- promocja
- W empik go
Niebezpieczne rady - ebook
Niebezpieczne rady - ebook
Niektóre słowa mogą prowadzić do wielkiej namiętności. Szczególnie te nieprzemyślane…
Liliana właśnie zaczyna naukę na rzeszowskiej uczelni, lecz nie jest jej dane zaznać beztroskiego życia studentki. Dziewczyna musi zajmować się młodszą siostrą i niepełnosprawną matką, przez co jest zmuszona szybko znaleźć dobrze płatną pracę. Gdy zostaje zatrudniona w ekskluzywnym klubie, ma nadzieję, że niebawem zostawi za sobą problemy finansowe. Ale jej szefem okazuje się jednak mężczyzna, który sprowadzi na nią tylko większe kłopoty…
Sasha jest właścicielem klubu Luksus i przywódcą gangu motocyklowego. Wszyscy postrzegają go jako nieobliczalnego i niebezpiecznego człowieka. Przez dręczące go wspomnienia postanawia zamienić w piekło życie studentki, która pewnego dnia przychodzi szukać pracy w jego lokalu.
Lila nie pamięta, że kiedyś się spotkali, jednak tamto wydarzenie nieodwracalnie zmieniło życie mężczyzny. Sasha zamierza wykorzystać okazję do wymierzenia zemsty, ale już niebawem przekona się, że nienawiść i miłość dzieli czasem cienka granica…
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8321-283-8 |
Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Liliana
– Co zrobisz, kiedy już uzyskasz dyplom? – Weronika zadaje mi z pozoru proste pytanie, wodząc wzrokiem za grupką przystojnych studentów.
Ostatni semestr nie należy do najłatwiejszych. Seminaria, zajęcia, pisanie licencjatu, a do tego wszystkiego opieka nad mamą oraz siostrą sprawiają, że jestem pozbawiona resztek energii. Jednak nie zamierzam poddać się zbyt łatwo. Dyplom politechniki otworzy mi drzwi do świata, z którego jestem notorycznie wyrzucana. Pocieram skronie, czując, że zbliża się potężny ból głowy.
– Nie wiem, Wer – wzdycham, zatrzymując się na przystanku. Wyjmuję z plecaka okulary przeciwsłoneczne, po czym wkładam je na nos. – Teraz myślę tylko o tym, jak przetrwać ten ostatni miesiąc do obrony, a później się okaże. Na pewno będę chciała od razu zacząć magistra.
– Tak coś czułam, że będziesz chciała dalej studiować. – Weronika poprawia blond włosy, a następnie sprawdza coś w telefonie.
Przyjaźnimy się od pierwszego roku, martwię się, że nasze drogi się rozejdą i że ona o mnie zapomni. A mam tylko ją.
_– _Muszę zdobyć dobre wykształcenie, by znaleźć pracę, która pozwoli mi utrzymać rodzinę – mówię do niej.
– Podziwiam cię. – Odrywa się od komórki i skupia na mnie wzrok.
Weronika jest przepiękną dziewczyną. Prawdziwa blondynka z niebieskimi oczami oraz dużymi piersiami i wąską talią, spełnienie snów niejednego mężczyzny.
– Na moim miejscu zrobiłabyś to samo – odpowiadam pewnie, wyglądając swojego kursu.
– No nie wiem. – Marszczy brwi, zastanawiając się nad czymś. – Ja również nie żyję na wysokim poziomie, ale nie byłabym w stanie się poświęcić, żeby zostać głową rodziny. Ty każdy grosz ze stypendium socjalnego czy rektorskiego przeznaczasz na utrzymanie bliskich. Ja swój socjal ładuję w ubrania, bo u nas rodzice dbają o resztę.
– Dobrze wiesz, że mama nie może mi pomóc – odpowiadam ostrzej, niżbym chciała.
Spojrzenie Weroniki łagodnieje, a na jej ustach pojawia się delikatny uśmiech.
– Nie chciałam cię urazić, Lila. – Kładzie dłoń na moim ramieniu w uspokajającym geście. – Jesteś dla mnie wzorem. Chodziło mi o to, że nie mam pojęcia, czy ja jestem na tyle silna i dorosła, by w razie czego poradzić sobie w podobnej sytuacji tak dobrze jak ty.
– Chyba sobie zbyt dobrze nie radzę. – Szybkimi mrugnięciami odganiam łzy.
– Co masz na myśli?
Zamykam oczy, bo powiedzenie tego na głos sprawia, że czuję się malutka i zagubiona. Nie chcę widzieć litości w oczach przyjaciółki, ale nie chcę też jej okłamywać.
– Te pieniądze i tak nie wystarczają. Leki mamy, utrzymanie Stefanii czy nawet mnie to zbyt duże obciążenie.
Między nami zapada niezręczna cisza. Dziękuję Bogu, że obok nas nie ma żywej duszy. Nienawidzę tych oceniających spojrzeń.
– Mam pewien pomysł. – Chrząknięcie Weroniki sprawia, że unoszę głowę, by na nią spojrzeć.
– Zaczynam się bać…
– Oj, daj spokój. Zwyczajnie wyrażę swoje zdanie, a ty zrobisz z tym, co zechcesz.
– Brzmi rozsądnie, aż jestem w szoku – żartuję szczerze po raz pierwszy dzisiejszego dnia.
– Zaraz sobie pójdę. – Grozi mi palcem, ale na jej twarzy gości szeroki uśmiech.
– Przepraszam. Zamieniam się w słuch.
– Pomyślałam, że ten ostatni miesiąc jest dosyć luźny. Ty masz już od dawna pisanie pracy na obronę za sobą, kilka przedmiotów zaliczone, więc może poszukałabyś gdzieś pracy dorywczo?
– Pamiętasz, że szukałam?
To prawda. Zostawiłam CV w każdej galerii, butiku, restauracji i w innych miejscach, w których potrzebowali pracowników. Niestety, nie miałam elastycznego grafiku, a nikomu nie uśmiechało się zatrudniać mnie na cztery godziny dziennie, bo tylko takim czasem dysponowałam.
– Oczywiście, że pamiętam. – Weronika zniecierpliwiona wyrzuca ręce w górę. – Nie każę ci iść w te same miejsca.
– Dokąd mam więc pójść?
Przyjaciółka zdejmuje z ramienia torebkę, a następnie rozpaczliwie czegoś w niej szuka.
– Jest! – Rozentuzjazmowana wyciąga w moją stronę pomiętą ulotkę.
Biorę ją od niej, a kiedy zaczynam czytać, moje serce przyspiesza.
– Chcesz, żebym została prostytutką?! – piszczę przerażona pomysłem Weroniki, wyrzucając ulotkę baru ze striptizem, jakby parzyła.
Kartka upada obok moich znoszonych adidasów.
– Nie prostytutką, tylko kelnerką. – Urażona krzyżuje ręce na piersi. – To bar ze striptizem, a ty jesteś piękna, więc z pewnością przyjmą kogoś takiego jak ty na kelnerkę czy barmankę.
– Nie mam doświadczenia – odpowiadam cicho, wlepiając wzrok w ulotkę.
– Ale masz seksowne ciało, a to już połowa sukcesu w takim miejscu. Pomyśl o tym, a być może znajdziesz jakieś rozwiązanie. – Zapina torebkę i zakłada ją na ramię.
Niespodziewanie słyszę odgłos motocykli. Ryczące maszyny pędzą w naszą stronę, a wibracje rozchodzą się po moim ciele. To niedorzeczne, że odczuwam ten warkot całą sobą. W pewnym momencie jeden z mężczyzn, siedzący na srebrnej bestii, odwraca głowę w moim kierunku. Mimo że ma czarny kask, który połyskuje w świetle dnia, czuję na sobie jego spojrzenie. Nie widzę oczu, ale przysięgam, że patrzy właśnie na mnie do momentu, aż mnie mija i dołącza do kolegów. To on.
– Widzisz? Nawet kolesie na motocyklach nie potrafią przejechać obok ciebie obojętnie. – Przyjaciółka klepie mnie po plecach, ale ja nie jestem w stanie oddychać.
_– _To był on. – Unoszę drżącą dłoń do ust.
Nagle opuszczają mnie siły, więc kieruję się w stronę ławki.
– Co się dzieje, Lili? Zbladłaś.
– To ten facet – odpowiadam głucho, siłą powstrzymując łzy cisnące mi się do oczu.
– Jaki facet? O czym ty mówisz?
Potrząsam głową, aby odgonić od siebie niechciane wspomnienia. Muszę wziąć się w garść, bo zdążyłam przestraszyć swoim zachowaniem Weronikę. Nie powinnam jej niepokoić.
– Coś mi się przywidziało. – Zbywam temat machnięciem ręki i zmuszam się do uśmiechu. Biorę dwa głębokie oddechy, a następnie wstaję i podnoszę ulotkę z chodnika. – Jedzie mój autobus. – Kiwam głową w kierunku środka transportu, który jest na wyciągnięcie ręki.
– Lili? – Pytanie wisi w powietrzu.
– Wszystko okej, Wer. Serio – odpowiadam uspokajająco, stawiając stopę na pierwszym schodku. – Dziękuję za pomoc. Przemyślę to. – Posyłam przyjaciółce całusa, po czym zajmuję miejsce.
Muszę ochłonąć, zanim przekroczę próg domu.
Zatrzymuję się przed drzwiami, a następnie nabieram powietrza w płuca. Staram się oczyścić umysł, nim wejdę do środka. Przywdziewam na twarz maskę, która jest zarezerwowana tylko dla rodziny, po czym wypuszczam nagromadzony w płucach tlen. Kiedy jestem już pewna, że moją twarz zdobi spokojny z pozoru uśmiech, naciskam klamkę.
– Hej, dziewczyny! – witam się radośnie niczym zawodowa aktorka, rzucając plecak w kąt korytarza.
– Cześć, Lilka. – Stefania staje naprzeciw mnie. Jej mina zdradza mi, że coś ją dręczy.
– Co jest, mała? – Kucam, a następnie zakładam jej za ucho kosmyk włosów.
Siostrzyczka rozgląda się po korytarzu, sprawdzając, czy nikt nas nie obserwuje.
– Chodzi o mamę – szepcze konspiracyjnie, wykręcając dłonie ze zdenerwowania. Waha się, czy podzielić się ze mną swoją wiedzą.
Chwytam jej drobną dłoń, po czym delikatnie ją do siebie przytulam.
– Tylko jeśli powiesz mi prawdę, będę mogła temu zaradzić.
Uspokajająco głaszczę plecy Stefanii. Słyszę szybsze bicie jej serduszka. Kiedy już myślę, że niczego się nie dowiem, dziewczynka zaskakuje mnie, mówiąc:
– Przyszły dzisiaj dwa listy. Mama je otworzyła, ale chyba nie były to radosne nowiny. Zmarszczyła brwi, zbladła, a potem schowała je do koperty i zabrała ze sobą. Myślała, że tego nie widziałam, ale stałam akurat w korytarzu, więc mnie nie zauważyła.
Kolejne kłopoty.
– Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś, mała. – Składam na jej policzku całusa. – Teraz leć odrobić lekcje.
Siostra kiwa potakująco głową, po czym rusza w stronę swojego pokoju. Po kilku krokach zatrzymuje się.
– Chcę być kiedyś taka jak ty. Chcę umieć wszystkiemu zaradzić.
Uśmiecham się do niej ciepło, walcząc ze łzami. A ja bym chciała, żebyś nigdy nie musiała być na moim miejscu.
Kiedy mam pewność, że zniknęła na górze, kieruję się na poszukiwania mamy. Nie zajmuje mi to zbyt wiele czasu. Zastaję ją w tym samym miejscu co zawsze. Siedzi na wózku przy oknie, odwrócona do mnie tyłem. Wpatruje się w ogródek sąsiadów. Kiedyś też taki mieliśmy, jednak gdy mama straciła nogę w wypadku, nie było komu się nim opiekować, bo mnie zwyczajnie brakowało na to czasu.
– Mamo. – Próbuję mówić łagodnie, ale słyszę w swoim głosie stanowczość.
Mama wzdycha i nie odrywając wzroku od szyby, mówi:
– Powiedziała ci.
