Nienawiść. Historie z dzieciństwa - ebook
Nienawiść. Historie z dzieciństwa - ebook
Z Diagnozy przemocy wobec dzieci 2023 przygotowanej przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę wynika, że w Polsce aż 48 procent dzieci i młodzieży doświadczyło ze strony rówieśników przemocy fizycznej. Niemal tyle samo stało się ofiarą przemocy psychicznej. Przemocy i prześladowania, które mogą doprowadzić do największych tragedii. Przykładów mamy długą listę – Dominik z Bieżunia, Kacper z Gorczyna, Zuzia z Kozienic nie poradzili sobie z nękaniem. Wszyscy popełnili samobójstwo.
Co jest źródłem przemocy rówieśniczej i dlaczego od lat nie potrafimy skutecznie tego problemu rozwiązać? Czy bullying i hejt znaczą to samo? Jaką rolę odgrywa tu samotność? W rozmowie z Małgorzatą Gołotą wyjaśniają to m.in. prof. Jacek Pyżalski, dr Radosław Kaczan, dr Magdalena Śniegulska i Łukasz Wojtasik.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8357-735-7 |
Rozmiar pliku: | 982 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dr hab. Jacek Pyżalski, prof. Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Pomysłodawca, kierownik i wykonawca ponad sześćdziesięciu międzynarodowych i krajowych projektów badawczych. Autor licznych publikacji. Trener w obszarze komunikowania i trudnych zachowań oraz edukacji medialnej. Wiceprezes Polskiego Towarzystwa Edukacji Medialnej, członek Rady Centrum Edukacji Obywatelskiej, członek Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk.
* * *
Jak dużo wiemy dziś o przemocy rówieśniczej?
Wiemy całkiem dużo, natomiast sposób myślenia o niej zmienia się nieustannie, właściwie od czasu jej dostrzeżenia przez naukowców.
O przemocy rówieśniczej jako o zjawisku zaczęto rozmawiać w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku w krajach skandynawskich, głównie w Norwegii. Odkryto wtedy, że skutki tego, jak jedni młodzi ludzie traktują innych młodych ludzi, mogą być tragiczne – włącznie z podejmowaniem przez osoby doświadczające takiej formy przemocy prób samobójczych, niestety czasem zakończonych samobójczą śmiercią. To właśnie wówczas rozpoczęła się bardzo poważna debata na poziomie polityczno-społecznym i naukowym. Naukowców zaangażowano przede wszystkim po to, by poszukiwali jakichś rozwiązań, badali to zjawisko i spróbowali je okiełznać. Na początku faktycznie skupiano się na tym, żeby scharakteryzować przemoc rówieśniczą, czyli przemoc kierowaną przez młodych ludzi w stronę innych młodych ludzi. Zaliczono do niej wszystkie akty agresji, na czele z tymi najpoważniejszymi, które jednak za każdym razem mogą różnie przebiegać i mieć inne konsekwencje. Wtedy, w latach siedemdziesiątych, myślano głównie o przemocy fizycznej. Ale tu nazwa – choć wydaje się oczywista – wcale oczywista nie jest, ponieważ przemoc fizyczna dotycząca czyjegoś ciała może sprowadzać się do pobicia kogoś, szarpnięcia, oplucia, pociągnięcia za włosy, lecz może być też przemocą wobec czyjejś własności – mogę komuś coś rozbić, pobrudzić, potargać, zniszczyć.
To właśnie ten rodzaj przemocy był wówczas najczęstszy?
Był najbardziej widoczny. Nieco później dostrzeżono przemoc werbalną i zaczęto dyskutować oraz analizować sposób, w jaki krzywdę mogą wyrządzać słowa. To, że krzywdzące jest używanie w stosunku do kogoś słów wulgarnych, obraźliwych, nienawistnych, jest dość oczywiste. Ale przemoc słowna może przybierać formy o wiele bardziej wyrafinowane. Może być ironią, dogadywaniem czy docinaniem komuś, wykorzystywaniem czyichś słabych punktów. To nie musi być wulgarne, to może być mówione pięknymi słowami, a jednak może dotkliwie krzywdzić.
