- W empik go
Niebezpieczny dług - ebook
Niebezpieczny dług - ebook
Jasmine Bennet jako piętnastolatka była świadkiem śmierci swojej matki. To wydarzenie miało ogromny wpływ na jej życiowe wybory. Została policjantką i od dziesięciu lat próbuje znaleźć sprawców zabójstwa. Na razie jak dotąd bezskutecznie.
Pewnego dnia poznaje w klubie tajemniczego mężczyznę. Niestety nie ma pojęcia, że tylko dla niej to zdarzenie jest przypadkowe. Nieznajomy wzbudza w dziewczynie uczucia, jakich nigdy nie doświadczała. Za namową przyjaciółki postanawia dać porwać się chwili i zbliżyć się do tego faceta.
Ander Castellano, właściciel klubu, dobrze wie, kim jest Jasmine. Jej ojciec musi mu oddać pieniądze, a ponieważ Ander nie może ich od niego odzyskać, zainteresował się jego córką. Zamierza ją wykorzystać i w ten sposób odegrać się na swoim dłużniku.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8178-732-1 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
JASMINE
Dziesięć lat wcześniej…
– A pamiętasz, jak tato spadł z drzewa podczas ostatnich urodzin babci? – zapytałam z rozbawieniem mamę, która na samo wspomnienie tamtego dnia wybuchnęła śmiechem.
– Tak, doskonale pamiętam, jak przez kolejny tydzień przeklinał wujka Simona, że go podpuścił. Był na niego obrażony przez dobry miesiąc – dodała wesoło.
– I ten jego ogromny siniak na tyłku. Pamiętasz, jak za każdym razem narzekał, gdy chciał usiąść na krześle?
Obie głośno się zaśmiałyśmy, nie zwracając uwagi na mijanych na ulicy ludzi.
Wracałam z mamą do domu z naszego babskiego wyjścia. Świetnie się bawiłyśmy na zakupach w pobliskiej galerii handlowej. Jak zawsze po wyczerpującym wieczorze udałyśmy się do kina, aby obejrzeć jakieś wzruszające romansidło, po którym, jak to często bywało, wylądowałyśmy w knajpie u Boba, zajadając się frytkami i hamburgerami. Uwielbiałam te dni, kiedy mogłam spędzić z nią czas, pośmiać się i powspominać. Mama była dla mnie najlepszą przyjaciółką. Nie miałam przed nią żadnych sekretów, ponieważ wiedziałam, że zawsze mi pomoże i nigdy nie wyśmieje. Byłam ogromnie wdzięczna, że miałyśmy tak dobry kontakt. Cieszyłam się, mogąc poruszyć z nią każdy temat, nawet ten najbardziej wstydliwy. Czasami koleżanki były zdziwione, że spędzam piątkowy wieczór z mamusią, ale zbytnio się tym nie przejmowałam. W sumie to było mi ich strasznie żal, że nie miały takiego oparcia w swoich rodzicach, jakie ja miałam.
Mimo późnej pory na ulicach było sporo ludzi. Niektórzy z nich zapewne dopiero po zmroku rozpoczynali życie, jak na mieszkańców Los Angeles przystało. Miałyśmy to szczęście, że mieszkałyśmy w niewielkim domku na obrzeżach miasta, w innym wypadku chyba bym zwariowała od tego tłoku i wszechobecnego hałasu. Przemierzałyśmy przecznice, idąc pod ramię. Nie wstydziłam się okazywać publicznie swoich uczuć wobec mamy. Była wspaniałą kobietą i chciałam, żeby każdy wiedział, jak bardzo ją kocham.
– Tędy – powiedziała rodzicielka i skręciłyśmy w ciemną uliczkę.
Powolnymi krokami podążyłyśmy w stronę ciemnego zaułka. Do dziś pamiętam, jaka byłam wystraszona, idąc po raz pierwszy tą drogą, ale teraz stała się ona nieodzownym elementem naszej stałej trasy do domu. Dzięki temu skrótowi w domu byłyśmy nawet piętnaście minut szybciej, niż gdybyśmy udały się wzdłuż głównej ulicy.
W oddali słychać było śmiech, gwar nocnych rozmów i klaksony przejeżdżających samochodów, które zdawały się cichnąć z każdym kolejnym krokiem. Po chwili milczenia, które między nami zapadło, mama mocno przyciągnęła mnie do siebie ramieniem i przytuliła.
– Kiedy tylko pomyślę, że za chwilę wyjedziesz na studia i zostanę tu sama, to już za tobą tęsknię – powiedziała smutno.
– Mamo, daj spokój. Zanim w ogóle opuszczę to miasto, minie kilka dobrych lat. Przede mną jeszcze całe liceum – pocieszyłam ją. – Poza tym nie zostaniesz sama. Masz przecież męża, pamiętasz? – Zaśmiałam się. Czasami miałam wrażenie, że nie widziała świata poza mną, co cieszyło równie mocno, jak przerażało. – Tata także bardzo cię kocha. Nie zapominaj o tym – przypomniałam jej całkiem poważna.
Kiedy na nią popatrzyłam, uśmiechała się. Zawsze to robiła, ilekroć przypominaliśmy jej, że znaczy dla nas tyle samo, jeżeli nie więcej, co my dla niej. Razem tworzyliśmy wspaniałą rodzinę i nie zamieniłabym tego życia na żadne inne.
– Wiem, skarbie. Ja również was kocham – odparła, po czym złożyła ciepły pocałunek na mojej głowie. – Nie wiem, czym sobie zasłużyłam na tak cudownego męża i dzieci.
Na dźwięk usłyszanych z jej ust słów gwałtownie się zatrzymałam, a mama zrobiła to samo kilka kroków dalej, po czym spojrzała na mnie pytająco. Powoli przyswajałam to, co przed chwilą powiedziała. Rozważałam w głowie różne opcje, ale każda z nich wydawała się być mało realna. Niespodziewany natłok myśli sprawił, że serce zabiło dziesięć razy szybciej.
– Dzieci? – zapytałam ze zdenerwowaniem.
Nie miałam rodzeństwa, mimo że rodzice przez wiele lat starali się o jeszcze jednego potomka. Sądziłam, że już dawno się poddali, dlatego jej wypowiedź zbiła mnie z tropu.
Mama przez chwilę milczała i żałuję, że w ciemności nie mogłam dokładnie dostrzec wyrazu jej twarzy. Po chwili jednak głośno wypuściła wstrzymywane powietrze i ledwo zauważyłam uśmiech malujący się na jej ustach. Słabe światło ulicznej latarni rzucało delikatną poświatę na jej twarz.
– Tak, Jasmine – powiedziała krótko. Jej głos był cichy i pełen wzruszenia. Od razu wyczułam, że jest bliska łez. – Jestem w ciąży.
