-
nowość
-
promocja
Niebezpieczna sieć. True crime. Zbrodnie, które zaczęły się w internecie - ebook
Niebezpieczna sieć. True crime. Zbrodnie, które zaczęły się w internecie - ebook
True crime w cyfrowych czasach
Przestępstwa nie muszą się zaczynać w ciemnej uliczce. Czasem wystarczy jedno kliknięcie.
Niebezpieczna sieć to wstrząsający zbiór historii, które odsłaniają kulisy zbrodni i nadużyć rodzących się w internecie: od cyberstalkingu, przez grooming, aż po morderstwa skrupulatnie zaplanowane w dark webie.
Podcasterka true crime Monika Prześlakowska z reporterską precyzją opowiada o sprawach, które zaczęły się od niewinnej wiadomości albo niezdrowej fascynacji.
Jak zleca się morderstwo własnego ojca?
Czy model AI może popchnąć kogoś do samobójstwa?
Czym jest pig butchering i jak nie dać się oszukać „na amerykańskiego aktora”?
Każdy rozdział to osobna historia o tym, jak łatwo wpaść w pułapkę cyfrowego zła i jak trudno się z niej wydostać.
W sieci nie zawsze jesteś bezpieczny.
Szaleńcy również mają Wi-Fi.
Monika Prześlakowska – jedna z najbardziej rozpoznawalnych podcasterek true crime w Polsce. Jej Kryminalne historie co tydzień gromadzą wciąż powiększającą się rzeszę wiernych fanów, a kolejne odcinki osiągają dziesiątki tysięcy odtworzeń. Z zawodu jest psychodietetyczką, a jej wielką pasją są portrety psychologiczne morderców i zagadkowe zbrodnie. Opowiadając kolejne sensacyjne historie, zawsze dba o pierwiastek edukacyjny – jej słuchacze dostają sporą dawkę wiedzy o tym, jak ustrzec się przed internetowymi naciągaczami albo jak uniknąć ryzykownych znajomości w sieci.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Literatura faktu |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8427-674-7 |
| Rozmiar pliku: | 4,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nigdy nie zamykałam się w sztywnych ramach, zawsze wolałam łączyć różne aspekty swojego życia. Zanim założyłam podcast, aktywnie działałam już w mediach społecznościowych, korzystałam też z różnych dostępnych w świecie online sposobów na poznawanie ludzi. Miałam więc w tym zakresie sporo doświadczeń, choć nie zawsze przyjemnych. Pewnego dnia coś w mojej głowie zaskoczyło. Jakby zapaliła się żarówka (jak w kreskówkach) zwiastująca nadejście nowego pomysłu. Dlaczego by nie opowiadać o sprawach kryminalnych, które swój początek miały w internecie? Sama zawierałam w ten sposób wiele znajomości i wiedziałam, że choć trzymam się ustalonych ze sobą zasad, to i tak moje bezpieczeństwo było kwestią szczęścia.
W większości przypadków trafiłam na naprawdę w porządku osoby. Nie ze wszystkimi było mi po drodze, ale nigdy nic mi nie groziło. Zdarzył mi się przypadek catfishingu*, o którym opowiedziałam w podcaście. Tak na marginesie – byłam wtedy nastolatką, a teraz, po latach, mam już do tego dystans. Mimo wszystko długo obwiniałam się za swoją naiwność. Kiedy zrozumiałam, że wina nie leży po mojej stronie, pomyślałam, że przecież może być więcej oszukanych osób – powinnam im przekazać, że to nie one zawiniły, one po prostu zaufały. Wtedy też nagrałam odcinek o swojej historii.
Nie wiedziałam, że spotka się z takim zainteresowaniem, a setki osób napiszą do mnie, aby podzielić się własnymi doświadczeniami. Niektóre historie – za zgodą ich bohaterów – przytoczyłam w podcaście, zmieniając uprzednio dane. Zrozumiałam wtedy kilka rzeczy – między innymi że jest to temat, w którego zakresie wciąż potrzebna jest edukacja, i że trzeba o nim mówić. Nie wiemy, jak poruszać się w świecie internetowych znajomości. Robimy to „na czuja”. Czasami nasza intuicja nas chroni, ale niestety często jej nie słuchamy.
Wówczas też uświadomiłam sobie, że kiedy byłam nastolatką, w zasadzie nie istniało zbyt wiele źródeł informacji o zasadach bezpiecznej komunikacji w sieci. Poczułam impuls do tego, by wesprzeć w tym młodych ludzi (w pierwszej chwili myślałam o nastolatkach, obecnie kieruję swoje treści do wszystkich). I tak powstała seria _Niebezpieczna sieć_. Opowiadam w niej historie, które wydarzyły się naprawdę, a swój początek miały właśnie w internecie. Jak się domyślacie, w większości przypadków nie skończyły się najlepiej. Po co to robię? Bo wierzę, że z takich opowieści płynie o wiele ważniejszy przekaz niż z krótkich haseł powtarzanych w różnych kampaniach.
Z czasem zaczęłam otrzymywać wiadomości, że to, co robię, ma sens. Pisali do mnie rodzice, którzy po wysłuchaniu odcinków podcastu rozmawiali ze swoimi dziećmi o tym, jak korzystać z tego, co oferuje nam internet. Zagadywały mnie nauczycielki, które chciały zrobić pogadankę na godzinach wychowawczych. Otrzymywałam wiele wiadomości prywatnych z historiami Słuchaczy, którzy dziękowali mi za to, co robię. Niekiedy dzielili się też własnymi przemyśleniami wokół danego odcinka.
