Nieprzewidziany finał - ebook
Nieprzewidziany finał - ebook
Ciro Trapani wspólnie z bratem obmyślają plan, jak odzyskać dom i rodzinną firmę, które zostały nieuczciwie odebrane ich ojcu. Nowy właściciel – Cesare Buscetta – oddał dom swojej młodszej córce Claudii, a firmę – starszej. Ciro uwodzi Claudię i żeni się z nią, licząc, że skłoni żonę do przepisania na niego domu. Jednak już w noc poślubną Claudia przez przypadek słyszy rozmowę Cira z bratem i czuje się wykorzystana. Nie zamierza pozostać w tym małżeństwie ani chwili dłużej…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-7640-5 |
Rozmiar pliku: | 626 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ciro Trapani opróżnił kieliszek burbona i popatrzył na brata.
– Musimy wszystko odzyskać – oświadczył.
W ciągu czterech dni Vicenzo postarzał się o dziesięć lat. Uśmiech zgasł na jego ustach. Zawsze rozbawione oczy pociemniały z rozpaczy i wyrzutów sumienia. Obydwu dręczyło poczucie winy, ale Vicenza dwukrotnie silniejsze. Po długiej przerwie wreszcie kiwnął głową.
Ciro musiał być pewien, że cokolwiek ustalą, brat dotrzyma umowy. Odebrano im rodzinne przedsiębiorstwo. Skradziono im dom. Ojciec umarł.
Ciro przez całe życie patrzył z podziwem na brata. Mimo różnych charakterów i temperamentów zawsze łączyła ich bliska więź. Teraz w barze w Palermo siedział naprzeciwko niego obcy człowiek. Wiedział, że zdaniem Vicenza powinni przeczekać, aż minie okres żałoby, zanim pomszczą ojca, ale wściekłość pchała go natychmiast do czynu. A Vicenzo musiał odegrać swoją rolę w realizacji jego planu. Należało odzyskać skradziony majątek wszelkimi dostępnymi środkami. Ich zrozpaczona matka potrzebowała swojego dawnego domu.
– Vicenzo?
Brat zgarbił się i zacisnął powieki. Po kolejnej długiej przerwie w końcu przemówił:
– Zrobię, co do mnie należy. Odzyskam firmę.
Ciro zacisnął zęby. Cesare Buscetta, prześladowca ich ojca z lat szkolnych, w majestacie prawa ukradł mu dom i rodzinne przedsiębiorstwo. Podarował je starszej córce o wielce niestosownym imieniu Immacolata czyli Nieskazitelna. W tym momencie Ciro nie dowierzał, że Vicenzo zbierze siły, żeby rzucić jej wyzwanie i wygrać. Zawsze był bliżej z ojcem niż Ciro. Jego nagła śmierć przed czterema dniami i późniejsza informacja o utracie majątku na rzecz złodzieja kompletnie go załamały.
– Jesteś pewny, że sobie poradzisz? – zapytał ostrożnie.
Przed czterema dniami, zanim ich świat legł w gruzach, nie musiałby pytać.
O wiele łatwiej przyjdzie mu odzyskać dom. Cesare dał go młodszej córce, żyjącej na uboczu, rozpieszczonej, głupiutkiej Claudii.
Oczy jego brata rozbłysły dawnym blaskiem.
– Tak – potwierdził z całą mocą. – Odzyskaj dom dla mamy, a mnie zostaw resztę.
Ciro zamówił jeszcze po jednym kieliszku. Przez chwilę obserwował brata w milczeniu, po czym ponownie przemówił:
– Najwyższa pora, żebyś przestał się obwiniać. O niczym nie wiedziałeś. Szkoda, że tata nie zawierzył nam swoich trosk.
– Gdybym nie pożyczył od niego pieniędzy, nie musiałby wyprzedawać majątku.
– A gdybym ja częściej odwiedzał dom, mógłbym ich wesprzeć – stwierdził Ciro ze skruchą.
Ostatni raz przyjechał na Boże Narodzenie. Cesare zaczął sabotować interesy ich ojca po Nowym Roku.
– Tata powinien nam naświetlić swoją dramatyczną sytuację finansową, ale nie zmienimy przeszłości. Całą winę ponosi ten łotr, Cesare, i jego córeczki – dodał z nieskrywaną odrazą.
Barman postawił przed nimi wino. Ciro uniósł kieliszek.
– Za zemstę.
– Za zemstę – powtórzył Vicenzo.