– Mamo, to wspaniale! – wykrzyczałam, a następnie rzuciłam się w jej ramiona. Mocno ją objęłam, a ona odpowiedziała mi tym samym. – Czy… czy tato wie? Mówiłaś mu?
Byłam cała w skowronkach. Tak bardzo się cieszyłam, że udało jej się zajść w ciążę po tak długim okresie starania. Byłam pewna, że szanse zaprzestania bycia jedynaczką już dawno odeszły w niepamięć, dlatego ta wiadomość niezmiernie mnie zaskoczyła. Przez całe moje piętnastoletnie życie chciałam mieć rodzeństwo. Gdy byłam młodsza, wściekałam się na rodziców, że nie chcieli mieć więcej dzieci, podczas gdy oni uparcie się o nie starali. Nie rozumiałam wtedy, że to nie jest takie proste, jak mi się wydawało. Sądziłam, że to po prostu ich głupi kaprys i często się o to z nimi kłóciłam. Dopiero gdy trochę podrosłam, mama powiedziała mi, że choruje na zespół policystycznych jajników, przez co ma problemy z zajściem i utrzymaniem ciąży. Wyjaśniła mi wtedy, że to, iż mnie urodziła, jest cudem. Zawsze powtarzała, że jestem jej małym wielkim cudem.
– Nie, jeszcze nie wie. Dopiero dziś się dowiedziałam i miałam zamiar wam powiedzieć po niedzielnym obiedzie. – Brzmiała na niesamowicie szczęśliwą. – Proszę, czy to może być nasz mały sekret? Tylko przez kilka następnych dni. – Spojrzała na mnie błagalnie.
Pewnego razu przyrzekliśmy sobie, że jako rodzina nie będziemy mieć przed sobą żadnych tajemnic. Chcieliśmy być ze sobą szczerzy bez względu na konsekwencje. Mimo to się zgodziłam, bo chciałam, żeby tata miał niespodziankę i byłam pewna, że nie będzie miał nam tego za złe.
Wiedziałam, że to dla niej ważne, bo mama była perfekcjonistką. Samantha Bennet zawsze musiała mieć na wszystko plan. Uwielbiała organizować przyjęcia i szykować niespodzianki, a ta akurat na pewno spodoba się całej rodzinie. Wszyscy bliscy kibicowali rodzicom i nigdy nie zwątpili, że kiedyś uda im się jeszcze bardziej powiększyć rodzinę. No i proszę, marzenie wreszcie się ziściło.
– Oczywiście – zgodziłam się i ponownie ją przytuliłam.
– Zaprosimy babcię Theresę i wujka Simona z Monicą. – Ruszyłyśmy do domu, a mama z entuzjazmem zaczęła planować niedzielne spotkanie. – Uwierzysz, że oni jeszcze są razem? To musi być coś poważnego. Może przy niej Simon się wreszcie ustatkuje.
Wujek Simon to starszy brat taty. Mimo że był już po czterdziestce, do tej pory nie znalazł miłości swojego życia. Tata mówił, że to dlatego, iż wcześnie musiał dorosnąć i zająć się nim, gdy ich rodzice zmarli. Jednak ani razu nie słyszałam, by miał za złe mojemu ojcu to, że musiał się nim opiekować. Zawsze był pogodnym i zabawnym człowiekiem, na widok którego uśmiech sam pojawiał się na twarzy.
– Widocznie lubi życie singla. Kiedyś musi się przecież wyszaleć.
– Zgadzam się, ale miał na to już kilkanaście lat, odkąd z twoim ojcem zamieszkaliśmy razem – przypomniała mama, po czym niemal niedosłyszalnie się zaśmiała. – Życie ucieka między palcami i nawet człowiek nie wie kiedy. Spójrz na siebie, dopiero co zmieniałam ci pieluchy, a zaraz zaczniesz sprowadzać do domu chłopców. – Posmutniała na tę myśl.
Zatrzymałam się i stanęłam do niej przodem. Chwyciłam ją za ramiona, spojrzałam prosto w oczy i powiedziałam szczerze:
– Nie mogę ci obiecać, że tak nie będzie, bo pewnie za jakiś czas tak się właśnie stanie – przerwałam na chwilę – ale mogę ci obiecać, że zawsze będziesz dla mnie najważniejszą osobą w życiu. Razem z tatą. I nigdy o tym nie zapomnę. – Wyciągnęła prawą rękę i kciukiem potarła mój policzek. Chwyciłam jej dłoń, zbliżyłam do ust i pocałowałam jej grzbiet.
Dostrzegłam jej zaszklone od łez oczy i widziałam, że z trudem powstrzymywała się od płaczu. Mama bardzo często się wzruszała. Była wdzięczna światu za każdy cud, który stanął na jej drodze. Jednym z nich był mój ojciec. Później ja. A teraz kolejne maleństwo, które nosiła pod sercem.
– Czym sobie zasłużyłam na tak mądre dziecko? – zaśmiała się przez łzy.
– No nie wiem, mamo. – Uśmiechnęłam się, jednocześnie wzruszając ramionami.
– Wracajmy do domu. – Wyciągnęła do mnie rękę i zrobiła krok do przodu. – Tata pewnie odchodzi od zmys…
Głośny strzał przerwał słowa mamy, a ja ze strachu gwałtownie zacisnęłam powieki. W mojej głowie echem odbijał się ogłuszający huk, przez co miałam wrażenie, jakby świat się zatrzymał. Nie rozumiałam, co się stało. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że dłoń mamy powoli wyślizgiwała się z mojej. Spanikowana rozejrzałam się dookoła, szukając odpowiedzi na dziesiątki pytań, które w mgnieniu oka zaatakowały mój umysł. Mama z głuchym odgłosem upadła na betonowy chodnik. Jej szkliste od łez oczy przysłoniły ciężko opadające powieki. Spojrzałam na leżące bezwładnie na ziemi ciało, ale nadal nie potrafiłam niczego pojąć. Byłam w tak wielkim szoku, że odgłosy ulicy dochodziły do mnie jak zza szyby. Słyszałam tylko gwałtowne bicie swojego serca i to, jak z zawrotną prędkością pompuje krew. Szumiało mi w uszach, a oddech stał się urywany i dopiero po chwili dotarło do mnie, co się naprawdę stało.
Padłam na kolana i z całej siły przyciągnęłam zakrwawione ciało do siebie. Ściskałam je tak bardzo, aż rozbolały mnie ręce. Nie miałam pojęcia, co robić. Chwyciłam mamę za ramiona i mocno potrząsnęłam.
– Mamo! Mamo! – krzyczałam. – Mamo, ocknij się! Słyszysz mnie?! Pomocy!
