Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość

Nie wypowiedział żadnego życzenia - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 listopada 2025
10,10
1010 pkt
punktów Virtualo

Nie wypowiedział żadnego życzenia - ebook

Nazywa się Maciej Maćkowiak, ma 18 lat i właśnie wydaje swoją pierwszą książkę — “Nie wypowiedział żadnego życzenia”. Pisze o emocjach, o ludziach i o tym, co zostaje niewypowiedziane — o chwilach, które potrafią zmienić całe życie, choć wydają się zupełnie zwyczajne. Ta książka to jego pierwszy krok w świat słów — powstała z obserwacji, z ciszy i z rozmów, które nigdy nie zostały dokończone. To dopiero początek jego pisarskiej drogi — ale obiecuje, że będzie ciekawie.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8431-805-8
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1 — Ten dzień, który miał być inny

Matthew Johns obudził się z uczuciem, że to będzie _ten dzień_.

Taki, w którym wszystko wreszcie pójdzie dobrze.

Taki, w którym nie wyleje na siebie kawy, nie zgubi kluczy i może, tylko może, powie „cześć” dziewczynie, o której myślał od miesięcy.

Spojrzał na zegarek.

07:46.

Autobus odjeżdżał o 07:50.

— No dobra, świat, zaczynamy taniec — mruknął do siebie, zakładając koszulę z jednej strony w spodnie, z drugiej nie.

Zrobił trzy kroki do kuchni, poślizgnął się na książce od matematyki, którą zostawił poprzedniego wieczoru, i wylądował na ziemi razem z płatkami kukurydzianymi.

— Znak od losu, że mam zostać w łóżku — jęknął, podnosząc się.

Ale nie został. Bo dzisiaj miało się coś zmienić.

Dzisiaj zamierzał _z nią porozmawiać_.

Kiedy dobiegł na przystanek, autobus właśnie zatrzaskiwał drzwi.

— Hej! Poczekaj! — krzyknął, wymachując ręką jak człowiek, który desperacko próbuje złapać ostatnią szansę w życiu.

Kierowca, starszy facet z miną człowieka, który widział wszystko, westchnął i zatrzymał się.

Matthew wpadł do środka, dysząc jak po maratonie.

I wtedy ją zobaczył.

EMMA PHIL siedziała przy oknie, z włosami spiętymi w niedbały koczek i słuchawkami w uszach. Uśmiechała się lekko, patrząc przez szybę na poranne słońce.

Na siedzeniu obok leżała książka — _„Little Women”_.

Matthew przełknął ślinę.

To był moment. Tylko kilka kroków. Wystarczyło podejść i powiedzieć:

„Hej, widziałem, że czytasz Alcott. Też ją lubię”.

Albo po prostu: „Cześć”.

Zrobił krok. Potem drugi.

Autobus ruszył.

Matthew potknął się o własny plecak i zamiast „cześć”, wypalił:

— _Czy mogę… to znaczy… siedzieć tu… znaczy, tam… obok…_

Emma zdjęła słuchawki.

— Słucham?

— …obok. Czy mogę usiąść obok?

Uśmiechnęła się lekko.

— Jasne.

Usiadł. Czuł, jak serce wali mu w klatce piersiowej jak alarm samochodowy.

W głowie miał tylko jeden dźwięk: _powiedz coś normalnego, cokolwiek, cokolwiek_.

— Fajna książka — rzucił w końcu.

— Dzięki. Czytałeś?

— Tak. To znaczy… nie. Ale moja mama oglądała film. To się chyba liczy, prawda?

Emma roześmiała się cicho.

To było to. Jej śmiech. Ciepły, prawdziwy, dźwięk, który zostaje w głowie na dłużej niż jakakolwiek piosenka.

Matthew pomyślał, że jeśli dziś umrze, to przynajmniej w chwili największego szczęścia.

Kiedy autobus zatrzymał się pod szkołą, deszcz zaczął padać — nagle i głośno, jakby ktoś otworzył niebo i wylał cały listopad naraz.

Emma wysiadła pierwsza. Miała parasol.

Matthew nie.

— Chcesz się schować? — zapytała, podnosząc go lekko.

— Nie, ja… lubię deszcz — skłamał, drżąc jak szczeniak w wannie.

— Jasne, że lubisz — zaśmiała się, i poszła w stronę wejścia.

Matthew patrzył za nią, czując, że jego serce zostaje kilka kroków za nią, dokładnie tam, gdzie właśnie była.

Tego dnia nic już nie poszło zgodnie z planem.

Zawalił sprawdzian z historii, zgubił długopis, a kiedy wrócił do domu, jego pies zjadł jedną z jego butelek z wodą.

Ale mimo tego wszystkiego uśmiechał się. Bo w jego głowie wciąż brzmiał ten śmiech.

Wieczorem, kiedy zasypiał, zapisał w notesie:

„Dziś z nią rozmawiałem. To trwało dwie minuty, ale pamiętam każdą sekundę.”

Zanim zamknął oczy, pomyślał:

„Może jutro pójdzie lepiej. A jeśli nie — to przynajmniej znowu ją zobaczę.”

I to wystarczyło, żeby zasnąć z uśmiechem.Rozdział 4 — Deszczowe kino

Wszystko zaczęło się od planu, który miał być prosty:

nie myśleć o liście, nie patrzeć na Emmę w szkole, nie analizować każdego słowa, które napisał.

Prosty plan.

Niestety, Matthew i „prostota” nigdy nie szły w parze.

Minął tydzień.

Emma nadal nie wiedziała, że to on był autorem listu.

Rozmawiali czasem w autobusie — krótko, zwyczajnie.

On robił wszystko, żeby nie spojrzeć na jej dłonie, które wciąż pamiętał z tego momentu, gdy podała mu chusteczkę.

Ona czasem uśmiechała się do niego jakby chciała coś powiedzieć, ale nigdy nie mówiła.

Piątkowy wieczór

W małym kinie „Starline” na rogu Maple Street puszczano stary film — _Casablanca_.

Matthew uwielbiał to kino: czerwone fotele, zapach popcornu i ten stary projektor, który brzmiał jak sen o przeszłości.

Poszedł sam, jak zwykle.

Tylko po to, by się oderwać.

Kupił bilet, duży popcorn (bo „może dziś świat będzie łaskawszy”) i wszedł na salę.

Było ciemno, tylko kilka osób siedziało rozrzuconych po sali.

Usiadł w ostatnim rzędzie.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij