Nie wszystko można kupić - ebook
Nie wszystko można kupić - ebook
Maya nie była bogata, kiedy została żoną arystokraty Giorgia Sabbatiniego. Miała urodzić syna, który odziedziczy rodzinny majątek, ale przez pięć lat nie udało jej się zajść w ciążę. Dlatego postanowiła odejść, a mąż zgodził się na to. Jednak zanim sporządzono papiery rozwodowe, jeden poryw namiętności zupełnie odmienił sytuację…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-238-9034-8 |
Rozmiar pliku: | 577 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Maya patrzyła na dwie niebieskie kreski na teście z wrażeniem, że jakaś dłoń zaciska się na jej gardle. Wynik pozytywny. Siedziała na krawędzi wanny i nogi drżały jej tak mocno, że musiała przycisnąć do siebie kolana. To nie może być prawda, pomyślała, ale błysk nadziei zniknął jeszcze szybciej, nim się pojawił.
Wzięła głęboki oddech i znów popatrzyła na test. Zamrugała powiekami – raz, drugi, trzeci – ale niebieskie kreski nie chciały zniknąć.
Ktoś zadzwonił do drzwi. Zerwała się z głośno bijącym sercem, wzięła głęboki oddech i szybko wrzuciła test do szuflady pod umywalką. Gonzo już był przy drzwiach, szczekając radośnie, ale Maya i bez tego wiedziałaby, kto stoi za progiem. Nikt nie dzwonił w taki sam sposób jak jej były mąż Giorgio Sabbatini. Zawsze naciskał dzwonek za mocno i zbyt długo.
Przybrała chłodny wyraz twarzy i otworzyła drzwi.
– Giorgio – wyjąkała z nadzieją, że nie zdradzi jej drżenie głosu. – Myślałam, że przyślesz kogoś po Gonza. Tak się przecież umawialiśmy.
– Tym razem postanowiłem przyjść sam. – Pochylił się i poskrobał psa za uszami, a gdy znów się wyprostował, zauważyła w jego ciemnobrązowych oczach szyderczy błysk. – Zdziwiony jestem, że zastałem cię w domu. Myślałem, że wyszłaś gdzieś z tym nowym angielskim kochankiem. Jak on miał na imię? Hugh, Herbert?
Maya przygryzła wargę. Już nie po raz pierwszy przyszło jej żałować, że poszła na randkę w ciemno, na którą umówiła ją znajoma z zajęć jogi.
– Howard – poprawiła sztywno. – I to nie było tak, jak pisały gazety.
Giorgio cynicznie uniósł brwi.
– To znaczy, że nie zerwał z ciebie ubrania już na progu domu?
Maya rzuciła mu zabójcze spojrzenie.
– Nie, to byłoby bardziej w twoim stylu.
Od jego uśmiechu włosy na jej karku stanęły dęba.
– Przy mnie nie miałaś zahamowań, cara.
Na wspomnienie rozkoszy, jakiej przy nim zaznała, przeszedł ją dreszcz. Obróciła się na pięcie, obawiając się spojrzeć mu w oczy. Wciąż nie mogła sobie wybaczyć własnego zachowania na ślubie jego brata. Nie miała pojęcia, co ją do tego skłoniło – szampan czy też cierpienie spowodowane tym, że w końcu zdecydowała się na rozwód. Miał to być pożegnalny seks, zupełnie bez znaczenia, a w każdym razie nic to nie mogło znaczyć dla Giorgia, który w czasie ich separacji z pewnością miał już w łóżku kilka kobiet. Kolorowa prasa donosiła, że ostatnio spotykał się z londyńską modelką znaną ze zdjęć bielizny. Czytając o tym, Maya poczuła ukłucie w sercu, chociaż wolałaby umrzeć, niż pokazać to po sobie.
Giorgio stanął tuż za nią. Poczuła cytrusowy zapach jego wody po goleniu i wszystkie jej zmysły natychmiast ożyły. Przestała oddychać, gdy położył ręce na jej ramionach.
– Ładnie pachniesz – powiedział, pochylając głowę tak, że jego usta prawie dotykały jej szyi. – Czy to nowe perfumy?
– Zabierz ręce, Giorgio – wykrztusiła.
W odpowiedzi dłonie zacisnęły się mocniej.
– Formalnie rzecz biorąc, jeszcze nie jesteśmy rozwiedzeni. Może jakoś wykorzystamy ten czas? Co ty na to?
