Niepowtarzalny urok likwidacji - ebook
Niepowtarzalny urok likwidacji - ebook
Lata 90. w Polsce to jedna z najciekawszych dekad ubiegłego stulecia. Z jednej strony dziki kapitalizm i szybki awans społeczny, z drugiej zachłyśnięcie się zachodnim stylem życia i rosnące bezrobocie. Czy nasz sentyment do tej dekady jest uzasadniony? I czy na pewno pamiętamy, jak wyglądała naprawdę?
Zbiór reportaży Michała Matysa i Piotra Lipińskiego z lat 90. jak soczewka skupia w sobie największe kurioza tego dziesięciolecia. Odkurzacze Rainbow i zachodnie teleturnieje. Sądowe teczki pękające od pocztowych potwierdzeń odbioru i kioski pełne erotycznych pisemek. Przebrani górale zachwalający towary w supermarketach i uzdrowiciele z gazetowych ogłoszeń. Niezliczone dziwności lat 90., bez których nie bylibyśmy Polską, jaką jesteśmy teraz
„Niepowtarzalny urok likwidacji” to powrót do czasów, które choć bywały trudne, otworzyły nam drzwi na Zachód.
„Przeczytałem zdanie: „Dla nowych dyrektorów firma z Warszawy, za pieniądze Urzędu Miasta Częstochowy, prowadzi kurs antystresowy. Przykładowy temat na rozluźnienie: »Opisz pożar w burdelu w sposób liryczny«”. A co jesienią 1991 roku bezrobotnemu Ryszardowi powiedzieli przybysze z kosmosu? „Miałeś stracić pracę, bo odegrasz ważniejszą rolę we wszechświecie”. Kiedy zrozumiemy polskie lata 90.? Im szybciej zrozumiemy, tym lepiej.” Włodzimierz Nowak
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8049-799-3 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Anna Pamuła Polacos. Chajka płynie do Kostaryki
Paweł Smoleński Pochówek dla rezuna (wyd. 3)
Cezary Łazarewicz Tu mówi Polska. Reportaże z Pomorza
Ilona Wiśniewska Białe. Zimna wyspa Spitsbergen (wyd. 2)
Filip Springer Miedzianka. Historia znikania (wyd. 4)
William Dalrymple Dziewięć żywotów. Na tropie świętości we współczesnych Indiach (wyd. 2)
Barbara Demick Światu nie mamy czego zazdrościć. Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej (wyd. 2)
Jacek Hugo-Bader Dzienniki kołymskie (wyd. 2)
Ben Rawlence Miasto cierni. Największy obóz dla uchodźców
Dariusz Rosiak Biało-czerwony. Tajemnica Sat-Okha
Jean Hatzfeld Więzy krwi
Aleksandra Boćkowska Księżyc z peweksu. O luksusie w PRL
Barbara Seidler Pamiętajcie, że byłem przeciw. Reportaże sądowe
Ewa Winnicka Był sobie chłopczyk
Cezary Łazarewicz Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka (wyd. 3)
Paweł Smoleński Syrop z piołunu. Wygnani w akcji „Wisła”
Marcin Kącki Poznań. Miasto grzechu
Piotr Lipiński Bierut. Kiedy partia była bogiem
Tomasz Grzywaczewski Granice marzeń. O państwach nieuznawanych
Cezary Łazarewicz Koronkowa robota. Sprawa Gorgonowej
Zbigniew Rokita Królowie strzelców. Piłka w cieniu imperium
Swietłana Aleksijewicz Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości (wyd. 4)
David I. Kertzer Porwanie Edgarda Mortary. Skandal, który pogrążyłPaństwo Kościelne
Rana Dasgupta Delhi. Stolica ze złota i snu (wyd. 2)
Karolina Bednarz Kwiaty w pudełku. Japonia oczami kobiet
Paweł Smoleński Królowe Mogadiszu
Rob Schmitz Ulica Wiecznej Szczęśliwości. O czym marzy Szanghaj
Marek Szymaniak Urobieni. Reportaże o pracy
Ola Synowiec Dzieci Szóstego Słońca. W co wierzy Meksyk
Jacek Hołub Żeby umarło przede mną. Opowieści matek niepełnosprawnych dzieci
Marcin Michalski, Maciej Wasielewski 81 : 1. Opowieści z Wysp Owczych (wyd. 2)
Marta Madejska Aleja Włókniarek
Ilona Wiśniewska Lud. Z grenlandzkiej wyspy
Remigiusz Ryziński Dziwniejsza historia
Maria Hawranek, Szymon Opryszek Wyhoduj sobie wolność. Reportaże z Urugwaju
Marcelina Szumer-Brysz Wróżąc z Fusów. Reportaże z Turcji
Mariusz Surosz Pepiki. Dramatyczne stulecie Czechów (wyd. 2 zmienione)
Swietłana Aleksijewicz Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka (wyd. 3)
Wojciech Górecki Buran. Kirgiz wraca na koń
Agnieszka Rybak, Anna Smółka Wieża Eiffla nad Piną. Kresowe marzenia II RP
W serii ukaże się m.in.:
Grzegorz Szymanik, Julia Wizowska Długi taniec za kurtyną. Pół wieku Armii Radzieckiej w PolscePolskę, o której piszemy w tej książce, nie wszyscy zauważyli. Zawieruszyła się gdzieś pomiędzy PRL a współczesnością. I już pozostała w tym zagubieniu.
4 czerwca upadł komunizm – ogłosiła w Dzienniku Telewizyjnym Joanna Szczepkowska. Był rok 1989. Tego dnia w Polsce narodziła się (częściowa) demokracja, a wraz z nią kapitalizm. Na początku w wersji przypominającej Dziki Zachód.
Dziś wolimy tej Polski nie pamiętać. Tak jak zapomnieliśmy, że niemal wszyscy nosiliśmy wówczas białe skarpetki do garniturów. Pojawiły się pierwsze przepisy na sałatkę z cykorii, a w telewizji z pewną taką nieśmiałością – reklamy podpasek.
Kariery robiły kiepsko wykształcone sekretarki, a pracy nie mogli znaleźć uczeni. Pojawiały się pełne towarów supermarkety, a ludzie musieli organizować publiczne zbiórki pieniędzy na leczenie. Sądownictwo doznało paraliżu, a szwaczki zaczęły grać na giełdzie. Na bazarowych łóżkach rozkładały się fundamenty dzisiejszych spółek akcyjnych, a niektórzy Polacy szukali już seksu w internecie. Polska stała się krajem, w którym można było urodzić się przy ulicy Świerczewskiego i umrzeć przy Solidarności, choć człowiek nigdy w życiu się nie przeprowadzał.
Ta książka różni się od napisanych przez nas Absurdów PRL-u. Tamtą epokę tak zwanej Polski Ludowej pamiętaliśmy tylko jako dzieci i nastolatkowie. Dopiero III RP spisywaliśmy „na żywo”, pracując w dziale reportażu największego polskiego dziennika –„Gazety Wyborczej”. Tym razem jest to więc też opowieść o nas, autorach tych tekstów. O naszym dojrzewaniu do kapitalizmu i demokracji. Czytając dziś te teksty, widzimy, jak wszystko, co nowe, witaliśmy z młodzieńczą naiwnością.
A działo się to w czasach, gdy każdy Polak był milionerem.
Piotr Lipiński
Michał MatysPiotr Lipiński
Strzeż się „szaraka”
Andrzeja Dobrowolskiego nawiedzili kosmici. To nic nadzwyczajnego – wielu ludzi spotykają kłopoty.
Goście przemówili również do bezrobotnego emigranta, do rodziny, której grozi eksmisja, i do mężczyzny po jego kolejnej awanturze z żoną. Odwiedziny kosmitów nasiliły się w Polsce, kiedy ta w roku 1989 wkroczyła w nową erę: wolności i demokracji oraz kapitalizmu. Być może z tego powodu – albo za sprawą likwidacji cenzury – prasa coraz częściej donosiła o przybyszach z gwiazd.
Za komuny kosmici nas rzadziej odwiedzali. A i ludzie nie trafiali do biur pośrednictwa pracy.
Tylko cisza
– Chcesz schudnąć?
– Nie bać się szefa?
– Opanować materiał do egzaminu?
– To wszystko, a przy okazji uniwersalną wartość kosmiczną, osiągniesz, poddając się ciszy.
Kasetę magnetofonową z ciszą wydało Międzynarodowe Centrum Odnowy Ludzi i Ziemi Antrovis. Pod koniec maja zorganizowało we Wrocławiu dwudniowe sympozjum poświęcone bliskim spotkaniom z kosmitami.
Gdaczą, gwiżdżą i piszczą
Czterystuosobowa sala kinowa była pełna, a organizacja bez zarzutu: gościom zarezerwowano hotel, odczyty zaczynano bez spóźnień, kiedy mówca nudził, grzecznie mu przerywano. Z precyzyjnie toczących się obrad wynikało, że wszechświat pełen jest cywilizacji, które kontaktują się z Ziemią.
Kontakty, według Antrovisu, nasiliły się w grudniu 1983 roku. Ludzie, „kontaktowcy”, porozumiewają się z kosmitami za pomocą myśli. Przybysze w swoich językach gdaczą, gwiżdżą i piszczą.
Anna Dąbrowska, prowadząca sympozjum dziennikarka, która przestała pracować w jednym z ogólnopolskich tygodników, tłumaczy:
– Już wcześniej były zapowiedzi zmian we wszechświecie. Dziś żadna partia nie rozumie logiki tych zmian, ale w 1981 roku Solidarność była ładowana kosmiczną energią.
Wojna i kolejki
Miesiąc przed stanem wojennym w domu leśnika Andrzeja Dobrowolskiego pojawili się kosmici. Ostrzegli go przed nadciągającym niebezpieczeństwem. Goście z Regulusa – planety, o której astronomowie nie słyszeli – przyszli po Dzienniku Telewizyjnym, w którym informowano, że Solidarność przygotowuje wojnę domową. Solidarność planowała – jak przekonywał spiker – walczyć zbrojnie i na dowód pokazano przeróżne styliska do łopat, pałki oraz inne drewniane bronie. Andrzej Dobrowolski przestraszył się, że Solidarność wymorduje komunistów. Na sympozjum we Wrocławiu leśnik wystąpił z wpiętym w klapę znaczkiem „Zasłużony działacz Ligi Obrony Kraju”.
Za komuny Andrzej Dobrowolski nie wspominał o odwiedzinach kosmitów. Bo niechybnie trafiłby do psychiatryka albo przynajmniej naraził na pośmiewisko. Ale z nastaniem wolności słowa przypomniał sobie o Regulusie. W gazetach przecież już pisali nawet o seksie oralnym.
Andrzej Dobrowolski, obecnie lat sześćdziesiąt trzy, zazdrościł przybyszom, że na Regulusie żyje się od sześciuset do sześciu tysięcy lat.
– Ty też żyłbyś dłużej, gdybyś urodził się na innej planecie. Ziemskie słońce wysyła śmiercionośne promienie – tłumaczyli goście.
Kosmitów zainteresowały miniatury kolejek.
– Wytłumaczyłem, że plansze obok mojego łóżka to makiety torów kolejowych, stacji i pociągów – mówi Andrzej Dobrowolski. – Że to moje ukochane hobby, które wyśmiewa rodzina.
Kosmici z zainteresowaniem popatrzyli, jak jeżdżą lokomotywki i wagoniki w skali 1:87, i wylecieli przez drzwi.
Spisek polityków
– Nasz układ słoneczny składa się z dwunastu planet, na siedmiu z nich żyją kosmici – wierzy Anna Dąbrowska. Liderka Antrovisu nie pamięta w tej chwili, które planety są zamieszkane, ale za to podaje dokładny adres Ziemi: galaktyka czerwona, kosmos numer 1741085, planeta numer 1541085.
– Zawiązano przeciwko nam spisek: dawniej agenci rewidowali nasze domy, a teraz telewizja odmówiła nagrywania obrad – przekonuje Anna Dąbrowska.
Politycy zatajają informacje o kosmosie, ponieważ w 1999 roku na Ziemi zaczną się niepokoje społeczne, nasili się terroryzm i będą zamachy stanu. Ludzie, którzy osiągną uniwersalną wartość kosmiczną, będą ewakuowani na inne planety.
Do wieczności przejdą tylko sto czterdzieści cztery tysiące osób białej rasy i sześćset tysięcy osób innych ras.
– Otrzymamy nowe ciała – mówi Anna Dąbrowska. – Mężczyźni dostaną ciała dwudziestopięcioletnie, kobiety dwudziestoletnie.
Emigrant i nimfy
Mieszkaniec Irlandii Adam Kostrzewa ostatni raz przybył na Ziemię trzydzieści sześć lat temu. Ale przypuszcza, że wliczając poprzednie wcielenia, ma kilka tysięcy lat. Obecne życie uważa za niezbyt szczęśliwe: – Byłem konserwatorem mebli na Zamku Królewskim, zarabiałem grosze. W 1985 roku wyjechałem za chlebem do Irlandii. W Dublinie jednak brakuje pracy, mieszka więc kątem u znajomych.
Dwa lata po wyjeździe z Polski za oknem irlandzkich przyjaciół pojawił się latający spodek z Argosu – planety, gdzie wszyscy żyją w symbiozie. Przybysze podyktowali przesłanie dla Ziemian: rysunki statków kosmicznych, planet i ludzi. Polecili przekazać je do Antrovisu, gdzie analizując rysunki, odczytano, że Ziemianie powinni się ewakuować.
– Goście powiedzieli Ziemianom, którzy żyją wśród spalin i hałasu ulicznego, że na Argosie bujnie rozwija się roślinność – mówi Adam Kostrzewa. – Na tej planecie nie ma żadnych drapieżników.
Głosy przybyszów z Argosu przypominały muzykę. Nazwisko Kostrzewa w ich języku brzmiało jak pierwsze trzy takty V symfonii Ludwika van Beethovena.
W Irlandii drobny, niewysoki Adam Kostrzewa utrzymuje z dorywczych zajęć dwoje dzieci i niepracującą, ciemnowłosą żonę. Ostatnio zabrał go statek z sześcioma pięknymi blondynkami.
– Były zwiewne jak nimfy.
Moralna odnowa wszechświata
Wszechświatem rządzi Białe Bractwo, jego przedstawicielem na Ziemi jest moskiewski dziennikarz telewizyjny.
– Nie przybył na sympozjum, gdyż nie miał pieniędzy na samolot – tłumaczy Anna Dąbrowska. – Wyrósł w tradycji komunistycznej, ma olbrzymie kłopoty z zaakceptowaniem swojej roli w kosmosie.
Termin seminarium, 30–31 maja 1992 roku, wybrano ze względu na moralną odnowę wszechświata. Od czerwca Ziemią zaczyna rządzić prawo nieingerencji. Od tej pory narzucanie własnego zdania innym osobom będzie wywoływać negatywne skutki, na przykład chorobę demagoga.
Antrovisowcy tłumaczyli:
– W czerwcu niech państwo zwracają uwagę na zachowanie polityków.
Mistrz chroni przed eksmisją
Dziewięcioletni Kuba Z. mieszka na Ziemi i na Atlancie. Uczy się obsługiwać statki kosmiczne. Bezrobotna matka przestała protestować, że mieszkańcy Atlanty przenoszą chłopca z dachu na dach, od kiedy – specjalnie dla niej – przekazują informacje, w którym sklepie jest tańsza kiełbasa.
Pewnego wieczoru w ubiegłym roku do rodziców Kuby przybył nieznajomy mężczyzna. Mieszkali w kamienicy należącej do urzędu miasta. Mężczyzna powiedział, że dawniej kamienica była jego własnością. Zagroził, że wkrótce powróci i wtedy państwo Z. będą musieli się wyprowadzić. Po tej niemiłej wizycie, w deszczową noc, Kuba pierwszy raz zobaczył Mistrza. Przybysz odziany był w czarny dres, Kuba na jego widok poczuł się bezpieczny.
– Kuba nie wiedział, kim był Mistrz, ale ja czułam, że pochodzi z Atlanty – opowiada matka. – Rówieśnicy wyśmiewają synka, chowają mu tornister, a chłopiec wie, że na Atlancie życie jest łatwiejsze.
Na Atlancie nikt nie choruje i nie umiera, nie bije się słabszych, wystarczy, że ktoś zamarzy o domku z ogródkiem, a pragnienie natychmiast się materializuje.
Matka postanowiła ujawnić największą tajemnicę:
– Ja sama od dawna słyszę głosy, mój Opiekun pojawił się po porodzie Kuby, o mało wtedy nie umarłam.
Od przybycia Mistrza nie obawia się eksmisji.
– Najważniejsze – mówi matka – że już nie boję się przyszłości.
Misja bezrobotnego
W październiku ubiegłego roku trzydziestosześcioletni Ryszard ostatni raz zdał spawarkę do narzędziowni. Został bezrobotnym. Żaden związek zawodowy nie upomniał się o niego.
– Interesowały ich tylko składki – mówi Ryszard.
Wieczorem żona kolejny raz zagroziła rozwodem. Wykrzyczała: „Ty nie potrafisz nawet pić wódki”.
– Wtedy pojawili się Oni i powiedzieli, że na Ziemi mam Misję – opowiada Ryszard. Tłumaczyli: – W kosmosie nie ma wolnej woli, wszystko jest z góry zapisane. Miałeś stracić pracę, bo odegrasz ważniejszą rolę we wszechświecie.
Ryszard nie może ujawnić, jaka to misja, gdyż zgodnie z kosmicznym planem jest na to jeszcze za wcześnie. Zawsze stronił od większego towarzystwa, mówi, że od ludzi nie zaznał niczego dobrego. Podczas seminarium pierwszy raz publicznie opowiedział o swoich kontaktach. Potem podniecony wypytywał wszystkich „kontaktowców”, czy ma urojenia, czy jego wizje są prawdziwe.
Mistrz za pośrednictwem dziewięcioletniego Kuby zapewnił Ryszarda, że jego kontakty są jak najbardziej autentyczne.
Muśnięcie motyla w sypialni
Podczas każdej przerwy do organizatorów podchodziło kilkanaście osób, zwykle starszych kobiet, które nie nosiły obrączek. Kobiety pytały:
– Spotkałam kosmitę na przystanku, czy powinnam z nim porozmawiać?
– Nad moją głową ciągle szumi. Czy to możliwe, żeby powstawała nowa planeta?
Antrovisowcy obiecywali hipnozę, która rozwieje wszelkie wątpliwości. Jedna z ewentualnie zahipnotyzowanych ucieszyła się:
– Wreszcie komuś pomogę robić porządek we wszechświecie. – I dodała: – Załóżmy Komitet Obrony Ziemi.
Przybysze z kilku planet odwiedzili Julię Soskin z Wielkiej Brytanii w jej sypialni.
– Jedna rasa była tak delikatna jak muśnięcie motyla – opowiada. Podyktowali jej dwie książki, ale nie sprzedawały się dobrze. Na sympozjum odczytała fragmenty: „Ziemia przechodzi w sferę antymaterialną, a ja czuję się uprzywilejowana, że żyję w tych czasach. Niestety tereny Wielkiej Brytanii ulegną zagładzie, przyszłość otwiera się przed Polakami”.
Kosmiczny mesjanizm
Antrovis odkrył, że dwa z siedmiu ziemskich czakramów (miejsc energetycznych) znajdują się w Polsce: na wzgórzu wawelskim i we Wrocławiu.
– Kiedy znajdziemy się po antymaterialnej stronie wszechświata, będziemy pomagać innym cywilizacjom – tłumaczy Anna Dąbrowska. – To zadanie przypadnie przede wszystkim Polakom.
Wiślanie odpowiadają za „utrzymanie psychicznego wzorca”, Polanie za „przenikliwe widzenie wszelkiej rzeczy”, a Lechici za „harmonijną kolejność rzeczy”.
– Słowianie swoją nazwę wywodzą od „niosących słowa” – mówi Anna Dąbrowska. – Już dziesięć miliardów lat temu, kiedy powstał wszechświat, wyznaczono nam przewodnią rolę na Ziemi.
Swoje, nieco mniejsze, zadania mają również między innymi Mongołowie, Wietnamczycy i Polinezyjczycy. W planie ewakuacji planety nie uwzględniono krajów zachodnich.
Ujawnić agentów „szaractwa”
W kuluarach sympozjum ostrzegano się przed „szarakami”. Nikt nie wie, na jakiej planecie mieszkają, ale ich statki często pojawiają się na orbitach wokół Ziemi.
Antrovis ujawnił konszachty ziemskich rządów z „szarakami” (od koloru skóry), którzy są niscy i mają duże, gruszkowate głowy.
– Stany Zjednoczone podpisały umowę z „szarakami” – tłumaczy Adam Kostrzewa. – „Szaraki” są podupadającą rasą, mają kłopoty ze zdrowiem. Amerykanom dostarczają nowoczesne technologie, a w zamian mogą porywać Ziemian, żeby zdobyć nasze wątroby, serca i płuca. Posiadaczy dobrych organów zdradzają Ziemianie, którzy są agentami „szaractwa”. Tych agentów trzeba ujawnić.
Anna Dąbrowska mówi:
– Ludziom należy się prawda. Zamierzaliśmy wydawać pismo „Nowy Kosmos”, ale sponsorzy są w zmowie i wycofali pieniądze.
Rozczarowanie emeryta
Po filmie Kroniki Meiera – o szwajcarskim jednorękim inwalidzie, żyjącym z zasiłku, który kilkaset razy spotkał przybyszów z planety Erra w Plejadach – starszy mężczyzna odciągnął mnie na bok, żeby zadać jedno pytanie.
Starszy mężczyzna był emerytem. Najpierw rozczarował się do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, potem do Solidarności, a ostatnio do Stana Tymińskiego. Był jedną z około czterystu osób, które za sto dziesięć tysięcy złotych wykupiły karnet na dwudniowe sympozjum.
Mężczyzna zapytał:
– Czy pan wierzy, że bez ich pomocy Polska przetrwa?
czerwiec 1992Michał Matys
Król powietrza
Ukryła go wśród ubrań. Wiedziała, że mąż jej nie wybaczy. Postanowiła wyznać mu ten grzech w dogodnym momencie. Po tygodniu mąż zajrzał do szafy.
– Wyrzuć go, bo nie mam gdzie wstawić butów – powiedział. Marta B. wpadła w panikę. Skłamała, że odkurzacz pożyczyła od siostry. Dopiero po pół roku przyznała się, że kupiła go od akwizytora za sześć tysięcy złotych.
Odkurzacze Rainbow (ang. tęcza) produkuje amerykańska firma Rexair (ang. król powietrza) z Michigan. Sprzedają je domokrążcy na całym świecie. W Polsce osiągnęli jeden z największych sukcesów w Europie.
– Mamy do czynienia z niebiańskim urządzeniem, które robi dla nas wszystko, a lada chwila przemówi. Pochodzi prosto ze snu Polaków o Ameryce – mówi doktor Bogusław Kwarciak, psycholog.
Rozmasuje ci plecy
Odkurzacz Marty B. podzielił rodzinę. Mąż go nienawidzi. Kosztował połowę tego, co auto. Raty za malucha już spłacili, odkurzacz będą spłacać jeszcze dwa lata.
Marta wierzy w to, co powiedział akwizytor:
– To nie jest zwykły odkurzacz. Ta maszyna pomaga ludziom w życiu. Pracowali nad nią inżynierowie z amerykańskiej agencji kosmicznej NASA. Ma tyle zastosowań, ile tęcza barw.
Odkurzacz przypomina małego robota z Gwiezdnych wojen Lucasa. Gdy pracuje, buczy tak głośno, że nie da się rozmawiać. Ma cztery kółka, zbiornik na wodę, dwie szczotki z własnym napędem: wielką do trzepania dywanów i małą do czyszczenia foteli.
– Akwizytor nazywał je „Murzyn” i „Murzynka”. Zapewniał, że wykonają za mnie wszystkie prace – opowiada Marta B. – Założył „Murzynkę” i zaczął mi nią jeździć po plecach. Przekonywał, że nadaje się do masażu.
Do zbiornika z wodą można wlać kilka kropelek olejku eukaliptusowego. Odkurzacz zamienia się wtedy w inhalator i usuwa katar.
Latem wrzucamy do wody kostki lodu – mamy klimatyzator. Zimą nalewamy wrzątku – mamy grzejnik.
Marta B. boi się panicznie, że mąż sprzeda odkurzacz bez jej wiedzy.
Pokona bestię z tapczanu
Do mnie też przyjechał akwizytor. Młody, w garniturze, z dwoma pudłami. Na początek pokazał mi obrazek. Był na nim wielki, ohydny pajęczak z włochatymi nogami. Jego gęba szczerzyła kły.
Był to roztocz.
– Ma pan ich w domu miliony. Wczepiają się w fotele, dywan, nawet w pościel – wyjaśnił.
Zerknąłem na swój tapczan.
– One nie gryzą – uspokoił mnie akwizytor. – Ale robią kupy. Naukowcy policzyli, że jeden gram kurzu zawiera ćwierć miliona ich kup. Większość ludzi jest na nie uczulona. Niektórzy zapadają na astmę, inni mają złe samopoczucie. O tym się nie mówi. A to są fakty!
Wyjął z pudła lampę i zaczął walić ręką w mój tapczan.
– Proszę patrzeć pod światło. W kurzu fruwają odchody roztoczy. A jak tam z pańskim zdrowiem? Nie kaszle pan, a może kicha? – zainteresował się. – Domowe powietrze z odchodami roztoczy może być bardziej niebezpieczne od spalin na dworze. Odkrył to w Ameryce wybitny alergolog doktor Alfred Zamm! Zwykle zaczyna się niewinnie od bólu głowy, potem ma pan mdłości, a kończy się… – Zawiesił głos i obwieścił: – Ale Amerykanie to mądry naród. Wymyślili Rainbow. To urządzenie łapie roztocza i usuwa ich kupy.
Zacząłem się poważnie zastanawiać nad zakupem.
Dokona zabójstwa
Antoni G. jest przekonany, że Rainbow „uratował mu życie”. Trzydziestoletni dyrektor firmy reklamowej cały dzień spędzał w biurze.
– Gdy wracałem do domu, padałem na łóżko i chorowałem – opowiada. – Bolała mnie głowa. Nie nadawałem się do niczego. Lekarze nie potrafili mi pomóc.
Pewnego dnia lekarka z przychodni zaproponowała mu wizytę akwizytora firmy Rexair. Antoni odkrył wtedy przyczynę dolegliwości.
