ekipie właśnie kogoś takiego.
– Słucham. – Nachylił się bardziej, nasłuchując.
– Janek dobrze ci płaci? – zapytałem.
– Nie narzekam, mamy około dwóch stówek za nockę.
Kiedy odpowiedział, zaśmiałem się, przerywając rozmowę. Poprosiłem go, żeby przypilnował Złotówy i dziewczyn. Odszedłem od stołu, zostawiając wszystkich, i udałem się w kierunku zaplecza. Stanąłem przed wielkimi drzwiami z napisem „Biuro”. Wszedłem bez pukania i od razu tego pożałowałem. Zobaczyłem Janka ze spodniami spuszczonymi do kostek, a między jego udami dziewczynę z ustami pełnymi roboty. Nie speszyło jej moje wejście, po prostu kontynuowała, nic sobie z tego nie robiąc. Nie wiem, kto był bardziej zażenowany: ja czy on.
– Kurwa, nie umiesz pukać?! – krzyknął, zaciskając zęby albo z wkurwienia, albo z rozkoszy.
– Nie mam tego w zwyczaju, chyba że chodzi o kobiety. Musiałbyś zapytać koleżanki, czy chciałaby się przekonać – odpowiedziałem, ironizując. – Przejdę od razu do sedna, bo nie mam zamiaru patrzeć, jak ona ci obciąga – kontynuowałem.
– Mów – odpowiedział, prostując nogi i dociskając jedną ręką głowę dziewczyny do swojego krocza.
– Paweł, ochroniarz, który dla ciebie pracuje, jest pewny? – zapytałem.
– Jest, chłopak siedział za samochody, nie wpierdolił nikogo – odparł. – Po co ci ta informacja? – dodał po chwili.
– Przejmuję go – wyjaśniłem.
– Ale... – starał się mnie zatrzymać.
– Janek, dobrze wiesz, że ze mną nie ma żadnego ale – rzuciłem przez ramię i wyszedłem z biura.
Gdy wracałem, zobaczyłem lekkie zamieszanie w okolicach naszej loży. Przyspieszyłem kroku, żeby dowiedzieć się, co się tam odpierdala. Bramkarz dusił mojego znajomego od tyłu. Widziałem, że kolega powoli zaczął odpływać, a z jego oczu uciekało życie.
– Puść go! – krzyknąłem.
Paweł jakby momentalnie zrozumiał, jaka jest moja pozycja w tej grupie. Posłuchał i puścił ledwo przytomnego Maćka, który osunął się na podłogę.
– Zabierzcie go, wsadźcie do taksówki i przeproście ode mnie – powiedziałem do jego kolegów, rzucając im pięćset złotych na rzeczoną taryfę. – Co ty odpierdalasz?! – krzyknąłem do Bramkarza.
– Panie Tomku, ten facet podszedł do loży i zaczął klepać po pupie jedną z tych dziewczyn, które pan przyprowadził – wyjaśnił powody zajścia. – Przepraszam za moje zachowanie, ale nie pozwalam na traktowanie kobiet w ten sposób.
Ten gość potrafił przejść od brutalnej siły do trybu poukładanego w ciągu ułamka sekundy.
– Chuj z tym, jutro nie będzie pamiętał – skwitowałem. – Musisz uważać, dzisiaj są tutaj sami wpływowi ludzie i przed chwilą dusiłeś jednego z nich. – Chciałem wytłumaczyć mu w prosty sposób, że może sobie narobić problemów na mieście.
– Ja po prostu wypełniałem swoje obowiązki, miałem się opiekować panem i gośćmi.
– Dobrze zrobiłeś. – Nie mogłem go potępić za wykonywanie pracy.
– Mam dla ciebie propozycję: przekazałem już Jankowi, że będziesz pracował dla mnie – powiedziałem, podając mu serwetkę. – Zadzwoń jutro pod ten numer.
– Co miałbym robić? – dopytywał.
– Wytłumaczę to jutro, ale na start będziesz zarabiał dwa razy tyle co tutaj.
– Dziękuję, panie Tomku, na pewno zadzwonię – wycedził z lekkim podnieceniem w głosie.
– Mów do mnie po imieniu. Nie wypada, żeby ktoś starszy ode mnie mówił na pan.
– Jasne – odpowiedział i wrócił do picia drinka.
Zabawa trwała w najlepsze. Nawet Złotówa jakby zmartwychwstał: zwymiotował pod stół i pił dalej. Z powodu braku kultury Karola przenieśliśmy się do baru. Bramkarz nadal nie odstępował nas na krok. Usiedliśmy na wysokich hokerach, bliźniaczki stanęły obok mnie. Złotówa parę krzeseł dalej, ledwo trzymając się fotela, podnosił kieliszek za kieliszkiem.
– Poproszę burbon na lodzie i dwa cosmopolitany – złożyłem zamówienie u barmana. Ledwie wydano mi napoje, a już widziałem, że Karol zdołał wrócić do poprzedniego stanu.
– Odwieź go do domu – powiedziałem do Bramkarza, podając mu kluczyki do swojego samochodu.
– Nie ma problemu. Gdzie jest samochód?
– Auto stoi przed apartamentowcem, dwieście metrów na lewo od klubu. Naciśniesz przycisk na kluczyku, żeby go odnaleźć. Jutro odstaw wóz w to samo miejsce. Wtedy porozmawiamy o pracy. – Może byłem w tamtym momencie głupi, dając samochodziarzowi kluczyki do nowego samochodu, ale miałem przeczucie, że tego nie pożałuję.
– Zadzwonię do pana jutro pół godziny przed przyjazdem.
– Świetnie, tylko przestań, kurwa, do mnie gadać na pan.
– Przepraszam.
Bramkarz zarzucił sobie dwumetrowego Złotówę na plecy i wyniósł go z imprezy. Ja zostałem z pannami przy barze i kończyłem drinki. Atmosfera zaczęła robić się coraz gorętsza. Bliźniaczki z kolejnymi łykami traciły resztki zahamowań. Nie zważając na ludzi wokół, zaczęły mi pakować ręce w spodnie. Widząc, do czego to prowadzi, złapałem je mocno za ręce i pociągnąłem w kierunku wyjścia.
Niezdarnym krokiem weszliśmy do windy w apartamentowcu. Zaczęła się karuzela uczuć połączona z molly, koką i alkoholem. Bliźniaczki, pozbawione już jakichkolwiek hamulców, w windzie zaczęły rozpinać mi spodnie. Przypomniałem sobie w końcu ich imiona – Anna i Joanna.
Anna klęknęła przede mną i rozpięła mi rozporek. Krew z całego mojego ciała odpłynęła w wiadome miejsce. Joanna w tym czasie całowała mnie namiętnie swoimi pięknymi, pomalowanymi na czerwono ustami. Ta chwila w windzie była jednak dopiero początkiem.
Byłem tak pijany, że miałem problem z otworzeniem drzwi. Nie przeszkadzało nam to jednak w niczym. Dziewczyny w trakcie mojej walki z zamkiem bawiły się moimi klejnotami.
W końcu udało się i weszliśmy do środka. Mocno pchnąłem drzwi i usłyszałem za plecami głośny trzask. W przedpokoju bliźniaczki zaczęły się całować ze sobą i powoli nawzajem rozbierać. Kiedy zaczęły pocierać swoje ogolone ciała, byłem już gotowy do działania.
Wezwałem je gestem ręki i przyciągając obie do siebie, poprowadziłem w kierunku wanny. Weszliśmy do środka we trójkę. Młodzieńcza fantazja stała się rzeczywistością. Ujeżdżały mnie na zmianę.
Anna robiła to powoli, każdy jej ruch był zaplanowany. W tym czasie Joanna położyła się na sofie i delikatnie się dotykała, wydając coraz głośniejsze jęki. Wyszedłem z wanny i pewnie wskoczyłem między jej nogi.
Zacząłem się poruszać szybko i zdecydowanie. Widziałem, że jej się to podoba, więc przyspieszałem coraz bardziej, a ona z minuty na minutę z delikatnych jęków przeszła do głośnego krzyku rozkoszy. Nie pozwoliłem jednak Joannie skończyć i wróciłem do spokojnej Anny.
Poprowadziłem ją do okna. Wziąłem ją na ręce i poczułem, jak oplata mnie swoimi zgrabnymi nogami. Przycisnąłem jej piękny, okrągły tyłek do szyby i pewnym ruchem wsadziłem w nią mojego nabrzmiałego członka.
Zmienialiśmy się co chwilę, a dzięki ich upodobaniom mogłem na zmianę kosztować ostrego seksu i delikatnych uniesień. W trakcie jednego aktu miałem i sukę, i dziewczynę z sąsiedztwa. Bliźniaczki skończyły, robiąc mi najlepszego loda w życiu, a ja udekorowałem ich twarze największym wytryskiem, jaki kiedykolwiek widziały.
Chciałoby się powiedzieć, że to był ciężki poranek, ale było już, kurwa, grubo po dwunastej. Obok mnie nadal leżały bezpruderyjne bliźniaczki wtulone w moją rozbudowaną klatkę.
Sięgnąłem po telefon, na którym wyświetlała się informacja o tuzinie nieodebranych połączeń z nieznanego numeru. Przypomniałem sobie o rozmowie z Bramkarzem. Odzyskałem trzeźwość umysłu i zadzwoniłem po taryfę. Wyrwałem dziewczyny z błogiego snu informacją o przybyciu taksówki. Na ich twarzach było widać wstyd spowodowany naszą wczorajszą zabawą.
Nie protestowały, ubrały się szybko we wczorajsze kreacje i z potarganymi włosami i rozmazanym makijażem wyszły pospiesznie, nie pytając o nic. Wziąłem telefon i zadzwoniłem pod nieznany mi numer.
– Halo, Jubiler, rozmawialiśmy wczoraj na temat pracy dla mnie – usłyszałem spokojny głos olbrzyma.
– Tak, rozumiem, że wrócisz z samochodem w ciągu pół godziny.
– Panie Tomku, ja tak naprawdę stoję przed apartamentowcem od ósmej – odpowiedział podekscytowany.
Odsłoniłem zasłony i rzeczywiście moje auto było zaparkowane dokładnie w tym samym miejscu, z którego wczoraj odjechał Bramkarz.
– Daj mi pół godziny – odpowiedziałem i zacząłem szykować się do wyjścia.
Każdy dźwięk powodował uczucie bólu. Wiedziałem, że poprzedniego dnia zdecydowanie przesadziłem z ilością używek. Zszedłem na dół, żeby uniknąć dźwięku dzwonka w windzie. Wychodząc przez drzwi, od razu zobaczyłem Bramkarza. Wydawał się jeszcze większy niż w nocy. Podszedł do mnie szybko i od razu podał mi kluczyki.
– Odniosłem kolegę do domu, położyłem w łóżku i zamknąłem za sobą drzwi – oznajmił.
– Dziękuję, że się nim zaopiekowałeś – powiedziałem. – Ten człowiek nie zna umiaru.
– Mówiliśmy wczoraj o robocie dla mnie. – Było po nim widać, że nie wie, jak zacząć rozmowę.
– Najpierw wrzuć telefon do samochodu – odpowiedziałem i również zostawiłem swoją komórkę. – Przejdźmy się – dodałem.
Strasznie męczył mnie kac, ale słowo zawsze było droższe od pieniędzy, więc musiałem skończyć wczorajszą rozmowę. Po drodze wstąpiliśmy do kawiarni. Tylko duża czarna kawa mogła postawić mnie na nogi. Poszliśmy na most Uniwersytecki. Oparłem się o barierkę i zacząłem:
– Janek wczoraj potwierdził twoją lojalność.
– Tak, jestem osobą, która dobrze wypełnia powierzone jej zadania i nie wystawia swoich.
– Chciałbym, żebyś zaczął dla mnie pilnować ludzi w dwóch określonych biznesach.
– Czym miałbym się zajmować?
– Miałbyś zbierać pieniądze za sprzedaż fajek, odbierać papierosy na wschodniej granicy i przywozić je do magazynu – przedstawiłem pokrótce zakres obowiązków.
– To tyle? – zapytał, jakby było mu mało.
– Tak, na razie tyle – odparłem. – Chciałbym jak najszybciej przekazać nadzór nad tym procederem komuś innemu. – Kurwa, zaufałem gościowi, którego poznałem dzień wcześniej. Czy ja oszalałem?
– Przez pierwszy miesiąc będę cię uczył, przekażę ci kontakty, zapoznam z ludźmi pracującymi dla mnie i nauczę całej procedury. W tym czasie będziesz dostawał czterysta złotych dniówki. Pasuje?
– Jeśli to na początek, to pasuje. – Było widać, że poczuł się pewniej.
– Zawsze możesz wrócić na bramkę i zarabiać do końca życia tyle, ile wcześniej.
– Pasuje, nie narzekam – powiedział.
Od tamtej pory Paweł woził dla mnie papierosy i odbierał hajs. Oczywiście po drodze doszło mu wiele innych obowiązków, ale ze zwykłego pracownika stał się moim wspólnikiem i przyjacielem.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------