Kiedy odezwała się do mnie Ola z wydawnictwa Znak, początkowo wątpiłam w to, czy będę w stanie udźwignąć tak wielki projekt. Przyznam Wam, że lubię zadania, przy których widzę szybki efekt. Dlatego pomysł z napisaniem całej książki wydawał się przytłaczający. Jak „zjeść tego słonia po kawałku”? Nie było łatwo. Zwłaszcza że nie mogłam zamknąć się na kilka miesięcy czy rok w jaskini i tylko pisać (na pewno moja głowa mi za to podziękuje, bo nie wyobrażam sobie takiej izolacji!). Ponieważ to w zasadzie moja pierwsza książka (miałam okazję tworzyć e-booki, ale książka to zupełnie co innego), nie byłam pewna, czy będę w stanie to zrobić. Ale postanowiłam spróbować. Zwłaszcza że w wydawnictwie panowała sprzyjająca temu atmosfera, a ja dostałam wolną rękę, by zrobić to tak, jak czuję.
Postanowiłam przytoczyć różne historie, które podzieliłam na trzy kategorie. Wszystkie dotyczą internetu, ale nie wszystkie kończą się tak samo. Bazowałam na ogólnodostępnych informacjach, a do każdego rozdziału przygotowałam listę artykułów, z których korzystałam (to dobre źródło informacji dla dociekliwych, znajduje się na końcu książki). Pisząc każdy rozdział, starałam się dodać też jakiś element edukacyjny. Przy okazji sama dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy, o których wcześniej nie miałam pojęcia.
Na pewno nie byłabym w stanie opisać wszystkich historii, które chodziły mi po głowie (kto wie, może kiedyś pojawi się jakaś kontynuacja), ale starałam się wybrać je tak, żeby były mocno zróżnicowane. Chciałabym również zaznaczyć, że choć dołożyłam wszelkich starań przy pisaniu poszczególnych rozdziałów, to na pewno nie wyczerpałam poruszanych w nich tematów. Mam nadzieję, że zachęcę Was do ich zgłębiania.
Jak już wspomniałam, opierałam się na ogólnodostępnych źródłach, więc istnieje możliwość, że odnalezione przeze mnie informacje mogą niedokładnie odpowiadać rzeczywistości. Przykładowo śledczy często specjalnie podają dziennikarzom niezgodne z prawdą komunikaty, aby później móc zweryfikować, kto posiada wiedzę bliższą faktom niż ta dostępna w mediach.
Zabieram Was zatem zaraz w świat pełen zagadkowych spraw, które łączy jedno – czające się w sieci niebezpieczeństwo. Byłoby świetnie, gdybyście po każdym rozdziale dali sobie chwilę na refleksję i zastanowili się, co z danej historii możecie wyciągnąć dla siebie. To oczywiście tylko moja luźna sugestia. Czytajcie tak, jak macie ochotę. A jeśli chcielibyście się podzielić ze mną swoimi przemyśleniami, zajrzyjcie na moje media społecznościowe i napiszcie do mnie wiadomość. Chętnie ją przeczytam i w miarę możliwości na nią odpowiem. Możecie też napisać na maila [email protected]. Pozostańmy w kontakcie!
Dziękuję i życzę Wam lektury pełnej wniosków na przyszłość!
_Monika_
PS Chętnie podzielę się swoją wiedzą na żywo! Jeśli chcielibyście zorganizować jakieś spotkanie, pogadankę czy warsztat na ten temat – dajcie znać.
1.
* Tłumaczę to pojęcie w jednym z rozdziałów, ale w skrócie chodzi o to, że ktoś udaje kogoś, kim nie jest, by zdobyć czyjeś zainteresowanie.AKTA
SPRAWY
SPRAWA: Dwie twarze Sharon
ROK: 1996
KRAJ: USA
#forum
A co, jeśli ktoś, z kim dzielimy życie, od dawna skrywa mroczną tajemnicę? Tak właśnie było w przypadku Sharon Lopatki, która pewnego dnia wyszła z domu, zostawiwszy mężowi bardzo niepokojący list. Gdy Victor GO PRZECZYTAŁ, od razu zadzwonił na policję. Przez myśl mu nie przeszło, że tak naprawdę nie znał kobiety, z którą żył od tylu lat…
Sharon przyszła na świat w 1961 roku. Jej rodzice byli ortodoksyjnymi Żydami. Należeli do Kongregacji Beth Tfiloh, w której ojciec kobiety był kantorem, czyli kimś, kto śpiewa i prowadzi wiernych w modlitwie podczas nabożeństw. Sharon miała trzy młodsze siostry. Cała rodzina przestrzegała bardzo surowych zasad, co miało uchronić dziewczynki przed „złem tego świata”. Mieszkali w Baltimore, największym mieście w stanie Maryland, oddalonym od Waszyngtonu o około sześćdziesiąt kilometrów. W latach siedemdziesiątych mieszkało tu ponad dziewięćset tysięcy osób.
Sharon jako nastolatka nie sprawiała żadnych problemów, a przez rówieśników opisywana była jako „zwyczajna”, ich zdaniem niczym się nie wyróżniała. Śpiewała w szkolnym chórze i należała do różnych drużyn sportowych. Były to jednak tylko pozory, bo w rzeczywistości dziewczyna miała dosyć funkcjonowania w domu pełnym rygorystycznych zasad. Nie chciała żyć pod kloszem, pragnęła uwolnić się od rodziców i zaznać życia bez nadzoru. Wkrótce pojawiła się ku temu okazja i Sharon postanowiła z niej skorzystać.
