-
nowość
Nie wypowiedział żadnego życzenia - ebook
Nie wypowiedział żadnego życzenia - ebook
Nazywa się Maciej Maćkowiak, ma 18 lat i właśnie wydaje swoją pierwszą książkę — “Nie wypowiedział żadnego życzenia”. Pisze o emocjach, o ludziach i o tym, co zostaje niewypowiedziane — o chwilach, które potrafią zmienić całe życie, choć wydają się zupełnie zwyczajne. Ta książka to jego pierwszy krok w świat słów — powstała z obserwacji, z ciszy i z rozmów, które nigdy nie zostały dokończone. To dopiero początek jego pisarskiej drogi — ale obiecuje, że będzie ciekawie.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Proza |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8431-805-8 |
| Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Matthew Johns obudził się z uczuciem, że to będzie _ten dzień_.
Taki, w którym wszystko wreszcie pójdzie dobrze.
Taki, w którym nie wyleje na siebie kawy, nie zgubi kluczy i może, tylko może, powie „cześć” dziewczynie, o której myślał od miesięcy.
Spojrzał na zegarek.
07:46.
Autobus odjeżdżał o 07:50.
— No dobra, świat, zaczynamy taniec — mruknął do siebie, zakładając koszulę z jednej strony w spodnie, z drugiej nie.
Zrobił trzy kroki do kuchni, poślizgnął się na książce od matematyki, którą zostawił poprzedniego wieczoru, i wylądował na ziemi razem z płatkami kukurydzianymi.
— Znak od losu, że mam zostać w łóżku — jęknął, podnosząc się.
Ale nie został. Bo dzisiaj miało się coś zmienić.
Dzisiaj zamierzał _z nią porozmawiać_.
Kiedy dobiegł na przystanek, autobus właśnie zatrzaskiwał drzwi.
— Hej! Poczekaj! — krzyknął, wymachując ręką jak człowiek, który desperacko próbuje złapać ostatnią szansę w życiu.
Kierowca, starszy facet z miną człowieka, który widział wszystko, westchnął i zatrzymał się.
Matthew wpadł do środka, dysząc jak po maratonie.
I wtedy ją zobaczył.
EMMA PHIL siedziała przy oknie, z włosami spiętymi w niedbały koczek i słuchawkami w uszach. Uśmiechała się lekko, patrząc przez szybę na poranne słońce.
Na siedzeniu obok leżała książka — _„Little Women”_.
Matthew przełknął ślinę.
To był moment. Tylko kilka kroków. Wystarczyło podejść i powiedzieć:
„Hej, widziałem, że czytasz Alcott. Też ją lubię”.
Albo po prostu: „Cześć”.
Zrobił krok. Potem drugi.
Autobus ruszył.
Matthew potknął się o własny plecak i zamiast „cześć”, wypalił:
— _Czy mogę… to znaczy… siedzieć tu… znaczy, tam… obok…_
Emma zdjęła słuchawki.
— Słucham?
— …obok. Czy mogę usiąść obok?
Uśmiechnęła się lekko.
— Jasne.
Usiadł. Czuł, jak serce wali mu w klatce piersiowej jak alarm samochodowy.
W głowie miał tylko jeden dźwięk: _powiedz coś normalnego, cokolwiek, cokolwiek_.
— Fajna książka — rzucił w końcu.
— Dzięki. Czytałeś?
— Tak. To znaczy… nie. Ale moja mama oglądała film. To się chyba liczy, prawda?
Emma roześmiała się cicho.
To było to. Jej śmiech. Ciepły, prawdziwy, dźwięk, który zostaje w głowie na dłużej niż jakakolwiek piosenka.
Matthew pomyślał, że jeśli dziś umrze, to przynajmniej w chwili największego szczęścia.
Kiedy autobus zatrzymał się pod szkołą, deszcz zaczął padać — nagle i głośno, jakby ktoś otworzył niebo i wylał cały listopad naraz.
Emma wysiadła pierwsza. Miała parasol.
Matthew nie.
— Chcesz się schować? — zapytała, podnosząc go lekko.
— Nie, ja… lubię deszcz — skłamał, drżąc jak szczeniak w wannie.
— Jasne, że lubisz — zaśmiała się, i poszła w stronę wejścia.
Matthew patrzył za nią, czując, że jego serce zostaje kilka kroków za nią, dokładnie tam, gdzie właśnie była.
Tego dnia nic już nie poszło zgodnie z planem.
Zawalił sprawdzian z historii, zgubił długopis, a kiedy wrócił do domu, jego pies zjadł jedną z jego butelek z wodą.
Ale mimo tego wszystkiego uśmiechał się. Bo w jego głowie wciąż brzmiał ten śmiech.
Wieczorem, kiedy zasypiał, zapisał w notesie:
„Dziś z nią rozmawiałem. To trwało dwie minuty, ale pamiętam każdą sekundę.”
Zanim zamknął oczy, pomyślał:
„Może jutro pójdzie lepiej. A jeśli nie — to przynajmniej znowu ją zobaczę.”
I to wystarczyło, żeby zasnąć z uśmiechem.Rozdział 4 — Deszczowe kino
Wszystko zaczęło się od planu, który miał być prosty:
nie myśleć o liście, nie patrzeć na Emmę w szkole, nie analizować każdego słowa, które napisał.
Prosty plan.
Niestety, Matthew i „prostota” nigdy nie szły w parze.
Minął tydzień.
Emma nadal nie wiedziała, że to on był autorem listu.
Rozmawiali czasem w autobusie — krótko, zwyczajnie.
On robił wszystko, żeby nie spojrzeć na jej dłonie, które wciąż pamiętał z tego momentu, gdy podała mu chusteczkę.
Ona czasem uśmiechała się do niego jakby chciała coś powiedzieć, ale nigdy nie mówiła.
Piątkowy wieczór
W małym kinie „Starline” na rogu Maple Street puszczano stary film — _Casablanca_.
Matthew uwielbiał to kino: czerwone fotele, zapach popcornu i ten stary projektor, który brzmiał jak sen o przeszłości.
Poszedł sam, jak zwykle.
Tylko po to, by się oderwać.
Kupił bilet, duży popcorn (bo „może dziś świat będzie łaskawszy”) i wszedł na salę.
Było ciemno, tylko kilka osób siedziało rozrzuconych po sali.
Usiadł w ostatnim rzędzie.