Niech sobie nie myślą, że jesteśmy kolaborantami - ebook
Niech sobie nie myślą, że jesteśmy kolaborantami - ebook
Choć użyte w tytule zdanie przypisywane premierowi utworzonego przez Hitlera Protektoratu Czech i Moraw prawdopodobnie nigdy nie padło, to znakomicie oddaje dylematy, przed którymi stanęli Czesi pod niemieckim protektoratem, lawirujący między współpracą z III Rzeszą a patriotyzmem. Ujmując rzecz w największym skrócie, to historia ludzi, którzy zdecydowali się dać przeciwnikowi palec, a później przydarzyło im się to, przed czym przestrzega popularne porzekadło.
Kontynuacja wielokrotnie nagradzanej książki Kiedy wybuchnie wojna? 1938. Studium kryzysu (Finał Nike 2020, Nagroda im. Jerzego Giedroycia, Nagroda Klio 2019, finałowa 10 Nagrody im. Kazimierza Moczarskiego w 2020 roku).
Kategoria: | Esej |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66586-95-6 |
Rozmiar pliku: | 7,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Fotografia wykonana przed południem 15 marca 1939 roku w Pradze należy do najbardziej ikonicznych obrazów pierwszej połowy XX wieku. Niemiecki samochód rozpoznawczy jedzie ulicą miasta, które jeszcze kilkanaście godzin wcześniej było stolicą państwa zwanego Czechosłowacją. Prawdopodobnie poprzedza główne siły jednej z dywizji Wehrmachtu uczestniczących w zajmowaniu Czech i Moraw. W odkrytej kabinie siedzą dwaj żołnierze w hełmach, skórzanych płaszczach i rękawicach; spoglądają gdzieś daleko przed siebie, zapewne marzą, aby wreszcie dotrzeć do wyznaczonego celu i się ogrzać. Tego dnia w kraju szalała zamieć, więc po kilku godzinach jazdy bagażnik i błotniki pojazdu oblepia mokry śnieg.
Żołnierze sprawiają wrażenie, jakby woleli nie dostrzegać wrogiego tłumu, choć on stoi tuż obok nich na chodniku, wygraża im, krzyczy, wznosi w górę zaciśnięte pięści, płacze, spogląda na nich z pogardą albo niemym wyrzutem. Chyba nie do końca wiedzą, jak powinni się w takiej sytuacji zachować. Przybywają jako forpoczta sił okupacyjnych, ale kraj, do którego wkroczyli, nie został przez nich podbity orężem; Niemcy nie wypowiedziały mu nawet wojny. Jego prezydent, o czym z pewnością poinformowano ich na odprawie przed akcją, minionej nocy powierzył swój naród pod opiekę Führera i kanclerza Rzeszy. Jeśli któryś z niemieckich żołnierzy był na tyle naiwny, aby uwierzyć, że ów hołd został złożony dobrowolnie, twarze większości mijanych Czechów natychmiast rozwiały złudzenie.
Wojska niemieckie wkraczają do Pragi, 15 marca 1939
Wzburzonych mieszkańców Pragi oddziela od przejeżdżających ulicą pojazdów Wehrmachtu kordon czeskich policjantów. Funkcjonariusze w wysokich czakach mają ponure twarze, wbijają spojrzenia w jezdnię albo patrzą w dal. Wykonują rozkazy władz państwowych, ale są przecież częścią narodu najechanego właśnie przez potężnego sąsiada, krwią z jego krwi, kością z kości. Możemy jedynie się domyślać, że większość z nich przeżywa podobne rozterki jak reszta Czechów. Nawet jeżeli nie wolno im tego okazywać, czują się zaskoczeni, upokorzeni, zrozpaczeni, oszukani, zagrożeni lub po prostu zdezorientowani. Za parę godzin kraj znajdzie się niepodzielnie w rękach Niemców, a oni staną się trybikami w wielkiej maszynerii systemu okupacyjnego.
Autorowi zdjęcia udało się uchwycić nie tylko dramatyczny moment początku niemieckiej okupacji, ale również efektownie sportretować jej głównych aktorów społecznych: Niemców narzucających siłą własny porządek, podbitych, lecz bynajmniej niepogodzonych z nową sytuacją Czechów oraz stojące pośrodku czeskie władze i instytucje – rozdarte między patriotycznym odruchem a wymuszoną współpracą z wrogiem w imię ratowania tego, co jeszcze da się uratować. Przez kolejnych sześć lat i blisko dwa miesiące owe trzy podmioty toczyć będą ze sobą nawzajem skomplikowaną, niewolną od zaskakujących zwrotów akcji grę o najwyższą stawkę.
*
Pierwsze jednostki Wehrmachtu przekroczyły granicę czechosłowacką 14 marca o godzinie osiemnastej. Bez jednego strzału zajęły z zaskoczenia przemysłowy okręg Morawskiej Ostrawy, by uprzedzić ewentualne zakusy ze strony Polaków. Następnie Niemcy ruszyli w stronę pogranicza ze Słowacją, gdzie kilka godzin wcześniej tamtejsi separatyści ogłosili z ich podpuszczenia secesję. We Frydku, w zawiewającym szosę śniegu, jedna ze zmotoryzowanych kolumn o mało nie staranowała dwóch samochodów, którymi w ostatniej chwili usiłowała opuścić kraj rodzina czeskiego multimilionera Jana Antonína Baťy, ostrzeżona przez kogoś o planowanej inwazji. Najeźdźcy nie mieli zamiaru stosować się do obowiązującego w Czechosłowacji lewostronnego ruchu drogowego. _Rechts fahren!_ (Jechać prawą stroną!) – usłyszeli zdumieni czescy kierowcy, kiedy nagle ze śnieżnej zadymki wynurzył się przed nimi niemiecki motocykl z przyczepą; groźnie mierzył z niej w ich stronę karabin maszynowy. Uciekinierzy próbowali jeszcze kontynuować jazdę, ale po paru kilometrach zatrzymał ich oficer Wehrmachtu. „Dalej nie wolno jechać, bo otworzymy ogień” – zakomunikował. Najbliżsi krewni właściciela największego czechosłowackiego koncernu, a zarazem najbogatszego obywatela Republiki, musieli wrócić do rodzinnego Zlína.
