Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niedźwiedź w objęciach smoka. Jak Rosja została młodszym bratem Chin - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 października 2022
Ebook
43,99 zł
Audiobook
54,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
43,99

Niedźwiedź w objęciach smoka. Jak Rosja została młodszym bratem Chin - ebook

Rosja i Chiny głoszą dziś bezgraniczne partnerstwo strategiczne, twarde jak skała, odporne na każdą pogodę i potwierdzane przyjaźnią polityczną Władimira Putina i Xi Jinpinga. A jeszcze w roku 1969 wojska sowieckie gromiły chińskie nad Ussuri, zaś Mao Zedong obawiał się inwazji Związku Radzieckiego na Chińską Republikę Ludową. Co takiego się wydarzyło, że Moskwa i Pekin w ciągu pół wieku przeszły od wrogości do bliskości?

Michał Lubina ukazuje, jak Rosja stopniowo godziła się z rolą młodszego brata Chin – zarówno w relacjach wzajemnych, jak i na arenie międzynarodowej. Podobnie jak w XVII wieku, gdy kraje te po raz pierwszy nawiązały oficjalne kontakty, Państwo Środka jest dziś ważniejsze, silniejsze i bogatsze. Co Chiny zrobią ze swoją przewagą?

MICHAŁ LUBINA – naukowiec, publicysta i podróżnik. Doktor habilitowany, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, wykładowca w Instytucie Bliskiego i Dalekiego Wschodu. Napisał dziewięć książek i ponad setkę artykułów dotyczących głównie Azji. Otrzymał wiele nagród za osiągnięcia naukowe, a także stypendium Ministerstwa Nauki, przyznawane wybitnym młodym badaczom, oraz stypendium rządu Republiki Chińskiej na Tajwanie (Taiwan Fellowship).

„Russkij mir” to koncepcja geopolitycznie prowincjonalna wobec uniwersalizmu idei „tianxia”. Rosja jest większa od Chin, ale smok jest potężniejszy od niedźwiedzia. Jeszcze niedawno te bestie na siebie polowały. Teraz razem wychodzą na żer i dzielą się zdobyczą, bo smokowi to (na razie) odpowiada. Michał Lubina wyjaśnia, jak i dlaczego to się odbywa. Od pierwszych stron obiecuje czytelnikowi, że uzupełni jego wiedzę, zaspokoi ciekawość, uszanuje inteligencję, pobudzi wyobraźnię. I dotrzymuje słowa. Świetna książka.

Grzegorz Dobiecki

redaktor programu Dzień Na Świecie w Polsat News

Relacje Chin i Rosji tylko pozornie są dla Polski nieistotne. Aż do chwili wybuchu wojny w Ukrainie na Zachodzie co jakiś czas pojawiały się niebezpieczne z naszego punktu widzenia pomysły sojuszu z Rosją przeciw Chinom. Równocześnie w Polsce rozważano nie mniej egzotyczny pomysł zbliżenia Polski z Chinami przeciwko Rosji i na złość Zachodowi. Tego rodzaju zwodnicze idee zawsze karmią się niewiedzą. Michał Lubina, dając wiedzę, pozwala nam rozprawić się ze złudzeniami.

Witold Jurasz

dziennikarz Onetu, b. dyplomata

Lektura obowiązkowa. Książka traktuje o budzącym niepokój na Zachodzie sojuszu największego państwa globu z najludniejszym, o aspiracjach „małżonków z rozsądku” i o grze, którą ze sobą prowadzą. Autor obala poręczne stereotypy oraz fake newsy, a w zamian oferuje analizę politycznych mechanizmów, odświeżającą perspektywę i arcyciekawą opowieść oraz refleksje o współczesnej mocarstwowości, autorytaryzmie i wojnie – a tym samym o USA i Europie, jej wartościach i możliwościach. I oczywiście o przyszłości.

Agnieszka Lichnerowicz

dziennikarka Radia TOK FM

Lubina łączy imponującą akademicką wiedzę z perspektywą podróżnika i „znajomością terenu”. Unikalna wartość, która pozwala czytelnikowi wiele zrozumieć.

Tomasz Michniewicz

dziennikarz, podróżnik, reportażysta

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8135-723-4
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Wstęp

_Ludzkość nigdy nie wiedziała, dokąd zmierza, i dlatego właśnie znalazła swoją drogę_.

Oscar Wilde

W 1969 roku wojska sowieckie gromiły chińskie nad Ussuri, a Mao Zedong bał się inwazji Związku Radzieckiego na Chińską Republikę Ludową. W 2022 roku Rosja i Chiny głoszą bezgraniczne partnerstwo strategiczne, twarde jak skała i odporne na każdą pogodę, potwierdzone przyjaźnią polityczną przywódców, Władimira Putina i Xi Jinpinga. Jak to się stało, że Moskwa i Pekin przeszły w ciągu półwiecza drogę od wrogości do tak dużego zbliżenia?

Właśnie o tym jest ta książka. Wychodząc od znajomości kultur Rosji i Chin, przedstawiam w niej wzajemne stosunki w ostatnich dekadach. Opisuję także rosyjsko-chińskie interakcje na świecie, od Azji Środkowej po Arktykę. W osobnej części omawiam kwestie dotyczące Syberii, rozprawiając się z najsłynniejszym fake newsem dotyczącym wzajemnych relacji, czyli teorią o rzekomej chińskiej kolonizacji tego obszaru.