W 1979 roku, gdy kończyła liceum, poznała Victora Lopatkę, katolika i robotnika budowlanego, który bynajmniej nie był wymarzonym zięciem dla rodziców Sharon. Ale nastolatki to nie obchodziło – dla niej była to szansa na wyrwanie się z domu, więc pomimo sprzeciwu matki i ojca zdecydowała się poślubić trzydziestoletniego mężczyznę. Po ślubie para przeniosła się na ranczo w Hampstead w Maryland i zaczęła wspólne życie.
Sharon zajmowała się domem, a Victor bardzo często wyjeżdżał służbowo. To sprawiało, że młoda żona miała poczucie, że nie ma się czym zająć, i zaczęła szukać rozwiązania tego problemu.
W 1992 roku ponad milion komputerów na całym świecie zyskało podłączenie do internetu. Rok później powstała pierwsza przeglądarka WWW umożliwiająca oglądanie graficznych stron (Mosaic), a w kolejnym roku – portal Yahoo! i przeglądarka Opera. W pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych internet zaczął docierać do coraz większej liczby gospodarstw domowych w Stanach Zjednoczonych, a jednym z jego użytkowników stała się wkrótce Sharon.
Dosyć szybko poczuła się w wirtualnym świecie jak ryba w wodzie. Internet był dla niej nie tylko sposobem na zabicie czasu, lecz także możliwością zarobienia dodatkowych pieniędzy. Zaczęła zajmować się reklamą internetową, tworząc tym sposobem własny biznes. Ale na tym nie zakończyła. W sieci dostrzegła kolejne potencjalne źródło dochodów. Stworzyła własną stronę, na której dzieliła się swoimi radami dotyczącymi codziennego życia, a do tego sprzedawała książki o tematyce wystroju wnętrz.
Jej umiejętności zostały docenione i wkrótce zarządzała kilkoma stronami internetowymi. Te wszystkie działania znacząco uzupełniły budżet domowy Sharon i Victora, co bardzo mężczyznę cieszyło. Był zadowolony, że ma taką zaradną żonę, która stworzyła swój biznes. Na tym etapie nie podejrzewał, że czasu, który spędzała w internecie, Sharon nie przeznaczała tylko na pracę. Sam nie do końca się orientował, jak działa sieć i jakie stwarza możliwości. Nie przyszłoby mu więc do głowy, że jego wybranka spełnia w internecie swoje ukryte fantazje, o których nawet nie miał pojęcia. Wkrótce jednak miał się wszystkiego dowiedzieć.
Co takiego skrywała Sharon? Jako Nancy Carlson rozpowszechniała treści pornograficzne, w których wykorzystywano nieprzytomne kobiety (na przykład odurzone albo w stanie hipnozy), z którymi inni podejmowali czynności seksualne. Wpadła też na pomysł, aby sprzedawać swoją używaną bieliznę, a także zużyte podpaski, wkładki czy tampony. Ale najwięcej satysfakcji dawało jej to, że w końcu znalazła przestrzeń na spełnianie swoich fantazji, za które w społeczeństwie mogłaby być osądzona. W internecie były miejsca, gdzie nikogo to nie oburzało – wręcz przeciwnie. Sharon poznawała tam ludzi, którzy podzielali jej pragnienia. Pod pseudonimem pisała na czatach dla fetyszystów. Wchodziła na witryny takie jak fetishfeet.com czy sexbondage.com i szukała osób o podobnych upodobaniach.
Sadomasochizm, zniewolenie i nekrofilia – to były fetysze Sharon. Kobieta marzyła o torturach podczas seksu, które doprowadziłyby do jej śmierci. Interesowała się także pewną odmianą fetyszyzmu otyłości, w której satysfakcję seksualną odczuwa się albo przybierając na wadze, albo obserwując, jak tyją inni. Zamieszczała więc posty na różnych grupach, w których fantazjowała o tym, żeby ktoś ją karmił, aż osiągnie wagę dwustu piętnastu kilogramów (ówcześnie ważyła około stu trzydziestu pięciu). Podkreślała, że nie szuka jedynie wirtualnej znajomości. Nie chciała tylko pisać albo mówić o swoich wyobrażeniach, chciała je realizować. Była gotowa na przymusowe karmienie, byle tylko spełnić swoje fantazje.
Wkrótce Sharon zaczęła regularnie publikować na forum zrzeszającym ekstremalnych fetyszystów, co nie uszło uwadze jego użytkowników. Choć miejsce to przyciągało ludzi o fantazjach nie do końca akceptowanych przez ogół społeczeństwa, to postawa kobiety zdecydowanie budziła niepokój wśród obecnych tam osób. Lopatka publikowała treści, wobec których trudno było przejść obojętnie. Pragnęła tortur i śmierci. Zamieściła post, w którym szukała kogoś, kto urzeczywistni jej zamiary. To ogłoszenie zaalarmowało wielu forumowiczów. Niektórzy podjęli z Sharon rozmowę, by przekonać ją do zmiany planów. Znalazł się jednak ktoś, kto postanowił pomóc je zrealizować.
„Chcę się całkowicie poddać. Chcę umrzeć” __ – miała pisać Sharon do jednego z użytkowników, który chciał odwieść ją od tego pomysłu. Ona jednak była przekonana, że sama wie, co jest dla niej najlepsze. Czterdziestopięcioletni Robert „Bobby” Glass nie zamierzał jej powstrzymywać. Był analitykiem komputerowym pracującym w agencji rządowej i niedawno się rozwiódł. Podzielał zainteresowania internetowej znajomej i chciał je urzeczywistnić. W internecie przedstawiał się jako Slowhand i poszukiwał uległej kobiety. Sam opisywał siebie jako dominującego sadystę i to właśnie ta jego cecha miała być powodem zakończenia małżeństwa. W przeciwieństwie do żony Roberta Sharon była zachwycona jego upodobaniami. W końcu poznała kogoś, kto ją rozumiał. Przez sześć tygodni wymieniali maile, aż uznali, że czas się spotkać i spełnić te wszystkie mroczne fantazje. Mieli się zobaczyć po raz pierwszy i… ostatni.