Około godziny 18.30 Niemcy dotarli do sąsiadującego z Frydkiem Mistka. Gdy podjechali pod bramę tamtejszych koszar, żołnierze czechosłowackiego 8 pułku piechoty, zaskoczeni pojawieniem się nieprzyjaciela, otworzyli do nich ogień. Zanim dowódcy garnizonu udało się skontaktować z przełożonymi, ci zaś nakazali zaprzestać walki, w półgodzinnej, chaotycznej potyczce zginęło prawdopodobnie kilku napastników. (Dokładną liczbę poległych skutecznie utajniono). Po stronie czechosłowackiej było jedynie paru rannych.
Główne siły Wehrmachtu ruszyły 15 marca o szóstej rano. Do dalszych incydentów nie doszło głównie dlatego, że półtorej godziny wcześniej czechosłowackie radio zaczęło nadawać odezwę rządu. Apelowano w niej do obywateli o zachowanie spokoju; po niej można było usłyszeć kategoryczny rozkaz ministra obrony narodowej generała Jana Syrovego: armia ma nie stawiać oporu najeźdźcom. Decyzja zapadła na żądanie przebywającego w Berlinie prezydenta Emila Háchy. Hitler postawił go wobec wyboru: kapitulacja i obietnica dobrego potraktowania albo krwawy najazd i brutalna pacyfikacja kraju.
Co bardziej krewcy wojskowi mieli oczywiście wielką ochotę wbrew rozkazowi podjąć walkę albo przynajmniej zniszczyć broń i wyposażenie swoich jednostek. W koszarach 1 pułku artylerii na praskim przedmieściu Ruzyně zapalczywy podpułkownik Josef Mašín zamierzał wysadzić w powietrze magazyny amunicji. Powstrzymali go przed tym siłą inni oficerowie; zanim przełożeni zawiesili go w obowiązkach zastępcy dowódcy jednostki i zdegradowali, własnoręcznie zerwał sobie dystynkcje, aby pokazać, co myśli o ich postawie. Armia aż za dobrze zdawała sobie sprawę z beznadziejności położenia, w jakim Czechosłowacja znajdowała się od przyjęcia postanowień układu monachijskiego. Wszelki opór i tak miałby wymiar co najwyżej symboliczny; Wehrmacht zdławiłby go w ciągu kilkudziesięciu godzin. Na pytanie, czy taka demonstracja byłaby warta swojej ceny, czechosłowackie władze, siły zbrojne oraz przytłaczająca większość społeczeństwa odpowiedziały przecząco. Niemcom taka postawa była oczywiście na rękę, i to nie tylko z przyczyn pragmatycznych. Bierność Czechów wzmacniała tezę o ułomności ich państwa i uzasadniała jego ostateczną likwidację. Właśnie z tego względu najeźdźcy woleli zatuszować incydent w Mistku.
Wehrmacht zajmuje Brno. Miejscowi Niemcy pozdrawiają żołnierzy wyciągniętymi prawicami, 15 marca 1939
Wehrmacht nie napotkał oporu ze strony czechosłowackich sił zbrojnych, sprawnie zajmował więc kolejne miejscowości. Ci z Czechów, którzy wcześniej występowali publicznie przeciwko nazizmowi, nie mieli na ogół wątpliwości, że nie czeka ich nic dobrego. Do aktorki Olgi Scheinpflugovej, wdowy po światowej sławy pisarzu Karelu Čapku, już o czwartej rano zatelefonowała lewicowa dziennikarka Milena Jesenská. „Zrób sobie, dziewczyno, porządek” – poradziła życzliwie. „Robię, palimy” – odpowiedziała krótko Scheinpflugová. Przez całą noc z pomocą siostry niszczyła obszerną korespondencję niedawno zmarłego męża. Dzięki temu uratowała przed represjami setki osób, które w czasie kryzysu monachijskiego w listach do Čapka wyrażały solidarność z Republiką Czechosłowacką.
Na początku jednak podążające za wojskiem komanda Gestapo i Służby Bezpieczeństwa reichsführera SS skupiły się na komunistach oraz niemieckich emigrantach; prawo azylu, z którego ludzie ci korzystali w Czechosłowacji, stało się dla nich nagle śmiertelną pułapką. W operacji o złowieszczym kryptonimie „Gitter” (Kraty) w ciągu pierwszego tygodnia okupacji aresztowano około 1,6 tysiąca osób. Na pozostałych wrogów Rzeszy przyszła kolej niedługo potem, kiedy na podstawie czechosłowackich kartotek policyjnych Niemcy zatrzymali kolejnych kilka tysięcy osób, tym razem głównie Czechów. Większość z nich została wkrótce zwolniona i trafiła pod nadzór Gestapo, ale piętnaście setek działaczy, którzy zaleźli kiedyś Rzeszy mocniej za skórę, powędrowało na kilka lat do obozów koncentracyjnych.