Nie doczekałam się żadnej reakcji z jej strony. Miałam wrażenie, że jej oddech słabł z każdą sekundą, dlatego nerwowo rozejrzałam się po okolicy w poszukiwaniu jakiejkolwiek pomocy, ale w tej mrocznej uliczce nie było żywej duszy. Serce podeszło mi do gardła, gdy zrozumiałam, że jeśli czegoś nie zrobię, stracę ją. Trzęsącymi się dłońmi sprawdziłam puls, tak jak mnie uczono, ale niczego nie wyczułam. Pomyślałam, że na pewno coś źle robię. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogła umrzeć. Nie mogłam na to pozwolić. Szybko zaczęłam uciskać jej klatkę piersiową, wykonałam kilka wdechów i ponownie uciskałam. Ręce zaczęły mi przerażająco drżeć, ale nie miałam pewności, czy było to wskutek nerwów, czy może wysiłku. Każdy kolejny ucisk pozbawiał mnie sił, lecz nie mogłam się poddać. Kiedy mama nie odzyskiwała przytomności, emocje wzięły górę i głośno się rozpłakałam. Byłam na siebie wściekła, bo nie potrafiłam w żaden sposób jej pomóc. Dopadły mnie rozpacz, bezsilność i niewyobrażalny strach. Nie wiedziałam, ile czasu spędziłam, reanimując ją, ale miałam wrażenie, jakby minęła wieczność. Niestety, moje działania okazały się bezskuteczne, ale nie byłam w stanie się z tym pogodzić. Byłam gotowa ratować ją do utraty tchu, gdyby nie fakt, że reanimacja była cholernie wyczerpująca.
Nie mogłam złapać tchu, raz po raz zanosząc się rozpaczliwym szlochem. Modliłam się w duchu, żeby ktoś wreszcie obudził mnie z tego koszmaru. Dławiłam się własnymi łzami na widok ukochanej mamy, która nie reagowała na moje błagania. Wyobrażenie życia bez jej wspaniałej osoby pozbawione było najmniejszego sensu. Kolejny raz z ogromnym bólem przyjrzałam się ciału, z którego uszło życie. Gdy dostrzegłam dziurę po lewej stronie jej klatki piersiowej, poczułam, jakby ktoś nagle odciął mi całkowicie dopływ powietrza.
Ostatnim, co zapamiętałam z tamtego wieczoru, jest mój pełen rozpaczy krzyk.ROZDZIAŁ PIERWSZY
JASMINE
Teraźniejszość…
To był cholernie ciężki dzień. Nie, tydzień albo i nawet rok. Wracałam czarnym fordem do domu po ciężkim dniu w pracy. Ostatnio byłam zawalona robotą, przez co nie miałam czasu porządnie się wyspać. Dnie i noce spędzałam nad notatkami, próbując rozwikłać sprawę niedającą mi od jakiegoś czasu spokoju. Na ulicach Los Angeles zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Ludzie, którzy na co dzień byli przykładnymi obywatelami, co niedzielę uczęszczali do kościoła, nie mieli nałogów, a rodzinę traktowali jak rzecz świętą, nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zmieniali się o sto osiemdziesiąt stopni. W mgnieniu oka popadali w konflikt z prawem, zaczynali kraść i kłamać. Podczas przesłuchań zauważyłam, że byli zastraszeni do tego stopnia, że zrobiliby wszystko, aby trafić za kratki. Ktoś musiał za tym stać, bo nie wierzyłam, że tak niewinni ludzie z dnia na dzień mogli stać się przestępcami. Przestępcami, którzy zrobią wszystko, aby ich zamknąć. Coś mi tu cholernie śmierdziało.
W takich chwilach jak ta zastanawiałam się po cholerę wybrałam taki zawód. Gdy pomyślę, że mogłabym siedzieć za biurkiem przez pięć dni w tygodniu i pracować tylko w wyznaczonych godzinach, zaczynałam żałować, że podążyłam tą drogą. Wszystko jednak zawsze wracało na swoje tory, gdy sobie przypomniałam, dlaczego znalazłam się w tym miejscu. To trauma po śmierci ukochanej mamy przyczyniła się do tego, gdzie i kim teraz jestem. Wierzyłam, że postąpiłam słusznie.
Praca w służbach mundurowych pochłania ogrom czasu i wymaga nie lada poświęcenia, ale wydział zabójstw to dopiero rollercoaster. Ile to już razy budzono mnie w środku nocy, że natychmiast muszę stawić się na miejscu zbrodni. Musiałam być w gotowości dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nigdy nie mogłam być pewna co do tego, że uda mi się przespać całą noc. Tym razem jednak miało być inaczej. Przede mną otworem stał długo wyczekiwany dwutygodniowy urlop. Postanowiłam sobie, że porządnie odpocznę, zregeneruję ciało i umysł, by wrócić na służbę z nową energią. W głębi duszy i tak wiedziałam, że nie wytrzymam tyle czasu bez pracy i z pewnością któregoś dnia się złamię, siadając do policyjnych notatek.
Zaparkowałam samochód na podjeździe, wysiadłam z auta i wzięłam z bagażnika torby z zakupami, które zrobiłam po drodze. Planowałam ugotować obiad, by tata miał ciepły posiłek po powrocie z pracy.
Mój ojciec, Derek, miał własne biuro architektoniczne. Tworzył przeróżne projekty, począwszy od zwykłych domów jednorodzinnych, po wielomilionowe inwestycje. Najważniejsze było, że kochał to, co robił. Zupełnie tak, jak ja. Byłam pewna, że to właśnie po nim odziedziczyłam potrzebę poświęcania się pracy stuprocentowo, bo oboje większość czasu spędzaliśmy poza domem. Nierzadko bywało tak, że tylko mijaliśmy się w drzwiach naszego domu, gdy on wracał z biura, a ja dopiero ruszałam na służbę. Często widywaliśmy się zaledwie kilka minut tygodniowo, co może wydawać się dziwne, skoro razem mieszkaliśmy.
Zatrzasnęłam klapę bagażnika i ruszyłam w kierunku głównego wejścia. Położyłam zakupy na ziemi, aby poszukać w torebce kluczy. Wyjęłam cały ich pęk i włożyłam odpowiedni z nich do zamka, ale niestety nie udało mi się go przekręcić. Zmarszczyłam brwi zdezorientowana i nacisnęłam klamkę. Drzwi były otwarte.
Czyżby ojciec zapomniał je zamknąć? Nigdy dotąd mu się to nie zdarzyło, więc pomyślałam, że pewnie wcześniej wrócił, aby popracować w domu, jednak zboczenie zawodowe nie pozwoliło mi stracić czujności. Niepewnie uchyliłam dębowe drzwi i powoli przeszłam przez próg. Siatki z zakupami postawiłam obok szafki na buty, a klucze wrzuciłam z powrotem do torebki.
Na palcach przeszłam przez hol w kierunku domowego gabinetu taty, w którym zazwyczaj przebywał, ale zatrzymałam się na dźwięk rozmów w salonie. Przyczaiłam się za ścianą przylegającą do pomieszczenia. Wiedziałam, że niegrzecznie jest podsłuchiwać, ale zdenerwowanie w głosie mojego ojca mówiło mi, że coś było nie tak. Nie mogłam postąpić inaczej.
