Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nienasyceni kochankowie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Nienasyceni kochankowie - ebook

 

„Żadne wcześniejsze doświadczenia seksualne nie przygotowały jej do takiej siły pożądania, do gwałtownej i pierwotnej chemii między nimi. Wcześniej nawet sobie nie wyobrażała, że tak może wyglądać seks. Jeśli miała nieśmiałą nadzieję, że małżeństwo ostudzi nieco te doznania, bardzo się myliła. Przekonała się, że w łóżku tworzą jeszcze bardziej wybuchową parę niż poprzednio…”.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-3682-9
Rozmiar pliku: 645 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Znalazłeś ją? – dopytywał się niecierpliwie Ian McNeill stojącego przed nim prywatnego detektywa.

Znajdowali się w zacisznym gabinecie biurowca McNeill Resorts, w nowojorskiej dzielnicy biznesowej.

Ian wrócił do miasta niecałą dobę temu, gdy dostał wiadomość, że detektyw, którego zatrudnił przed dwoma miesiącami, ma dla niego wreszcie jakieś wieści.

Starszy brat Iana, Quinn, poprosił o pomoc w wytropieniu nieuchwytnej agentki matrymonialnej z Manhattanu, która miała połączyć węzłem małżeńskim ich młodszego brata, Camerona, ze sławną baleriną. Na pierwszy rzut oka nic w tym złego, z jednym zastrzeżeniem: niedoszła narzeczona nie miała pojęcia, że ktoś ją próbuje swatać – i wybuchł publiczny skandal.

I to już był problem.

Sprawa miała dalszy ciąg. Następnego dnia okazało się, że niefortunna agentka zwinęła interes. W ciągu kolejnego tygodnia Ian dowiedział się, że kobieta używała fałszywego nazwiska i podstawionej asystentki jako osoby do kontaktu. Mimo kilku poszlak nie udało mu się wytropić intrygantki.

Do dzisiaj.

– Oto ona. – Detektyw podał mu teczkę z dokumentami.

Bentley był jego zaufanym przyjacielem jeszcze ze studiów. Jego specjalnością były przestępstwa komputerowe, ale czasem podejmował się pracy w terenie, jeśli sprawa go zainteresowała lub zleceniodawcą był ktoś bliski, jak w tym wypadku. Gładko wygolony, w drucianych okularach i wypłowiałych bojówkach, przypominał raczej młodocianego gracza komputerowego niż dobrze prosperującego przedsiębiorcę.

– Nic dziwnego, że posłużyła się przybranym nazwiskiem – dodał. – Prawdziwe jest wystarczająco dobrze znane na całym Manhattanie.

Ian nerwowo zabębnił palcami w zamkniętą teczkę.

– W zeszłym roku tabloidy sprzedawały się jak świeże bułeczki, kiedy zaczęły spekulować, kim jest swatka, która skojarzyła gracza Brooklyn Nets z blogerką modową – mówił dalej Bentley.

Tajemnicza kobieta połączyła wiele udanych par wśród popularnych gwiazdek i bogatych przedsiębiorców, więc cały Nowy Jork zgadywał, kto kryje się pod pseudonimem.

Ian odchylił się wygodniej w skórzanym fotelu. Popołudniowe słońce wpadało przez okna z widokiem na rzekę. Głęboko odetchnął i otworzył teczkę.

Jego wzrok padł na duże zdjęcie byłej kochanki leżące na samym wierzchu.

Lydia Whitney patrzyła na niego z tajemniczym uśmieszkiem Mony Lisy, w którym zakochał się na zabój przed rokiem, zanim po wielkiej awanturze nie zniknęła z jego życia.

Jakby piorun w niego strzelił. Usiadł prosto i podetknął kumplowi zdjęcie pod nos.

– To jakiś kiepski dowcip? – Nie zwierzał się Bentleyowi z krótkiego romansu z Lydią, ale facet jest nie w ciemię bity i dobry w swoim fachu. Na pewno podczas śledztwa wykrył, że się znali.

– O co ci chodzi? – zdziwił się Bentley.

Pochylił się nad biurkiem, aby się upewnić, o czym mowa. Podniósł druciane okulary na czubek głowy.

– To właśnie ona. Lydia Whitney. Jest nieślubną córką bajecznie bogatego kolekcjonera dzieł sztuki i seksownej pielęgniarki, którą zatrudnił. Matka Lydii przez lata procesowała się z jego rodziną o udziały w spadku.

Ian zesztywniał, a pod jego prawym okiem pojawił się nieznaczny tik.

– Dobrze wiem, kim jest.

Do diabła. Wystarczył sam jej widok – górna warga wycięta w łuk Amora, dołeczki w policzkach, spadające na ramię lśniące ciemne włosy – a wspomnienia napłynęły falą. Najlepsze tygodnie całego życia spędził wpatrzony w jej jadeitowozielone oczy.

– Pytam, co tu robi jej fotografia.

– Ianie. – Bentley wyprostował się i niecierpliwym ruchem zdjął z kędzierzawych ciemnych włosów okulary, po czym schował je do kieszonki oliwkowej koszuli. – Poprosiłeś, żebym ustalił, kto ukrywa się pod nazwiskiem Mallory West. Kim jest kobieta, która używała tego pseudonimu, kiedy pracowała dla Pary od Serca, ekskluzywnego biura matrymonialnego z siedzibą na Manhattanie. Oto ona.

Informacja powoli dotarła do szarych komórek Iana. A może poważna mina Bentleya kazała mu uważnie przyjrzeć się zgromadzonemu materiałowi. Jego były kumpel z akademika nie zwykł robić podobnych dowcipasów. Mówił serio.

Ian oderwał wzrok od nieskazitelnej cery Lydii i przerzucał kolejne kartki.

Na pierwszej stronie szczegółowy spis wydarzeń z lutego, gdy „Mallory West” umówiła Camerona McNeilla z baletnicą Sofią Koslow. Streszczenie rozmowy z asystentką Mallory, Kinley, która przyznała, że szefowa nie używa prawdziwego nazwiska, ale odmówiła zidentyfikowania jej.

Były też dane z obserwacji Kinley łącznie ze zdjęciami dokumentującymi liczne spotkania z Lydią w różnych miejscach Upper East Side, gdzie wedle wiedzy Iana Lydia mieszkała.

– Lydia Whitney jest ową tajemniczą agentką? – Kiedy powiedział to na głos, wszystko nabrało sensu.

Lydia zakończyła ich krótki związek, który dla niego był najbardziej ekscytującą przygodą życia, gdy odkryła jego zdjęcie i dane personalne na stronie dużego portalu randkowego. Rozumiał powody jej wzburzenia, miał jednak nadzieję, że da wiarę jego całkowicie racjonalnym i zgodnym z prawdą wyjaśnieniom.

To nie on założył profil na stronie internetowej. Za jego plecami zadziałała asystentka dziadka, gdy po kłótni ze starszym panem dla świętego spokoju obiecał poważnie pomyśleć o małżeństwie.

Od tamtej pory nie wracali do tematu.

Dziadek, Malcolm McNeill, był tak przywiązany do pomysłu, że wnukowie powinni się ożenić, że umieścił taki warunek w testamencie. Żaden z jego trzech spadkobierców nie wejdzie w posiadanie jednej trzeciej międzynarodowej korporacji, którą założył, zanim nie udowodni, że wytrwał w związku małżeńskim przez co najmniej dwanaście miesięcy.

Cała sprawa wydała się ostatniej zimy i właśnie dlatego Cameron zgłosił się do biura matrymonialnego, a ich działania skończyły się spektakularną katastrofą z Sofią Koslow. Naciski, że prawdziwy mężczyzna powinien się ożenić, zaczęły się dużo wcześniej, jeszcze zanim dziadek wprowadził zapis do testamentu. Ich efektem był ów nieszczęsny profil Iana na portalu randkowym.

Lydia nie chciała słuchać wyjaśnień. Była wściekła, oskarżyła go o dwulicowość i zerwała znajomość. Czy zajęła się kojarzeniem par – w dodatku w tym samym biurze matrymonialnym, do którego zwrócił się dziadek – po to, żeby zemścić się na Ianie?

To prawda, że przez kilka miesięcy dostawał różne dziwne propozycje spotkań z kobietami, ale wszystkie zignorował. Czy za tym też stała Lydia? Ogarnęła go złość, ale nie była to jedyna gorąca emocja, która nim zawładnęła.

– Byłem zaskoczony – przyznał Bentley. Stanął przy oknie wychodzącym na rzekę i Battery Park. – Spodziewałem się, że Mallory West to dama ze snobistycznych sfer Park Avenue. Jakaś starsza popularna i wścibska pani z towarzystwa, z szerokimi koneksjami.

Oparł się o framugę obok biblioteczki z przewodnikami i mapami.

Ianowi nie wystarczały internetowe mapy w telefonie, gdy podróżował po świecie. Lubił tradycyjne wielkie płachty papieru, na których wyznaczał trasy przelotów, gdy nadzorował remonty hoteli lub szukał nowych ofert we wszystkich zakątkach globu.

– Wcześniej zajmowała się architekturą wnętrz – zauważył obojętnie i odłożył papiery, nie chcąc zdradzić się przed przyjacielem z ukrywanego skrzętnie romansu. – Nie słyszałeś, czy jeszcze to robi?

Potrzebował czasu, by dojść do sedna sprawy. Pierwotnie jego intencją było ujawnienie prawdziwej tożsamości Mallory West rozwścieczonemu ojcu pięknej baleriny. Witalij Koslow odgrażał się, że wytoczy proces niefortunnej swatce za narażenie jego córki na oszczerstwa tabloidów. Jednak skoro w grę wchodzi Lydia? Trzeba się nad tym poważnie zastanowić.

– Nawet wtedy, kiedy zajmowała się kojarzeniem par, przyjmowała zlecenia na dekorację wnętrz. Teraz projektuje wystrój hoteli. Dużo czasu poświęca na wolontariat na rzecz samotnych matek. Wspomniałem o tym w sprawozdaniu.

– Samotne matki? – zdziwił się Ian i przewertował kartki.

– Fundacja „Nie jesteś sama”. Lydia przelewa sowite wpłaty na pieluchy i jedzenie dla niemowląt. – Bentley wskazał na właściwe zestawienie i cofnął się. – Tajemnica wyjaśniona, a ja mam spotkanie w śródmieściu, nie mogę się spóźnić. Wszystko jasne?

– Najzupełniej. Moja asystentka zrobi przelew. – Ian poderwał się i wyciągnął rękę. – Dziękuję, przyłożyłeś się.

– Nie ma sprawy. Zrezygnuję z wynagrodzenia, jeśli mnie zaprotegujesz u Camerona.

– Jesteś pewien? – zdziwił się Ian przekonany, że przyjaciel pomylił jego braci. – To Quinn zajmuje się funduszami inwestycyjnymi. Chcesz ulokować kapitał?

– Chodzi mi o Camerona. Podobno pracuje nad nową grą wideo, a ja mam pewne pomysły, jak przyspieszyć grafikę. Wolałbym kooperować z niezależnym producentem…

– Zrobione. – Ian nie zamierzał wdać się w dyskusję, w której padnie mnóstwo informatycznych terminów, ale jego brat z pewnością posługuje się tym samym żargonem co Bentley.

W ich rodzinie to Cam był miłośnikiem nowoczesnej technologii i oprócz pracy w McNeill Resorts miał firmę produkującą gry wideo.

– Skontaktuję was.

Odprowadził przyjaciela do wyjścia, po czym wziął do ręki zdjęcie Lydii Whitney i poczuł, że serce bije mu szybciej. Musi się z nią spotkać, by wyjaśnić sprawy do końca. Zeszłej wiosny, kiedy z nim zerwała, miał poczucie, że wszystkie mosty zostały spalone.

Najwyraźniej się mylił.

Zakręcił się na pięcie i przyciskiem interkomu wezwał asystentkę. Pani Trager w jednej chwili pojawiła się w drzwiach z tabletem w dłoni.

– Słucham, panie McNeill? – Kobieta była profesjonalna i ceremonialnie uprzejma w oficjalnych sytuacjach, ale kiedy pracowali we dwoje, formalne tytułowanie uznawali za zbędne.

– Chcę zostać udziałowcem w hotelu, gdzie Lydia Whitney wykonuje aranżację wnętrz. Cena i lokalizacja nie grają roli.

Pani Trager nawet nie mrugnęła okiem, choć była to – delikatnie mówiąc – dość niezwykła instrukcja.

– Czytałam w piśmie branżowym, że pani Whitney jest zatrudniona przez Singer Associates przy renowacji hotelu w South Beach.

– Świetnie. – Jeremy Singer to stary znajomy. Kupował posiadłości z przeznaczeniem na ekskluzywne restauracje. – Sam do niego zadzwonię. Po rozmowie dam pani znać, na kiedy będzie potrzebny bilet lotniczy.

– Dobrze. – Asystentka schowała tablet pod pachą. – Przesłałam panu artykuł na temat tego przedsięwzięcia.

– Dziękuję.

Pani Trager zamknęła za sobą drzwi, a Ian miał już w głowie zarys planu działania.

Poznał Lydię ponad rok temu, kiedy pracowali nad wspólnym projektem i spędzali razem sporo czasu. Jeśli się zorientuje, kto został jej pracodawcą w posiadłości Singera, zapewne spróbuje się wycofać, ale jest zbyt profesjonalna, by porzucić swoje obowiązki z dnia na dzień.

Ian będzie miał trochę czasu na rozeznanie, o co naprawdę chodzi Lydii Whitney.

Zdaje się, że próbowała się na nim zemścić, zamierzał ją o to zapytać prosto z mostu. Powinien jednak działać ze szczególną ostrożnością, by na powitanie nie spłoszyć Lydii. Kiedy przekona się, o co jej chodzi, podejmie decyzję, jak się odpłacić.

Nie był draniem, który szantażem wciąga kobietę do łóżka, jednak złość spowodowała, że niczego nie umiał wykluczyć.

Lydia Whitney odchyliła głowę i rozkoszowała się słońcem Miami. O ósmej rano było już pięknie, a wilgotność i upał jeszcze nie dokuczały.

Siedziała przy stoliku na wolnym powietrzu w kafejce News Café przy Ocean Drive, od wody ciągnęła przyjemna bryza, a przed nią stała filiżanka doskonałej kawy. Idealny początek dnia przed pierwszym spotkaniem biznesowym w sprawie nowego zlecenia w South Beach.

Prawie nie słyszała stałego szumu morskich fal i szelestu liści palmowych gdzieś w tle. Po obu stronach Ocean Drive panował ożywiony ruch, chociaż czerwiec nie jest szczególnie atrakcyjnym miesiącem dla turystów. Stoliki były wolne, mogła spokojnie zjeść śniadanie bez parzenia ust gorącą kawą i przełykania w pędzie migdałowej brioszki.

Nikt nie sterczał jej nad głową. Miała czas, aby przejrzeć gazetę i poznać najświeższe ploteczki z lepszych sfer Manhattanu.

Gdyby była dekoratorką wnętrz skoncentrowaną wyłącznie na swojej pracy, zapewne studiowałaby teraz pisma architektoniczne i artykuły o hotelach ostatnio oddanych do użytku w South Beach, aby mieć pewność, że jej projekt będzie się różnił od wszystkich innych.

Jednak miała własny model działania, słuchała podszeptu natchnienia podczas wizji lokalnej.

Lydia czytała rubryki towarzyskie z tym samym żywym zainteresowaniem, z jakim inne kobiety oglądają ulubiony reality show. Pilnie zapamiętywała imiona i sytuacje, sprawdzała, kto się z kim rozstał, a kto właśnie się zaręczył. Każdy szczegół był ważny dla jej prawdziwej potajemnej pasji: kojarzenia par małżeńskich na Manhattanie, swatania najbardziej rozchwytywanych panien i kawalerów.

Z tego nie była w stanie zrezygnować, chociaż została zmuszona do rezygnacji z pracy w ekskluzywnym biurze matrymonialnym, gdzie pozwalano jej działać pod pseudonimem Mallory West.

Niestety, zeszłej zimy doszło do skandalu, który zmusił Lydię do wyjazdu z miasta i porzucenia zawodu „swatki”. W jej życiu było wystarczająco dużo afer, nie miała dość siły na kolejną.

Przez kilka miesięcy zajmowała się projektowaniem wnętrz i starała się nie zauważać spekulacji prasowych dotyczących tożsamości tajemniczej Mallory West.

Jednak brakowało jej przyjemnego dreszczyku podniecenia i niezłych przychodów związanych z jej drugim zawodem, zwłaszcza że całość przeznaczała na cele charytatywne bliskie jej sercu.

– Dolać pani kawy? – Szczupła kelnerka w czarnym podkoszulku i płóciennych szortach zatrzymała się przy stoliku z dzbankiem w ręce i plikiem jadłospisów pod pachą.

– Nie, dziękuję. – Lydia odruchowo wyłączyła ekran laptopa, zawsze gotowa chronić swą prywatność. – Proszę o rachunek, już kończę. – Nie może się spóźnić na pierwsze spotkanie, zwłaszcza że nie przygotowała zawczasu żadnych szkiców.

Singer Associates, firma, która zatrudniła ją do zaprojektowania wystroju hotelu Foxfire, w ciągu ostatnich lat zlecała jej wiele lukratywnych prac.

Podczas jednego z wyjazdów poznała Iana McNeilla. Być może to było jedyne pechowe zlecenie, bo facet złamał jej serce – i to w parę różnych sposobów.

Trudno jednak winić Singera za porażkę w jej życiu uczuciowym.

Przełknęła ostatni kęs drożdżowej bułeczki i obiecała sobie, że jutro wcześniej zejdzie na śniadanie, aby pogapić się na spacerowiczów.

Większość potencjalnych klientów o tej porze roku podróżowała do Hamptons lub gdzieś dalej, do Europy, z pewnością nie do Miami. Jednak w South Beach zawsze można było spotkać interesujących podróżników z różnych zakątków świata, nie wspominając już o ładniutkich modelkach, które całymi stadami odwiedzały tutejsze plaże. A milionerzy zawsze interesowali się modelkami i aktorkami. Nie zawadzi mieć oczy i uszy otwarte.

Podniosła z krzesła skórzaną torbę, zapłaciła rachunek, a idąc Ocean Drive w kierunku hotelu Foxfire, zadzwoniła do swojej asystentki w Nowym Jorku.

Wokół snuli się turyści, fotografowali historyczne secesyjne budynki. Otynkowane na landrynkowe kolory, nigdzie nie wyglądałyby tak dobrze jak tuż przy plaży. Różowe i żółte ściany domów harmonizowały z intensywnymi kolorami wschodów i zachodów słońca, a ich mocne geometryczne sylwetki stanowiły doskonałe dopełnienie dla ciepłych barw.

Hotel Foxfire stracił nieco ze swej pierwotnej majestatyczności, gdy próbowano go na siłę modernizować, a kolejni właściciele zakrywali ozdobne łuki i zmieniali proporcje drzwi i okien. W kontrakcie z Singer Associates, obecnym właścicielem, zawarła warunek, że w miarę możliwości będzie mogła przywrócić budynek do jego oryginalnego kształtu.

– Dzień dobry, Lydio – powitała ją Kinley ze zwykłym porannym entuzjazmem.

Od wczesnych godzin zabierała się do pracy, a było to o tyle łatwiejsze, że za niewielką kwotę wynajmowała od Lydii pokój w jej nowojorskim apartamencie.

– Potrzebujesz czegoś na poranne spotkanie?

– Nie, wszystko mam, dziękuję. Przyszło mi do głowy, że skoro tu jestem, mogłabym nawiązać parę użytecznych znajomości. Mam na myśli nasz drugi biznes. – Była pewna, że nie musi prosić Kinley o dyskrecję, to rozumiało się samo przez się. – Sprawdź, kto w najbliższym miesiącu wybiera się do Miami i załatw mi parę zaproszeń na imprezy.

– Wracamy do kojarzenia par? – spytała Kinley i przyciszyła muzykę, która podobno ułatwiała jej myślenie.

– Przyczaiłyśmy się na jakiś czas, ale już wystarczy – zdecydowała Lydia.

Musiała odejść z dużego biura matrymonialnego, gdy jej asystentka przez pomyłkę umówiła na randkę ważnego klienta z baletnicą, która nie miała pojęcia, że znalazła się na liście potencjalnych panien młodych.

Nie była to wina Kinley, menedżer primabaleriny wpisał ją do niewłaściwej bazy danych. Jednak incydent pechowo trafił na pierwsze strony plotkarskiej prasy, która wskazała palcem na Mallory West. Zamiast wyjaśniać nieporozumienia, Lydia zwinęła interes i usunęła się w cień. Niemałą rolę odegrał tu fakt, że niefortunnym klientem był Cameron McNeill, młodszy brat Iana.

Nie chciała ściągnąć na siebie uwagi byłego kochanka, kiedy wreszcie udało jej się pozbierać po zerwaniu.

Dłużej dochodziła do siebie po stracie ciąży, o której nie miała szansy mu powiedzieć. Palący ból z czasem osłabł, ale na samą myśl o nienarodzonym dziecku wciąż czuła rozdzierający smutek.

– Muzyka dla moich uszu. – Po tonie głosu można było poznać, że Kinley uśmiecha się szeroko. – Na wszelki wypadek aktualizowałam informacje o potencjalnych klientach, żeby wszystko było gotowe na twój znak.

– Świetnie. W takim razie sprawdź imprezy, które warto zaliczyć w rejonie South Beach. – Spojrzała na zegarek. – Oddzwonię po spotkaniu.

– Powodzenia. – Kinley rozłączyła się.

Lydia weszła do budynku, chwilę zajęło jej przestawienie się na panujący we wnętrzu półmrok.

Hotel po zmianie właściciela został zamknięty, trwał remont. W głębi holu włączono reflektory i widać było odarte z tynku ściany.

– Tędy, proszę pani. – Starszy człowiek w dżinsach i żółtym kasku wskazał jej drogę do środka między panelami podłogowymi przygotowanymi do położenia. – Przyszła pani na spotkanie z nowym właścicielem?

Gdy kiwnęła głową, wyciągnął rękę.

– Jestem Rick, brygadzista.

Przywitała się pospiesznie i przysłoniła oczy przed jasnym światłem żarówki zwisającej z odsłoniętej krokwi na pomarańczowym kablu.

– Miło pana poznać. – Życie ją nauczyło, że z brygadzistami należy żyć w zgodzie.

Często mają lepsze pojęcie o robocie niż architekci, których wizje muszą wprowadzić w życie.

– Przygotowaliśmy stół na werandzie. – Wskazał na szklane drzwi z tyłu, prowadzące gdzieś na zewnątrz, z widokiem na alejki wyłożone gładkimi płytkami i wymuskane trawniki zalane słońcem. – Proszę tędy.

– Świetnie.

Poprawiła torebkę i wygładziła turkusową sukienkę. Pożałowała, że przed wyjściem z kawiarni nie zajrzała do toalety, by sprawdzić makijaż i przygładzić fryzurę; nie spodziewała się, że Foxfire jest w stanie całkowitej demolki.

– Piękny dzień – dodała.

– Może przez najbliższą godzinę – roześmiał się Rick. – Wy, nowojorczycy, chwalicie pogodę, dopóki nie spędzicie tu paru dni w środku lata.

Cóż, zapewne on ma rację. Po południu będą na nią biły siódme poty. Podziękowała brygadziście i skierowała się dalej, już upatrzyła sobie wiklinowy fotelik przy stole z kutego żelaza. Dobrze że przyszła wcześniej.

Nie chciałaby siedzieć na żelaznym krześle przez całe spotkanie.

Niewielka fontanna bulgotała cicho, rozsnuwając wilgotną mgiełkę, gdy woda przetaczała się po kamieniach i spadała do sadzawki obrośniętej egzotycznymi roślinami. Karłowate palmy obok kilku wyższych gatunków drzew zwabiły parę skrzeczących zielonych papużek.

Wysoko, ze szczytu budynku, zwisała wysuwana markiza, przysłaniając nieco słońce, ale nie blokując go całkowicie.

– Lydio. – Odwróciła się gwałtownie na dźwięk znajomego barytonu.

Nie słyszała tego głosu od ponad roku. To niemożliwe…

– Ian? – Znowu poczuła gwałtowny ucisk w dołku, tym razem mocniejszy niż rano, kiedy pomyślała o poronieniu.

Za stolikiem zastawionym srebrnymi pojemnikami z lodem i zimnymi drinkami stał Ian McNeill. Muskularne ramiona założył na piersi. Smagłą cerę odziedziczył po matce, Brazylijce, tym bardziej zaskakiwały jego niebieskie oczy. Ciemne włosy miał podgolone po bokach i dłuższe na czubku, wciąż wilgotne po rannym prysznicu. Wyglądał bardzo atrakcyjnie w granatowym garniturze, szarej koszuli i niebieskim krawacie.

Ian McNeill, kochanek, który złamał jej serce. Romansował z nią, a jednocześnie miał konto na portalu randkowym, najwyraźniej gotów do poszukiwania innych przygód. To sprowokowało ją do potajemnego zajęcia się kojarzeniem par. Podesłała mu kilka fatalnych kandydatek. Przestała myśleć o zemście, gdy straciła dziecko. Pechowa randka jego brata ze sławną tancerką była całkowitym przypadkiem.

Czy Ian coś podejrzewa?

– Miło cię widzieć – powitał ją uprzejmie. – Cieszę się, że znów będziemy razem pracować.

Przez dłuższą chwilę mierzył ją spojrzeniem, a ona zachodziła w głowę, jaki jest ukryty podtekst jego słów. Ian niczego nie mówił przez przypadek. Był najbardziej metodycznym człowiekiem, jakiego znała.

– Nie wiedziałam… – zająknęła się. Jakim cudem znalazła się w tej sytuacji? – Jeremy Singer mnie nie uprzedził…

– Postanowiliśmy wymienić się paroma projektami, żeby uzyskać świeżość spojrzenia. – Ian postawił na stole butelkę wody i odsunął dla niej fotelik. – Ucieszyłem się, że będę miał z tobą do czynienia. Zwłaszcza że tworzymy dobry zespół.

Przytrzymał krzesło i czekał.

Serce Lydii waliło jak oszalałe. Wykluczone, żeby się zgodziła na współpracę. Z nim. Pod nim.

O Boże.

Nie jest nawet w stanie pomyśleć o byciu „pod nim” bez krwistego rumieńca.

Jego błękitne oczy z pewnością to zarejestrowały. Oblało ją nagłe gorąco, a w uszach słyszała łomot.

Gdy na ustach Iana pojawił się nieznaczny uśmieszek, Lydia nabrała pewności, że nic nie dzieje się przypadkowo. Wszystko zaplanował. Coś w jego wyrazie twarzy ją o tym upewniło.

Otworzyła usta, by zaprotestować. Powiedzieć mu, że pod żadnym warunkiem nie zgadza się na współpracę.

Wtedy szklane drzwi otwarły się znowu i do pokoju wyszedł inżynier z brygadzistą Rickiem, którego wcześniej spotkała. Za nimi jakieś dwie kobiety, pogrążone w rozmowie o historii tego miejsca, porównujące notatki na temat symbolu, który zdobił fronton hotelu.

Lydia zerknęła na Iana, ale straciła już szansę, żeby mu powiedzieć prosto z mostu, co myśli o jego podstępie. Profesjonalizm nakazywał zacisnąć zęby i odbyć planowaną naradę, a potem na osobności porozmawiać z Singerem. Nie stać jej na zerwanie kontraktu.

A jednocześnie nie ma mowy, żeby udało jej się współpracować z tym zdradzieckim draniem.

Nawet jeśli wciąż na nią działa jak żaden inny mężczyzna.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: