Nieprzypadkowy romans - ebook
Nieprzypadkowy romans - ebook
Miranda Smith przyjmuje zaproszenie na kolację od nowo poznanego Basilia Pereza. Oczarowana, zwierza mu się jak bliskiemu przyjacielowi z wydarzenia, które pięć lat temu zmieniło jej życie. Był to wypadek, w którym potrąciła samochodem małego chłopca. Miranda nie wie, że Basilio jest wujkiem chłopca i że nieprzypadkowo wpadli na siebie na ulicy…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4723-8 |
Rozmiar pliku: | 829 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Nie potrzebuję umawiać żadnego cholernego spotkania! Jestem jego siostrą! – Ostry amerykański akcent Gracii zabrzmiał zgrzytem w uszach Basilia.
Ciężkie drzwi otworzyły się z hukiem i do gabinetu wpadła jego wzburzona sekretarka.
– Sir, bardzo mi przykro. Ta kobieta nie chciała nawet zaczekać na to, żebym sprawdziła, czy wrócił już pan ze spotkania.
Gracia ominęła sekretarkę i stanęła przed Basiliem.
Uśmiechnęła się przepraszająco do sekretarki Basilia, wyjaśniając, że to rodzinna sprawa niecierpiąca zwłoki.
– Rozumiem. Na tyle pilna, że nie mogła pani zadzwonić i nas poinformować, żebyśmy mogli przearanżować plan zajęć pani brata i odebrać panią z lotniska? – W głosie Camili Lopez wyraźnie dało się słyszeć dezaprobatę.
Gracia poczuła, że się rumieni.
– Jakoś o tym nie pomyślałam. Chciałam jak najszybciej znaleźć się na miejscu.
Basilio uznał, że ta rozmowa jest nawet zabawna, ale nie miał zbyt dużo czasu na takie pogaduszki.
– Dziękuję, Camilo. Potrzebuję teraz pół godziny, żeby porozmawiać z siostrą. Dopilnuj, żeby nam nie przeszkadzano.
– Naturalnie, señor.
Skinęła lekko głową Gracii i wyszła z biura. Basilio wskazał siostrze jeden z foteli stojących po przeciwnej stronie biurka.
Gracia opadała na niego z wdziękiem.
– To naprawdę ważna rodzinna sprawa, Baz.
Ciekawe… Przecież rodzina prawie nie uznawała go za swojego członka.
– Słucham cię – powiedział, zajmując miejsce w fotelu naprzeciw niej.
Słysząc jego oschły ton, Gracia zmarszczyła brwi.
– Pamiętasz, jak ta okropna nastolatka potrąciła małego Jamiego samochodem?
Jak mógłby zapomnieć? Pięć lat temu jego wówczas czteroletni bratanek spędził w szpitalu dwa tygodnie w śpiączce.
– Zmieniła nazwisko i wyprowadziła się z Południowej Kalifornii.
– Jakoś mnie to nie dziwi.
Miranda Weber została bardzo dosadnie opisana w mediach społecznościowych, co z pewnością nie ułatwiło jej dalszego życia.
– Jakiś dociekliwy dziennikarz odkrył jej tożsamość i od nowa rozgrzebał całą sprawę.
I to po to właśnie była potrzebna jego pomoc?
– Domyślam się, że nie było to najłatwiejsze dla Carlosa i Tiffany.
– Było okropne! Jakiś brukowiec chce z nią przeprowadzić wywiad, a ona zapewne przedstawi im własną wersję wydarzeń.
– To już dorosła kobieta.
– Tak. I ta kobieta wystąpi w telewizji i naopowiada jakichś bzdur o naszej rodzinie!
– Na pewno Carlos ma jakichś ludzi od PR-u, którzy sobie z tym poradzą. – Nie wspominając o prawnikach, którzy mogą nawet wytoczyć tej kobiecie proces o zniesławienie.
– Wiesz, że woli, żeby nazywać go Carl.
Ta wersja jego imienia brzmiała mniej hiszpańsko i pozwalała mu zapomnieć, że jego ojciec nazywał się Armand Perez.
– O tym zamierzasz ze mną teraz rozmawiać?
– Nie, oczywiście, że nie. – Gracia zamachała rękami. – Musisz coś z tym zrobić!
– Co mógłbym zrobić więcej niż Carlos i Tiffany? Myślę, że oni doskonale dadzą sobie z tym radę.
Brat Basilia prowadził firmę jego ojczyma, która całkiem nieźle prosperowała. Stać ich było na zatrudnienie specjalisty od PR-u.
– Ta kobieta uzyskała nakaz sądowy dla Carla i Tiffany. Nie mogą zatrudnić żadnego człowieka, który mógłby ich reprezentować.
– Jak to możliwe? – Basilio nie krył zdziwienia.
– Wiem, że to brzmi nieprawdopodobnie, ale tak jest.
Carlos nigdy dotąd nie musiał walczyć o przetrwanie firmy i ocalenie dobrego imienia rodziny. Kiedy ich ojciec rozstał się z matką Carlosa i Gracii, ta powtórnie wyszła za mąż. Przyjęli nazwisko amerykańskiego ojczyma, odrzucając hiszpańskie dziedzictwo, i przejęli amerykański styl życia.
– Nie wiem, czy nie maczał w tym palców mąż jej siostry – dodała Gracia.
– To ona ma siostrę?
– Przyrodnią, ale zawsze…
– Tak, wiem, jakie jest twoje zdanie na temat przyrodniego rodzeństwa.
– Daj spokój, Baz. Nie miałam na myśli ciebie. – Gracia pochyliła się do przodu. – Musisz coś zrobić.
– A co takiego twoim zdaniem miałbym zrobić?
– Może zdołałbyś w jakiś sposób przekonać męża jej siostry, żeby wycofali ten sądowy zakaz?
– Jak on się nazywa?
– Andreas Kostas. Nie pamiętam, jak się nazywa jego firma.
– Znam tego Greka. Kupowaliśmy od niego oprogramowanie zabezpieczające. Z tego, co wiem, ostatnio połączył się z Hawk Enterprises.
Andreas Kostas należał do rekinów biznesu i nic dziwnego, że Carlos potrzebował pomocy.
– Nieważne. – Gracia machnęła ręką. – Carlos próbował się z nim skontaktować, żeby go przekonać, by porozmawiał z Mirandą, ale nie poszło mu najlepiej.
– Jeśli próbował go zastraszyć, to źle postąpił.
– Nic takiego nie powiedziałam. – Gracia zrobiła urażoną minę, choć jej spojrzenie mówiło co innego.
– No dobrze, może powiedział mu coś, czego nie powinien był mówić, ale po tym, co przeszli z Tiffany, mogę go zrozumieć.
– Taaak.
– Więc co, zrobisz coś w tej sprawie?
– Polecę do Stanów i rozejrzę się w sytuacji. – Tylko tyle mógł teraz obiecać.
Dla Basilia rodzina była najważniejsza i na pewno zrobi wszystko, co będzie mógł, by im pomóc, ale najpierw chciał dobrze poznać fakty.
– Musisz się pospieszyć. Ten wywiad ma się odbyć za trzy tygodnie. Jeśli do niego dojdzie, media znów zrobią z tego aferę.
– To oczywiste. Czy ona zmieniła nazwisko?
– Tak. Nazywa się teraz Smith.
– Bardzo oryginalnie.
Cóż, Weber czy Smith, i tak ją znajdzie. Zrobi wszystko, żeby chronić przyrodniego brata i jego żonę, którzy i tak dostatecznie dużo już wycierpieli.ROZDZIAŁ PIERWSZY
Randi już była spóźniona na kolację, na którą umówiła się ze swoją nowo poznaną siostrą i jej mężem.
Kayla zaproponowała jej, żeby zajęła się prowadzeniem domu dla dzieci z patologicznych rodzin. Fundacja nazywała się „Kayla dla dzieci”. To zajęcie umożliwiało jej robienie tego, co kochała, a do czego miała odpowiednie predyspozycje i wykształcenie.
Andreas podarował żonie w prezencie ślubnym fundusz, z pomocą którego mogła założyć nowe schronisko w zachodniej części Portland. Dzięki temu zadanie Randi było znacznie ułatwione. To wyzwanie było spełnieniem jej marzeń i była bardzo wdzięczna siostrze i jej mężowi, że zaproponowali jej tę pracę.
Zagłębiona w myślach nie zauważyła idącego naprzeciw niej mężczyzny. Dopiero gdy się z nim zderzyła, podniosła oczy.
– Przepraszam, nie zauważyłam pana!
Silne ręce przytrzymały ją za ramiona, żeby się nie przewróciła.
– Często zdarza się pani wpadać na ludzi? – spytał z lekkim obcym akcentem.
Jego słowa otworzyły w jej sercu starą ranę. Zebrała się w sobie i lekko wzruszyła ramionami.
– Chciałabym móc powiedzieć, że nie, ale niestety, zdarza mi się to, zwłaszcza gdy się spieszę.
Nie miała pojęcia, dlaczego mu to mówi. Był wysokim, ciemnowłosym i niezwykle przystojnym mężczyzną i bez wątpienia zrobił na niej wrażenie.
Spojrzenie jego ciemnych oczu spoczęło na niej.
– Rozumiem. A często się pani spieszy?
– Na szczęście nie. Zazwyczaj wpadam na ścianę albo drzwi, rzadko na ludzi.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko.
– A więc jestem wyjątkowy.
– Można to tak ująć.
Mężczyzna puścił jej ramiona i Randi lekko się odsunęła. Wyciągnął rękę, żeby się przedstawić.
– Basilio Perez.
– Miło mi. Randi Smith. – Ujęła wyciągniętą rękę.
Mężczyzna uniósł jej dłoń i lekko pocałował.
– Mnie także miło panią poznać, pani Smith.
Randi zrozumiała, co to znaczy być zelektryzowaną dotykiem mężczyzny. A ten krótki pocałunek sprawił, że jej ciało przeszedł prąd.
– Pani Smith? Wszystko w porządku?
Miała dziwne wrażenie, że doskonale wie, jaki efekt na niej wywarł.
– Proszę mi mówić Randi.
– A to zdrobnienie od…?
– Miranda.
– Urocze imię.
Jej samej wydawało się ono nieco staroświeckie.
– Basilio też brzmi nieźle. To hiszpańskie imię?
– Zgadza się. Przyjaciele mówią do mnie Baz.
– A do mnie Randi.
– Mnie bardziej podoba się Miranda.
Czy to oznaczało, że nie chciał zaliczać się do jej przyjaciół?
– Zostaniemy przyjaciółmi?
– Z przyjemnością.
– Cieszę się… – Nie bardzo wiedziała, co jeszcze może powiedzieć. Napięcie, jakie między nimi zapanowało, zupełnie pozbawiło ją zdolności logicznego rozumowania.
– W takim razie może zjemy dziś razem kolację? – zaproponował Basilio.
– Jestem umówiona z siostrą i jej mężem – powiedziała, żałując, że nie może przyjąć jego propozycji.
– To może po kolacji pójdziemy się czegoś napić?
– Świetny pomysł.
– W takim razie gdzie i o której?
Pomyślała o tym, gdzie ma się spotkać z siostrą i przyszedł jej do głowy znajdujący się nieopodal bar.
– Może u Hethmana? To kameralny bar z grającym na pianinie muzykiem.
– Doskonale. O której?
– O ósmej? – Miała nadzieję, że to tej pory już skończą.
– Doskonale. Ja też coś zjem i spotkamy się na miejscu.
Randi przyszedł do głowy pewien pomysł.
– A może chciałbyś zjeść z nami?
– Jesteś pewna, że nie byłbym intruzem?
Randi podobał się sposób, w jaki mówił, tak różny od jej własnego.
– Absolutnie. Jestem przekonana, że Kayla i Andreas nie będą mieli nic przeciwko temu.
– W takim razie przyjmuję zaproszenie.
– Spotkamy się na miejscu?
– Naturalnie. Nie pozwolę, żebyś wsiadła do samochodu z mężczyzną, którego dopiero co poznałaś.
Wcale nie miałaby nic przeciw temu. Od czasu wypadku nie bardzo lubiła poznawać nowych ludzi, ale tym razem było inaczej.
Umówili się na spotkanie za dwadzieścia minut. Pożegnali się i Randi ruszyła do samochodu.
Basilio wjechał na parking Hethmana.
Przypadkowe spotkanie z Mirandą Smith vel Weber uzmysłowiło mu dwie rzeczy. Po pierwsze zdjęcia, jakie widział, nie oddawały jej słodkiej naiwności i wrażliwości. Po drugie uznał, że uwiedzenie jej będzie najprostszym sposobem załatwienia tego, po co tu przyjechał.
Kiedy zobaczył ją w restauracji, po raz kolejny uderzyło go, jak bardzo przejrzyste są jej szare oczy. Nawet w przyćmionym świetle restauracji jaśniały niezwykłym blaskiem. Siedziała przy stole z Andreasem Kostasem i kobietą, która zapewne była jej siostrą, gdyż miała identyczne oczy.
Maitre d’ zaprowadził go do stolika, na którym już stały przekąski.
Na jego widok Miranda wstała.
– A więc przyszedłeś.
Basilio skinął głową. Jej entuzjazm wydał mu się uroczy. Niewinność tej kobiety sprawiała, że z trudem mógł uwierzyć w jej plany zmierzające do zburzenia spokoju jego rodziny. Nie sprawiała wrażenia osoby, która mogłaby niszczyć czyjeś dobre imię przed kamerami telewizji.
Mimo to miał dowód na to, że Miranda Smith była dokładnie taką kobietą.
– To moja siostra, Kayla Kostas, i jej mąż, Andreas – przedstawiła mu swoich towarzyszy.
– Miło mi państwa poznać. – Basilio skinął głową.
– Randi powiedziała, że spotkaliście się na ulicy? – Kayla chciała uzyskać więcej informacji.
Miranda uśmiechnęła się nieśmiało i usiadła.
Puścił do niej oko, patrząc, jak rumieńce nabierają ciemnego koloru.
– Wpadliśmy na siebie przypadkowo.
– Prawda jest taka, że to ja omal nie zwaliłam go z nóg, spiesząc się na spotkanie z wami.
Basilio zdziwił się nieco, że wzięła na siebie winę za to zderzenie.
– Spieszyłaś się, żeby się nie spóźnić.
– Tak…
– Masz zwyczaj podrywać wszystkie kobiety, na które wpadniesz na ulicy? – spytał cynicznym tonem Andreas.
– Nie ma nic złego w zjedzeniu kolacji z piękną kobietą – odparł Basilio, patrząc mu prosto w oczy.
Przez lata ciężkiej pracy Basilio nauczył się nie przejmować opiniami innych na swój temat.
Andreas Kostas nie był jedynym groźnym rekinem biznesu w tym pokoju.
– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
– Nie.
Nie zamierzał tego robić, ale kiedy dostrzegł wyraz twarzy Mirandy, zmienił zdanie. Chciał zyskać jej zaufanie.
– Nie poderwałem cię – zwrócił się do Mirandy – tylko zaprosiłem na drinka. Zaproponowałaś kolację, a ja przyjąłem propozycję.
– Jeśli to nie jest definicja podrywu, to nie wiem, co to jest – wtrąciła Kayla.
Jednak Miranda sprawiała wrażenie uszczęśliwionej i dla Basilia tylko to było ważne.
– Miło mi to słyszeć – powiedziała, uśmiechając się do niego.
– Możesz być pewna, że nigdy dotąd mi się to nie zdarzyło.
Andreas jednak nie sprawiał wrażenia przekonanego.
– Jak ci się podoba drapieżny kapitalizm? – spytał go Basilio. – Różni się od bezpiecznego świata komputerów?
– Specjalnie wpadłeś na Randi! – wykrzyknęła Kayla. – Chciałeś spotkać Andreasa. Wiesz, kim jest.
Piękne oczy Mirandy pociemniały.
Basilio zmarszczył brwi.
– Wolałbym, żebyś nie opowiadała takich rzeczy. Miranda może się poczuć urażona. Gdybym chciał porozmawiać z twoim mężem o interesach, zadzwoniłbym do niego.
– Nie mów tak do mojej żony. Jej chodzi tylko o dobro Randi.
– To godne pochwały, ale zupełnie zbędne.
– Andreas, czy ty coś wiesz na temat Basilia? – Kayla spojrzała pytająco na męża.
– Basilio Perez jest szefem światowego konsorcjum zajmującego się sprzedażą nieruchomości i hoteli, znanego jako Perez Holdings. Prowadzi bardziej rozległe interesy niż Sebastian Hawks.
– Naprawdę? – Miranda pobladła.
– Naprawdę. Mam nadzieję, że to nie sprawi, że będziesz teraz przez to miała mniejszą ochotę na kolację ze mną? – zażartował Basilio. Nie spotkał jeszcze kobiety, która byłaby w stanie mu się oprzeć.
– Wydaje mi się, że jestem poza twoją ligą.
– Nie szukam towarzystwa drużyny bejsbola, tylko uroczej kobiety i jej niezwykle podejrzliwych krewnych.
– Och, jakie to wzruszające – powiedziała Kayla.
Andreas nadal przyglądał mu się podejrzliwie. Jednak kiedy zaczęli jeść, okazało się, że rozmawia im się całkiem przyjemnie. Basilio doskonale się czuł w towarzystwie tej małżeńskiej pary i niespodziewanie słodkiej Mirandy.
– Więc przyjechałeś tu, żeby szukać nieruchomości? – spytał w pewnej chwili Andreas.
Basilio odstawił kieliszek doskonałej szkockiej.
– Wolałbym o tym nie rozmawiać.
– Dlaczego? – Miranda przerwała jedzenie i spojrzała na niego pytająco.
– Gdyby się rozniosło, że szukam czegoś do kupienia, ceny natychmiast poszłyby w górę.
Prawda była taka, że rzeczywiście miał na oku pewien hotel, który został zamknięty i wymagał gruntownego remontu. Był bardzo piękny, ale Basilio nie zdecydował się jeszcze na jego kupno.
– Więc zajmujesz się handlem nieruchomościami? – spytała Kayla.
– Między innymi.
– W takim razie może pomożesz Randi znaleźć jakiś budynek na dom dla dzieci?
– Dom dla dzieci?
– Prowadzę fundację „Kayla dla dzieci”. – Miranda uśmiechnęła się. – To rodzaj schroniska dla dzieci i młodzieży. Nie masz pojęcia, ilu z nich potrzebuje pomocy. Niektórzy są bezdomni i takie miejsce, w którym się mogą podziać po szkole, jest bezcenne.
– I ty im chcesz pomagać?
– Tak. Każde dziecko zasługuje na to, żeby mieć bezpieczne dzieciństwo. Ważne jest, żeby dzieci uzyskały wparcie i szansę uczenia się, żeby móc wystartować w dorosłe życie z normalnej pozycji.
– A zaczyna się to od tego, by zapewnić im miejsce do zabawy po szkole?
– Bezpieczne miejsce, w którym mogą odrobić lekcje, poczytać, pobawić się. – Pasja Mirandy była niemal zaraźliwa.
Czy to możliwe, żeby ta kobieta chciała zniszczyć życie jego bratanka?
– Chcecie otworzyć kolejne schronisko?
– Tak. W zachodniej części Portland. Tam odsetek bezdomnych nastolatków jest największy. Ale nie obawiaj się, nie spodziewam się, że pomożesz mi znaleźć odpowiedni budynek.
– Przeciwnie. Chętnie ci pomogę.
– Naprawdę? – Na jej twarzy pojawił się wyraz zachwytu. – Byłoby cudownie. Właśnie jutro miałam jechać oglądać jakieś budynki.
– Przyślij mi ich listę i wymagania, jakie muszą spełniać. Sprawdzę je i może wynajdę ci coś innego.
– Naprawdę mógłbyś to zrobić? Mam do pomocy Realtor, ale ona nie ma wielkiego pojęcia o tym, jak planować budżet i długoplanowy kosztorys wydatków.
– Jeśli chcesz, mogę poszukać ci kogoś na jej miejsce.
– Ona jest bardzo oddana naszej sprawie. Nie chcę, żebyś ją zniechęcił.
– Żeby tylko to jej oddanie nie kosztowało cię zbyt dużo.
– Naprawdę nie chciałabym, żebyś ją wystraszył.
– Myślisz, że mógłbym?
– Już samo siedzenie z tobą przy kolacji jest onieśmielające. A spotkanie się z tobą na gruncie zawodowym? – Wstrząsnęła się. – To musi być naprawdę straszne.
– Zgadzam się – poparła ją Kayla.
Basilio tylko się roześmiał, bynajmniej nie czując się obrażony. Miranda okazała się rozsądniejsza, niż początkowo przypuszczał.
Być może intuicja podpowiadała jej, że Basilio stanowi dla niej zagrożenie. Na swoje nieszczęście nie domyślała się, jak bezwzględny potrafi być.
Gdyby nie był drapieżnikiem, nigdy nie osiągnąłby w świecie biznesu pozycji, jaką miał.