– Proszę, możemy porozmawiać gdzie indziej? Mieszkam w naprawdę spokojnej okolicy i nie chciałbym, żeby któryś z sąsiadów się zaniepokoił – tłumaczył nerwowo. – Albo powiadomił policję.
– Lepiej dla ciebie, żeby tego nie zrobili – wysyczał mężczyzna.
Wychyliłam się nieznacznie zza ściany i dostrzegłam trzech napakowanych facetów stojących wokół mojego ojca, który siedział w fotelu w rogu salonu. Nagły przypływ adrenaliny sprawił, że byłam gotowa tam wyskoczyć i postraszyć ich odznaką, ale po chwili dostrzegłam broń ukrytą za paskiem u każdego z mężczyzn. Szybko sprawdziłam swoją kaburę i na szczęście znajdowała się na swoim miejscu. Ukryta pod długim czarnym kardiganem nie od razu rzucała się w oczy. Zawsze nosiłam ją przy sobie, nawet po służbie, bo dzięki niej czułam się pewniej i bezpieczniej. Najchętniej przerwałabym to dziwne spotkanie, ale wiedziałam, że jeśli teraz wyskoczę na tych mężczyzn z bronią, oni nie zawahają się użyć swojej. Musiałam zachować zimną krew, bo sama miałam niewielkie szanse na obezwładnienie ich postawnej trójki. Poza tym nie mogłam ryzykować życiem i zdrowiem ojca.
– Czego chcecie? Myślałem, że sprawy między nami zostały już dawno załatwione. – Głos taty był bliski załamania. Czułam, że był wystraszony.
– Cóż, źle myślałeś. – Zaśmiał się facet pośrodku. – Nowy szef, nowe zasady. Chce zamknąć stare sprawy. Chce się rozliczyć.
– Przecież już dawno to zrobiliśmy! – wykrzyczał ze zdenerwowaniem ojciec i gwałtownie wstał. – Nie pamiętasz? – zapytał z wyrzutem.
O czym oni, do cholery, rozmawiali? Wyglądało na to, że tata musiał ich znać i nie pierwszy raz się z nimi spotkał. Musieli mieć jakieś wspólne interesy, tylko jakie? Co ojciec mógłby mieć wspólnego z takimi ludźmi? Sama nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć, bo ci mężczyźni nie pozostawili po sobie zbyt przyjemnego wrażenia. Wątpiłam, by ich relacje z moim ojcem znajdowały się na szczeblu koleżeńskim.
– Doskonale pamiętam – odparł jeden z nich ze złośliwą satysfakcją. – Ale szef twierdzi, że to nie wystarcza.
– Nie mam tyle – odparł pokonany.
Czyżby chodziło o pieniądze?
– Na pewno coś wymyślisz. Nie chcesz przecież powtórki z rozrywki, prawda?
– Pierdol się – wysyczał mój ojciec.
W tym samym momencie, w którym ostatnie słowo opuściło jego usta, wparowałam do pomieszczenia, a wszystkie pary oczu nagle spoczęły na mojej drobnej osobie. Pewnym krokiem podeszłam bliżej ojca, a mężczyźni w tym czasie zaczęli się wycofywać i powoli ruszyli w stronę wyjścia. Stanęłam obok niego i przyjęłam obronną postawę.
– Wszystko w porządku, tato? Co się dzieje? – zapytałam zaniepokojona i rozejrzałam się wokół.
– Kochanie, co ty tutaj robisz?
Ojciec brzmiał na zaniepokojonego. Przerażenie, jakie usłyszałam w jego głosie, wystraszyło mnie do szpiku kości. Pocieszająco objęłam go ramieniem, na co on cały się spiął. Czułam się coraz bardziej niespokojna.
– Masz piękną córkę, Bennet – rzucił jeden z facetów. – Uważaj, żeby żaden dupek nie złamał jej kruchego serduszka. Pewnie jest warte fortunę. – Puścił mu oczko zanim zniknął za ścianą.
Spojrzałam pytająco na ojca i zauważyłam, jak mocno zaciskał szczęki. Niczego nie rozumiałam z ich dziwnej wymiany zdań, ale byłam przekonana, że wpadł w kłopoty. W chwili, gdy usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwiami, opadł na stojący tuż za nim fotel. Spuścił wzrok na podłogę i przeczesał palcami lekko posiwiałe włosy.
– Kim byli ci ludzie? Czego od ciebie chcieli? Skrzywdzili cię? – Przykucnęłam obok niego i zaczęłam bombardować go pytaniami.
Niestety nie doczekałam się żadnej odpowiedzi z jego strony, bo wstał pospiesznie i ruszył w kierunku kuchni.
– Tato! – krzyknęłam, kiedy mnie zignorował, po czym szybko za nim podążyłam.
Oparłam się o futrynę ze skrzyżowanymi na piersi rękami i obserwowałam, co robił. Wyjął z jednej szafki szklankę, a z drugiej whisky. Rozchyliłam wargi, byłam w szoku. Nie mogłam uwierzyć w to, co widziały moje oczy. Ojciec napełnił szkło brązowym trunkiem i wlał sobie całą zawartość prosto do gardła. Jego zachowanie zapaliło w mojej głowie czerwoną lampkę. Tata nie miał ani grama alkoholu w ustach od dnia, w którym zmarła mama. Przez lata pluł sobie w brodę, że tego felernego wieczoru wypił o jednego drinka za dużo, przez co o tragedii dowiedział się dopiero po kilku godzinach. Nie potrafił sobie wybaczyć, że musiałam sama zmierzyć się z tym okropnym zdarzeniem. Za każdym razem powtarzałam mu, że to by niczego nie zmieniło, ale nie chciał mnie słuchać. Wyrzucał sobie, że nie było go przy mnie, kiedy go najbardziej potrzebowałam.
– Tato, naprawdę?! – zapytałam z wyrzutem, gdy po raz kolejny napełnił szklankę.
Powtórzył tę czynność jeszcze dwukrotnie, a następnie oparł się o wyspę kuchenną i pogrążył w myślach. Nadal mnie ignorował, przez co coraz bardziej zaczynałam się martwić.
Podeszłam do niego i przystanęłam tuż obok. Delikatnie potarłam dłonią jego ramię i popatrzyłam na zamyśloną twarz. Nie wyrażała żadnych emocji, co odrobinę mnie przeraziło, bo odkąd pamiętałam, tata był bardzo empatycznym i uczuciowym człowiekiem.
– Tato… – przeciągnęłam. Starałam się brzmieć spokojnie. – Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć, prawda?
Widziałam, jak jego wzrok błądził po kuchennych szafkach, ale nie miałam pojęcia, o czym myślał. Chciałabym wiedzieć, co chodziło mu po głowie, bo być może wtedy byłabym w stanie mu pomóc. Byłam przekonana, że miał jakiś poważny problem, ale rozważał, czy powiedzenie mi o nim cokolwiek by zmieniło.
– Nie przejmuj się staruszkiem. – Posłał mi słaby uśmiech. – Wszystko jest w porządku, naprawdę.
Miałam wrażenie, że tymi słowami próbował przekonać bardziej samego siebie niż mnie. Wiedziałam, że kłamał, bo wypowiadając te słowa, nawet na mnie nie spojrzał. Przez te wszystkie lata udało mi się poznać ojca na tyle, że potrafiłam rozgryźć go w prawie każdej sytuacji.
– Jak mam się nie przejmować? – zapytałam ledwo słyszalnym głosem. – Jakieś podejrzane typki kręcą się po naszym domu, a w dodatku cię zastraszają. Po wszystkim chodzisz roztrzęsiony, sięgasz po alkohol, ale mówisz mi, że jest w porządku. Naprawdę uważasz, że nie mam czym się przejmować? – Patrzyłam na niego przez kilka sekund w nadziei, że doczekam się odpowiedzi, lecz nadal pozostawał cicho. – Poważnie zastanawiam się nad zgłoszeniem tej sprawy.
Założyłam ręce na piersi, chcąc podkreślić powagę wypowiedzianych słów.
– Nie, naprawdę nie ma takiej potrzeby – odparł szybko. – Obiecuję, że więcej ich nie zobaczysz.
Nie uwierzyłam w ani jedno jego słowo, ale nie chciałam go już dłużej męczyć, bo widziałam, jak bardzo był przejęty i wystraszony. Postanowiłam dać mu czas na poukładanie sobie wszystkiego w głowie, ale nie było mowy, że zapomnę o całej sprawie.
– Martwię się o ciebie. Tylko ty mi zostałeś – wyznałam przez zaciśnięte gardło.
– Moja kochana córeczka. – Obrócił się twarzą do mnie. – Jesteś tak samo wspaniała jak twoja matka.
W jego oczach zobaczyłam łzy, ale szybko się do mnie przytulił, bym ich nie dostrzegła. Przede mną zgrywał na pozór silnego faceta, którego niewiele jest w stanie poruszyć, ale w głębi duszy wiedziałam, jak bardzo wrażliwym i czułym był człowiekiem. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że tym sposobem chciał szybko zmienić temat i odsunąć tę rozmowę jak najdalej w czasie. Nie miałam więc serca zmuszać go do rozmowy, której w tej chwili nie miał ochoty odbyć.
– Wiem, co robisz – szepnęłam, a on westchnął, gdy dotarło do niego, że już go rozgryzłam. – Ale dobrze, nie musimy teraz o tym rozmawiać. Tylko obiecaj mi, że do tego wrócimy.
Odsunęłam się od niego i zmusiłam, by spojrzał mi w oczy. Uniosłam pytająco brwi, więc odparł:
– Dobrze, obiecuję, że o tym porozmawiamy.
– Okej. Zrobię nam coś do jedzenia. Na co masz ochotę?
– Cokolwiek przygotujesz, zjem ze smakiem – odrzekł z wymuszonym uśmiechem, a następnie zbliżył się do mnie i cmoknął w czoło. – Idę trochę popracować. Poradzisz sobie?
Chciał pobyć sam, bo bał się mojego przeszywającego wzroku. Wiedział, że prędzej czy później by się poddał i o wszystkim mi powiedział. Kiedyś śmiał się, że zostałam stworzona do pracy w policji, bo już od najmłodszych lat zawsze ulegał mojemu spojrzeniu i za każdym razem robił wszystko, o co bym go nie poprosiła.
– Tak, dam radę.
Rzucił mi kolejny nienaturalny uśmiech i zniknął za drzwiami swojego gabinetu, dlatego szybko wzięłam się za gotowanie.
Przyrządziłam nam ryż z kurczakiem curry z warzywami. Ojciec nadal milczał, ja też nie odezwałam się ani słowem. Nie chciałam na niego za bardzo naciskać, a on pewnie bał się, że zacznę go przesłuchiwać.
– Dziękuję. Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz – powiedział wdzięczny i otarł usta serwetką.
Nie byłam pewna, czy to zdanie dotyczyło jedzenia, czy może tego, że milczałam. Ciężko było mi to rozgryźć, ale postanowiłam nie wnikać.
– Cieszę się, że ci smakowało. – Wzięłam łyk soku pomarańczowego. – Masz jakieś plany na wieczór?
– Chyba się wcześniej położę. – Unikał mnie jak ognia. – Ostatnio trochę za dużo pracowałem i mój kręgosłup domaga się odpoczynku. – Przeciągnął się na krześle, a ja usłyszałam, jak kilka kości w jego ciele strzeliło. – A ty?
– A ja… – Pomyślałam przez chwilę. – Chyba zadzwonię do Kim. W zeszły weekend próbowała wyciągnąć mnie na miasto, ale miałam nocną zmianę. Może dzisiaj uda nam się spotkać, skoro przede mną sporo wolnego.
Kimberly była moją przyjaciółką jeszcze od czasów liceum. Świetnie się dogadywałyśmy i naprawdę wiele jej zawdzięczałam. Bardzo pomogła mi po śmierci mamy. To dzięki niej nie popadłam w paranoję i nie zwariowałam. To ona przekonała mnie do pójścia na terapię u psychologa i towarzyszyła mi na każdej wizycie, pocieszająco trzymając za rękę. Początkowo rozmowa o mamie z zupełnie obcym człowiekiem była dla mnie cholernie bolesna, ale z czasem temat jej śmierci stał się dla mnie znośny. Czasami bałam się pomyśleć, kim teraz bym była, gdyby nie Kim. Do dziś przyjaciółka bardzo mnie wspierała mimo rzadszych spotkań.
– Świetny pomysł. W końcu jest piątek, a ty z każdym dniem jesteś coraz starsza. Korzystaj, póki możesz – dodał z rozbawieniem.
Wstałam, żeby posprzątać po obiedzie, a tata ruszył w ślad za mną.
– Hej, wcale nie jestem taka stara. – Szturchnęłam go w ramię, chcąc nieco rozładować atmosferę między nami. – Mam dopiero dwadzieścia pięć lat, jeszcze całe życie przede mną.
Żałuję, że w tamtej chwili nie ugryzłam się w język. Na dźwięk moich słów ojciec zamarł w bezruchu z talerzem w jednej dłoni i szklanką po soku w drugiej. To zdanie było swego rodzaju mottem mamy i bardzo często je powtarzała. Nikt się nie spodziewał, że zginie tak młodo. Miała zaledwie trzydzieści cztery lata.
– Przepraszam – odparłam skruszona.