Wiedziała, co miał na myśli, i zabolało ją to mocniej niż doniesienia o modelce. Giorgio nie walczył o ich małżeństwo, lecz o swój majątek. Rodzina Sabbatinich potęgą i bogactwem mogła się równać z królewskimi rodami. Gdy Maya przed pięciu laty wychodziła za Giorgia, nie spisano intercyzy. W rodzinie Sabbatinich nigdy jeszcze nie było rozwodu i to małżeństwo również miało przetrwać. Zastanawiała się jednak, czy którekolwiek z tych małżeństw przeszło przez podobne cierpienie jak oni. Bardzo w to wątpiła.
Popatrzyła w nieprzeniknione, ciemne oczy Giorgia.
– Czego chcesz?
Jego kciuki wciąż zataczały kółeczka na jej napiętych ramionach. Przygryzła wargę i odepchnęła go.
– Przestań mnie dotykać.
Bez wysiłku pochwycił jej dłonie jedną ręką.
– Tamtej nocy było nam dobrze, prawda? Nie pamiętam, by kiedyś było lepiej. A ty?
Maya poruszyła się niespokojnie, ze wszystkich sił próbując nie myśleć o tamtej nocy. Nie było wtedy mierzenia temperatury, wykresów owulacji ani zastrzyków hormonalnych, tylko zwykły, staroświecki seks. Nie dotarli nawet do łóżka. Czy Giorgio przyszedł tu teraz z myślą o powtórce, czy też po to, by zawrzeć z nią jakiś układ dotyczący podziału majątku?
– Giorgio, tamta noc była głupim błędem – powiedziała, odwracając wzrok. Wysunęła ręce z jego uścisku i skrzyżowała je na piersiach. Było jeszcze zbyt wcześnie, by mu powiedzieć. Nie chciała zapeszyć. Ileż to już razy patrzyła na test z uczuciem triumfu, a po tygodniu czy dwóch wszystkie jej nadzieje i marzenia rozwiewały się jak mgła. Nie miała żadnej gwarancji, że tym razem będzie inaczej. Jeśli nie uda jej się utrzymać i tej ciąży, to każde z nich pójdzie w swoją stronę. Giorgio odzyska wolność i będzie mógł związać się z kobietą, która będzie potrafiła dać mu to, czego pragnął najbardziej. Zmarnował przy niej pięć lat życia. Miał teraz trzydzieści sześć lat. Większość jego przyjaciół i znajomych dochowała się już dwójki lub trójki dzieci, a ona nie potrafiła dać mu ani jednego.
Poszedł za nią do małego saloniku. Maya czuła na sobie jego wzrok. Musiała wziąć się w garść, by nie zmienić się w kłębek płaczliwych emocji. Już dawno powinna dojść do ładu ze swoimi uczuciami. Od miesięcy ciężko pracowała nad znalezieniem nowego kierunku w życiu – takiego, w którym nie byłoby miejsca dla Giorgia. Teraz trzeba go było traktować chłodno i z dystansem, pokazać mu, że nie ma już nad nią żadnej władzy. Należała tylko do siebie i sama decydowała o swoim życiu.
Czuła się teraz znacznie silniejsza. Po sześciu miesiącach separacji wyszła z cienia pieniędzy i prestiżu Giorgia i stanęła na własnych nogach. Na nowo podjęła pracę, którą kiedyś naiwnie porzuciła, chcąc dostosować się do oczekiwań Giorgia i jego rodziny. Była dumna z tego, co udało jej się przez ten czas osiągnąć.
– Słyszałem, że zamierzasz się przenieść do Londynu?
Zacisnęła usta i wyprostowała ramiona.
– Staram się o pracę w prywatnej szkole. Jestem umówiona na rozmowę.
– Przyjmiesz tę posadę, jeśli ci ją zaproponują? – zapytał, marszcząc brwi.
Maya bezradnie opuściła ramiona.
– A dlaczego nie? Nic mnie już nie trzyma we Włoszech.
W twarzy Giorgia drgnął mięsień.
– A Gonzo?
Serce jej się ścisnęło na myśl o psie, którego wychowała od szczeniaka, jednak w jej londyńskim mieszkaniu nie wolno było trzymać zwierząt, a poza tym wiedziała, że pies bardzo tęskniłby za jej mężem. Od czasu ich rozstania zachowywał się jak rozkapryszone dziecko.
– Wydaje mi się, że lepiej mu będzie z tobą.
Jego usta zadrgały.
– Cóż za zmiana frontu! Kłóciłaś się o to ze mną przez kilka miesięcy. Przychodziło mi już do głowy, żeby umieścić psa na liście spraw do rozstrzygnięcia podczas rozprawy rozwodowej.
Maya wzruszyła ramionami z udawaną obojętnością.
– Na pewno szybko o mnie zapomni, gdy tylko przeniesie się do twojej willi. Kiedy zamierzasz w niej zamieszkać?
Giorgio przesunął dłonią po włosach i serce Mai znów się ścisnęło. Często ostatnio przypominała sobie jego drobne gesty: skąpe uśmiechy, jakby życie nie wydawało mu się zabawne, zmarszczenie brwi, gdy się nad czymś zastanawiał, a także błysk w oczach, gdy miał ochotę na seks. Odsunęła jednak od siebie te wspomnienia.
– Nie jestem pewien, może za tydzień albo dwa. Malarze jeszcze nie skończyli. Mieli problem z wyborem tkaniny na zasłony czy coś w tym rodzaju.
To Maya niegdyś wybierała kolory i tkaniny do tych wszystkich pokoi. Robiła to z entuzjazmem, pełna nadziei na przyszłość. Gdy teraz usłyszała, że Giorgio remontuje willę, dobudowuje kilka pokoi, burzy ściany i zmienia układ ogrodu, pomyślała, że najwidoczniej chce usunąć wszelkie ślady jej obecności. Bolała ją myśl, że w tych pokojach mogą kiedyś zamieszkać dzieci, które będzie miał z inną kobietą. Przypomniała sobie pokój dziecinny, który pieczołowicie urządziła, gdy po raz pierwszy zaszła w ciążę. Po pięciu latach płonnych nadziei nie była w stanie się przemóc, by choć otworzyć drzwi do niego.
Ciszę nabrzmiałą napięciem przerwało pytanie Giorgia:
– Kiedy wyjeżdżasz?
Z wysiłkiem podniosła na niego wzrok.
– W następny poniedziałek.
– To chyba dosyć nagła decyzja? Wydawało mi się, że już dawno postanowiłaś, że nie będziesz więcej uczyć. A może chcesz pokazać całemu światu, że po rozwodzie zostawiłem cię bez środków do życia?
Nie dała się złapać na ten haczyk.
– Nie obchodzi mnie, co pomyślą ludzie. Chcę wrócić do nauczania, bo mam umysł, który potrzebuje się czymś zająć. Nie nadaję się na damę z wyższych sfer. Nigdy nie powinnam rezygnować z pracy. To był błąd i nie mam pojęcia, dlaczego to zrobiłam.
Giorgio wciąż na nią patrzył nieprzeniknionym wzrokiem.
– Na początku wydawało się, że zupełnie ci to odpowiada. Mówiłaś, że twoja praca nie jest tak ważna jak moja. Skorzystałaś z pierwszej okazji, żeby zostać żoną na cały etat.
Maya skrzywiła się boleśnie, przypominając sobie własne romantyczne iluzje. Choć ani przez chwilę nie wierzyła, by Giorgio żenił się z nią z miłości, to jednak pragnęła, by tak było. Ożenił się z nią ze względu na tradycję i oczekiwania rodziny. Osiągnął wiek trzydziestu lat i uznał, że czas już na żonę i dziedzica. Obsypał ją diamentami, a ona uwierzyła w bajkę, która miała skończyć się szczęśliwie. Jakaż była wtedy młoda i naiwna – dwadzieścia dwa lata, tuż po studiach, wyjechała za granicę i zakochała się. Trzeba było pięciu trudnych lat, by dorosła i zdała sobie sprawę, że nie wszystkie bajki kończą się szczęśliwie.
– Miałam wtedy gwiazdy w oczach – westchnęła. – Sława, pieniądze, luksusowe hotele, egzotyczne wakacje. Jaka dziewczyna potrafiłaby się temu oprzeć?
Giorgio ściągnął brwi.
– Jeśli choć przez chwilę wydawało ci się, że dostaniesz połowę mojego majątku, to zastanów się jeszcze raz. Wszystko mi jedno, jak długo będzie się ciągnęła sprawa w sądzie.
Uniosła dumnie głowę. Zawsze mówił tylko o pieniądzach. Była dla niego kolejnym interesem i czuł złość, bo ten interes nie wypalił. Prawda wyglądała tak, że zawiedli obydwoje, on również. Nie potrafiła go uszczęśliwić bardziej niż on ją. Pieniądze przez jakiś czas amortyzowały trudności, w końcu jednak zdała sobie sprawę, że jeżeli chce pójść do przodu, to muszą się rozstać.
– Przedłużysz tylko sprawę i jeszcze bardziej opóźnisz orzeczenie rozwodu. Przecież nie żądam tak wiele.
– Nie tak wiele? – prychnął Giorgio. – Chcesz willę w Bellagio, która należała do mojej rodziny od siedmiu pokoleń i jest dla mnie bezcenna. Pewnie właśnie dlatego chcesz mi ją zabrać.
– Dobrze wiesz, że tę willę należało sprzedać już wiele lat temu – odrzekła z determinacją. – Byliśmy w niej tylko raz i ty przez cały czas zachowywałeś się jak lew w klatce. Żaden z twoich braci nie był tam od miesięcy, a twoja matka nie pojechała ani razu przez cały czas trwania naszego małżeństwa. Przez większą część roku ten dom stoi pusty, nie ma nikogo oprócz służby. To zupełne marnotrawstwo.
Tak jak się tego spodziewała, odwrócił wzrok. Nigdy nie chciał z nią rozmawiać o śmierci swojej siostry. Za każdym razem, gdy wspominała o tym tragicznym wydarzeniu z czasów jego dzieciństwa, otaczał się murem nie do przebicia, zamykał się przed nią. Czuła się wtedy tak, jakby odmawiał jej prawa dostępu do swoich uczuć nawet w najprostszych sprawach. Chciał, by była żoną wyciętą z kartonu, ozdobą u jego ramienia, ale nie zgadzał się, by poznała tajemnice jego serca.
Odwrócił się do niej plecami i zacisnął pięści.
– Może moja matka któregoś dnia poczuje potrzebę, by tam pojechać, ale dopóki to się nie stanie, to miejsce nie jest na sprzedaż.
– A czy ty się tam kiedyś wybierzesz? Jak długo już nie byłeś w Bellagio, Giorgio? Dwa, trzy lata, a może cztery?
Odwrócił się twarzą do niej i w jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk.
– Nie prowokuj mnie, Mayu, nie dostaniesz tej willi. Zresztą Luca i Bronte zapewne będą jej teraz używać, skoro już wzięli ślub. To doskonałe miejsce na wakacje dla Elli.
Żołądek zacisnął jej się na myśl o ciemnowłosej, niebieskookiej dziewczynce, którą Luca przedstawił rodzinie przed kilkoma tygodniami. Jego nowa żona, Australijka o imieniu Bronte, poznała Lukę przed dwoma laty w Londynie, on jednak zerwał z nią, zanim jeszcze zdążył się dowiedzieć, że Bronte nosi jego dziecko. Ich powtórny związek i ślub był jednym z najbardziej romantycznych wydarzeń, jakich Maya kiedykolwiek była świadkiem. Patrząc na malutką Ellę, wciąż myślała o tym, że ona sama nie mogła urodzić dziecka. Być może dlatego po przyjęciu zachowała się tak głupio i lekkomyślnie. Czuła się rozpaczliwie samotna i myśl o rozsypującym się małżeństwie napełniała ją goryczą.
Giorgio zaproponował drinka przed snem. Jej pierwszym błędem było to, że poszła z nim do jego pokoju w hotelu Sabbatinich w Mediolanie, gdzie odbywało się przyjęcie. Drugi błąd polegał na tym, że pozwoliła, by ją pocałował, a trzeci – no cóż, było jej wstyd na myśl, że tak łatwo wpadła w jego ramiona. Zachowała się jak dziwka, a gdy już było po wszystkim, on po prostu zostawił ją i odszedł.
– Chcę dostać tę willę, Giorgio – powiedziała, wytrzymując jego wzrok. – Myślę, że należy mi się jakaś rekompensata. Dobrze wiesz, że mogłabym zażądać o wiele więcej.
Zacisnął zęby i jego oczy pociemniały jeszcze bardziej.
– Nie chciałbym, żebyś mnie źle zrozumiała. Chcę rozwodu tak samo jak ty, ale kwestia willi nie podlega dyskusji. W tej sprawie nie pójdę na żadne ustępstwa.
Jego nieustępliwość rozdrażniła ją, podobnie jak to, że tak łatwo godził się na rozwód. Gdyby mu na niej zależało, walczyłby, by ją przy sobie zatrzymać, bez względu na wszystko.
– Ty draniu! Jesteś niewiarygodnie bogaty, a mimo to nie zgadzasz się dać mi jedynej rzeczy, o którą proszę.