Zanim jeszcze wojska niemieckie zajęły Pragę, w stolicy doszło do znamiennego wydarzenia. Czescy faszyści różnej maści uznali, że właśnie nastał ich czas, i opanowali budynek czechosłowackiego parlamentu. Szykowali się do utworzenia czegoś na kształt rządu rewolucyjnego, dlatego oddali się do dyspozycji wkraczającym Niemcom. Rebeliantów wspierali obecni w gmachu pracownicy poselstwa Rzeszy, wśród nich – jak się później okazało – agenci nazistowskiej Służby Bezpieczeństwa. Z intrygi tej narodził się Czeski Komitet Narodowy (Český národní výbor). Skupiał głównie działaczy kilku odłamów skrajnej prawicy; na jego czele stanął Radola Gajda, przywódca partii faszystowskiej, były generał i bohater czechosłowackich legionów, które podczas I wojny światowej walczyły w ogarniętej rewolucją i wojną domową Rosji. (Czyniło to inicjatywę mimowolnie tragikomiczną: czescy faszyści słynęli dotychczas ze skrajnej nienawiści do Niemców, a ich szef, urodzony jako Rudolf Geidl, zmienił nawet imię i nazwisko, bo prawdziwe brzmiały mu zbyt germańsko). Do Komitetu weszli też przedstawiciele tradycyjnych partii politycznych. Kilku z nich postąpiło tak zapewne z konformizmu, aby być blisko centrum zdarzeń; inni tłumaczyli się później, że chcieli wyłącznie storpedować najbardziej proniemieckie pomysły faszystów i spowalniać ich działania do czasu, aż z Berlina wróci prezydent Hácha.
Dywersja, o ile rzeczywiście o nią chodziło, powiodła się tylko częściowo: umiarkowanym politykom udało się wprawdzie złagodzić treść odezwy szykowanej przez faszystów, ale Komitet Narodowy, przy wsparciu okupantów, i tak zdążył zaapelować do rodaków, by porzucili dotychczasową nienawiść do Niemców i podjęli z nimi współpracę – oczywiście pod własnym przywództwem. Nadane w radiu wystąpienie spotęgowało wszechobecny zamęt wywołany inwazją. Wiele organizacji społecznych i politycznych, czy to z dezorientacji, czy z nadgorliwości, w pośpiechu deklarowało akces do inicjatywy faszystów.
O doborze wpółpracowników i zasadach współpracy z Niemcami decydował jednak niepodzielnie Führer, on zaś chwilowo pragnął przede wszystkim nacieszyć się nową zdobyczą. O 8.02 wyruszył specjalnym pociągiem z Dworca Anhaltskiego w Berlinie; przez Jüterbog, Drezno i Rumburk dotarł o 14.58 do Czeskiej Lipy. Po dokonanym pół roku wcześniej w Monachium rozbiorze Czechosłowacji miasto to znajdowało się już w granicach Rzeszy. Oficjalnym celem podróży była inspekcja oddziałów uczestniczących w inwazji, lecz na miejscu dyktator postanowił niespodziewanie, że pojedzie dalej, aż do Pragi. Przesiadł się do limuzyny i w kolumnie innych aut, poprzedzanej przez szpicę samochodów pancernych i kilka plutonów motocyklistów, we wczesnych godzinach wieczornych niepostrzeżenie wjechał na praski zamek. Towarzyszyła mu niewielka grupa nazistowskich dygnitarzy: reichsführer SS Heinrich Himmler, minister spraw zagranicznych Joachim von Ribbentrop, szef Kancelarii Rzeszy Hans Lammers, generał Wilhelm Keitel oraz zausznik Hitlera Martin Bormann. W Czeskiej Lipie dołączyli do nich gauleiter Kraju Sudeckiego Konrad Henlein i jego zastępca Karl Hermann Frank, obaj zasłużeni w niedawnym rozbiciu Czechosłowacji. Do orszaku wodza dokooptowano ich bez wątpienia głównie po to, by dodatkowo pognębić Czechów. Dyktator nie zamierzał odmówić sobie przyjemności dokopania leżącemu.
Zaimprowizowany naprędce wypad pozwolił Hitlerowi przybyć do Pragi przed wracającym z Berlina prezydentem Háchą. Niemcy specjalnie co chwila wstrzymywali pociąg Czechów. Towarzyszących głowie państwa urzędników nurtował nawet przez dłuższy czas niepokój, czy zamiast powrócić do kraju nie zostaną deportowani do obozu koncentracyjnego. Obawy te okazały się bezzasadne. Na dworcu w miasteczku Roudnice nad Łabą czekał już na nich za to szef kancelarii prezydenta Jiří Havelka z informacją, że na praskim zamku urzęduje Hitler. Hácha nie chciał uwierzyć. „Przecież by mi to powiedział, jestem tu w końcu gospodarzem, tak się przecież nie robi” – powtarzał bezradnie.
Prascy Niemcy pozdrawiają Hitlera, 16 marca 1939
Führer rozumiał jednak kurtuazję po swojemu. Gdy czeski przywódca dotarł do Pragi, na dworcu kolejowym powitał go batalion reprezentacyjny Wehrmachtu i szef protokołu dyplomatycznego niemieckiego Urzędu Spraw Zagranicznych, ponadwumetrowy olbrzym, hrabia Alexander von Dörnberg. Niewysoki Hácha wyglądał przy nim jak karzełek. Orkiestra grała skoczne wojskowe marsze, nie zabrzmiał natomiast czeski hymn narodowy. Niemcy chcieli w ten sposób najwyraźniej podkreślić, że Czechosłowacja przestała istnieć, a Hácha nie powrócił do własnej stolicy, lecz nadal przebywa na terytorium Rzeszy. Chwilę później czekało go kolejne upokorzenie: w zamku na Hradczanach, wspaniałej rezydencji królów czeskich, a obecnie siedzibie czechosłowackich prezydentów, istotnie rozgościł się już niemiecki dyktator. Zakwaterował się tam wraz ze swoją świtą, niczym prawowity gospodarz historycznej budowli. Niemcy nie raczyli nawet poinformować Háchy o swoim przybyciu.
Pojawienie się Hitlera na Zamku, choć wcześniej nieplanowane, trudno było odczytywać inaczej niż jako manifestację powrotu ziem czeskich do ich niemieckiej macierzy, wielkiej Rzeszy; jej cesarze także rezydowali niegdyś na hradczańskim wzgórzu. Następnego dnia rano Heinrich Hoffmann, nadworny fotograf dyktatora, uwiecznił go, jak spogląda z zamkowego okna na położone poniżej, rozświetlone marcowym słońcem miasto z jego stoma wieżami i niepowtarzalną barokową kopułą kościoła Świętego Mikołaja na Małej Stranie. Obrazek, który trafił później nawet na znaczki pocztowe, głosił wszem i wobec, że oto spełnił się wielki sen niemieckich nacjonalistów: Czechy i Morawy znalazły się znowu _heim im Reich_, w granicach Rzeszy.
Hitler był przeszczęśliwy, że wszystko poszło mu tak gładko. „Nie przechwalam się, ale tu rzeczywiście muszę powiedzieć, że zrobiłem to elegancko” – oświadczył z dumą Himmlerowi. Uczcił zajęcie Czech małym pilsnerem i kilkoma plastrami praskiej szynki, chociaż na co dzień nie pił alkoholu ani nie jadał mięsa. Brak jakiegokolwiek oporu najwyraźniej go zaskoczył. Może wierzył w nazistowską propagandę i naprawdę wcześniej widział w Czechach podstępnych, żądnych krwi husyckich fanatyków, gotowych strzelać zza węgła do niemieckich żołnierzy. W każdym razie, inaczej niż po zajęciu Austrii oraz Sudetów, wyraźnie unikał ostentacyjnego triumfalizmu. Przenocował na Zamku. Jego podwładni pracowali w tym czasie nad dekretem o utworzeniu Protektoratu Czech i Moraw.
K. Jiřík, _Předčasná okupace Moravské Ostravy už 14. března 1939_, „Slezský sborník” 2003, nr 3, s. 298–300.
V. Krejčí, _Poznamenaný. Deset měsíců s Janem A. Baťou_, oprac. M. Jemelka, Praha 2019, s. 92–93.
S. Kokoška, _Unternehmen Südost: Okupace českých zemí v březnu 1939_, „Historie a vojenství” 1997, nr 6, s. 135–137. Por.: L. Habrnálová, _14. březen 1939 ve Frýdku-Místku a jeho paměť v československých a českých dějinách_, praca dyplomowa, Masarykova univerzita, Brno 2009.
J. Procházka, _Sestupme ke kořenům…! Příspěvek ke kronice rodu Mašínů_, Lošany u Kolína 1947, s. 91.
O. Scheinpflugová, _Byla jsem na světě_, Praha 1988, s. 268–269.
V. Černý, _Brněnské Gestapo 1939–1945 a poválečné soudní procesy s jeho příslušníky_, Brno 2018, s. 43; J. Gebhart, J. Kuklík, _Velké dějiny zemí Koruny české_, t. XV.a: _1938–1945_, Praha–Litomyšl 2006, s. 176–177.
_Dokumenty z historie československé politiky_, red. L. Otáhalová, M. Červinková, t. 1: _Vztahy mezinárodní diplomacie k politice československé emigrace na západě_, Praha 1966 (dalej: DHČP/I), dok. 123, sprawozdanie J. Nečasa z 17.12.1940, s. 153–156; I. Pejčoch, _Fašismus v českých zemích. Fašistické a nacionálněsocialistické strany a hnutí v Čechách a na Moravě 1922–1945_, Praha 2011, s. 203–205.
Archiv bezpečnostních složek České republiky (dalej: ABS), S-507-1, k. 79, relacja J. Klimenta, 1958–1959.
Bundesarchiv-Militärarchiv (dalej: BA-MA), RW 8/1, fol. 1, k. 84–86, notatka „Führerzug”, b.d.; _Zpověď K.H. Franka podle vlastních výpovědí v době vazby u krajského soudu trestního na Pankráci_, wstęp i oprac. K. Vykusa, Praha 1946, s. 50.
ABS, S-507-1, k. 90–91, relacja J. Klimenta; tamże, 300-12-3, k. 266, zeznania J. Krejčíego z 26.01.1946.
ABS, 300-12-3, k. 264, zeznania J. Krejčíego z 26.01.1946; _Dokumenty z historie československé politiky_, red. L. Otáhalová, M. Červinková, t. 2: _Spolupráce československé emigrace na západě s domácím odbojem, její vztah k tzv. protektorátní vládě a germanizační politika okupantů_, Praha 1966 (dalej: DHČP/II), dok. 344, sprawozdanie E. Háchy z 20.03.1939, s. 422; A. Hencke, _Augenzeuge einer Tragödie. Diplomatenjahre in Prag 1936–1939_, München 1977, s. 300–309.
J. Goebbels, _Dzienniki_, t. 1: _1923–1939_, przeł. i oprac. E.C. Król, Warszawa 2013, wpisy z 15 i 16.03.1939, s. 548.
P. Zeman, _15. března a obsazení Pražského hradu_, „Paměť a dějiny” 2014, nr 2, dok. 1, relacja K. Strnada z 10.05.1939, s. 63–67; dok. 3, list L. von Alvenslebena do G. Himmler z 04.04.1939, s. 68–69; V. Mastny, _The Czechs under Nazi Rule. The Failure of National Resistance_, _1939–1942_, New York–London 1971, s. 48–49.Co z tobą, na Boga, uczynili?
Twe ciało strasznie, strasznie rwali
Tego październikowego rana.
Co z tobą, na Boga, uczynili,
Ziemio ma, umiłowana?
A broń, co w gotowości stała,
W milczeniu strasznym się cofała.
Kto zdradził, tego zdrada czeka,
Wie to nasz urażony zmysł.
Kto zdradził, tego zdrada czeka,
Zdradzony – we czci będzie żyć.
A broń, co w gotowości stała,
W milczeniu strasznym pogardzała.
Gorzki wiersz, który poeta Jan Vojtěch Sedlák napisał wkrótce po dokonanym w Monachium rozbiorze Czechosłowacji, był patetyczny i niezbyt wyrafinowany pod względem formalnym, doskonale wyrażał za to uczucia towarzyszące jesienią 1938 roku milionom Czechów. Zbolali, osamotnieni i upokorzeni, chcieli wierzyć, że ludzie współodpowiedzialni za katastrofę ich państwa poniosą za swoją wiarołomność zasłużoną karę. Anonimowy artysta wykorzystał później ów wiersz w kolażu przedstawiającym mapę okrojonej Republiki wkomponowaną w fotografie gotowych do walki czechosłowackich żołnierzy, armat, czołgów i samolotów. Grafika do złudzenia przypominała słynny polski plakat z podobizną marszałka Śmigłego-Rydza i jego buńczuczną zapowiedzią „Gwałt zadawany siłą, musi być siłą odparty”, miała jednak zupełnie inną wymowę. Była krzykiem protestu przeciwko kapitulacji bez walki. Czesi musieli bowiem nie tylko – podobnie jak wszyscy przegrani – unieść ciężar porażki; przyszło im także żyć z deprymującym przekonaniem, że ich państwo zawiodło. Pod tym brzemieniem załamywały się demokratyczne instytucje i ludzkie charaktery.
Hitler spogląda na Pragę z okna praskiego zamku, 16 marca 1939
Czescy Niemcy obalają czechosłowacki słup graniczny, 30 września 1938
Podporządkowując się 30 września 1938 roku dyktatowi mocarstw, Czechosłowacja musiała odstąpić Rzeszy prawie 29 tysięcy kilometrów kwadratowych swojego pogranicza. Wraz z ziemią utraciła ponad 3,4 miliona dotychczasowych obywateli, w tym 727 tysięcy Czechów, którzy mieli pecha zamieszkiwać te same tereny, co choćby minimalna większość niemiecka. Wkrótce potem Polska wymusiła cesję 900 kilometrów kwadratowych na Śląsku Cieszyńskim, a 2 listopada 1938 roku, na mocy niemiecko-włoskiego arbitrażu w Wiedniu, Węgry zagarnęły południową część Słowacji i Rusi Zakarpackiej, o łącznej powierzchni blisko 12 tysięcy kilometrów kwadratowych. W sumie dokonany przez sąsiadów rozbiór kosztował Republikę Czechosłowacką 30 procent jej dawnego terytorium i niemal równo jedną trzecią ludności.
Czechosłowackie państwo stało się po tych amputacjach kaleką. Jego stolicę dzieliło teraz od granicy Rzeszy zaledwie czterdzieści kilometrów. Większość pozostałych ośrodków miejskich – Brno, Pilzno, Czeskie Budziejowice, Ołomuniec i Morawska Ostrawa, na Słowacji zaś Bratysława – znalazła się bezpośrednio w strefie nadgranicznej. W efekcie rozbioru Republika utraciła na domiar złego dużą część dotychczasowego potencjału gospodarczego: jej sąsiedzi zagarnęli 40 procent czechosłowackich fabryk i 43 procent siły roboczej zatrudnionej w przemyśle.
Hitler wjeżdża na tereny odebrane Czechosłowacji, 3 października 1938
Korpus państwa czechosłowackiego, już wcześniej nadmiernie rozciągnięty, a przez to trudny do obrony, uległ obecnie karykaturalnemu zwężeniu. W okolicach Brna osiągał szerokość zaledwie sześćdziesięciu kilometrów. Gdyby Niemcy mieli taką zachciankę, ich ciężka artyleria mogłaby zbombardować dowolny punkt w tej części Moraw bez przekraczania granicy. Podobny problem dotyczył większości obszaru Słowacji i całej Rusi Zakarpackiej, choć tam Czechosłowacja przynajmniej nie sąsiadowała z Rzeszą. Czesi żartowali gorzko, że teraz mieszkają w drugim po Chile najwęższym państwie świata. Na swoje nieszczęście nie mieli z jednej strony oceanu, a z drugiej łańcucha Andów; ich pomonachijskie granice były w większości pozbawione jakichkolwiek przeszkód naturalnych.
Niemcy zadbali o to, aby przy wytyczaniu linii podziału przejąć większość fortyfikacji, które Czechosłowacja ogromnym nakładem środków wybudowała w latach 30. Granica poszatkowała główne arterie komunikacyjne kraju. Strategiczna linia kolejowa wschód–zachód przebiegała po Monachium w pięciu miejscach przez terytoria państw ościennych: aby dojechać z Pragi na Ruś Zakarpacką, trzeba było trzykrotnie przekraczać granicę Niemiec, raz Polski i raz Węgier. Armia czechosłowacka straciła w ten sposób nie tylko lwią część dotychczasowej infrastruktury militarnej, ale również możliwość swobodnej koncentracji sił i manewru. Rzesza z trzech stron otoczyła ciasnym pierścieniem całą zachodnią część Republiki. W razie niemieckiej agresji skuteczna obrona stała się w praktyce niemożliwa.
Strategiczna degradacja państwa nie była dla nikogo zaskoczeniem. W tygodniach poprzedzających konferencję w Monachium władze Czechosłowacji wielokrotnie ostrzegały zachodnie mocarstwa, że utrata obszarów pogranicznych wraz ze zlokalizowanymi tam umocnieniami uczyni Republikę bezbronną i całkowicie zdaną na łaskę Rzeszy. Francja i Wielka Brytania pozostały głuche na te argumenty. Zobowiązały się jedynie, że udzielą gwarancji nowym granicom Czechosłowacji. (Niemcy i Włochy obiecały to uczynić po uregulowaniu kwestii mniejszości polskiej i węgierskiej). Równocześnie Republikę zmuszono do faktycznego wypowiedzenia sojuszy z państwami trzecimi, miała więc uzyskać coś w rodzaju międzynarodowo uznanej neutralności.
Zachodnie zobowiązania pozostały wyłącznie na papierze. Francja i Wielka Brytania nie udzieliły Czechosłowacji gwarancji ani nawet nie wysłały swoich przedstawicieli do międzynarodowej komisji, która miała się zająć wytyczaniem nowej granicy z Niemcami. Nie wzięły również udziału w arbitrażu dotyczącym granicy czechosłowacko-węgierskiej, mimo że zobowiązywał je do tego jeden z aneksów układu monachijskiego. Zachód przyłożył rękę do rozbioru Republiki, po czym pozostawił jej resztki na łasce Hitlera. Wszelkie wątpliwości w tej kwestii rozwiało odwołanie z Pragi w listopadzie 1938 roku Francuskiej Misji Wojskowej i wyzbycie się przez Francuzów miesiąc później udziałów w wielkim koncernie zbrojeniowym Škody w Pilźnie.
Oczywiście postawa Zachodu najbardziej cieszyła Rzeszę. Najeźdźca ostentacyjnie traktował teraz okrojoną terytorialnie Czechosłowację jak swoją wyłączną strefę wpływów. Od pierwszych dni po Monachium Niemcy bezceremonialnie ingerowali w wewnętrzne sprawy Republiki. Już na wstępie zagrozili Pradze niekorzystnym wytyczeniem nowych granic; tym sposobem wymusili ustąpienie prezydenta Edvarda Beneša z urzędu. Nie zadowolili się dymisją, którą złożył 5 października, lecz doprowadzili do jego emigracji z kraju. Czechosłowaccy politycy i wojskowi ochoczo im w tym pomogli.
Nienawiść wrogów i niewdzięczność rodaków uratowały zapewne wówczas Benešowi życie. Gdyby niemiecka inwazja zaskoczyła go pięć miesięcy później w ojczyźnie, a nie na uniwersytecie w Chicago, gdzie gościnnie wykładał socjologię, w najlepszym razie trafiłby do obozu koncentracyjnego. Inaczej potoczyłyby się wtedy także losy Czechosłowacji. Nie oznacza to oczywiście, że władze Republiki choć trochę przejmowały się bezpieczeństwem byłego prezydenta; po prostu miał szczęście w nieszczęściu.
František Chvalkovský, pomonachijski minister spraw zagranicznych Czechosłowacji, admirator Mussoliniego i Hitlera
Tymczasem Niemcy dobitnie dawali do zrozumienia, że nie będą tolerować jakiejkolwiek niesubordynacji ze strony słabszego sąsiada. Hitler i von Ribbentrop zakomunikowali to zupełnie otwarcie nowemu szefowi czechosłowackiej dyplomacji Františkowi Chvalkovskiemu podczas jego wizyt w Niemczech w październiku 1938 i styczniu 1939 roku. Łajali go, że Czesi nie dość gorliwie podporządkowują się niemieckiej kurateli. W berlińskim Urzędzie Spraw Zagranicznych tworzono wówczas plan przekształcenia Czechosłowacji w satelickie państewko, dysponujące szczątkową armią, formalnie neutralne, a w praktyce całkowicie uzależnione politycznie, wojskowo i gospodarczo od Rzeszy. Jak wkrótce się okazało, wyobrażenia dyplomatów nie nadążały za pomysłami Führera.
Niemcy bombardowali Chvalkovskiego pretensjami wyssanymi z palca. Zarówno on, jak i inni czechosłowaccy politycy, którzy doszli do władzy po Monachium, pokornie godzili się na zależność od Rzeszy i zamierzali z nią lojalnie współpracować. Próbowali od czasu do czasu nieśmiało bronić interesów własnego kraju, ale nigdy nie odważyli się zakwestionować narzuconego przez Niemcy porządku. Nowe czechosłowackie władze pogodziły się z rolą wasala Rzeszy, ta zaś dysponowała wystarczającym repertuarem środków nacisku, aby wyegzekwować od nich pożądany stopień uległości. Jeśli więc Hitler i von Ribbentrop zadręczali Chvalkovskiego wyrzutami, że Czechosłowacja nie jest wystarczająco służalcza, mieli na celu wyłącznie jedno: przygotowywali grunt pod całkowite unicestwienie Republiki.
Nad planem takiej operacji Niemcy pracowali w ścisłej tajemnicy od 21 października 1938 roku. Zgodnie z wydaną wtedy przez Führera dyrektywą Wehrmacht miał utrzymywać gotowość, aby w dowolnej chwili zająć ziemie czeskie z zaskoczenia. Scenariusz ten został ostatecznie zrealizowany 15 marca 1939 roku. Wbrew pozorom nie jest oczywiste, dlaczego Hitler zdecydował się na tak radykalne rozwiązanie. Zysk z likwidacji pomonachijskiej Republiki, i tak całkowicie wówczas zależnej od Rzeszy, w chłodnych kalkulacjach wydawał się niewielki, potencjalne koszty takiej operacji mogły zaś okazać się nadspodziewanie wysokie. Czy Niemcom bardziej nie opłaciłoby się zachować rzekomo niepodległej, kadłubowej Czechosłowacji, skoro i tak znalazła się w ich strefie wpływów? Utrzymywali przecież później szereg mniej lub bardziej zależnych od siebie państw sojuszniczych, niekiedy zupełnie marionetkowych, jak Słowacja czy Chorwacja.
O aneksji ziem czeskich zadecydowały nie tyle chłodne kalkulacje, ile gorące emocje. Hitler marzył o tej zdobyczy już przed konferencją w Monachium i nigdy nie zamierzał zadowolić się wyłącznie zaborem Sudetów. Wbrew rozlicznym zapewnieniom, które składał w 1938 roku, dążył wtedy w istocie do rozpętania wojny i militarnego unicestwienia Czechosłowacji. Rozwiązanie dyplomatyczne w postaci niesławnej konferencji mocarstw przyjął tylko dlatego, że wplątał się w skomplikowane negocjacje z Brytyjczykami i w pewnym momencie ich zerwanie przestało mu się opłacać. Później parokrotnie pomstował, że premier Neville Chamberlain pozbawił go przyjemności pokonania przeciwnika siłą, a co za tym idzie – podboju całych Czech i Moraw.
Czechosłowacja od dawna działała na Hitlera jak płachta na byka. Nienawidziłby jej z pewnością nawet wówczas, gdyby w jej granicach nie mieszkały przed Monachium ponad trzy miliony Niemców. Posłużyli mu za pretekst do wywołania międzynarodowego kryzysu, lecz miał z nią jeszcze inne porachunki. Republika z jej wersalskim rodowodem, demokratycznym ustrojem oraz sojuszami z Francją i Związkiem Radzieckim była dla dyktatora solą w oku, a także barierą utrudniającą realizację jego zaborczych planów. Podobnie myślało zresztą wielu Niemców. Nawet przeciwnicy reżimu nazistowskiego, którzy w 1938 roku chcieli obalić Hitlera, postrzegali państwo czechosłowackie jako przeszkodę na drodze ku odbudowie mocarstwowej pozycji Rzeszy. Po Monachium Republika szybko zmierzała wprawdzie ku prawicowemu autorytaryzmowi, a jej związki z Zachodem i ze Wschodem zostały zerwane, ale w oczach Führera po wsze czasy była naznaczona pierworodnym grzechem swoich narodzin na gruzach Austro-Węgier, w chwili upokarzającej klęski wilhelmińskich Niemiec.
Dochodziły do tego antyczeskie uprzedzenia niemieckiego dyktatora i jego przekonanie, że Czechy i Morawy to stare, historyczne prowincje dawnej Rzeszy. Podczas kryzysu sudeckiego zapewniał wprawdzie, że nie chce u siebie ani jednego Czecha, deklaracje takie służyły jednak wyłącznie uspokojeniu światowej opinii publicznej. Hitler z pewnością wolałby zdobyć te ziemie bez ich słowiańskich mieszkańców, lecz na razie był gotów zająć je z dobrodziejstwem inwentarza, aby spełnić wielki sen niemieckich nacjonalistów, marzących od czasów Wiosny Ludów o zjednoczeniu wszystkich ziem „od Mozy aż po Niemen, od Adygi aż po Bełt”. Właśnie dlatego nie zamierzał zadowolić się półśrodkiem w postaci zachowania satelickiej Czechosłowacji.
Czech jest jak rowerzysta
„Osobiście znam Czechów bardzo dobrze” – przechwalał się Hitler przy okazji wspomnień o latach spędzonych w Wiedniu. Mieszkał tam na krótko przed wybuchem Wielkiej Wojny. W ustach dyktatorów takie stwierdzenia nie zapowiadają zazwyczaj nic dobrego; podobnie było i w tym przypadku. Przyszły wódz Rzeszy, biedując w naddunajskiej metropolii na marginesie życia społecznego jako sfrustrowany, niespełniony artysta, nasiąkł agresywnym wszechniemieckim nacjonalizmem, obskuranckimi teoriami spiskowymi i najróżniejszymi uprzedzeniami. Poczesne miejsce pośród przekonań wyniesionych przez niego ze stolicy chylącego się ku upadkowi imperium Habsburgów zajmowała nienawiść do Słowian, a jej ostrze w austriackim wydaniu zwracało się w pierwszej kolejności właśnie przeciwko Czechom. Byli najliczniejszym z narodów słowiańskich zamieszkujących Austro-Węgry, a od końca lat 60. XIX wieku przysparzali jej na dodatek uciążliwych problemów politycznych. Kłopoty te miały z kolei ścisły związek z długotrwałą, konfliktową rywalizacją z ludnością niemiecką żyjącą na ziemiach Korony Świętego Wacława. Na domiar złego w stolicy cesarstwa mieszkało około dwustu tysięcy mniej lub bardziej powierzchownie zgermanizowanych Czechów. Drażnili uszy i oczy niemieckich nacjonalistów słowiańskim akcentem i obco brzmiącymi nazwiskami. Hitler i jemu podobni widzieli w nich skazę na germańskim obliczu państwa Habsburgów, a także – co równie istotne – niepożądane przybłędy, zabierające porządnym Niemcom miejsca pracy w fabrykach, posady w administracji państwowej czy możliwość zarobkowania w usługach.
Wiele lat później, już podczas kolejnej wojny światowej, Führer chętnie wracał wspomnieniami do swoich wiedeńskich doświadczeń. Opisywał wtedy Czechów jako niebezpiecznych intruzów; do perfekcji doprowadzili według niego umiejętność odgrywania przed Niemcami wiernych poddanych, choć w rzeczywistości pozostali ich nieprzejednanymi wrogami. Dzięki temu, jak twierdził, udało im się przed 1914 rokiem podstępnie przeniknąć na szczyty austriackiego aparatu państwowego i przemysłu. „Czech jest jak rowerzysta, który na górze się schyla, ale na dole pedałuje” – oznajmił kiedyś swoim rozmówcom. Znaczyło to, że Czesi robią swoje, nawet kiedy na pozór uginają grzbiet przed Niemcami.
W tej przenośni kryła się przewrotna forma uznania. Wódz nazistowskiej Rzeszy niewątpliwie uważał Czechów za przedsiębiorczych i zaradnych. „Czeszki słyną ze sztuki kucharskiej” – zapewniał na przykład tonem znawcy w trakcie swoich niekończących się monologów, chociaż podczas lat spędzonych w Wiedniu żywił się głównie w garkuchniach. Wszystkie te pozytywne cechy przypisywał wyłącznie wielowiekowym związkom Czechów ze światem niemieckim, a swoje wyobrażenia opierał na stereotypach narodowych. W jego wypowiedziach urastały one do rangi niepodważalnych praw przyrody.
Mimo generalnej pogardy dla Słowian Hitler z pewnością nie uważał Czechów za naród prymitywny i dziki, a często wypowiadał się tak chociażby o Polakach czy Rosjanach. Przypisywał Czechom brak fantazji i przyziemny realizm, ale nie lenistwo ani niesumienność. Po zakończeniu wojny zamierzał nawet uczynić ich kimś w rodzajów kapo w wielkim obozie koncentracyjnym, jakim w jego zamyśle miał się stać podbity przez Niemców wschód Europy. „Pojedynczy Czech jest pilny, więc gdy rozproszy się ich na okupowanych obszarach wschodnich, okażą się może niezłymi nadzorcami” – rozważał.
Rozstrzygającym kryterium pozostawała jednak dla Hitlera krew. Przeświadczony, że Czesi nigdy w pełni nie utożsamią się z Rzeszą, gdyż są żywiołem obcym rasowo, kategorycznie wykluczał ich ze służby wojskowej w Wehrmachcie. Zgoda byłaby równoznaczna z uznaniem ich za naród dojrzały – perorował przy różnych okazjach – a ponadto zapewniłaby im wyszkolenie, które później mogliby podstępnie wykorzystać przeciwko Niemcom, tak jak Germanie uczynili niegdyś względem starożytnych Rzymian.
Nie przeszkadzało to Hitlerowi szydzić z Czechów, że 15 marca 1939 roku nie bronili swojego państwa. Wyśmiewał płacz, jakim zwykli ludzie reagowali na wkroczenie Wehrmachtu, hołdy Háchy i jego zapewnienia o sumiennej rzetelności swojego narodu, nierozerwalnie związanego jakoby z Rzeszą. Zamiast walczyć, czechosłowaccy oficerowie pytali o możliwość podjęcia służby w Wehrmachcie – kpił dyktator. Mimo pobrzmiewającej w takich wypowiedziach pogardy uważał racjonalną bierność Czechów za korzystną dla Rzeszy, gotów był więc doraźnie ją nagradzać, tak samo jak później prześladował Polaków za stawiany przez nich opór. Gdyby Czesi zaczęli się buntować, Führer nie miałby z pewnością żadnych zahamowań, aby potraktować ich równie brutalnie jak innych, bardziej krnąbrnych Słowian.
_Hraničáři pod Luží ’38. Horní Světlá 22. září 1938. Sborník příspěvků_, Dvůr Králové nad Labem 2003, obraz nr 63, kolaż z 1938. W oryginale: „Tvé tělo hrozně, hrozně drali / Toho říjnového rána. / Co z tebe, probůh, udělali, / Má země milovaná? / A zbraň, jež pohotově stála, / V mlčení strašném uhýbala. / Kdo zradil, toho zrada čeká, / To ví náš uražený cit, / Kdo zradil, toho zrada čeká, / Kdo zrazen – ve cti bude žít. / A zbraň, jež pohotově stála, / V mlčení strašném pohrdala”.
T. Procházka, _The Second Republic: The Disintegration of Post-Munich Czechoslovakia (October 1938 – March 1939)_, New York 1981, s. 28, 41, 53; J. Gebhart, J. Kuklík, _Velké dějiny..._, dz. cyt., s. 19–20.
J. Rataj, _O autoritativní národní stát. Ideologické proměny české politiky v druhé republice 1938–1939_, Praha 1997, s. 12.
_Documents on British Foreign Policy 1919–1939_, _III series_, t. 2: _1938_, red. E.L. Woodward, R. Butler, London 1949, dok. 1224, depesza delegacji na konferencję monachijską z 30.09.1938, s. 628–629.
T. Procházka, _The Second Republic..._, dz. cyt., s. 75–83.
ABS, S-180-2, k. 73, zeznania A. Heidricha z 03.01.1946; F. Ježek, _Mnichovská krize. Memoárové poznámky na okraj tragických dnů utrpení a hanby_, Praha 2016, s. 222; P. Drtina, _Československo můj osud. Kniha života českého demokrata 20. století_, t. I, ks. 1: _Přes Mnichov do emigrace_, Praha 1991, s. 275–278.
T. Procházka, _The Second Republic…_, dz. cyt., s. 72–73, 91–98.
Tamże, s. 90. Por.: BA-MA, RW 8/1, k. 5, rozkaz A. Hitlera z 13.11.1938.
P.M. Majewski, _Kiedy wybuchnie wojna? Studium kryzysu_, Warszawa 2019, s. 405–410, 455–457.
P. Schmidt, _Statist auf diplomatischer Bühne 1923–45. Erlebnisse des Chefdolmetschers im Auswärtigen Amt mit den Staatsmännern Europas_, Bonn 1952, s. 429.
_Protektorátní politika Reinharda Heydricha_ (dalej: PPRH), red. M. Kárný, J. Milotová, Praha 1991, dok. 8, notatka W. Koeppena z 06.10.1941, s. 98.
B. Hamann, _Wiedeń Hitlera. Lata nauki pewnego dyktatora_, przeł. J. Dworczak, Warszawa 1999, s. 297–300. Szczegółowo na temat stosunku Hitlera do Słowian i jego niekonsekwencji w: J. Connelly, _Nazis and Slavs. From Racial Theory to Racist Practice_, „Central European History” 1999, nr 1, s. 2 i nast.
PPRH, dok. 8, notatka W. Koeppena z 06.10.1941, s. 97–98.
J. W. Borejsza, _Śmieszne sto milionów Słowian. Wokół światopoglądu Adolfa Hitlera_, Gdańsk 2016, s. 37–40.
PPRH, dok. 8, notatka W. Koeppena z 06.10.1941, s. 97–98.
H. Picker, _Hitlers Tischgespräche im Führerhauptquartier_, Wiesbaden 1951, wpisy z 05.04 i 16.05.1942, s. 197–198, 306–307.
Tamże, wpisy z 09.04 i 20.05.1942, s. 209, 322.