Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niepokorny lekarz - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
4 kwietnia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
10,99

Niepokorny lekarz - ebook

Tiffani, specjalistka od wizerunku, ma podnieść notowania miejskiego szpitala w Memphis. Główny bohater jej kampanii, przystojny chirurg Rex Maxwell, nie chce podporządkować się projektowi. Nie lubi reklamy, a poza tym wyczuwa, że Tiffani nie żywi szacunku do lekarzy. Dyrektor szpitala daje Rexowi do zrozumienia, że musi się dostosować do wymagań kampanii. Rex z właściwą sobie impulsywnością zaczyna spełniać życzenia chłodnej Tiffani, starając się zaleźć jej za skórę...

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-4357-5
Rozmiar pliku: 781 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Retraktor – zażądał doktor Rex Maxwell.

Instrumentariuszka natychmiast położyła hak chirurgiczny na jego wyciągniętej dłoni.

– Skąd ta krew…? – zamruczał. – Aspirator.

Delikatnie podniósł narzędziem wątrobę. Asystująca pielęgniarka stojąca po drugiej stronie stołu operacyjnego w Metropolitan Hospital w Memphis, stolicy stanu Tennessee, usuwała krew drenem ssaka chirurgicznego.

Pilnie obserwował otwartą jamę brzuszną. Chorego przyjęto poprzedniej nocy na oddział ratunkowy. Jeden z kolegów chirurgów połatał go najlepiej jak potrafił, ale rekonwalescencja nie przebiegała zgodnie z planem. Pacjentowi spuchł brzuch i najwyraźniej krwawił wewnętrznie.

Rex cieszył się opinią lekarza, który potrafi sobie poradzić z każdym problemem. Powiedzieć, że jest kompetentny, to mało. Jego wyniki mówiły zresztą same za siebie. Z jednym wyjątkiem.

Dostrzegł problem.

– Mam cię… Nici.

– Widzisz to, czego inni nie widzą – stwierdził z uznaniem anestezjolog.

Rex spojrzał na niego znad maski.

– Dziękuję.

W kilka minut zszył perforację. Niemal kończył, gdy zadzwonił telefon za ścianie bloku operacyjnego. Jedna z pielęgniarek odebrała połączenie.

– Rex, proszą, żebyś przyszedł do dyrekcji, kiedy skończysz.

Przeklął paskudnie pod nosem, za co z pewnością skarciłaby go matka. Ale dla niej liczył się jedynie polor…

Godzinę później szedł do dyrektora. Zoperowanie krwawienia oznaczało, że planowa operacja przesunęła się o kilka godzin, a przygotowany do niej pacjent musiał czekać.

Powinien być na bloku operacyjnym, a nie w drodze na jakieś nudne zebranie. Mało to razy musiał stawiać się u doktora Nelsona w ciągu ubiegłego roku?! Te wizyty powinny się były skończyć, gdy szpital zawarł ugodę w sprawie pozwu o zarzucany mu błąd w sztuce lekarskiej.

Bez końca w umyśle przechodził przez każdy szczegół tamtej nocy. Wielokrotnie drobiazgowo opowiadał o tamtych wydarzeniach prawnikom.

Wezwano go do szpitala w sobotę późnym wieczorem. Wrócił do domu z nocnego klubu. Miał być dostępny na wezwanie, więc nie pił. Gdy przyjechał do szpitala, pacjent był już przygotowany. Dopiero w sali operacyjnej zorientował się, że na stole leży Victor Royster, niegdyś najbliższy przyjaciel ojca.

Kiedy ojciec złożył wniosek o upadłość, Royster był przewodniczącym klubu zrzeszającego miejscową śmietankę towarzyską. No i ojcem dziewczyny, z którą Rex wówczas chodził. Rzuciła go, gdy rodzinne problemy finansowe stały się wiedzą publiczną. Wstydziła się pokazywać z biedakiem.

Royster miał perforację żołądka i był w stanie tak ciężkim, że interwencja chirurgiczna dawała nikłe szanse na utrzymanie go przy życiu. Sam zbieg nie był trudny, ale ryzyko infekcji pooperacyjnej było wysokie. Dwa dni po operacji pacjent zmarł.

Rodzina, całkowicie załamana, nie potrafiła pogodzić się z jego śmiercią. Złożyła przeciw Rexowi pozew o zaniedbanie, utrzymując, że chciał się zemścić za upokorzenie, jakiego przed laty doznali on i jego bliscy. Dzięki pieniądzom i wpływom sprawa zaszła dalej niż powinna. Roysterowie manipulowali przekazem medialnym. Szpital wciągnięty został w brudną wojnę.

Wobec perspektywy wypłaty przez szpital wielomilionowego odszkodowania relacje między Rexem i doktorem Nelsonem były napięte. Dla Rexa była to kwestia medycznej kariery, dla szpitala reputacji. Ostatecznie i on, i szpital wyszli z tej awantury mocno poobijani.

Czego znów chce Nelson?

– Marsha, przekaż dyrektorowi, że już jestem – zwrócił się do sekretarki.

– Wchodź. Czeka na ciebie. – Skinęła głową w stronę drzwi do gabinetu.

Odetchnął z ulgą. Przynajmniej nie będzie marnował czasu pod drzwiami.

Doktor Nelson podniósł głowę znad biurka i gestem zaprosił go, by usiadł. Rex zamknął drzwi.

– Dziękuję, że zjawił się pan tak szybko.

Rex osunął się na krzesło, oparł łokcie o kolana i spojrzał dyrektorowi prosto w twarz.

– Pacjent czeka.

– Nie zajmę pana długo. To nieprzyjemne zeszłoroczne zamieszanie odbiło się na notowaniach szpitala. Ludzie pozostali z wrażeniem, że nasze usługi są niskiej jakości.

Bez zastanowienia, po raz drugi w ciągu niewiele ponad godziny, Rex rzucił przekleństwem. Wyprostował się. Oczy dyrektora były jak szparki.

– Wszystko, co robię, jest wysokiej jakości.

– Pytanie, czy tak to widzi opinia publiczna. To trudna sytuacja. Musiał pan zauważyć, że zmniejszyła się liczba zabiegów, które pan przeprowadza z wyboru pacjenta.

– Tak, ale nadal mam ręce pełne roboty.

Uważał, że pozew szybko pójdzie w zapomnienie. Czas zrobi swoje. Nie był już cowieczorną wiadomością w lokalnej telewizji. To nie pierwszy skandal, który przeżył.

Twarz dyrektora stężała. Pochylił się, złożył dłonie.

Może ta rozmowa, pomyślał Rex z obawą, ma poważniejszy wymiar, niż przypuszczał?

– Zarząd zdecydował się zatrudnić firmę PR – oświadczył dyrektor – żeby zminimalizować skutki tej awantury. Za miesiąc przyjeżdża tu komisja akredytacyjna opieki zdrowotnej i musimy mieć opinię publiczną po naszej stronie. Firma PR chce, żeby pan z nimi współpracował. Jeżeli polepszy się pana wizerunek w odbiorze publicznym, skorzysta i szpital, i pan.

Rex zdusił jęk frustracji. Facet chyba żartuje! Nie ma czasu na jakieś wizerunkowe dyrdymały. Ugryzł się jednak w język i chłodno spytał:

– Czy to naprawdę konieczne?

– To nie kwestia mojej opinii, ale decyzji zarządu. Z którą się notabene zgadzam. Oczekuję od pana pełnej współpracy.

Rex zaczął otwierać usta, ale dyrektor powstrzymał go ruchem ręki.

– Zarząd wie, że jest pan utalentowanym i oddanym lekarzem. Chcemy, żeby pan u nas pracował, ale wizerunek szpitala musi się poprawić. Jeżeli chce pan tu zostać, nakłaniałbym, żeby się pan dostosował.

