Nie zbliżaj się - ebook
Nie zbliżaj się - ebook
Co się stanie, kiedy zderzą się ze sobą dwa odmienne światy? Ona, córka szanowanych, światowych architektów, i on, nieślubny syn groźnego trójmiejskiego przestępcy. Zdawałoby się, że to niemożliwe, aby ich ścieżki mogły się w ogóle skrzyżować, lecz los bywa przewrotny. Emilia po rozstaniu z chłopakiem wybiera się do ekskluzywnego klubu, w którym widzi coś niepokojącego. Wszczyna awanturę, stając w obronie obcej dziewczyny – tak właśnie poznaje Wiktora, mrocznego i niedostępnego ochroniarza, który wyprowadza ją z lokalu. To miało być ich pierwsze i ostatnie spotkanie. Miało być, lecz żadne z nich nie potrafi wyrzucić z pamięci tej krótkiej konfrontacji. Spotykają się ponownie, kiedy okazuje się, że Emilia, wprowadzona w szeregi firmy architektonicznej rodziców, ma zaprojektować nowy klub nocny, którego właścicielem jest ojciec Wiktora. Początkowo pałają do siebie jawną nienawiścią. Dla niej on jest zwykłym kryminalistą, a ona dla niego jest pyskatą smarkulą pakującą się w kłopoty. Po czasie jednak ich walka zaczyna przypominać grę, która obu stronom sprawia niemałą satysfakcję. Zbliżają się do siebie, poddają się wybuchowi namiętności i uczuciom, nie mając świadomości, że są tylko pionkami w rękach innych. W pętlach tajemnic otaczających ich zewsząd starają się odnaleźć, zaznać normalności i prawdziwego życia. Zbudowali sobie namiastkę związku, próbując wyprzeć wszystkie przeciwności. Nad tą dwójką zbierają się ciemne chmury. Kiedy przestępczy świat zaczyna interesować się ukochaną Wiktora, on podejmuje najtrudniejszą decyzję – wyrzuca ją ze swojego życia, odpycha, myśląc, że zapewni jej tym bezpieczeństwo. Popełnia w ten sposób największy błąd. Błąd, który może okazać się śmiertelny.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8290-320-1 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ludzie mają dziwne przeświadczenie, że po rozstaniu trzeba się uchlać i sponiewierać, bo przecież inaczej nie da się przetrawić tego faktu. Bzdura! Emilia chciała w końcu robić to, na co miała ochotę, i zdecydowanie nie było to wyjście na imprezę, na którą usilnie ciągnęła ją Ada. Wolałaby posiedzieć w domu i obejrzeć jakiś serial zamiast meczu. Albo wziąć długą kąpiel zamiast szybkiego prysznica. Albo jeszcze lepiej! Miała ochotę po prostu pójść spać, bez tej całej farsy, którą odwalał jej eks. Wymagania w łóżku miał, jakby był jakimś pieprzonym adonisem, któremu panny z rozkoszą wskakują w rozporek. Niestety, rozkosz i Arek to zdecydowanie antonimy.
– Jesteś gotowa? – Dobiegł ją głos przyjaciółki.
– Nigdzie nie idę – burknęła.
– Ależ idziesz i masz się ładnie ubrać. – Ada stanęła w drzwiach jej sypialni i spojrzała z dezaprobatą. – Na pewno nie pójdziesz w tym. – Wskazała na jej welurowy dres.
– Nie chcę nigdzie wychodzić.
– Zrób to dla mnie. – Zaczęła robić słodkie oczy. – Skończyłyśmy studia z wyróżnieniem, należy nam się.
– Jak mi się nie spodoba, to wracam do domu. – Emi skapitulowała. – Wynoś się, skoro mam się przygotować.
Adriana podbiegła do niej, zapiszczała i mocno ją uścisnęła. Mieszkała na drugim końcu Sopotu, ale większość czasu spędzała u Emilii. Najprawdopodobniej dlatego, że ta mieszkała tuż przy plaży w wielkim drewnianym domu, w którym przez większość swojego życia była sama. Jej rodzice byli znanymi architektami i spędzali tygodnie w podróżach. Projektowali domy gwiazd, polityków, a nawet ludzi związanych ze światem przestępczym. Oczywiście ona również była zmuszona, żeby skończyć studia architektoniczne i przejąć część ich klientów. Wyciągnęła czerwoną sukienkę, skórzaną ramoneskę i zaczęła robić makijaż. Nałożyła tylko tusz na rzęsy i przeciągnęła pełne usta szminką. Miała subtelną urodę, wręcz anielską, a to wrażenie potęgowały jej długie blond włosy. Gdy uznała, że jest gotowa, wyszła z sypialni i zeszła na parter. Przyjaciółka jak zwykle siedziała w salonie i wypijała koniak jej ojca.
– Idziemy – rzuciła i włożyła absurdalnie wysokie szpilki.
– Noo… i to ja rozumiem – powiedziała Ada z podziwem. – Tylko popatrz na siebie. Jak chcesz, to jednak potrafisz.
– Daj spokój. – Emilia przewróciła teatralnie oczami.
– Dobra, wiem, że nie potrzebujesz wiele, żeby pięknie wyglądać. Ale za te rzęsy to byłabym w stanie sprzedać nerkę. – Wyszczerzyła idealnie białe i równe zęby. – W tych szpilkach nie dasz rady. – Wskazała palcem na buty Emilii.
– Nie będę tańczyć, poza tym jedziemy autem. – Mrugnęła do niej.
– Którym?
Ada wiedziała, że jeśli jej przyjaciółka weźmie mercedesa ojca, to wpuszczą je wejściem dla VIP-ów i nie będą musiały czekać w kilometrowej kolejce do selekcji.
– Pojedziemy mercem. I nie, nie możesz prowadzić – uprzedziła prośbę przyjaciółki.
– Skąd wiedziałaś?
– Znamy się milion lat. Idziemy – westchnęła. – Miejmy to z głowy.
– Jeszcze mi podziękujesz.
Ruszyły do garażu, a już po chwili wydobywał się z niego przyjemny pomruk silnika najnowszego mercedesa AMG GT. Emilia była rozważnym kierowcą i nie wykorzystywała mocy auta, którym kierowała, pomimo ciągłych narzekań Ady, że powinna pokazać, na co stać to cudo. Po kilkunastu minutach skręcały na Plac Zdrojowy. Wszędzie roiło się od ludzi żądnych zabawy. W większości byli to turyści, którzy spędzali urlop w Trójmieście. Emilia stanęła przed samym wejściem do klubu IQ VIP. Wdzięcznie wysiadły z samochodu i zaczęły kierować się na koniec kolejki.
Swoim przybyciem wzbudziły niemałe zainteresowanie zarówno klubowiczów, jak i ochrony. Jeden z rosłych bramkarzy je dogonił.
– Zapraszam panie. Możecie wejść. – Uśmiechnął się sztucznie.
Oczywiste było to, że te typy wyczuwały pieniądze i miały szczegółowe wytyczne, kogo mają traktować jak VIP-a, żeby dobrać się do jego karty bankowej.
– Poczekamy – skwitowała Emilia.
Nie lubiła się wywyższać i unikała tego typu sytuacji. Nie uznawała wyższości nad nikim i nigdy nie oceniała nikogo poprzez pryzmat pieniędzy. Jej rodzice byli inni.
Ada szturchnęła ją w bok.
– Oszalałaś? Idziemy, nie przepuszczę takiej okazji.
Emi znów przewróciła oczami i poszła za rozemocjonowaną przyjaciółką oraz wielkoludem, który czekał i patrzył na nie jak na łakomy kąsek. Odczepił złoty sznur przed wejściem dla gości specjalnych i wpuścił je do środka, gdzie stało kolejnych dwóch ochroniarzy. Na widok dziewczyn skinęli głowami i pokazali, gdzie mają się kierować. Jak w jakimś labiryncie. Przeszły korytarz oświetlony przytłumionymi lampami LED-owymi i wyłożony czerwonym dywanem. Z każdym kolejnym krokiem muzyka była coraz głośniejsza. Stanęły tym razem przed szklanymi drzwiami, a te automatycznie się przed nimi otworzyły. Po obu stronach stali dwaj mężczyźni, obaj mieli na sobie idealnie skrojone spodnie i czarne koszule. Jeden z nich stał schowany w mroku i nie można było dostrzec jego twarzy. Z kolei drugi był dobrze widoczny dzięki bijącemu od strony baru blaskowi.
– Chodź, napijemy się. – Ada pociągnęła ją w stronę długiej szklanej lady.
Z głośników wydobywała się ciężka, klubowa muzyka, a na parkiecie tańczyło mnóstwo ludzi. Każdy elegancko ubrany. Nie było mowy o sportowych butach, czy T-shirtach.
– Prowadzę, więc dla mnie sok – stwierdziła sucho i poprawiwszy sukienkę, usiadła na przejrzystym stołku.
Kiedy otrzymały swoje zamówienie, a z głośników wydobył się dźwięk dobrze im znanego kawałka Minelli, Ada nie mogła wysiedzieć.
– Chodź, nie myśl już o tym dupku. Zabaw się.
– Nie pomyślałam o nim ani razu. Dobrze wiesz, że nie było mi potrzebne wyjście do klubu. Nie rozpaczam. Idź. Ja popatrzę.
– Jesteś pewna?
– Idź, albo spadamy do domu.
Adzie nie trzeba było dwa razy powtarzać, po kilku sekundach pląsała na parkiecie w rozochoconym tłumie, a po kolejnych kilku minutach już miała partnera do tańca.
Emilia westchnęła cicho i zaczęła obserwować ludzi tłoczących się wokół baru.
Czuła, że ktoś jej się przygląda, i szukała źródła wewnętrznego niepokoju.
***
Wiktor stał przy szklanych drzwiach i teoretycznie powinien witać VIP-ów. W praktyce jednak szukał wzrokiem blondynki, która jako jedyna nie piszczała jak nastolatka z powodu wpuszczenia jej do klubu bez kolejki. No, a do tego wszystkiego była nieziemsko piękna. Wyglądała jak anioł. Gdyby powiedział o tym ojcu, ten by go wyśmiał, mówiąc, że jest mięczakiem, a kobieta nie ma być delikatna, tylko zwyczajnie chętna.
Na tę myśl zacisnął szczękę. Był nieślubnym synem Mariusza Waltera, właściciela klubu, w którym pracował. I właśnie to, że był znajdą, jak czasem nazywał go ojciec, było powodem tego, że stał na bramce, podczas gdy jego przyrodni brat bawił się w VIP roomie. Nie narzekał, bo wiedział, że na nic się to zda. Musiał pracować, żeby się uwolnić. Przeszkadzało mu jednak to, że w tym miejscu odbywały się niekoniecznie legalne procedery – prostytucja, handel narkotykami i pewnie jeszcze wiele innych, o których wolał nie wiedzieć. Musiał siedzieć cicho, jeśli chciał zachować posadę i życie… A potrzebował je zachować.
Ciotka wychowała go na dobrego człowieka, nigdy niczego mu nie brakowało. Jak się później okazało, Walter wysyłał jego matce spore sumy przez niemal dwadzieścia pięć lat, do momentu aż zmarła. Siostra, która się nim w większości zajmowała, przechwytywała te pieniądze, żeby móc mu zapewnić godne życie, a jej uniemożliwić roztrwonienie ich. Wtedy ojciec sam go odnalazł i zaproponował pomoc. Wiktor akurat kończył studia i szukał pracy, a ten spadł mu z nieba. Prawda była taka, że wyszedł z samego piekła, żeby pociągnąć go ze sobą w szatańską otchłań. Od tamtego czasu minęło pięć lat i z każdym dniem coraz bardziej chciał zrezygnować. Odejść gdzieś daleko i nie przyznawać się, że jest spokrewniony z przestępcą.