Między nami zapada niepokojąca cisza. Co jeszcze mogłybyśmy dodać? Temat listów wisi w powietrzu, ale żadna z nas go nie podejmuje. Nie wiem tylko, czy z rozpaczy, czy z tchórzostwa. Niespodziewanie mama okręca się na wózku, po czym patrząc mi prosto w oczy, dodaje:
– Myślisz, że nie widzę tego, że masz własne problemy, Lila? – Dolna warga drga jej niespokojnie, zdradzając, że walczy ze łzami. – Masz swoje życie, córeczko. Nie powinnaś go poświęcać dla nas. To moje zadanie…
– Jesteście moją rodziną. Moim życiem – przerywam ostrzej, niżbym chciała.
– Jesteś zupełnie inną osobą na zewnątrz, a inną w domu. Nie oszukasz mnie, kochanie.
Ma rację, jednak nie mówię jej tego. Nadal zgrywam twardą i opanowaną.
– Kocham cię, mamo. To jednak nie zmienia faktu, że musisz mi oddać dzisiejszą korespondencję.
Toczymy przez moment walkę na spojrzenia, ale mama przegrywa ją z kretesem. Spuszcza wzrok, po czym wprawia wózek w ruch i kieruje się w stronę komody. Podnosi ubrania i wyciąga spod nich dwie białe koperty. Podchodzę do niej, ale nogi mam ciężkie jak z ołowiu. Biorę od niej listy, które z pewnością nie wróżą nic dobrego.
Przymykam oczy, z trudem powstrzymując szloch. Dwie zaległe płatności. Jeżeli nie uregulujemy ich w terminie, odetną nam prąd oraz wodę.
– Ja…
– Nie – przerywam mamie, uspokajając drżenie rąk. – Ja się tym zajmę. – Pochylam się, by złożyć na jej czole pocałunek pełen dziecięcej miłości. – Kocham cię – powtarzam kolejny raz, a następnie ocieram kciukiem samotną łzę, którą uroniła, i wychodzę z kuchni, zanim sama się rozkleję.
Wracam z wieczornych zajęć żwawym krokiem. Zimny wiatr smaga uparcie moje nogi, które dygoczą mimo szybkiego tempa, jakie obrałam. Od przystanku do domu mam do pokonania jakieś pół kilometra, a dzisiaj wydaje mi się, że trasa znacznie się wydłużyła. Jestem zmęczona i śpiąca, co znacznie osłabia moją czujność. Wydychane powietrze tworzy parę przed moim nosem. Jesień tego roku nas nie rozpieszcza. Kiedy skręcam na rogu ulicy, nagle ktoś szarpie mnie do tyłu, po czym mocno ciągnie przed sobą, zasłaniając mi usta, bym nie mogła wydać z siebie dźwięku. Moje serce wybija szaleńczy rytm, ze strachu tracę ostrość widzenia. Napastnik zaciąga mnie w wąskie przejście między budynkami, po czym wlecze mnie w miejsce, z którego ledwie widać ulicę, puszcza mnie i popycha, aż upadam na ziemię. Nie marnując czasu, od razu się na mnie rzuca i przyszpila moje ciało. Nie jestem w stanie się ruszyć. Grube ubrania dodatkowo utrudniają mi tę nierówną walkę. Miotam się niczym żuk przewrócony na plecy.
– Puść mnie! – Udaje mi się ugryźć go w dłoń i krzyknąć. – Pomocy!
– Stul pysk! – Mocne uderzenie w policzek sprawia, że twarz zaczyna palić mnie żywym ogniem. – Zaraz wyrucham cię tak, że nie będziesz miała siły się podnieść.
Nie widzę jego twarzy, bo ma kominiarkę, ale po głosie rozpoznaję, że mam do czynienia z kimś dużo starszym od siebie.
– Proszę!
– Ciii. – Liże mnie po twarzy, jednocześnie szarpiąc guzik moich dżinsów. – Zaraz dam ci to, co wy, kobiety, lubicie najbardziej.
Łzy zaburzają mi ostrość widzenia. Jestem sparaliżowana strachem, jednak moje ruchy są tak zdecydowane, że dodają mi niebywałej mocy. Brutalnie odpycham napastnika. Pada na plecy, rozglądając się na wszystkie strony.
– Co… – Nie kończy, ponieważ w tym momencie dostaje prosto w szczękę.
Z przerażeniem patrzę, jak facet ubrany w skórzaną kurtkę z kaskiem na głowie obija mojego oprawcę. Nie tracę ani chwili, staję szybko na drżących nogach i chcę stąd uciec. Nim zdążę się oddalić, mężczyzna przyciska moje plecy do swojego twardego torsu.
– Nie rób mi krzywdy. Błagam. – Łkam, modląc się, by oszczędził mi cierpienia.
– To jeszcze nie jest twój czas – szepcze mi mężczyzna uspokajająco do ucha, muskając ustami jego płatek. – Nie mów policji, że pomogłem, a zapewnię ci spokój i ochronę. To niebezpieczna rada, ale sama takie dajesz.
Nie mam pojęcia, o czym mówi, ale nie obchodzi mnie to. Chcę tylko wrócić do domu.
– Obiecuję – wyduszam z siebie jednym tchem, a on odpycha moje rozdygotane ciało.
Nie oglądam się do tyłu. Gnam na złamanie karku do domu, omal nie potykając się o własne stopy. Wpadam niczym burza do pokoju i zamykam za sobą drzwi. Rzucam się na łóżko, po czym wybucham głośnym płaczem.
Siadam gwałtownie na łóżku, chwytając łapczywie powietrze. Moje serce wybija chyba z tysiąc uderzeń na sekundę, a policzki mam mokre od łez. Najgorsze, że to wszystko zdarzyło się naprawdę. A teraz to, co spotkało mnie trzy lata temu, wróciło w koszmarze. Wdarło się w zakamarki mojego umysłu i przerażające obrazy zaczęły odtwarzać się na nowo.
Całe zajście zgłosiłam na policję, ale sprawcy nie znaleziono. No cóż… przynajmniej nie żywego. Trzy dni później jego ciało zostało porzucone nad Wisłokiem. Dotrzymałam obietnicy danej tajemniczemu mężczyźnie, który mnie uratował, i nikomu nie pisnęłam o nim nawet słówka. Skłamałam, mówiąc, że napastnik stracił czujność, a mnie udało się wyrwać z jego łapsk.
Zamykam mocno powieki, gdy moje ciało przeszywa zimny dreszcz. Widzę, że okno jest otwarte, a jestem pewna, że zamknęłam je przed snem.
Muszę się skupić. Spotkanie motocyklisty wytrąciło mnie dziś z równowagi. To był on, ten sam mężczyzna, który mnie uratował. Mimo że nie jestem tego pewna na sto procent, gdzieś w głębi duszy po prostu czuję, że mam rację. Wzdycham, schodząc z łóżka. Zamykam okno, a następnie kieruję spojrzenie w stronę plecaka, który leży obok łóżka. Poświata lampki nocnej padająca na plecak sprawia, że coś mnie do niego przyciąga. Pochylam się i wyjmuję z wnętrza ulotkę, którą dała mi Weronika. Dzisiejszy dzień utwierdził mnie w tym, że będę musiała schować dumę i strach do kieszeni. Nie pozostaje mi nic innego, jak udać się do baru ze striptizem w poszukiwaniu pracy.DWA
Sasha
– Postaraj się bardziej, Luna – chrypię, zaciskając zęby.
Motywuję dziwkę, by dała z siebie wszystko. Wczepiam palce w jej rozczochrane blond włosy, wyznaczając rytm. Wciąga kutasa łapczywie, głęboko, omal się krztusząc.
Kurewsko przyjemne.
Jej jęki motywują moje biodra, by wypychać je szybciej. Kobieta klęczy na czworaka na pufie, a podwinięta wysoko spódnica odsłania jej cipkę. Zawzięcie pracuje nad penisem, ocierając się dupą o szybę. Dzięki budowie tego pomieszczenia mam widok na cały klub, jednak mnie goście nie mogą zobaczyć. Nikt nawet nie przypuszcza, że w tym momencie jakaś kurwa robi mi loda.
Nigdy nie maczam w miejscu, co do którego nie mam pewności.
– Jak zrobisz to tak, jak należy… – Chwytam jej głowę, unieruchamiając ją z ustami na moim członku. – Sprawię, że dojdziesz z kutasem w swoim gardle.
Wydaje z siebie przeciągłe westchnienie, mocniej pocierając dupą o szklaną taflę. Pot, który zrosił jej skórę, zostawia smugi na idealnie wypolerowanym szkle. Pochylam się do przodu, a następnie przesuwam palcem po jej cipce.
– Podnieca cię to, że mi obciągasz – stwierdzam, wyczuwając wilgoć pomiędzy udami kobiety.
Wsadzam w nią jeden palec, a kciuk zahaczam o łechtaczkę. Jest tak podniecona, że zaczyna ujeżdżać moją dłoń. Zasysa mocno fiuta i przysięgam, że właśnie teraz bym doszedł, gdybym nie pomyślał o tych jebanych czekoladowych oczach. Chciałbym, żeby to ona obciągnęła mi tak mocno, że aż pękłyby mi jaja. A na koniec udusiłbym ją własnym kutasem za to, co mi zrobiła.
Dziwka swoimi jękami przywołuje mnie do rzeczywistości, więc dodaję drugi palec do jej dziurki. Trę mocno różowy pączek, wchodząc i wychodząc brutalnie palcami z jej pochwy.
I wtedy to się dzieje naprawdę. Przy kontuarze, gdzie barmani podają drinki, zauważam ją. Kiedy odwraca głowę i patrzy wprost w moją stronę, dochodzę z rykiem. Luna przyspiesza ruchy biodrami, by po chwili do mnie dołączyć. Spuszczam się do jej gardła, nie odrywając wzroku od tej, która musi mi za wszystko zapłacić. Brązowe tęczówki sprawiają wrażenie, jakby doskonale widziały to, co przed chwilą się zdarzyło. To niemożliwe. Jej ciało wyczuwa mnie na kilometr. Nieświadomie przygotowuje się na odparcie ataku.
Mój pracownik zwraca na siebie jej uwagę, a ja prostuję się, wyciągając fiuta z ust dziwki.
– Zbieraj się. Twoja zmiana nadal trwa – mówię do niej.
Zapinam spodnie, po czym kieruję się w stronę biurka. Siadam wygodnie w skórzanym fotelu i nalewam sobie wódki do szklaneczki. Skupiam swoje mroczne spojrzenie na dziewczynie stojącej przy barze.
– Może powtórka? – Luna obciąga spódnicę, a następnie rusza w moim kierunku, kusząco kręcąc biodrami. Nachyla się, kładzie mi dłonie na torsie i chce zbliżyć swoje wargi do moich ust.
– Nie całuję się. – Unoszę dłoń pomiędzy nasze twarze, dając jej do zrozumienia, żeby odpuściła.
Wiem, czego chcą takie jak ona. Dorwać mnie lub jednego z moich braci w swoje szpony i nosić się wyżej, niż srają. Po moim trupie. Kobiety nie są od tego, by im ufać i powierzać im swoje życie. Wychujają cię szybciej, niż się spodziewasz. Wszystko oczywiście w myśl złotej zasady: „To dla twojego dobra”.
– Daj znać, jak znajdziesz czas. – Puszcza do mnie oko, po czym przesuwa językiem po ustach, na których rozmazała się czerwona szminka.
Kurewsko odpychające. Czekam, aż ta wywłoka opuści mój gabinet, a następnie przykładam telefon do ucha.
– Szefie. – Widzę, jak barman odsuwa się od lady, zatykając drugie ucho palcem, aby lepiej mnie słyszeć.
– Co to za dziewczyna? – silę się na spokojny ton, chociaż w moim wnętrzu szaleje huragan. Przecież doskonale cię znam, cukiereczku.
– Właśnie z nią rozmawiam. Chciała wskoczyć na miejsce Poli. – Marszczę brwi, przypominając sobie twarz pracownicy. – Tej, która wpadła. – Barman tłumaczy mi zgrabnie, o kogo chodzi.
– Przyjmij ją.
– Tak bez niczego? – Zdumiony podnosi głowę w kierunku szyb, które oddzielają gabinet od klubu. Jej wzrok podąża w tę samą stronę.
– Rób, co ci każę. Nauczysz ją wszystkiego.
– Czyli mam zakończyć rekrutację na to stanowisko?
– Czego w zdaniu „przyjmij ją” nie zrozumiałeś? – Wstaję gniewnie z miejsca i rzucam szklanką o ścianę. Szkło rozsypuje się w drobny mak.
Tak samo rozsypie się ona, kiedy z nią skończę.
– Pojąłem, szefie.
Rozłączam się, ale nie mogę oderwać od niej spojrzenia. Tej nocy spała tak spokojnie. Z każdym oddechem jej piersi unosiły się wyżej, by przy wydechu opaść. Przypatrywałem się temu z chorą fascynacją. Jednak po chwili zaczęła coś majaczyć. Jej ciało stało się niespokojne, a ręce i wargi drżały. Po policzkach spłynęły łzy. Zupełnie jakby wyczuła, że jestem tuż obok.
Barman przekazuje informację, a ona kiwa entuzjastycznie głową. Wchodzi za ladę, by skierować się w stronę zaplecza.
Nigdy nie sądziłem, że wpadniesz w pułapkę, którą sama zastawiłaś.
Liliana
Nerwowo ruszam nogą, siedząc na stołku barowym. Nieco zmieszana rozglądam się po wnętrzu klubu. Urządzone jest bardzo surowo, z przewagą czarnego oraz szarego koloru. Niewielkie stoliki otaczają scenę, na której są trzy rury. Kobiety o idealnych ciałach prężą się na nich, prezentując swoje wdzięki. Ich skąpe stroje niemal nic nie zakrywają.
Serce podchodzi mi do gardła.
Najbardziej interesująca jest dla mnie jednak ściana ze szkła. Podczas rozmowy telefonicznej z szefem barman spojrzał dokładnie w jej stronę. Jakby ten człowiek znajdował się tuż za nią. Nie mogłam oderwać wzroku od niebywałej konstrukcji. Uspokajam oddech, by zacząć racjonalnie myśleć. Nie mogę oceniać ludzi tu pracujących, nie znając ich. Może są tak samo zdesperowani jak ja?
– Bierzemy cię. – Mężczyzna uderza dłonią w blat i chowa do kieszeni spodni telefon.
Podskakuję wystraszona, kładąc dłoń na sercu.
– Ju-już? – dukam oniemiała. Nie spodziewałam się, że pójdzie tak łatwo.
– Sam się zdziwiłem – mruczy pod nosem, a ja ledwo go słyszę przez szum panujący na sali.
– Czyli mam być tylko barmanką, tak jak rozmawialiśmy wcześniej?
– Tak, chociaż… – Drapie się niezdarnie po głowie. – Czasami trzeba będzie coś posprzątać lub wyjść do klientów.
– Co masz na myśli, mówiąc „wyjść do klientów”? – pytam ostrożnie, ponieważ w takim miejscu nigdy nic nie wiadomo.
– No, jeśli potrzebna będzie kelnerka, to robisz drinki i lecisz je zanieść. – Marszczy brwi, wpatrując się we mnie uważnie.
– Och, okej. Nie ma problemu. – Uśmiecham się z wyraźną ulgą, że to nie to, o czym myślałam.
– To wskakuj za ladę. Pokażę ci nasze zaplecze, a później przez chwilę przypatrzysz się, jak robię drinki i co z czym mieszam.
Bez ociągania się robię to, o co mnie prosi.
– Tak w ogóle to jestem Bartek. – Podaje mi dłoń, nieznacznie unosząc kącik ust.
Ten brunet wydaje się sympatyczny.
– Miło mi, Lilka. – Odwzajemniam gest, patrząc prosto w jego brązowe oczy.
– Bartek! Jeszcze raz to samo! Szybko! – Nieznajoma piękność przerywa naszą wymianę zdań, opierając się łokciami o ladę i mocno wypinając pośladki.
– Przepraszam cię, mamy dzisiaj urwanie głowy. – Mężczyzna drapie się po głowie. – Czy możesz wejść za te drzwi, zostawić swoje rzeczy w jednej z wolnych szafek i wrócić tutaj?
– Nie ma problemu – odpowiadam, po czym znikam mu z oczu.