– Dlaczego chcesz dostać ten dom? Przecież za parę dni przenosisz się do Londynu. Po co ci trzydziestopokojowa willa?
– Chciałabym ją rozbudować – oznajmiła Maya wojowniczym tonem. – Doskonale się nadaje na hotel ze spa. Dałoby mi to dodatkowy dochód. To miałaby być inwestycja, a szczerze mówiąc, doskonała inwestycja.
W oczach Giorgia pojawiły się błyskawice.
– Czy naprawdę próbujesz mnie sprowokować? Dio mio, przecież już ostrzegałem, żebyś nie posuwała się za daleko!
– Dlaczego? – odparowała. – Czy obawiasz się, że mógłbyś przypadkiem okazać jakieś ludzkie uczucia? Złość, pasję, może nawet dla odmiany trochę wrażliwości?
Atmosfera pełna była napięcia. Włosy na karku Mai zjeżyły się. Oczy Giorgia wydawały się zupełnie czarne; źrenice zlewały się z tęczówkami. Przestał zwijać dłonie w pięści, gdy zauważył, że Maya na nie patrzy, ale nie złagodziło to jego nastroju. Twarz miał jak skamieniałą, a usta mocno zaciśnięte. Zastanawiała się, czy podejdzie do niej i weźmie ją w ramiona, tak jak tamtego wieczoru po ślubie brata. Wtedy też zaczęli się kłócić, a potem nieoczekiwanie znaleźli się w swoich ramionach, połączeni namiętnym uściskiem. Zadrżała i pochwyciła wzrok Giorgia: mogłaby przysiąc, że on pomyślał o tym samym.
– Czy tego właśnie chcesz, Mayu? – zapytał niebezpiecznie niskim, jedwabistym tonem, chwytając ją za rękę. – Chcesz, żebym stracił kontrolę nad sobą i wziął cię tak, jak poprzednim razem?
Poczuła, że robi jej się gorąco.
– Nie ośmieliłbyś się.
Przyciągnął ją do siebie.
– Raz już się ośmieliłem – przypomniał jej. – I bardzo ci się to podobało.
Oblała się rumieńcem, ale uniosła wysoko głowę.
– Wypiłam wtedy za dużo szampana.
– Czy tylko tak potrafisz sobie wyjaśnić to, że przespałaś się ze mną jeszcze raz? – zapytał wzgardliwie. – Daj spokój, Mayu. Miałaś na to ochotę, jeszcze zanim zaczęłaś pić tego szampana. Widziałem to w twoich oczach już w chwili, kiedy weszłaś do kościoła i spojrzałaś na mnie.
Pamiętała tę chwilę aż nazbyt dobrze. Przed ślubem unikała Giorgia i nie widziała go już kilka miesięcy. Specjalnie nalegała, by ktoś inny przyszedł odebrać Gonza, bo wiedziała, że w obecności męża nie może sobie ufać. Gdy weszła do kościoła i zobaczyła go u boku brata, poczuła się tak, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu. Wszystkie złe emocje uleciały bez śladu i widziała tylko wysokiego, władczego, przystojnego mężczyznę o bardzo ciemnych oczach, które w tamtej chwili patrzyły prosto na nią, przepalając ją na wylot.
– Wyobraźnię masz jeszcze większą niż ego – parsknęła. – Wydaje ci się, że każda kobieta, która na ciebie spojrzy, pragnie cię. – Wysunęła się z jego objęć. – Może od razu zabierzesz Gonza? Smycz wisi w korytarzu.
– Ja się nigdzie nie wybieram – wycedził Giorgio przez zaciśnięte zęby.
Ogarnął ją niepokój, ale spróbowała to zignorować.
– Giorgio – powiodła językiem po wyschniętych ustach. – Powiedzieliśmy sobie już wszystko, co było do powiedzenia. Reszta jest w rękach prawników.
Przez chwilę panowało milczenie.
– Nie przyszedłem po to, żeby rozmawiać o rozwodzie – usłyszała w końcu.
– W takim razie po co?
– Przyszedłem z zaproszeniem – odrzekł, patrząc prosto na nią.
Maya zamrugała powiekami.
– Z zaproszeniem? Z jakim zaproszeniem? Mam nadzieję, że nie chodzi ci o to, o czym myślę, bo nie ma mowy, bym się na coś takiego zgodziła.
Giorgio znów zacisnął usta.
– Nie o tego rodzaju zaproszenie mi chodzi, choć owszem, jest to kusząca myśl.
– To już przeszłość, Giorgio – przypomniała mu. – Nie jesteśmy już razem.
Odezwał się dopiero po chwili.
– Wiem o tym, Mayu. Każde z nas musi ruszyć dalej z własnym życiem.
Skinęła głową, bo nie mogła zaufać własnemu głosowi. Oczywiście, było już po wszystkim. Sama tego chciała i to ona pierwsza złożyła pozew rozwodowy. Dlaczego więc teraz ogarnęły ją wątpliwości? Na teście w szufladzie widniały dwie niebieskie kreski, ale to jeszcze nie oznaczało, że zobaczy je również następnym razem, gdy powtórzy test. To mogła być tylko pomyłka. Może tylko to sobie wyobraziła. Będzie musiała zrobić jeszcze jeden test, żeby się upewnić.
Giorgio przesunął ręką po włosach i przeszedł na drugą stronę pokoju. Na jego twarzy widać było zmęczenie. Zapewne za dużo imprezował. Mogła sobie wyobrazić, że teraz, gdy małżeństwo już go nie ogranicza, znów zaczął prowadzić nocne życie. Tak było, zanim wzięli ślub.
– W przyszły weekend wydajemy przyjęcie z okazji dziewięćdziesiątych urodzin mojego dziadka. Salvatore chciałby, żebyś się pojawiła.
Maya zacisnęła usta.
– W takim razie dlaczego sam do mnie nie zadzwonił, tylko przysłał ciebie? Mógł też wysłać zaproszenie pocztą. O co tu chodzi?
– Przecież wiesz, jaki on jest. Stary uparciuch. Jego zdaniem niszczymy bardzo dobre małżeństwo. Chciał, żebym zaprosił cię osobiście. Widocznie uważa, że mam na ciebie jakiś wpływ – dodał Giorgio ironicznie.
Maya obróciła się na pięcie.
– Nie zamierzam pojawić się na żadnej więcej rodzinnej uroczystości Sabbatinich – stwierdziła stanowczo. – Absolutnie nie. Nie po tym, co się zdarzyło ostatnim razem.
Giorgio podniósł ręce do góry.
– Obiecuję, że cię nie dotknę. W porządku?
Zatrzymała się pośrodku pokoju i spojrzała na niego ponuro.
– Nie wierzę w twoje obietnice. Nawet dzisiaj, ledwie tu wszedłeś, a już położyłeś na mnie ręce, jakbym należała do ciebie.
Odpowiedział jej krzywym uśmiechem.
– Możesz to złożyć na karb nawyku.
– Co za idiotyczne wytłumaczenie! Przecież bierzemy rozwód. Nie masz już prawa mnie dotykać.
Uśmiech zniknął z jego twarzy.
– Posłuchaj, Mayu. Bardzo uszczęśliwisz staruszka, jeśli przyjdziesz. Rozwód czy nie rozwód, on wciąż uważa, że należysz do rodziny. Będzie załamany, jeśli się nie pojawisz.
Przygryzła wargę, rozdarta między pragnieniem okazania szacunku jedynemu dziadkowi, jakiego miała w życiu, a niechęcią do spędzenia kolejnego wieczoru w towarzystwie tego mężczyzny.
– Jeśli się pojawię, to ze względu na Salvatorego, a nie na ciebie.
Giorgio zadzwonił kluczykami w kieszeni, jakby nie mógł się już doczekać chwili wyjścia. Misja zakończona, pomyślała Maya. Zdobył to, czego chciał, i teraz znów może się cieszyć wolnością. Podszedł do drzwi wynajętego mieszkania. Patrząc na niego poczuła ochotę, by go zawołać, ale słowa utknęły jej w gardle. Już po wszystkim. Przecież obydwoje tego chcemy. Już po wszystkim, powtarzała sobie w kółko.
– Zabiorę Gonza na dzień przed twoim wyjazdem do Londynu – powiedział, otwierając drzwi.
– W porządku.
Popatrzył na nią jeszcze raz, wzrokiem równie nieprzeniknionym jak wcześniej.
– Szampan czy nie szampan, to była niezapomniana noc, prawda, cara? Miły sposób na zakończenie związku.
Szybko odwróciła się do niego plecami i pod powiekami zapiekły ją łzy.
– Proszę, wyjdź już – mruknęła.
Po chwili, która wydawała jej się wiecznością, drzwi wreszcie zamknęły się z cichym trzaskiem.