Stuknęli się kieliszkami i podnieśli je do ust. Plan został przypieczętowany.ROZDZIAŁ PIERWSZY
_Tydzień później_
Claudia Buscetta wytarła do czysta miedziany blat, słuchając z zapartym tchem romantycznej powieści z audiobooka.
Mieszkała tu zaledwie od dziesięciu dni, a już czuła się jak u siebie. Przytulny dom nie przypominał wystawnej rezydencji, w której dorastała. W doskonale wyposażonej kuchni mogła piec do woli. Warzywnik i sad pozwalały na hodowanie tylu warzyw i owoców, ile zdoła uprawić.
Po raz pierwszy w swoim dwudziestojednoletnim życiu była zupełnie sama, nie licząc ochroniarzy na zewnątrz. Ojciec zamierzał zakwaterować ich razem z nią, ale na szczęście jej starsza siostra, Immacolata, przemówiła mu do rozsądku. Zresztą posiadłość, którą dostała, przylegała bezpośrednio do farmy Claudii. W razie trudności zawsze mogła ją wezwać na pomoc, jak zawsze.
Oczywiście ojciec wymógł na niej obietnicę, że nigdzie nie wyjdzie bez ochrony, jakby mogła się bez niej obejść! Nie umiała prowadzić samochodu. Najbliższa wioska leżała w odległości półtora kilometra, na szczycie wzgórza, wśród sadów oliwnych, które dostała Imma, ale nie było tam sklepów. Jeśli Claudia potrzebowała zakupów, ktoś musiał ją zawieźć.
Zaskoczyło ją głośne brzęczenie dzwonka u drzwi. Włączyła intercom, który ojciec zainstalował na ścianie w kuchni.
Jeden z ochroniarzy zaanonsował:
– Przyszedł pan Trapani.
– Kto?
– Ciro Trapani.
Nazwisko nic jej nie mówiło.
– Czego chce?
– Mówi, że to prywatna sprawa.
– Czy mój ojciec wyraził zgodę?
Przypuszczała, że tak. Inaczej strażnicy by go nie wpuścili.
– Tak.
– Więc niech wejdzie.
Zaciekawiona, otworzyła drzwi i czekała na zewnątrz. Smukły, czarny samochód podjechał powoli i zatrzymał się przy zabudowaniach gospodarczych. Dziwne. Dotychczasowi goście, czyli ojciec, siostra i prawnik rodziny, parkowali przed domem.
Chwilę później ujrzała najprzystojniejszego mężczyznę, jakiego w życiu widziała. Nieprawdopodobnie wysoki, z gęstymi, ciemnymi włosami, wyglądał jak model z okładki magazynu mody. Podszedł do niej swobodnym krokiem. Na widok garnituru od doskonałego krawca, jasnoniebieskiej koszuli i wypolerowanych, czarnych butów odruchowo strzepnęła resztki mąki z długiego, czarnego podkoszulka. Żałowała, że nie zmieniła dżinsów, na których pozostały plamy z trawy po porannym plewieniu.
Przybysz zdjął ciemne okulary i obdarzył ją uśmiechem, od którego powstały urocze dołeczki w policzkach. Przypuszczała, że byłby zdolny skusić mniszkę. Ją też, mimo że kiedyś na serio rozważała pójście do klasztoru.
– Panna Buscetta? – zapytał z błyskiem w zielonych oczach, wyciągając do niej rękę, pokrytą na nadgarstku ciemnymi włoskami.
Och, co za głos! Niski, głęboki, brzmiał po prostu bosko.
Dopiero kiedy zmarszczył brwi, uświadomiła sobie, że zaszokowana jego aparycją, nie odpowiedziała na powitanie. Nic dziwnego. Nigdy nie spotkała równie atrakcyjnego mężczyzny. Nie widywała zresztą żadnych oprócz podwładnych ojca.
Uścisnęła wyciągniętą dłoń i poczuła, jak ciepło przenika do jej żył. Zakłopotana, szybko ją puściła.
– Nazywam się Ciro Trapani. Proszę mi wybaczyć niespodziewane najście, ale właśnie przebywałem w pobliżu. Czy nie miałaby pani nic przeciwko temu, żebym wszedł, pożegnać się z domem?
– Pożegnać się z domem? – powtórzyła Claudia z bezgranicznym zdumieniem.
– Tak. Należał do moich rodziców. Tu dorastałem. Nie zdążyłem ich odwiedzić, zanim sprzedali go pani ojcu.
