Niedobici spod Stalingradu - ebook
Niedobici spod Stalingradu - ebook
W listopadzie 1942 roku wojska radzieckie przerwały niemieckie oblężenie i otoczyły Stalingrad. Uwięziono w ten sposób około 290.000 żołnierzy 6. Armii. Przez prawie trzy miesiące wojska niemieckie znosiły wszelkie okrucieństwa rosyjskiej zimy. W starciu z bezlitosną pogodą, mrozem, brakiem żywności i skromnymi zrzutami, tysiące ludzi umierały z głodu i zimna, a kolejne – w walce, od poniesionych ran lub w wyniku zakażenia.
Książka po raz pierwszy przedstawia w całości ponury los 6. Armii. Autor przeanalizował setki wcześniej niepublikowanych raportów, wywiadów, pamiętników i relacji prasowych i zebrał doświadczenia wojskowych różnej rangi, począwszy od prostych żołnierzy do generałów.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-15031-7 |
Rozmiar pliku: | 5,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od zakończenia bitwy stalingradzkiej minęło już ponad 70 lat, a mimo to zainteresowanie tym dramatycznym wydarzeniem wcale nie słabnie. To zdumiewające, ale fascynacja bitwą o to miasto trwa od dziesięcioleci, wywierając wpływ na ludzi wszystkich kontynentów, zarówno historyków, jak i wojskowych, polityków czy filozofów. Wystarczy chociażby prześledzić na różnych forach internetowych ożywione dyskusje, w których uczestniczą nawet bardzo młodzi ludzie, roztrząsający szczegóły tej bitwy i poszukujący biografii walczących w niej żołnierzy. Ciągle jeszcze tysiące żołnierzy uznaje się za zaginionych, a ich rodziny nie zaznają spokoju. Niemal codziennie w tej udręczonej ziemi byłego kotła stalingradzkiego znajduje się coraz to nowe groby. Od upadku ZSRR regularnie wyjeżdżają z Niemiec do Wołgogradu, jak obecnie nazywa się Stalingrad, grupy byłych żołnierzy lub ich rodziny, aby odwiedzić tam cmentarz wojenny Rososzka i spotkać się z rosyjskimi weteranami. Tym bardziej nie dziwi więc wydłużająca się co roku lista książek na ten temat.
Od 2003 roku pracuję nad serią wydawniczą pod tytułem Geschichte der Medizin – Die Ärzte von Stalingrad („Historia medycyny – lekarze spod Stalingradu”), w której ukazało się dotychczas siedem tomów, a dalsze są w opracowaniu. Postawiłem przed sobą zadanie opublikowania wspomnień byłego personelu medycznego należącego do jednostek sanitarnych 6. Armii i odtworzenia historii szpitali polowych oraz głównych punktów opatrunkowych w Stalingradzie. Temat ten jest całkowicie pomijany w historiografii, chociaż pod koniec stycznia 1943 roku większość żołnierzy, zdziesiątkowanych przez choroby, rany i odmrożenia, wegetowała jeszcze o głodzie i chłodzie w piwnicach miasta, prowizorycznych lazaretach, punktach opatrunkowych i innych jednostkach na terenie oblężonego Stalingradu.
W trakcie poszukiwania niepublikowanych dotąd relacji powstał niejako produkt uboczny w postaci ponad stu wywiadów, rękopisów, pamiętników i prywatnym sumptem wydanych broszur, książek oraz relacji, które przedrukowano w różnych czasopismach, dziennikach dywizji operujących w Stalingradzie, ale dostępne były one tylko dla ograniczonego kręgu czytelników, a ja wykorzystywałem je, spisując historię punktów sanitarnych. Ponieważ większość tego materiału nadawała się do publikacji książkowej, złożyłem ofertę wydawnictwu Ares w Grazu. Wydawcy, panu magistrowi Dworakowi-Stokerowi, dziękuję, że zdecydował się opublikować zebrane przeze mnie relacje świadków. Wybierałem je według następujących kryteriów: na pierwszym miejscu osobiste przeżycia, które nie dominowałyby, ale nie byłyby też zbyt lakoniczne, a przede wszystkim nie koncentrowałyby się nadmiernie na sprawach wojskowych. Czytelnika zainteresowanego dokładną analizą bitwy stalingradzkiej odesłałbym raczej do podstawowego dzieła Manfreda Kehringa. Pragnę nadmienić, że nie brano dotąd pod uwagę żadnych wspomnień żołnierzy służących w jednostkach sanitarnych, dlatego cytowałem je obszernie w mojej serii książkowej „Lekarze spod Stalingradu”.
Starałem się oddać głos różnej rangi wojskowym, od prostych żołnierzy po generałów, a nade wszystko uwzględnić takie relacje i opisy, które w szczególnie dobitny sposób odzwierciedlałyby dramatyczne wydarzenia w Stalingradzie. Następny problem powstał przy pytaniu, jak dalece powinno się uwzględniać relacje o niewoli jenieckiej, ponieważ wielu powracających z niewoli spisało swoje przeżycia. Zdecydowałem, że ograniczę się do określonego wycinka czasu – czyli bitwy stalingradzkiej, tak aby wszystkie relacje mogły się kończyć najpóźniej w momencie przemieszczania jeńców do obozów w okolicy miasta lub ich transportu. Wyjątek stanowi relacja generała dywizji Rodenburga; odwzorowuje ona los rzekomego „zbrodniarza wojennego”, który skazany został na długoletnie zesłanie do łagru. Nie zawsze można było odnaleźć autorów wspomnień, by uzyskać ich zgodę na kolejną publikację, prawie wszyscy bowiem powymierali, podobnie jak ich rodziny. Zwróciliśmy się zatem z prośbą do wydawców pisma „Kameraden” („Towarzysze”) i redakcji gazet wydawanych przez różne stowarzyszenia, które jeszcze istnieją, ponieważ większość wspólnot weteranów została rozwiązana z powodu wieku ich członków. Z podobnych przyczyn często nie udawało się odtworzyć biografii wymienionych w tekstach oficerów, ponieważ, z wyjątkiem generałów, trudno znaleźć odpowiednie informacje, nawet w Internecie. Częstokroć nie udawało się już ustalić pełnego imienia i nazwiska jakiegoś autora czy roku zapisu.
Tytuły poszczególnych relacji wyszły najczęściej spod mojego pióra, ponieważ ich autorzy ograniczali się zazwyczaj do nagłówka „Stalingrad”. Mimo wielości relacji starałem się unikać powtórzeń i dopasować tytuł do treści.
Książka została podzielona na trzy części. Pierwsza zawiera wspomnienia żołnierzy, którzy nie dotrwali do końca bitwy stalingradzkiej, ponieważ jako chorzy czy ranni zostali przedtem odtransportowani, jeśli tylko zabrali ich piloci albo załogi lotnicze przylatujące jeszcze do kotła. Druga część to relacje tych, którzy dostali się do niewoli radzieckiej, a trzecia część poświęcona jest niewypowiedzianym cierpieniom tych, którzy przeżyli mordercze marsze i tzw. obozy śmierci.
Wszystkie relacje zostały, w miarę możliwości, przedstawione w niezmienionej formie, jednakże nie zawsze dało się uniknąć stylistycznych poprawek. Niektórym opowiadaniom, przede wszystkim przy zapisie wywiadów, trzeba było nadać odpowiednią chronologię. Dla czytelności przekazu zastąpiono niekiedy w tekstach zmienne formy czasowe formą czasu przeszłego.
Dla tych czytelników, którzy nie są obeznani z wydarzeniami związanymi z batalią pod Stalingradem, przygotowałem krótkie streszczenie wprowadzające w kulisy tej bitwy, świadomie rezygnując z roztrząsania sytuacji i motywów, którymi kierowali się uczestnicy dramatu, a nade wszystko oceny moralnej. Wielu autorów tej książki zajęło podobne stanowisko, zatem czytelnik sam może sobie wyrobić własne zdanie.
------------------------------------------------------------------------
1 Manfred Kehring, Stalingrad. Analiza i dokumentacja bitwy. Artykuły dotyczące historii wojskowości i operacji wojennych, wydane przez Militärgeschichtliches Forschungsamt, Monachium 1993.Wprowadzenie
Na przełomie 1941 i 1942 roku, po klęsce pod Moskwą, Hitler zrezygnował z ponownego natarcia w strefie działania Grupy Armii „Środek”. Punkt ciężkości operacji wojskowych został przeniesiony raczej na odcinek południowy. Próby przełamania frontu w rejonie Charkowa w maju 1942 roku skończyły się dotkliwą porażką wojsk radzieckich, a zwycięstwo odniesione tu przez Niemców umacniało ich wiarę w dalsze sukcesy.
Nie słuchając rad generałów, Hitler chciał osiągnąć dwa cele jednocześnie: zahamować żeglugę na Wołdze pod Stalingradem, tym samym odcinając Armii Czerwonej dowóz z Azji Centralnej i Kaukazu materiałów strategicznych potrzebnych do prowadzenia wojny, a po drugie przechwycić źródła ropy na terytorium Kaukazu. Jednakże samo rozciągnięcie linii frontu aż do Stalingradu oznaczało powstanie flanki o długości 700 kilometrów. Do samego jej zabezpieczenia potrzeba było 50 dywizji, nie mówiąc już o trudnościach, które wiązały się z przegrupowaniem tych sił. Całe przedsięwzięcie mogłoby się udać tylko przy całkowitym załamaniu radzieckich frontów, krótko mówiąc: pod warunkiem, że Armia Czerwona byłaby gotowa zrezygnować z walki, zdając się na pastwę losu i całkowitą zagładę. Zamiast tego jednostki wycofały się w głąb bronionego obszaru. Gdy w okresie od 19 sierpnia do 2 września czoło XIV Korpusu Pancernego zbliżyło się do miasta i dotarło do Wołgi, radzieckie wojska już na dobre rozlokowały się w ruinach wzdłuż linii rzeki, skąd nie dało się ich wyprzeć. Coraz to nowe jednostki niemieckie wykrwawiały się przez kolejne miesiące podczas uporczywych walk o ruiny domów i fabryk. W owym czasie obrócone w perzynę miasto legło w gruzach.
19 listopada rozpoczęło się wielkie natarcie wojsk radzieckich od północy i południa na słabe flanki wroga, które zabezpieczały niedostatecznie uzbrojone armie: rumuńska, włoska i węgierska. Po zaledwie trzech dniach 23 listopada wojska radzieckie okrążyły i zamknęły w kotle 6. Armię w okolicach Stalingradu. Groziło to także odcięciem od niemieckiego frontu 4. Armii Pancernej, która dotarła do Kaukazu.
Ze względów strategicznych należało teraz szybko wycofać 22 niemieckie i 2 rumuńskie dywizje – dopóki było to jeszcze możliwe – albo też nakazać ewakuację z kotła w celu skrócenia linii frontu. Wobec zaistniałej sytuacji naczelny dowódca 6. Armii, generał Paulus, zwrócił się w dalekopisie do Hitlera z prośbą o swobodę w podejmowaniu działań. Wszyscy doradcy wojskowi Führera uważali za całkowicie nierealne zaopatrzenie z powietrza 280 tysięcy ludzi zamkniętych w kotle i nalegali na ich ewakuację. Dowództwo 6. Armii zostało nawet zawiadomione, by czyniono już odpowiednie przygotowania, gdy nagle rano 24 listopada Göring – wbrew radom swoich ekspertów – oświadczył chełpliwie, że Luftwaffe będzie jakoby w stanie zaopatrzyć otoczoną armię Paulusa. Tym samym życzenie Hitlera, aby utrzymać miasto za wszelką cenę, zostało spełnione, ku przerażeniu Paulusa i jego dowódców, którzy jednak nie odważyli się oponować. Jedynie generał von Seydlitz wyraził sprzeciw, domagając się w memorandum z 25 listopada natychmiastowej ewakuacji.
Jednak Paulus nie był na tyle silny, by sprzeciwić się rozkazowi Führera, zwłaszcza że nieposłuszeństwo w jego oczach oznaczało z reguły zagrożenie dla każdego kierownictwa. Seydlitz też w końcu uległ.
Mimo to 12 grudnia 1942 roku rozpoczęto operację „Wintergewitter” („Burza zimowa”), która miała doprowadzić do wydostania się z kotła, ale prowadzono ją bez przekonania, tj. niewystarczającymi siłami. Po siedmiu dniach dywizje przybyłe na odsiecz znajdowały się jeszcze w odległości 50 kilometrów od południowo-zachodniej krawędzi kotła, ponieważ w wyniku wzmożonych radzieckich kontrataków operacja utknęła w miejscu. Próby wydostania się z okrążenia znów spełzły na niczym, a w tym czasie nadzieja na powodzenie operacji była pod znakiem zapytania; zdarzały się już pierwsze przypadki śmierci głodowej. Zbyt późno stało się jasne, że nie ma co liczyć na odsiecz i że los okrążonych jest przesądzony, zwłaszcza że front coraz bardziej oddalał się od kotła, a zaopatrzenie 6. Armii nie przekraczało czasami nawet dziesięciu procent przewidywanych dostaw.
Odtąd chodziło już tylko o to, by zorganizować obronę wewnątrz kotła, która wiązałaby jak najwięcej sił radzieckich. Na początku grudnia 1942 roku doszło do zmasowanych ataków wojsk radzieckich na zachodni odcinek kotła i tzw. Nordriegel – zaporę północną; obie pozycje mogły być utrzymane tylko kosztem ogromnych strat. Paulus odrzucił jednak wezwanie do kapitulacji. 10 stycznia 1943 roku nastąpiło wielkie natarcie na kocioł, powoli front zaczął się zwijać od zachodu na wschód. Zawzięcie mobilizowano teraz ostatnie siły obrony, tworząc z rozproszonych jednostek bataliony forteczne. Utrata 23 stycznia ostatniego lotniska na zachodnich obrzeżach miasta oznaczała kres wszelkich nadziei na uratowanie okrążonych. Niedobitki 6. Armii wycofywały się w popłochu, szukając schronienia w ruinach miasta. 26 stycznia Paulus wraz ze swoim sztabem przeniósł się do piwnic domu towarowego przy placu Czerwonym. Żołnierze z 297. Dywizji Piechoty złożyli broń i poddali się jako pierwsi. Mimo rozpaczliwej sytuacji, braku amunicji i zaopatrzenia oraz jakiejkolwiek nadziei na zmianę położenia okrążonych wojsk Hitler wydał im rozkaz trwania do ostatka. Kiedy wojska niemieckie znalazły się w potrzasku, Seydlitz nakazał swojemu LI Korpusowi wystrzelanie resztek amunicji i zaprzestanie walki, w następstwie czego został zdegradowany i uwięziony. 27 stycznia kocioł został ostatecznie podzielony na część północną i południową, które zdane tylko na siebie musiały toczyć teraz samodzielną walkę.
31 stycznia Paulus ze swoim sztabem i operującymi tam wojskami poddał się, wybierając niewolę, ale nie podpisał kapitulacji. Wzbraniał się na przekór nalegającym Rosjanom przed wydaniem rozkazu o wstrzymaniu obrony w północnej części kotła, która skapitulowała dopiero 2 lutego.
Około 90 tysięcy rannych, chorych i wygłodzonych żołnierzy, wielu z odmrożeniami, dostało się do niewoli; poległo prawie 147 tysięcy, około 35 tysiącom udało się ewakuować drogą lotniczą. Większość jeńców niemieckich zginęła w marszach i tzw. obozach śmierci wokół Stalingradu. Jedynie 6 tysiącom z nich dane było znów zobaczyć ojczyznę.
------------------------------------------------------------------------
2 Friedrich Paulus (*23 IX 1890, Breitenau-Gershagen, †1 II 1957, Drezno) wstąpił do wojska w 1910 roku w stopniu chorążego, w 1911 roku otrzymał stopień podporucznika, a pod koniec wojny w 1918 roku stopień kapitana. Pod koniec lat dwudziestych służył w sztabie 5. Dywizji w Stuttgarcie i był kierownikiem kursów sztabowych. W 1938 roku został szefem Sztabu Generalnego XVI Korpusu Armijnego, a od 1939 był szefem Sztabu Generalnego 4. Grupy Armii w Lipsku (przemianowanej następnie na 6. Armię). W 1940 roku w stopniu generała dywizji został głównym kwatermistrzem, tj. pierwszym zastępcą szefa Sztabu Generalnego wojsk lądowych. Na tym stanowisku wypracowywał koncepcję planu wojny ze Związkiem Radzieckim o kryptonimie „Fall Barbarossa”. Jako generał wojsk pancernych 5 stycznia 1942 roku przejął dowództwo nad 6. Armią. 6 stycznia 1943 roku został awansowany do stopnia generała broni, a 31 stycznia 1943 roku Hitler awansował go do stopnia feldmarszałka. Po zamachu na Hitlera (w lipcu 1944 roku) przystąpił do antyfaszystowskiego Związku Oficerów Niemieckich (połączonego później z Komitetem Narodowym „Wolne Niemcy” – przyp. tłum.) i występował w procesie norymberskim jako świadek oskarżenia. Do Niemiec Paulus wrócił z niewoli radzieckiej dopiero 17 listopada 1953 roku i aż do śmierci mieszkał w Dreźnie, wówczas na terytorium NRD.
3 Walther von Seydlitz-Kurzbach (*22 VIII 1888, Hamburg, †28 IV 1976, Brema) wstąpił do wojska w 1908 roku. W okresie I wojny światowej w 1917 roku – kapitan, w 1930 roku – major, w 1936 roku – pułkownik, w 1941 roku – generał dywizji. 1 czerwca 1942 roku awansowany do stopnia generała artylerii, a wcześniej, 4 maja 1942 roku, został mianowany dowódcą LI Korpusu Armijnego. Od 11 września 1943 do 3 listopada 1945 roku był przewodniczącym Związku Oficerów Niemieckich. 8 czerwca 1950 roku został skazany na karę śmierci za rzekome zbrodnie wojenne, ale później w drodze łaski karę zamieniono mu na 25 lat więzienia. Z niewoli radzieckiej zwolniony został dopiero 6 października 1955 roku.Michael Deiml Ostatnie lądowanie w kotle
Michael Deiml (*28 III 1918, Auerbach w Górnym Palatynacie, †9 II 2009, Pegnitz). Z wykształcenia pilot wojskowy, uczestniczył w zrzutach zaopatrzenia dla okrążonej 6. Armii. Po wojnie aż do emerytury pracował jako urzędnik policyjny
Po zakończeniu szkolenia na strzelca pokładowego, a następnie mechanika pokładowego, prowadzonego od grudnia 1939 do marca 1940 roku przy Wyższej Szkole Pilotów Samolotów Bojowych nr 4 w Toruniu w Prusach Zachodnich i od 1 kwietnia do 30 września 1940 roku w 55. Pułku Bombowym przy 3. Zapasowej Grupie Bojowej w Krakowie, zostałem przydzielony do pułku myśliwców przechwytujących.
Z moją pierwszą załogą uczestniczyłem w 20 akcjach bojowych na terenie Francji i w 9 nad Anglią. Wiosną 1941 roku załoga ta pod dowództwem podporucznika Müllera zginęła podczas akcji bojowej, zestrzelona przez myśliwce angielskie nad kanałem La Manche. Ponieważ byłem w tym czasie chory i leżałem w polowym szpitalu wojskowym w Monachium-Oberföhring z powodu ropnego zapalenia ucha środkowego, zastąpił mnie wtedy sierżant Simon, który zginął.
1 października 1941 roku, gdy wróciłem do zdrowia po pobycie w kompanii rekonwalescentów pilotów samolotów bojowych Quedlinburg, znów znalazłem się w 55. Pułku Bombowym, uczestniczącym tym razem w wojnie z Rosją. Przydzielono mnie do 3. Grupy 7. Eskadry oraz nowej załogi, z którą 7 października 1941 roku rozpocząłem w ZSRR z lotniska Kirowograd mój 30 już lot bojowy przeciwko nieprzyjacielowi. Ze względu na uczestnictwo w wielu akcjach na froncie – łącznie 387 lotów bojowych – nie byłbym w stanie opisać każdej z nich, jednakże chciałbym skomentować mój udział w bitwie stalingradzkiej. Po Kaukazie i innych akcjach w rejonie Morza Czarnego rozpocząłem moim 139 lotem na nieprzyjaciela akcje bojowe w rejonie Stalingradu.
Michael Deiml . Latał jako strzelec i mechanik pokładowy He 111 (1943. He 111 im Verbandflug)
21 sierpnia 1942 roku wylatywaliśmy dwukrotnie z lotniska Kramatorskaja, o 6.30 i 13.40, w zachodni rejon Stalingradu, atakując wojska radzieckie. Po wielu akcjach przenieśliśmy się 23 sierpnia 1942 roku na lotnisko Morozowskaja. 24 sierpnia 1942 roku rozpoczęliśmy zmasowane naloty bombowe na Stalingrad. Zaczynały się one o godzinie 6.30, 11.30 i 15.15. Bombardowaliśmy z powietrza całe miasto, między innymi dworzec kolejowy. Coraz częściej dawała nam się we znaki silna artyleria przeciwlotnicza nieprzyjaciela. Z moją załogą pod dowództwem sierżanta sztabowego Dietricha wylatywałem prawie codziennie nad Stalingrad i jego obrzeża z lotnisk Kramatorskaja, Morozowskaja i Tacinskaja, aż do 3 października 1942 roku. Od 21 sierpnia do 3 października 1942 roku, czyli przez sześć tygodni, wykonaliśmy 58 nalotów, spędzając w powietrzu za każdym razem od dwóch do czterech i pół godziny. Naszym zadaniem było bombardowanie określonych celów. W tamtejszym stepie znajdowało się wiele wąwozów; szczególnie wielki rozciągał się na północny zachód od Stalingradu – nazywaliśmy go „Gratschital”. Musieliśmy ponownie atakować wroga, aby nie tylko zwalczyć radzieckie wojska, ale także ich stanowiska i bazy zaopatrzenia. W wąwozie „Gratschital” rozlokowało się szczególnie dużo Rosjan. Bardzo często przychodziliśmy z odsieczą naszym wojskom lądowym w walce z oddziałami radzieckimi. Nasze akcje odbywały się z reguły za dnia. Inne cele punktowe na terenie miasta, jak dworce, zakłady przemysłowe i lotniska, również te położone na wschód od Wołgi, atakowaliśmy zarówno w ciągu dnia, jak i nocą. Wielokrotnie byliśmy ostrzeliwani i trafiani przez działa przeciwlotnicze i myśliwce. Na szczęście nikt z naszej załogi nie ucierpiał podczas tych akcji.
Michael Deiml, pilot wojskowy, uczestniczył w zrzutach zaopatrzenia dla oblężonej w kotle 6. Armii
Chciałbym wspomnieć tu ostatnią akcję z drugą załogą (Dietrich); to był mój 196 lot bojowy. Nasz samolot, bombowiec He 111, oznaczony numerem G1+BD, wystartował z lotniska Kramatorskaja 2 października 1942 roku o godzinie 20.45. Około godziny 23.00 rozpoczęliśmy bombardowanie lotnisk na wschód od Stalingradu, z tamtej strony Wołgi. W świetle skierowanych na nas reflektorów zostaliśmy ostrzelani przez radzieckie działo przeciwlotnicze, ale nikt z nas nie został trafiony. Na skutek awarii radionawigacji FT, radiostacji tak na „krótkich”, jak i na „długich”, nie mogliśmy określić żadnej lokalizacji. Nasza obsługa naziemna słyszała nas jednak, ponieważ oba nadajniki jeszcze działały. Jak dowiedzieliśmy się później, przelecieliśmy blisko obszaru operacji i nocą bez żadnej orientacji polecieliśmy dalej. W końcu postanowiliśmy lecieć w kierunku południowym, oby tylko dotrzeć nad Morze Azowskie, a ponieważ nocą odróżnia się wodę od lądu, zatem można by się zorientować po linii brzegowej. Ponieważ nie wiedzieliśmy jednak, gdzie się znajdujemy, obawialiśmy się, że wlecimy na obszar zajęty przez Rosjan. Więc podporucznik Winkler – obserwator krzyknął kilkakrotnie do dowódcy, sierżanta sztabowego Dietricha: „Willi, leć na Zachód, w przeciwnym razie wylądujemy u Iwana!”. Ogólnie rzecz biorąc, Ruski budził wtedy strach. Po błądzeniu w te i wewte trzymaliśmy się mimo wszystko kursu na południe, ponieważ mieliśmy coraz mniej benzyny lotniczej. Około godziny 4.30 dotarliśmy nad wybrzeże Morza Azowskiego. Jeszcze bladym świtem zorientowaliśmy się, że z powodu braku paliwa nie zdołamy już dolecieć do najbliżej leżących lotnisk Nikołajew i Mariupol. Musieliśmy więc niezwłocznie lądować, ryzykując przyziemienie na brzuchu, w jakimś polu, w odległości 15 kilometrów od Berdiańska nad Morzem Azowskim. Podczas kołowania wysunęliśmy już podwozie, ale wciągnęliśmy je z powrotem. Zachodziła obawa, że przy awaryjnym lądowaniu z częściowo wysuniętym podwoziem wpadlibyśmy przy prędkości lądowania 150 km/h w jakąś głębiej położoną i niewidoczną z góry polną drogę, co mogłoby doprowadzić do skapotowania maszyny, a w konsekwencji do naszej śmierci. Wracaliśmy później etapami na piechotę do naszej bazy lotniczej i dotarliśmy tam po kilku dniach.
W październiku nasz dowódca, sierżant sztabowy Dietrich, przeniesiony został jako instruktor pilotażu do 4. Grupy jednostki zapasowej 55. Pułku Bombowego, a moja druga jak dotąd załoga została rozwiązana. Pozostali członkowie załogi zostali przeniesieni do innych załóg, ponieważ coraz częściej dochodziło do strat personelu. Na razie więc jeszcze bez załogi w grudniu 1942 roku powróciłem po urlopie do mojej eskadry w ZSRR. Nasza grupa operacyjna znajdowała się na lotnisku w Nowoczerkasku. 18 stycznia 1943 roku jako pomocnik poleciałem na akcję wraz z załogą, którą dowodził plutonowy Püschel. W locie koszącym ostrzeliwaliśmy z broni pokładowej na wschód od Nowoczerkaska wojska radzieckie zgrupowane nad południowym Donem.
Potem przeszedłem do mojej trzeciej załogi pod dowództwem plutonowego Adriana, gdzie byłem mechanikiem pokładowym. W skład naszej załogi wchodzili jeszcze: strzelec pokładowy plutonowy Werner Deiters, radiotelegrafista starszy kapral Werner Schubert i obserwator starszy kapral Willi König. Ponieważ od 22 listopada wojska niemieckie znajdowały się w okrążeniu, lataliśmy teraz tylko z akcjami zaopatrzenia. Zrzucaliśmy między innymi zasobniki z żywnością i worki z chlebem, a podczas lądowań w kotle zabieraliśmy rannych, a czasami nawet korespondentów wojennych czy zestrzeloną załogę.
Na pierwszą akcję z moją trzecią załogą, a zarazem w mój 198 lot bojowy, poleciałem 12 stycznia 1943 roku. Na pokładzie bombowca He 111 o numerze G1+DS wystartowaliśmy o godzinie 7.45 z Nowoczerkaska, a wylądowaliśmy o godzinie 9.55 na lotnisku Pitomnik. Znajdowała się tam cała masa rannych żołnierzy niemieckich, poza tym ludzie z organizacji Todt, wszyscy raczej starsi wiekiem. Nosili lekkie mundury w kolorze oliwkowym. Na pytanie, jakim trafem znaleźli się w kotle, wyjaśniali, że pracowali przy utrzymywaniu w stanie używalności drogi z miasta Kałacz do Stalingradu. Po odprawieniu starszego kaprala z pewnej jednostki wojskowej, który przyleciał z nami, a dostarczał z Niemiec części zapasowe do różnych urządzeń w swojej jednostce, rozpoczęliśmy przy pomocy ludzi z organizacji Todt wyładunek zasobników z żywnością.
Następnie wypakowaliśmy z samolotu około dwudziestu worków pełnych bochenków chleba, które mieliśmy tam dostarczyć. Po wzięciu na pokład ośmiu rannych żołnierzy i jednego korespondenta wojennego zaczęliśmy kołować na pas startowy. Podczas lotu w tę stronę nasz samolot został trafiony przez artylerię przeciwlotniczą w usterzenie i tylną część kadłuba, ale mimo 50 przestrzelin nadal nadawał się do latania! Ponieważ nie był to samolot transportowy, ale bojowy, z komorami bombowymi, dodatkowymi zbiornikami paliwa we wnętrzu etc., mogliśmy zabrać tylko ośmiu rannych żołnierzy. Z lotniska Pitomnik wystartowaliśmy o godzinie 10.50, a w Nowoczerkasku wylądowaliśmy około godziny 12.10. Potem, gdy 15 października 1943 roku Pitomnik został zajęty przez armię radziecką, dysponowaliśmy już tylko jednym lotniskiem – Gumrak. Ponieważ lądowanie w Gumraku wiązało się z dużym niebezpieczeństwem z powodu bardzo zniszczonej płyty lotniska – wszędzie ślady po pociskach i wybuchach, porozrzucane części uzbrojenia i pojazdów etc. – mogli przyziemić się tam jeszcze tylko nieliczni i to z wielkimi trudnościami. Skierowane do walki eskadry lotnicze otrzymywały odtąd rozkazy od specjalnego pełnomocnika Führera, marszałka lotnictwa Milcha: „Bezwarunkowo lądować!”. Tymczasem w wyniku kolejnych strat nasza 3. Grupa Bojowa 55. Pułku Bombowego była wyraźnie osłabiona: z 27 załóg zostało jedynie 12.
18 stycznia do akcji na wydany rozkaz: „Lądowanie w Gumraku” zdolne były jeszcze zaledwie 3 z 12 załóg; pozostałe odpadły z powodu uszkodzonych samolotów, chorób członków załogi itd. Nasze trzy załogi, którymi dowodzili: podporucznik Georg Leipold, plutonowy Peter Adrian i starszy kapral Heinz Danz, przewiezione zostały małą ciężarówką z kwatery na lotnisko w Nowoczerkasku. Panowało lodowate zimno, poniżej minus 20 stopni, w górze zimniej niż minus 40 stopni. W drodze na lotnisko sierżant sztabowy Lochner z Bad Berneck powiedział, że ma złe przeczucie, jeśli chodzi o naszą akcję. Gdy dotarliśmy na miejsce, obsługa naziemna podnosiła już temperaturę silników naszego samolotu za pomocą nagrzewnic z ciepłym powietrzem. Gdy zameldowano gotowość maszyny do startu, weszliśmy na pokład i zaczęliśmy kołować do pasa startowego. Nasz He 111 o numerze G1+AR wystartował o godzinie 20.40, a około 22.00 podchodziliśmy do lądowania na lotnisku w Gumraku. Nie mogliśmy jednak wylądować i musieliśmy ponowić manewr, ponieważ na pasie startowym pojawiły się jakieś przeszkody: przy trzeciej lampie pasa zatrzymał się jakiś przypuszczalnie uszkodzony samolot i nie mógł ruszyć z miejsca. Manewr podejścia powtarzaliśmy z osiem lub nawet dziesięć razy, przy czym za każdym razem musieliśmy wysuwać i wciągać podwozie z powrotem. Mimo rozkazu nie byliśmy w stanie wylądować, więc zaczęliśmy, stojąc nad otwartym włazem w lodowatym ciągu powietrza, wyrzucać w pośpiechu z samolotu zasobniki z zaopatrzeniem i 20 worków z chlebem. Latające w pobliżu radzieckie myśliwce nie wydawały się groźne. Załoga Danza miała podobne problemy jak my, też nie mogła wylądować. Samolot z załogą Leipolda nie wrócił do bazy i słuch o nim zaginął. Nie wiadomo, czy został zestrzelony przez namierzone przez nas radzieckie myśliwce.
Podobne przeszkody czekały nas 20 stycznia 1943 roku podczas następnej, tym razem nocnej akcji. Nasz samolot He 111 o numerze G1+ZR wystartował o godzinie 1.30 z Nowoczerkaska i około półtorej godziny krążyliśmy nad lotniskiem w Gumraku bez możliwości lądowania. Znowu zrzuciliśmy zaopatrzenie i o godzinie 5.55, po niemal pięciu godzinach lotu, wróciliśmy na lotnisko w Nowoczerkasku. Ponieważ wbrew rozkazowi nie lądowaliśmy w Gumraku, złożyliśmy pisemne sprawozdanie, na które nie otrzymaliśmy jednak żadnej odpowiedzi. Podczas dziennych lotów do Gumraku, przy pełnej widzialności lądowiska, znaleźlibyśmy zapewne jakąś możliwość przyziemienia, ale nigdy już nie lataliśmy tam za dnia!
Od 17 do 21 stycznia 1943 roku, już po utracie lotniska Pitomnik, uczestniczyliśmy w dziesięciu akcjach dziennych i nocnych – ze zrzutami zaopatrzenia i atakując wojska radzieckie i stanowiska artylerii wroga, między innymi w pobliżu naszej bazy lotniczej w Nowoczerkasku i na wschód od Rostowa nad Donem. Gdy 21 stycznia straciliśmy także ostatnie lotnisko Gumrak, w odległości około 10 kilometrów na zachód od Stalingradu można było jeszcze lądować jedynie na zapasowym lotnisku Stalingradzki, które utworzono jeszcze bliżej granicy miasta. Taka możliwość istniała jeszcze tylko 22 i 23 stycznia, kiedy lotnisko Stalingradzki nie zostało jeszcze zdobyte przez Rosjan. 22 stycznia 1943 roku o 9.05 wystartowaliśmy z Nowoczerkaska na pokładzie naszej maszyny He 111 o numerze G1+CR, a na zapasowym lotnisku Stalingradzki wylądowaliśmy o godzinie 10.45. Przed nami roztaczał się przytłaczający, godny pożałowania widok. Przy lodowatej temperaturze poniżej 30 stopni zastaliśmy tam naszych żołnierzy w lekkich cienkich mundurach, wygłodzonych, przemarzniętych i niemal w bezruchu. Podczas wyładunku zasobników z zaopatrzeniem i worków z chlebem jeden sprawny jeszcze kapitan z artylerii przeciwlotniczej powiedział mi, że ostatniej załodze, która tu wyląduje, zamierza przekazać swój testament, a nosi go stale przy sobie w kieszeni płaszcza. Następnego dnia, gdy lądowaliśmy tam po raz ostatni, nie zobaczyłem już tego kapitana. Z powodu siarczystego mrozu podczas naszego ostatniego pobytu musieliśmy uruchamiać zimne silniki, kręcąc ręcznie śmigłami, ponieważ nie dysponowaliśmy żadnymi urządzeniami nagrzewczymi. Oprócz wyżywienia spuściliśmy jeszcze trochę benzyny z jednego z naszych zbiorników w celu zaopatrzenia pojazdów na lotnisku, które nie miały już żadnego paliwa. Spośród wielu rannych czekających na ewakuację mogliśmy zabrać na pokład, niestety, tylko kilku; poza tym musieliśmy ewakuować jedną załogę samolotu, który zestrzelono nad kotłem. Wystartowaliśmy o 11.25 i znów szczęśliwie wylądowaliśmy o godzinie 12.55 w Nowoczerkasku.
Tego samego dnia musieliśmy lecieć na lotnisko Stalino, gdzie nasz samolot został załadowany amunicją dla piechoty zapakowaną w pojemniki po bombach. Potem, o godzinie 16.30, odlecieliśmy z lotniska Stalino w kierunku kotła stalingradzkiego, gdzie zrzuciliśmy naszym wojskom te skrzynie z amunicją. O 19.50 powróciliśmy do Nowoczerkaska.
23 stycznia na pokładzie tej samej maszyny odlecieliśmy o godzinie 7.25 rano z Nowoczerkaska i o 9.20 wylądowaliśmy na lotnisku Stalingradzki. Podczas rozładowywania worków z chlebem zostaliśmy nagle ostrzelani przez radzieckie myśliwce. Natychmiast wyskoczyłem z samolotu, strzelając z karabinu maszynowego MG 15 do atakujących nas pilotów. Na szczęście ani samolot, ani nikt z naszej załogi oraz skupionych wokół nas rannych żołnierzy nie został trafiony. Myśliwce radzieckie nie ponowiły już ataku w czasie naszej obecności. W pośpiechu dalej wyładowywaliśmy worki z chlebem. Nagle usłyszeliśmy głuche uderzenie i gdy spojrzeliśmy w tym kierunku, zobaczyliśmy, jak jeden żołnierz upada bez głowy tuż obok wirującego śmigła, przy lewym silniku naszego samolotu. Ze szczątków głowy pozostały zaledwie plamy krwi po lewej stronie podwozia. Dwaj żandarmi zabrali nieżyjącego i zajęto się jego identyfikacją oraz pochówkiem. Mimo wzburzenia tym incydentem musieliśmy jak najszybciej wyładowywać resztę, ponieważ można się było liczyć z kolejnymi atakami pilotów radzieckich. Teraz z ośmioma rannymi, których zabraliśmy na pokład, mogliśmy kołować już do pasa startowego. Bardzo wielu z nich, także ci, których widzieliśmy dzień wcześniej, musiało pozostać w kotle, podobnie jak ranny żołnierz z ramieniem w gipsie, który zwrócił wtedy moją uwagę i tym razem nie zabrał się z nami. Przed startem Adrian powiedział, że mam wysiąść i poprawić ster wysokościowy usterzenia ogonowego, aby się już nie klinował. Został on uszkodzony wcześniej podczas lądowania, kiedy samolot uderzył w 30–40-centymetrową pryzmę zlodowaciałego śniegu. Po otwarciu włazu w podwoziu wysiadłem i w tylnej części samolotu wygiąłem odkształcony ster. W tym czasie przez otwarty właz wszedł do samolotu jeden z rannych. Gdy pobiegłem za nim, spojrzał na mnie zdesperowany, jakby walczył o życie, i poprosił, by mógł zostać w samolocie. Nie mogę zapomnieć tego spojrzenia. Choć byliśmy już w pełni obciążeni, wpuściłem go do środka, nic nie mówiąc o dodatkowym rannym żołnierzu dowódcy, plutonowemu Adrianowi, który siedział już w kokpicie za sterami. Po tych wszystkich wydarzeniach po półtoragodzinnym locie wylądowaliśmy i o godzinie 10.45 mogliśmy lecieć z powrotem. Oprócz naszego samolotu nie zauważyliśmy na lotnisku żadnej innej maszyny Luftwaffe. Czy lądowały tam jeszcze jakieś samoloty po naszym odlocie i ile, tego nie wiem. Wiadomo jednak, że tego samego dnia utraciliśmy lotnisko Stalingradzki i że wówczas odleciał z niego ostatni niemiecki samolot.
Od 24 do 29 stycznia 1943 roku lataliśmy jeszcze siedmiokrotnie z zaopatrzeniem, które zrzucaliśmy nad kotłem stalingradzkim. Ostatni wylot nastąpił w nocy z 28 na 29 stycznia. Naszym He 111 o numerze G1+FR startowaliśmy i lądowaliśmy za każdym razem w Nowoczerkasku: 28 stycznia pierwszy wylot o godzinie 20.55, a powrót o 23.35, zrzut nad kotłem około godziny 22.30; 29 stycznia start o godzinie 0.45, lądowanie o 3.15, zrzut w kotle około 2.00 w nocy – jak zwykle nad południową, najsilniej obleganą częścią Stalingradu. Centrum miasta zostało już zdobyte przez wojska radzieckie, a na północy znajdował się mniejszy kocioł. Musieliśmy schodzić na pułap 300 metrów, aby zaopatrzenie rzeczywiście trafiło do naszych. Do bazy lotniczej w Nowoczerkasku wracaliśmy, lecąc na pułapie 3500 metrów lotem koszącym na wschód, nad Wołgą i nad kałmuckimi stepami. Odbiór ostatniego zrzutu został jeszcze potwierdzony z kotła przez radio.
Uczestniczyłem łącznie w 81 lotach bojowych w walkach o Stalingrad. Z tego 59 stanowiły naloty i walki w powietrzu, a 22 akcje to zrzut zaopatrzenia i ewakuacja rannych żołnierzy. Wszystkie dane, które przytoczyłem, udokumentowałem w moich dziennikach pokładowych, które zachowałem do dziś. Personel latający zobowiązany był do ich prowadzenia. Zapisywano w nich wszystkie loty, łącznie z nalotami. Te dane zostały potwierdzone przez obecne władze.
Podczas służby w Luftwaffe przeżyłem wiele niebezpiecznych sytuacji. Moja trzecia załoga pod dowództwem plutonowego Petera Adriana zginęła w pożarze po zderzeniu samolotu z ziemią 5 marca 1943 roku w wyniku zestrzelenia przez radzieckie myśliwce w okolicy wsi Merefa w pobliżu Charkowa. Nie uczestniczyłem w tej akcji z powodu choroby. Zastąpił mnie sierżant sztabowy Ramsberger, który także zginął. Samolot trzeciej z latających z nami załóg pod dowództwem starszego kaprala Heinza Danza został zestrzelony 10 sierpnia 1943 roku. Z moją czwartą i ostatnią załogą pod dowództwem kapitana Schmidta zostaliśmy trafieni w sierpniu 1943 roku przez radziecki myśliwiec. Siedzący obok mnie radiotelegrafista zginął na miejscu, a obserwator został ranny. Mimo udziału w licznych lotach bojowych podczas czteroletniej służby wojskowej udało mi się cało powrócić po wojnie do domu.
Po 56 latach, 12 maja 1999 roku, za pośrednictwem związku narodowego „Niemiecka Opieka Nad Grobami Wojennymi” (VDK) poleciałem po raz 82 do Stalingradu (obecnie Wołgograd), ale tym razem samolotem linii lotniczych Fluggesellschaft Kondor, i to z okazji poświęcenia 13 maja, kiedy przypada święto Wniebowstąpienia Pańskiego, niemieckiego cmentarza wojennego Rososzka.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
------------------------------------------------------------------------
4 Relacja ta została napisana w grudniu 1999 roku i przekazana do publikacji w formie maszynopisu przez autora, który dołączył do dokumentacji swój dziennik pokładowy, potwierdzający wszystkie wymienione w relacji loty bojowe i lądowania w kotle.
5 Organizacja Todt – w skrócie: OT – rozrosła się podczas wojny do potężnej organizacji paramilitarnej, zatrudniającej początkowo Niemców niezdolnych już do służby wojskowej oraz przedpoborowych, którzy podlegali obowiązkowi pracy. Później zatrudniano w niej przymusowo także wielu zagranicznych robotników i inżynierów z krajów okupowanych. Budowali oni w Rzeszy i na terenach okupowanych obiekty wojskowe. Nazwa Todt pochodzi od nazwiska inżyniera Fritza Todta (1891–1942). Był on członkiem NSDAP od 1922 roku, a w 1931 roku został oficerem SS. Od 1933 roku był generalnym inspektorem niemieckich dróg, od 1934 roku – Urzędu Techniki, a od 1940 roku – ministrem uzbrojenia i amunicji Rzeszy.
6 Erhard Milch (*30 III 1892, Wilhelmshaven, †25 I 1972, Wuppertal) marszałek lotnictwa, w latach 1939–1945 Naczelny Inspektor Lotnictwa, a od 1941 do 1944 roku zarazem Naczelny Zbrojmistrz Luftwaffe. W 1947 roku skazany za zbrodnie wojenne przez amerykański Trybunał Wojskowy w Norymberdze na karę dożywotniego więzienia; w 1954 roku wyszedł na wolność.