Później definicję przemocy rówieśniczej dynamicznie poszerzano, a właściwie doprecyzowywano. Jednym z istotnych obszarów do niej włączonych była tak zwana przemoc relacyjna polegająca na wykluczeniu. Możemy to sprowadzić do sytuacji, w której jeden członek grupy staje się dla pozostałych niewidzialny – nie rozmawia się z nim, ignoruje się go, traktuje, jakby go nie było. To jest bardzo bolesne dla ludzi tego doświadczających, choć mogłoby się wydawać, że wykluczenie nie jest czynną przemocą, bo przecież sprawcy na dobrą sprawę nic nie robią, a więc jak mogą krzywdzić? A to jednak poważna przemoc. I co ważniejsze – mówię to z perspektywy osoby, która wiele lat zajmuje się badaniem przemocy – ta przemoc relacyjna zazwyczaj okazuje się początkiem procesu przemocy w ogóle. Od niej się zaczyna. Najpierw ktoś jest przez bardzo długi czas z jakiegoś środowiska wykluczany, a później doświadcza przemocy psychicznej, słownej lub fizycznej. Zdarza się, że każdej z tych form po kolei.
Ale to wciąż nie wszystko. Przemoc rówieśnicza może też przecież przybierać formę przemocy seksualnej albo – co w tej chwili staje się coraz powszechniejsze – cyberprzemocy, czyli to sytuacja, w której do stosowania przemocy wykorzystuje się media społecznościowe lub media internetowe w ogóle. Tego rodzaju zjawisko zaobserwowano po raz pierwszy na przełomie dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku, a około 2005 roku rozpoczęła się na jego temat poważna dyskusja wśród psychologów i socjologów. Zajmowano się wtedy głównie właśnie cyberprzemocą rówieśniczą. Dzisiaj to jeden z bardzo istotnych wątków w badaniach cyberprzemocy. Interesuje nas tutaj, jakie specyficzne mechanizmy komunikacji online grają najważniejszą rolę w tym typie przemocy oraz jak ma się zaangażowanie w cyberprzemoc do zaangażowania w przemoc tradycyjną.
W jakich sytuacjach agresja, emocjonalny konflikt między młodymi ludźmi nie równają się przemocy? Nie wszyscy się przecież musimy lubić, zdarza nam się kłócić czy rywalizować ze sobą i to właściwie zachowania uznawane za zgodne z normą.
Nad tym warto się zastanowić, bo faktycznie zdarza się, że deprecjonuje się przemoc, mówiąc, że młodzi ludzie zawsze się kłócili, szarpali czy rywalizowali ze sobą, i to nie jest przemoc, nie można tego tak nazywać. To prawda, że nie każdy akt agresji jest przemocą, tak jak nie każda kłótnia czy rywalizacja jest przemocą. Żeby mowa była o przemocy, muszą zostać spełnione jednocześnie trzy kryteria, jak wskazał uznany badacz tej problematyki, nieżyjący już profesor Dan Olweus.
Po pierwsze, przemoc jest zachowaniem powtarzalnym, długotrwałym. Przypadki, które znam, trwały czasem kilka lat, nieraz przez cały okres szkoły podstawowej lub średniej. Przy czym ta powtarzalność musi dotyczyć tej samej jednostki. Osoba doświadczająca przemocy staje się wtedy rodzajem etatowego krzywdzonego, jest kimś, kogo się domyślnie krzywdzi w danej społeczności.
Druga rzecz to nierównowaga sił. Osoby stosujące przemoc są silniejsze niż osoby przez nie krzywdzone. Może to być przewaga liczebna, czyli grupa osób prześladuje jedną osobę. Może to też być przewaga fizyczna – duży albo silniejszy bije mniejszego lub słabszego. A także przewaga psychologiczna, na przykład gdy dziecko sprawne intelektualnie znęca się nad kolegą mniej sprawnym lub niesprawnym intelektualnie albo gdy ktoś jest odważny, śmiały, a ktoś inny lękowy, zamknięty w sobie. Tu dodatkowo, w sytuacji przemocowej, pierwsza osoba ma nad drugą przewagę komunikacyjną. Właściwie samo istnienie przewagi każdą przemoc potęguje, ponieważ ktoś, kto czuje się słabszy, w pewnym momencie przestaje się bronić, jest przekonany, że to nie ma najmniejszego sensu.
I wreszcie, na późniejszym etapie, pojawia się czynnik trzeci. Bardzo często dzieje się tak, że podczas stosowania przemocy mamy do czynienia z intencjonalnością. To znaczy, że sprawcy w pewnym momencie zaczynają znęcać się nad daną osobą celowo, specjalnie, chcą wyrządzić krzywdę tej konkretnej osobie.
Wcześniej o takiej intencji nie ma mowy?
Bezpośrednia intencja skrzywdzenia kogoś niekoniecznie istnieje od początku. W pierwszej chwili celem może być chociażby chęć zaistnienia, popisania się. Intencja musi jednak pojawić się później, żeby daną sytuację można było określić mianem przemocy.
Jeśli te trzy zmienne wystąpią, mamy do czynienia ze zjawiskiem przemocy, która zresztą w wielu krajach ma specjalną nazwę. W krajach skandynawskich na początku określano ją mobningiem, w krajach niemieckojęzycznych mobbingiem, w krajach anglojęzycznych bullyingiem. Włosi mówią na ten rodzaj przemocy bullismo, japończycy – ijime. W Polsce nie mamy swojego określenia, ale jakbyśmy się uparli, to tę przemoc można nazwać nękaniem albo znęcaniem się.
Uprzedzając pani następne pytanie, przemoc zwykle ma to do siebie, że – nawet jeśli nie znamy kryteriów, o których powiedziałem wyżej – często intuicyjnie czujemy, że do niej dochodzi. Wiemy, że właśnie spotkało nas coś więcej niż kłótnia czy złośliwość.
Ale dlaczego to się wciąż dzieje? Skoro istnienia samego zjawiska i jego negatywnych konsekwencji dla ludzkiej psychiki jesteśmy świadomi przynajmniej od lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku, to znaczy, że przez pięćdziesiąt lat zmagamy się z problemem, którego najwyraźniej nie potrafimy rozwiązać.
Osoby chcące sprawę nadmiernie uprościć mówią, że przemoc rówieśniczą stosują młodzi, którzy sami doświadczają przemocy, na przykład w domu. Ale to nie jest prawda. To tak, jakby uznać, że dzieci przestępców stają się przestępcami czy złodziejami. A przecież kradną zarówno ci, którzy nie mają pieniędzy, jak i ci, którzy mają ich wystarczająco dużo. Przestępcami zostają ludzie wychowani w rodzinach przestrzegających norm i wartości oraz z tak zwanych rodzin dysfunkcyjnych. Podobnie jest z przemocą.
Istnieją jednak pewne tendencje, o których warto wspomnieć, kiedy mowa o przyczynach występowania zachowań przemocowych. Badania dotyczące sytuacji rodzinnej sprawców są dość spójne. Wynika z nich, że gdy dziecko tkwi w relacjach niepoprawnych w domu, widzi wrogość między rodzicami, znajduje się w środku jakiegoś konfliktu lub faktycznie jest świadkiem czy osobą doświadczającą przemocy, to pojawia się większe prawdopodobieństwo, że samo zacznie być agresywne w stosunku do rówieśników. Nie jest to wprost przyczyna przemocy rówieśniczej, ale raczej czynnik ryzyka.
Warto tutaj dodać, że przemoc rówieśnicza często koreluje z innymi zachowaniami ryzykownymi, na przykład z przyjmowaniem narkotyków, substancji psychoaktywnych albo z zaburzeniami behawioralnymi, uzależnieniami. Ci, którzy mają tendencję do stosowania przemocy rówieśniczej, mają też statystycznie większą tendencję do innych zachowań problematycznych. To jest wyraźnie widoczne, co znów nie znaczy, że nie znajdziemy kogoś, kto stosuje przemoc rówieśniczą, a nie przejawia tendencji do wspomnianych zachowań i społecznie funkcjonuje jak najbardziej prawidłowo.
Spotkałam się też z badaniami, z których wynika, że skłonność do zachowań przemocowych rośnie wraz ze spadkiem samooceny.
Istnieją badania, które to pokazują, ale są też takie, które temu przeczą. Nie każdy sprawca ma kompleksy czy poczucie niższości. Taka teza to trochę pop-psychologia. Natomiast bywa tak, że stosowanie przemocy rówieśniczej pozwala zdobyć pewne rzeczy w grupie. I to właśnie te „nagrody” decydują o stosowaniu przemocy.
Zdarza się także dość często, że ofiary przemocy rówieśniczej w pewnym momencie w zupełnie innym kontekście, innym środowisku, innej szkole, same mogą stać się sprawcami. Taka prawidłowość też jest potwierdzona.
Doświadczenie przemocy rówieśniczej zwiększa również ryzyko przemocowych zachowań w dorosłości?
Jeśli swoich doświadczeń nie przepracujemy na terapii, to tak właśnie może być. Może wystąpić też inny problem – nasze reakcje na przemoc rówieśniczą, która spotka na przykład nasze dzieci, nie będą prawidłowe. Tę niewłaściwą reakcję obserwuję również podczas mojej pracy z nauczycielami. Jeśli sami doświadczyliśmy przemocy rówieśniczej i to doświadczenie przetrwaliśmy, możemy ją bagatelizować. Możemy też być wojownikami, czyli mocno ingerować w sytuacje i reagować na zachowania, które przemocą nie są, dlatego że jesteśmy nastawieni na obronę. To także nie jest dobre. Pewne rzeczy muszą się w grupie rówieśniczej wyregulować samoistnie – ale trzeba wiedzieć i rozumieć które.
Przepracowanie jest kluczem, ponieważ pozwala być świadomym tego, czego się doświadczyło i co z tym dalej robić. Może okazać się determinantem przeciwdziałania przemocy, ale tylko potencjalnie. To tak, jakbyśmy uznali, że każdy, kto był kiedyś uzależniony, będzie dobrym terapeutą uzależnień. Wiele zależy od tego, co z tym naszym doświadczeniem zrobimy.
Jest jakaś grupa osób, które nigdy nie będą sprawcami przemocy?
Nie ma. Nawet gdyby to przemocowe zachowanie nie było zgodne z przekonaniami pewnej grupy osób, jeśli znajdą się one w sytuacji, w której poczują silną presję społeczną, to jest prawdopodobne, że zrobią coś wbrew swoim normom. Podać pani przykład?
Poproszę.
Rozmawiałem ze sprawcami przemocy rówieśniczej, którzy oprócz tego, że się jej dopuścili, pracowali w wolontariacie. Wszystko inne w ich życiu było superpoprawne pod względem społecznym. Do przemocy ukształtowała ich sytuacja społeczna, w której się znaleźli. I było to zaskakujące dla wszystkich z ich otoczenia – nikt nie mógł uwierzyć, że do tego doszło.
Cyberprzemoc rodzi się z podobnych przyczyn i w podobnych okolicznościach?
Tak. Cyberprzemoc, choć często traktuje się ją jako osobny problem, na dobrą sprawę nie jest czymś odrębnym. Badam to zjawisko od ponad piętnastu lat i mam mocne przekonanie, że cyberprzemoc stanowi tylko odnogę przemocy w powszechnym rozumieniu tego słowa. Te dwa zjawiska bardzo mocno się na siebie nakładają i młodych ludzi dopuszczających się wyłącznie cyberprzemocy, a nieangażujących się w przemoc tradycyjną, właściwie nie ma.
A gdzie w tej klasyfikacji jest mowa nienawiści czy nawet zbrodnia z nienawiści? W ostatnich latach mieliśmy przypadki osób, które przemoc rówieśnicza i nękanie doprowadziły do samobójstwa.
Jedno nie równa się drugiemu, ale to są zjawiska, które się częściowo pokrywają. Można przecież obrazić jakąś grupę mniejszości religijnej, narodowościowej, genderową na portalu społecznościowym kompletnie poza kontekstem rówieśniczym, a elementy rasistowskie czy homofobiczne mogą się znaleźć – i to się zdarza – także w przemocy rówieśniczej.
I tutaj warto podkreślić, że choć na przemoc na dobrą sprawę narażony może być każdy z nas, to jej wystąpienie szczególnie determinuje każda inność. Inność pod względem ekonomicznym, zdrowotnym, ta związana z wyglądem, wyznaniem czy orientacją seksualną zwiększa szanse na to, że ktoś stanie się ofiarą przemocy. To zjawisko jest potwierdzone w badaniach. Wiemy na przykład, że dzieci ze spektrum autyzmu są sześciokrotnie bardziej narażone na tę przemoc, podobnie jak dzieci z niepełnosprawnościami. Tak samo jest z dziećmi mającymi problemy skórne, choćby widoczny trądzik, one także częściej padają ofiarami przemocy. Ale znów podkreślę, że nie jest to regułą. Zdarza się, że dziecko wyróżniające się w jakiś sposób na tle rówieśników znajduje się na drugim biegunie i jest najbardziej lubiane i szanowane w klasie. Trafimy też na mnóstwo dzieci, o których nie powiedzielibyśmy, że kiedykolwiek mogą stać się ofiarami, a jednak przemoc wobec nich się zdarza.
Dlaczego to właśnie inność jest dla nas takim problemem?
My, ludzie, wierzymy często, że jesteśmy istotami racjonalnymi i to, co robimy, wynika z tego, co wiemy. A tak nie jest. Jeśli na przykład jakieś dziecko poznaje kolegę czy koleżankę w spektrum autyzmu, osobę, która się trochę inaczej komunikuje z innymi czy ze światem w ogóle, to to dziecko, próbując wejść z nią w interakcję, widzi, że jest to trudne, odmienne od tego, co zna. Często automatycznie odsuwa się więc i zbliża do kogoś, z kim jest łatwiej. To zwykle nie jest świadoma decyzja, tylko działanie spontaniczne. Analogicznie dzieje się w przypadku dzieci z niepełnosprawnościami intelektualnymi albo fizycznymi, które inaczej się poruszają, nie rozumieją niektórych żartów albo zdarza im się robić coś nieadekwatnego do sytuacji. To, że te dzieci są izolowane czy trzymane na dystans przez rówieśników, nie zawsze oznacza, że brakuje nam wiedzy na temat akceptacji czy tolerancji.
Świat byłby piękny, gdybyśmy mogli sobie nawzajem czy nawet samym sobie pewne sprawy po prostu wytłumaczyć i działać według tego, co słuszne. Ale nie zawsze potrafimy to zrobić. To tak, jakby próbowano powiedzieć osobie impulsywnej, że nie warto działać bez zastanowienia, nadmiernie się denerwować czy popadać w konflikty z innymi. Sama wiedza tu nie wystarczy.
Jest jakieś rozwiązanie?
Żeby nie doszło do izolowania dzieci prezentujących pewną inność od grupy, musi zadziać się kilka rzeczy. Przede wszystkim otoczenie musi się oswoić z takim dzieckiem, musi uznać, że ono jest kolegą czy koleżanką z klasy, mimo że odróżnia się od pozostałych, czemu nie da się zaprzeczyć. Nie można w takiej sytuacji powiedzieć, że to konkretne dziecko niczym się od reszty nie różni, nie robi czegoś inaczej niż rówieśnicy, bo to nie jest prawda i dzieci to wiedzą. Ale nie można też powiedzieć im, że ten kolega jest trochę inny, ale tak właściwie wszyscy jesteśmy równi i tacy sami, więc polubcie go tak, jak lubicie pozostałych. Tak prosto to zwykle nie działa.
Włączanie dzieci ze specjalnymi potrzebami do społeczeństwa w ramach tak zwanej integracji jest chwalebne, wymaga jednak pracy. Kiedy się takie praktyki puści na żywioł, zakładając, że inni uczniowie po prostu przyjmą te osoby bezboleśnie i naturalnie do swojego otoczenia, to ta inkluzja może okazać się nieudana. Znam przypadki rodziców, którzy zabrali swoje dzieci ze szkoły masowej i przenieśli je do specjalnej właśnie ze względu na przemoc rówieśniczą.
Jak w kontekście relacji rówieśniczych wypadamy na tle innych krajów?
Zwykle mówi się, że źle, jednak jeśli zerknęłaby pani na wszystkie badania porównawcze, to Polska od wielu lat jest państwem o przeciętnym poziomie przemocy rówieśniczej. Nie należymy do krajów ani o niskim jej wskaźniku, ani o wysokim. W większości badań, które znam, a które za pomocą tej samej metodologii sprawdzały przyczyny, częstotliwość, zmienne determinujące przemoc i tak dalej, jesteśmy w środku rankingu i to się za bardzo od lat nie zmienia. Pokazują to na przykład badania HBSC.
Rozumiem, że nie jest najgorzej, ale jak wyjaśnić fakt, że poziom przemocy rówieśniczej jest w polskich szkołach względnie stabilny, choć o istnieniu problemu wiemy od lat?
Myślę, że jeśli spojrzy się z odpowiedniej perspektywy, to można uznać to za sukces. Gdybyśmy nie wdrażali skutecznych programów, samo pojawienie się internetu i cyberprzemocy sprawiłoby, że liczba przypadków przemocy rówieśniczej znacząco by wzrosła. A tak się nie stało.
Na świecie nie ma takich krajów, które zjawisko bullyingu wyeliminowały całkowicie. Nie udało się tego dokonać nawet tym, którzy walczą z tym problemem już dość długo. W Norwegii, która jest prekursorem badań i praktyk przeciwdziałania przemocy rówieśniczej, zdarzają się strzelaniny w szkołach, w Niemczech podobnie. My w Polsce takich sytuacji nigdy nie mieliśmy. Tych strzelanin często dopuszczają się osoby mające za sobą doświadczenie przemocy rówieśniczej. Wydaje się, jakby chciały zemścić się na swoich oprawcach czy nawet całej placówce, w której rozgrywał się ich dramat. To jest straszne, ale właśnie tak to wygląda.
To oczywiste, że wciąż trzeba szukać rozwiązań. I mamy w Polsce na to trochę pomysłów, zarówno rządowych, jak i pozarządowych. Jest wiele rzeczy, które wymagają zmiany, na czele z całą naszą filozofią działania. Nasz schemat działania często polega na tym, że interweniujemy dopiero wtedy, kiedy ta przemoc wystąpi. A to jest dopiero połowa sukcesu. Drugą jest świadomość tego, że ona się nie pojawia tam, gdzie budowane są zdrowe relacje między ludźmi i wewnątrz społeczności.
Więzi społeczne.
Tak, społeczne więzi grupowe. Takie, które sprawiają, że inni coś dla mnie znaczą, takie, które odbieram pozytywnie. Nie muszę się ze wszystkimi przyjaźnić po równo, wiadomo, że będę miał najlepszego przyjaciela czy przyjaciółkę. Chodzi raczej o sytuację, w której będę mógł powiedzieć, że wszyscy w mojej klasie są moimi znajomymi. Jeśli w nowo powstałej grupie budują się relacje między ludźmi, to nie ma tu pożywki dla przemocy. Jeśli coś mnie z kimś łączy, jeśli to jest mój kolega, ktoś, kogo znam, to nie mam za bardzo ochoty go krzywdzić w żaden sposób. Jeśli skrzywdzę go niechcący, w jakimś pędzie, w jakiejś ogólnej awanturze, to się w pewnym momencie zatrzymam. Zatrzyma mnie właśnie ta więź. Dzięki niej, będę skłonny się jakoś z tego wycofać, naprawić to, co złego zrobiłem. Jeśli mnie coś z kimś łączy, to chcę z tą osobą dobrze żyć, nie pozwalam też innym jej krzywdzić. Staję w jej obronie.
W każdej grupie może pojawiać się albo przemoc, albo rodzaj wspólnoty. Zamiast zatem skupiać się na reagowaniu na przemoc rówieśniczą, powinniśmy koncentrować się na budowaniu warunków sprzyjających tworzeniu się więzi między ludźmi. Najlepszym sposobem przeciwdziałania przemocy okazuje się budowanie jej przeciwwagi, którą nie jest brak przemocy, tylko wspólnota.
A czy jest możliwe, żeby przemoc dało się w ten sposób wyeliminować całkowicie?
Myślę, że całkowity brak przemocy jest zupełnie nierealną wizją społeczeństwa idealnego. Wyjdźmy na chwilę poza grupy rówieśnicze i wejdźmy w grupy dorosłych, w których z kolei mamy mobbing. Tak to działa w grupie i tak są skonstruowani ludzie – jako społeczeństwo jesteśmy wyczuleni na inność. Nawet jeśli na pewnym poziomie ją tolerujemy czy akceptujemy, to negatywne działanie wobec inności jest wpisane w naszą socjobiologię. Gdy jako grupa występujemy przeciwko komuś, obgadujemy go lub śmiejemy się z niego, to stajemy przeciwko tej jednej osobie, ale równocześnie tworzymy wspólnotę z ludźmi o podobnych poglądach.
Przemoc jest zjawiskiem bardzo dynamicznym, zmieniającym się historycznie. I to jest nieskończona praca na różnych poziomach, zwłaszcza na tym najniższym, czyli w szkolnej klasie.
Jest też przemoc stosowana przez nauczycieli wobec uczniów.
Jeśli chodzi o przyczyny, to tu jest trochę inaczej, bo mowa o kontaktach profesjonalisty edukacyjnego z dzieckiem. Tutaj wysuwają się na pierwszy plan kwestie osobowościowe, ważną role odgrywa też przygotowanie zawodowe, na przykład jak nauczyciel umie zarządzać klasą. Badałem to zjawisko przez wiele lat. W 2007 roku, prawie dwadzieścia lat temu, wydałem książkę Nauczyciele, uczniowie – dwa spojrzenia na dyscyplinę w klasie. Przedstawiłem w niej między innymi wyniki badań i opisywałem zjawisko zamkniętego koła przemocy w klasie. Bo często to jest właśnie takie zamknięte koło. Nauczyciel nie radzi sobie z trudnymi zachowaniami uczniów, więc ich zachowanie może się dodatkowo pogarszać, jego to wypala, więc zaczyna reagować nerwowo, co jeszcze bardziej nakręca uczniów. Znalezienie rozwiązania zależy od kompetencji nauczyciela i od tego, jakie ma pomysły oraz metody na wyjście z tej sytuacji, a także jakie postawy przybiera wobec uczniów i jakie ma zdolności do budowania z nimi relacji. Istotne jest również stanowisko uczniów. Są w Polsce miejsca, gdzie jest dużo dzieci ze środowisk przestępczych czy zdemoralizowanych. Inaczej też wygląda to w podstawówkach, a inaczej w liceach, nawet tych renomowanych.
Chciałbym jeszcze wspomnieć o inności, która może być problematyczna także dla nauczyciela. Jeśli dziecko będące „innym” zakłóca w jakiś sposób przebieg lekcji i jeśli mnie jako nauczyciela to irytuje, bo jest mi trudniej pracować, to ja też mogę różnie reagować. Mogę zacząć chrząkać, być sarkastyczny, przewracać oczami. Uczniowie to widzą i – zwłaszcza u młodszych dzieci – może stać się to dla nich modelem zachowania. Jeśli uczniowie dostrzegają, że nauczyciel się irytuje, to mogą uznać, że oni również mają do tego powód i prawo.
Przemoc stosowana przez nauczycieli zawsze jest zachowaniem niewłaściwym, to jest jasne. Są jednak nauczyciele, których emocjonalnie przerastają tego typu trudne sytuacje. W pewnym momencie taka osoba może odpowiedzieć impulsywnie agresją i popchnąć ucznia, szarpnąć go czy dopuścić się przemocy werbalnej – to zwykle tragedia dla wszystkich zaangażowanych.
Czy każda przemoc zostawia w osobach jej doświadczających trwały ślad?
Zarówno z badań przekrojowych, jak i podłużnych wynika, że doświadczenie bullyingu, czyli poważnej przemocy, nękania i prześladowania, prowadzi do stanów depresyjnych, zaburzeń psychosomatycznych, podwyższonego poziomu lęku, trudności w nauce. To są wnioski z metaanaliz, opracowań zestawiających wyniki dwustu badań. Nie ma wątpliwości, że doświadczenie poważnej przemocy rówieśniczej w okresie nastoletnim rzuca cień na dorosłość. Na ten cień składają się także te najpoważniejsze konsekwencje, czyli ideacja samobójcza – myśli samobójcze, branie samobójstwa pod uwagę jako sposobu wyjścia z trudnej sytuacji lub wręcz decyzja o jego popełnieniu. To ostatnie jednak najczęściej pojawia się, gdy przemoc rówieśnicza współwystępuje z innymi problemami.
Ciąg dalszy w wersji pełnej