Niespodziewana wizyta - ebook
Niespodziewana wizyta - ebook
Maggie Taggart po śmierci matki przejęła obowiązki gospodyni w posiadłości na przedmieściach Dublina. Właścicielem jest włoski milioner Nikos Marchetti, który kupił ten piękny dom przez pośredników, nawet go nie oglądając, i jeszcze nigdy się w nim nie pojawił. Pewnego wieczoru niespodziewanie staje na progu. Maggie, która pierwszy raz go widzi, zupełnie traci głowę. Nie potrafi oprzeć się Nikosowi, który chce spędzić z nią noc. To ma być tylko jedna noc, po której on wyjedzie, a ona wróci do samotnego, trochę nudnego życia…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-7893-5 |
Rozmiar pliku: | 620 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Maggie Taggart nie mogła zaznać spokoju. Skończyła myć naczynia w zlewie i rozejrzała się po lśniącej obszernej kuchni w piwnicy wielkiego wiejskiego domu. Zbudowano go wśród bujnej zieleni o godzinę jazdy od Dublina. Z tyłu przylegał do niego wypielęgnowany ogród, a z boku warzywnik. Był tam nawet staw, las i stajnie, ale puste.
Podobno pewien miliarder kupił tę posiadłość dla kaprysu, bez wcześniejszego obejrzenia, z zamiarem zainwestowania w wyścigi konne, z których słynęła ta część Irlandii. Tyle że nigdy tam nie zawitał ani nie kupił koni.
Dom stał więc niezamieszkały i nietknięty, luksusowo urządzony według jego gustu. Nawet gospodyni – matki Maggie – nie zatrudnił sam. Zlecił to zadanie jednej z asystentek.
Kiedy mama Maggie zachorowała, obawiała się, że straci pracę. Maggie odeszła więc z restauracji, gdzie uczyła się na kucharkę, zresztą bez żalu, jako że szef kuchni pozwalał sobie na zbyt wielką poufałość wobec żeńskiej części załogi.
Później matka nagle zmarła. Kiedy zrozpaczona córka poinformowała o jej śmierci asystentkę, ta zapytała obojętnym tonem, czy nie zechciałaby jej zastąpić, póki nie znajdą kogoś na stałe.
Maggie chętnie przyjęła ofertę pracy w spokojnym, odosobnionym miejscu, gdzie będzie mogła dojść do siebie, zanim wróci do świata.
Po trzech miesiącach dopiero zaczęła wychodzić z najcięższego, pierwszego stadium żałoby, stąd jej fatalny nastrój.
Do tej pory dom stanowił dobrą kryjówkę przed zewnętrznym światem. Czuła jednak, że będzie potrzebowała czegoś więcej. Mimo braku mieszkańców utrzymanie rezydencji w nienagannym stanie na wypadek przyjazdu właściciela stanowiło nie lada wyzwanie.
Na myśl o pracodawcy wykrzywiła usta z niesmakiem.
Człowiek, który nawet nie obejrzał swojego nabytku, musiał należeć do uprzywilejowanej klasy „potężnych bogaczy, posiadających więcej gotówki niż rozsądku”, jak mawiała jej matka. Wiedziała o nich wszystko. Ojciec Maggie do nich należał. Zamożny szkocki przedsiębiorca z branży nieruchomości porzucił ją bez skrupułów w ciąży z obawy, że była kochanka lub nieślubne dziecko mogliby rościć sobie prawo do jego bajecznej fortuny.
Nie zaoferował wsparcia. Unikał zobowiązań. Tylko groził i upokarzał. Matka Maggie była zbyt dumna i załamana, żeby podać go do sądu o alimenty. Przeniosły się więc ze Szkocji do Irlandii, gdzie podejmowała pracę pomocy domowej w różnych częściach kraju. Nigdzie nie zagrzały miejsca na dłużej.
Maggie miała fatalne zdanie o bogaczach, ale hojne wynagrodzenie skłoniło ją do dbania o pusty dom.
Nagle ciszę zakłócił jakiś łomot na parterze, tak niecodzienny, że ledwie rozpoznała walenie do drzwi. Ruszyła po schodach na górę, zapaliła górne światło i otworzyła.