Zaplecze jest ogromne. Po jednej stronie widzę lodówki z alkoholem, różne przekąski i ręczniki papierowe. Naprzeciwko mnie stoi opakowanie ze szklaneczkami. Nie chciałabym ich zbić. Po lewej, za niewielkich rozmiarów ścianką dzielącą pomieszczenie, dostrzegam szafki, o których wspominał Bartek. Podchodzę do jednej z nich, a następnie zostawiam w niej torebkę i kurtkę. Kiedy przekręcam kluczyk, by zamknąć schowek, obok mojej głowy pojawia się ręka – uderza w miejsce tuż nad moją dłonią. Serce zaczyna mi bić mocniej ze strachu. Kiedy się obracam, by stanąć twarzą w twarz z napastnikiem, moje ciało przeszywają dziwne dreszcze. Błękitne oczy mężczyzny świdrują mnie na wylot. Przeczesuje niedbale blond włosy i oblizuje się, gdy jego wzrok zatrzymuje się na moim biuście. Kiedy przechylam lekko głowę, na prawym uchu mężczyzny zauważam niewielki kolczyk. Jego szyję zdobi pokaźnych rozmiarów blizna.
– Oddychaj, maleńka. – Słowa są niczym szept, a on niemal dotyka ustami płatka mojego ucha.
Ciepło jego oddechu sprawia, że na moim ciele pojawia się gęsia skórka.
– Mógłbyś się odsunąć?
Cichutkie pytanie wisi w powietrzu przez kilka nieznośnie długich sekund, zanim odpowiada:
– Mógłbym, ale nie chcę.
Przymykam powieki, starając się uspokoić. Oddychaj, Lila.
Walczę, by powstrzymać atak paniki, a stojący przede mną blondyn wcale mi tego nie ułatwia. Chwyta w palce niesforny lok, który opadł mi na twarz, i zakłada mi go za ucho. W momencie, gdy opuszka jego palca sunie po mojej szyi, zaczyna brakować mi tchu.
– Proszę…
– Pytasz czy żądasz? – Parska, a ja nabieram odwagi, budząc się z tego letargu.
– Odsuń się! – Kładę dłonie na jego szerokiej klatce piersiowej i z całej siły go od siebie odpycham.
Stalowe mięśnie nawet nie drgną pod moim naciskiem. Mężczyzna śmieje się, ale robi to, czego tak bardzo pragnę od kilku minut.
– Odważna kocica się z ciebie zrobiła. – Przesuwa palcem po swoich wydatnych ustach, bacznie obserwując moją sylwetkę.
Niemal czuję ciepło rozchodzące się pod tym spojrzeniem od czubków palców po samą głowę. Co się ze mną dzieje?
– Myślę, że nie powinieneś mnie oceniać, skoro mnie nie znasz – fukam, kierując się w stronę drzwi, za którymi pracuje Bartek.
– A wiesz, co ja myślę? – pyta z tajemniczym tembrem, który sprawia, że przystaję w miejscu. – Że twoje ciało i umysł doskonale wyczuwają, z kim mają do czynienia. – Przesuwa dłońmi po moich nagich ramionach, gdy wciąż stoję odwrócona tyłem do niego. – Przeszłości nie zapomina się tak łatwo.
Marszczę brwi, próbując zrozumieć sens wypowiedzianych przez niego słów.
– Nie mamy żadnej wspólnej przeszłości – odpowiadam hardo, odwracając się gwałtownie w jego stronę.
– Nie zapominaj o rzeczach, które są dla ciebie niewygodne, bo niewiedza przysparza ogromnych kłopotów.
– Niebezpieczne są te twoje rady. – Zakładam ręce na piersi, ponieważ ta rozmowa zaczyna mnie irytować.
– Sama takie dajesz, więc nie rozumiem twojego oburzenia. – Nonszalancko opiera się o ściankę, która dzieli pomieszczenie.
– Jesteś szurnięty. – Kręcę głową, po czym sięgam ręką do drzwi. Nim zdążę chwycić za klamkę, te się otwierają.
– Jesteś tutaj?! – Bartek wpada do środka niczym huragan. Zawiesza wzrok na blondynie, z którym prowadziłam niedorzeczną rozmowę, a następnie otwiera szeroko oczy. – Przepraszam, szefie. Nie wiedziałem, że prowadzi pan rozmowę. Nie będę przeszkadzał – tłumaczy się szybko, po czym zostawia nas samych.
Zaraz, zaraz… Szefie?! Z rozdziawionymi ustami zwracam się w stronę mojego zadufanego w sobie rozmówcy. Posyła mi kpiący uśmieszek, a ja myślę, że właśnie straciłam pracę, zanim w ogóle zaczęłam.