Przeczesał dłonią starannie przystrzyżone, czarne włosy i ziewnął. Całonocne imprezy nie robiły na nim wrażenia, wręcz przeciwnie – nudziły go. Zupełnie jak tę drobną blondynkę, siedzącą ze szklanką soku pomarańczowego w dłoni.
Klub zaczął wypełniać się po brzegi, Wiktor czasem miał wrażenie, że selekcja jest tylko pozorna i wpuszczają każdego. Wszak był to niemały zarobek, zwłaszcza że wielu stałych klientów przychodziło tu nie dla zabawy, ale dla interesów.
***
Przyglądała się, jak barmani sprawnie robią drinki, kiedy jeden z nich wrzucił do szklanki jakąś tabletkę i podał ją stojącej przy barze, roześmianej brunetce. Pospiesznie odstawiła swoją szklankę i podbiegła do niej. Szybkim ruchem wytrąciła jej szkło z dłoni.
– Nie pij tego! On ci coś tam wrzucił! – krzyknęła.
Dziewczyna zrobiła się purpurowa na twarzy z wściekłości.
– Pojebało cię?! Przez ciebie mam brudną kieckę! – zaczęła wrzeszczeć i odpychać Emilię.
Barman w ogóle nie przejął się jej zarzutem i tylko uśmiechał się kpiąco.
– Czy ty słyszysz, co ja do ciebie mówię? Dodał ci czegoś do drinka!
Zgromadzeni wokół baru zaczęli zwracać na nie uwagę.
Dziewczyna, którą, zdawałoby się, Emilia uratowała przed niechybnym gwałtem, również nie przejęła się tabletką w drinku.
Muzyka ucichła i podszedł do nich jeden z ochroniarzy.
Większość przebywająca w lokalu patrzyła z niepokojem w ich stronę, szepcząc pomiędzy sobą. Ady nie było nigdzie widać, więc Emilia szybko oceniła, że wsparcie przyjaciółki nie nadejdzie.
– Jakiś problem? – zwrócił się do Emilii.
– Barman dodał jej czegoś do picia! – wykrzyczała.
– Ta idiotka wylała na mnie alkohol! – zawołała druga.
Całą tę sytuację obserwował Wiktor. Kiedy zobaczył, że jego kolega chwyta za ramię blondynkę, ruszył w jego stronę.
– Zostaw. Ja ją wyprowadzę.
– Co? Jakim prawem?! Gość chciał ją naćpać, a to mnie wyprowadzacie?!
Stanął przed nią i przeszył ją ciemnym, mrocznym spojrzeniem. Brunetka przestała się pieklić, kiedy dostała nowego drinka, a drugi ochroniarz odszedł.
– Chodź ze mną – wychrypiał ciężkim barytonem. – To nie jest miejsce dla ciebie.
– Nikt nie będzie mi mówił, jakie miejsce jest dla mnie!
Nie sądził, że jest taka bojowa. Nawet go to trochę bawiło. Zachowywała się jak wściekła kurka. Była niższa od niego o głowę i krótko mówiąc, słodka. Rzeczywiście nie pasowała do tego miejsca.
Spoglądała na niego wściekle swoimi oliwkowymi oczami, jakby próbowała go obezwładnić samym wzrokiem. Gdyby spotkali się w innych okolicznościach, na pewno by się tak stało i poddałby się. A nawet oddał. Robiła na nim wrażenie.
Zlustrował ją od góry do dołu, a ona czuła, że zaczyna tracić rezon. Wprawdzie nie była strachliwa, ale postura mężczyzny stojącego przed nią budziła respekt. Nie był tak wielki i napompowany jak pozostali ochroniarze, co świadczyło o tym, że zarysowane pod koszulą mięśnie są efektem jego pracy, a nie sterydów. Zadarła wysoko głowę i zrobiła zbuntowaną minę. Prowadzili bitwę na spojrzenia. Niestety, on wygrał. Miał tajemniczy wyraz twarzy, swoją drogą o doskonałych rysach, i zaczynała krępować ją ta sytuacja. Zamiast wściekłości na to, co się dzieje, zaczynała odczuwać inne emocje. Te, które od dawna były zakopane gdzieś na dnie jej podświadomości.
