-
promocja
Nie wywołuj wilka z lasu - ebook
Nie wywołuj wilka z lasu - ebook
Pewnego dnia w swoim domu niedaleko Norrköpingu zostaje brutalnie zamordowany mężczyzna. W jego okaleczonym ciele policja znajduje misia. Dzięki maskotce komisarz Henrik Levin i aspirantka Mia Bolander trafiają do byłej policjantki Filippy Falk, ukrywającej się pod zmienionym nazwiskiem po niewyobrażalnej wręcz tragedii, która dotknęła jej rodzinę. Wygląda na to, że tylko ona potrafi dotrzeć do sprawcy morderstwa. Ale czy będzie chciała pomóc policji rozwikłać tę sprawę?
Gdy do śledztwa dołącza prokuratorka Jana Berzelius, jej mroczna przeszłość zaczyna o sobie przypominać. Jana robi wszystko, by chronić mężczyznę, którego kocha. Niestety Per jest bliski odkrycia jej tajemnicy i nie odpuści, dopóki nie dowie się całej prawdy – bez względu na cenę.
| Kategoria: | Kryminał |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8230-989-8 |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W szybie dostrzegł jedynie własne odbicie. Siwe włosy w nieładzie, zmarszczki na twarzy i zmęczone oczy. Za sobą niezaścielone podwójne łóżko i drzwi na korytarz.
– Erik, czy coś się stało?
Kobieta w sukience z dekoltem uśmiechała się do niego niepewnie z ekranu telefonu.
– Nie, nic – odparł Erik i poprawił aparat oparty o stos książek na biurku. – Wydawało mi się tylko, że słyszałem jakiś dziwny dźwięk.
– Może to twoja dziewczyna wróciła do domu? – zażartowała kobieta.
Erik pokręcił głową.
– Nadal mieszkam sam.
– To musi być dla ciebie trudne.
– Można się przyzwyczaić.
Uśmiechnął się lekko. Rozmowa z nią zawsze wiązała się z ryzykiem, ale potrzebował kontaktu z ludźmi. Miała dwadzieścia sześć lat, była ładna i nieszczęśliwa. A właśnie szczęścia najbardziej jej życzył.
– Gdzie teraz mieszkasz? – zapytała, zakładając ciemny kosmyk włosów za ucho.
– Wiesz przecież, że nie mogę ci powiedzieć – odparł.
Skinęła głową zawiedziona.
– W każdym razie dom wygląda na ładny.
– Dzięki.
– Tylko o co chodzi z tymi lampami?
Erik spojrzał na nią.
– To znaczy?
– Zawsze są zapalone. Wszystkie.
– Nie lubię, jak jest ciemno – przyznał szczerze. – Nigdy nie lubiłem.
Zaśmiała się.
– Boisz się ciemności?
Najchętniej powiedziałby jej, że zawsze się bał, już od dziecka. Przytulanie białego pluszowego królika nie wystarczało, spał przy zapalonej lampce. Pewnie by go wyśmiała. Od dawna nie potrzebował przytulanki, ale nadal obawiał się ciemności.
Paradoksalnie mieszkał teraz w samym środku gęstego lasu Kolmården. Pół roku temu wprowadził się do jednopiętrowego domku i odizolował od wszystkiego w takim stopniu, w jakim nikt nie powinien tego robić. Mógł za to winić jedynie siebie. Sam się na to zdecydował, nikt go nie zmuszał. Ale był to jedyny sposób, by chociaż na chwilę odetchnąć i móc nadal żyć.
– Halo?
Erik odchrząknął.
– Tak?
– Jesteś dzisiaj wyjątkowo cichy.
– Wiem, przepraszam…
Znów usłyszał jakiś dźwięk. Tym razem skrzypienie dochodziło z domu. Erik spuścił wzrok i przysłuchiwał się w skupieniu. Może to tylko wiatr ruszał drzwiami do kuchni wychodzącymi na taras? Nigdy nie zostawiał ich otwartych, ale w ten wyjątkowo ciepły majowy wieczór zrobił wyjątek.
– Wiesz co? Może lepiej, jak już na dziś skończymy?
Erik spojrzał na nią.
– Proszę cię, jeszcze chwilę. Dawno nie rozmawialiśmy.
– Nie podoba mi się, że mnie okłamujesz.
Erik zmarszczył czoło.
– Jak to: okłamujesz? Co ty gadasz?
– Mówiłeś przecież, że mieszkasz sam, prawda?
– No, bo tak jest.
– Kto w takim razie przed chwilą stał za tobą?
Erik odwrócił się i spojrzał na drzwi. Nikogo tam jednak nie dostrzegł.
– To wcale nie jest śmieszne – powiedział cicho, patrząc jej prosto w oczy. – Bawi cię to, że mnie straszysz?
Kobieta uśmiechnęła się zdziwiona.
– Nie wiem, o co ci chodzi. Dlaczego miałabym cię straszyć? Naprawdę kogoś za tobą widziałam.
– Mieszkam sam, więc odpuść, proszę.
– Pewnie – rzuciła z lekkim poirytowaniem kobieta. – Jeśli w twoim życiu serio ktoś się pojawił, to mi to po prostu powiedz.
Znów usłyszał skrzypnięcie. Włosy zjeżyły mu się na całym ciele, gdy dotarło do niego, że jednak miała rację. W jego domu ktoś był.
– Muszę kończyć – rzucił, odsuwając telefon.
Właśnie miał się rozłączyć, gdy w głębi domu usłyszał kroki. Telefon wypadł mu z ręki, z hukiem odbił się od podłogi i wylądował pod biurkiem. Chciał po niego sięgnąć, ale zamiast tego w pośpiechu wysunął najwyższą szufladę biurka, wyciągnął z niej pistolet i go odbezpieczył. Szybkim krokiem podszedł do drzwi i wyjrzał na korytarz.