– Mieszkał pan tu? – spytała. Nie wiedziała nic o poprzednich właścicielach oprócz tego, że musieli kochać tę posiadłość.
– Tak. Przez pierwszych osiemnaście lat życia. Obecnie mieszkam w Ameryce, ale sentyment pozostał. Żałuję, że nie zdążyłem przyjechać przed dokonaniem transakcji.
Claudia serdecznie mu współczuła. Sama regularnie odwiedzała rodzinną willę, więc nie czuła potrzeby pożegnania. Widocznie uznał jej milczenie za odmowę, bo uniósł szerokie ramiona i ze smutkiem pokręcił głową.
– Przepraszam. Jestem dla pani obcy. Przygnała mnie tu nostalgia. Lepiej zostawię panią w spokoju.
Kiedy odwrócił się do niej tyłem, pojęła, że zamierza odejść.
– Proszę wejść – zaprosiła pospiesznie.
– Nie chciałbym przeszkadzać.
– W niczym pan nie przeszkadza. Zapraszam do środka.
Ciro podążył za nią, tłumiąc uśmiech satysfakcji, że tak nadspodziewanie łatwo przekroczył próg. Po tygodniu starannych przygotowań wszystko szło po jego myśli.
– Zaparzyć panu kawy? – spytała, prowadząc go do kuchni.
– Dziękuję, bardzo chętnie. Coś ładnie pachnie.
– Piekę ciasto – wyjaśniła z rumieńcem na policzkach. – Proszę usiąść.
Kiedy włączała ekspres, Ciro usiadł przy stole, który nie powinien tam stać, i skorzystał z okazji, żeby ją poobserwować. Usiłował nie zwracać uwagi na nowe elementy wyposażenia, żeby nie poniosły go nerwy. Dwa tygodnie temu na półkach leżało jeszcze mnóstwo opakowań makaronu. Na półce obok, gdzie do niedawna stały książki kucharskie jego matki, poustawiała kolorowe ozdóbki.
Najchętniej przyjechałby tu zaraz po zawarciu paktu z Vicenzem. Cierpliwość nie należała do jego mocnych stron, ale zostawił sobie czas na opanowanie emocji.
Claudia Buscetta była znacznie ładniejsza i niższa, niż sobie wyobrażał. Luźny, kasztanowy warkocz z jaśniejszymi pasemkami zwisał do połowy pleców. Miała wielkie, ciemnobrązowe oczy, ładnie zaokrąglone kości policzkowe, mały nosek, pełne usta i najprawdopodobniej szczupłą sylwetkę pod luźną bluzką. Nie zwiodły go pozory niewinności, ale jej uroda czyniła perspektywę planowanego uwiedzenia bardziej znośną.
– Gdzie pan mieszka w Ameryce? – spytała, wyjmując z kredensu dwie filiżanki.
– W Nowym Jorku – odpowiedział.
– Czy to niebezpieczne miasto?
– Nie bardziej niż inne metropolie.
– Och… Myślałam… – Przerwała, pokręciła głową i otworzyła lodówkę. – Jaką kawę pan pije?
– Czarną, bez mleka.
W kuchence zapiszczał minutnik. Ciro z wściekłością zacisnął pięści. W dzieciństwie po tym sygnale mama wołała ich na obiad.
Claudia założyła kuchenne rękawice i wyjęła ciasto. Po chwili wnętrze wypełnił smakowity zapach. Następnie postawiła dwa pełne kubki na stole i zajęła miejsce naprzeciwko niego. Kiedy napotkała jego spojrzenie, nieoczekiwanie spłonęła rumieńcem i odwróciła wzrok.
– Jak się tu pani mieszka? – zapytał.
– Bardzo dobrze. Może ciasteczko?
– Z przyjemnością.
Claudia wstała. Po chwili przyniosła ceramiczną miskę i zdjęła pokrywę. Ciro wziął sobie jedno i odgryzł kęs. Smakowało wybornie.
– Wspaniałe! – pochwalił.
Rumieniec na policzkach Claudii świadczył o tym, że sprawił jej taką samą przyjemność, jak wtedy, kiedy chwalił aromat świeżego ciasta.
– Dziękuję. Spróbuje pan tarty z brzoskwiniami, kiedy ostygnie? O ile oczywiście zostanie pan tak długo. Pewnie ma pan wiele spraw do załatwienia.
– Właściwie nie. Wziąłem sobie krótki urlop. Mój ojciec niedawno zmarł na zawał. Porządkuję jego sprawy i pomagam mamie.
– Och, jakże mi przykro. To straszne. O niczym nie wiedziałam.
Z całą pewnością – pomyślał cynicznie Ciro. – Umarł zaledwie dzień po tym, jak twój ojciec w majestacie prawa ukradł mu dom dla ciebie.
– Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, co pan przeżywa – westchnęła ciężko.
Doskonale udawała współczucie. Widział je nawet w łagodnych, brązowych oczach, ale jej talent aktorski nie robił na nim wrażenia po tygodniu przygotowań do tej wizyty.
– Jakby strzelono mi w serce – odpowiedział. – Miał zaledwie sześćdziesiąt lat.
– To jeszcze całkiem młody wiek.
– Racja. Zakładaliśmy, że ma przed sobą całe dekady życia. Żałuję, że kiedy się zakocham i ożenię, moje dzieci nie poznają dziadka. Gdybym wiedział, jaki stres przeżywa…
– Czy to stres go zabił?
– Tak uważamy. Ostatnio zbyt wiele spadło na naszych rodziców.
– W związku z wyprowadzką?
– Między innymi.
– Widzę, jak bardzo kochali ten dom. Wiem, że musieli zredukować koszty utrzymania. Wyobrażam sobie, że ciężko to znieśli.
Ciro nie wierzył własnym uszom. Jak mogła pleść takie brednie, patrząc mu prosto w oczy? W gruncie rzeczy nic dziwnego. Należała do rodziny, która balansowała na granicy prawa jak akrobaci na linie.
Ojciec Cira, Alessandro, chodził do szkoły z Cesarem. Nikczemny łotr od najmłodszych lat terroryzował wszystkich, łącznie z nauczycielami. Ciro poznał go dopiero teraz, ale nazwisko Buscetta od dawna stanowiło dla rodziny Trapanich synonim przemocy i zbrodni.
Przypuszczał, że Claudia zaakceptowała złagodzoną wersję wydarzeń, żeby uciszyć sumienie. Wolała nie przyjąć do wiadomości, że jej ojciec przekupił zarządcę firmy Alessandra Trapaniego, żeby doprowadzić ją do ruiny. W końcu nie pozostało mu nic innego, niż sprzedać dom, w którym planował dożyć późnej starości z ukochaną żoną, i przedsiębiorstwo, należące od pokoleń do rodziny.
Tłumiąc wybuch gniewu, przyznał tak spokojnie, jak potrafił:
– To prawda. Najgorsze, że nie było mnie przy nich. Synowie powinni wspierać rodziców i brać na siebie ich ciężary. Ta świadomość zawsze będzie mi ciążyć, ale na razie muszę zadbać o mamę.
– Jak sobie radzi?
– Nieszczególnie. Zamieszkała u siostry we Florencji. Powoli dochodzi do siebie. Mam nadzieję, że wkrótce wróci na Sycylię.
Przemilczał, że planuje sprowadzić ją z powrotem, kiedy odzyska dom.
– Proszę wybaczyć. Nie chciałem pani zasmucać.
– Proszę nie przepraszać.
– Nie wiem, po co o tym mówię. Przecież pani nie znam. – Popatrzył na nią wymownie, dając do zrozumienia, że chętnie poznałby ją bliżej.
Rumieńce na policzkach Claudii świadczyły nie tylko o tym, że właściwie odczytała niewypowiedzianą wiadomość, ale też o zainteresowaniu z jej strony.
Ciro nie był playboyem jak Vicenzo, ale nie brakowało mu wielbicielek. Status miliardera i wygląd, powszechnie uważany za atrakcyjny, przyciągały je jak magnes. Dzięki powodzeniu u kobiet, potrafił odczytywać ich mowę ciała.
Przez miniony tydzień zbierał wszelkie dostępne informacje o Claudii. Nie znalazł ich wiele. Chodziła do klasztornej szkoły do szesnastego roku życia. Później prowadziła samotniczy tryb życia w pilnie strzeżonej willi ojca. Dałby głowę, że jest dziewicą. Cesare Buscetta pozwoliłby dotknąć ukochaną córeczkę tylko bogaczowi o nieposzlakowanej opinii. Takiemu jak Ciro.
Sam Cesare nie widział nic złego w swych machinacjach. Traktował je jak źródło dochodu. Ciro nie tylko prześledził nudny życiorys Claudii. Przed wizytą u niej odwiedził jej ojca pod pretekstem zaproponowania mu potencjalnego interesu, żeby wybadać grunt. Gdyby Cesare okazał podejrzliwość, zaaranżowałby spotkanie z jego córką gdzie indziej. Ale mafioso powitał go jak syna. Miał nawet czelność wspomnieć lata szkolne z Alessandrem. Przedstawił je jako pełne przygód i ciekawych eskapad. Przemilczał, że wpychał do sedesu głowy chłopców, którzy odmawiali płacenia mu haraczu w toalecie i że groził Alessandrowi nożem, jeżeli nie odrobi za niego pracy domowej.
Pod koniec wizyty Ciro nadmienił, że chciałby złożyć ostatnią, sentymentalną wizytę w rodzinnym domu. Cesare natychmiast zadzwonił do ochroniarzy i kazał go wpuścić.
Jego bezwstyd oburzał Cira w takim samym stopniu jak fałszywe współczucie jego córki. Mimo że ją również postrzegał jako wroga, przywołał na twarz uśmiech.
– Oprowadziłaby mnie pani? – zaproponował.
– Zna pan tu każdy kąt lepiej niż ja. Nie mam nic przeciwko temu, żeby chodził pan sam.
– Wolałbym w pani towarzystwie, jeśli tylko pani zechce – odparł, nie odrywając wzroku od jej twarzy.
Claudia w zakłopotaniu chwyciła koniec warkocza. W końcu skinęła głową. Wędrując po znajomych wnętrzach z najwyraźniej zafascynowaną nim córką wroga, Ciro ledwie powstrzymał wybuch śmiechu. Wszystko szło po jego myśli lepiej, niż mógłby sobie wymarzyć.
– Robisz wrażenie roztargnionej, księżniczko.
Claudia spłonęła rumieńcem. Siedziała z ojcem w mniejszej jadalni, przy stole na zaledwie dwanaście osób. Serwowano im kolejne wyborne smakołyki, ale nie czuła ich smaku. Od wizyty Cira bujała w obłokach.
– Miałam dzisiaj gościa – wyznała mimo świadomości, że jej ojciec doskonale o tym wie.
– Cira Trapaniego?
– Tak, tato… Zaprosił mnie na randkę.
Oczy Cesarego rozbłysły.
– I co odpowiedziałaś?
– Że przemyślę propozycję, ale naprawdę chciałam najpierw poprosić cię o zgodę.
– Grzeczna dziewczynka. A jaką odpowiedź chciałabyś dać?
– Że pójdę.
– Więc idź.
– Naprawdę?
Nie śmiała jeszcze wydać westchnienia ulgi. Ojciec traktował ją jak dziecko, choć już dorosła. Jej doskonale wykształcona, zdolna siostra mogłaby z nim zerwać i prowadzić samodzielne życie, ale Claudia nie. Całkowicie od niego zależała. Dał jej dom, ale gdyby potrzebowała środków na jego utrzymanie lub zakup ubrań, musiała być bezwzględnie posłuszna. Dlatego jadła obiad u niego, a nie u siebie.
Zadzwonił wkrótce po wyjściu Cira. Odrzucenie zaproszenia nie wchodziło w grę.
Kochała ojca, ale też się go bała, a czasami nawet nienawidziła. Tęsknota za wolnością narastała w niej z każdym dniem od momentu osiągnięcia pełnoletniości, ale nigdy nie ośmieliła się zbuntować.
– Nie masz nic przeciwko temu? – spytała ostrożnie.
– To ciężko pracujący przedsiębiorca z dobrej rodziny. Ma doskonałą reputację, miliardy na koncie i osiągnął odpowiedni wiek do małżeństwa.
– Ależ, tato!
Cesare dolał sobie wina.
– Dlaczego nie miałby pojąć cię za żonę? Pochodzisz z zamożnej, sycylijskiej rodziny i jesteś równie piękna jak twoja matka.
Claudia nie okazała odrazy pozorną pochwałą, skoro wyraził zgodę na wspólne wyjście z Cirem.
– To tylko randka – przypomniała półgłosem.
Pierwsza w jej życiu.
– Tak samo zaczął się mój związek z twoją mamą. Jej bracia towarzyszyli nam w charakterze ochrony. Idź, ale pamiętaj o zasadach, które ci wpoiłem. Nie wątpię, że ktoś taki jak Ciro Trapani je doceni.