Na widok wspartego o framugę rosłego, śniadego mężczyzny w klasycznym czarnym smokingu zaparło jej dech. Ciemna sylwetka mocno kontrastowała z lawendowym letnim niebem w tle. Nigdy nie widziała nikogo przystojniejszego. Ciemne kręcone włosy okalały wyrazistą twarz z wydatnymi kośćmi policzkowymi. Głęboko osadzone oczy pod ciemnymi brwiami miały złocisty odcień. Żuchwę pokrywał jednodniowy zarost. Czarna muszka zwisała niedbale poniżej rozpiętego górnego guzika.
Taksujące spojrzenie przybysza przypomniało jej, że ma na sobie tylko krótkie szorty i podkoszulek bez rękawów, a włosy związała w nieporządny węzeł, jak zwykle do sprzątania.
– Czy to Kildare House? – zapytał z lekkim obcym akcentem.
Zmysłowy, głęboki głos sprawił, że nogi pod nią zadrżały.
– Tak – potwierdziła.
Wyglądało na to, że wypił coś mocniejszego, ale nie za wiele. Gdy odwrócił się bokiem, Maggie dostrzegła taksówkę przed frontowymi schodami.
– To tu – poinformował kierowcę. – Dziękuję panu.
Maggie patrzyła, zaszokowana, jak auto odjeżdża.
– Przepraszam, ale z kim mam przyjemność? – spytała, ściskając klamkę.
– Nikos Marchetti, właściciel tej posiadłości. Pytanie, kim pani jest? Widziałem zdjęcie gospodyni domu. To zdecydowanie nie pani.
Maggie wyobrażała sobie właściciela jako brzuchatego arystokratę w średnim wieku. Tymczasem wyglądał jak spartański wojownik przebrany we współczesny strój.
Ponownie zmierzył ją wzrokiem z wyraźną aprobatą, co powinno ją zrazić, ale wywołało zgoła odmienną reakcję. Wyprostowała plecy na swoje pełne metr siedemdziesiąt pięć wzrostu i skrzyżowała ramiona na piersiach.
– Maggie Taggart, córka Edith – przestawiła się. – Mama zmarła trzy miesiące temu. Pańscy pracownicy poprosili, żebym została, dopóki nie znajdą kolejnej gospodyni. Najwyraźniej pan o tym nie wiedział.
– Zabroniłem moim podwładnym niepokojenia mnie za wyjątkiem pilnych spraw. Widocznie uznali, że pani sobie poradzi, aczkolwiek bardzo mi przykro, że straciła pani mamę. Czy teraz wolno mi wejść do własnego domu?
Zdawkowe wyrazy współczucia i lekceważący ton rozdrażniły Maggie.
– Skąd mam wiedzieć, czy mówi pan prawdę? Może pan być kimkolwiek.
Zaskoczyła go. Co gorsza, obudziła w nim nagłe pożądanie.
Przyjechał prosto z wytwornego przyjęcia w Dublinie, w którym uczestniczyło wiele piękności. Żadna nie zrobiła na nim takiego wrażenia jak ta śmiała osóbka, aczkolwiek zważywszy wysoki wzrost i solidną budowę, użył w myślach nieodpowiedniego określenia. Obfity biust pod obcisłym podkoszulkiem zostawiał niewiele pola dla wyobraźni. Szerokie biodra i nieskończenie długie blade nogi nasuwały skojarzenia z królową wikingów. Niesforne włosy, związane w nieporządny węzeł, odsłaniały doskonałe rysy – wysokie kości policzkowe, mocną linię żuchwy, prosty nos, wielkie niebieskie oczy i szerokie pełne usta, obecnie zaciśnięte, podobnie jak pięści na skrzyżowanych ramionach, broniące dostępu do jego własnej posiadłości.
– Nigdy pan tu wcześniej nie był, prawda? – zapytała bezczelnie.
Nikos uniósł brwi. Doskonałe, bardzo kobiece proporcje chyba zaćmiły mu umysł, skoro stał tu nadal, zbyt długo znosząc taką impertynencję.
– Nie zdawałem sobie sprawy, że muszę zdawać sprawozdanie z moich poczynań… ale faktycznie jestem tu pierwszy raz.
– Dlaczego dzisiaj, dlaczego o tej porze? Nikt mnie nie ostrzegł, że pan przyjedzie.
– Nie widziałem potrzeby uprzedzania pani, zważywszy, że dom powinien być przygotowany w każdej chwili na moje przybycie.
– Jest późno. Mogłam już leżeć w łóżku.
Nikos natychmiast wyobraził ją sobie nagą i chętną, z rozrzuconymi na poduszce włosami. Ta wizja pobudziła mu zmysły. Zirytowany, że nie zachował kontroli nad własnym libido, wymamrotał:
– Naprawdę broni mi pani wstępu?
– Tak, póki nie zobaczę dowodu tożsamości. Jeżeli rzeczywiście jest pan właścicielem, będzie pan zadowolony, że nie wpuszczam obcych.
Zdenerwowała go. Nie przywykł do odmowy. Zwykle natychmiast wykonywano jego polecenia. Tym niemniej przyznał jej w duchu rację. Zdziwiło go, że go nie rozpoznała. Ludzie na ogół szukali towarzystwa spadkobiercy nieoszacowanej fortuny. Wolał teraz o tym nie myśleć, jako że właśnie ta świadomość przygnała go do nowej irlandzkiej posiadłości, o której niemal zapomniał.
– Nie do wiary – wymamrotał tylko, wręczając paszport dziewczynie. – Ile pani ma lat?
– Dwadzieścia trzy. To grecki paszport – zauważyła po obejrzeniu dokumentu. – Myślałam, że jest pan Włochem.
– W połowie Grekiem, w połowie Włochem. Postanowiłem przyjąć greckie obywatelstwo. Coś jeszcze, czy mogę wreszcie wejść do własnego domu?
Maggie nie mogła uwierzyć, że stawiła tak zacięty opór szefowi. Spróbowała sobie przypomnieć skąpe informacje uzyskane od matki. Za jej życia nie zwracała na nie uwagi, całkowicie zaabsorbowana opieką nad chorą.
Nikos Marchetti posiadał znaczną fortunę. Odziedziczył Marchetti Group, olbrzymi konglomerat najsłynniejszych światowych marek oraz rozlicznych nieruchomości: hoteli, nocnych klubów i całych ulic w takich metropoliach jak Nowy Jork.
W końcu zeszła mu z drogi.
– Proszę wejść. Miło mi pana powitać w Kildare House.
Z nieuprzejmym pomrukiem wkroczył do środka i postawił niewielką torbę podróżną na najbliższym krześle. W jasnym świetle holu wyglądał na jeszcze wyższego i przystojniejszego. Rozejrzał się dookoła, po czym ruszył w stronę jednego z pokoi przyjęć.
Maggie jeszcze przez chwilę stała jak skamieniała, oszołomiona bardzo męskim zapachem, żywicznym, z nutą piżma, przypuszczalnie naturalnym albo zbyt drogim, żeby zdradzać choćby ślad sztuczności.
Zamknęła frontowe drzwi i ruszyła za nim. Zastała go przy barku, już bez marynarki, którą rzucił niedbale na krzesło. Właśnie nalewał sobie whisky do małego kieliszka.
– Oprowadzić pana? – spytała, usiłując nadać głosowi spokojny, profesjonalny ton wbrew odczuciom, jakie w niej budził. Zdecydowanie robił na niej zbyt wielkie wrażenie.
– Jasne – odrzekł, po czym podążył za nią z kieliszkiem w ręku niczym wielki, zmysłowy drapieżnik.
Pokazała mu kolejne pokoje przyjęć, oficjalnie i nie, a na końcu gabinet z widokiem na ogród i nigdy nieużywanymi najnowocześniejszymi komputerami.
Salon po drugiej stronie holu wyposażono we wszystkie media, łącznie z ekranem do oglądania filmów. Maggie najbardziej go lubiła ze wszystkich pokoi. Przy ścianach stały półki z książkami od podłogi do sufitu. Najwyraźniej wybrano je dla efektu – dzieła Szekspira, Dickensa…
– Chodźmy dalej – ponaglił Nikos Marchetti.
Maggie omal nie potknęła się o własne stopy, prowadząc go po schodach do kuchni w piwnicy. Ledwie na nią zerknął. Znacznie bardziej interesowała go siłownia, płytki kryty basen, salony do masażu i pielęgnacji i sauna.
Nie mógł wyglądać bardziej nonszalancko niż z rozpiętą koszulą, zwisającą muszką i kieliszkiem w ręku, oglądając dom, który kupił, ale wcześniej nie raczył odwiedzić. W pełni potwierdził niepochlebną opinię Maggie o bogaczach.
Kiedy zwrócił ku niej twarz i opróżnił kieliszek do dna, Maggie dostrzegła w złotych oczach nie tylko zielone i orzechowe refleksy, ale też jakiś dziwny błysk. Albo też za dużo sobie wyobrażała. Ku jej przerażeniu jej ciało silnie zareagowało na jego spojrzenie. Szybko się odwróciła, żeby nie zauważył rumieńca na policzkach. Jasna cera nie pozwalała ukryć emocji, nawet przelotnych.
– Sypialnie są na pierwszym piętrze – poinformowała, idąc dalej.
Nie musiała sprawdzać, czy podąża za nią. Wyczuwała jego obecność każdą komórką ciała.
Nikos nie potrafił skupić uwagi na wystroju wnętrza. Nie widział nic oprócz kołysania ponętnych bioder przed sobą, gdy jego gosposia wchodziła po schodach. Nie przewidział, że tak atrakcyjna osoba otworzy mu drzwi na odludziu za Dublinem.
Pokazywała mu kolejne pomieszczenia, tłumacząc:
– To sypialnie dla gości. Pańska jest na końcu korytarza.
Gdy do niej dotarła, otworzyła drzwi i odstąpiła do tyłu. Dopiero teraz zauważył, że nosi japonki i że ma ładne stopy z paznokciami pomalowanymi na koralowy kolor.
Mijając ją, wyczuł też jej zapach, różany z nutką piżma. Ledwie dostrzegł wystrój luksusowego pokoju z oknami na trzech ścianach. Noc zapadała tak szybko, że słabo widział ogrody. Rozpoznał je ze zdjęć przesłanych przez architekta wnętrz po ukończeniu prac.
To był pierwszy dom, jaki kupił. Do tej pory posiadał apartamenty w należących do jego spółki hotelach. Gdy gosposia o figurze syreny obserwowała go bacznie wielkimi błękitnymi oczami, odnosił wrażenie, że odgadła motywy zakupu.
Nie lubił, gdy ktoś czytał mu w myślach.
Ponownie skupił uwagę na niej, a konkretnie na obfitym biuście pod cienkim materiałem podkoszulka.
– Dlaczego ubrała się pani jak na piknik? – zapytał.
Dziewczyna spłonęła rumieńcem.
– Gdyby mnie uprzedzono o pańskim przybyciu, włożyłabym coś bardziej stosownego. Jako że nie bywa pan tu regularnie, pracuję w tym, w czym mi wygodnie, przez siedem dni w tygodniu, żeby utrzymać dom w gotowości. Nie sądzę, żeby miał pan powody do narzekania.
Poruszyła jego sumienie, więc przyznał uczciwie:
– Rzeczywiście wygląda nienagannie. Czy moglibyśmy zacząć od nowa?
Gdy do niej podszedł, zauważył szybko pulsującą tętnicę na szyi, co świadczyło o mniejszej pewności siebie, niż usiłowała zaprezentować. Wyciągnął do niej rękę.
– Przepraszam za niespodziewane najście i dziękuję za sumienną pracę.
Mimo że nie przybrał drwiącego tonu, popatrzyła na niego podejrzliwie. W końcu jednak podała mu nieco szorstką dłoń. Jej dotyk tylko podsycił pożądanie. Zacisnął więc wokół niej palce.
Maggie ledwie mogła oddychać. Nie zapamiętała ani słowa. Uścisk dużej dłoni kompletnie ją oszołomił. Zwykle określano ją jako rosłą, dorodną dziewczynę, ale przy Nikosie Marchettim czuła się niemal drobna. Nawet na obcasach ledwie sięgała mu do żuchwy.
Do tej pory rzadko musiała zadzierać głowę, żeby spojrzeć komuś w oczy. Prawdę mówiąc, wskutek częstych przeprowadzek nie poznała wielu przedstawicieli płci przeciwnej. Nieliczne randki kończyły się słabym uściskiem ręki i pospiesznym pożegnaniem, kiedy nowo poznany mężczyzna okazywał się niższy od niej. Zarówno dlatego, jak i też z powodu wpojonej przez matkę nieufności do mężczyzn nie nawiązała z nikim bliższej więzi.
Zażenowana poufałością powitalnego gestu, szybko cofnęła rękę.
– Jadł pan coś dziś wieczór? – spytała. – Zostało mi trochę potrawki z kurczaka. Nie pamiętam, czy umieścił ją pan na liście swoich ulubionych dań, ale mogę odgrzać, jeśli pan sobie życzy – paplała bezładnie, jak zwykle w chwilach zakłopotania.
– Jasne. Wezmę tylko prysznic, przebiorę się i zejdę na dół.
– W garderobie znajdzie pan wszystko, co potrzebne.
Zeszła na dół, zła na siebie, że ten nieznajomy człowiek tak silnie na nią działa. Przypuszczała, że jego nieodparcie atrakcyjna powierzchowność robi równie silne wrażenie na każdym, ale nie mogła sobie darować, że nie pozostała odporna na jego urok.
W holu zwróciła uwagę na jego torbę podróżną. Wyglądała na bardzo drogą. Tak jak go poinformowała, garderobę wyposażono w ubrania na wszelkie możliwe okazje. Przypuszczała jednak, że do jej obowiązków należy odniesienie bagażu do sypialni właściciela.
Ruszyła na górę, ale przystanęła niepewnie przed wpółotwartymi drzwiami. Po trzech miesiącach samotności krępowała ją obecność drugiej osoby. Zapukała ostrożnie, ale nikt nie odpowiedział. Wkroczyła więc do środka. Wtedy usłyszała szum wody i zobaczyła obłoczek pary w niedomkniętych drzwiach łazienki.
Po cichu postawiła torbę na łóżku. Przed odejściem zerknęła ponownie na łazienkę i zamarła w bezruchu na widok wspaniałej sylwetki o długich, prostych nogach i muskularnym torsie. Lśniącą, oliwkową skórę pokrywały czarne włoski aż do gęstszych, kręconych pomiędzy nogami, gdzie w całej okazałości miała okazję zobaczyć dowód jego męskości.
Napotkawszy spojrzenie ciemnych, zielono-złotych oczu, spłonęła rumieńcem.
Nikos Marchetti, kompletnie nieporuszony, bez słowa sięgnął po ręcznik i owinął biodra.
Straszliwie zmieszana, Maggie odwróciła się i wykrztusiła:
– Przyniosłam pański bagaż… Myślałam, że może pan czegoś potrzebować… – Po tym nieskładnym wyjaśnieniu pospiesznie ruszyła ku wyjściu. Cała płonęła.
Nikos opróżnił kieliszek białego wina, które podała do zadziwiająco smakowitego dania. Dopiero jego zapach uświadomił mu, że jest głodny. Zwykle jadł tylko po to, żeby dostarczyć organizmowi niezbędnej energii.
Tego wieczora wiele go zaskoczyło. Po przybyciu zastał w swoim nowym domu gospodynię co najmniej o dwadzieścia lat młodszą, niż się spodziewał, w dodatku szalenie ponętną.
Zwykle kobiety nie robiły na nim wielkiego wrażenia. Poprzestawał na powierzchownych romansach. Nie szukał bliskiej więzi, od kiedy stwierdził, że jego uczuciowe potrzeby nigdy nie zostaną zaspokojone. Wystarczyły mu przelotne przyjemności. Od dnia przystąpienia do rodzinnej spółki całą uwagę skupiał na pomnażaniu fortuny i umacnianiu swej pozycji.
Maggie wróciła, ubrana już inaczej niż wtedy, gdy patrzyła na niego wielkimi, rozszerzonymi oczami, jakby nigdy wcześniej nie widziała nagiego mężczyzny.
Skupiła wzrok na tej części ciała, która nie zareagowała na kilka długich sekund zimnego prysznica. Dobrze, że wyszła, zanim zdążyła zobaczyć, jak na niego działa. Ponownie wrócił do kabiny i odkręcił zimną wodę. Nie ulegał pokusom, nawet wyjątkowo pociągającym.
Teraz miała na sobie białą koszulową bluzkę, wpuszczoną w czarne spodnie. Niesforne włosy upięła porządnie na czubku głowy. Najdziwniejsze, że zdenerwowanie nie minęło, choć wyglądała tak profesjonalnie jak przystało.
Nie powinien mieć do niej pretensji. Utrzymywała dom we wzorowym porządku, a on przybył bez uprzedzenia. Nie mógł oczekiwać, że będzie czekała na niego w pełnej gotowości przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Podeszła, unikając jego wzroku i zabrała pusty talerz.
– Smakowało wybornie – pochwalił. – Sama pani zrobiła?
Maggie robiła, co mogła, żeby uniknąć jego spojrzenia, ale nie mogła go wiecznie ignorować. Wreszcie na niego spojrzała. Widok mokrych, mocno skręconych włosów przypomniał jej, co zobaczyła w łazience.
– Wcześniej pracowałam w restauracji jako uczennica kucharza. W przyszłości chcę zostać szefową kuchni.
– Dlaczego więc pani odeszła?
Maggie żałowała, że służbowy strój nie stanowi żadnej bariery dla jego badawczego spojrzenia. Patrzył tak, jakby widział, jak szybko krew krąży jej w żyłach.
– Z powodu choroby mamy i lepkich rąk szefa – odpowiedziała.
Nikos Marchetti wyraźnie zesztywniał, co ją zaskoczyło.
– Dotykał pani?
– Nie tylko mnie. Każdej z dziewczyn, która podeszła zbyt blisko. Kiedy mama zachorowała, natychmiast podjęłam decyzję o odejściu. Myślała, że przy mojej pomocy sobie poradzi, ale choroba szybko postępowała…
Nikos Marchetti wstał, wyjął jej talerz z rąk i odsunął dla niej krzesło.
– Proszę usiąść.
Maggie po chwili wahania spełniła polecenie. On też wrócił na swoje miejsce.
– Przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie i niespodziewane najście. Ktoś powinien zadzwonić z informacją, że przyjadę. I bardzo mi przykro z powodu śmierci pani matki. Dobrze, że do niedawna miała ją pani przy sobie. Z pani wypowiedzi wynika, że byłyście sobie bliskie.
Maggie popatrzyła na szefa. Postanowiła pamiętać, że to jej zwierzchnik, żeby móc zignorować krążące pomiędzy nimi niewypowiedziane sygnały i to spojrzenie, które pobudzało jej zmysły.
– Bardzo – potwierdziła. – Nie miała więcej dzieci. Wychowywała mnie sama.
– Bez ojca?
– Bez. A czy pańska mama żyje? – zapytała, żeby odwrócić jego uwagę od bolesnego tematu.
– Nie – uciął krótko. – Umarła tak wcześnie, że jej nie pamiętam.
Maggie wyczuła, że to nie do końca prawda.
– Utrata rodzica w każdym wieku to ciężkie przeżycie. – Wzięła z powrotem talerz i wstała. – Gdyby zechciał pan przejść do holu, zaparzyłabym panu kawy albo herbaty.
Nikos Marchetti popatrzył na nią tak, jakby o niej zapomniał. Najwyraźniej przebywał myślami gdzie indziej. Podejrzewała, że pod maską nonszalanckiego bogacza ukrywa inne, znacznie bardziej przerażające oblicze. Ani na chwilę nie tracił czujności. Bacznie obserwował otoczenie.
– Poproszę o kieliszek whisky, ale pod jednym warunkiem.
Maggie wstrzymała oddech. Serce z niewiadomych powodów przyspieszyło rytm.
– Pod jakim?
– Że wypije pani ze mną. Tylko w ten sposób mogę wynagrodzić pani niespodziewane przybycie.
– Nie trzeba – zaprotestowała słabo, wciąż onieśmielona bliskością mężczyzny, którego przed chwilą widziała nago. Nie potrafiła sobie wyobrazić zamieszkiwania z nim pod jednym dachem.
– Proszę mi zrobić tę przyjemność. Od miesiąca z nikim tak miło nie gawędziłem.