Akwizytor „zdemaskował” stary odkurzacz państwa G.
– Nazwał go zakurzaczem – mówi z przejęciem Antoni. – Kazał go włączyć i podświetlił lampą. Zobaczyliśmy, jak kurz wylatuje z tylnego otworu naszego odkurzacza, unosi się w górę i rozprasza po pokoju.
– Fachowo mówimy na to „zabijanie starego odkurzacza” – wyjaśnia mój znajomy akwizytor.
Antoni G. wyrzucił stary odkurzacz i kupił rainbowa. Twierdzi, że po powrocie z pracy do domu jest w doskonałej formie.
Wyssie kluczyki i upije gości
Pani Ewa Z. mówi o swoim odkurzaczu „mój najlepszy przyjaciel”.
– Przepycha mi zlew, zbiera rozlaną wodę, nadmuchuje materac i wysysa powietrze z poduszek, aby zajmowały mniej miejsca w szafie. Gdy tylko go zobaczyłam, poczułam, że muszę go mieć. – Na wspomnienie wizyty akwizytora lekko się rumieni.
Ewa Z. jest biologiem na emeryturze. Czystość jest dla niej sprawą honoru, a akwizytor udowodnił, że wersalka w salonie była brudna. Woda w zbiorniku odkurzacza zamieniła się w błoto z czarną pianą.
– Pomyślałam sobie: „Co tam! Najwyżej nie pojadę na wczasy na Majorkę” – mówi pani Ewa.
Akwizytor przekonywał, że odkurzacz może przydać się także mężczyźnie. Opowiedział, jak kluczyki do auta wpadły mu do studzienki kanalizacyjnej. Pobiegł po rainbowa, a ten natychmiast je wyssał.
Odkurzaczem można nawet upić gości. Wystarczy wlać setkę do zbiornika, włączyć silnik i poczekać pięć minut, aż nawdychają się oparów alkoholu.
– Ta maszyna za głośno warczy. – Mąż pani Ewy się krzywi.
– Za to ma złotą śrubkę w wirniku – przerywa mu pani Ewa.
Stworzy łańcuszek szczęścia
Roman Sacha, szef biura Rainbow, które sprzedaje najwięcej odkurzaczy w Warszawie, przypomina pastora: czarny strój, przenikliwy wzrok, łagodny głos. Odmawia rozmowy:
– Nie zabiegamy o reklamę w mediach. Ludzie sami zapraszają nas do domów.
Ci, którzy kupili odkurzacze, zwykle namawiają znajomych do spotkania z akwizytorem. Jeśli zorganizują takie spotkania, dostaną w prezencie dodatkowe wyposażenie.
Antoni G. dostał szczotkę do prania dywanów (podobno jest warta kilkaset złotych). Była nagrodą za to, że namówił na spotkanie cztery rodziny, a dwie z nich kupiły odkurzacze.
Marta B. wysłała sprzedawcę odkurzaczy do sąsiadów w bloku. Zgodzili się go przyjąć, ale wyrzucili za drzwi, gdy po godzinie zdradził cenę.
Ewa Z. zaklina się:
– Naprawdę się starałam. Ale nie znalazłam nikogo wśród znajomych, kto poświęciłby się dla mnie. Nikt nie chciał zobaczyć odkurzacza.
Wyśle do Rio
Na rozmowę ze mną godzi się akwizytor, który niedawno zmienił pracę. Mimo to prosi o anonimowość.
– Proszę nie nazywać nas akwizytorami! Jesteśmy prezenterami – oburza się. – Akwizytor to ktoś, kto puka od drzwi do drzwi, a my przychodzimy tylko do wybranych.
Przed pięciu laty rzucił dla odkurzaczy państwową posadę.
– Sprzedaż bezpośrednia w domu klienta to wyzwanie naszych czasów. Moda na nią przyszła z Ameryki. Ludzie w Polsce mają pieniądze! Gdyby pan widział, kto kupuje odkurzacze. Pamiętam dom, który nie różnił się od stodoły, i faceta w gumiakach, który wyciągnął gotówkę z kieszeni – opowiada.
W końcu 1995 roku sprzedawano w Polsce ponad cztery tysiące odkurzaczy Rainbow miesięcznie. Przeglądam wewnętrzną gazetkę Rainbowa. Czytam, że prezenterzy odkurzaczy to jedna wielka rodzina. Zwraca się do nich Elżbieta Granowska, szefowa firmy w Polsce: „W Rainbow nie ma rzeczy niemożliwych. Na stronach tej gazety są wyłącznie ludzie sukcesu, którzy realizują swoje marzenia”.
Dalej zdjęcia nagrodzonych za największą sprzedaż. Podpisy: „Pan X zażywa kąpieli słonecznej na Wyspach Kanaryjskich”, „Pan Y z żoną w Rio de Janeiro”, „Pan Z dostał Złotą Lampę (trzyma tylko pozłacaną rączkę) do demaskowania starych odkurzaczy”.
Uwiedzie lekarza
Zapytałem lekarzy, czy przepisaliby alergikom rainbowa na receptę.
– Wino lub piwo także przepisuje się chorym. Dlaczego nie odkurzacz? Można potraktować go jako urządzenie do zwalczania roztoczy i sprzedawać w sklepie medycznym – pokpiwa Piotr Rapiejko, kierownik Ośrodka Badania Alergenów Środowiskowych w Warszawie.
Według niego żaden odkurzacz nie da gwarancji całkowitego usunięcia roztoczy z materiału. Zabija je pranie w temperaturze sześćdziesięciu stopni Celsjusza lub zamrożenie poniżej minus dwudziestu stopni.
– Rainbow zyskał sławę, bo to pierwszy odkurzacz na naszym rynku o dużej sile ciągu. Ale wydaje mi się, że wiele innych jest równie skutecznych. Znajomym polecam odkurzacze Zelmera. Najdroższy z nich, Wodnik, jest kilkakrotnie tańszy od odkurzacza Rainbow – dodaje Piotr Rapiejko.
Inny lekarz mówi:
– Zamiast odkurzacza za sześć czy siedem tysięcy złotych wolałbym zatrudnić sprzątaczkę na dwa lata. Ale pod nazwiskiem tego nie powiem. Nie chcę się narażać kolegom, którzy polecają Rainbowa.
– W samej Ameryce różnie pisze się o Rainbow. Czytałem w magazynie konsumenckim „Consumer Reports” z 1993 roku, że nie łapie jakichś pyłków – mówi z satysfakcją Grzegorz Darłak, szef marketingu w rzeszowskim Zelmerze. – Nasze odkurzacze są najlepsze, bo mają podwójne filtry. Zatrzymują nawet wirusy. Może nie wszystkie, ale te większe – zapewnia.
Dla potwierdzenia przysyła faksem opinię Politechniki Rzeszowskiej, że użyte przez Zelmera filtry „usuwają wirusy ospy, grypy i prawdopodobnie część większych cząstek wirusów pryszczycy bydła”.
– Wszystko polega na sztuce sprzedaży – uważa szef marketingu rzeszowskiego Zelmera.
Zrobi cię bogaczem
Psycholog doktor Bogusław Kwarciak z Uniwersytetu Jagiellońskiego, który specjalizuje się w oddziaływaniu reklamy na ludzi, zetknął się z odkurzaczem Rainbow w czasie pobytu w Stanach Zjednoczonych. Za wycieraczką samochodu znalazł ulotkę z obietnicą prezentu: pięciu kilogramów szynki lub kompletu noży kuchennych za spotkanie ze sprzedawcą.
– Nie zdajemy sobie sprawy z tego, jaką siłę ma sprzedaż bezpośrednia.
Według niego Polacy pamiętają ekspedientki sprzed dziesięciu lat, które patrzyły zza lady na klientów z pogardą. Dlatego akwizytorzy odnoszą u nas sukcesy.
– Rainbow to szczyt osiągnięć amerykańskiego wzornictwa lat pięćdziesiątych, epoki robotów kuchennych. Przeznaczony dla klasy średniej. Mnie przypomina skrzyżowanie typowego amerykańskiego produktu z nocnikiem. Ale jest elementem snu Polaków o zasobnej Ameryce, w którym spełniają się marzenia – twierdzi Bogusław Kwarciak.
Doktor Kwarciak uważa, że sprzedawcy celowo tworzą całą mitologię wokół odkurzacza. Ktoś, kto go kupuje, wchodzi do elitarnego klubu posiadaczy.
– W Polsce pojawił się nowy styl życia. Ludzie się dorabiają. Ale człowiek nie czuje się bogaty, póki nie kupi tego, co według niego kupiłaby osoba bogata. Z czasem przedmiot, na który wydaliśmy dużo pieniędzy, nabiera dla nas cech magicznych. Sami będziemy przekonywać siebie o tym, że wprowadził rewolucję w naszym życiu. Tu mamy do czynienia z niebiańskim urządzeniem „Tęcza”, które robi dla nas wszystko, a lada chwila przemówi.
Ale narazi cię na opory moralne
Prezenterzy odkurzacza Rainbow spotykają się co jakiś czas na ogólnokrajowych mityngach.
– Można dobrze zjeść i posłuchać, jak inni przekonują klientów. Słyszałem, jak ktoś opowiadał, że amerykańscy astronauci używali węża od rainbowa jako przewodu tlenowego. Podobno to chwyciło – wspomina były prezenter.
Zrezygnował jednak ze sprzedawania odkurzaczy, bo „zaczął mieć opory moralne”.
– Rainbow to naprawdę bezkonkurencyjne urządzenie. Ale stało się zbyt drogie. Cena wzrosła do siedmiu tysięcy złotych. Trzeba stanąć na głowie, aby pokonać opór klienta! – mówi.
Pozostał prezenterem, ale przerzucił się na inne odkurzacze. Też amerykańskie, ale tańsze.
wrzesień 1998Piotr Lipiński
Poczekalnia biznesmenów
Rosjanie w Głogowie mieszkają na drewnianych ławach kolejowej poczekalni. Polskie noce są dla nich twarde.
Władimir siedzi z ręką na walizce, żeby ktoś jej nie ukradł, gdyby przysnął. On i jego dwaj koledzy śpią na zmianę, ale żonom pozwalają śnić przez całą noc. Mężczyźni poczuli się dżentelmenami.
W poczekalni mieszkają trzeci dzień. Nocne zmiany są nieodzowne ze względu na kiełbasę w plecakach kupioną za łapówkę, wiertarkę i szare, dziecięce ubranka. Rosjanie wierzą, że na tych towarach zrobią dobry biznes. Gdyby zasnęli, ktoś nieuczciwy mógłby im odebrać nadzieję.
Mężczyźni śpią bez butów, ale w czapkach. Obuwie zdejmują, gdyż tak każe policja. A spania w czapkach nikt nie zabrania.
Cały dzień handlują, a wieczorem kupują dolary, które będą najmilszą pamiątką wywiezioną z Polski. Przewóz dolarów przez granicę jest zakazany, ale w Związku Radzieckim przyzwyczaili się, że niczego nie wolno, a żyć trzeba.
Zaproszenia do Polski kupili w Rosji od handlarza, bo z powodu kapitalizmu przyjaźń między narodami zaczęła kosztować.
W Polsce poczuli, że Związek Radziecki już nigdy nie będzie mocarstwem, gdyż w jednym sklepie mięsnym w Głogowie zobaczyli więcej kiełbasy niż w całej Rosji. Tego dnia w głębi dobrotliwej, czterdziestoletniej duszy Rosjanina Władimira przestała tlić się resztka wiary w komunizm.
Dwa małżeństwa, które przyjechały do Polski pierwszy raz, okrywają się do snu sowieckimi jesionkami. Trzecie małżeństwo, które już wyjeżdżało na zagraniczny handel, mości sobie miejsce do spania tureckimi kurtkami dżinsowymi podbitymi sztucznym kożuchem. Nie ma już więc równości społecznej wśród Rosjan.
Rosjanie śpią pod oknem, a trzy rzędy ławek w bok zatrzymali się dwaj mężczyźni i kobieta z Ukrainy. Obie grupy nie utrzymują kontaktów towarzyskich, ponieważ uważają się za konkurencję. Handlowa rywalizacja na głogowskim bazarze zupełnie wyparła internacjonalizm.
Rosjanie przyjechali do Polski, żeby przez kilka miesięcy nie martwić się, czy pensja starczy na życie.
Polskiego dobrobytu skosztowali tylko w postaci kolorowych napojów, resztę jedzenia, dla oszczędności, przywieźli ze sobą. Władimir ma nadzieję, że wszystko się zmieni i jego syn kiedyś otworzy własny sklep z kolorowymi napojami.
Kraj jest rozległy, marzenia rozciągają się w czasie, Władimir więc sądzi, że syn, być może, zacznie myśleć o własnym sklepie za jakieś dwadzieścia lat. Pod warunkiem, że w kraju nie będzie akurat żadnej wojny.
Zanim dzieci zrealizują marzenia ojców, Rosjanie muszą najpierw zrobić mały biznes, który kosztuje ich tydzień podróży, kiedy tłoczą się na granicy, jeżdżą najtańszymi wagonami, śpią w poczekalni. Codziennie wszystko przeliczają, Władimirowi na przykład wyszło, że na polską, dworcową toaletę w Rosji pracuje czterdzieści minut.
grudzień 1991Po upadku komunizmu Polska to „Rzeczpospolita bazarowa”. Polacy wychodzą na ulice i handlują czym się da. To fenomen w Europie.
Bazary pod Łodzią oraz na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie stają się największymi na kontynencie – wyprzedzają nawet targowiska w Turcji. Zaopatrują się tam Rosjanie i Niemcy. Ekonomiści policzyli, że oba bazary mogłyby trafić na listę największych polskich eksporterów. Wyprzedziłyby je tylko KGHM Polska Miedź, Fiat Auto Poland, Huta Katowice i Stocznia Szczecińska.Michał Matys, Włodzimierz Nowak
Bardotka na Polenmarkt
Tulipany to ostatni pomysł Agaty. Mogą być całkiem gładkie albo z lekko marszczonego materiału. Najważniejsze, by miseczki u góry kończyły się łagodnymi ząbkami. Jak kwiat tulipana.
– Niby normalny biustonosz, ale trochę seksowny. Ani za skromny, ani za skąpy. W sam raz dla Polki – mówi Agata. Może dlatego tulipany to najnowszy krzyk mody na bazarze w Tuszynie pod Łodzią. Idą jak woda.
Biustonosze to ostatnio najlepszy bazarowy interes. Pewien handlarz znad Odry żądał, by obszyć je sztucznym misiem i frędzelkami. Polki wolą tulipany.
W tulipanach cały Tuszyn
Agata chce zawsze wyprzedzać inne szwalnie. Jeśli pomysł na nowy biustonosz chwyta, już po tygodniu taki sam wzór szyją wszyscy, którzy sprzedają na rynku.
– Najwięcej zarobi zawsze ten, kto był pierwszy – mówi Agata. Dlatego śledzi tendencje w modzie. Przegląda katalogi zachodnich domów towarowych i sama wymyśla wzory. Ale szyje przede wszystkim takie biustonosze, których żądają klienci. A klienci na razie chcą tulipanów.
Reszta tekstu dostępna w regularniej sprzedaży.WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.
czarne.com.pl
Sekretariat: ul. Węgierska 25A, 38-300 Gorlice
tel. +48 18 353 58 93, fax +48 18 352 04 75
[email protected], [email protected]
[email protected], [email protected]
[email protected]
Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa
[email protected]
Sekretarz redakcji: [email protected]
Dział promocji: ul. Marszałkowska 43/1, 00-648 Warszawa
tel./fax +48 22 621 10 48
[email protected], [email protected]
[email protected], [email protected]
[email protected]
Dział marketingu: [email protected]
Dział sprzedaży: [email protected]
[email protected], [email protected]
Audiobooki i e-booki: [email protected]
Skład: d2d.pl
ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków
tel. +48 12 432 08 52, [email protected]
Wołowiec 2018
Wydanie I