Uniosła rękę w geście poddania, a on złapał ją za nadgarstek, jakby się bał, że planowała go uderzyć.
– Puść mnie! – Zaczęła się szamotać.
– Chodź. – Pociągnął ją w przeciwnym kierunku niż wyjście, nie przyjmując sprzeciwu.
Prowadził ją jakimś ciemnym korytarzem – już nie tak eleganckim jak cały klub. Choć próbowała się wyrwać i wciąż krzyczała, był nieugięty, ale też dziwnie spokojny.
Otworzył pancerne drzwi i znaleźli się na tyłach lokalu. Po lewej stronie stały ogromne kontenery na śmieci, a w oddali było widać neonowe światła z witryn sklepowych mieszczących się przy ulicy. Próbowała określić swoje położenie i to, którędy musi uciec, żeby dotrzeć do samochodu, zanim ten oprych bądź jego koledzy ją złapią.
– I co? Teraz mnie zgwałcisz i zabijesz? Czy od razu dostanę kulkę w łeb? Wszyscy jesteście tu kryminalistami! – Spojrzała w górę.
Mężczyzna był od niej o dobre trzydzieści centymetrów wyższy. Z powodzeniem mógł ją zmiażdżyć jak robaka.
Wąską, ciemną uliczkę wypełnił gromki, głęboki śmiech, który roznosił się echem po całej okolicy, teraz pogrążonej w ciemności. Wiktor wciąż trzymał Emilię za nadgarstek, ale już nie tak mocno jak wcześniej. Jego chwilowy brak uwagi dawał jej szansę. Wyrwała się, ale zanim zdążyła się oddalić, złapał ją ponownie.
– Jesteś naprawdę urocza – wychrypiał i przyciągnął ją z powrotem z taką siłą, że niemal odbiła się od jego twardego torsu. – Nie zrobię ci krzywdy – dodał.
– W takim razie mnie puszczaj!
– Najpierw mnie wysłuchasz.
Zwolnił uścisk i upewniwszy się, że dziewczyna nie straci równowagi w swoich wysokich szpilkach, oddalił się od niej na jakiś metr. Uspokoiła się nieco i nie ruszyła do ucieczki, co uznał za dobry znak.
Z buńczuczną miną założyła ręce na kształtnych piersiach i spoglądała na niego z nienawiścią.
– Mów i mnie wypuść.
– Zapomnij o tym, co widziałaś, i nikomu nie wspominaj o tej sytuacji.
– Ty sobie kpisz? Wrzucacie gościom dragi do drinków, a ja mam siedzieć cicho? Zamkną wam tę budę!
– Przymknij się, mała! – ryknął na nią nieco ostrzej, niż planował.
Pierwszy raz przeprowadzał taką rozmowę, bo jeszcze nikt z tubylców nie odważył się tak głośno zareagować na to, co dzieje się w klubie. A turyści? Byli tak zaaferowani tym, że znajdują się w prestiżowym lokalu, że niczego nie zauważali.
Wystraszył ją. Już nie była tak bojowa i zaczynała się kulić. Cała jej pewność siebie wyparowała i zamiast uciekać, stała teraz przed nim i czekała. Najprawdopodobniej na cios.
– Zrób to w końcu.
– Naoglądałaś się zbyt dużo Kryminalnych zagadek Nowego Jorku? Mówię, że nie zrobię ci krzywdy. Po prostu dla własnego dobra nikomu o tym nie mów.
– Czyli jednak mi grozisz?
– Nie. Ja nie. Zmiataj stąd i więcej się nie pokazuj. Unikaj kłopotów, bo mógłby zauważyć cię ktoś, kto nie będzie tak łagodny jak ja.
– Chyba nie rozumiem – powiedziała niepewnie.
– Nie zadzieraj z nieodpowiednimi ludźmi, mała. – Odwrócił się i zniknął za drzwiami, pozostawiając ją w osłupieniu.
Nie wiedziała, co ma o tym myśleć. Przecież z nikim nie zadarła. Tylko zwróciła uwagę na to, że w klubie są narkotyki. Ktoś taki jak ochroniarz powinien dbać o bezpieczeństwo gości, a nie za wszelką cenę chcieć to zatuszować. To zdecydowanie musiała być jakaś grubsza sprawa. A ona… Nie miała zamiaru siedzieć cicho. Postanowiła zadzwonić do Ady, żeby wyciągnąć ją z tego gównianego miejsca. Oblał ją zimny pot, bo uzmysłowiła sobie, że torebka wraz z telefonem i kluczykami od auta zostały w środku. Bez zastanowienia zaczęła walić pięściami w drzwi, które przed momentem zamknął ostrzegający ją ochroniarz. Czuła się jak idiotka. Wyrzucono ją z klubu i pozostawiono w ciemnej uliczce, która rzeczywiście wyglądała jak z serialu kryminalnego, a ona zamiast posłuchać i odejść, chciała dostać się tam z powrotem. Po dosłownie sekundzie drzwi otworzyły się z łoskotem. Mężczyzna chyba stał za nimi i czekał. Na co? Może chciał się upewnić, że sobie poszła. Dopiero kiedy tuż za nim zobaczyła drugiego mężczyznę, poczuła dziwny niepokój, a złe przeczucie zaczęło zalewać jej głowę.
– Co tu jeszcze robisz? Spieprzaj! – ryknął, a drugi tylko się przyglądał.
– Zostawiłam torebkę w środku. Czy mógłbyś… Mogłabym? – zaczęła się jąkać.
Przez jego twarz przebiegł cień. Mężczyzna z tyłu zaczął chichotać.
– Przyniosę – powiedział w końcu i zostawił ją z Wiktorem.
Patrzył na nią srogo, jakby coś przeskrobała. Nie wiedziała już, o co tak naprawdę chodzi.
– Popełniłaś błąd. Uciekaj. Torebkę dam twojej koleżance.
– Co? – wydusiła.
– Znikaj stąd, proszę – wyszeptał.
Wiktor doskonale wiedział, że jego brat nie powinien był jej zobaczyć. Miał tylko nadzieję, że nie uzna jej za zagrożenie dla interesu i puści jej płazem to nieodpowiednie zachowanie. Czuł się dziwnie odpowiedzialny za tę bojową blondynkę. W innych okolicznościach w ogóle nie przejąłby się sytuacją, wyrzuciłby z klubu awanturnicę i nie zastanawiałby się, co się z nią stanie później. Niestety, musiał natrafić na charakterną pannę, która zachowywała się jak natrętna mucha, brzęcząca nad głową. Na dodatek taką, która wzbudzała w nim coś zupełnie odmiennego niż obojętność.
Nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo jego brat zbliżał się z połyskującą torebką w dłoniach. Nie zastanawiając się, chwycił dziewczynę, przyciągnął do siebie i brutalnie przycisnął usta do jej pełnych warg.
Wyrywała się i okładała go dłońmi, ale nie zwracał na to uwagi. Całował ją tak długo, aż jej wściekłość zelżała i zamieniła się w żar. Całował ją wściekle, jakby była wrogiem, a ten pocałunek miał być karą. Poczuł niepokój, gdy ta niekontrolowana pieszczota zaczęła sprawiać mu przyjemność.
Igor, widząc, że jego przyrodni brat dobrał się do panienki, uśmiechnął się kpiąco, jak miał w zwyczaju, i machnął ręką.
– Bawcie się, nie będę wam przeszkadzał – rzucił i położył torebkę na progu.
Mógł jej nie oddawać, ale był w dobrym nastroju i okazał łaskę. Postanowił jednak zapamiętać sytuację, na wypadek gdyby narobiła mu problemów. Kiedy się oddalił, Wiktor odsunął od siebie Emilię, a gdy ta ledwo złapała powietrze, odepchnęła go z całą siłą i wykrzyczała:
– Co ty, do cholery, wyprawiasz?!
– Ratuję ci życie.