Ojca nadal bardzo bolało to, że mama tak szybko odeszła. Mnie również było z tym ciężko, lecz tata od dzieciństwa nie miał w życiu łatwo. Nie dość, że w młodości stracił rodziców, to potem jeszcze żonę wraz z nienarodzonym dzieckiem. Wiele razy mi powtarzał, że chyba nie jest mu przeznaczone wieczne szczęście, za co za każdym razem go upominałam.
– Nie musisz przepraszać. – Wrócił do układania naczyń w zmywarce. – Po prostu… Wszystko mi o niej przypomina. Wiem, że minęło dziesięć lat, ale czuję, jakby nie było jej z nami zaledwie od kilku dni. Chwilami, gdy za bardzo pogrążę się w myślach, czekam na nią w salonie, aż wróci z tej swojej jogi. – Oboje zaśmialiśmy się na wspomnienie mamy, która przez jakiś czas miała bzika na punkcie medytacji i kazała nam się wyciszać dla zdrowia duchowego. – Poza tym z każdym kolejnym dniem stajesz się do niej taka podobna – dodał i popatrzył na mnie z rozmarzeniem, a łzy wzruszenia wypełniły jego oczy. – Wtedy czuję, jakby nadal tu była. Dała mi ciebie i jestem za to ogromnie wdzięczny. Staram się o tym pamiętać.
Przytuliłam go mocno i pozwoliłam sobie na chwilę milczenia. Wykorzystałam ten moment, żeby pomyśleć o mamie. Wierzyłam, że wraz z nienarodzonym maleństwem czuwają nad nami. Wierzyłam, że są naszymi aniołami stróżami.
W momencie, kiedy dotarło do mnie, że mojemu bratu lub siostrze nie było dane poznać własnych rodziców, zalała mnie fala złości. Z całej siły zacisnęłam palce, przez co pobielały mi knykcie. Ogromna burza nienawiści rozpętała się w moim sercu, jednocześnie przyprawiając je o szybsze bicie.
Gniew i adrenalina zaczęły krążyć w moich żyłach, co pobudziło mnie do działania. Wierzyłam, że uda mi się złapać tego, który strzelił wtedy do mamy. Dokładnie wiedziałam, co z nim zrobię, kiedy tylko dostanę go w swoje ręce.
Przez prawie dziesięć lat policja nie mogła namierzyć mordercy, który nie tylko odebrał bliską mi osobę, ale i ostatnie pokłady niewinności, które jej zawdzięczałam.
Zabijając ją, zabił i mnie.
Ale teraz to ja go dorwę.
I zabiję.
Z zimną krwią.ROZDZIAŁ DRUGI
ANDER
– Powtórzę się po raz ostatni. Za dwa tygodnie chcę widzieć na moim biurku dwadzieścia tysięcy – zagroziłem facetowi, który cztery lata wcześniej zapożyczył się u mojego ojca i do tej pory nie spłacił całej sumy.
Naprawdę ze wszystkich sił starałem się nad sobą panować, ale moja cierpliwość powoli się kończyła. Nie miałem zamiaru darować mu tej kasy. Ani jemu, ani żadnemu z dłużników.
Ojciec przez lata budował swoje małe imperium, aż w końcu jego kasyno stało się jednym z największych i najbardziej dochodowych w całym stanie. Po cichu wszyscy nazywali je drugim Las Vegas, z czym trudno było się nie zgodzić. Joshua Castellano doskonale wiedział, na czym i jak zarobić kupę forsy. Śmiać mi się chciało z ludzi, którzy przekraczając próg tego miejsca, myśleli, że przyszli się tylko rozerwać. Albo, co śmieszniejsze, zarobić trochę siania. Nic bardziej mylnego. Zdesperowani, za każdym pierdolonym razem, chcieli się odegrać i nim zdążyli się obejrzeć, ich konta były wyczyszczone do zera. Z rozpaczy gotowi byli podjąć każdy nawet najbardziej idiotyczny krok, dlatego dokładnie w tym momencie pojawiał się mój ojciec. Niczym dobry przyjaciel oferował szybką pożyczkę, pozwalał wygrać kilka pierwszych rozdań, aby jeszcze bardziej nakręcić tych naiwniaków, po czym nieszczęśliwcy znowu przegrywali. Chcąc nie chcąc, wracali do domu z pustym portfelem, nie dość, że oskubani z całego domowego budżetu, to w dodatku z potężnym zadłużeniem na następne kilkanaście lat.
Czy było mi ich szkoda? Ani trochę.
Nikt siłą nie zmuszał tych ludzi do odwiedzenia naszego kasyna. Nikt nie kazał im grać, a tym bardziej brać pożyczki. To były wyłącznie ich własne głupie decyzje, które miały przykre konsekwencje.
– A ja ci powtarzam, że twój stary darował mi tę kasę – wysyczał Jones, tym samym sprowadzając mnie na ziemię z głębokiego zamyślenia.
Ten facet wkurwiał mnie coraz bardziej. Wydawało się, że nie rozumiał wypowiadanych przeze mnie słów i chyba nie do końca zdawał sobie sprawę, z kim, do kurwy nędzy, rozmawiał.
– Po pierwsze, kolego, nie jesteśmy na ty. – Podszedłem do siedzącego na krześle Jonesa i mocno chwyciłem go za szczękę. Starał się zachować spokój, ale nie umknęło mojej uwadze, że wzdrygnął się w odpowiedzi na ten mocny chwyt. – Dwa, za brak szacunku względem mojego ojca, i mnie przy okazji, zasłużyłeś sobie na konkretny wpierdol – wycedziłem tuż przy jego wyrażającej pewność siebie twarzy. – I trzy, w dupie mam to, że mój ojciec ci odpuścił. Teraz ja tutaj rządzę, więc nie obchodzi mnie, jakie miałeś z nim układy. Nie spłaciłeś całej pożyczki, a ja chcę te pieniądze, bo są, kurwa, moje.
Z całej siły ścisnąłem jego szczękę, przez co mężczyzna nieznacznie się skrzywił, a następnie rzuciłem mu jedno ze swoich morderczych spojrzeń. Odepchnąłem jego paskudną gębę na bok, po czym odwróciłem się do wyjścia.
– Czternaście dni, Jones – rzuciłem przez ramię. Wiedziałem, że to, co zaraz powiem, rozpali go do czerwoności. – Albo znajdziemy inny sposób, żeby ściągnąć z ciebie tę kasę. Twoja żona na pewno z wielką przyjemnością spłaci część długu. Ma całkiem niezłą dupę i fajnie by było wykorzystać ten tyłek do celów innych, niż matka natura go stworzyła. – Zaśmiałem się szyderczo.
Brian rzucił się na mnie rozwścieczony, ale dwóch moich ludzi szybko poskromiło jego nagły wybuch. Przyparli go do muru starego magazynu znajdującego się na obrzeżach miasta. Trzymałem tutaj rzeczy niezbędne do prowadzenia kilku firm, ale ta miejscówka również świetnie sprawdzała się do rozmów, które nie zawsze miały tak szczęśliwy finał, jak dzisiaj.