W karierę w Metropolitan Hospital Rex zainwestował sporo. Ze swoimi umiejętnościami mógłby znaleźć zatrudnienie gdzie indziej, ale nie mógłby liczyć na awans. Choć formalnie został oczyszczony z zarzutów, to gdyby teraz odszedł, każdy pracodawca podejrzliwie odnosiłby się do tej historii z pozwem.

Kiedy zaczynał tu pracę, nie musiał się martwić, że do rodzinnego nazwiska przylgnęła zła opinia z powodu bankructwa ojca. Postrzegano go jako człowieka dość niepokornego, ale poza tą jedną sprawą nie przysporzył szpitalowi kłopotów Miał na koncie sukcesy i planował, że obejmie stanowisko szefa oddziału chirurgicznego.

A teraz wpychają go w ten niepotrzebny wizerunkowy nonsens! Bez możliwości wyrażenia własnego zdania!

Gdy rodzina straciła towarzyski status, obiecał sobie, że nie będzie niczego udawał. Nie dbał o dobre wrażenie. Teraz zaś, jeśli chce osiągnąć swoje cele, najwyraźniej musi brać udział w jakimś teatrze! Wbrew doświadczeniu, że pudrowanie rzeczywistości na ogół źle się kończy.

To było w stylu ojca i matki. Piękne ubrania, drogie samochody, prywatna szkoła dla dzieci, wielki dom i członkostwo w ekskluzywnym klubie. Problem polegał na tym, że na to wszystko nie było ich stać. Czyste pozory. Cały sztafaż zawalił się, gdy miał siedemnaście lat. Rodzice wyszli na hochsztaplerów i skończyło się ogłoszeniem upadłości.

Wylądowali w ciasnym mieszkaniu na drugim końcu miasta, z dziesięcioletnim samochodem, w tanich ubraniach i bez karty klubowej.

Większość przyjaciół zerwała z nim kontakty. Najbardziej bolało go jednak to, że rzuciła go dziewczyna, w której był zakochany. Uznała, że skoro wykluczyła go miejscowa socjeta, to nie ma z nim przyszłości. Taka to była miłość.

Obiecał sobie wówczas, że nigdy nie będzie osądzał ludzi po tym, gdzie mieszkają i czym jeżdżą. I nie będzie odstawiał żadnych mistyfikacji. Jest, kim jest. Ludzie mogą go lubić albo nie. Do pracy przychodził w koszulce i dżinsach. Zarabiał nieźle, ale jego styl życia nie wynikał z pensji i stanowiska.

W obliczu dylematu, przed jakim postawił go dyrektor, uznał, że skupi się na pacjentach i będzie unikał eksponowania swojej osoby. Ograniczy współpracę z firmą PR do absolutnie koniecznego minimum. Nie ma nic do ukrycia i niczego nie musi nikomu udowadniać.

W momencie, gdy westchnął, godząc się wewnętrznie z takim rozwiązaniem, Nelson wcisnął guzik interkomu i polecił sekretarce, by zaprosiła do gabinetu panią Romano.

Tiffani Romano czekała w sekretariacie z niepokojem. Rozmawiała już z dyrektorem, ale chciał zamienić prywatnie kilka słów z Maxwellem, zanim ich sobie przedstawi.

Była podekscytowana zadaniem, jakie zlecił jej szef. Z ramienia Whitlock Public Relations miała zająć się poprawą wizerunku Metropolitan Hospital. To wyjątkowa szansa. Po pierwsze na awans i gabinet w siedzibie zarządu w filii firmy w innym mieście. A po drugie na to, by nie natykać się dzień w dzień na swojego eksa. Lou okazał się łajdakiem.

Jedynym problemem było to, że nie żywiła wielkiego szacunku dla środowiska lekarskiego. Z doświadczenia wiedziała, że lekarze myślą tylko o swoich dochodach i nie interesuje ich los pacjentów, którym zrujnowali życie.

