Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nie wszystko złoto… - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Grudzień 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Nie wszystko złoto… - ebook

Bella prowadzi słynny salon jubilerski. Choć świetnie zna się na diamentach, sama w wieku trzydziestu pięciu lat nadal nie ma na palcu zaręczynowego pierścionka. Szuka mężczyzny, który zapewni jej stabilizację i bezpieczeństwo. Tymczasem spotyka Williama Camerona, księcia Hawksley, niezwykle przystojnego don juana. Zauroczona Bella uświadamia sobie, że dla niego jest gotowa na każde szaleństwo …

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-1874-0
Rozmiar pliku: 862 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

„Hej, Bella!

Alex poznał w pracy faceta dla Ciebie – singiel, niesamowite ciacho, a do tego bystry. Bardzo chciałby się z Tobą spotkać. Wiem, że nie przepadasz za randkami w ciemno, ale ja też go poznałam i daję słowo, że do Ciebie pasuje. Co Ty na to?

Uściski, Phoebe

PS Co planujesz na swoje urodziny?”

Bella przez moment zastanawiała się, ile czasu zajęłoby jej odpisanie: „Po moim trupie” oraz: „Schować się pod kołdrę i nie wychodzić”. Jeszcze raz przeczytała mejl, który właśnie przyszedł, i popatrzyła na zegar. Za dziesięć minut, punktualnie o drugiej, miała umówione spotkanie, więc została jej jeszcze chwila na odpowiedź.

Na jakiej planecie żyła Phoebe? Nie przepadasz za randkami w ciemno? Niedopowiedzenie roku. Czyżby zapomniała o niezliczonych wieczorach spędzonych na omawianiu nieudanych randek Belli? Jak mogła zapomnieć o mężczyźnie, który opluwał Bellę jadem za każdym razem, gdy otwierał usta, albo o tym, który przez cały wieczór rozmawiał z jej dekoltem? I jeszcze o facecie, który najpierw zaproponował podział kosztów kolacji, na którą ją zaprosił, a potem wyjął kalkulator, by dokładnie obliczyć wysokość jej części napiwku?

Wyglądało na to, że Phoebe oszalała z radości przy Aleksie, a plany matrymonialne pochłonęły ją do tego stopnia, że pamięć zaczęła jej szwankować.

Bella zmarszczyła brwi, ignorując ukłucie zazdrości. Nigdy nie ukrywała, że ogromnie pragnie stabilizacji. Spędziła dzieciństwo u boku matki, która zupełnie nie umiała poukładać sobie życia, a w pewnym momencie wręcz otarła się o przestępstwo. Bella obawiała się stagnacji, nie była jednak zdesperowana – przynajmniej jeszcze nie. Pomyślała kwaśno, że skoro znajomy Aleksa był aż tak atrakcyjny, inteligentny i zamożny, jak twierdziła Phoebe, to dlaczego nie znalazł sobie żony albo przynajmniej dziewczyny?

Jeśli chodzi o urodziny, to właściwie nie miała nic do celebrowania. Dawno temu, gdy liczyła sobie zaledwie dwadzieścia pięć lat, ktoś spytał ją, gdzie widzi siebie za dziesięć lat. Odparła bez wahania, że będzie szefową wielkiej firmy o milionowych obrotach, a także założy rodzinę, urodzi dzieci i zyska poczucie bezpieczeństwa, którego zawsze pragnęła. Wtedy nie wątpiła, że tak właśnie się stanie.

Niestety, nic z tego nie wyszło. Jako trzydziestopięciolatka nadal była singielką. Na horyzoncie nawet nie majaczył się cień ewentualnego partnera, już nie wspominając o dzwonach weselnych i potomstwie. Ostatnie, czego pragnęła, to świętowanie porażki w życiu osobistym.

Właściwie to kusiło ją, żeby rzucić się na podłogę i zacząć się po niej tarzać, wyjąc z rozpaczy, nie była jednak histeryczką. Nie rozumiała, w którym miejscu popełniła błąd. Była przecież stosunkowo atrakcyjna, interesująca i dowcipna, a do tego całkiem inteligentna. Nawet nie była specjalnie wybredna. Nie szukała męża o bujnej czuprynie i imponującej muskulaturze, nie marzyła o fajerwerkach, widowiskowym seksie czy wakacjach w pięciogwiazdkowych hotelach. Pragnęła jedynie, aby mężczyzna był gotów zaangażować się w związek i wykazać się lepszą lub gorszą zdolnością powstrzymywania popędów cielesnych, a to nieco ograniczało jej pole manewru. Najwyraźniej oczekiwanie od mężczyzny minimum przyzwoitości było niesłychaną fanaberią.

Bella westchnęła ciężko i ukryła twarz w dłoniach, zastanawiając się nad swoją sytuacją.

Może jednak była zbyt wybredna? Kiedy ma się już dobrze po trzydziestce i jest się singielką, nie za bardzo można przebierać w mężczyznach. Kobieta, która chce się z kimś związać, musi wypróbowywać każdą nadarzającą się sposobność. Inna sprawa, że po serii randkowych katastrof Bella wolała zrezygnować z dalszych poszukiwań. Może więc nie było nic dziwnego w tym, że to, czego pragnęła od dwudziestu lat, wciąż pozostawało w sferze marzeń. Innymi słowy, niewykluczone, że powinna przestać zachowywać się jak defetystka i dać szansę znajomemu Aleksa. Nie miała przecież zbyt wielu innych możliwości.

Poza tym, czy jedna randka naprawdę musiała być straszna? Zamiast w skrytości ducha rugać Phoebe, powinna być jej wdzięczna za kolejną szansę. Grunt to pozytywne myślenie. Niewykluczone, że znajomy Aleksa okaże się tym Jednym Jedynym.

Bella poruszyła palcami i szybko wystukała odpowiedzi, czyli: „Brzmi obiecująco” i: „Staram się o tym nie myśleć”. Po chwili wahania kliknęła ikonkę „Wyślij”.

Niemal natychmiast rozległ się dźwięk brzęczyka. Bella zerwała się na równe nogi i uświadomiła sobie, że jest punkt druga. Klient z pewnością oczekiwał doświadczonego jubilera, a nie rozmemłanej kobiety, która nie robi nic innego, tylko użala się nad sobą. Tylko skoncentrowany na pracy fachowiec mógł rzetelnie wycenić przyniesione przedmioty.

Z wysiłkiem przywołała uśmiech na twarz, uniosła głowę, a następnie przeszła z pracowni do części sklepowej. W tym samym momencie zamarła i wstrzymała oddech z wrażenia.

Ubrany w granatowy płaszcz, wysoki i ciemnowłosy mężczyzna, który przyciskał dłoń do szyby, żeby lepiej widzieć wnętrze salonu, prezentował się rewelacyjnie. Od razu zauważyła jego opaleniznę, której z całą pewnością nie można było przypisać londyńskiemu słońcu w październiku.

Bella z wysiłkiem przełknęła ślinę. Kiedy rozmawiali przez telefon, głos mężczyzny wydał jej się bardzo seksowny, ale nawet nie przyszło jej do głowy, że da się powiedzieć to samo o jego wyglądzie. Z doświadczenia wiedziała, że podobna współzależność zdarza się wyjątkowo rzadko. William Cameron był jednak równie atrakcyjny jak jego głos, do tego wyglądał na jej rówieśnika. Mimowolnie zaczęła się zastanawiać, czy jest singlem.

Na widok Belli uprzejmie się uśmiechnął, a jej momentalnie zaschło w ustach. Miała nogi jak z waty i poczuła dziwny ucisk w brzuchu. Rzadko kiedy tak reagowała na widok mężczyzny.

Tymczasem on pytająco uniósł brwi i ponownie się uśmiechnął, jakby dobrze wiedział, co jej chodzi po głowie. Jeszcze raz przycisnął guzik dzwonka, co wyrwało Bellę z osłupienia. Zirytowana na siebie, pomyślała, że musi natychmiast wziąć się w garść. Trzymanie klienta za drzwiami i gapienie się na niego cielęcym wzrokiem było wyjątkowo nieprofesjonalne.

Spokojnym krokiem podeszła do szerokiego stołu w kącie sklepu i zerknęła na swoje odbicie w lustrze nad meblem.

Wielkie nieba!

Nie trzeba było jasnowidza, żeby się zorientować, o czym myślała. Doszła do wniosku, że gdy nieznajomy na nią spojrzy z bliska, od razu wszystkiego się domyśli – o ile jeszcze tego nie zrobił. Miała zaróżowione policzki, oddychała płytko i nierówno, a jej piersi unosiły się gwałtownie i opadały. Zastanawiając się, czy przypadkiem nie upadła na głowę, pochyliła się i wcisnęła guzik pod blatem. Pomyślała, że bez wątpienia wysyła jednoznaczne sygnały i zaczęła się zastanawiać, co zrobić, żeby nad sobą zapanować.

Prawdopodobnie na dobry początek powinna przestać gapić się jak sroka w gnat na każdego mężczyznę, który jej zdaniem mógł się nadawać na ewentualnego męża. Odetchnęła głęboko i z przyklejonym do twarzy uśmiechem otworzyła drzwi. Powinna zachowywać się chłodno, z dystansem i uprzejmie, jak prawdziwa specjalistka. Przecież była w stanie zapanować nad emocjami.

Uśmiechnęła się szerzej i ruszyła przed siebie, ale chwilę później znowu stanęła jak słup soli. Salon nie był mały, ale gdy nieznajomy przekroczył próg, odniosła wrażenie, że cały tlen gdzieś zniknął i przez jedną upiorną sekundę była pewna, że upadnie. Z trudem zablokowała nogi w kolanach, modląc się w duchu, żeby zdążyła dojść do siebie, zanim atrakcyjny klient cokolwiek zauważy.

Bez oddzielającej ich bariery szkła musiała przyznać, że się nie pomyliła i że faktycznie nieznajomy robił niesamowite wrażenie. Patrzyła na jego krótkie czarne włosy, oczy niebieskie jak iolit i kości policzkowe, które wyglądały jak wyrzeźbione w marmurze. Był szczupły, lecz muskularny, i pachniał wyjątkowo interesująco: drzewem sandałowym i jakimiś korzennymi przyprawami.

Bella pomyślała z rezygnacją, że nici z chłodu, dystansu i uprzejmości. Była rozgorączkowana i czuła, że zachowuje się po prostu głupio, niczym nastoletnia fanka na widok idola.

Drzwi się zamknęły, a zamek automatycznie szczęknął. Mężczyzna zamarł, wzdrygnął się i nieco zbladł pod mocną opalenizną. Przez chwilę zastanawiała się, skąd ta reakcja, ale w ułamku sekundy wyleciało jej to z głowy, gdy nieznajomy uważnie przyjrzał się jej twarzy i sylwetce.

– Dzień dobry – przywitała się i wyciągnęła rękę. – Bella Scott.

– Will Cameron – odparł niskim głosem, zaciskając palce na jej dłoni.

Przeszył ją dreszcz i zaczęła się zastanawiać, co by się stało, gdyby teraz zrobiła krok do przodu, wspięła na palce i pocałowała go w usta, a następnie zarzuciła mu ręce na szyję i przywarła do niego.

Odetchnęła głęboko, żeby choć trochę się uspokoić.

– Proszę, niech pan siada. – Wskazała dłonią krzesło po drugiej stronie stołu.

Will usiadł i znowu na nią popatrzył.

– Dziękuję, że zgodziła się pani spotkać ze mną w tak krótkim czasie – powiedział.

– Nie ma problemu.

Ponieważ w jego obecności miała jednak problem – z oddychaniem – zaczęła żałować, że nie wykręciła się od spotkania. Odkąd jeden z jej naszyjników pokazano podczas Tygodnia Mody na wybiegu, Bella pracowała więcej niż kiedykolwiek, wręcz za dużo. Mimo to czarujący głos Willa w słuchawce sprawił, że zapragnęła poznać go osobiście.

– Jak rozumiem, ma pan klejnoty do wyceny – odezwała się, doszedłszy do wniosku, że już za późno na żal.

– Owszem – potwierdził.

– Czy chodzi o kwestie związane z ubezpieczeniem?

– O zatwierdzenie ważności testamentu.

– Rozumiem – westchnęła. – Serdecznie współczuję.

Jego usta wykrzywiły się w pełnym goryczy uśmiechu.

– To tylko jedna z formalności, przez które trzeba przebrnąć. – Wzruszył ramionami.

Niezupełnie o to chodziło Belli, ale jego związek ze zmarłym nie był jej sprawą. Szczerze mówiąc, interesowało ją przede wszystkim to, co przyniósł do wyceny. Może i robiła karierę jako projektantka biżuterii, ale gemmologia pozostawała jej pierwszą miłością.

– Mogę rzucić okiem na to, o czym pan wspominał podczas naszej rozmowy? – spytała.

Sięgnął do kieszeni, a następnie pochylił się i podsunął Belli pierścionek. Wstrzymała oddech, zauroczona jego pięknem. Wzięła go do ręki, obróciła najpierw w jedną stronę, potem w drugą. Brylant o szmaragdowym szlifie osadzony był w platynowej obrączce i połyskiwał w promieniach jesiennego słońca, które na moment przebiły się przez gęstą zasłonę ciężkich chmur. Kamień niewątpliwie liczył sobie co najmniej trzy karaty, do tego był nieskazitelnie czysty, sądząc po idealnie symetrycznych rozbłyskach światła.

– No i co pani o tym myśli? – zapytał Will.

Gdyby się zaręczyła, chciałaby otrzymać właśnie taki pierścionek.

– Jest piękny – mruknęła z nieukrywaną zazdrością.

– Nie obchodzi mnie, jak wygląda – powiedział Will oschle. – Interesuje mnie tylko jego wartość.

Bella raptownie skierowała na niego wzrok, zupełnie jakby powiedział straszliwą herezję. Nie rozumiała, jak ktokolwiek obdarzony ludzkimi uczuciami mógł pozostać niewzruszony w obliczu tak cudownego przedmiotu.

Cóż, stosunek tego mężczyzny do wspaniałej biżuterii również nie był jej sprawą. Will Cameron przyszedł tutaj wyłącznie po to, żeby dokonać wyceny, a nie wysłuchiwać wykładów o kamieniach szlachetnych. Było jasne, że nie miał ochoty poznawać jej zdania na temat ludzi, którzy przedkładają wartość materialną nad sentymentalną. Pomyślała, że pewnie brak mu wrażliwości, i sięgnęła po lupę. Sprawiał wrażenie czujnego cynika, a więc stanowczo nie był w jej typie, nawet pomimo niezwykłej aparycji.

Bella z wysiłkiem skupiła uwagę na pierścionku i obróciła go w palcach, aby lepiej widzieć. Przechyliła klejnot i przysunęła go bliżej oczu. Nagle poczuła ukłucie zdumienia i przyszło jej do głowy, że może szkło powiększające ma jakieś niedostatki albo wzrok się jej pogorszył. A może po prostu chodziło o to, że Will wpatrywał się w nią, przez co trudniej się jej pracowało.

– Czy stało się coś złego? – zaniepokoił się.

Bella opuściła lupę i spojrzała na gościa.

– Czy miałby pan coś przeciwko temu, gdybym przeprowadziła jeszcze jeden test? – spytała.

– Bardzo proszę.

Bella wyciągnęła z szuflady kamień probierczy i delikatnie potarła pierścionkiem o jego powierzchnię. Potem nalała na ślad odrobinę płynu i sprawdziła rezultat. Przynajmniej pod tym względem nie było najgorzej.

– Czy przyniósł pan jeszcze coś, co chciałby pan wycenić?

Skinął głową, sięgnął do kieszeni płaszcza i wysypał ich zawartość na stół. Bella spojrzała na jego dłonie i mimowolnie wyobraziła sobie, jak wędrują po jej ciele, badają je, pieszczą i głaszczą. Wizja była tak realistyczna, że Belli zrobiło się gorąco.

Na miłość boską, to naprawdę musiało się zakończyć! Jeszcze nigdy nie była tak rozkojarzona, a już z całą pewnością nie wtedy, gdy w grę wchodziła biżuteria. Biorąc pod uwagę odkrycie, którego właśnie dokonała, nie mogła sobie pozwolić na dekoncentrację.

Z trudem przełknęła ślinę i pochyliła się nad przedmiotami leżącymi na stole. Tak, były zupełnie wyjątkowe, a jeśli w dodatku nie miała do czynienia ze sztuczną biżuterią, musiały być warte fortunę.

– Mogę? – spytała, spoglądając na Willa.

– Oczywiście.

Podniosła szafir w stylu art deco oraz diamentową broszkę, a następnie odłożyła jedno i drugie, żeby sięgnąć po złoty naszyjnik ze szmaragdami. Przesunęła go między palcami. Czuła się jak dziecko w sklepie ze słodyczami. Pomyślała, że jeśli Will Cameron miał więcej takich klejnotów, niewątpliwie był właścicielem całkiem sporej kolekcji kosztowności.

O ile, rzecz jasna, jej podejrzenia nie okażą uzasadnione.

Bella wyszperała w szufladzie inną lupę i przygotowała się do sprawdzenia pozostałej biżuterii. Przeprowadziła te same testy na wszystkich klejnotach. Powoli i uważnie obejrzała każdy kamień, powtarzając sobie przy tym, że nie usiłuje zyskać na czasie, tylko po prostu chce mieć niezachwianą pewność. Tak naprawdę jednak zwlekała zupełnie celowo, ponieważ z każdą mijającą minutą czuła coraz większy ucisk w gardle.

W końcu odłożyła ostatni klejnot i stłumiła westchnienie. Nie wiedziała, z jakiego powodu jest bardziej rozczarowana – czy chodziło o nią samą i jej naiwne iluzje, czy też o Willa Camerona, którego interesowała wyłącznie wartość przedmiotów, więc czekało go nieuchronne rozczarowanie.

– I jak? – spytał, unosząc brwi.

– Obawiam się, że nie mogę przeprowadzić wyceny tej biżuterii – odparła ostrożnie.

– Dlaczego?

Wiedziała, że nie zdoła złagodzić ciosu. Mogła jedynie liczyć na to, że nie ma do czynienia z człowiekiem, który strzela do posłańca.

– Ponieważ jest sztuczna – oznajmiła bez ogródek.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: