Niecodzienne zlecenie - ebook
Niecodzienne zlecenie - ebook
Luke Dallas chce za wszelką cenę utrzymać swą firmę w Dolinie Krzemowej. Inwestor stawia mu warunek – musi się ożenić. Luke wynajmuje więc zawodową rekruterkę, Danicę Novak, by znalazła mu ustosunkowaną żonę z wyższych sfer. Piękna i inteligentna Danica niespodziewanie go uwodzi. Po wspólnej nocy Luke chce się ożenić tylko z nią. A przecież Danica nie pochodzi z wyższych sfer i nie spełnia warunków inwestora...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-5447-2 |
Rozmiar pliku: | 621 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Po wczesnym locie z jednego końca kraju na drugi Danica Novak marzyła o gorącym prysznicu, chłodnej pościeli i co najmniej dziesięciu godzinach snu. Zamiast tego musiała wypełnić wniosek o zwrot zgubionego bagażu. W dodatku trafił jej się pechowy taksówkarz, który na każdym skrzyżowaniu między lotniskiem w San Francisco a jej biurem w Palo Alto natykał się na czerwone światła.
Przez całą drogę musiała handryczyć się telefonicznie z firmą ubezpieczeniową rodziców, która pokrywała koszty leczenia jej brata. Rozmawiała właśnie z trzecią osobą.
– Co? Rachunki nie są popłacone? – krzyczała w przyciskaną uchem do prawego ramienia słuchawkę.
Musiała mieć wolne ręce, by wygrzebać z przepastnej torby jakieś pieniądze dla szofera. Nie mogła liczyć na kartę kredytową, o czym przekonała się, usiłując zamówić w samolocie coś do jedzenia. Kupowany w ostatniej chwili bilet na lot do Rhode Island pochłonął wszystkie jej rezerwy finansowe.
– Nie możecie negocjować obniżenia kosztów? Ani trochę? – kontynuowała rozmowę, podczas gdy taksówkarz patrzył na nią w tylnym lusterku i niecierpliwie bębnił palcami o kierownicę. Gdy ich spojrzenia się spotkały, ponownie włączył licznik.
Danica uśmiechnęła się, zazgrzytała zębami i ruchem palca poprosiła o jeszcze jedną minutę zwłoki, starając się przy tym grzecznym tonem prowadzić rozmowę telefoniczną. Już jako nastolatka, gdy pomagała ojcu zakładać sieć pralni, nauczyła się, że z tępymi biurokratami można coś wskórać jedynie uprzejmością.
– Tak, rozumiem, była pani łaskawa zaznaczyć, że to niestandardowa terapia. Mogłabym porozmawiać z pani zwierzchnikiem? Halo?
W słuchawce panowała cisza. Rozmowę najwyraźniej przerwano lub zawieszono.
– Panienko, ja muszę już jechać – odezwał się taksówkarz, coraz szybciej bębniąc w kierownicę.
– Jeszcze sekundka – poprosiła, kładąc telefon na siedzeniu, by móc efektywniej oddać się poszukiwaniom trzymanej na czarną godzinę dwudziestodolarówki.
O, jest! Zaplątała się między papierzyskami. Danica zapłaciła za kurs i opuściła taksówkę tak szybko, jak tylko pozwoliło jej na to siedzenie z lepkiego plastiku. Taryfa oddaliła się, migając refleksem porannego słońca na lśniących zderzakach.
Po krótkiej gimnastyce zesztywniałej szyi i barków Danica pchnęła szklane drzwi prowadzące do jej firmy. Wydawało jej się teraz, że minęło ze sto lat, odkąd w pośpiechu opuszczała ten budynek, by nieoczekiwanie jechać do domu. Ciągle miała w pamięci szok, jaki przeżyła na widok znieruchomiałego na szpitalnym łóżku Matta, od urodzenia będącego żywym wcieleniem perpetuum mobile.
Matt był dzieckiem niespodzianką. Ku zachwytowi całej rodziny przyszedł na świat osiem lat po Danice. Teraz kończył szkołę średnią i jako obiecujący sportowiec zwrócił na siebie uwagę kilku uczelni. Niestety dwa tygodnie temu w czasie meczu piłkarskiego doznał silnego wstrząśnienia mózgu, złamania kości udowej i urazu kręgosłupa.
Lekarze wydawali się zaniepokojeni jego słabą reakcją na konwencjonalne leczenie. Szybszy powrót do zdrowia gwarantowałaby Mattowi eksperymentalna terapia kręgosłupa, ale tej terapii nie chciała refundować firma ubezpieczeniowa. Trzeba był znaleźć jakiś inny sposób finansowania leczenia. Danica zapewniła rodziców, że bierze to na siebie.
Po wejściu do budynku zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Przez chwilę napawała się panującą w pustym holu ciszą. Pora wracać do pracy. Za dwa dni ma w imieniu swojej firmy łowców głów The Rinaldi Executive Search zrobić prezentację dla Ruby Hawk Technologies. Szefowa, Johanna Rinaldi, obiecała jej, że jeśli klient będzie zadowolony, awansuje Danicę z etatu asystenckiego na stanowisko konsultanta.
Z egzemplarzem bezpłatnego „Tygodnika Doliny Krzemowej”, dzięki któremu chciała się dowiedzieć, jakie nowinki techniczne wchodzą w życie, podążyła korytarzem do biur firmy Rinaldi. Na okładce dostrzegła kolorowe zdjęcie Luke’a Dallasa, trzydziestotrzyletniego założyciela Ruby Hawk Technologies. Zbieg okoliczności czy groźne memento?
Jak większość ludzi w Dolinie z uwagą i podziwem śledziła błyskotliwy rozwój tej firmy i karierę jej szefa.
Luke Dallas jako postać lepiej wpisywałby się w złowieszczy pejzaż wietrznych angielskich wrzosowisk niż w kalifornijskie biuro ze szkła i stali, gdzie tworzy się informatyczne kody. Jego silna, kunsztownie wyrzeźbiona sylwetka pasowała natomiast do krążących plotek dotyczących jego bezwzględności i determinacji.
W mieście tolerującym ekscentrycznych geniuszy wyróżniał się tym, że uchodził za bardzo obowiązkowego i wymagającego.
Nawet na zdjęciu rzucało się w oczy jego zimne, zadziwiająco błękitne spojrzenie. Danica poczuła mróz w kręgosłupie. Wkrótce będzie siedzieć naprzeciwko tego typa. Miesiąc temu odkryła, że Ruby Hawk zerwał kontrakt z jej firmą. Wiedziała, że Johanna i Luke są kolegami ze studiów i wykorzystała tę informację do zorganizowania spotkania, na którym jeszcze raz miała przedstawić Ruby Hawk świadczone przez Rinaldi usługi rekrutacji i selekcji pracowników wyższego szczebla.
Luke ma uczestniczyć w tym spotkaniu. Miała nadzieję, że w realu nie jest tak uderzająco przystojny jak na zdjęciu. Może fotograf jakoś specjalnie ustawił światło?
Zapatrzona w gazetę omal nie zderzyła się z barczystym i umięśnionym mężczyzną. Uśmiechnęła się do niego przepraszająco i wróciła do szybkiej lektury artykułu, szperając jednocześnie w torbie w poszukiwaniu kluczy do swojego gabinetu.
Dopiero po sekundzie porównała faceta ze zdjęcia z tym, który ją właśnie wyminął i… usłyszała dudnienie własnego pulsu.
Oto przed zamkniętymi drzwiami biura Rinaldi Executive Search stał Luke Dallas we własnej osobie. Dobrze ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu, ciemne falujące włosy i imponujących rozmiarów stopy.
A więc myliła się. On w rzeczywistości jest intrygujący i urzekająco przystojny. Może nawet bardziej niż na zdjęciu. A już na pewno wygląda o wiele groźniej. Jest jakiś taki… przyczajony. Widać, że ten facet nie zawaha się przed niczym.
A więc jakimś zrządzeniem losu Danica znalazła się na szlaku, którym za chwilę podąży tajfun.
Dla niego miał to być dzień chwały. Niestety Luke’a Dallasa od kilkugodzinnego zaciskania zębów właśnie rozbolała szczęka. Nowe doznanie. Zazwyczaj bowiem panował nad sytuacją.
Ale nie tego ranka. To miało być zwykłe spotkanie biznesowe. W ustronnej kafejce, z dala od ciekawskich oczu i uszu, umówił się z Irene Stavros i jej ojcem Nestorem celem podpisania wstępnego porozumienia w sprawie sprzedaży firmy. Nie przypuszczał, że kontrahenci zastawią na niego pułapkę. Ciągle jeszcze przed oczami widział czerwone plamy.
Pomyślał, że Johanna Rinaldi jest jedyną osobą, która może mu pomóc w wydostaniu się z zasadzki. Niezwłocznie po spotkaniu ze Stavrosami udał się więc do jej firmy.
Gdzie ona się podziewa, do jasnej cholery? Biuro jest zamknięte na cztery spusty, nikt nie odpowiada na dzwonki do drzwi ani na telefony. W dodatku na korytarzu prawie wpadła na niego jakaś kobieta, która na jego widok zrobiła okrągłe oczy. Oczy zresztą niebrzydkie. Wielkie i zielone, takie, w których można utonąć.
Ale zaraz przestała na niego patrzeć i znów poczuł wściekłość.
– Mogę w czymś pomóc? – warknął, by pokryć zmieszanie.
Ta nieznajoma nie była Johanną, a teraz nie chciał się widzieć z nikim innym.
– Pan Luke Dallas? – odparła dziewczyna, wędrując wzrokiem z okładki pisma na jego twarz i z powrotem. – Jesteśmy umówieni na środę.
– Pracujesz dla Johanny? – spytał w nadziei, że tego niefortunnie rozpoczętego dnia wszystko może jeszcze wrócić na właściwe tory.
– Tak. – Kobieta po dłuższym wahaniu wyciągnęła do niego rękę. – Jestem Danica Novak.
Gdy ściskał jej rękę, poczuł, że kobieta drży niczym Czerwony Kapturek, który właśnie spotkał wielkiego złego wilka. Jej wydatne kości policzkowe lekko się zaróżowiły.
– Zdaje się, że nie muszę się przedstawiać – zauważył.
– Cóż, czasem przydaje się pomoc naukowa. – Danica pomachała trzymaną w ręku gazetą i uśmiechnęła się nieśmiało, przez co jej ładne dotychczas oczy zaczęły mu się jawić jako zachwycające.
– Mogę zobaczyć? – zapytał.
Podała mu gazetę, a on przejrzał artykuł i poczuł, że robi mu się duszno. Reporter „Tygodnika”, Cinco Jackson, dostał najwyraźniej cynk o ściśle tajnych rozmowach Luke’a ze Stavros Group. Artykuł potwierdzał krążące pogłoski o przejęciu, a podpisanie umowy miało być jakoby tylko kwestią czasu. Jego pracownicy pewnie zaraz zaczną go o to wypytywać.
Urodził się w zamożnej rodzinie. Jeszcze w czasie studiów poczynił kilka korzystnych inwestycji i teraz właściwie mógłby żyć z odcinania kuponów. W odróżnieniu od przybranego rodzeństwa nie chciał jednak prowadzić luksusowego i leniwego życia, żerować na rodowym dziedzictwie.
Wzorem prapradziadka wolał stworzyć coś własnego. I trwałego, nie tak jak sieć domów towarowych Draper & Dallas, która teraz była już tylko wspomnieniem. Chciał tworzyć lepsze życie dla przyszłych pokoleń, dlatego jego firma zaczęła specjalizować się w technologicznym wspomaganiu pracy ludzkiego mózgu.
W złości zmiął gazetę. Ruby Hawk Technologies to jego firma. On ją stworzył, inwestując w nią wyłącznie zarobione przez siebie pieniądze. Żeby zapewnić jej dalszy rozwój, musi teraz znaleźć dodatkowe źródła finansowania. Chciał dowieść, że jest prawdziwym wizjonerem w dziedzinie neurotechnologii, a nie tylko bogatym dyletantem, za jakiego niektórzy go uważają.
Szukał różnych możliwości, ale żaden z potencjalnych inwestorów nie godził się na zagwarantowanie mu dalszej niezależności i pełnej kontroli nad firmą.
Wtedy Irene Stavros zaproponowała, że porozmawia ze swoim ojcem. I miesiąc temu Nestor przysłał Luke’owi projekt warunków umowy.
Na papierze wszystko wyglądało znakomicie. Stavros Group zobowiązywał się do zakupu Ruby Hawk, zapewniając firmie zachowanie całkowitej autonomii. Dotychczasowy zarząd z Lukiem na czele miał nadal sprawować władzę. W nadziei na szybkie sfinalizowanie umowy Luke zamówił dla wszystkich swoich inżynierów najnowszy, bardzo kosztowny sprzęt.
Ale kiedy miało dojść do podpisania kontraktu, Nestor objawił swoje prawdziwe zamiary. I stwierdził, że jeśli Luke nie zgodzi się na zaproponowane przez niego zmiany w pierwotnej umowie, przez pół roku nie będzie miał za co prowadzić firmy.
A teraz jeszcze ten artykuł. Po jego przeczytaniu pracownicy Luke’a mogliby odnieść wrażenie, że po przejęciu firmy przez Stavrosa wartość posiadanych przez nich udziałów wzrośnie na giełdzie do niebotycznych rozmiarów.
Trzeba coś z tym zrobić.
– Gdzie jest twoja szefowa? – zapytał napotkaną dziewczynę, której oczy znów rozszerzyły się ze zdziwienia i przerażenia. – Co z was za firma? Od pół godziny dzwonię, pukam do drzwi i zero reakcji!
– To się na pewno da jakoś wyjaśnić. A w swojej dziedzinie jesteśmy znakomici – usłyszał od nieznajomej, która potrząsała zmiętą, oddaną mu przez niego gazetą.
Uniósł brwi i spojrzał na zegarek.
– Ja dopiero przed chwilą wysiadłam z samolotu – tłumaczyła się dziewczyna, której policzki coraz bardziej czerwieniały. – Johanna prawdopodobnie ma jakieś spotkanie u klienta. Chociaż Britt powinna być pod telefonem – dodała cichszym tonem, grzebiąc w torbie w poszukiwaniu breloka z kluczami. – Proszę poczekać, zaraz wszystko sprawdzę.
Zniknęła we wnętrzu biura, zza drzwi którego po chwili dał się stłumiony okrzyk, a potem głośny łomot.
Dziewczyna ukazała się w drzwiach, po czym je za sobą zamknęła i oparła się o nie. Była blada.
– Hm, może lepiej niech pan zaczeka w barku obok. Mają tam bardzo dobrą kawę.
– Nie, dziękuję – odparł. Po dzisiejszym poranku ochota na kawę całkiem mu przeszła. – Coś się stało?
Pokręciła głową, dysząc ciężko.
– Wchodzę – postanowił, odsuwając z klamki jej drżącą dłoń.
– Nie, proszę tego nie robić.
Zignorował jej protest. Co tu się wydarzyło? Włamanie? A może w środku siedzą potężnie skacowani pracownicy i ona nie chce, by potencjalny klient widział ich w takim stanie?
Nie spodziewał się jednak, że zastanie kompletnie opróżnione pomieszczenia. Nie było tam ani personelu, ani mebli. Żaluzje były odsłonięte, metalowe półki puste.
– Najpierw pomyślałam, że nas obrabowano – odezwała się Danica, obronnym ruchem krzyżując ręce na piersiach – ale… – Znów pokręciła głową. – Złodzieje zostawiliby po sobie bałagan, a to mi wygląda na robotę firmy przeprowadzkowej.
Luke poczuł bolesny ucisk w żołądku. Johanna zniknęła bez śladu. Jak mogły mu się przytrafić takie dwa nieszczęścia w jednym i tym samym dniu?
– Mnie nie było przez dwa tygodnie – mówiła cicho Danica, rozglądając się po pustej przestrzeni i poruszając po niej krokiem lunatyczki. – Tylko dwa tygodnie…
Zawartość jej przepastnej torby leżała rozsypana na podłodze. Zanim zdążył ją ostrzec, jej stopa zawadziła o pasek. Podtrzymał ją za ramiona, inaczej by upadła.
Z bliska jej włosy mieniły się tysiącem odcieni złota. Na drobnym zadartym nosku widniały delikatne piegi. Usta miała kształtne, dolną wargę kusząco zaokrągloną.
Pachniała wanilią i cynamonem. Przez moment miał ochotę sprawdzić, czy smakuje równie korzennie i słodko, jak pachnie.
I wtedy dotarło do niego, że jego plan uratowania Ruby Hawk zniknął tak samo nieoczekiwanie, jak meble z biura firmy Rinaldi.
– Dzięki za pomoc. – Danica usłyszała swój własny głos, jakby dobiegał z daleka. A może po prostu zdrzemnęła się w samolocie i cały ten koszmar jej się tylko śni?
Zamrugała energicznie, ale nie, widok wciąż był ten sam.
Przed nią stał Luke Dallas, szef Ruby Hawk Technologies. Zwany przez niektórych cyborgiem ze względu na nieokazywanie ludzkich uczuć.
Luke Dallas, który pod noszonym powszechnie w Dolinie Krzemowej mundurkiem składającym się ze spodni w kolorze khaki i klasycznej niebieskiej koszuli, skrywa ciało boga ze starożytnej Grecji. Nawet pachnie bosko: mieszaniną powietrza po burzy, świeżych cytrusów i wytwornej skórzanej uprzęży.
Poczuła, jak wszystko wokół niej wiruje coraz szybciej i szybciej. W końcu zamknęła oczy.
– Oddychaj – usłyszała stanowczy głos. – Wdech, wydech.
Zrobiła, jak jej kazał. Oparła się o niego, tak czuła się o wiele bezpieczniej. A potem on nagle się odsunął. Otworzyła oczy.
– Nie mam czasu zawozić cię na pogotowie, postaraj się więc nie przewrócić i nie zrobić sobie krzywdy – rzucił przez zęby. – Muszę już iść.
Starała się myśleć przytomnie, ale w głowie miała tylko zamęt. Jedno, z czego zdawała sobie jasno sprawę, to fakt, że wraz z jego odejściem zniknie jej szansa na zaprezentowanie mu usług Rinaldi Executive Search. I że może się pożegnać z obiecanym awansem.
Musi odnaleźć swoją szefową. Tu musiało zajść jakieś nieporozumienie.
– Johanna pewnie pod moją nieobecność przeniosła firmę pod inny adres. Ja nie zawsze byłam pod telefonem.
To prawda. W szpitalu, gdzie leży Matt, używanie komórek jest zakazane.
– Zaraz do niej zadzwonię.
Zaczęła pakować porozsypywane drobiazgi do torby. Gdzie jest telefon? W samolocie go jeszcze miała, w taksówce też…
O nie! Szukając pieniędzy, by zapłacić za przejazd, położyła komórkę na siedzeniu. I zapomniała o niej, wysiadając. Jej telefon może teraz być gdziekolwiek, nawet w Monterey.
– Znowu coś nie tak? – Luke Dallas wpatrywał się w nią nieustępliwie, aż poczuła ciarki na skórze.
– Nic takiego, po prostu o czymś zapomniałam – odparła lekkim tonem. Poczuła się nagle jak w liceum, kiedy członkowie klasowej elity dawali jej do zrozumienia, że nie ma czego wśród nich szukać.
– Mnie się wydaje, że wszystko jest nie tak – powiedział Luke. – Począwszy od pustego biura.
– Proszę dać mi kwadrans. Przeszukam swoje biurko i na pewno coś się wyjaśni.
Oby. Boże, spraw, żeby na biurku stał czynny telefon stacjonarny. I żeby Johanna przedstawiła jej jakąś wiarygodną wersję tego, co tu zaszło.
Luke przyzwalająco skinął głową, a Danica poszła do swojego boksu, który okazał się oczywiście pusty, jeśli nie liczyć pozbawionego pokrywki pudła na dokumenty.
Było w nim trochę osobistych drobiazgów, jakieś figurki bohaterów komiksów, które lubiła trzymać na półce. Prezent od brata, który dał jej, kiedy przeprowadzała się do Kalifornii. Miały jej przypominać, że ma moc.
Z trudem powstrzymała płacz.
Na wierzchu leżała kremowa koperta z inicjałami Johanny.
Danica wzięła ją do ręki, papier ciążył niby ołów.
Cześć, Danica!
Nie chciałam Ci zakłócać pobytu u rodziny, ale dostałam wspaniałą propozycję od Stavros Group! Stoję teraz na czele działu wyszukiwania talentów na cały region Azji i Pacyfiku. Siedzibę mam w Sydney, ale będę podróżować po całym świecie. Chcieli mnie przyjąć od zaraz, więc nie mogłam czekać, aż wrócisz 😟.
Britt od razu znalazła nową pracę, hurra! A jeśli już o tym mowa, sprawdź, proszę, czy włączyła w telefonach automatyczne sekretarki, okej?
Postaram się do ciebie zadzwonić, jak się trochę ogarnę, ale pewnie będę bardzo zajęta, więc to trochę potrwa. Zostawiam ci odcinek przekazu z ostatnią wypłatą i numer do prawnika, który zajmuje się likwidacją naszej firmy na wypadek, gdybyś miała jakieś pytania.
Ciao, buziaki!
Danica schowała dowód wypłaty do kieszeni. Dostała ekstra pieniądze za dwa tygodnie.
Dwa tygodnie. Na tyle wyceniła ją Johanna, której poświęciła trzy lata swojego życia, pomagając jej zbudować od podstaw własną firmę. Nie brała wolnego, nie miała wakacji, bardzo rzadko chorowała. Nagły wyjazd w sprawach rodzinnych to był pierwszy przypadek, kiedy zostawiła firmę na więcej niż dobę.
Osunęła się na podłogę. Czuła się gorzej, niż kiedy rzucił ją chłopak. Wtedy chociaż miała pracę i mogła finansowo wspomagać rodzinę, a teraz? Nie miała nawet swojego starego samochodu, bo poprosiła swoją współlokatorkę, Mai, żeby go sprzedała i pokryła z tego jej część wynajmu, gdyż kosztowny bilet do Nowego Jorku pozbawił ją oszczędności. Nie może teraz prosić o zwrot tych pieniędzy, Mai też jest biedna jak mysz kościelna.
Danica zawsze potrafiła dostrzec światełko w tunelu.
Aż do teraz. Bo teraz widziała przed sobą jedynie ciemność. I pustkę.
Luke patrzył, jak oddalająca się do swego boksu Danica nonszalancko potrząsa końskim ogonem. Trudno było nie zauważyć, że w podobny ruch wprawiała również inne partie ciała. Na wyrost zapewniła go, że załatwi wszystko z Johanną, do której wydzwaniał już od jakiegoś czasu i zawsze zderzał się z pocztą głosową.
Powinien dać sobie spokój, wrócić do swojego biura i zacząć wdrażać plany od B do Z. No i będzie musiał stawić czoło pytaniom o przejęcie, jakimi bez wątpienia zasypią go pracownicy.
W pustej przestrzeni rozległ się dziwny dźwięk: coś jakby pociąganie nosem.
Pokręcił głową. Płacz to tandetna sztuczka manipulacyjna. Pora się zwijać, pomyślał i położył dłoń na klamce.
Wtedy usłyszał kolejne podobne odgłosy.
Niech to szlag. Odwrócił się i poszedł w stronę boksu.
A tam Danica darła na drobne kawałki coś, co wyglądało na wytworną papeterię.
– Szał destrukcji, jak widzę – zauważył.
– Johanna przeniosła się do Sydney – usłyszał w odpowiedzi, której towarzyszył blady uśmiech i podejrzanie błyszczące spojrzenie.
– Dodzwoniłaś się do niej? – spytał zdumiony.
– Nie. Zostawiła mi staroświecką notkę. Pokazałabym ci, ale… – Drobne skrawki papieru przesypywały się jej przez palce. – Sądzę, że nasze środowe spotkanie jest już nieaktualne.
– No tak – odparł z nieuświadamianym do końca żalem i podał jej rękę. – Do widzenia. Jeśli uda ci się skontaktować z Johanną, powiedz jej, że potrzebuję… A właściwie dlaczego ona jest w Sydney? – zainteresował się nagle.
– Podobno dostała ofertę wymarzonej pracy. – Danica wzruszyła ramionami, kopiąc leżące na ziemi resztki pożegnalnego listu szefowej.
– Od kogo?
– Stavros Group. Dlaczego pytasz?
To był prawdziwy cios. Teraz już Luke rozumiał, jak starannie Nestor i Irene przygotowali swą pułapkę. Ciekawe, kogo jeszcze do tych przygotowań wciągnęli.
Mógłby przysiąc, że gdyby teraz zadzwonił do Gwen, dziewczyny, z którą ostatnio się spotykał, dowiedziałby się, że właśnie gdzieś za granicą występuje w jednej z licznych filmowych produkcji Stavros Group.
Boże, dał się podejść jak żółtodziób, który na studiach biznesowych naczytał się teoretycznych podręczników, a nie miał zielonego pojęcia o sztuce przetrwania. Zacisnął pięści, wbijając sobie paznokcie w skórę.
– Jak mogłem tego nie dostrzec – wycedził.
– A co ty masz wspólnego z nową pracą Johanny? – zdziwiła się Danica.
Pokręcił tylko głową, bo żadne słowo nie chciało mu przejść przez gardło. Nestor i Irene myśleli z wyprzedzeniem, nie to co on. Usunęli mu sprzed oczu Johannę, wiedząc, że do niej jako do pierwszej Luke zwróci się o pomoc. Nietrudno było to przewidzieć, skoro Irene – jako koleżanka z roku i jego, i Johanny – znakomicie orientowała się w jego układach towarzyskich. Lepiej niż on sam. Cholera.
– Muszę wracać do firmy – powiedział.
– O nie, nie wyjdziesz, zanim nie powiesz mi, o co w tym wszystkim chodzi – zaprotestowała Danica, blokując mu dojście do drzwi.
Postanowił ją wyminąć, ona jednak – z gracją, jaką ostatnio widział na benefisowym spektaklu miejskiego baletu San Francisco – stanęła mu na drodze, szeroko rozstawiając stopy i rozpościerając ramiona.
– Nie mam czasu na takie zabawy – mruknął, sięgając dłonią do klamki.
Złapała go za nadgarstek w miejscu, gdzie wyczuwa się puls. Spojrzeli sobie w oczy i przemknęło między nimi coś w rodzaju silnej elektrycznej iskry.
Zniżyła głowę i patrzyła teraz na niego spod długich ciemnozłotych rzęs. Koniuszkiem języka zwilżyła usta, jej oddech przyśpieszył. Jej niesamowite oczy niemal świeciły, co było widać dzięki unoszącemu się w powietrzu kurzowi. A co by było, gdyby teraz się pochylił i…
Zanim zdążył wprowadzić ten zamiar w czyn, Danica gwałtownie uniosła głowę. Atmosfera się nieco rozluźniła. Danica puściła jego dłoń.
– To nie jest zabawa. Ja gram o życie – powiedziała łamiącym się głosem. – Do dziś miałam pracę, którą lubiłam i w której byłam naprawdę dobra. Formalnie byłam asystentką, ale robiłam samodzielne projekty i miałam obiecany awans. Ale dziś rano… cyk! – Strzeliła palcami. – A sądząc po twoim zachowaniu, jesteś w to jakoś zamieszany. Czekam na wyjaśnienia.
Nie mógł jej powiedzieć prawdy. Jego nikt nie miał prawa zwyciężyć. A już na pewno nie Irene i jej ojciec.
W tym momencie dotarł do niego sens słów Daniki. Ona ma doświadczenie w rekrutowaniu kadry kierowniczej!
Przyszedł mu do głowy pewien plan. Może nie najbardziej elegancki, po którym Danica może uznać go za niepoczytalnego. I będzie miała rację, bo czyż fakt, że omal nie pocałował nieznajomej kobiety tylko dlatego, że zaintrygowały go jej usta, nie świadczy o tym, że on nie jest już sobą. Jednak szybki przegląd rozmaitych za i przeciw przywiódł go do wniosku, że to może nawet lepszy pomysł niż zamiar współpracy z nieprzewidywalną – jak się właśnie okazało – Johanną.
Danice właśnie zawalił się świat. Potrzebuje nowej pracy. I on może jej ją zaoferować. W ten sposób zdobędzie nad nią przewagę, a w biznesie to bardzo ważne.
Fakt, ona mu się podoba. Ale potrafi się zdyscyplinować, jest z tego znany.
– Mówisz, że jesteś dobra w znajdowaniu osób na wysokie stanowiska?
– Jestem najlepsza. A dlaczego pytasz? – Spojrzała na niego nieufnie.
– Bo mnie potrzebna jest żona. Najlepiej natychmiast. I ty mi ją znajdziesz.