_Niedźwiedź w objęciach smoka_ pokazuje proces stopniowego godzenia się Rosji z rolą młodszego brata Chin. Po okresie wahań Moskwa zaakceptowała nierówne partnerstwo na warunkach Pekinu. Niczym w XVII wieku, gdy oba te kraje po raz pierwszy się ze sobą zetknęły, Państwo Środka jest dziś ważniejsze, silniejsze i bogatsze. Historia zatoczyła koło. Jak potoczy się to dalej? Co Chiny zrobią ze swoją przewagą?

Najpierw trzeba opowiedzieć, od czego się to wszystko zaczęło i jak wygląda dzisiaj.

Książka ta jest owocem dwudziestu lat zajmowania się przeze mnie Rosją, szesnastu lat badań nad Chinami i studiowania ich wzajemnych relacji. Dwie dekady temu, nie wiedząc nic o Rosji i nie mówiąc po rosyjsku, poszedłem na studia rosjoznawcze na Uniwersytecie Jagiellońskim, podczas których często jeździłem po Rosji, studiowałem w ramach wymian na Uniwersytecie Petersburskim i w Moskwie, a przede wszystkim pojechałem lądem na Syberię, rosyjski Daleki Wschód i do Chin w 2006 roku. Wtedy to zafascynowały mnie relacje Niedźwiedzia i Smoka. Nie znając Chin ani chińskiego, poszedłem na drugie studia, dalekowschodnie na UJ, w ich ramach w roku 2009 wyje­chałem na roczne stypendium Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego RP do Pekinu, co pozwoliło mi mieszkać w chińskiej stolicy i poznać sporą część Państwa Środka. W 2013 roku obroniłem doktorat poświęcony stosunkom rosyjsko-chińskim.

Jednocześnie bardzo dużo podróżowałem, zarówno prywatnie, jak i zawodowo, gdyż przez dwanaście lat pracowałem w turystyce, w tym w Chinach i Rosji. Pozwoliło mi to zobaczyć na własne oczy miejsca opisywane w tej książce, od Xinjiangu i Tybetu po Syberię i rosyjski Daleki Wschód. Podróżowanie i pracę w biznesie turystycznym przez prawie dekadę łączyłem z działalnością analityczną w Centrum Studiów Polska-Azja, pierwszym prywatnym polskim think tanku zajmującym się _stricte_ Azją, dziś już nieistniejącym. Od 2014 roku pracuję w Instytucie Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ, wykładam tam między innymi stosunki rosyjsko-chińskie.

To moja trzecia książka o relacjach między Rosją a Chinami. Pierwszą był _Niedźwiedź w cieniu smoka. Rosja–Chiny 1991–2014_, monograficzna wersja mojego doktoratu _Rosnąca asymetria. Stosunki rosyjsko-chińskie 1991–2011_. Drugą z kolei była uzupełniona, angielskojęzyczna wersja zatytułowana _Russia and China. A Political Marriage of Convenience – Successful and Stable_, wydana w 2017 roku. Obydwie cieszyły się jak na pozycje akademickie powodzeniem, są to jednak książki naukowe, a więc z definicji o ograniczonym dostępie, niszowe.

_Niedźwiedź w objęciach smoka_ to zupełnie inna książka. Nie jest przerobioną i uaktualnioną wersją tamtych dwóch, choć wykorzystałem niektóre ich fragmenty. To trzecia, zupełnie nowa pozycja na ten sam temat. Pierwszą pisałem jako doktorant, drugą jako młody badacz na dorobku. Trzecią – będąc samodzielnym pracownikiem naukowym na stanowisku profesora (a to daje wewnętrzny spokój, pozwalający na napisanie autorskiej książki). Miała to być książka popularnonaukowa, która wychodzi poza naukową bańkę, a jednocześnie pozostaje merytoryczna. Czy to się udało, czy zdołałem połączyć ogień z wodą i w przystępny sposób opisać złożone mechanizmy, zdecydują czytelniczki i czytelnicy.

Technicznie rzecz biorąc, starałem się pisać w prosty sposób o skomplikowanych sprawach, celowo pozwalając sobie tu i ówdzie na publicystyczne szarże. Nie ma w tej książce części teoretyczno-metodologicznej, choć wiedza z owego zakresu jest tu przekazywana pośrednio. Podobnie jak nie ma przypisów, zazwyczaj odstraszających osoby spoza naukowego środowiska. Są wszakże odniesienia do prac, z których korzystałem, i do myśli innych osób, które przytoczyłem – na końcu książki znajduje się dodatek zatytułowany _Korzystałem z_, łączący funkcję przypisów z bibliografią. Czytelnik znajdzie tam odnośniki do źródeł i opracowań, mogących przydać się w dalszych poszukiwaniach.

Książka podzielona jest na sześć części. Pierwsza ma charakter wprowadzający do kultur Chin i Rosji, bo uważam, że aby pisać o jakimś kraju, trzeba go poznać, pomieszkać w nim, pojeść (i popić) z jego mieszkańcami, przyswoić choć w komunikatywnym stopniu język, zrozumieć jego kody kulturowe. Nie wyobrażam sobie pisania o Rosji i Chinach, państwach tak odmiennych kulturowo od euroamerykańskiego wzorca, bez znajomości tych krajów.