Nie dostrzegł żadnego ruchu ani cienia.
Przepełnił go pulsujący strach. Dotarło do niego, kto to może być.
Nie, nie, nie, przeleciało mu przez głowę. To się nie dzieje, to niemożliwe…
Musi jak najszybciej wydostać się z domu. Od najbliższego sąsiada dzielił go spory kawałek, a kluczyki do samochodu leżały w kieszeni swetra, który przed obiadem zawiesił na oparciu krzesła. Nie miał wyboru, musiał po nie pójść.
Trzęsąc się ze strachu, ruszył w stronę kuchni. Zajrzał po drodze w każdy kąt, trzymając przed sobą w zaciśniętych dłoniach pistolet. Starał się zachować ciszę, ale miał wrażenie, że jego przestraszony oddech słychać w całym domu.
Wszedł do kuchni, gotowy do oddania strzału.
W środku nie było jednak nikogo.
Nad kuchennym blatem paliło się światło, talerz i garnek z makaronem nadal leżały w zlewie. Od strony otwartych na taras drzwi ciągnęło chłodne powietrze.
Przed nim na krześle przy stole wisiał czarny sweter.
Erik podszedł bliżej, położył pistolet na blacie i od razu sięgnął do prawej kieszeni swetra. Kluczyków do samochodu tam nie było.
– O nie… – jęknął.
Od razu sprawdził drugą kieszeń. Zanim dotarło do niego, że też jest pusta, usłyszał za sobą skrzypnięcie.
Odwrócił się gwałtownie i zamarł w bezruchu.
W drzwiach do kuchni stał zamaskowany mężczyzna.
Erik w panice zrobił krok w tył, potknął się o krzesło i runął na podłogę. Intruz ruszył w jego stronę.
Erik podniósł się nieco, próbując sięgnąć po leżący na blacie pistolet. Już miał go pod palcami, gdy poczuł silny cios w głowę i uderzył nią o stół.
Osunął się na podłogę. Leżąc na boku, nie widział za wiele, ale czuł, że napastnik chwyta go za nogi i ciągnie za sobą.
Po chwili dostrzegł w jego dłoni nóż.
– Jak mnie znalazłeś? – wyjęczał. – Jak tu trafiłeś?
Mężczyzna pochylił się nad nim i rozerwał mu koszulę. Zamachnął się i wbił mu ostrze noża w brzuch.
Erik poczuł przeszywający całe ciało ból. Instynktownie próbował jeszcze się bronić rękami, ale napastnik odepchnął je i zadał kolejne ciosy.
Coś jeszcze powiedział, ale do Erika już nie dotarło co.
Widział jedynie, że napastnik wyciąga coś z kieszeni.
Coś, co od razu przypomniało mu pluszowego królika i wszystkie bezsenne noce z dzieciństwa.1
PONIEDZIAŁEK
Aspirantka Mia Bolander spojrzała na leżącego obok niej Patrika Wikinga. Spał z lekko otwartymi ustami i przyklepanym zarostem. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w spokojnym rytmie.
Mia podniosła telefon z nocnego stolika i zobaczyła, że jest już za kwadrans ósma. Odblokowała aparat i przesunęła się lekko, żeby ostre światło ekranu nie padało na twarz Patrika.
Zza okna jej dwupokojowego mieszkania w żółtym bloku przy Stockholmsvägen dochodziły odgłosy porannego ruchu drogowego. Haga może nie należała do najlepszych dzielnic Norrköpingu, ale czynsze za wynajem były okej. Plus znajdowała się po tej dobrej stronie miasta, daleko od Navestad i Hageby, gdzie rządziły gangi.
W ostatnich latach przestępczość poważnie eskalowała i stawała się coraz bardziej bezwzględna. Nie dalej jak miesiąc temu w lesie Vrinnevi zasztyletowano trzech mężczyzn, a niedługo potem na opuszczonej stacji benzynowej wysadzono w powietrze dwudziestolatka.
Sprawie nadano najwyższy priorytet, a ponieważ partner Mii, Henrik Levin, był wtedy na urlopie rodzicielskim, w ramach wsparcia przydzielono jej Patrika. Początkowo niezbyt spodobał jej się pomysł współpracy z nim, ale z jakiegoś dziwnego powodu go polubiła. Ze swoimi niebieskimi oczami, jasnymi włosami i okazałą brodą naprawdę przypominał wikinga. Poza tym był dobrym śledczym i bez problemu dogadywał się z zespołem.
Wszystko wywróciło się jednak do góry nogami, gdy zostali ostrzelani przy ogródkach działkowych. Patrik dostał kulę w udo i trafił do szpitala. By nie tracić cennego dla sprawy czasu, Henrik postanowił wrócić do pracy. Śledztwo zakończyło się w brutalny sposób, gdy w opuszczonym magazynie w dzielnicy przemysłowej doszło do wybuchu, podczas którego zginęło wielu członków gangu. Wiking miał już dość pracy w terenie. Postanowił się zwolnić i przenieść do wydziału do walki z przestępczością gospodarczą. To wszystko wydarzyło się jakiś tydzień temu. I mniej więcej od tej pory byli też parą.
Mia nie miała pojęcia, co on w niej widzi. Nie należała do klasycznych piękności, nie przejmowała się modą ani trendami i była pyskata. Poza tym jej piersi z każdym rokiem coraz bardziej opadały, blond paź coraz mocniej się mierzwił, a na czole wciąż pojawiały się nowe zmarszczki.
Lubiła go. Właściwie to lubiła go nawet bardzo. A on postanowił budzić się każdego dnia w jej łóżku.
Przeszły ją dreszcze. Nie dlatego, że leżał obok niej. Raczej z powodu tego, co wyświetliło się na ekranie telefonu. Wczoraj wieczorem wpisała na Blocket hasło „obrączki” i znalazła używaną parę złotych pierścionków za ułamek ich prawdziwej wartości.
Przygryzła policzek. Początkowo nie była pewna, czy to właściwy moment, żeby decydować się z Patrikiem na kolejny krok. Ale niewątpliwie ich związek nabrałby tempa. A pierścionki kosztowały jedyne siedemset koron i wyglądało na to, że mają właściwy rozmiar. Przy jej ograniczonym budżecie to musiał być znak.
Uśmiechnęła się, napisała do sprzedawcy, że chce je kupić, i odłożyła telefon na stolik nocny.
Patrik nadal spał.
Mia ostrożnie poprawiła spraną kołdrę zakrywającą jej piersi i przeczesała palcami włosy, tak by idealnie układały się na poduszce. Po czym szturchnęła Patrika i udała, że śpi. Boże, ale się z niej zrobiła łajza.
Patrik się poruszył, przeciągnął i ziewnął. Mia odczekała chwilę i otworzyła oczy.
– Dzień dobry.
– Dzień dobry – odpowiedział Patrik. – Dopiero się obudziłaś?
– Tak – skłamała, leżąc w bezruchu, by nie zepsuć fryzury.
Patrik pochylił się nad nią, by ją pocałować, gdy nagle zadzwonił telefon.
– Noż kurde.
Mia machnęła ręką, złapała telefon i zobaczyła na ekranie nazwisko szefa, Gunnara Öhrna.
– Co tam? – zapytała krótko.
– Mamy nową sprawę. Jedźcie tam z Henrikiem od razu – rzucił Gunnar.
Mia westchnęła.
– Co się stało?
– W jednym z domów w Kolmården znaleziono ciało człowieka. To chyba jakaś grubsza sprawa. I to tak porządnie grubsza.
***
– Wszystko w porządku?
Prokuratorka Jana Berzelius spojrzała na Pera Åströma, gdy wspólnie wychodzili z bramy jego kamienicy przy Skomakaregatan. Miał na sobie jasnoniebieski garnitur i białą koszulę. Włosy opadały mu miękko na czoło.
– Tak, jest okej – odparł Per, obejmując ją ramieniem.
Skręcili w Dalsgatan i przeszli obok bramy przy Holmentornet w dawnej dzielnicy przemysłowej.
Jana czuła, jak wzbiera w niej niepokój. Per był jedynym, którego tak naprawdę polubiła. Pracowali ze sobą od lat, ale dopiero miesiąc temu odważyła się pokazać mu, ile tak naprawdę dla niej znaczy. Uwielbiała być blisko niego.
Ostatnio jednak zauważyła, że jest jakiś nieobecny. Przeczuwała, że coś się wydarzyło.
– Nie musisz mnie odprowadzać aż do biura – powiedział Per.
Ulicą zbliżała się zamiatarka, burcząc i grzmiąc przy zbieraniu kamyków i żwiru.
– Wykorzystuję każdą chwilę z tobą – odparła Jana, próbując przekrzyczeć hałas.
To prawda, ostatnio spędzała u niego cały swój wolny czas.
Spojrzał na nią i skinął głową.
– Idę za szybko?
– Nie, nie.
Jana powiedziała mu, że podczas joggingu potrącił ją rowerzysta. Ani Per, ani policjanci nie mieli pojęcia o jej udziale w wybuchu w dzielnicy przemysłowej w zeszłym tygodniu. Została wtedy dźgnięta nożem, kiedy próbowała uratować z rąk gangu nastolatka – obojgu cudem udało się ujść z życiem, gdy odpalił ładunek. Rozcięte udo nadal ją bolało, ale pozostałe rany już się zagoiły.
– Idziemy na skróty przez plac? – zapytał Per.
Jana przytaknęła. Ruszyli wyboistą kamienną nawierzchnią, mijając dwóch mężczyzn w garniturach rozmawiających przez telefon i młodą dziewczynę z dużym plecakiem i z pomarańczowymi słuchawkami na uszach. Ulicą obok sunął sznur samochodów. Doszli do czerwonej bramy biura adwokackiego przy Gamla torget.
– Jesteśmy – powiedział Per.
Jana nachyliła się, by go pocałować, ale on odwrócił głowę, przytulił ją mocno i trzymał tak przez chwilę.
– Mam wrażenie, że jednak coś cię trapi – powiedziała Jana, uśmiechając się lekko.
– Po prostu jestem nieco spóźniony.
Uśmiech zniknął z twarzy Jany. Pozwoliła sobie na chwilę szczęścia. Może właśnie dlatego nie zareagowała wcześniej? A powinna. Już dawno temu powinna się zorientować, że coś jest nie tak.
– Nie próbuję ci nic wmówić – ciągnęła – ale od kolacji w zeszłą niedzielę jesteś jakiś nieobecny.
– Miałem trochę innych rzeczy na głowie – odparł zgaszonym głosem Per.
– To znaczy?
Nie odpowiedział. Jana mu się przyjrzała, próbując coś odczytać z jego twarzy, ale nic nie dostrzegła.
– Per, proszę cię, po prostu powiedz, co się stało.
Spuścił wzrok i zrobił głęboki wdech.
– Usłyszałem dzwonek do drzwi – zaczął. – Dosłownie chwilę przed obiadem i… Myślałem, że to ty, więc otworzyłem. A tam stał on.
– Kto? – zapytała Jana, bojąc się, co powie.
Per podniósł wzrok i spojrzał na nią swoimi różnokolorowymi oczami, niebieskim i złotawobrązowym.
– Danilo Peña.
Jana zamarła, mimo że spodziewała się tej odpowiedzi.
Danilo.
Człowiek, który wciąż pojawiał się w jej życiu i znikał. Dzielił z nią krwawą przeszłość, co już na zawsze stanowiło niebezpieczeństwo zarówno dla niej samej, jak i dla Pera. Tego dnia spieszyła się, by jak najszybciej dostać się do jego mieszkania w obawie, że Danilo się tam pojawi. Gdy dotarła na miejsce, Per był sam. I zachowywał się jak zwykle. Robiła więc, co mogła, by nie myśleć o zagrożeniu.
– Dlaczego nic mi wcześniej nie powiedziałeś?
Serce zaczęło jej bić jak oszalałe.
– Nie wiem – odparł Per, luzując nieco krawat pod szyją, tak jakby musiał się bronić przed oskarżeniami. – Może dlatego, że nagle wróciło wszystko to, co zrobił.
– I co było dalej? – zapytała Jana.
Per pokręcił głową.
– Nic.
Jana nie odpuszczała.
– No, ale coś chyba zrobił albo powiedział?
– Pewnie chciał mnie po prostu nastraszyć – oparł Per wymijająco. – Ale trochę mnie to niepokoi.
– Niepokoi?
– Za względu na ciebie – wyjaśnił.
– Na mnie?
Przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz.
– Przecież to ty prowadziłaś przeciwko niemu sprawę. I to przez ciebie trafił do zakładu psychiatrycznego.
– No tak, ale…
– To niezwykle brutalny człowiek i…
– Nie musisz się martwić. Nie mam z nim nic wspólnego.
Jana ugryzła się w język. Pośpieszyła się z odpowiedzią.
Per się w nią wpatrywał. Zmusiła się, by nie spuścić wzroku.
– Okej – odparł po chwili i pocałował ją szybko w policzek. – Widzimy się wieczorem. Zmykaj do prokuratury.
– Idę, idę – rzuciła Jana, ale przystanęła jeszcze i poczekała, aż Per zniknie za drzwiami. Dopiero wtedy się odwróciła i ruszyła przed siebie.2
Komisarz Henrik Levin wysiadł z samochodu i spojrzał na parterowy czerwony dom w lesie Kolmården, około trzydziestu kilometrów od Norrköpingu. Był to jedyny budynek na niewielkiej polanie, otoczonej wysokimi sosnami i gęstymi świerkami. Przed garażem stało srebrne audi, a między drzewami mignęły dwie sarny. Cała okolica wyglądała przedziwnie spokojnie i pięknie, pomijając oczywiście policyjne taśmy i radiowozy. Henrik dobrze znał te tereny, nieraz przyjeżdżali tu z Emmą i dzieciakami na borówki i grzyby. Trzymali się jednak bliżej drogi, bo w gęstym lesie nietrudno było się zgubić.
– Co się stało?
Mia stanęła u jego boku. O dziwo, miała na sobie ładną bluzkę i czarne spodnie.
– Naszym zadaniem jest chyba właśnie się tego dowiedzieć – odparł Henrik, zatrzaskując drzwi.
– Mam na myśli ciebie. Co się z tobą, do cholery, stało?
Nie widzieli się od tygodnia i teraz patrzyła na niego, jakby go nie rozpoznawała. Dobrze wiedział dlaczego. Miał na sobie wymięty granatowy T-shirt, był nieogolony i rozczochrany. Ona zaś promieniała. W końcu znalazła miłość. Z tego, co Henrik wiedział, Patrik już się do niej wprowadził.
Odchrząknął.
– Emma miała już dość. To się stało.
– Dość czego?
– Pogadamy o tym później – odparł Henrik, bo właśnie ruchem dłoni przywołała ich techniczka kryminalistyki Anneli Lindgren.
Wraz z dwoma współpracownikami przystanęła przed drzwiami wejściowymi do domku. W ostrym słońcu ich służbowe kombinezony lśniły bielą.
– Co my tu mamy? – zapytał Henrik i skinął głową pomocnikom Anneli, dwóm mężczyznom około trzydziestki.
– Niewiele.
Anneli zdjęła maskę ochronną i spojrzała na Henrika i Mię. Jej rysy twarzy były miękkie, ale spojrzenie miała ostre.
– Ciało leży w kuchni – powiedziała. – Wszystko wskazuje na to, że ofiara została napadnięta właśnie tam. Nie znaleźliśmy śladów krwi w żadnym innym pomieszczeniu ani na zewnątrz. W domu zainstalowano kamerę, ale ktoś ją zniszczył.
– Mamy pewność co do tożsamości ofiary? – zapytała Mia.
Anneli skinęła głową.
– To Erik Johansson. Sześćdziesiąt sześć lat, były śledczy z policji w Kalmarze. Nie miał rodziny.
– Przyczyna zgonu?
– To już ustali Zakład Medycyny Sądowej. Odsyłamy tam ciało, jak tylko skończycie oględziny. Sprawca wyciął mu dziurę w brzuchu, prawdopodobnie nożem, i… Muszę przyznać, że nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam.
Anneli sprawiała wrażenie poruszonej.
Henrik ponownie się rozejrzał. W lesie wokół nich panowała przedziwna wręcz cisza. Doceniał to, miło było uciec od ciekawskich gapiów z telefonami kłębiących się przy policyjnych taśmach i nie musieć odpowiadać na dociekliwe pytania dziennikarzy. Coś mu się jednak w tym miejscu nie podobało, ale nie potrafił powiedzieć co.
– Kto go znalazł? – zapytała Mia.
– Sofia Larsson – odparła Anneli. – Młoda dziewczyna, która przyjechała tutaj z dostawą zakupów. Drzwi zewnętrzne były wprawdzie zamknięte, ale ponieważ potrzebowała podpisu pod zamówieniem, weszła tyłem przez drzwi tarasowe, by sprawdzić, czy nie zastanie Erika w kuchni, no i… zastała.
Henrik przesunął dłonią po zarośniętej brodzie. Sprawca mógł się dostać do środka tą samą drogą.
– Czy dostawczyni nadal była na miejscu, gdy przyjechał pierwszy radiowóz? – zapytał.
– Tak – potwierdziła Anneli. – Ale nie wiemy za bardzo, co robiła, prawie nie pamiętała, że w ogóle dzwoniła na policję. Na pewno zostawiła za sobą krwawe odciski butów. Była w szoku, więc od razu zabrano ją na pogotowie.
– Wiemy, kiedy doszło do zdarzenia? – zapytał Henrik.
– Ze względu na stężenie pośmiertne zakładam, że do morderstwa doszło dziesięć, dwanaście godzin temu – wyjaśniła Anneli.
– A więc wczoraj około dziesiątej wieczorem. Czy to możliwe, że doszło tu do bójki, która wymknęła się spod kontroli?
Anneli pokręciła głową.
– Bez wątpienia to była bardzo agresywna napaść, szczególnie widać to na głowie i brzuchu… – zaczęła.
– Ktoś więc musiał być na niego nieźle wkurzony – przerwała jej Mia. – W przeciwnym razie po co sprawca wyprawiałby się aż tutaj przez ten las, przez te wszystkie muchy, kleszcze i inne cholerne robactwo, żeby go zabić w tak brutalny sposób, jak mówisz?
– Na ofierze nie ma żadnych śladów wskazujących na próbę obrony – tłumaczyła dalej Anneli. – Na podłodze znaleźliśmy wprawdzie pistolet, ale jeszcze nie wiadomo, czy należał do Erika.
– A może to zwykły rabunek? – podsunęła Mia.
– Nie sądzę – odparła bez namysłu Anneli.
– Dlaczego nie? – Mia się zdziwiła. – Już się zdarzało, że w takich odludnych miejscach ofiary najpierw okradano, a potem zabijano.
– Tak, ale z tego, co już udało nam się sprawdzić, wynika, że nic nie zostało skradzione. Samochód stoi przed garażem, telefon leżał pod biurkiem w sypialni. Jestem przekonana, że chodzi tu o coś kompletnie innego.
– Skąd ta pewność? – zapytał Henrik.
– Jak już mówiłam, morderstwo było niezwykle brutalne, krwawe i… – Anneli zrobiła głęboki wdech. – W brzuchu ofiary znaleźliśmy przedmiot.
– Przedmiot? – zdziwiła się Mia. – Jaki przedmiot?
– Tego jeszcze nie wiem – odparła poważnym głosem Anneli.
Henrik skinął głową.
– Pokaż nam to.
***
Jana siedziała w swoim gabinecie w jasnobrązowym budynku prokuratury w centrum miasta. Ekran komputera już dawno zgasł, a kawa wystygła. Zamiast się skupić na pracy, myślała tylko o wizycie Danila u Pera. Oparła łokcie o wypolerowany blat biurka i przycisnęła palce do skroni. Czuła coraz większy niepokój. I wstyd, że skłamała Perowi prosto w oczy. Nie miała jednak wyboru. Nic przecież nie wiedział o niej ani o Danilu i nie mogła mu tego opowiedzieć.
Nieświadomie przesunęła dłonią pod włosami na karku i podrapała się po zdeformowanych literach wyrytych na skórze.
Ker. Bogini śmierci.
Odkąd pamięta, starannie ukrywała skaryfikację, a teraz śmiertelnie się bała, że Per się dowie, co oznacza.
Opowiedziała mu, że urodziła się w Chile i że w wieku dziewięciu lat została adoptowana przez Karla i Margarethę Berzeliusów. Ale nie miał pojęcia, co było wcześniej. Nie wiedział o śmierdzącym kontenerze i przeprawie przez Atlantyk, ani o trzech mężczyznach, którzy wybrali ją wraz z innymi dziećmi. Ani o tym, że ich rodziców zastrzelono, a ich samych wywieziono na wyspę, daleko od wybrzeża Norrköpingu, gdzie zostali wytrenowani na płatnych morderców, mających za zadanie ochronę narkotykowego syndykatu. Nigdy nie opowiedziała mu też o imionach wyrytych na ich karkach, które już na zawsze miały im przypominać, kim są i co potrafią.
Jana odsunęła rękę z karku. Nie ponosiła winy za to, co się wydarzyło, a narkotykowy syndykat już dawno rozbito. Wciąż jednak nie mogła wyjaśnić Perowi, że została wytrenowana do zabijania i że zabijała. I pomimo upływu lat pewne instynkty i odruchy nadal w niej tkwiły.
Gdyby prawda ujrzała światło dzienne, straciłaby nie tylko jego, ale również karierę i całe swoje życie.
Tylko dwie osoby znały jej krwawą przeszłość. Jedna z nich to jej adopcyjny ojciec, ryzykujący długoletnią karę więzienia, nazwisko i renomę odnoszącego niegdyś sukcesy byłego prokuratora generalnego, gdyby wyszło na jaw, że jego córkę wytrenowano do ochrony syndykatu, któremu on sam przewodził.
Druga to Danilo. Na jego karku również widniało imię: Hades. Bóg śmierci.
Na wyspie byli niczym rodzeństwo. Ramię w ramię trenowali różne techniki walki i uczyli się posługiwać bronią. Teraz dzielili wspólną brutalną przeszłość, ale nic poza tym. Tylko ich dwoje przeżyło morderczy trening na wyspie. Danilo doskonale wiedział, jak bardzo jej zależy, by utrzymać ich pochodzenie w tajemnicy.
Wiedział też, jak wiele znaczy dla niej Per, i nieraz już to przeciwko niej wykorzystywał. Przede wszystkim w trakcie procesu, gdy oskarżano go o przemyt narkotyków na ogromną skalę, porwanie, próbę morderstwa i ciężkie pobicie. To właśnie Per, jeszcze wtedy na stanowisku prokuratora, dostał jego sprawę. Danilo, grożąc mu i zastraszając, próbował odsunąć go od postępowania. Per uznał to za atak na siebie i zawnioskował o najdłuższą możliwą karę więzienia. Wtedy Danilo zażądał od Jany, by zastąpiła Pera w sądzie i dopilnowała, żeby udało mu się ze wszystkiego wykaraskać jak najmniejszym kosztem.
Jana doskonale wiedziała, że Danilo nie żartował. Gdy w końcu zagroził, że zabije Pera, musiała przejąć inicjatywę.
Chcąc ratować mu życie, wykorzystała fakt, że Per podszedł do sprawy zbyt osobiście. Zgłosiła u przełożonych konflikt interesów i przejęła jego obowiązki w sądzie. Per odebrał to jako zdradę z jej strony. Zrezygnował ze stanowiska prokuratora i został adwokatem. Bolało ją, że nigdy nie będzie mogła mu tego wyjaśnić.
Na samą myśl o wszystkich sytuacjach, w których Danilo groził, że ją zdemaskuje, albo zrobi krzywdę Perowi, wzbierała w niej złość. Niczego bardziej nie pragnęła, niż w końcu przestać się bać, że Danilo znów ich rozdzieli.
Wyjęła z kieszeni telefon i wybrała numer ojca. Nie odbierał. Zadzwoniła więc do Elin Ronander. Po dwóch sygnałach usłyszała w słuchawce głos gosposi.
– Elin.
– Muszę porozmawiać z ojcem – wyjaśniła Jana.
– Pani ojciec prosi, żeby mu nie przeszkadzać podczas rehabilitacji – powiedziała przepraszającym głosem gosposia.
– Czyli nadal jest w szpitalu?
– Po zawale czuje się już lepiej, ale musi jeszcze zostać kilka dni na obserwacji. Będę u niego po południu, chciałaby pani, żebym mu coś przekazała?
– Dziękuję, ale wolę z nim porozmawiać osobiście – powiedziała Jana i zakończyła rozmowę.
***
– Ożeż, kurwa.
Wchodząc do kuchni z żółtymi meblami z lat pięćdziesiątych, Mia zasłoniła usta dłonią. Henrik i Anneli stanęli obok. Przez dłuższą chwilę przyglądali się mężczyźnie na podłodze. Miał rozpiętą koszulę i rozszarpany brzuch. Jedna jego ręka leżała w rozlanej wokół niego kałuży krwi.
– Erik Johansson. Najwyraźniej powalono go przy kuchennym stole – powiedziała Anneli, wskazując dłonią na stół. – Widać tu krwawy ślad, prawdopodobnie z jego czoła.
Mia spojrzała na podniszczony stół, wywrócony taboret i sweter leżący na podłodze niedaleko ofiary. Potem popatrzyła na kuchenny blat i garnek z zaschniętym makaronem w zlewie. Poczuła mdłości. Brakło jej słów, by wyrazić okrucieństwo, jakiego doświadczyła ofiara.
– Przy stole, mówisz? – powtórzył Henrik. – Czy uderzenie było śmiertelne?
– Myślę raczej, że zginął z powodu utraty sporej ilości krwi albo wskutek szoku – wyjaśniła Anneli, podchodząc do ofiary.
– Tak go znaleziono? – zapytała Mia.
– Tak. Ani ja, ani moi współpracownicy nic nie ruszaliśmy. Tak jak mówiłam, chcieliśmy, żebyście to najpierw zobaczyli. To sprawca ułożył go na środku podłogi, jeśli to nad tym się zastanawiacie.
– Jesteś pewna, że mamy do czynienia z jednym sprawcą, a nie kilkoma?
– Znaleźliśmy jedynie dwa rodzaje śladów butów. Jeden pochodzi od dziewczyny, która znalazła ofiarę, a drugi ma rozmiar co najmniej czterdzieści pięć, więc w sumie nie mam wątpliwości.
– Odciski palców? – zapytał Henrik.
– Nic, co mogłoby się w tym momencie przydać – odparła Anneli. – Ale jeszcze nie skończyliśmy. Musimy przeanalizować odciski butów, a Narodowe Centrum Kryminalistyczne sprawdzi broń. Szukamy też śladów opon, dzięki którym dowiemy się, jak sprawca się tu dostał.
Henrik przejechał ręką po zmierzwionych włosach.
– Mówiłaś, że w brzuchu coś było.
– Tak – potwierdziła Anneli i przykucnęła przy ciele. – Widzicie?
Mia i Henrik podeszli bliżej. Coś białego i włochatego wystawało z trzewi ofiary.
– Co to takiego? Wiesz już? – zapytała Mia, próbując powstrzymać odruch wymiotny.
– Nie – zaprzeczyła Anneli. – Nie mam pojęcia. I nie mogę teraz tego wyciągnąć. Zakład Medycyny Sądowej musi najpierw zbadać ciało.
Mia podniosła wzrok. Do kuchni weszło dwóch współpracowników Anneli ubranych w białe kombinezony. Jeden z nich trzymał w ręku worek na zwłoki.
– Skończyliście już? – zapytał.
– Tak – potwierdziła Mia. – Możecie go zabrać.
Kombinezony ochronne zaszeleściły, gdy mężczyźni schylili się po ciało. Podnieśli je ostrożnie, by umieścić je w worku. W tym momencie rozległ się dziwny dźwięk.
Henrik wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.
– Co to?
Anneli zmarszczyła czoło.
– Nie wiem, ale przypomina jakiś głos – stwierdziła.
– Skąd dochodzi?
Mia z trudem przełknęła ślinę.
– Z tego przedmiotu w brzuchu – powiedziała, czując, że oblewa ją zimny pot.3
Jana pochyliła się nad stołem w pokoju konferencyjnym i spojrzała na ścianę, na której wisiały zdjęcia denata. Kwadrans wcześniej dostała telefon z informacją o morderstwie w lesie Kolmården i poproszono ją o stawienie się w budynku policji na pierwsze spotkanie zespołu śledczego.
– Kilka godzin temu Erika Johanssona znaleziono martwego w jego domu w Kolmården – rozpoczął Gunnar Öhrn, wskazując na jedno ze zdjęć. – Jak sami widzicie, został potraktowany z niezwykłym wręcz okrucieństwem.
Szef zespołu zmarszczył czoło. Jego niebieski sweter miał taki sam kolor jak niebo za oknem. Wokół stołu zebrali się Mia Bolander, Henrik Levin, Anneli Lindgren i Ola Söderström.
– Macie jakieś podejrzenia, kto może stać za tym wszystkim? – zapytała Jana, przyglądając się brzuchowi ofiary, który przypominał kupę poszatkowanego mięsa.
Mia skrzyżowała ręce na piersi.
– Nie, ale wiemy, że to facet z wielkimi stopami. A biorąc pod uwagę, że pociachał ofierze brzuch na strzępy i wsadził w niego coś włochatego, co w dodatku gada, spokojnie możemy powiedzieć, że to JSP.
– To znaczy? – zapytała Jana.
– To termin często używany przez psychologów i oznacza, że to Jakiś Straszny Pojeb.
– Mia… – Gunnar westchnął.
– No co? Przecież to sama prawda – żachnęła się Mia, rozkładając ręce.
Jana zwróciła się do Gunnara.
– Mamy jakiś trop, od którego możemy zacząć?
– Nie w tym momencie – odparł Gunnar. – Ale wkrótce dostaniemy odpowiedź w sprawie odcisków butów i pistoletu znalezionego na miejscu zdarzenia.
– Co wiemy o przedmiocie w brzuchu ofiary?
– Björn nie skończył jeszcze obdukcji, więc prawie nic – wyjaśnił Henrik. – Nie mamy pojęcia, co to za przedmiot, ani co mówi ten głos. Björn zdaje sobie jednak sprawę z powagi sytuacji i już obiecał, że zajmie się tym w pierwszej kolejności.
Jana nie była w stanie spojrzeć mu w oczy. Znali się od wielu lat, ale podczas ostatniego śledztwa zadawał jej wiele natarczywych pytań dotyczących jej życia prywatnego. Zbyt wiele. W końcu zrozumiała, że podejrzewa ją o zabójstwo tych trzech mężczyzn w lesie Vrinnevi. Sprawa została już zamknięta, ale Jana nadal nie wiedziała, czy Henrik porzucił rozmyślanie o tym.
– Jaki mógł być motyw? – zapytała, patrząc na Gunnara.
– Trudno stwierdzić. Może zemsta i ktoś chciał go za coś ukarać.
– To były śledczy z policji w Kalmarze – dodała Mia. – Może to ma jakiś związek?
– Też o tym pomyślałem – powiedział Gunnar. – Ale facet od pięciu lat był na emeryturze. Poza tym do morderstwa doszło u niego w domu, więc raczej zakładamy, że sprawca należy do kręgu jego najbliższych znajomych.
– Poinformowano już rodzinę? – zapytała Jana.
Gunnar pokręcił głową i sięgnął po dzbanek, by nalać sobie kawy.
– Nie miał rodzeństwa, a matka jakieś pół roku temu zginęła w wypadku pod miastem, kiedy autobus zjechał z drogi. Próbowaliśmy się skontaktować z ojcem. Mieszka w domu opieki w Krokek. On również uczestniczył w tym wypadku i od tej pory jest poważnie niepełnosprawny. Personel twierdzi, że nie będzie w stanie z nami porozmawiać. Obiecali, że przekażą mu wiadomość o śmierci syna, mam jednak obawy, że media zdążą ich uprzedzić, jak tylko poznają nazwisko ofiary.
– Jak widać, Erik był odludkiem – podsumowała Mia.
– Zgadza się. W dodatku takim, który nigdzie nie zagrzewał na dłużej miejsca – dodał Ola. – Przez ostatnie pięć lat mieszkał pod ośmioma różnymi adresami w Szwecji, a dom w Kolmården kupił zaledwie pół roku temu.
– To może świadczyć o tym, że czuł się zagrożony – powiedziała Jana. – Czy mamy jeszcze kogoś z jego otoczenia, kto może nas naprowadzić na trop sprawcy? I wyjaśnić, dlaczego potraktowano go tak brutalnie?
– Z tego, co wiem, nie – odparł Ola. – Już poprosiłem o szczegółowy wykaz jego rozmów z komórki. Zobaczymy, co technicy tam znajdą. I czy w ogóle coś znajdą.
Jana skinęła głową do wysokiego i szczupłego informatyka kryminalistycznego, który zawsze, nawet w pracy, nosił żółtą podniszczoną już nieco czapkę. Jeśli tylko miał dostęp do komputera i Wi-Fi, Ola potrafił dokopać się do każdej informacji.
– Kto byłby zdolny do tak brutalnego czynu? – zapytała.
– To dobre pytanie – odparł Henrik, splatając dłonie na karku. – Wygląda na to, że sprawca doskonale wiedział o monitoringu, bo roztrzaskał kamerę.
– Myślisz, że obserwował dom?
Henrik kiwnął głową.
– To całkiem możliwe.
– Mamy jakichś świadków? – zapytała Jana.
– Jeszcze nie. – Gunnar upił łyk kawy. – I raczej się nie zanosi, że jacyś się pojawią. Dom stoi na uboczu, od najbliższego sąsiada dzieli go wiele kilometrów.
– W takim razie może ktoś zauważył jakiś obcy samochód zmierzający do albo z miejsca zdarzenia – dodała Jana.
– Możliwe, ale na razie zero informacji o pojazdach poruszających się w tej okolicy. Miejmy nadzieję, że obchód sąsiadów, który właśnie się zaczął, da nam coś więcej.
– Jest jeszcze ta dostawczyni – powiedziała Mia, poprawiając bluzkę na ramieniu. – Sofia Larsson. To ona znalazła Erika, ale wciąż jej nie przesłuchaliśmy.
Jana spojrzała na nią zdziwiona.
– Dlaczego nie?
– Wiemy, że w czasie, w którym popełniono morderstwo, była w domu ze swoim partnerem – wyjaśnił Gunnar. – Obecnie przebywa jeszcze na pogotowiu w związku z szokiem, jakiego doznała. Biorąc to wszystko pod uwagę, byłoby błędem zmuszać ją teraz do zeznań.
– Całkowicie rozumiem, że to dla niej trudna sytuacja – powiedziała Jana poważnym tonem. – Ale jeśli właśnie ona pojawiła się na miejscu zdarzenia jako pierwsza, musimy się dowiedzieć, co tam dokładnie zobaczyła.
– Też tak uważam – dodał Henrik. – Trzeba jak najszybciej ją przesłuchać.
Gunnar przesunął palcami po kubku z kawą i westchnął.
– Nie jestem pewien, czy coś nam to da. Ale macie rację – przyznał, odstawiając kubek na stół. – Przynajmniej spróbujmy.
***
Sofia Larsson przywitała się krótko, gdy pojawili się w jej niewielkiej sali na oddziale ratunkowym szpitala Vrinnevi. Przysiadła na brzegu łóżka okryta żółtym kocem. Henrik przyglądał się przez chwilę jej długim rudawym włosom i czarnym kolczykom z motylami.
– Chcielibyśmy porozmawiać z panią o Eriku Johanssonie – zaczął. – Zdajemy sobie sprawę, że to, przez co pani przechodzi, jest niezwykle trudne, ale potrzebujemy pani pomocy w ustaleniu, co tam się wydarzyło.
Jana i Mia przystanęły za nim bez słowa. Uzgodnili, że to on poprowadzi rozmowę.
– Mam wrażenie, że… To znaczy, to wszystko wydaje się totalnie niemożliwe.
Sofia owinęła się szczelniej kocem.
– Rozumiem, dlatego zacznijmy od początku. Jak długo pracuje pani w Kompanii Spożywczej?
– Około roku – odparła Sofia.
– Jak często dostarczała pani zakupy Erikowi?
– W każdy poniedziałek.
– Dobrze więc zna pani jego dom i okolicę? – zapytał Henrik.
Kobieta skinęła głową.
– Czy dzisiaj rano coś dziwnego zwróciło pani uwagę?
– Co ma pan na myśli?
Sofia podniosła głowę i spojrzała na Henrika.
– Czy przed domem stał jakiś obcy samochód? – doprecyzował Henrik. – Widziała pani może kogoś w okolicy albo coś wydawało się inne niż zwykle?
– Nie, wszystko było jak zawsze. – Sofia wzruszyła ramionami. – Chociaż…
Zamilkła.
– Chociaż? – zapytał Henrik.
– Zadzwoniłam do drzwi, ale Erik nie otworzył.
– Co pani wtedy zrobiła?
Sofia przesunęła palcem po kolczyku i przełknęła ślinę.
– Postawiłam torby z zakupami przed drzwiami. Potrzebowałam jeszcze podpisu. Obeszłam więc dom i zobaczyłam, że drzwi tarasowe są otwarte.
– Weszła pani do kuchni? – zapytał Henrik.
– Tak. Wtedy go zobaczyłam, leżącego… na podłodze.
– Rozumiem – powiedział spokojnym głosem Henrik. – Widziała pani jeszcze kogoś w domu? Słyszała może jakiś dźwięk?
Sofia pokręciła głową.
– Zadzwoniłam na sto dwanaście i sprawdziłam tylko, czy żyje.
Henrik zmarszczył czoło.
– Co sprawiło, że pomyślała pani, że Erik żyje?
– Nic, ale kobieta na infolinii powiedziała, że mam to sprawdzić, więc naprawdę próbowałam, ale wszędzie było tyle krwi, że po prostu chciałam stamtąd jak najszybciej uciec… Och!
Kolczyk się poluzował. Sofia odchyliła nieco koc i sięgnęła po czarnego motyla, który spadł jej na kolana.
– Zapewne pani rozumie, że to dla nas niezwykle ważne, by się dowiedzieć, kto mógłby chcieć skrzywdzić Erika – kontynuował Henrik. – Czy to on zawsze odbierał pani dostawy, czy widziała pani tam kogoś innego?
– Nie, nigdy.
– Rozmawiała z nim pani czasem?
– Trochę. Głównie o pogodzie i takich tam.
Przesunęła palcami po kolczyku, a potem uniosła go ku uchu, by ponownie wsunąć na miejsce.
– Ma pani może jakiś pomysł, z kim Erik mógł mieć na pieńku? – zapytał Henrik.
– Nie, chociaż…
Sofia przez chwilę się zawahała.
– Coś pani chciała dodać?
– Tylko tyle, że był strasznie zły na sąsiada.
– Kogo dokładnie ma pani na myśli? – zapytał Henrik.
– Mårtena Malmberga – odparła Sofia, wkładając kolczyk do dziurki. – Jemu też dostarczam zakupy. Chyba nie żyli w zgodzie.
– Z jakiego powodu?
Sofia ponownie owinęła się kocem.
– O tym Erik nie mówił. Ale to jedyna osoba, która przychodzi mi do głowy.