Trzydziestopięcioletnia Sharon Lopatka wyszła z domu 13 października 1996 roku. Towarzyszyła jej myśl, że już nigdy do niego nie wróci, postanowiła więc zostawić mężowi krótką notatkę. Victor, który po pewnym czasie zjawił się w domu, początkowo nie martwił się nieobecnością żony. Gdy jednak jego spojrzenie padło na słowa zapisane na kartce, poczuł ogromny niepokój.
„Jeśli moje ciało nigdy nie zostanie odnalezione, nie martw się. Wiedz, że zaznałam spokoju”.
Do tej pory nic w zachowaniu Sharon nie sygnalizowało, że z kobietą dzieje się coś niedobrego, ale te zdania sprawiły, że Victor od razu zadzwonił na policję. Czy jego żona zamierzała się zabić? Parę godzin później na jaw wyszła wstrząsająca prawda.
Po przyjęciu zgłoszenia o zaginięciu Sharon śledczy przystąpili do działania, a jednym z pierwszych posunięć było sprawdzenie komputera kobiety. To właśnie wtedy okazało się, że prowadziła drugie życie w internecie. Sprawy, o których pisała, przyprawiały o dreszcze, a jeśli to wszystko było prawdą, mogło oznaczać, że Sharon już nie żyje. Przeszukanie komputera wykazało, że w ostatnim czasie poznała mężczyznę, Roberta Glassa, z którym prawdopodobnie zamierzała spełnić swoje fantazje. Szybko udało się ustalić, że mieszkał on w Karolinie Północnej, był rozwodnikiem i ojcem trojga dzieci – dwóch córek i syna. Przez czternaście lat był mężem Sherii, z którą rozwiódł się w maju 1996 roku. Kobiecie nie podobało się, że jej mąż spędza tyle czasu przy komputerze, aż któregoś dnia postanowiła sprawdzić, co tam robi. Gdy poznała jego tajemnicę, od razu zażądała rozwodu.
Z korespondencji wynikało, że Robert poznał Sharon w sierpniu 1996 roku. Wymienili między sobą wiele maili, w których opisywali swoje pragnienia i wyrażali chęć ich realizacji. Śledczy zabezpieczyli ponad dziewięćset stron takich wiadomości, z czego w przynajmniej połowie z nich kobieta wspomniała, że podnieca ją ryzyko śmierci. Czy można było im zabronić fantazjowania? Czy robili coś nielegalnego? W teorii nie, ale jeśli Sharon zostałaby znaleziona martwa, wtedy sprawa wyglądałaby już zupełnie inaczej…
Analiza wiadomości, które para do siebie wysyłała, wprawiła śledczych w osłupienie. Wynikało z nich, że kobieta umówiła się z internetowym znajomym na spotkanie. Ale nie to tak ich zszokowało, lecz fakt, że Sharon planowała już nie wrócić do domu. Mówiła Robertowi, że marzy o torturach i śmierci, a on postanowił zrealizować jej pragnienia.
Wkrótce udało się ustalić, że 13 października kobieta wsiadła do swojej niebieskiej hondy civic, którą udała się na stację w Baltimore. Gdy tam dojechała, zostawiła samochód na parkingu i ruszyła na peron. Wsiadła do pociągu, aby dojechać do Charlotte w Karolinie Północnej. Na miejscu była przed dwudziestą pierwszą. Zgodnie z umową mężczyzna już na nią czekał. Razem wsiedli do jego auta, którym następnie pojechali do Lenoir, gdzie znajdowała się przyczepa kempingowa Roberta. Właśnie tam planowali zrealizować fantazję, o której tyle rozmawiali. Co tam się wydarzyło? Czy Sharon jeszcze żyła? To planowali ustalić teraz śledczy.
Obserwowanie przyczepy Glassa rozpoczęto 20 października. Początkowo zakładano, że kobieta wciąż żyje, ale trzeba było to zweryfikować. Po kilku dniach wciąż nie było wiadomo, co z Sharon. Przez ten czas nie była widziana ani razu. Również Robert nie pojawił się na miejscu. To sprawiało, że przewidywania detektywów były coraz mniej optymistyczne. Pozostało więc tylko jedno – przeszukać obserwowaną przyczepę. W tym celu śledczy wystąpili o nakaz przeszukania i 25 października dostali zielone światło. Nikt nie spodziewał się tego, co za chwilę miało ujrzeć światło dzienne.
W środku znaleziono przedmioty należące do Sharon oraz komputer mężczyzny. Jego zawartość przerażała. Były tam nie tylko filmy przedstawiające ekstremalne stosunki seksualne, lecz także korespondencja, która jasno wskazywała na to, że zaginiona kobieta doskonale wiedziała, że przyczepy Roberta nie opuści żywa. A ta myśl bardzo ją ekscytowała…
To nie wszystko, co znaleziono. Zabezpieczono między innymi sprzęt do produkcji narkotyków, pistolet magnum kaliber 357, dyski komputerowe, czasopisma z materiałami dotyczącymi wykorzystania seksualnego dzieci, zabawki erotyczne i przyrządy służące do realizowania fantazji seksualnych. Nigdzie nie było jednak śladu samej Sharon, sprawdzono więc teren wokół przyczepy. Wkrótce jeden z funkcjonariuszy natrafił na coś, co zdecydowanie zwróciło jego uwagę, i przywołał współpracowników. Oczom śledczych ukazał się kopiec, który sprawiał wrażenie niedawno usypanego. Gdy go sprawdzano, wszyscy wstrzymali oddech. Na głębokości około siedemdziesięciu centymetrów natrafiono na kilka części ludzkiego ciała. Jak wkrótce potwierdzono, było to ciało Sharon, a w zasadzie jej szczątki.
W czasie kiedy trwały oględziny miejsca zbrodni, Robert Glass został zatrzymany. Mężczyzna przebywał wtedy w pracy i wydawał się zaskoczony. Jeszcze bardziej wstrząsnęły nim zarzuty, jakie mu postawiono – prokurator oskarżył go o morderstwo pierwszego stopnia, a sędzia nie wyznaczył kaucji. Oznaczało to, że czas do procesu spędzi w areszcie. Wkrótce miały do tego dojść zarzuty związane z posiadaniem materiałów na temat wykorzystywania seksualnego dzieci.
Sprawa przykuwała uwagę nie tylko ze względu na szokującą motywację zbrodni. Przeszła do historii jako jedna z pierwszych, w której podejrzany został aresztowany na podstawie dowodów zebranych głównie z wiadomości mailowych.
Sam Glass utrzymywał, że wcale nie chciał zabić Sharon. Faktycznie, umówił się na zrealizowanie jej marzenia, ale śmierć miała nastąpić w wyniku wypadku. W trakcie stosunku za mocno pociągnął linę, która oplatała jej szyję. Zrobił to na życzenie swojej kochanki. Nawet nie zauważył, kiedy to się stało, a potem było już za późno. Kobieta nie żyła. Późniejsza sekcja zwłok potwierdziła, że przyczyną śmierci Sharon było uduszenie i że kobieta nie stawiała oporu: nie znaleziono żadnych śladów, które wskazywałyby na to, że próbowała się bronić.
AUTASSASSINOFILIA (termin wprowadzony przez Johna Moneya), jak podaje American Psychological Association, to parafilia, w której dana osoba odczuwa podniecenie seksualne i osiąga orgazm w wyniku fantazji na temat śmierci lub przekonania o ryzyku, że ona nastąpi. Fetysz może pokrywać się z innymi, które zagrażają życiu, oraz obejmować zaaranżowanie stosunku seksualnego charakteryzującego się skrajnym masochizmem i mogącego skutkować pozbawieniem życia.
Proces w tej sprawie trwał trzy lata. W jego trakcie oskarżony mężczyzna przyznał się zarówno do nieumyślnego spowodowania śmierci, jak i posiadania materiałów dotyczących seksualnego wykorzystania dzieci. W rezultacie za zabójstwo Sharon otrzymał wyrok trzech lat i pięciu miesięcy pozbawienia wolności, a za posiadanie wspomnianych materiałów – dwóch lat i dwóch miesięcy pozbawienia wolności. Nie odsiedział jednak w pełni tego czasu – 20 lutego 2002 roku władze więzienia poinformowały, że Robert Glass został znaleziony w celi martwy. Powodem śmierci był zawał serca.
W 2008 roku na Festiwalu Filmowym w Sundance premierę miał film _Downloading Nancy_ (_Gdzie jest Nancy?_). Inspiracją do jego powstania była historia Sharon Lopatki. Magazyn „Variety” nazwał go „odrażającym i chorobliwym przejawem psychopatycznego sadomasochizmu”.AKTA
SPRAWY
SPRAWA: Zlecenie na ojca
ROK: 2019
KRAJ:
Finlandia
#darkweb
Gdy twój syn pragnie
twojej śmierci…
Zdarza się, że młodzi ludzie odgrażają się swoim rodzicom. Pod wpływem emocji mówią okropne rzeczy. Przeważnie jednak nikt ich nie traktuje poważnie. Ale w tej sprawie groźby nie pozostały bez pokrycia, a pewien dwudziestolatek naprawdę postanowił zlecić zabójstwo swojego ojca.
Mowa o przypadku Aatu Viljami Halonena, który zdecydował, że jego ojciec musi zginąć. Fin nie tylko opracował plan, jak pozbyć się członka swojej rodziny, ale także wdrożył go w życie. W 2019 roku wszedł w tym celu do dark webu, tak zwanej ciemnej strony internetu.
DARK WEB (darknet) to ta część sieci, do której zwykli internauci nie mają dostępu. Zapewnia anonimowość i utrudnia zidentyfikowanie oraz zlokalizowanie danego użytkownika. Teoretycznie dark web sam w sobie nie jest nielegalny, ale… wszystko zależy od tego, co zamierzamy tam robić.
Nie dostaniemy się tam z poziomu standardowej przeglądarki internetowej. Nie wejdziemy też przez wyszukiwarkę, tylko musimy znać konkretny adres, najczęściej mieć hasło i przejść przez skomplikowane zabezpieczenia. Po co tak się trudzić? Nie oszukujmy się, nikt nie podejmuje takiego wysiłku tylko dla zabicia czasu czy rozrywki. Najczęściej chodzi o uzyskanie dostępu do nielegalnych dóbr i usług. Mogą to być zakazane towary (na przykład broń, narkotyki), ale też nieocenzurowany dostęp do danych (kopie serwisów prasowych zakazanych w niektórych krajach, fora czy niepokojące blogi). Nie jest to jednak miejsce pozbawione jakiejkolwiek kontroli i zdarza się, że policja przeprowadza tam swoje prowokacje. Dark web nie jest jednak stały, wszystko w nim cały czas się zmienia. Nikt więc nie wie, jak bardzo jest rozległy.
Istotnym elementem ciemnej strony internetu jest sieć Tor i to właśnie za jej pomocą Aatu poznał człowieka, który miał zabić jego ojca. Wówczas dziewiętnastoletni Mika Markus Aleksi Hytönen zamieścił w tym miejscu ogłoszenie. Zaoferował potencjalnym zainteresowanym, że jest gotowy kogoś zabić, a zapłatę chciałby otrzymać w bitcoinie.
BITCOIN to kryptowaluta wprowadzona w 2009 roku za sprawą Satoshi Nakamoto – jest to pseudonim osoby (lub grupy osób), która do grudnia 2010 roku brała czynny udział w rozwoju bitcoina. Następnie projekt ten został przekazany innym osobom. Co ważne, ta kryptowaluta nie jest zależna od żadnych banków i rządów. W grudniu 2015 roku w wyniku dziennikarskiego śledztwa ustalono, że twórcą bitcoina może być biznesmen pochodzący z Australii – Craig Steven Wright. Mężczyzna potwierdził później te przypuszczenia, a nawet przedstawił na to dowody, ale społeczność zgromadzona wokół kryptowaluty nie uwierzyła w te doniesienia.
Gdy Aatu zobaczył ofertę Miki, od razu pomyślał, że znalazł właściwego człowieka. Od dawna nie dogadywał się z ojcem, ciągle pojawiały się między nimi konflikty, czuł, że ten traktuje go jak dziecko. A gdyby zginął… Aatu otrzymałby spadek i w końcu miałby spokój. Mika zażądał dziesięciu tysięcy euro. Dwudziestolatek nie miał wówczas takiej kwoty, ale po śmierci ojca z pewnością otrzymałby potrzebne pieniądze.
Policja w Tampere, mieście położonym w południowo-zachodniej Finlandii, 28 stycznia 2020 roku dostała zgłoszenie o napaści na czterdziestoczteroletniego mężczyznę. Świadkowie widzieli, jak niezidentyfikowany młody człowiek zaatakował poszkodowanego w jego własnym domu, i od razu zawiadomili służby. Gdy funkcjonariusze przybyli na miejsce, stwierdzili zgon mężczyzny. Napastnik zadał ofierze około czterdziestu ran kłutych. Doszło do znacznej utraty krwi, a ostatecznie – zgonu w wyniku wykrwawienia.
Dosyć szybko udało się namierzyć sprawcę. Ku zaskoczeniu śledczych okazało się, że nie było to przypadkowe morderstwo, ale zabójstwo zaplanowane z góry, i to przez syna ofiary. Już we wstępnym dochodzeniu zabezpieczono należący do Miki telefon, na którym znaleziono zdjęcie prawa jazdy i rachunku za prąd Aatu. Jak się później okazało, miał to być sposób potwierdzenia tożsamości mężczyzny. Do identyfikacji posłużyło jeszcze zdjęcie znalezione w galerii, na którym dwudziestolatek trzymał łyżkę. Dzięki temu zabójca zyskał pewność, z kim rozmawia. Mężczyźni umówili się, że dziewiętnastolatek zabije ojca Aatu, a zapłatę dostanie, gdy skończą się formalności spadkowe. Jak się wkrótce okazało, miał jej nigdy nie otrzymać.
Mika dostał od swojego zleceniodawcy wiele informacji na temat ofiary. Był pewny siebie i gotowy, by zrealizować ustalony plan, więc 28 stycznia 2020 roku zjawił się pod wskazanym adresem. Doskonale wiedział, kogo ma zabić, bo Aatu wysłał mu wcześniej zdjęcie ojca, więc o pomyłce nie mogło być mowy. Dał również znać, kiedy mężczyzna będzie sam w domu. Zabicie tego człowieka miało być tylko formalnością. Ale Mika nie przewidział jednego – obecności świadków.
Obaj mężczyźni szybko zostali zatrzymani. Żaden z nich nie przyznawał się do winy.
W pierwszej kolejności zostali poddani badaniom psychiatrycznym. Od ich wyników miało zależeć, czy będą odpowiadać za to, co zrobili. Dwudziestolatek od początku twierdził, że jest wrabiany i z morderstwem nie miał nic wspólnego. Co zaskakujące, uważał, że było to nieumyślne spowodowanie śmierci. Według Aatu zadanie jego ojcu czterdziestu ciosów nożem było działaniem bez premedytacji. Wydawało się też, że nie odczuwa nawet przygnębienia w związku ze stratą bliskiej osoby w tak niespodziewanych (jak twierdził) okolicznościach. Za to znacznie bardziej ożywiał się, gdy rozmowa dotyczyła kwestii spodziewanego spadku. Zupełnie inną wersję przedstawił wynajęty zabójca.
Śledczy zabezpieczyli dowody, które bez żadnych wątpliwości wskazywały na to, że syn zlecił zabójstwo własnego ojca. Wersję Aatu odrzucili niemal od razu. A że podżeganie do morderstwa jest w Finlandii przestępstwem sądzonym tak samo jak morderstwo, oznaczało to, że nie uniknie srogiej kary i będzie odpowiadał w takim samym zakresie jak Mika. W trakcie śledztwa potwierdzono, że mężczyźni nie znali się wcześniej, a ich pierwszy kontakt faktycznie miał miejsce w dark webie. Dla funkcjonariuszy było sporym szokiem, że ci dwaj byli gotowi tak zaryzykować, nic o sobie nie wiedząc. Aatu twierdził też, że to nie on kontaktował się z Miką. Policjanci nie uwierzyli jednak w jego wersję.
W 2021 roku obaj usłyszeli wyrok i zostali skazani na dożywotni pobyt w więzieniu. Mika Markus Aleksi Hytönen nie odwołał się od decyzji sądu, choć podczas procesu twierdził, że chciał jedynie okraść ofiarę. Jego dziewczyna zeznała, że opowiedział jej o swojej fantazji na temat zabicia kogoś. Z kolei Aatu Viljami Halonen złożył apelację. W 2022 roku nadal twierdził, że jest niewinny. W swoim wniosku wskazał na to, że sąd miał nie uwzględnić, że ktoś włamał się na jego konto na Snapchacie i mógł pisać w jego imieniu. Natomiast zdjęcie z łyżką wcale nie miało wskazywać na to, że to on odpowiadał za zlecenie zabójstwa. Prokuratura była jednak innego zdania. Ostatecznie sąd apelacyjny podtrzymał wcześniejszy wyrok.
Sprawa ta była pierwszą w Finlandii, w której internet odegrał tak kluczową rolę w ustalaniu sprawców zbrodni.AKTA
SPRAWY
SPRAWA: Streamerka
ROK: 2021
KRAJ: Brazylia
#gryonline
Niebezpieczeństwo w sieci może czyhać także w grach komputerowych. I nie, nie chodzi o to, że same gry mogą źle oddziaływać na naszą psychikę, ale o to, że również i tam można trafić na… mordercę. Taki los spotkał właśnie dziewiętnastoletnią streamerkę z Brazylii. A oto jej historia.
Sol, a właściwie Ingrid Oliveira Bueno da Silva, lubiła grać online i była w tym dobra. Grała w _Call of Duty_, czyli grę komputerową z gatunku strzelanek pierwszoosobowych o tematyce wojennej. Jako dziewczynie w świecie gier wideo nie było jej łatwo, choćby ze względu na seksistowskie komentarze, ale nie zważała na to, robiła to, co uwielbiała, i na tym się skupiała. To doprowadziło ją do miejsca, w którym mogła się przedstawiać jako zawodowy gracz.
W kwestii obecności kobiet w świecie gier wiele się zmienia – według danych z 2023 roku (Marketsplash.com) na świecie w gry wideo gra ponad trzy miliardy dwieście milionów ludzi (prawie czterdzieści procent światowej populacji), z czego prawie połowa (czterdzieści sześć procent) graczy to kobiety. A najszybciej rozwijającymi się rynkami gier wideo są obecnie Indie i Brazylia.
Sol starała się też dołożyć swoją cegiełkę do budowania bezpiecznej przestrzeni dla kobiet w zdominowanym przez mężczyzn świecie e-sportu. W tym celu współpracowała z Battle Girls i liczyła na to, że wkrótce dziewczynom będzie grało się łatwiej. W 2021 roku podczas jednej z takich rozgrywek poznała Guilherme Alvesa Costę, znanego jako Flash Asmodeu, młodszego o rok gracza z São Paulo należącego do drużyny Gamers Elite (sama reprezentowała drużynę FBI E-Sports). Nic nie wskazywało, że to właśnie ten człowiek za miesiąc odbierze jej życie.
Ta dwójka dosyć szybko przeniosła swoją wirtualną znajomość do świata rzeczywistego. Tylko jak się wkrótce okaże, była to jedna z gorszych decyzji Ingrid.
Dziewczyna niczego nie podejrzewała. W końcu co mogło jej grozić ze strony innego gracza? Miała zaufanie do ludzi z tego kręgu. Online wprawdzie ze sobą rywalizowali, ale na żywo… założyła, że mogą zostać znajomymi. Z taką myślą dziewiętnastolatka umówiła się z Guilherme. Miało to miejsce 22 lutego 2021 roku. Niemal od początku tego pożałowała. Chłopak wpadł na pomysł, który zupełnie jej się nie spodobał. Zaproponował, aby dla zabawy zniszczyli miejsce kultu religijnego. Z początku brzmiało to zabawnie, ale kiedy dziewczyna zdała sobie sprawę, że jej znajomy nie żartuje, sytuacja zrobiła się napięta, i to tak bardzo, że doszło do zbrodni.
Mimo wszystko Ingrid zaufała mu na tyle, że poszła do jego domu w São Paulo w dzielnicy Pirituba. Zanim się zorientowała, że jest w niebezpieczeństwie, osiemnastolatek kilkukrotnie pchnął ją nożem. Zdawało się, że chłopak wpadł w szał, zadawał jeden cios za drugim. Ale na tym nie poprzestał. Zrobił coś, co dodało tej sytuacji jeszcze więcej grozy – w drugiej ręce trzymał telefon, którym nagrywał swoją brutalną zbrodnię. Zupełnie jakby nie odczuwał w tamtej chwili żadnych emocji. Po wszystkim postanowił podzielić się nagraniem ze znajomymi ze świata online na WhatsAppie. Zanim film został usunięty, pobrano go wiele razy. Przedstawiał ostatnie chwile dziewiętnastolatki, która nie była w stanie się bronić przed brutalnym oprawcą. Na nagraniu leżała w sypialni w kałuży krwi, a z jej brzucha wystawało coś, co wyglądało jak rękojeść noża.
Dlaczego Guilherme to zrobił? Czym zawiniła mu nastolatka? Oglądający z przerażeniem obserwowali tę scenę. Nie byli w stanie zrozumieć, jak ktoś spośród nich mógł zrobić coś tak potwornego. Ale nie mieli złudzeń: tak faktycznie się stało. Sam Guilherme przyznał się do zbrodni w nagranym filmiku, mówiąc: __ „Naprawdę ją zabiłem”.
Osoby, które widziały nagranie, twierdziły, że chłopak użył słowa „cudownie”, a w pewnym momencie zachichotał. Tym przeraził je na tyle, że od razu postanowiły działać. Zgłosiły sprawę na policję i rozesłały wiadomości do innych graczy, aby nie udostępniali nagrania dalej. Najważniejszym pytaniem było teraz: czy morderca zostanie złapany, czy może dalej stanowi zagrożenie?
Zanim śledczy dotarli do domu nastolatka, ten już dawno z niego uciekł. Zastali tam za to brata chłopaka, który wezwał ich na miejsce po tym, jak znalazł ciało Ingrid. Nie znał tej dziewczyny, ale założył, że to jego brat odpowiada za tę zbrodnię. Potwierdzenie tych przypuszczeń przyszło szybko, bo Guilherme wkrótce skontaktował się z bliskimi i oznajmił im, że jest gotów odebrać sobie życie. Brat odwiódł go jednak od tego pomysłu.
Sprawa na szczęście wyjaśniła się dosyć szybko. Guilherme przestał stanowić zagrożenie dla innych, bo został zatrzymany niemal od razu po zbrodni. Na swoje wytłumaczenie miał tylko to, że… „dziewczyna stanęła na jego drodze”.
Chłopak nie sprawiał wrażenia, jakby żałował tego, co zrobił, nie okazał żadnej skruchy. Nie był też w stanie wytłumaczyć swojego postępowania. Śledczy liczyli więc na to, że zrozumieją więcej, gdy zapoznają się z pięćdziesięciodwustronicowym manifestem, który znaleziono u niego w domu. Zatytułował go _Meu dicionario_, co w tłumaczeniu na polski oznacza „mój słownik/leksykon”.
Można było z niego wyczytać, że chłopak był zmęczony swoim życiem, nie miał żadnych celów i czuł, że nikt go nie rozumie. Wyglądało więc na to, że to złe samopoczucie popchnęło go do tak okrutnej zbrodni, a Ingrid była przypadkową ofiarą. Wspominał też w swoich zapiskach o tym, że planuje atak na chrześcijan.
Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne stwierdziło, że narażenie na przemoc w mediach jest istotnym czynnikiem ryzyka zachowań agresywnych i brutalnych.
Na kolejnych przesłuchaniach Guilherme składał lakoniczne zeznania, z których wynikało, że zabił, bo po prostu chciał. Twierdził przy tym, że zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji. Zbrodnię miał planować od dwóch tygodni. W międzyczasie serwis informacyjny Viva ABC opublikował film, na którym widać było moment aresztowania nastolatka. Wydawać się mogło, że na jego twarzy pojawił się uśmiech, jakby ta sytuacja go bawiła. Z drugiej strony mógł być to po prostu nerwowy śmiech.
Jego sprawa toczyła się w sądzie w São Paulo. Ława przysięgłych większością zadecydowała, że Guilherme Alves Costa jest winien morderstwa popełnionego w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie. W związku z tym sędzia Michelle Porto de Medeiros Cunha Carreiro skazała go na czternaście lat pozbawienia wolności i zaleciła regularne konsultacje psychiatryczne.
Obrona wnioskowała o dwanaście lat pozbawienia wolności, deklarując, że nastolatek nie pamięta za wiele z samego ataku oraz że cierpi na chorobę psychiczną. Zdaniem psychiatry, który badał Guilherme prywatnie, chłopak miał uporczywe zaburzenia urojeniowe i antyspołeczne zaburzenie osobowości. Inne zdanie miała prokuratura, której biegli wykazali, że u nastolatka nie stwierdzono niczego, co miałoby wpływać na jego poczytalność. Co więcej, prokurator podkreślał, że osiemnastolatek nie może wrócić do życia społecznego, ponieważ stanowi poważne zagrożenie dla innych. Obrońca chłopaka się z tym nie zgadzał, twierdząc, że nie przeprowadzono pełnego badania. W związku z wyrokiem zapowiedział apelację w imieniu swojego klienta. Prawnik nastolatka próbował też wyciągnąć go z więzienia i umieścić w szpitalu, ale bezskutecznie.
Gracze z grupy, do której należała Ingrid, złożyli jej hołd w mediach społecznościowych. Opisali dziewiętnastolatkę jako doskonałą zawodniczkę, która na zawsze zostanie w ich sercach. Motywowała ich, była przyjazna i wspierająca. Jej śmierć była dla nich ogromną stratą, czego dali wyraz w kondolencjach złożonych rodzinie.
Rzecznik grupy Gamers Elite, do której należał z kolei Guilherme, podkreślił, że kierownictwo nigdy nie miało styczności z nastolatkiem, a członkowie zespołu są zszokowani jego działaniami. Podobnie rodzina chłopaka wyraziła swoje ubolewanie nad całą sytuacją, bowiem w ich oczach był zawsze dobrym dzieckiem.
Do dziś motyw zabójstwa Ingrid pozostaje niejasny.
W Brazylii ginie średnio 12–15 kobiet dziennie. Międzyamerykańska Komisja Praw Człowieka (IACHR) stwierdziła, że zabójstwa kobiet nie są „odosobnionym” problemem, lecz odzwierciedlają seksistowskie normy „głęboko zakorzenione” w brazylijskim społeczeństwie.
W 2015 roku prezydent Brazylii Dilma Rousseff wprowadziła do prawa pojęcie kobietobójstwa, czyli morderstwa na kobiecie dokonanego z powodu jej płci. Podpisała również ustawę, która zwiększyła kary za zabójstwo kobiet i dziewczynek. Oznacza to, że kobietobójstwo w tym kraju klasyfikuje się jako osobną zbrodnię.
_Dalsza część w wersji pełnej_