- nowość
Niech żyje zło - ebook
Niech żyje zło - ebook
Rae od zawsze miała słabość do złoczyńców w powieściach fantasy. Są najlepiej ubrani, mają najbardziej cięte riposty i zwykle nie cofają się przed niczym, by osiągnąć swoje cele. Rae z chęcią zrobiłaby to samo – cierpi na nieuleczalną chorobę i poświęciłaby wszystko, by odmienić swój los…
I oto niespodziewanie otrzymuje szansę na drugie życie: niezwykłym trafem przenika do świata swojej ulubionej serii, gdzie może odnaleźć kwiat, który ją uleczy.
Budzi się w pałacu stojącym na krawędzi piekielnej przepaści, w królestwie na skraju wojny, krainie niebezpiecznych bestii, knujących dworzan oraz swojej ulubionej postaci: Wiecznego Cesarza. Jest tak ponętny, jak może być tylko postać z książki. Rae wkrótce odkrywa, że w tym fantastycznym świecie wcale nie jest pozytywną bohaterką. Przeciwnie: jest złoczyńczynią.
Więc niech i tak będzie! Jako Lady Rahela pod swoim diabelskim przywództwem jednoczy przeróżnych rzezimieszków i planuje, jak odmienić ich przeznaczenie. Sterta ciał rośnie, a wraz z nią wściekłość cesarza. Wygląda na to, że Rae i jej sojusznikom trudno będzie dociągnąć do ostatniej strony…
Zuchwała i niesamowicie satysfakcjonująca. „Niech żyje zło” jest jak wybraniec, na którego wszyscy czekali. Z jednej strony to błyskotliwa refleksja nad urokami fikcji literackiej i płynącymi z niej zagrożeniami, z drugiej – epicka, romantyczna przygoda. Przygotujcie się na głośne parskanie śmiechem, szlochanie w miejscach publicznych i kibicowanie złoczyńcom – tego wszystkiego doświadczycie, kiedy Brennan z humorem i dziką radością będzie łamać konwencje w tej pysznej, przewrotnej uczcie literackiej – Leigh Bardugo
Ta genialna powieść zręcznie łączy dowcipne przekomarzanki i urzekające frazy z epicko zbudowanym światem. Zgłębia naturę fikcji i kontempluje wolność, która wynika z akceptacji miana czarnego charakteru. Przede wszystkim jednak wprowadza nas w świat Rae, bohaterki, która dzięki swojej inteligencji, lojalności i nieustępliwości potrafi zręcznie unikać kłopotów (co czasem urozmaica muzycznym występem) – Holly Black
Przymus czytania tej powieści jest wprost nie do zniesienia. Nie tylko nie można jej odłożyć,
ale ledwo się pamięta, by mrugać podczas lektury. To było tak wciągające, że na koniec pozostało mi jedynie krzyczeć z rozpaczy w poduszkę, gdy nagle wyrzucono mnie z tej historii.
Absolutnie magiczna książka – Shelley Parker-Chan
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-68053-47-0 |
Rozmiar pliku: | 4,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nasz kraj to kraina straszliwych cudów. Tu zmarli żyją, a kłamstwa stają się prawdą. Strzeż się. Tu każda fantazja może się ziścić.
Czas Żelaza, Anonim
Cesarz wtargnął do sali tronowej. W jednej dłoni dzierżył miecz. W drugiej głowę swojego wroga. Wymachiwał nią nonszalancko z palcami wplątanymi w zakrwawione, splątane włosy.
Jego przejście znaczył szkarłatny ślad na kutych złotych płytkach, buty zostawiały głębokie, karmazynowe ślady. Nawet bladoniebieska podszewka czarnego płaszcza ociekała czerwienią. Żadna część jego odzienia nie pozostała czysta.
Na twarzy miał koronną maskę śmierci, pozbawioną klejnotu, który powinien zdobić królewskie czoło, oraz napierśnik z brązu ozdobiony wykutymi z żelaza spadającymi gwiazdami. Palce żelaznych rękawic przechodziły w błyszczące szpony.
Gdy uniósł maskę, ujrzała, że wściekłość oraz ból wyryły na jego twarzy nowe bruzdy. Po tak długim czasie spędzonym w miejscu bez słońca był blady niczym zimowe światło, promieniował takim zimnem, że aż parzył. Posąg z plamą krwi na policzku, niczym czerwony kwiat rozkwitły na kamieniu. Ledwo go poznała.
Był Jedynym i Odwiecznym Cesarzem, Wyklętym i Boskim, Zagubionym i Odnalezionym Księciem, Panem Wąwozu Grozy, Dowódcą Żywych i Umarłych. Nikt nie zdołałby zatrzymać jego zwycięskiego marszu.
Nie mogła znieść jego uśmiechu ani widoku zmarłych powłóczących nogami tuż za nim. Głodny błysk ostrza przyciągał jej wzrok. Żałowała, że nie pozostało złamane.
Rękojeść przekutego na nowo miecza Eyam miała kształt zwiniętego węża. Na ostrzu połyskiwała i falowała inskrypcja, jakby napisano ją na wodzie. Jedynym słowem widocznym pod śliską posoką była „tęsknota”.
Dziewczyna ze srebrnymi dłońmi zadrżała, samotna w sercu pałacu. Cesarz podszedł do tronu i rzekł:
– Nie słuchasz mnie!
– Dość dziwne słowa jak na Cesarza – zauważyła Rae.
Na drugim krańcu łóżka szpitalnego siedziała jej siostra Alice, kurczowo ściskając biały stalowy podnóżek, jakby pomyliła go z tratwą ratunkową. Czytała fragment książki z ich ulubionego cyklu, nadając mu dramatyzm, jednak Rae nie brała tego na poważnie.
Według Rae życie było zbyt krótkie, żeby traktować je poważnie. Różowe niczym pąki róż usta Alice wykrzywiły się osądzająco. Pąki róż nie powinny oceniać.
Gdy Rae miała cztery lata, mama obiecała jej, że będzie miała piękną młodszą siostrzyczkę.
Alice przyszła na świat latem. Jabłonie w ich ogrodzie pokryły się śnieżnobiałym kwieciem ze smugami różu, a z okna Rae wyglądały niczym chmury o brzasku. Rodzice wnieśli małą córeczkę do domu, owiniętą w różowy wełniany kocyk z białą koronką, przez co sama wyglądała jak nierozwinięty pączek. Pomni na niecierpliwe spojrzenia Rae, z pietyzmem odsunęli brzeżek kocyka – niczym pan młody odsłaniający welon swej wybranki – ukazując oblicze noworodka.
Nie była piękna. Wyglądała jak wściekły orzech włoski.
– Hej, śmieszna buźko. – Rae zwracała się tak do Alice przez całe dzieciństwo. – Nie płacz. Jesteś brzydka, lecz nie pozwolę nikomu ci dokuczać.
Życie często jest ironiczne, a los musi mieć poczucie humoru. W miarę jak Alice dorastała, kości jej twarzy ustawiły się w idealnym miejscu, nawet jej szkielet ukształtował się o wiele bardziej harmonijnie niż u innych ludzi. Była piękna. Ludzie mówili, że Rae również jest ładna.
Rae nie była już ładna. Zresztą nawet wcześniej rozumiała, że bycie ładnym to nie to samo.
Piękno było jak duży parasol, zarówno przydatny, jak i niewygodny. Trzy lata temu siostry wybrały się wspólnie na konwent dla fanów ulubionych książek Alice.
Czas Żelaza był sagą o zaginionych bogach, dawnych grzechach, namiętności i grozie, nadziei i śmierci. Wszyscy zgadzali się, że nie chodzi w niej o romans, choć nieprzerwanie dyskutowali o trójkącie miłosnym. W Czasie Żelaza było wszystko: walki na miecze i umysły, rozpacz i tańce, bohater, który ze skromnych początków wzniósł się ku absolutnej władzy, oraz niezrównana piękność, której wszyscy pragnęli, lecz tylko on mógł ją mieć. Bohaterka pokonała swoje rywalki dzięki czystości serca i została królową tej krainy. Główny bohater wydarł się z otchłani i stał się cesarzem wszystkiego. Bohaterka została nagrodzona za bycie piękną i cnotliwą, bohater za bycie przystojnym draniem.
Alice przebrała się na konwent za złoczyńczynię zwaną Pięknością Skąpaną we Krwi. Rae nie rozumiała, dlaczego postanowiła się przebrać za złą siostrę głównej bohaterki.
– To nie ja mylę prawdę z fikcją. – Mówiąc to, Alice oparła swoją ciemną teraz głowę na ramieniu Rae, aby załagodzić te słowa. – Prawda jest taka, że Piękność Skąpana we Krwi wygląda jak ty. A ja, gdy wyglądam jak ty, mogę udawać, że jestem równie dzielna.
W tamtym czasie Rae nie czytała jeszcze sagi, lecz założyła strój cheerleaderki, żeby również się przebrać. Kolejka ludzi prosiła ją, żeby zrobiła im zdjęcie z Alice. Mężczyzna na końcu ogonka gapił się na jej siostrę, lecz inny gość z dwusiecznym toporem Pierwszego Księcia sypał żartami, rozśmieszając Alice. Miło było widzieć, jak jej nieśmiała siostrzyczka się śmieje.
Gdy Rae robiła zdjęcie ostatniemu facetowi, jego dłoń powędrowała ku pupie Alice, która miała wtedy trzynaście lat.
– Trzymaj łapska przy sobie! – warknęła Rae.
Mężczyzna rzucił śliskim głosem:
– Och, wybacz waćpanno. Omsknęła mi się dłoń.
– Nic się nie stało – odpowiedziała Alice z uśmiechem, wyraźnie troszcząc się o jego uczucia, choć on nie troszczył się o to, co czuła ona. – Wszyscy mówią: ser!
Alice była tą miłą siostrą. Rae przypatrywała się drwiącemu uśmieszkowi faceta i jego telefonowi.
– Wszyscy mówią: łap to, zboku!
Zarzuciła kucykiem i wyrzuciła telefon do śmietnika przepełnionego niedojedzonymi hot dogami. Bycie miłym było miłe. Bycie wrednym załatwiało sprawę.
Mężczyzna wrzasnął, porzucając nieletni pośladek na rzecz elektroniki.
Rae puściła mu oczko.
– Och, przepraszam waćpanie. Omsknęła mi się dłoń.
– Co to w ogóle za przebranie? Suka-cheerleaderka?
Dziewczyna objęła siostrę ramieniem.
– Naczelna sucz cheerleaderek.
Prychnął.
– Założę się, że nawet nie czytałaś tych książek.
Niestety miał rację. Na jego nieszczęście Rae była wprawną kłamczynią, a jej siostra miała obsesję na punkcie tych książek. Zacytowała więc jedną z kwestii Cesarza:
– Błagaj o litość. Sprawia mi to przyjemność.
A potem odmaszerowała, unikając dalszego odpytywania. Zazwyczaj pamiętała wszystkie historie, jakie opowiadała jej Alice, lecz zaczynała się martwić, jak wiele zapomina z lekcji, rozmów, a nawet opowieści.
To był ostatni raz, gdy Rae była w stanie chronić swoją siostrę. W następnym tygodniu udała się do lekarza z powodu uporczywego kaszlu, spadku wagi oraz utraty pamięci. Rozpoczęła serię badań, które zakończyły się biopsją, diagnozą i trzyletnim leczeniem. Jakaś jej część zastygła w tej ostatniej chwili, w której była młoda, okrutna i mogła wierzyć, że jej historia skończy się dobrze. Wiecznie siedemnastoletnia. Pozostała jej część przeskoczyła wszystkie etapy od dziecka do staruszki i czuła się, jakby miała o wiele więcej niż dwadzieścia lat.
Minęły czasy, gdy Rae wierzyła w magię, choć Alice spełniała wszystkie warunki, by być bohaterką. Miała szesnaście lat, była piękna, nawet o tym nie widząc, a ulubiony cykl książek interesował ją bardziej niż cokolwiek innego.
Alice, siedząca na łóżku szpitalnym Rae, poprawiła okulary na nosie i rzuciła siostrze gniewne spojrzenie.
– Twierdzisz, że chcesz sobie odświeżyć tę historię, a zaskakują cię kluczowe zwroty akcji!
– Znam każdą piosenkę z musicalu.
Alice prychnęła. Była purystką. Rae z kolei wierzyła, że jeśli miało się szczęście, to ulubioną historię można było opowiedzieć na wiele sposobów, żeby każdy mógł wybrać ulubioną wersję. Żadna z gwiazd musicalu nie była wystarczająco atrakcyjna, bo nikt nie mógł być aż tak atrakcyjny jak postacie w jej wyobraźni. Bohaterowie książek byli niebezpiecznie pociągający, lecz jednocześnie w najbardziej bezpieczny sposób. Nie wiedziałaś nawet, jak wyglądają, lecz wiedziałaś, że ci się podobają.
– W takim razie powiedz mi, jak miała na imię Piękność Skąpana w Krwi. – Gdy Rae zwlekała z odpowiedzią, Alice rzuciła w jej stronę oskarżenie: – To tak, jakbyś nie przeczytała tej książki!
To był brudny sekrecik Rae.
Choć był to jej ulubiony cykl, nie przeczytała pierwszego tomu.
Rae i jej siostra urządzały sobie nocne maratony czytelnicze. Wtulone w siebie przez całą noc, czytały długo wyczekiwaną książkę lub opowiadały sobie historie. Alice streszczała Rae fabuły wszystkich książek, które przeczytała. Rae opowiadała Alice, jak te historie powinny się potoczyć. Nie wierzyła, kiedy siostra przekonywała ją, że Czas Żelaza to książka, która zmienia życie. Alice była literacką romantyczką, zakochiwała się w każdej napotkanej historii. Rae od zawsze była bardziej cyniczna.
Czytanie książek było jak poznawanie kogoś nowego. Nie wiesz, czy go pokochasz albo znienawidzisz na tyle, żeby chcieć dowiedzieć się o nim więcej, czy też poznasz go jedynie powierzchownie, nie zagłębiając się zbyt mocno.
Kiedy Rae usłyszała diagnozę, Alice w końcu zdobyła przymusową słuchaczkę. Podczas pierwszej chemioterapii siostry otworzyła Czas Żelaza i zaczęła czytać na głos coś, co zdawało się typowym przygodowym fantasy o damie w opresji, która zdobywa faceta w koronie. Rae była pewna, jak ta historia się potoczy, więc słuchała uważnie zabawnych fragmentów ociekających krwią, lecz poza tym odpływała myślami. Kogo obchodziło ratowanie damy? Była zaskoczona, gdy na koniec Cesarz powstał, by objąć swój tron.
– Chwila moment, kim jest ten gość? – dopytywała. – Uwielbiam go.
Alice wpatrywała się w nią z niedowierzaniem.
– To główny bohater.
Rae pochłonęła dwa kolejne tomy z nabożną uwagą. Były dzikie. Po tym, jak zamordowano jego królową, Cesarz sprowadził zniszczenie na świat i rządził posępną krainą kości. Książki były ponure i mroczne. Cykl równie dobrze mógłby nosić tytuł: „Cholera, niemal wszyscy giną”.
Pod ponurym niebem Eyam grasowały potwory, niektóre z nich w ludzkiej skórze. Rae uwielbiała potwory oraz potworne czyny. Nienawidziła książek, które były niczym koszmarny podręcznik wskazujący jeden właściwy sposób postępowania. Nadzieja obdarta z tragizmu była pusta. W dziwnym, fascynującym świecie tych książek, ze wspaniałym przerażającym głównym bohaterem, ból miał znaczenie.
Gdy udało jej się przeczytać kolejne części, czytanie zaczęło wywoływać u Rae mdłości, czuła się, jakby dryfowała w morzu słów. Nawet słuchanie tych historii sprawiało, że jej umysł pogrążał się we mgle. Chciała się jednak dowiedzieć, co wydarzyło się w pierwszym tomie, więc podstępem wmanewrowała Alice w czytanie książki na głos, rzekomo po to, by ją sobie przypomnieć. Jeśli jakikolwiek głos przykuwał uwagę Rae, był to najukochańszy głos jej siostry.
Z tym że były już przy końcu i szczerze mówiąc, Rae nie pamiętała zbyt wiele z pierwszego tomu Czasu Żelaza. Obawiała się, że jej siostra, zapalona fanka cyklu, zaczyna się tego domyślać.
Musiała jednak zachować zimną krew.
– Jak śmiesz mnie sprawdzać?
– Nie pamiętasz imion bohaterów!
– Bohaterowie oprócz imion mają jeszcze tytuły, co uważam za oznakę pazerności. Mamy Złotą Kobrę, Piękność Skąpaną we Krwi, Żelazną Dziewicę, Białą Nadzieję…
Alice krzyknęła. Przez minutę Rae myślała, że zobaczyła mysz.
– Biała Nadzieją to najlepsza postać w całej książce!
Rae uniosła ramiona w geście poddania się.
– Skoro tak uważasz.
Biała Nadzieja był przegraną stroną trójkąta miłosnego, tym dobrym facetem. Według Alice – mężczyzną bez skazy. Jej ulubieniec tracił czas, wielbiąc główną bohaterkę z daleka, zbyt zajęty rozmyślaniem o niej, żeby użyć swoich nadprzyrodzonych zdolności.
Korowód facetów wyznających miłość głównej bohaterce był niczym rozmazana plama i nudził Rae. Każdy mógł powiedzieć „kocham”. Lecz gdy nadchodził czas, żeby to udowodnić, wszyscy zawodzili.
Alice prychnęła.
– Biała Nadzieja zasługiwał na Lię. Cesarz to psychopata.
Sama idea, że ktoś na kogoś zasługuje, była poroniona. Nie da się zdobyć kobiety tak, jak zdobywa się punkty. Alice prawdopodobnie myśli w kategoriach gier komputerowych.
Rae przemilczała ten fakt i przeszła do obrony swojego ulubionego bohatera.
– Czy pomyślałaś o tym, że Cesarz ma cudowne kości policzkowe? Przykro mi, strono dobra. Zło jest seksowniejsze.
Pragnęła, aby postacie miały tragiczną historię, lecz nie chciała, żeby było to irytujące. Cesarz był jej ulubioną postacią, bo nigdy nie rozpamiętywał swojej mrocznej przeszłości. Używał swoich bezbożnych mocy i ogromnego miecza, żeby szlachtować wrogów, a potem ruszał dalej.
Alice się skrzywiła.
– Ta sprawa z żelaznymi butami była odrażająca! Czego to ma uczyć dziewczyn, skoro prawdziwą miłością okazuje się jakiś zbok!
Jaka znowu sprawa z żelaznymi butami? Rae stwierdziła, że to nieważne.
– Historie powinny być ekscytujące. Nie potrzebuję kazań, potrafię sama przeanalizować książkę.
Planowała zostać prymuską i dostać stypendium. Zamiast tego fundusze na studia ich obydwu przepadły. Rae miała dwadzieścia lat i nigdy nie rozpoczęła studiów.
Nie rozmawiały o tym.
– Gdyby Cesarz był prawdziwy, byłby przerażający!
– Na szczęście nie jest prawdziwy – odgryzła się Rae. – Każdy, kto myśli, że to przez książki dziewczyny umawiają się z dupkami, nie docenia kobiet. Skoro opowieści hipnotyzują ludzi, dlaczego nikt nie przejmuje się tym, że filmy zamienią chłopaków w morderców ścigających się samochodami? Nie zamierzam naprostowywać facetów, chcę zobaczyć krwawe widowisko.
Nie pozwoliła, żeby rozgorzała kolejna dyskusja na temat tego, że Cesarz jest problematyczny. To oczywiste, że Cesarz był problematyczny. Kiedy mordujesz połowę napotkanych osób, niewątpliwie masz problem. Historie karmiły się problemami. Z tego prostego powodu „Gwiezdne Wojny” nie były „Gwiezdnym Pokojem”.
Po śmierci Lii Cesarz umieścił jej ciało na tronie i zmusił jej wrogów, by całowali martwe stopy dziewczyny. A potem wyrwał serca z ich piersi.
– Teraz wiecie, jak się czuję – wymamrotał, a jego twarz była ostatnią rzeczą, jaką widziały ich gasnące oczy. Złoczyńcy zaliczali epickie wzloty, epickie upadki i epicką miłość. Cesarz kochał, jakby świat się kończył.
W prawdziwym życiu ludzie cię opuszczają. Dlatego wszyscy tak bardzo pragną historii miłosnych, miłości, która zdaje się bardziej realna niż prawdziwa miłość.
Alice westchnęła, jakby miała zdmuchnąć całą farmę do magicznej krainy.
– Chodzi o pewne niepokojące wzorce w mediach, a nie o konkretną historię. Tak właściwie to jesteś banalna. Wszyscy najbardziej lubią Cesarza.
To było niedorzeczne. Wiele osób doceniało subtelną rozpacz Białej Nadziei, rozpustne wybryki Złotej Kobry czy cięty sarkazm Żelaznej Dziewicy. Niewiele osób najbardziej lubiło główną bohaterkę. Kto mógłby równać się z tak idealną kobietą i kto by w ogóle chciał?
Jeszcze mniej osób lubiło jej nikczemną przyrodnią siostrę. Jedyną rzeczą gorszą niż kobieta grzesząca niewinnością jest kobieta winna prawdziwych grzechów.
– Nikt nie lubi Piękności Skąpanej we Krwi – zauważyła Rae. – Nie muszę pamiętać jej imienia. Ta nieudolna intrygantka umiera w pierwszej części.
– Nazywa się Lady Rahela Domitia.
– Wow. – Rae uśmiechnęła się złośliwie. – Równie dobrze można ją nazwać Evillą McKinky. Nic dziwnego, że Cesarz ją lubił.
– Nie Cesarz – poprawiła ją Alice.
No tak, król dopiero później został Cesarzem. Rae roztropnie skinęła głową.
Tymczasem Alice kontynuowała:
– Rahela była ulubienicą króla do czasu, aż na dworze pojawiła się główna bohaterka. Lia oczarowała króla, a jej przyrodnia siostra oszalała z zazdrości. Rahela i jej służka spiskowały, żeby doprowadzić do stracenia Lii. Gdzieś już dzwoni?
– Cały koncert dzwonów. Jakby moja głowa zmieniła się w katedrę.
Głos siostry w jej pamięci stawał się wyraźniejszy. Rae zawsze doceniała dramatyczne sceny śmierci.
Rozdział rozpoczynał się, gdy lady Rahela ubrana w charakterystyczną śnieżnobiałą suknię z krwistoczerwoną lamówką zdaje sobie sprawę, że została uwięziona w swojej komnacie. Następnego dnia król kazał stracić kobietę na oczach całego dworu. Wszyscy cieszyli się, widząc jak ta wredna suka dostaje za swoje.
Lia zlitowała się nad służącymi Raheli, bo zawsze twierdziła, że dostrzega w nich dobro, choć wspomniane osoby rechotały, odgryzając głowy kociętom. Zrozpaczona dawna służka Raheli chwyciła za topór i stała się morderczynią znaną jako bezlitosna Żelazna Dziewica.
Niemal wszystkim wspaniałym złoczyńcom udawało się już prawie odkupić swe winy, lecz na koniec i tak pogrążali się w złu. Człowiek myślał sobie: „Może im się uda! Jeszcze nie jest za późno!”. Sceny śmierci tych najfajniejszych złoczyńców sprawiały, że człowiekowi łzy leciały z oczu.
Alice zaproponowała:
– Poczytać ci więcej? Musimy przygotować się na następny tom!
Następny tom miał być ostatnim. Wszyscy spodziewali się nieszczęśliwego zakończenia. Rae obawiała się, że takie będzie.
Nadzieja obdarta z tragizmu była pusta. Tak jak tragizm bez nadziei.
Rae zawsze mówiła siostrze, że to jest opowieść o obu tych rzeczach. Ciemność nie mogła trwać wiecznie. Ludzie nie zachowują się tylko coraz gorzej. Wierzyła, że Cesarz może wskrzesić królową i wyrwać się ze szponów porażki, choć jej wiara słabła. Fikcja powinna być ucieczką, jednak Rae spodziewała się, że nikt nie ujdzie z tej historii z życiem.
– Nie jestem gotowa na zakończenie. – Udała, że mdleje. – Zostaw mnie z Cesarzem w sali tronowej.
Alice odwróciła się ku szpitalnym oknom, które z nadejściem nocy stawały się nieprzeźroczyste niczym lustra. Rae z zaskoczeniem dostrzegła zdradziecki błysk w oku siostry odbijający się w szybie. Nie było sensu nad tym płakać. Nic z tego nie było prawdziwe.
Głos Alice był cichy.
– Nie zachowuj się, jakby to, co jest dla mnie ważne, było kpiną.
Poczucie winy ukłuło Rae jak kolce jeża. Powinna stać się tym, kim kiedyś była, ze względu na swoją siostrę. Powinna być mądra i silna oraz pełna współczucia. Kiedyś to wszystko ją przepełniało. Teraz była pusta.
Jej głos stał się ostry niczym wyrzut sumienia.
– Mam inne zmartwienia!
– Masz rację, Rae. Nawet jeśli wszystko źle rozumiesz, to wydaje ci się, że masz rację.
– To tylko opowieść.
– Tak – warknęła Alice. – To tylko coś, co powstało z niczego i w czym zakochały się tysiące osób. Coś, dzięki czemu czuję się zrozumiana, podczas gdy w prawdziwym życiu nikt mnie nie rozumie. To tylko opowieść.
Rae zmrużyła oczy.
– Nigdy nie przyszło ci do głowy, dlaczego nie chcę dotrzeć do końca tych książek, w których wszyscy umierają?
Alice zerwała się na nogi, miotając iskry niczym wściekła rakieta.
– Nie rozumiesz, dlaczego moją ulubioną sceną jest ta, gdy zakwita Kwiat Życia i Śmierci?
Rae zaniemówiła. Nie miała pojęcia, co wydarzyło się w tej scenie.
Drzwi w szpitalu zamiast klamek miały metalowe uchwyty osadzone w białych skrzydłach. Można się było ich złapać, jeśli człowiek zachwiał się na nogach, i powoli otworzyć drzwi. Drzwi za Alice zamknęły się z taką siłą, że szklanka z wodą stojąca obok wąskiego łóżka Rae zadrżała.
Wyjście jej siostry nie było niczym zaskakującym. Rae odepchnęła już od siebie wszystkich innych.
Odwróciła głowę na poduszce i zaczęła się wpatrywać w puste srebrzyste okno, zaciskając usta. A potem podniosła się z łóżka niczym staruszka wychodząca z kąpieli. Zataczając się, ruszyła w kierunku drzwi na chudych, przypominających patyki nogach, które próbowały się spod niej wysunąć i rozsypać po podłodze. Czasem Rae wydawało się, że to nie jej nogi ją zdradzają, lecz świat, który już jej nie chce, spycha ją za krawędź.
Gdy Rae otworzyła drzwi, Alice stała tuż za nimi. Rzuciła się w ramiona siostrze.
– Hej, paskudo – szepnęła Rae. – Przepraszam.
– To ja przepraszam – łkała Alice. – Nie powinnam robić scen z powodu głupiej historii.
– To nasza ulubiona historia.
Rae była tą zorganizowaną siostrą. Oznaczyła kolorami program konwentu, aby niczego nie przeoczyć. Pomogła Alice przygotować kostium. Ta opowieść była czymś, co je łączyło.
Nie była prawdziwa, lecz ich miłość sprawiała, że była ważna.
Alice wtuliła twarz w ramię siostry. Rae poczuła żar bijący z jej policzków i łzy spływające zza jej okularów, które pozostawiały mokre plamy na szpitalnej koszuli.
– Pamiętasz, jak sama opowiadałaś mi historie? – szepnęła Alice.
Rae robiła kiedyś wiele rzeczy.
A teraz mogła przytulić siostrę. Dziwnie się czuła, będąc chudsza od smukłej jak trzcina Alice. Rae gasła w oczach. Alice stała się bardziej realna, niż ona kiedykolwiek znów będzie.
Pocałowała zmierzwione włosy siostry.
– Jutro opowiem ci historię.
– Naprawdę?
– Zaufaj mi. To będzie najwspanialsza historia, jaką słyszałaś. – Zachęcająco popchnęła Alice.
Ta zawahała się.
– Mama wpadnie, jeśli uda jej się domknąć transakcję.
Ich matka działała w branży nieruchomości. Pracowała długo, poza porami odwiedzin. Obie wiedziały, że nie przyjdzie. Rae zrobiła tandetną pozę z plakatów matki i rzuciła hasłem:
– Zamieszkaj w domu swoich marzeń!
Alice już niemal wyszła, gdy Rae zawołała w jej kierunku:
– Śmieszna buźko?
Jej siostra się odwróciła, drżąc z ciemnym, błagalnym wzrokiem, jak zagubiona w szpitalu sarna.
– Kocham cię.
Alice posłała jej rozdzierająco piękny uśmiech. Rae powlekła się z powrotem do łóżka i położyła twarzą w dół. Nie chciała, żeby siostra zauważyła, jak okropnie wyczerpujące było dla niej choćby samo podniesienie głosu.
Sięgnęła po Czas Żelaza leżący obok jej łóżka. Za pierwszym razem jej się nie udało. Zacisnęła zęby i chwyciła książkę, jednak jej palce drżały zbyt mocno, żeby ją otworzyć. Ukryła twarz w poduszce. Nie miała siły płakać zbyt długo, nim zasnęła z zamkniętym tomiszczem w dłoniach.
Kiedy się obudziła, obok jej łóżka siedziała obca kobieta, która trzymała książkę w dłoniach. Kobieta nie miała na sobie białego fartucha ani stroju pielęgniarki, tylko czarne leginsy i luźny biały T-shirt. Splecione w warkoczyki włosy zebrane były w koczek na czubku jej głowy. Chłodne, kalkulujące spojrzenie spoczywało na chorej.
Zamroczona snem Rae wymamrotała:
– Pomyliłaś sale?
Kobieta odpowiedziała:
– Mam nadzieję, że nie. Posłuchaj uważnie, Rae Parillo. O wielu rzeczach nie wiesz. Porozmawiajmy o chemioterapii.
Szok wybudził Rae z resztek snu. Po jej stronie łóżka znajdowała się dźwignia, która umożliwiała zmianę pozycji. Nacisnęła ją, aby unieść oparcie do pionu i rzucić kobiecie gniewne spojrzenie.
– Czego według ciebie nie wiem?
Rae wskazała na swoją głowę ruchem ręki chudej niczym skrzydło kurczęcia. Spociła się we śnie i zdawała sobie sprawę, że wilgotna warstewka na jej łysej czaszce połyskuje w świetle jarzeniówek.
Kobieta rozparła się, jakby szpitalne krzesło było wygodne. Przeciągnęła palcem po okładce Czasu Żelaza, złoty lakier na jej paznokciu stanowił jaskrawy kontrast do brązowej skóry i błyszczącej okładki książki.
– Guzy na twoich węzłach chłonnych stały się bardziej agresywne. Twoje rokowania nigdy nie były zbyt dobre, jednak wciąż pozostawała nadzieja. Wkrótce lekarze przekażą ci, że nawet jej już nie ma.
Rae zakręciło się w głowie, zrobiło jej się niedobrze i zabrakło tchu. Miała ochotę osunąć się na podłogę, ale przecież cały czas leżała.
Kobieta kontynuowała nieubłaganie:
– Ubezpieczenie to za mało. Twoja matka będzie musiała zastawić dom. Straci pracę. Twoja rodzina straci dom. Stracą wszystko, a ich poświęcenie nie będzie miało znaczenia. Umrzesz tak czy inaczej.
Oddech Rae wstrząsał jej zrujnowanym ciałem niczym burza. Szukała nerwowo jakichkolwiek emocji, które nie byłyby paniką, i chwyciła się gniewu. Sięgnęła po szklankę wody i rzuciła nią w kierunku głowy kobiety. Szkło roztrzaskało się o podłogę na tysiąc maleńkich, ostrych odłamków.
– Czy dręczenie pacjentów z rakiem sprawia ci jakąś chorą przyjemność? Wynoś się!
Kobieta zachowała opanowanie.
– Oto ostatnia rzecz, której nie wiesz. Czy uratujesz samą siebie, Rae? Czy wybierzesz się do Eyam?
Czy ta kobieta uciekła z oddziału psychiatrycznego? Rae nawet nie wiedziała, czy jest tu taki. Wcisnęła przycisk wzywający pielęgniarkę.
– Świetny pomysł. Kupię bilet samolotowy do miejsca, które nawet nie istnieje.
– Kto powiedział, że Eyam nie istnieje?
– Ja – odpowiedziała Rae. – A także księgarnie, które umieszczają Czas Żelaza w dziale z fantastyką.
Raz po raz wciskała przycisk. Pielęgniarki, ratujcie swoją pacjentkę!
– Zastanów się. Wyznajesz miłość komuś, kogo nie znasz. Czy to kłamstwo?
Rae spojrzała na kobietę z nieufnością.
– Tak.
Oczy kobiety pozostały nieruchome, sprawiały jednak wrażenie, że kryje się w nich jakaś głębia, jakby pod ich pozornie spokojną powierzchnią wiele się działo.
– Później zaś poznajesz serce osoby, którą okłamałaś. Wypowiadasz te same słowa, a „kocham cię” staje się prawdą. Czy prawda jest stała jak kamień, czy też płynna jak woda? Jeśli wystarczająco wiele ludzi przemierza światy we własnej wyobraźni, tworzy się nowa ścieżka. Czymże jest rzeczywistość, jeśli nie czymś, co naprawdę ma na nas wpływ? Jeżeli wystarczająco wiele osób w coś uwierzy, czyż nie staje się to prawdą?
– Nie – odpowiedziała Rae beznamiętnie. – Rzeczywistość nie opiera się na wierze. Ja jestem prawdziwa sama z siebie.
Kobieta uśmiechnęła się.
– Może w ciebie także ktoś wierzy?
Wow, ktoś tu był na niezłych dragach.
– To tylko opowieść.
– Wszystko jest opowieścią. Czym jest zło? Czym jest miłość? Decydują o tym ludzie, każdy z nich chwyta postrzępione odłamki wiary i składa je w całość. Odpowiednio dużo krwi i łez może kupić życie. Odpowiednio mocna wiara może sprawić, że coś stanie się prawdą. Ludzie wymyślają prawdę w taki sam sposób, w jaki wymyślają wszystko inne: wspólnie.
Niegdyś Rae przewodziła drużynie cheerleaderek. Niegdyś rodzina Rae działała wspólnie, pomagając sobie nawzajem, do czasu, aż ona sama nie była w stanie już nikomu pomóc. Niegdyś było naprawdę dawno temu.
– Co nadaje historii znaczenia? – kontynuowała kobieta. – Co nadaje znaczenia twojemu życiu?
Nic. Taka była brutalna prawda o śmierci. Najgorsza rzecz, jaka przytrafiła się Rae, nie miała w ogóle znaczenia. Jej desperacka walka nie miała znaczenia. Świat kręcił się dalej bez niej. Rae była teraz, w obliczu śmierci, pozostawiona sama sobie.
To był prawdziwy powód, dla którego kochała Cesarza. Znalezienie ulubionej postaci polegało na znalezieniu duszy stworzonej ze słów, która do ciebie przemawiała. On nigdy się nie cofał i nigdy się nie poddawał. Uosabiał jej uwolnioną wściekłość. Kochała Cesarza nie pomimo jego grzechów. Kochała go za jego grzechy.
Przynajmniej jedno z nich mogło walczyć.
W greckich dramatach osiągano katharsis, kiedy widownia dostrzegła zdradę, wypaczoną miłość i klęskę. Oczyszczenie nadchodziło dzięki niewyobrażalnej tragedii, a serca publiki stawały się czyste. Opowieść pozwalała przeżywać uczucia zbyt straszliwe, aby można je było znieść w rzeczywistości. Gdyby Rae pokazała swoją wściekłość, straciłaby te kilka osób, które jej zostały. Czuła się bezsilna, lecz Cesarz potrząsał gwiazdami na niebie. A ona robiła to razem z nim ze swego wąskiego szpitalnego łóżka. Był jej towarzyszem w tym miejscu.
Rae nie zamierzała być naiwną idiotką.
– Nie mogę wybrać się do Eyam. Nikt nie może.
Chciała powiedzieć, że prawdziwy kraj miałby mapę, lecz przypomniała sobie mapę Eyam, która zajmowała większą część ściany w pokoju Alice. Przywołała w myślach poszarpane szczyty i cienkie jak linie ołówka krawędzie Urwisk Zimnych Niczym Samotność, rozległą posiadłość rodziny Valerius, zawiłe ukryte przejścia w pałacu, salę tronową i oranżerię.
Rae nigdy nie była w Eyam. Nigdy nie była także w Peru. Wierzyła jednak, że Peru istnieje.
Kobieta wykonała gest ręką.
– Mogę otworzyć ci drzwi.
– Te drzwi prowadzą na szpitalny korytarz.
– Czy to drzwi dokądś prowadzą, czy ty? Wyjdź przez nie i znajdź się w Eyam, w ciele osoby, która najlepiej do ciebie pasuje. Ciele, którego poprzedni właściciel już nie używa. W Eyam raz do roku zakwita Kwiat Życia i Śmierci. Masz jedną szansę. Odkryj, jak dostać się do królewskiej oranżerii, i ukradnij kwiat, kiedy ten zakwitnie. Gdy go zdobędziesz, otworzą się nowe drzwi. Do tego czasu twoje ciało pogrążone będzie w śpiączce. Jeśli zdobędziesz kwiat, obudzisz się zdrowa w szpitalnym łóżku. Jeżeli nie, nie obudzisz się nigdy.
– Dlaczego to robisz? – zapytała Rae.
W głosie kobiety zabrzmiał poważny ton.
– Z miłości.
– Ile osób przyjęło twoją propozycję?
– Zbyt wiele – odpowiedziała, tym razem nieco smutno.
– Ile z nich się obudziło?
– Może ty będziesz pierwsza.
Przycisk wzywający pielęgniarkę najwyraźniej był zepsuty. Rae mogła wystawić głowę na korytarz i krzyczeć po pomoc albo zostać na miejscu i wysłuchiwać tych bredni.
Postanowiła działać.
Przerzuciła nogi przez krawędź łóżka i postawiła stopy na podłodze. Poruszanie się po świecie, gdy było się chorym, wymagało skupienia. Każdy krok był decyzją, do podjęcia której musiała najpierw oszacować swoje szanse. To było niczym balansowanie na czubku piramidy z cheerleaderek. Jeden fałszywy ruch oznaczał bolesny upadek.
Głos kobiety zabrzmiał za jej plecami.
– Czy będziesz błagać o litość, gdy opowieść cię pochłonie i powykręca?
Ciało Rae przeszyło pragnienie jasne i ostre jak płonąca strzała. A co, jeśli oferta była prawdziwa? Usta dziewczyny wykrzywiły się na tę dziką i słodką myśl. Wyobraź sobie, że drzwi mogą się otworzyć niczym książka, prowadząc prosto w sam środek opowieści. Wyobraź sobie wielką przygodę zamiast zaciskających się wokół ciebie szpitalnych ścian i życia kurczącego się w nicość. Bycie nie tyle mistrzynią ucieczek, ile mistrzynią eskapizmu, uciekającą do wyimaginowanych krain.
Gdy Rae wymiotowała żółcią i krwią, dobiegł ją zza drzwi łazienki mentorski głos skierowany do jej matki: „Pora odpuścić”. Rae nie zamierzała siebie odpuszczać. Była wszystkim, co miała.
Kiedyś wierzyła, że czeka ją wspaniała przyszłość. Nie wiedziała, że ma przed sobą jedynie prolog.
Nie miała już kucyka na głowie, jednak odrzuciła głowę i mrugnęła przez ramię.
– Gdy skończę, to historia będzie błagać mnie o litość.
Chwyciła za klamkę i resztkami sił popchnęła drzwi.
Światło wdarło się do jej oczu niczym roziskrzone odłamki szkła, a potem nastała pędząca ciemność. Rae spojrzała z przerażeniem przez ramię. Ze świata, który zostawiała za sobą, odpłynęły kolory, jej szpitalny pokój stał się czarno-biały jak kartka naznaczona atramentem.
Rae dochodziła do siebie powoli. Obecnie mdlała za każdym razem, gdy podnosiła się zbyt szybko. Zwykle odzyskiwała przytomność, wpatrując się w linoleum.
Teraz zaś tonęła w odłamkach rozbitego świata. Odłamkach tak niebieskich jak ziemia widziana z kosmosu, z pęknięciami biegnącymi przez ich powierzchnię, jakby ktoś rozbił świat, a potem poskładał go z kawałków.
Podniosła się z trudem, żeby spojrzeć na grunt pod stopami. Niebieska mozaika układała się w migoczącą kałużę, na której zdawało się unosić bogato udrapowane łoże tuż obok niej.
Kiedy Rae z niedowierzaniem wpatrywała się w głęboką błękitną toń, rubiny mrugały do niej szkarłatnymi oczami. Krwistoczerwone klejnoty zdobiły miękkie, krągłe dłonie. Jej własne dłonie przypominały szpony, były rękami staruszki z papierową skórą naciągniętą na kości. Teraz patrzyła zaś na ręce młodej kobiety.
To nie były dłonie Rae.
Nie było to również ciało Rae.
Tak przywykła do cierpienia, że ból nie był czymś, co jej się przytrafiało, lecz co stałą częścią jej życia. A teraz zniknął. Rozpostarła palce tuż przed twarzą. To, że tak łatwo obróciła nadgarstkiem, było cudem. Ciężka bransoleta w kształcie węża zsunęła się w dół jej ramienia, czerwone światło uderzyło w metalowe zwoje niczym krwawe objawienie.
Ktoś mógł ją porwać, ale nie mógł przecież zmienić jej ciała.
Opuściła ozdobione rubinami dłonie po bokach i dopiero wtedy zauważyła swoje ubranie. Śnieżnobiała suknia spływała na podłogę, brzeg kreacji zabarwiony był głęboką karmazynową czerwienią. Jakby tę nieskazitelną biel zanurzono w czerwieni. To była suknia, którą Alice miała na konwencie, kostium, który dodawał jej odwagi.
Rae wypadła z sypialni na maleńki korytarz tuż za nią. Ściany i podłoga wykonane były z białego marmuru, lśniły łagodnie, jak gdyby Rae zamknięto w środku perły. Kiedy próbowała otworzyć drzwi, okazało się, że są zamknięte. Przez jedyne witrażowe okno pokoju dostrzegła słońce zachodzące za szarymi chmurami oraz księżyc przejmujący panowanie nad ciemniejącym nocnym niebem. Księżyc był pęknięty niczym lustro, które rozcina odbicie na pół, rozbity jak okno w domu, w którym nie jesteś już bezpieczny.
Rozpoznała to niebo. Rozpoznała tę scenę. Rozpoznała ten strój.
W głębi jej trzewi wezbrał śmiech, który ostatecznie wybrzmiał jako chichot. Piękne dłonie zacisnęły się, gotowe do walki.
Znajdowała się w krainie Eyam, w Pałacu na Krawędzi.
Była lady Rahelą, Pięknością Skąpaną we Krwi. Była nikczemną siostrą przyrodnią głównej bohaterki. A jutro miała zostać stracona.