Ojciec miał wypadek motocyklowy, gdy była dzieckiem. Skończyło się na całkowitej amputacji jednej nogi i częściowej drugiej. Był przykuty do wózka inwalidzkiego i przekonany, że lekarze nie starali się szczególnie ocalić jego kończyn. Zgorzkniał, szukał pocieszenia w butelce i lekarstwach. Nie potrafił utrzymać żadnej pracy.

Matka wspomagała go w kampanii przeciw chirurgom, w dochodzeniu roszczeń od lekarzy i szpitala, ale jego gorycz udzieliła się jej również. Brakowało pieniędzy. Ostatecznie odeszła. Niegdyś radosny dom stał się siedliskiem nieszczęścia. Ojciec mieszkał teraz w domu opieki i nadal narzekał. Większość czasu spędzał w łóżku. Wizyty u niego wprawiały Tiffani w ponury nastrój. Ale nie przestała go kochać.

Czy doktor Maxwell, z którym ma teraz współpracować, różni się od chirurgów, którzy zniszczyli ojcu życie? Na podstawie medialnej wiedzy o pozwie przeciwko niemu była przekonana o jego winie.

Nie dziwiło jej, że sąd nie doszukał się przewinienia. Z pewnością, jak wszyscy lekarze, bawił się w Boga. Podejmował decyzje o ludzkim życiu, nie zastanawiając się, co dalej stanie się z pacjentem i jak to odbije się na rodzinie. Z drugiej strony Rex Maxwell – mimo kawaleryjskiej postawy – miał znakomite wyniki. To może być przydatne, myślała, jeżeli uda się zapanować nad nim wystarczająco długo, by wypromować go wizerunkowo jako lekarza, któremu można zaufać. Podczas miesięcznej kampanii jego twarz miała stać się obliczem szpitala.

Swoją opinię o lekarzach zachowa dla siebie, postanowiła, i przekona go, że jego współpraca w tym projekcie przyniesie korzyść jemu i szpitalowi. Zarząd chciał sukcesu i ona ten sukces osiągnie. Dla kariery i własnego zdrowia psychicznego.

Perspektywa, że nie będzie musiała oglądać zadufanej twarzy byłego partnera, potęgowała jej determinację. Mocniej ścisnęła torbę z papierami. Szkoda tylko, iż los tak zrządził, że kluczem do lepszej przyszłości jest rogaty doktor Maxwell.

Młody lekarz, który wszedł do gabinetu dyrektora, nie zauważył jej. Miał na sobie zielony strój chirurgiczny, na głowie barwny czepek, spod którego wymykały się długie ciemne włosy. Nie miała wątpliwości, że to ma być przedmiot jej wizerunkowych zabiegów. Mimo niechęci do lekarzy nie mogła zaprzeczyć, że jest przystojny. Mało powiedziane. To najbardziej atrakcyjny mężczyzna, jakiego widziała! Ale to lekarz! – skarciła się myślach.

Dziesięć minut później sekretarka zaprosiła ją do gabinetu. Weszła, starając się zademonstrować pewność siebie. Chirurg siedział nonszalancko naprzeciwko dyrektora, z rękami opartymi o uda. Na twarzy miał ugrzeczniony uśmiech, ale emanował z niego upór.

Doktor Nelson rozłożył szeroko ręce.

– Zapraszam, pani Romano. Proszę poznać doktora Rexa Maxwella.

Przedstawiany miał na tyle dobre maniery, by wstać i wyciągnąć do niej rękę. Jego palce oplotły jej dłoń. Uścisk miał ciepły, mocny. Brązowe oczy obserwowały ją intensywnie.

– Usiądźcie.

Tiffani zajęła krzesło obok Rexa.

– Przestawiłem doktorowi Maxwellowi sytuację – ciągnął Nelson – i jest gotów do pełnej współpracy.

Chirurg zmienił pozycję. Wpatrywał się w statuetkę za głową dyrektora i nie wyglądał na zadowolonego.

– Oboje jesteście profesjonalistami. – Nelson jakby nie zauważał wyrazu twarzy młodego lekarza. – Jestem przekonany, że podejdziecie do tego projektu z dyskrecją i zaangażowaniem. Za tydzień chciałbym mieć wstępne sprawozdanie dla zarządu. Z pewnością jest to ważne i wartościowe przedsięwzięcie. Służę wszelką pomocą. Proszę o kontakt, gdyby wyłoniły się jakieś kwestie.

Rex wstał, minął krzesło Tiffani i wyszedł. Był już na korytarzu, gdy złapała swoje rzeczy. Doktor Nelson patrzył, jak wybiega w pogoni za głównym bohaterem swojego scenariusza. Harmonogram działań wymagał, by jej pomysły wdrażane były od zaraz. Musi go lepiej poznać. Ale dogonić go było trudno.

Zawołała, ale nie zwolnił. Słyszała stukot własnych szpilek. Musi słyszeć, że za nim biegnie!

Gdy wreszcie zatrzymał się przed windą, złapała go za rękę. Ku jej zdumieniu wydawał się zaskoczony.

– Gonię za panem od gabinetu doktora Nelsona – wydyszała.

– Czeka na mnie pacjent.

– Musimy porozmawiać. Mam plan, który trzeba realizować.

Wszedł do windy. Wskoczyła do środka, zanim zamknęły się drzwi.

– Ta winda jest wyłącznie dla personelu medycznego.

– Wysiądę z panem. Ale teraz musimy się umówić.

Była zdecydowana wydusić z niego czas i miejsce spotkania. Kampaniami rządzi grafik.

Spojrzał na nią wymownie.

– Pani Romeo, w tej chwili nie mam czasu.

Patrzyli na siebie jak dwa koguty w klatce. Nie zamierzała się poddać. Na jego zawziętą minę odpowiedziała spojrzeniem pełnym uporu.

– Romano, nie Romeo. Jak szybko może się pan ze mną spotkać?

– Nie mam pojęcia, ile czasu zajmie mi ta operacja. Niech pani zaczyna beze mnie.

Winda zatrzymała się. Wyskoczył w pośpiechu. Znów za nim pognała.

– Czyli ja mam wszystko załatwić i przedstawić panu szczegóły?

– Nie mam z tym problemu. – Nie zwalniał kroku.

– To przedsięwzięcie może się udać tylko, jeżeli pan się poważnie zaangażuje – oświadczyła surowo.

Podeszli do zamkniętych podwójnych drzwi. Wyjął identyfikator i przyłożył do czytnika.

– Proszę pani, jest tak: czekają na mnie pacjenci, a na udział w kampanii wizerunkowej nie mam czasu. I brakuje mi entuzjazmu.

Przeszedł przez drzwi. Nadal szła za nim.

– Doktor Nelson powiedział, że okaże pan pełne zaangażowanie. Okłamał go pan czy teraz mnie pan okłamuje?

Zatrzymał się tak gwałtownie, że niemal na niego wpadła.

– Tu pani nie wolno być.

– Co?

– To blok operacyjny. Nie widziała pani oznakowania? – zapytał, jakby była czteroletnią dziewczynką.

– Em…, nie zauważyłam.

– Ma pani zamiar wejść za mną do sali?

– Nie. – Tym nie była zainteresowana. Napatrzyła się tyle na ludzkie cierpnie, że starczy na całe życie. Kiedy była nastolatką, czyściła i opatrywała rany ojca.

– Miło było panią poznać – oświadczył sucho i odszedł.

Wściekła wróciła do gabinetu dyrektora. Po drodze zatrzymała się, odetchnęła i uspokoiła. Jakoś musi zdobyć zaufanie Rexa Maxwella. Bez tego nie będzie ani udanej kampanii, ani awansu, ani ucieczki od przeszłości.

Rex przewidywał, że rozmowa z Nelsonem nie będzie przyjemna, ale pomysł zaangażowania firmy wizerunkowej go zaskoczył. Ledwo potrafił ukryć obrzydzenie. Miał robić za małpę w cyrku i napawało go to niesmakiem. Szpital odbuduje renomę, podobnie jak on. Potrzeba tylko czasu. Tak było, gdy runęła sceneria kłamstw, którą zbudowali rodzice. Wyciągnął z tego nauczkę. Stał się lepszym człowiekiem, walił prawdę między oczy. Nie, nie będzie uczestniczyć w udawaniu, że wszystko jest cacy. Nie musi udowadniać, jak dobrym jest chirurgiem. Ludzie, którym uratował życie przed i po aferze z Roysterem, są wystarczającym dowodem.

Późnym wieczorem dotarł wreszcie do swojego pokoju lekarskiego. Mrugało światełko na automatycznej sekretarce. Trzecia wiadomość była od Tiffani Romano. Chciała spotkać się z nim z samego rana. Prychnął pod nosem. Ta paniusia z pewnością nie ma pojęcia, że jego dzień pracy zaczyna się o wpół do szóstej. To się dowie. Nie ma ochoty wysłuchiwać jakichś głupot.

Gładko zaczesane ciemne włosy i granatowy kostium… Pozerka wagi lekkiej, uznał. Stara się stworzyć wokół siebie atmosferę osoby z autorytetem, z którą lepiej nie zadzierać. Jedynym sygnałem, że może mieć delikatniejszą kobiecą stronę, był głęboki dekolt białej jedwabnej bluzki.

Dawno temu ubiór przestał na nim robić wrażenie. Jej strój sygnalizował, że przy pomocy garderoby chce coś światu zakomunikować. Nie miał ochoty uczestniczyć w jej misji, jakiekolwiek kierowały nią motywy.

Należał do formacji wolnych duchów, którym jest obojętne, co o nich myślą inni. Pani Romano zbytnio się przejmuje opinią otoczenia. To skrzywienie zawodowe. Niech ona robi swoje, a ja swoje, powiedział do siebie.

Następnego dnia zszedł z bloku operacyjnego dopiero późnym wieczorem. Chciał zabrać kurtkę, zjeść coś ciepłego i położyć się spać. Gdy otworzył drzwi do pokoju lekarskiego, zastał Tiffani Romano na krzesełku dla gości.

Poderwała się, wypuszczając na podłogę naręcze papierów. Zdrzemnęła się?

– Pani tutaj?

– Eee…, tak. – Odsunęła kosmyk włosów z policzka. – Sprzątacz pozwolił mi zostać. Powiedziałam mu, że jesteśmy umówieni.

Będzie musiał odbyć ze sprzątaczem męską rozmowę. Ta despotka najwyraźniej użyje każdego sposobu, by osiągnąć swoje cele. Ignorowanie jej może się okazać trudniejsze, niż przypuszczał.

Zaczęła zbierać papiery.

– Nie oddzwania pan…

Pochylił się, by jej pomóc.

– Jestem na nogach od drugiej rano.

– Myślałam, że pan mnie unika.

Odczuł wyrzuty sumienia. Nie owijała słów w bawełnę, uczciwie stawiała sprawę. To godne szacunku. Spojrzał na jedną z podniesionych kartek, zauważył swoje nazwisko.

– Przeprowadziła pani wywiad na mój temat?

Jej zielone oczy patrzyły mu prosto w twarz.

– Jest pan centralną postacią mojego planu. Muszę o panu wiedzieć, co tylko się da.

– Powinna się pani skupić na szpitalu, nie na mnie.

– Ale ta kampania pana również dotyczy. Może się pan bronić rękami i nogami, ale i tak pana w to wciągnę.

Odetchnął głęboko przez nos.

– I jak zamierza pani tego dokonać?

– Tak, jak powiedziałam. Doktor Nelson zapewnił mnie, że będzie pan współpracował.

Na twarzy miała wymalowany upór.

To był szantaż i bardzo mu się to nie podobało. Ale faktycznie nie chciał, by do dyrektora dotarła informacja, że próbuje się wymigać.

– Jestem zmęczony i głodny, miałem długi dzień. Możemy odłożyć tę rozmowę?

– Nie. Już straciliśmy dzień.

Westchnął i osunął się na fotel.

– Załatwmy to jak najszybciej. Muszę coś zjeść i potrzebuję snu.

Nie okazała nawet odrobiny współczucia na wiadomość, że pracuje od osiemnastu godzin. Otworzyła folder, poukładała papiery. Może, myślał, wystarczy, że ona będzie mówić, a on będzie słuchał? W końcu nie ma nic do zaoferowania. Kompletna strata czasu i pieniędzy…

– Musimy dokonać pewnych ustaleń, żebym mogła zacząć dzwonić jutro z samego rana. Musimy podrzucić mediom parę pomysłów, moment jest właściwy, ale nie będzie trwał wiecznie. Mam kilka ciekawych propozycji, które chcę z panem skonsultować – szczebiotała.

– Na przykład? – Natychmiast pożałował, że otworzył usta.

– Chcę, żeby ta kampania miała charakter prowokacyjny, nachalny. Chce pokazać, że szpital ufa panu tak dalece, że wybiera pana na swojego ambasadora. Wymowa będzie taka: „Ani ja, ani szpital nie jesteśmy winni zaniedbania. Wasze zdrowie jest w dobrych rękach”. – Spojrzała na niego wymownie. – Jeżeli ludzie będą mieli zaufanie do pana, przeleje się to na szpital. Jedno idzie w parze z drugim. Myślę o udziale w paru porannych programach z udziałem gości. Może o zdrowiu i sporcie? Chciałabym załatwić artykuł w „Memphis Magazine”, ale czas może działać na naszą niekorzyść. – Mówiła szybko, przerzucając kartki. – Reklama w niedzielnej prasie może być skuteczna. Ludzie muszą poczuć, że pana znają. Takiego, jakim jest pan naprawdę.

Była w swoim żywiole. Poczuł niesmak. Nie zwracała na niego uwagi. Właściwie mogło go tam nie być. Niknęła nadzieja, że uda się mu jakoś wykręcić.

– Ludzie, którzy mnie spotkali, wiedzą, jakim jestem naprawdę. Nie mam nic do ukrycia i niczego nie muszę się wstydzić. Nie mam zamiaru przymilać się do mediów, które miesiąc temu chciały spalić mnie na stosie.

Palce specjalistki od wizerunku zacisnęły się na folderze.

– Będzie się pan przymilał. Nie wszyscy ufają lekarzom i szpitalom. Jeżeli chce mieć pan opinię publiczną po swojej stronie, musi pan zjednać sobie media. Bezzwłocznie.

Zmrużył oczy.

– A co pani będzie z tego mieć?

Podskoczyła na krześle i spojrzała mu w twarz.

– O co panu chodzi?

– Wiem, dlaczego mnie powinno zależeć na poprawie wizerunku szpitala, ale skąd pani entuzjazm?

Patrzyła na niego przez chwilę, po czym oświadczyła szorstko:

– To moja praca.

Trafił w jakiś czuły punkt?

– Czeka na mnie pani od Bóg wie kiedy… Mam wrażenie, że robi pani więcej, niż przewidują obowiązki.

– Jeżeli odniosę sukces, będę miała szansę na awans, którego bardzo chcę. Właściwie potrzebuję.

Znowu stawia sprawę otwarcie.

– Rozumiem.

– Wątpię, ale to nie ma nic do rzeczy. – Odwróciła wzrok. – Chcę także wynająć kilka bilbordów w mieście. Żeby ludzie mieli przekonanie, że szpital jest dla nich, a pan jest jednym z pracowników, dzięki którym mają… – zawahała się, jakby nie była przekonana do własnych słów – …znakomitą opiekę.

– Ja?

– Chcę, żeby na bilbordach widniał pan na tle szpitala. Wie pan, o co chodzi… – Zrobiła gest ręką.

Głód ustąpił. To brzmiało jak gra pozorów, którą prowadzili rodzice. Rodzina jak z obrazka.

– Ja mam być na bilbordach? Nie ma mowy.

– Ludzie muszą pana zobaczyć. Mieć poczucie, że pana znają.

– Moja fotografia nic im nie powie.

– Doktor Nelson uważa, że to dobry pomysł – odparowała z kamienną twarzą.

Grała ostro. Czuł, jakby ściany na niego napierały. Nie pozostawiono mu wyboru. Jeśli chce zachować pracę i awansować, musi się podporządkować. Ale nie będzie ułatwiał sprawy…

– Nie mam czasu na te wszystkie zajęcia. Mój czas należy do pacjentów.

– Dostosujemy się do pana grafiku. – Nie zwalniała tempa. – I musimy popracować nad pana wyglądem.

Żołądek skurczył mu się jeszcze bardziej.

– Co złego jest z moim wyglądem? To część mojej tożsamości.

Patrzyła na niego przez chwilę i oświadczyła cichym, ale stanowczym głosem:

– Ma pan wizerunek awanturnika. Musimy go nieco złagodzić.

– Niby w jaki sposób?

– Zmiana fryzury, zmiana ubioru…

No nie! To już idzie za daleko.

– Wykluczone. Nie biorę udziału w żadnych stylizacjach. Może pani poinformować o tym Nelsona, ale to już przekracza wszelkie granice.

Złożyła starannie ułożone kartki.

– Po zakończeniu kampanii może pan wrócić do swojego niechlujnego wyglądu, ale w mediach musi pan wypaść jako osoba zadbana, ktoś, na kim można polegać. Zarząd to zaaprobował. Chce się pan kłócić z zarządem?

Był wściekły. Wracały wspomnienia z okresu, który – miał nadzieję – należał do przeszłości.

– I niby kiedy miałbym znaleźć czas na te zabiegi stylizacyjne?

– Przypuszczalnie ma pan wolne dni?

Owszem, ale nie po to, by marnować czas na jej fanaberie.

– Mam, na przykład jutro.

– Świetnie, na popołudnie umówię wizytę u fryzjera. A rano idziemy na zakupy. Na dzisiaj to wszystko. Dobranoc.

Wstała i podniosła torbę.

– Chwileczkę. Nie powinna pani chodzić samotnie w nocy po parkingu. – Wziął kurtkę.

Wzruszyła ramionami i wyszła. W windzie nie zamienili ani słowa. Zatrzymali się przy niewielkim białym samochodzie.

– A pan gdzie zaparkował? Jeżeli daleko, to pana podrzucę…

Jeżeli wsiądę, to jeszcze tam utknę, pomyślał.

– Przejdę się. Mój motocykl jest pod drugiej stronie parkingu.

– Pan jeździ motocyklem?!

Wysoki przenikliwy ton jej głosu grał mu na nerwach.

– Nie ma pani tego w notatkach?

Jej konsternacja wydawała się niemal komiczna.

– Nie, ale powinnam.

Miał dosyć życia pod mikroskopem. Najpierw pozew, teraz ta kampania. Lubił swój motocykl. Kochał swobodę, brak ograniczeń. Czerpał przyjemność z grania na nosie towarzyskiej elicie.

– Motocykl to jakiś problem?

– Może być.

Wsiadała do samochodu, pozostawiając go z uczuciem, że jednak będzie robił za małpę w cyrku.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: