- promocja
- W empik go
Nieustępliwy szef - ebook
Nieustępliwy szef - ebook
Aaron Stone nawet w najgorszych koszmarach nie przewidział, że jeden studencki wybryk pociągnie za sobą lawinę tak strasznych konsekwencji. A jednak stało się. Po latach mężczyzna przysięga sobie odnaleźć córkę ochroniarza, a także zrekompensować jej swoje winy. Ale sprawa nie jest prosta, ponieważ Hannah Davis zapadła się pod ziemię i nikt nie ma pojęcia, co się z nią dzieje.
Gdy mężczyzna spotyka na swojej drodze Anę Roth, nie podejrzewa, jak ta projektantka namiesza w jego życiu. Proponując jej nadzorowanie remontu hotelu, ma zamiar zbliżyć się do kobiety, która w bardzo krótkim czasie zawładnie jego umysłem. Wszystko się jednak komplikuje, gdy Aaron odkrywa sekrety swojej pracownicy, a zza krat wychodzi były mąż Any, zapowiadając na niej zemstę.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8362-183-8 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Oliver Stone
Wszystkim Kobietom – tym starszym i młodszym.
Pamiętajcie, że drzemie w Was siła, o której same często nie macie pojęcia!PROLOG
Trzy lata wcześniej
– Billy, może już się położysz? – sugeruję cicho, kładąc dłoń na ramieniu męża.
– Zostaw mnie – warczy, obrzucając mnie pogardliwym spojrzeniem. – Najlepiej zejdź mi z oczu.
Przymykam powieki, zatrzymując zbierające się w kącikach oczu łzy, a moja dłoń ląduje na zaokrąglonym brzuchu, gdzie wyraźnie da się wyczuć główkę naszego dziecka.
Znamy się z Williamem od dwóch lat, a od sześciu miesięcy jesteśmy małżeństwem. Zmusili nas do tego rodzice chłopaka tuż po tym, jak okazało się, że jestem w ciąży. Skromna uroczystość w gronie jego najbliższych krewnych oraz mojej ciotki Sue i jej męża, którzy po śmierci moich rodziców stali się dla mnie niczym rodzina, to wszystko, na co mogliśmy liczyć.
Żeby było żałośniej, żadne z nas nie miało w tamtym momencie stałej pracy, a na dodatek ja swoją straciłam, gdy powiedziałam pracodawcy o swoim odmiennym stanie. Drań wykorzystał pierwszą okazję, by się mnie pozbyć, a w konsekwencji to właśnie na Billym skupił się obowiązek utrzymania naszej małej rodziny. I o tyle, o ile przez pierwsze cztery miesiące wszystko było w porządku, tak sytuacja zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni, gdy podczas jednego z badań mój ginekolog niespodziewanie stwierdził, że nasze dziecko może się urodzić z zespołem Downa. To najwyraźniej przelało czarę goryczy, gdyż od tamtej pory mąż zaczął traktować mnie ozięble, a także zaglądać codziennie do kieliszka. W ciągu ostatnich tygodni zdarza mu się nawet nie wracać na noc do domu.
– Nie traktuj mnie tak, jakbym była największym złem tego świata – proszę przez ściśnięte gardło, nie mogąc dłużej wytrzymać tej toksycznej relacji.
– Ale jesteś największym złem tego świata! – wrzeszczy, zrywając się z miejsca z takim impetem, że krzesło pada na podłogę z głośnym łoskotem. – Jesteś największym złem mojego – akcentuje – świata!
– Przecież nic ci nie zrobiłam! – krzyczę na swoją obronę.
– Zaciążyłaś – cedzi, dziobiąc mnie palcem w brzuch. – Gdyby nie ten bachor, wszystko wyglądałoby inaczej!
– Do tanga trzeba dwojga – przypominam, odsuwając się poza zasięg jego rąk. – Poza tym to twoi rodzice zmusili nas do tego ślubu, a nie ja – dodaję, gdy jego twarz robi się czerwona ze złości.
– Bo nie mogli znieść świadomości, że ludzie w kościele będą ich wytykać palcami za to, że zmajstrowałem dzieciaka i zawinąłem ogon! – wyrzuca z siebie. – A teraz muszę harować po dwanaście godzin dziennie, żeby utrzymać nas wszystkich, podczas gdy ty siedzisz całymi dniami na dupie i tylko głaskasz się po tym bębnie – syczy, przenosząc wzrok na mój brzuch. – Nienawidzę cię za to, jak spierdoliłaś moje życie! Że nie chciałaś go usunąć!
– To ciebie rodzice powinni usunąć – wypalam bez namysłu.
Nim mam jakąkolwiek możliwość, by zareagować, na moim policzku ląduje dłoń męża, a siła uderzenia jest tak mocna, że wpadam na kuchenne szafki.
– Jesteś bezwartościową suką! – Chwyta mnie mocno za włosy. – Gdybym wiedział, że ta znajomość tak się potoczy, nigdy bym na ciebie nie poleciał i nawet te twoje cycki i zgrabny tyłek nie przekonałyby mnie do tego, by się do ciebie zbliżyć – cedzi, po czym uderza mnie po raz kolejny, tym razem w drugi policzek.
– Zostaw mnie! – proszę, gdy z całej siły popycha mnie na podłogę.
Odruchowo zakrywam brzuch, ale nadaremnie, bo Bill w tym samym momencie serwuje mi mocnego kopniaka.
– Niech cię piekło pochłonie, Hannah! – warczy, łapiąc za butelkę, która jeszcze przed chwilą stała na stole. – Niech cię wszyscy diabli! – wrzeszczy, rzucając nią we mnie z całym impetem.
Bojąc się o swoje nienarodzone dziecko, nawet nie podnoszę rąk, by się bronić, w efekcie czego butelka trafia mnie prosto w głowę. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam, jest trzask zamykanych drzwi i potworny ból przeszywający moje ciało.ROZDZIAŁ 1
Aaron
– Nie wierzę, że dałeś się jej namówić – stwierdza mój brat, przyglądając mi się z rozbawieniem.
– Ktoś musiał się poświęcić, a tobie Willson ucięłaby jaja, gdybyś poszedł na tę kolację – wyznaję z kwaśnym grymasem. – Odbębnię to i będzie po sprawie.
– Och, nie bądź takim pesymistą. Może to jej swatanie skończy się waszym ślubem? – docieka, unosząc znacząco brwi.
– Taaa, bo mnie, tak jak tobie, odjęło rozum – burczę w odpowiedzi. – Choć w sumie jest jeszcze nadzieja, że Emily przejrzy na oczy i kopnie cię w dupę – dodaję z namysłem. – Tak, muszę z nią porozmawiać, by dobrze się nad tym wszystkim zastanowiła.
– Palant. – Gabriel mamrocze pod nosem. – Skoro przyjęła moje oświadczyny, to znaczy, że chce tego ślubu – oponuje.
– Przyjęła oświadczyny?! – prycham z rozbawieniem. – Przecież sam mówiłeś, że nawet nie zapytałeś, tylko założyłeś na jej palec ten cholerny pierścionek – przypominam.
– Nie, nie, nie – protestuje. – Najpierw ją zapytałem, a gdy wspomniała o tej przeklętej mannie z nieba, straciłem nerwy – wyjaśnia. – A skoro spełniłem te wszystkie śmieszne żądania, to później jej zgoda już nie była potrzebna. Umowa to umowa, a ja się ze swojej części wywiązałem – oświadcza z dumą w głosie.
– Kurwa, stary, czasami się zastanawiam, co ona w tobie widzi – wyznaję ze śmiechem. – Nieważne. Muszę już lecieć albo się spóźnię.
– No tak, najważniejsze jest pierwsze wrażenie – stwierdza z porozumiewawczym uśmiechem, po czym rusza ze mną do wyjścia z mojego mieszkania. – Pamiętasz o tym, że obiecałeś zostać jutro z Liamem? – dopytuje, gdy wchodzimy do windy.
– Tak, spokojnie, możesz iść ze swoją królową na randkę – informuję, przewracając teatralnie oczami. – Towarzystwo młodego jest akurat jedną z najlepszych rzeczy, jaka się pojawiła ostatnio w moim życiu – przyznaję szczerze.
– On też cię lubi – wyznaje mój brat, szczerząc się jak głupi do sera.
Moje serducho mimowolnie rośnie na te słowa. Pokochałem bratanka od pierwszego wejrzenia i robię wszystko, by dzieciak ubóstwiał mnie równie mocno.
– A zatem przyjemnego wieczoru w towarzystwie wnuczki pani McConnor – woła ze śmiechem na pożegnanie Gabe, gdy na ulicy każdy z nas zmierza do swojego samochodu.
– Tylko się nie zesraj od tej radości – mamroczę pod nosem, wsiadając do czekającej na mnie taksówki.
Dobra, nie chciałem i nadal nie chcę iść na tę kolację, ale słowo się rzekło. Po tym, jak sąsiadka mojego brata uratowała nas z więzów po ataku Jamesa, obiecałem sobie, że spełnię jedno jej życzenie. To przeze mnie doszło wtedy do tamtego bałaganu, ponieważ to ja namówiłem Em do zaszantażowania Cam, zatem nic dziwnego, że postanowiłem się w ten sposób odwdzięczyć starszej lekarce. Szkopuł w tym, że gdy wyskoczyłem do kobiety ze swoją ofertą dobrej wróżki, liczyłem na zupełnie inną zachciankę. Czegoś na wzór prezentu dla niej samej, ewentualnie przelewu na cel charytatywny czy nawet kolacji w jej towarzystwie, a nie tego, że umówi mnie ze swoją wnuczką. Na dodatek spryciula osobiście zarezerwowała stolik w wybranej przez siebie restauracji, ustalając w ten sposób, że to będzie randka w ciemno.
Im człowiek starszy, tym większe głupoty mu w głowie.
***
– Rezerwacja na nazwisko McConnor – oznajmiam przy wejściu do ekskluzywnej restauracji.
Młody mężczyzna za kontuarem zerka w komputer, a następnie potakuje głową.
– Stolik dla dwojga, tak? – upewnia się i teraz to ja przytakuję. – Tak, zaprowadzę pana.
– Mojej towarzyszki jeszcze nie ma? – upewniam się, ruszając za pracownikiem lokalu.
– Nie, ale spokojnie, przyprowadzę ją do pana, gdy tylko dotrze – zapewnia z lekkim uśmiechem. – Podać panu coś do picia?
– Nie, poczekam.
Poczekam piętnaście minut, a jeśli nie dotrze, zawinę się do domu. Tak, to jest plan.
Korzystam z tego, że chłopak odszedł, i zerkam najpierw na zegarek, a następnie rozglądam się po restauracji. Przyjemny, wręcz intymny klimat daje poczucie prywatności. Stoliki są oddzielone od siebie w taki sposób, by nikt nie czuł się obserwowany przez pozostałych. Jednym słowem miejsce idealne na randkę.
Ciekawe, czy i afrodyzjaki mają w karcie.
– Przepraszam za spóźnienie. – Z rozmyślań wyrywa mnie cichy, ciepły głos. – Taksówka utknęła w korku.
Przenoszę wzrok na kobietę. Atrakcyjną, trzeba zaznaczyć, kobietę. Ubrana jest w dopasowaną czarną sukienkę kończącą się przed kolanem, a całość uzupełniają wysokie szpilki i podkręcone blond włosy sięgające jej do ramion.
Okej, mimowolnie ślinka napływa mi do ust.
– Ty zapewne jesteś Isabella – oznajmiam, wstając z miejsca. – Jestem Aaron.
– Tak, miło mi cię poznać.
Kobieta wyciąga do mnie dłoń na powitanie, więc przyjmuję ją, delektując się dotykiem jej delikatnej skóry. Po chwili wskazuję jej miejsce, a gdy tylko siada, sam wracam na swoje krzesło.
– Chciałam cię przeprosić za moją babcię – szepcze na wstępie, a jej policzki pąsowieją. – Nie wiem, co strzeliło tej wariatce do głowy. Próbowałam ją odwieść od tego głupiego pomysłu, ale nie chciała mnie słuchać… – Dziewczyna podnosi na mnie przepraszający wzrok. – Dziękuję jednak, że nie odmówiłeś jej wprost i zgodziłeś się na ten cyrk.
Uśmiecham się pokrzepiająco, choć w duchu cieszę się, że laska po tej jednej kolacji nie spodziewa się pierścionka i ślubu.
– Mam zatem pomysł – kontynuuje, a ja zamieniam się w słuch. – Dla świętego spokoju zjedzmy tę kolację, tym bardziej że podobno rachunek został uregulowany z góry, a potem każde z nas wróci do siebie do domu. Jutro za to powiem babci, że jej kandydat na mojego męża nie przypadł mi do gustu, co ty na to?
Uśmiecham się, lubiąc tok rozumowania tej kobiety.
– Umowa stoi, panno… – Urywam, uświadamiając sobie, że nie znam jej nazwiska.
– Isa. Po prostu Isa – podpowiada. – Nazwiska też sobie darujmy – sugeruje, puszczając do mnie oczko.
– Aż tak? – rzucam z prawdziwym rozbawieniem.
– No wiesz, jeszcze zechciałbyś mnie potem stalkować w internecie… – podsuwa z figlarnym uśmiechem, a mój humor się jedynie poprawia.
– A więc dobrze, Iso. Zgadzam się na twoją propozycję.
Przy naszym stoliku pojawia się kelner z kartami dań, więc urywamy tę dość nietypową wymianę zdań.
Wygląda na to, że ten wieczór nie będzie tak zły, jak zakładałem.
***
Kopniakiem zamykam drzwi swojego apartamentu, nie odklejając ust od towarzyszącej mi blond piękności. O dziwo, kolacja minęła nam na tyle przyjemnie i swobodnie, że postanowiliśmy ją dokończyć w moim mieszkaniu. A konkretniej w łóżku.
– Boże, to takie nie w moim stylu – mamrocze kobieta, gdy przesuwam usta na jej cudowny dekolt. – Ja nigdy nie chodzę do łóżka z ledwo poznanymi facetami – zarzeka się.
– Czuję się więc zaszczycony – stwierdzam, rozpinając jej sukienkę. – A teraz skończ tyle gadać, bo to mnie nie zniechęci – dodaję, sunąc językiem między jej piersiami.
– To nawet lepiej, bo chyba bym spłonęła żywcem, gdybyś zostawił mnie w takim stanie – wyznaje, sięgając dłonią do mojego rozporka.
Już po sekundzie pada przede mną na kolana, a ja obserwuję, jak rozpina moje spodnie i chwyta w dłoń prężącą się w swojej chwale męskość. Następnie, nie zrywając ze mną kontaktu wzrokowego, wsuwa mnie sobie do ust, a uczucie to jest tak obezwładniające, że zapieram się plecami o ścianę za sobą.
– Kurwa… – wzdycham pod nosem, delektując się jej ciepłem i umiejętnościami.
***
– Mam nadzieję, że mnie tak nie zostawisz – mruczy seksownie jakiś czas później, ocierając resztki mojej spermy z kącików ust.
– Żartujesz? – prycham, podciągając ją na nogi. – Zabawa dopiero się zaczyna – uprzedzam niskim głosem, po czym ciągnę ją do sypialni.
– Taki niecierpliwy? – wytyka ze śmiechem, gdy już w progu zrywam z niej sukienkę.
– W końcu to czas na mój rewanż – przypominam, lustrując jej boskie ciało odziane jedynie w skąpą bieliznę i szpilki. – I uwierz mi, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, byś zapamiętała tę noc na długo.ROZDZIAŁ 2
Ana
– O, ty już w domu? – dochodzi do mnie znajomy głos, więc odwracam się w stronę, z której dobiega.
– Tak, a co cię tak dziwi? – pytam, posyłając przyjaciółce rozbawione spojrzenie.
Isa wzrusza beztrosko ramionami, po czym siada tuż obok mnie na kanapie, a ja zamykam klapę laptopa i skupiam na niej całą swoją uwagę.
– Po prostu zauważyłam, że ostatnio spędzasz w pracy coraz więcej godzin – oznajmia cicho. – Co tam przeglądasz? – dopytuje, kiwając głową na komputer na moich nogach.
– Potrzebny mi nowy samochód, bo ten niedługo wyda ostatnie tchnienie – oznajmiam z kwaśnym grymasem. – Dzisiaj znowu padł mi akumulator. Jak tak dalej pójdzie, będę musiała zaprzyjaźnić się z rowerem – dodaję z głośnym westchnieniem.
– Jedź jutro moim – proponuje, podając mi kluczyki do swojego mercedesa. – Ja zadzwonię do Sama, żeby zgarnął mnie po drodze.
– Isa, nie musisz…
– Ale chcę – przerywa mi z szerokim uśmiechem. – Pozwoliłaś mi tu mieszkać bez konieczności płacenia czynszu, więc chociaż w taki sposób ci się odwdzięczę – oznajmia, opierając głowę na moim ramieniu. – Poza tym babcia znowu mnie męczy tymi śmiesznymi randkami i pomyślałam…
– Nie – ucinam, zanim dokończy zdanie. – Nawet nie próbuj.
– Ale…
– Kocham cię jak siostrę, ale co za dużo, to niezdrowo – przypominam, cmokając ją w czoło. – Może po prostu porozmawiaj szczerze z babunią? – sugeruję.
– Nie. Ona mnie wtedy znienawidzi – wyznaje, kręcąc głową.
– A skończ chrzanić. Staruszka jest cudowna i świata poza tobą nie widzi – wytykam, przewracając oczami.
– Ale jej plany matrymonialne…
– Po prostu z nią porozmawiaj – przerywam jej. – Postaw na szczerość.
Mój telefon na stoliku zaczyna pikać, przypominając mi o czekającym mnie spotkaniu.
– Mogę pożyczyć twoje auto? – upewniam się, ściskając w dłoni klucze do jej pojazdu.
– Nie, dałam ci je przed chwilą tylko po to, byś je sobie potrzymała – rzuca i teraz to ona przewraca oczami. – Dokąd pędzisz? – docieka, gdy ja wstaję z miejsca.
– Mam spotkanie w jednej z hurtowni. Chcesz się przejechać ze mną? – oferuję, wstając z kanapy.
– Nie dzisiaj, ale nie pogniewam się, jeśli w drodze powrotnej kupisz jakieś jedzonko na kolację. – Trzepocze znacząco rzęsami.
Mimowolnie prycham z rozbawieniem.
– Zobaczę, co da się zrobić.
***
Nie mijają dwie godziny, gdy wracam do mieszkania obładowana siatkami. Może i Isa sugerowała, bym kupiła coś gotowego, jednak nie mam ochoty słuchać później jej narzekań, że nie mieści się w swoje ubrania i po raz kolejny musi zrobić sobie tydzień głodówki.
– Już w domu? – pyta z zaskoczeniem, wychodząc ze swojej sypialni.
– Tak, musiałam tylko odebrać próbki materiałów dla klienta, z którym Jenkins ma spotkanie z samego rana.
– A czemu ten dupek sam tego nie zrobił, skoro to on ma to spotkanie? – burczy, odbierając ode mnie jedną z siatek.
– Bo to mój szef i się mną wysługuje – stwierdzam znudzonym tonem, gdyż ten temat jest w tym mieszkaniu wałkowany częściej niż ciasto na szarlotkę. – No i za to mi płaci.
– Ale marne pieniądze – zauważa z grymasem złości. – Daj się w końcu przekonać do powrotu na studia. Pomogę ci ze…
– Nie – wchodzę jej w słowo. – Nie stać mnie teraz na to. Gdy odłożę właściwą kwotę, to wtedy wrócimy do tego tematu, ale na razie zostanę przy obecnej posadzie – zastrzegam. – Umyj warzywa, zrobię pyszną sałatkę na kolację – oznajmiam, chcąc zmienić temat.
Przyjaciółka chwyta w dłonie sałatę i dwa pomidory, gdy w kuchni rozlega się dzwonek jej komórki.
– Nie odbierzesz? – pytam, spoglądając na nią z konsternacją.
– To babka – wyznaje z kwaśną miną. – Mówiłam, że próbuje mnie umówić na kolejną randkę. Nie rozumie, co mi się nie podobało w jej ostatnim kandydacie – dodaje, wbijając ostrze noża w drewnianą deskę.
– Isa, ukrywanie się nic nie da – mówię miękko. – Porozmawiaj z nią. Jeśli potrzebujesz mojego wsparcia…
– Potrzebuję, ale nie takiego, o jakim teraz myślisz – rzuca, zerkając na mnie sarnim wzrokiem.
Natychmiast wracam spojrzeniem do leżącego przede mną opakowania z mięsem.
– Weź chociaż wycisz ten telefon, skoro nie zamierzasz odbierać – odpowiadam, ignorując jej wcześniejsze słowa.
W tym samym momencie komórka przestaje dzwonić, a w kuchni zapada cisza.
– Ale Ana…
– Krój te warzywa albo nici z kolacji – nakazuję sucho.
Tyle wystarcza, by przyjaciółka porzuciła swoje głupie pomysły.
***
Jest już późny wieczór, a ja nadal ślęczę nad wizualizacją apartamentu w centrum miasta, którą mam przygotować na pojutrze dla jednego z klientów naszej firmy.
Oczywiście to nie tak, bym robiła ten projekt pod swoim nazwiskiem, co to to nie. Wszystkie peany i pochwały zgarnie mój szef, a ja nie będę mieć wypłaconych nawet nadgodzin, ale mówi się trudno. Najważniejsze, że po przeprowadzce z Miami udało mi się znaleźć tu jakąkolwiek pracę w tej branży. I choć w głębi serca gdzieś tam żałuję, że nie dokończyłam pierwotnego kierunku studiów, nie użalam się nad sobą. To, co robię teraz, daje mi ogromne poczucie frajdy, nawet jeśli to nie mnie oficjalnie chwalą i podziwiają za stworzone projekty.
Może kiedyś uda mi się wybić, albo co lepsze – otworzyć własne biuro.
Kręcę z rozbawieniem głową na tę myśl. Nie wiem, jaki cud musiałby się stać, bym odłożyła właściwą kwotę na otwarcie własnej działalności, a co więcej, na kolejne szkolenia i kursy z projektowania. Już teraz żyję z miesiąca na miesiąc. I choć mogłabym pobierać od Isabelli jakiś symboliczny czynsz, nie potrafię się do tego zmusić. Nie po tym, ile przyjaciółka dla mnie zrobiła. Już i tak mi głupio, że opłaca za nas dwie większą część rachunków, ale na tym polu nie potrafię jej przemówić do rozumu.
Walcząc z ciążącymi powiekami, nanoszę na projekt ostatnie poprawki, po czym zamykam laptopa i opieram głowę o blat niewielkiego stolika w rogu mojej sypialni. Zdaję sobie sprawę z tego, że jestem wykorzystywana przez swojego pracodawcę, ale tylko on chciał mnie przyjąć do pracy na podstawie ukończonych przeze mnie kursów. Choć początkowo byłam tylko dziewczyną od kawy i brudnej roboty, szybko udowodniłam, że potrafię więcej, dużo więcej. Tym sposobem zyskałam więcej obowiązków przy tak samo niskim wynagrodzeniu, ale wystarczy, że wytrzymam w tej firmie przynajmniej jeszcze trzy miesiące. Za dokładnie dwanaście tygodni minie rok, odkąd pracuję w J&J, a także skończy się okres mojej umowy. Nie, żeby ktoś w firmie o tym pamiętał, a ja nie mam zamiaru nikomu przypominać. Po tym czasie wezmę swoje papiery z działu kadr, a następnie z czystym sumieniem wpiszę w swoje CV doświadczenie i wiedzę wyniesioną z tej firmy, a także zacznę poszukiwania nowej posady, i to takiej, gdzie mnie docenią.
Zwlekam dupę z krzesła, kładę się na łóżku i zerkam na telefon, by upewnić się, czy mam nastawiony budzik, a moim oczom ukazuje się wiadomość od Isabelli.
Isa: Oszaleję z moją babką! Jutro wieczorem idziemy na imprezę! Obowiązkowo! Muszę się odstresować, a Ty nie próbuj szukać wymówki!
Przewracam oczami, a następnie zerkam na godzinę wysłania wiadomości. Ostatecznie odkładam telefon na nocną szafkę i przykrywam się szczelniej kołdrą. Błazenady swojej współlokatorki zostawię sobie na jutro. Teraz muszę po prostu odpocząć.