– Wiecie, co macie robić – rzuciłem do moich ludzi i wyszedłem przez ciężkie, metalowe drzwi. Miałem pewność, że zajmą się nim na tyle skutecznie, że facet już jutro zwróci mi kasę z niezłą nawiązką, a przy okazji nie piśnie ani słówka. Mieliśmy swoje sposoby, dzięki którym mogłem spać spokojnie. Nie musiałem też przejmować się psami, bo wszędzie miałem wtyki. Zawsze dostawałem to, czego chciałem.
Ruszyłem wzdłuż nieoświetlonego pomieszczenia. Towarzyszył mi Connor – najlepszy przyjaciel i moja prawa ręka w jednym. Przez ostatnie dwadzieścia lat poznał mnie na wylot, dlatego na co dzień pomagał mi w rozwiązywaniu tego typu spraw. Załatwiał za mnie także część papierkowej roboty, bo sam chyba nie dałbym rady ogarnąć tylu interesów na raz. Ufałem mu bezgranicznie i nie wyobrażałem sobie zatrudnić na jego miejsce zupełnie obcej osoby.
– Jones może i cwaniakuje, ale to tak naprawdę jeden wielki pantofel. Myślisz, że dlaczego zapożyczył się u twojego ojca? – zapytał przyjaciel, gdy znaleźliśmy się na zewnątrz. Podszedłem do stojącego nieopodal samochodu i zatrzymałem się przed nim, wkładając obie ręce do kieszeni spodni. – Żona urwałaby mu jaja i ugotowała z nich rosół, gdyby się dowiedziała, że jej własny mąż przejebał wszystkie ich oszczędności dla chwili rozrywki.
Skinąłem głową w odpowiedzi.
– Informuj mnie na bieżąco. Nie daruję mu tej kasy i odzyskam ją, choćbym miał go zabić.
Wprawdzie od brudnej roboty miałem odpowiednio przeszkolone osoby, ale nie przebierałem w środkach. Ojciec przez lata ciężko harował, żeby nazwisko Castellano budziło w ludziach tyle samo szacunku co przerażenia, dlatego nie miałem większych oporów, żeby pozbawić życia tego, który sobie na to zasłużył. I wszyscy doskonale zdawali sobie z tego sprawę.
– Jasne, szefie – przytaknął Connor.
Mimo że był moim przyjacielem, odkąd przejąłem interes, zwracał się do mnie w ten sposób. Kiedyś mu mówiłem, że nie musi tego robić, ale on i tak przystawał na swoim. Twierdził, że poza prywatnym gruntem chce zachować profesjonalizm i okazać mi szacunek. Po kilku bezskutecznych próbach odwiedzenia go od tego pomysłu, zgodziłem się.
– Niech ten cyrk wreszcie się skończy. – Miałem już powoli dosyć użerania się z tymi ludźmi, ale nie było mowy, żebym im teraz odpuścił. – Jak się mają sprawy z Bennetem?
Na dźwięk tego nazwiska w mojej głowie zapalały się mordercze instynkty. Ten kutas może i nie miał należnej mi kasy, ale odebrał mi coś znacznie cenniejszego. Na samą myśl o nim krew w moich żyłach zaczynała wrzeć.
Derek Bennet pewnego wieczoru zaszalał ze swoim bratem w kasynie mojego ojca i obaj przejebali w chuj siana. Oczywiście, dopiero po fakcie zrozumieli, co zrobili, dlatego mój ojciec-wybawiciel przyszedł im z pomocą. Zaoferował ładną sumkę, pozwolił się odegrać, aczkolwiek obojgu udało się zachować resztki zdrowego rozsądku i w porę się wycofali. Co prawda Bennet spłacił swoje zadłużenie niedługo po narodzinach córki, ale był mi winien znacznie więcej. Coś, czego nie sposób odzyskać, ale nie zamierzałem mu tego darować, dlatego to właśnie jego zostawiłem sobie na deser.
– Z tego, co słyszałem, facet wydawał się być zaskoczony niezapowiedzianą wizytą. – Prychnąłem pod nosem na dźwięk słów Connora. Zaskoczony to on dopiero będzie, pomyślałem. – Zresztą wcale mu się nie dziwię, minęło kupę lat i pewnie myślał, że sprawa zakończyła się dziesięć lat temu. Chłopcy mówili, że trochę się stawiał, twierdząc, że jesteśmy kwita. Mówił, że nie ma takich pieniędzy, ale czuję, że to blef – wyjaśnił.
Wkurwiłem się, bo ten idiota myślał, że się wymiga. Sądził, że zapłaci swoje i wszyscy zapomnimy o sprawie, ale nie wiedział jeszcze, jak bardzo się, kurwa, mylił. Otworzyłem drzwi do czarnego samochodu i przed wejściem do środka z moich ust padły słowa, na które Connor uśmiechnął się złowieszczo:
– W takim razie czas na plan B.ROZDZIAŁ TRZECI
JASMINE
Wyszłam z domu ubrana w zwykłe dżinsy z przetarciami i białą koszulkę. Umówiłam się z Kim na babski wieczór w jej mieszkaniu. Przez bite dwie godziny próbowała mnie przekonać do wyjścia na miasto, ale pozostałam nieugięta. Nie miałam ochoty spędzać pierwszego dnia urlopu w zatłoczonym lokalu, gdzie hałas przekraczał poziom, jaki moja zapracowana głowa byłaby w stanie wytrzymać. Ostatnimi czasy byłam tak zawalona robotą, że jedynym, o czym w tej chwili marzyłam, był spokój. Poza tym zawsze byłam zdania, że nie trzeba nigdzie wychodzić, aby się dobrze bawić.
Na szczęście dość szybko udało mi się złapać taksówkę. Wgramoliłam się do środka z ogromną torbą wypełnioną dwoma winami, paczką chipsów i solonych orzeszków. Podałam kierowcy adres przyjaciółki i już po niecałych piętnastu minutach stanęłam pod jej blokiem. Z szerokim uśmiechem na ustach ruszyłam w stronę wejścia. Nie mogłam się doczekać dzisiejszego spotkania.
W drzwiach mieszkania przywitała mnie zadowolona Kim. Ciemne włosy miała perfekcyjnie wyprostowane, a jej twarz zdobił nienaganny makijaż. Niecodzienny wygląd przyjaciółki dał mi do myślenia, bo zazwyczaj miała na sobie za dużą bluzę, powyciągane legginsy i rozwalonego koka na czubku głowy. Nie mówiąc już o makijażu, który rzadko nosiła, będąc w domu. Spojrzałam na nią podejrzliwie, nie wiedząc, czemu się tak wyszykowała.
– Coś ty się tak odstrzeliła? – zapytałam, a zaraz po tym weszłam do środka. Jedną ręką przyciągnęłam Kim do siebie i mocno przytuliłam. Naprawdę się za nią stęskniłam i poczułam się o niebo lepiej, mając ją obok.
– Wreszcie udało mi się ciebie wyciągnąć z tej nory. To zupełnie jak święto – odparła z całkiem poważnym wyrazem twarzy, lecz po chwili lekko się zaśmiała. – Człowiek nie może żyć wyłącznie pracą.
Musiałam się zgodzić, miała odrobinę racji. Ostatnio trzy czwarte doby spędzałam w pracy, a pozostały czas w domu. Wracając po kilkunastogodzinnej służbie, nie myślałam o niczym innym, jak o łóżku. Nie miałam ochoty po całym dniu w pracy dodatkowo szlajać się po mieście. Mój organizm by tego nie wytrzymał.
– Sama nie jesteś lepsza – skwitowałam. – Ciebie też ciężko złapać choćby na pięciominutową rozmowę.
To prawda. Kim odbywała staż w biurze rachunkowym i liczyła, że zaraz po jego zakończeniu ją zatrudnią, dlatego tak bardzo poświęcała się temu zajęciu. Często bywało tak, że zostawała po godzinach, mimo że wcale nie musiała tego robić, a wszystko po to, żeby w przyszłości móc pracować w wymarzonym zawodzie. Na pierwszy rzut oka Kim wydawała się być szaloną i spontaniczną osobą, której co rusz do głowy przychodziły jakieś głupie pomysły, ale w rzeczywistości wcale tak nie było. Może po części się z tym zgadzałam, bo to rzeczywiście wariatka, jakich mało, ale poza tym to niezwykle inteligentna i bystra dziewczyna.
– Dobra, a teraz do rzeczy – powiedziałam, siadając na miękkiej kanapie w salonie. – Co kombinujesz? – Posłałam jej badawcze spojrzenie.
Przyjaciółka postawiła na stoliku przede mną dwa kieliszki, po czym opadła na drugi koniec kanapy. Spojrzała na mnie pytająco, jakby nie wiedziała, o czym mówię.
– Ja? – zapytała. Wyczułam w jej głosie nutkę rozbawienia, które za wszelką cenę starała się ukryć, lecz po chwili zdradziły ją własne usta, wykrzywiając się w głupkowatym uśmiechu. – Nic a nic. Czy to takie dziwne, że chciałam dobrze wyglądać przy mojej przyjaciółce?
Zaśmiałam się pod nosem i pokręciłam z rozbawieniem głową. Nie uwierzyłam w ani jedno jej słowo. Znałam ją już tyle lat i doskonale wiedziałam, kiedy kłamała. Wiedziałam też, że ona również zdawała sobie z tego sprawę.
Napełniłam kieliszki czerwonym winem i podałam jeden przyjaciółce. Wygodnie usadowiłam się na kanapie, a Kim w tym czasie włączyła kanał muzyczny w telewizji. Upiłam łyk słodkiego alkoholu i poczułam przyjemne ciepło przepływające przez moje gardło. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam w ustach jakiekolwiek procenty.
– Jak się czujesz? – Z zamyślenia wyrwał mnie spokojny głos przyjaciółki. Brzmiała szczerze.
Odkąd zmarła mama, ten zwrot na stałe zagościł w jej słowniku. Nie było dnia, żeby mnie o to nie zapytała. Byłam jej ogromnie wdzięczna, bo wiedziałam, że jej intencje były szczere. Większość ludzi, kiedy pyta, jak się czujesz, liczy na to, iż odpowiesz im, że wszystko gra. Zazwyczaj powody ich zainteresowania nie były szczere, ale z Kim było inaczej. Nie chciała słuchać pustych zapewnień, tylko oczekiwała odpowiedzi prosto z serca. To była jedna z wielu rzeczy, za które ją kochałam.
– Sama nie wiem – odpowiedziałam, szukając w głowie odpowiednich słów. – Wszystko było dobrze do czasu, aż wróciłam dzisiaj do domu. – Przerwałam, by po chwili spojrzeć jej w oczy. – Zastałam w salonie tatę z trzema podejrzanymi typami. Ojciec był mocno zdenerwowany, dlatego chciałam tam wkroczyć i trochę postraszyć ich odznaką, ale mieli broń. Każdy z nich. – Ściszyłam nieznacznie głos. – To było dziwne. Oczywiście weszłam tam, chcąc przerwać ten cyrk, ale oni od razu się wycofali.
Na myśl o dzisiejszej sytuacji serce podeszło mi do gardła. Nie mogłam przestać myśleć o ojcu ani o tym, w jakie tarapaty mógł wpaść. Nie miałam bladego pojęcia, kim byli ci ludzie ani czego mogli chcieć, ale na starych dobrych znajomych nie wyglądali. Z każdą sekundą martwiłam się o niego coraz bardziej.
– Myślisz, że twój ojciec może mieć jakieś problemy? – zapytała z troską.
– Nie wiem, całkiem możliwe. – Przełknęłam głośno ślinę i upiłam spory łyk wina. – A najdziwniejsze było to, że zaraz po tym, jak wyszli, ojciec sięgnął po alkohol.
– Nie gadaj! – Kim ze zdziwienia rozdziawiła usta, na co w odpowiedzi uniosłam brwi. – Przecież on nie pił od kilku dobrych lat.
Zaskoczenie, jakie dostrzegłam na twarzy przyjaciółki, upewniło mnie, że moja troska nie była bezpodstawna. Miałam powód, by zacząć się martwić.
– Właśnie to mnie najbardziej przeraża. Musiał się nieźle wystraszyć, żeby w biały dzień sięgnąć po alkohol, gdzie nie pił… – Urwałam, przygryzając wnętrze policzka, po czym dodałam ściszonym głosem: – Od śmierci mamy.
Kimberly popatrzyła na mnie pełnym współczucia wzrokiem i mocno ścisnęła za dłoń, którą nerwowo stukałam w udo. Dawno nie czułam się tak bezradna i słaba, dlatego cieszyłam się z naszego dzisiejszego spotkania. Dzięki obecności przyjaciółki poczułam się odrobinę lepiej.
– Daj mu parę dni na ochłonięcie. Niech sobie wszystko poukłada w głowie i jak już trochę się uspokoi, wtedy z nim pogadaj – doradziła. – Teraz nie ma co się nad tym za bardzo zastanawiać, bo wątpię, że cokolwiek ci powie, a ty będziesz się tylko niepotrzebnie nakręcać.
Miała rację, dlatego pokiwałam głową na znak zgody, gapiąc się w punkt po drugiej stronie pokoju. Wiedziałam, że ojciec przez następne dni będzie unikał mojego towarzystwa, a jeśli zacznę na niego naciskać, możemy się tylko pokłócić. Tego jednak bardzo bym nie chciała, bo zależało mi na dobrej atmosferze w rodzinnym domu.