Druga część traktuje o historii, kreślę dzieje wpierw dominacji chińskiej (XVII–XVIII wiek), a następnie rosyjskiej (XIX–XX wiek). To również dzieje szorstkiej przyjaźni radziecko-chińskiej.

Trzecia, najdłuższa część odnosi się do polityki, bo też ona jest istotą relacji rosyjsko-chińskich. Podzieliłem ją na trzy bloki odpowiadające kolejnym dekadom wzajemnych stosunków. Każdy z nich zaczynam wstępem na temat uwarunkowań polityczno-kulturowych, od jelcynowskiego chaosu począwszy, na asertywności Xi Jinpinga skończywszy. Kładę duży nacisk na rolę przywódców, co tłumaczę we wstępie kulturowym, gdyż politykę Rosji i Chin tworzą ludzie, a nie instytucje czy regulacje.

Czwarta część tyczy się gospodarki i wojskowości, złączonych razem z powodu handlu bronią. To pełen danych i liczb fragment, inne czyta się szybciej, lojalnie uprzedzam.

Piąta część mówi o współpracy rosyjsko-chińskiej w Azji Środkowej (Centralnej), regionie Azji i Pacyfiku, Indo-Pacyfiku, Arktyce, kosmosie i w organizacjach międzynarodowych.

Wreszcie szósta opowiada o Syberii, czy ściślej Syberii Wschodniej i rosyjskim Dalekim Wschodzie. To najluźniejszy i najbardziej eseistyczny fragment tej książki, w którym łączę doświadczenia swoich pobytów po obu stronach Amuru z dostępnymi danymi, aby opisać między innymi dzieje najsłynniejszego mitu: rzekomej chińskiej kolonizacji Syberii.

Wątki z tych wszystkich części łączą się ze sobą, zgodnie ze złotą myślą Grzegorza Kołodki: „wiele rzeczy dzieje się tak, jak się dzieje, bo dzieje się naraz”.

Książkę wieńczy podsumowanie, w którym opisuję współczesny układ chińsko-rosyjskiego asymetrycznego _win-win_ oparty na trzech nachodzących na siebie filarach. Zastanawiam się również nad tym, czy Chiny wykorzystają coraz wyraźniejszą przewagę nad Rosją.

Książkę pisałem w Krakowie, a kończyłem w Tajpej w połowie 2022 roku.Związek Niedźwiedzia ze Smokiem to nie tylko relacje dwóch mocarstw, największego państwa globu z najludniejszym. To spotkanie dwóch całkowicie odmiennych, osobnych światów. Chiny stworzyły własną cywilizację, Rosja to niepowtarzalna hybryda wpływów europejskich i azjatyckich. W stosunkach rosyjsko-chińskich ważną rolę odgrywa też ten trzeci: Zachód, niezmienny punkt odniesienia pod względem politycznym, gospodarczym, aksjologicznym, a przede wszystkim emocjonalnym i psychologicznym. Rosja i Chiny, każde na swój sposób, bardzo różnią się od Zachodu. Ma to wpływ na odmienne postrzeganie wartości, interesów, pomysłów, wizji siebie i świata, co bezpośrednio przekłada się na działania. Tradycja i dziedzictwo, mentalność, sposób rozumienia pojęć takich jak wartości czy interesy, spojrzenie na jednostkę, społeczeństwo czy państwo i wiele innych czynników – to wszystko wpływa na decyzje rządzących w Rosji i Chinach.Chiny: sinocentryzm, antykolonializm, schińszczony marksizm i odrodzona asertywność

Państwo Środka

„Państwo Środka – już ta nazwa mówi sama za siebie – uważało się za najważniejszą jednostkę polityczną świata: pierwszą pod względem rozmiarów i liczby ludności, a także wieku i doświadczenia, niezrównaną, jeśli chodzi o osiągnięcia kultury oraz poczucie moralnej, duchowej i intelektualnej wyższości” – podsumował Chiny w swoim opus magnum _Bogactwo i nędza narodów_ David Landes. Sinocentryzm, czyli przekonanie o własnej wyższości, o byciu pępkiem świata, jest najważniejszą właściwością chińskiej tożsamości. Daje Chińczykom pewność siebie graniczącą z arogancją, siłę i poczucie jedności. „Najpowszechniejszym podskórnym chińskim uczuciem jest dogłębne, niekwes­tionowane i ogólnie niezachwiane utożsamianie się z historyczną wielkością. Przeświadczenie pozwalające Chińczykom wierzyć, że są pępkiem świata, jest znacznie głębsze niż to, co zwykle określa się jako kompleks, i z pewnością zawiera w sobie więcej niż to, co uznaje się za dumę” – tłumaczył Lucian Pye, jeden z najważniejszych sinologów, sławny z określenia Chin jako „cywilizacji udającej państwo narodowe”. Wiara w bycie najdoskonalszą cywilizacją, bezdyskusyjnie lepszą od innych, jest tak głęboko zakorzeniona w chińskiej psyche, iż w ogóle nie trzeba się nad nią zastanawiać – to oczywista oczywistość.

Przekłada się to na relacje międzynarodowe. His­torycznie Chiny uważały się za jedynego suwerena świata, cesarz chiński był we własnym mniemaniu władcą _tianxia_, wszystkiego pod niebem. Dostał od niebios mandat, glejt dający prawo do rządzenia światem. Cesarstwo rozumiano jako obejmujące cały glob; poza jego granicami zauważano rzecz jasna inne państwa, nie były one jednak ani całkowicie odrębne, ani równe Chinom. Czule nazywano je barbarzyńskimi. Cesarz miał we własnym przekonaniu zwierzchnią władzę polityczną i moralną nad całym światem. Egzekwował ją – lub wierzył, że to robi – za pomocą systemu trybutarnego, opartego na zasadzie nierówności stron, na hierarchicznej piramidce z Chinami na szczycie.

Z chińskiego punktu widzenia każde państwo nawiązujące relacje z Państwem Środka automatycznie stawało się jego wasalem, a ceremonię przyjęcia inwestytury porównać można do powitania w dużej rodzinie dalekiego krewnego, o którym wcześniej nie słyszano. Symboliczna akceptacja zwierzchności przeważnie nie wiązała się z polityczną kontrolą ze strony Chin (choć oczywiście mogła). Państwu Środka zazwyczaj chodziło o formalną akceptację „naturalnego” stanu rzeczy z Chinami w centrum świata. W rzeczywistości nachodziły na siebie dwa porządki: normatywny, ustanawiający Chiny jedynym światowym suwerenem (we własnych oczach), oraz faktyczny, pokazujący zasięg kontroli politycznej, zależny od siły kolejnych chińskich dynastii i ich możliwości czy chęci mieszania się w sprawy wewnętrzne sąsiadów. Powodowało to polityczno-dyplomatyczną dwuznaczność: takie krainy jak Tybet, Korea czy Wietnam w ciągu dziejów wysyłały swoje poselstwa, niezmiennie interpretowane w Chinach (i tylko tam) jako misje trybutowe. Zwykle żadna ze stron nie była zainteresowana uściślaniem terminów: obcy woleli nie denerwować Państwa Środka, chcieli z nim handlować, co bez oznak trybutu było niemożliwe, zaś Chinom wystarczało, że „złożyli pokłon”. W efekcie mimo znacznego chińskiego wpływu kulturowego – chińska kultura była dla Azji Wschodniej niczym łacina dla Europy – państwa ościenne zazwyczaj rządziły się same. Chiny traktowano raczej jako azjatycką wersję starożytnej Grecji niż starożytnego Rzymu. Doceniając ich bezcenny wkład kulturowy, w rzeczywistości nie uznawano ich pretensji do władania światem. Tym bardziej że nierzadko same Chiny były podbijane przez stepowe ludy, chociażby Mongołów czy Mandżurów.

Mniejsze znaczenie ma jednak to, jak działo się rzeczywiście, skoro współczesne spojrzenie Chińczyków na historię jest zupełnie inne. Polityczna „tradycja wynaleziona” w chińskim wydaniu widzi Państwo Środka jako centrum Azji, władcę kontynentu aż do czasów kolonialnych. Po 1949 roku w sinocentryczną tradycję prowadzenia polityki wpisały się choćby koncepcja „trzech światów” Mao Zedonga albo globalna próba eksportu maoizmu. Interwencja w Wietnamie w 1979 roku dokonana pod hasłem „dania niesfornemu Hanoi lekcji” to niemal kopiuj-wklej relacji trybutarnych, podobnie jak współczesna mocarstwowa polityka Xi Jinpinga i towarzysząca jej retoryka. Yang Jiechi, obecnie człowiek Xi od polityki zagranicznej, już ponad dekadę temu zakomunikował państwom Azji Południowo-Wschodniej wprost: „Chiny to wielki kraj, a wy jesteście małymi krajami. Takie są fakty”.

Sinocentrycznie zreinterpretowana tradycja _tianxia_ pozostaje politycznym modelem idealnym stosunków międzynarodowych, jaki Chiny chciałyby (od)budować w Azji Wschodniej, a potem na całym świecie.

Chwilowa anomalia

Z sinocentrycznym dziedzictwem Chiny weszły w XIX wiek i zostały upokorzone przez mocarstwa kolonialne. Anglia, Francja, Rosja, Japonia, Niemcy i Stany Zjednoczone bezlitośnie wykorzystały chińskie zacofanie gospodarczo-technologiczne. Za pomocą wojen i gróźb wymusiły przywileje gospodarcze i koncesje terytorialne, sankcjonowane przez nierównoprawne układy. Obcokrajowcy nie tylko podbili Chiny i je sobie podporządkowali (acz nieformalnie i niecałkowicie) – dla Chińczyków znacznie gorsze okazało się to, że zostali potraktowani jak podludzie, gorszy gatunek. Był to okres absolutnej dominacji cywilizacji zachodniej, z jej europocentrycznym przekonaniem o własnej wyższości, przechodzącym czasem w rasizm. Ideologiczną nadbudowę stanowiły koncepcje „misji cywilizacyjnej” wobec dzikich i „półcywilizowanych” obszarów pozaeuropejskich, świetnie oddaną w wierszu Kiplinga _Brzemię białego człowieka_. Najlepszym przykładem owej orientalistycznej pogardy ze strony kolonialistów miała być tablica w parku Huangpu w Szanghaju: „psom i Chińczykom wstęp wzbroniony” – w rzeczywistości nigdy nie istniała, to kolejna „tradycja wynaleziona”, na tyle wszakże oddała emocjonalną istotę kolonialnego upokorzenia, że stała się jego symbolem.

Kolonialna pogarda okazana Chinom była odwrotnością sinocentryzmu, Europejczycy potraktowali Chińczyków w podobny sposób, jak ci do tej pory odnosili się do barbarzyńców. Stąd trwająca do dziś trauma. Dumne Państwo Środka stało się „chorym człowiekiem Azji”, a Chińczycy – pogardzanymi i wyśmiewanymi kulisami (to słowo pochodzi zresztą z chińskiego, znaczy dosłownie „gorzka siła”). Dlatego właśnie kolonialna klęska stanowi w dziejach Chin cezurę, bezprecedensowe upokorzenie, znane jako „sto lat państwowego poniżenia” (_bai nian guo chi_). Wychodzenie z niego pozostaje rdzeniem narracji Komunistycznej Partii Chin (KPCh), kreślącej dzieje nowożytne Chin jako drogę od cesarskiej potęgi przez kolonialny upadek do współczesnego odrodzenia. Legitymizacja komunistów między innymi dlatego okazuje się tak silna, iż potrafili oni przedstawić się jako ci, którzy odzyskali nadwyrężoną i sponiewieraną kolonializmem narodową dumę. Antykolonializm do dziś jest zresztą silnie obecny w myśleniu i zachowaniu chińskich elit, pragnących nie tylko odpłacić się Zachodowi – wobec którego wykazują się mieszanką niechęci i fascynacji – za realne i wyimaginowane krzywdy, lecz również ukazywać Chiny jako orędownika i obrońcę Trzeciego Świata przed euro-amerykańskim imperializmem. Silny antykolonialny nurt dostrzec można dziś w chińskiej narracji wobec Afryki i Azji, w ideologicznej nadbudowie infrastrukturalnych projektów typu nowy jedwabny szlak czy w asertywnej chińskiej dyplomacji spod znaku „wilczych wojowników”.

Z chińskiego punktu widzenia współczesny świat powstał jako konsekwencja kolonializmu i stanowi „chwilową anomalię” w dziejach globu. W Chinach zakończyła się ona wraz ze zwycięstwem komunistów w 1949 roku. Gdzie indziej nadal trwa, lecz jak każda nienormalność musi się kiedyś skończyć. Chińczycy z utęsknieniem wyczekują upadku Zachodu. W ostatniej dekadzie uwierzyli, że to już bardzo blisko. Xi Jinping często powtarza, że świat „doświadcza burzliwych przemian niewidzianych od stulecia”.

Królik i kaczka, czyli socjalizm o chińskiej specyfice

W narracji rozpowszechnianej przez KPCh zaadaptowany i schińszczony marksizm-leninizm pomógł przywrócić normalność, odzyskać Państwu Środka należne w świecie miejsce, co dobrze oddają przypisywane Mao słowa „naród chiński powstał”. Współcześnie idący tą drogą Xi Jinping głosi „wielkie odrodzenie” Chin. Schińszczony komunizm jest narzędziem odbudowy pozycji Państwa Środka.

Marksizm przerobiono w Chinach tak bardzo, iż Marks mógłby go nie poznać. Wpierw przez Mao Zedonga, lewicowego nacjonalistę, dla którego mark­sizm był ideologiczną nadbudową, wygodnym narzędziem służącym do zdobycia władzy, a następnie uczynienia Chin znowu wielkimi (nie wyszło z powodu koszmarnie błędnej polityki gospodarczej). Kiedy do władzy doszedł Deng Xiaoping, który podzielał marzenia o wielkości Chin, ale rozumiał konieczność adaptacji, jego reformy rynkowe i otwarcie Państwa Środka na świat wyciągnęły Chiny z biedy i umożliwiły bezprecedensowy rozwój. Jednocześnie modernizacja Denga uczyniła Chiny przedziwną mieszanką: są one zarówno komunistyczne, jak i kapitalistyczne, stanowią hybrydę obu tych systemów. Parafrazując słynny eksperyment psychologiczny, Chińska Republika Ludowa (ChRL) jest jednocześnie kaczką i królikiem, choć sami Chińczycy woleliby porównanie ich systemu do yin i yang, dwóch przeciwnych sił, w istocie się uzupełniających.

Wszechwładza partii gotowej w każdej chwili zamknąć człowieka za nic i zniszczyć jego interes (oraz życie) nie kłóci się z dużą wolnością gospodarczą, z płatnym szkolnictwem czy służbą zdrowia oraz okrutnymi stosunkami pracy niczym z Europy Zachodniej początku XIX wieku. Pod tym ostatnim względem nawet USA wydają się bardziej sprawiedliwe społecznie niż ChRL. Ciągnąc to amerykańskie porównanie, Chiny wciąż są dynamicznym krajem ogromnych możliwości, miejscem oszałamiających karier i wielkiego, acz nierównego awansu społecznego, a jednocześnie olbrzymich niesprawiedliwości. Ta komunistyczno-kapitalistyczna mieszanka, pełna przedziwnie wymieszanych wad i zalet obu systemów, oficjalnie zwie się „socjalizmem o chińskiej specyfice”. Wymyka się rozumieniu opartemu na europejskiej logice, lecz pozostaje w pełnej zgodzie z synkretyczną filozoficzną tradycją Chin, charakteryzującą się godzeniem sprzeczności, eklektycznym łączeniem różnych, nawet konkurujących ze sobą idei. Współczesne Chiny to unikatowa mieszanka nacjonalizmu, schińszczonego komunizmu, neokonfucjanizmu, legizmu (filozofia głosząca konieczność silnego państwa utrzymywanego za pomocą bezwzględnych nakazów i zakazów), pragmatyzmu, mamonizmu (kultu pieniądza), powierzchownej westernizacji i amerykanofobii.

Chińskie marzenia

Resentyment wobec Stanów Zjednoczonych i szerzej: całego Zachodu, stał się wyraźnie odczuwalny w drugiej dekadzie XXI wieku. Za rządów Xi Jinpinga Chiny „podniosły głowę”, otwarcie rzucając wyzwanie amerykańskiemu porządkowi międzynarodowemu. Symbolem tej postawy stało się hasło „chińskiego marzenia” (_zhongguo meng_), ziszczenia snu o bogactwie i potędze, idei konkurencyjnej do _American dream_.

Xi przejął to hasło najprawdopodobniej z książki pułkownika Liu Mingfu o tym samym tytule. Zgodnie z tym ujęciem amerykańska hegemonia słabnie (Liu określa obecny okres jako „erę postamerykańską”), a nadchodzi czas Chin. W polityce wewnętrznej Xi na powrót zideologizował partię i państwo, przykręcając śrubę społeczeństwu. Wprowadził niewidziany od czasów Mao kult jednostki, zintensyfikował represje i czystki, zauważalnie deokcydentalizując Chiny. Jeszcze w ostatniej dekadzie zachodni styl życia był bardzo modny. Pejzaż chińskich miast odzwierciedlał marzenia zachodniego kapitału spieszącego do Chin, biznesowego eldorado „miliarda konsumentów”. Przejawiało się to w świetnie widocznych w przestrzeniach miejskich drogich butikach z markowymi produktami Prady czy Louis Vuitton dla elit oraz McDonaldami i KFC dla reszty. Chińska klasa średnia jeździła na zakupy do USA i Europy Zachodniej i posyłała dzieci na anglosaskie uniwersytety. Kupowała nieruchomości w Australii czy na zachodnim wybrzeżu Kanady. Westernizacja przebiegała na wielu frontach, mniej lub bardziej świadomie. Symbolem tej postawy było wykupienie przez państwową agencję informacyjną Xinhua wielkiej reklamy na Times Square w Nowym Jorku, by pokazać Ameryce bogactwo Chin.

Po dekadzie pozostał już tylko konsumeryzm. W chińskiej odmianie _Hassliebe_ wobec cywilizacji zachodniej komponent nienawiści powoli zdobywa przewagę nad miłością, w czym niewidzialna ręka partii ma swój znaczący udział. Pod Xi Jinpingiem KPCh traktuje zachodnie wpływy jako groźne, obce chińskości, a westernizację uznaje za synonim kulturowego imperializmu, grożącego Chinom podziałami i rozpadem. Chińscy aparatczycy nigdy nie cenili demokracji, prowadzącej ich zdaniem prosto do _luan_, anarchii i chaosu, czarnego scenariusza dla państwa. Aż do rządów Xi Jinpinga zwodzili jednak Zachód, przez trzy dekady umiejętnie grali na euro-amerykańskich złudzeniach, że Państwo Środka prędzej czy później się zdemokratyzuje na zachodnią modłę. W ostatniej dekadzie już przestali udawać. Maski opadły.

Mgła i strzały

Dwuznaczny stosunek Chin do Zachodu obejmuje zarówno fascynację, jak i niechęć, jednoczesny kompleks niższości i wyższości, rozdarcie między samouwielbieniem a poczuciem słabości wobec Zachodu. Trwa to od XIX wieku. Jednak Chiny wydają się lepiej przygotowane od Rosji do mierzenia się z cywilizacją zachodnią. Chińska westernizacja od początku miała znacznie bardziej naskórkowy charakter niż rosyjska.

Otwierając się na świat po 1978 roku, Chiny chciały maksymalnie wykorzystać globalizację dla własnego rozwoju, nie wzbudzając jednocześnie podejrzeń Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników. Zamierzały nawet użyć Zachodu i jego żądnych zysku firm dla osiągnięcia swoich celów. Chińską strategię czasami przyrównuje się do fortelu z epoki Trzech Królestw. Shu, królestwo zagrożone desantem floty potężniejszego konkurenta, Wei, cierpiało na niedobór broni, konkretnie strzał do łuków. Miało jednak genialnego wodza, Zhuge Lianga. Wykorzystując mgłę, wysłał on na armadę Wei kilka statków duchów z kukłami ustylizowanymi na żołnierzy. Najeźdźcy, widząc kontury napływających okrętów i sądząc, że zaczęła się walna bitwa, zaczęli kanonadę. Wystrzelili w ten sposób strzały, które lądowały w kukłach ich wrogów: statki Shu, zebrawszy strzały, wycofały się bez strat. W ten sposób Zhuge Liang obronił się przed inwazją silniejszego przeciwnika, przejmując jego własną broń.

Rzecz jasna z chińskim otwarciem na świat sprawa nie jest aż taka prosta, transformacja ChRL nie odbywała się według z góry założonego schematu – wbrew popularnemu stereotypowi Chiny nie planują na sto lat do przodu – raczej metodą prób i błędów, pięknie oddaną w metaforze „przechodzenia przez rzekę, dotykając kamieni pod stopami” (_mozhe shitou guohe_). Amerykanie i Europejczycy, widząc McDonaldy na ulicach, chińskich studentów i turystów u siebie, a ChRL w Światowej Organizacji Handlu, uwierzyli, że Chiny prędzej czy później również staną się liberalną demokracją. Tymczasem Chiny już od XIX wieku marzyły o modernizacji w duchu „_xi yong, zhong ti_”: zachodnie metody praktyczne, _yong_, mają służyć chińskim zasadom, _ti_. Istota miała pozostać chińska, z Zachodu należy przejąć tylko użyteczne zewnętrze. I to się w pewnym stopniu udało po 1978 roku.

Stało się tak być może dlatego, że Chiny wyszły mniej od Rosji poobijane z zawieruchy XX wieku, wywracającego do góry nogami dotychczas znany porządek. Syntetycznie łącząc elementy cesarskie, maoistowskie, dengowskie i współczesne, chińskie elity zdają się bardziej zakorzenione, lepiej od rosyjskich zorientowane, kim są i czego chcą dla siebie oraz swojego kraju. Wydaje się też, że Chiny od wieków sprawniej niż Rosja dokonywały wybiórczej okcydentalizacji: przyjmowały praktyczne rozwiązania techniczne, jednocześnie nie akceptując europejskiej aksjologii, o czym pierwsi przekonali się chyba jezuici, daremnie usiłujący chrystianizować Państwo Środka w zamian za matematyczno-astronomiczne _know-how_. Sztuka przejmowania fragmentów bez asymilacji chociażby części idei rzecz jasna nigdy nie udała się w pełni (czego marksizm jest najlepszym przykładem), jednak kulturowe wpływy Zachodu w Chinach wydają się znacznie wątlejsze niż w Rosji. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że cywilizacja chińska jest _sui generis_, własna, unikatowa.

Przez wieki chińskość rozumiano w kategoriach kulturowych, a nie etnicznych. Chińczykiem, czyli prawdziwym człowiekiem, stać się mógł każdy, musiał tylko podjąć wysiłek przyswojenia sobie zasad wysokiej (chińskiej) kultury. A jeśli wolał pozostać dzikusem, to sam sobie robił krzywdę, skazywał się na pozostanie na aucie cywilizowanego świata. Zmieniło się to w XIX wieku, gdy pojawiły się europejskie koncepcje rasy, etniczności i narodu. Pozostało wszakże przekonanie o byciu szczególnym, unikatowym, najlepszym. Chiny są tak bardzo pewne własnej wyższości i wspaniałości swoich rozwiązań, że nie muszą tego światu udowadniać, nie mają misji nawracania innych na swoją modłę. Chiny są najlepsze, bo są Chinami. Nawet jeśli Zachód wciąż ma przewagę ekonomiczną czy technologiczną, to tylko tymczasowo. Prędzej czy później Chiny wrócą na centralne miejsce. To Chiny są Państwem Środka, pępkiem świata.

Na tym tle rosyjskość wygląda dość blado, świeci światłem odbitym. Wyrasta z europejskiego podglebia, nawet jeśli po swojemu intrygująco przerobionego, z silną domieszką nieeuropejskich składników. Ale to nie to samo co pewne siebie i swojego miejsca w świecie Państwo Środka. Nawet biorąc poprawkę na chińską odmianę _Hassliebe_ wobec Zachodu, Chińczycy wiedzą, kim są i czego chcą; o Rosjanach nie zawsze da się to powiedzieć. Henry Kissinger, porównując w swoich wspomnieniach rosyjskich i chińskich przywódców, o Chińczykach pisał jako reprezentantach społeczeństwa znacznie bardziej emocjonalnie pewnego siebie. Po pięćdziesięciu latach wciąż wydaje się to trafną obserwacją.Dwa światy

_Jedni grają na fortepianie dobrze, a inni źle, i melodie, które tworzą, są zupełnie różne_.

Mao Zedong

Rosja i Chiny to dwa zupełnie inne światy. Różnice między nimi są ogromne, wyrastają z całkowicie odmiennej tradycji filozoficznej, cywilizacyjnej i społecznej, innego podejścia do życia i świata. To nie miejsce na opisanie wszystkich tych odmienności, chociażby przepaści między religijnym bądź _quasi_-religijnym myśleniem w Rosji (sakralizacja wielkiej wojny ojczyźnianej) i powszechnym brakiem zainteresowania transcendencją w Chinach. Tutaj wymienię wyłącznie różnice przekładające się współcześnie na prowadzenie polityki.

Szachy i weiqi

Style prowadzenia przez Rosję i Chiny polityki bardzo się od siebie różnią. Rosja ceni działania stanowcze, aktywne, widowiskowe. Nieraz stosuje konfrontacyjne, obcesowe, bezczelne wręcz zagrywki. Lubi zaskakiwać nieoczekiwanym posunięciem, nagłym manewrem. Stać ją na genialny fortel, ale czasem przeszarżuje. Niezmiennie ceni siłę i wytrzymałość. W swoich wspomnieniach Henry Kissinger porównywał negocjacje z towarzyszami radzieckimi do użerania się ze zdyscyplinowanym, niedbającym o otoczkę handlarzem na targowisku, skupionym na konkretnym, taktycznym celu, chcącym zmęczyć przeciwnika swoim uporem.

Rosyjski styl polityki przyrównuje się również do boksu: liczy się siła, wytrzymałość, zaciętość; przeciwnika trzeba pokonać, szukając momentu do zadania decydującego ciosu lub zwyciężając przez wyniszczenie. Inni używają porównania do szachów, gdzie również wygrana następuje dzięki likwidacji zasobów przeciwnika lub w następstwie błyskotliwego manewru. W szachach cały czas widać kolejne posunięcia, figury przeciwnika są rozstawione, zbija się je w kolejnych ruchach. Widząc własny i cudzy potencjał, da się przewidzieć działanie rywala, można szukać swojej szansy na zadanie mata w błyskotliwym posunięciu. Zarówno boks, jak i szachy uczą determinacji, kształtują myślenie w kategoriach decydujących rozgrywek, w obu gra toczy się o pełne zwycięstwo, co łączy się z rosyjską krańcowością i mesjanizmem. Zwycięstwo jednej strony oznacza porażkę drugiej. Alternatywą jest bokserski remis lub szachowy pat, w którym nikt nie wygrywa. Wynik zapraszający do rewanżu i ponownej okazji ostatecznego rozstrzygnięcia.

Chiny zachowują się zupełnie inaczej. Są bardziej skryte, subtelne, ostrożne. Niechętnie ujawniają swoje intencje i cele, wolą pozostać w cieniu, ukryciu. Ich zachowanie przyrównuje się do tai-chi, jednocześnie gimnastyki i sztuki walki, pełnej pozornie niezrozumiałych ruchów. Zimny pragmatyzm, nieuleganie emocjom, dystans, cierpliwość i chłodne kalkulowanie to często opisywane chińskie cechy, podobnie jak zamiłowanie do porównań historycznych. Najważniejsza wydaje się chińska prakseologia, nauka o skutecznym postępowaniu. W kung-fu, chińskiej zbiorczej nazwie na sztuki walki, nie ma rycerskiego kodeksu, wygrywa się jakkolwiek: sposobem, fortelem, podstępem. Przeciwnika można kopnąć poniżej pasa, w piszczel, sypnąć mu piaskiem w oczy, dźgnąć w plecy. Liczy się zwycięstwo za wszelką cenę, najmniejszym kosztem własnym, nie ma punktów za styl.

Chińskie prowadzenie polityki przyrównuje się również do gry weiqi, z japońska go, czyli „gry otaczających pionków”. Weiqi __ całkowicie niesłusznie nazywa się czasem chińskimi szachami, choć jest od nich zupełnie różne. Pojedynki toczą się tu równolegle, w różnych częściach planszy, przewagę osiąga się stopniowo, poprzez cierpliwą i konsekwentnie budowaną strategię. Wymusza to długie kampanie, konieczność powolnego zajmowania pustych obszarów na planszy, stopniowego zmniejszania możliwości wykonania ruchu przez przeciwnika. Weiqi uczy umiejętności strategicznego okrążania i zwodzenia, premiuje cierpliwość. Inaczej niż w szachach, gdzie wszystkie ruchy przeciwnika są widoczne i czytelne, a jeden manewr może postawić w stan najwyższej gotowości wobec nadchodzącego zagrożenia, w weiqi partię można przegrać, nie podejrzewając tego aż do ostatniej chwili, kiedy gra okazuje się skończona. Zwycięstwo zresztą często jest nieznaczne, ledwo zauważalne, mało spektakularne.

Wzajemne korzyści

Kolejną różnicę świetnie widać w podejściu do negocjacji. W europejskiej tradycji uczciwy układ powinien opierać się na zyskach na podobnym poziomie, inaczej jest wymuszeniem, niesprawiedliwością. Chińczycy pozornie głoszą podobnie: w ostatniej dekadzie niesamowicie spopularyzowali na świecie frazę „wzajemne korzyści” (_gong ying_, po angielsku _win-win_). Tyle tylko że rozumieją ją zupełnie inaczej. Niekoniecznie _fifty-fifty_, lecz jako każdy układ, od 50/50 przez 60/40, 70/30 po 90/10 a nawet 99/1. To, ile się wywalczy, zależy od pozycji i umiejętności negocjacyjnych. Można wywalczyć pół na pół, a można dostać tylko 1%, ale z chińskiego punktu widzenia 1/99 to nadal będą wzajemne korzyści. W końcu uzyskać 1% jest lepiej niż nie mieć nic. Boleśnie o sile tej logiki przekonała się chociażby Sri Lanka, zmuszona za długi wydzierżawić Chinom na dziewięćdziesiąt dziewięć lat port Hambantota. Taką postawę powszechnie nazywa się na Zachodzie neokolonializmem, co oburza ChRL, uważające się za siłę antykolonialną. Z chińskiej perspektywy Syngalezi dostali to, co wynegocjowali, a że mieli słabą pozycję, to ich problem. W końcu Chiny nie zmusiły ich do oddania portu, to nie dziewiętnastowieczny Hongkong, trzeba się było nie zadłużać.

Tę odmienną logikę biznesową dobrze widać w rosyjsko-chińskich porozumieniach energetycznych, dotyczących ropociągu WSTO i gazociągu Siła Syberii, opartych właśnie na chińskim asymetrycznym rozumieniu wzajemnych korzyści. Gdy weźmie się to pod uwagę, nie dziwi żartobliwa, acz wymowna uwaga Putina, który skomentował wynik negocjacji surowcowych słowami: „Chińczycy wyssali z nas trochę krwi”.

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: