Nieważne, kim jesteś - ebook
Nieważne, kim jesteś - ebook
Do szpitala, w którym pracuje Sofie MacKenzie, zostaje przywieziony ciężko ranny mężczyzna. Po kilku dniach odzyskuje przytomność, lecz nie pamięta, kim jest. Sofie jest pod wrażeniem jego męskiej urody. Chętnie się zgadza, by na czas rehabilitacji zamieszkał u niej w pensjonacie. Nie podejrzewa nawet, że gości milionera – Achillesa Lykaiosa, właściciela dużej firmy. Gdy Achilles odzyskuje pamięć, proponuje Sofie, by rzuciła wszystko i wyjechała z nim do Londynu…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-9511-6 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nadal tu był! Serce Sofie MacKenzie zabiło szybciej, gdy przekroczyła próg małej prywatnej sali, zanim jeszcze podjęła świadomą decyzję, że wejdzie do środka. Wiedziała, że nie powinno jej tu być. Nie była pielęgniarką ani lekarzem. Sprzątała i pracowała w stołówce. Leżący w tej sali mężczyzna na pewno nie mógł zjeść obiadu. Był nieprzytomny od kilku dni, kiedy to przywieziono go do niewielkiego szpitala na wyspie. Znaleziono go na skalnej półce na Ben Kincraig, słynnym wzniesieniu Gallinvach, ulubionym miejscu do wspinaczki ludzi z całego świata. Nie pochodził z okolicy i nie miał przy sobie żadnych dokumentów. Tajemniczy wspinacz nie odniósł żadnych obrażeń, oprócz niewielkiego guza, ale nie odzyskiwał przytomności.
Sofie stanęła przy łóżku. Mężczyzna miał nagi tors i podłączony był do kroplówki oraz monitora, który wydawał miarowe, dające nadzieję dźwięki. Dlaczego się nim przejmowała? Nie znała go przecież. Ale zdany był na obcych, nie miał tu żadnych bliskich, nikogo, kto by go kochał. Poruszyło ją to i czuła z nim rodzaj pokrewieństwa, choć urodziła się na wyspie i spędziła tu całe życie. Jej rodzice niedawno zmarli, pozostawiając ją zupełnie samą. Miała oczywiście przyjaciół, ale nic nie było w stanie zapełnić tej pustki w jej sercu. Dlatego od kilku dni po zakończeniu swojej zmiany przychodziła tutaj i siedziała w milczeniu przy łóżku nieprzytomnego mężczyzny bez imienia. Miała nadzieję, że czuł, że ktoś przejmuje się jego losem. Choć w głębi duszy uwierało ją sumienie – jej zainteresowanie wykraczało poza zwykłą empatię. Nigdy wcześniej nie widziała tak pięknego mężczyzny. Gdy go zobaczyła, jej zamrożone ciało zaczęło topnieć i ze zdumieniem obserwowała, jak jej zmysły budzą się do życia – pierwszy raz w jej dwudziestotrzyletnim życiu.
Wiedziała, że ludzie na wyspie nazywają ją żartobliwie „siostrą Sofie”, bo żyła jak zakonnica. Dopóki żyli rodzice, opiekowała się nimi, bo od zawsze cierpieli na różne schorzenia, przez co nigdy nigdzie nie wyjeżdżali. Największą ich wyprawą były wakacje letnie w północnej Francji, gdy była nastolatką. A gdy jej znajomi świętowali zakończenie liceum na tropikalnych wyspach, ona opiekowała się umierającym ojcem. Nie czuła się jednak pokrzywdzona, była to winna rodzicom, byli jej jedyną rodziną. Teraz otrząsnęła się już z żałoby i może dlatego nieznajomy wspinacz wzbudził w niej tłumione dotąd tęsknoty? Miał rosłe, umięśnione ciało sportowca bez grama tłuszczu i czarne gęste włosy, które wyglądały na dawno niepodcinane. Ciekawa była koloru jego głęboko osadzonych oczu… Wyobrażała sobie, że są ciemne, jak jego czarne włosy, brwi i śniada skóra. Na myśl o tym, że mógłby je teraz otworzyć i na nią spojrzeć, przeszył ją dreszcz. Miał piękny orli nos, a jego mocny, kwadratowy podbródek ocieniał kilkudniowy zarost. A jego usta… Serce Sofie znowu zabiło mocniej. Miał pełne i zmysłowe usta, prawie za piękne, jak na mężczyznę. Wyglądały jak prowokacja – były grzeszne, kuszące…
Sofie odwróciła wzrok. Zauważyła tatuaż na lewym ramieniu, nie ważyła się zbliżyć bardziej, ale przypominał jakieś wpisane w koło dzikie zwierzę, wyjącego wilka? Nie mogła się powstrzymać, ześlizgnęła się wzrokiem na umięśnioną klatkę piersiową usianą czarnym zarostem schodzącym linią w dół wyrzeźbionego brzucha i znikającym pod kołdrą. Sofie poczerwieniała i odwróciła głowę. Była zszokowana swoim zachowaniem. Podeszła do szafki i zaczęła porządkować prawie pusty blat, by jakoś usprawiedliwić przed sobą samą swoją obecność w sali obcego mężczyzny. Odkąd pojawił się w szpitalu, Sofie opuścił jej zwykły rozsądek. Rozszalała się w niej hormonalna burza. Zresztą inne kobiety pracujące w szpitalu też zdradzały niezdrową fascynację upadłym czarnym aniołem. Tylko że ona miała niebezpieczne wrażenie, że łączy ich coś wyjątkowego. Jakby tylko ona rozumiała, jak samotny musiał być. Co zakrawało na szaleństwo, bo nieprzytomny pacjent na pewno nie zdawał sobie sprawy ze swojej samotności. A kiedy odzyska przytomność, od razu zadzwoni do swoich bliskich, zostawiając Sofie z jej idiotycznymi mrzonkami.
Może czuła z nim więź, bo nie był stąd? Wydawał się przybyszem z równoległej rzeczywistości, który pojawił się, by porwać ją ze sobą do lepszego świata… Sofie nie mogła uwierzyć we własną głupotę. Chyba postradałam rozum, pomyślała! Powinna już iść, ale zawahała się. Nieznajomy wyglądał tak spokojnie, mimo to wyczuwała w nim uśpioną dziką energię, która czekała tylko, by ją obudzić. Sofie przeszył dreszcz. Zerknęła ponownie na zmysłowe usta. Były idealne. Korciło ją, by ich dotknąć. Czy były ciepłe? Jędrne?
Taka kobieta jak ona, czyli wyjątkowo zwyczajna, nigdy więcej nie znajdzie się tak blisko równie oszałamiającego mężczyzny. Jej ciało pulsowało, ogarnęła ją nagła, nieodparta chęć, by posmakować tych ust. Zanim rozum zdołał ją powstrzymać, pochyliła się, zamknęła oczy i przywarła wargami do ciepłych, jędrnych ust. Były takie, jak sobie wyobrażała, a nawet lepsze. Czuła, jak krąży w nich gorąca krew, jakby tylko czekał, by go obudziła pocałunkiem…
Przerażona, odskoczyła od łóżka – przekroczyła właśnie wszystkie możliwe granice, osobiste i profesjonalne. Rozejrzała się wokół, jakby wybudziła się z transu. Musiała natychmiast wyjść i zapomnieć o tajemniczym nieznajomym. Na szczęście przez następne dwa dni miała wolne.
Odwracała się już do wyjścia, gdy poczuła mocny uścisk dłoni na nadgarstku. Zamarła. Ma zielone, nie czarne oczy, pomyślała, gdy na niego spojrzała. Mężczyzna otworzył usta i powiedział coś w obcym języku, którego nawet nie rozpoznała. Miał głęboki, miękki głos… Chyba mam halucynacje, przemknęło jej przez myśl. Wzięła głęboki oddech i spróbowała się skupić.
– Przepraszam, nie rozumiem, co pan powiedział.
Mężczyzna zmarszczył brwi. Przytomny, był jeszcze bardziej niesamowity. Zmrużył oczy, przyjrzał jej się uważniej i przemówił wyraźną angielszczyzną:
– Gdzie ja, do diabła, jestem?
Sofie nieświadomie dotknęła swojego nadgarstka. Nadal czuła dotyk długich palców mężczyzny, który złapał ją za rękę dwa dni temu. Potem jeszcze przez długi czas czuła mrowienie w tym miejscu. Długo po tym, jak zadzwoniła po lekarza i pielęgniarki, którzy przybiegli zaaferowani. Zanim ktokolwiek zdążył zacząć zadawać jej pytania, wyślizgnęła się pospiesznie z sali.
Czy obudziła go zakazanym pocałunkiem? Czy naprawdę to zrobiła? Sofie pokręciła z niedowierzaniem głową. Szaleństwo! Zapięła bluzkę od uniformu pod samą szyję i westchnęła na widok swojego odbicia w lustrze. Wyglądała blado, a jej czarne włosy tylko podkreślały brak opalenizny, na którą w Szkocji nie mogła liczyć nawet w środku lata. Nigdy w życiu nie spędziła ani jednego dnia w gorącym kraju, znała je jedynie z filmów. Bluzka opinała mocno jej biust, próbowała ją poprawić, ale bez skutku. Gdyby była wysoka, krągłe kształty mogłyby się stać jej atutem, ale przy stu sześćdziesięciu centymetrach wzrostu obfity biust i szerokie biodra przysparzały jej jedynie zmartwień. Zamknęła drzwi szafki, starając się nie myśleć o nim. Co nie było łatwe, bo cały szpital aż huczał od plotek o tajemniczym nieznajomym, który rzekomo stracił pamięć. Nie miał pojęcia, kim jest. Nie zgłoszono jego zaginięcia, nikt go nie szukał. Oprócz amnezji i guza na głowie nic mu się nie stało, był w świetnej kondycji. Sofie zarumieniła się na myśl o jego zdrowym, wysportowanym ciele. Drzwi do szatni otworzyły się gwałtownie i do środka wpadła pielęgniarka, przyjaciółka Sofie, Claire.
– Sofie, trzeba posprzątać w sali jednoosobowej, ktoś wylał wodę z wazonu.
Sofie przełknęła ślinę.
– W tej sali, gdzie leży ten pacjent…?
Claire wzniosła oczy do nieba.
– Mamy tylko jedną salę jednoosobową.
– On tam nadal leży?
– Leży. Co się z tobą dzieje? – Przyjaciółka spojrzała na nią czujnie.
Sofie z całych sił starała się nie ulec panice.
– Nic, nic – odpowiedziała pospiesznie. – Już idę. – Zabrała ze sobą kilka rzeczy i wyszła. Kiedy doszła do drzwi sali, zawahała się. Ze środka dobiegały podniesione głosy. Po chwili drzwi otworzyły się na oścież i oczom Sofie ukazała się zaaferowana siostra przełożona.
– Sofie! – zawołała starsza kobieta. – Świetnie, że jesteś. Posprzątaj ten bałagan, zanim ktoś się poślizgnie i skręci nogę.
Sofie miała ochotę odwrócić się i uciec. Lekarz i dyrektor szpitala stali pomiędzy nią a łóżkiem, zasłaniając pacjenta. Rozmawiali przyciszonym głosem. W pewnej chwili jeden z nich przesunął się i Sofie zobaczyła tajemniczego mężczyznę. Siedział na łóżku, a jego imponujący tors okrywała szpitalna piżama. Był całkowicie przytomny. Sofie zaparło dech w piersi. Mężczyzna wpatrywał się w nią niesamowitymi zielonymi oczyma. I te usta… Teraz zaciśnięte mocno tworzyły cienką linię niezadowolenia. Pamiętała ich dotyk na swoich wargach…
– Sofie?
Sofie zamrugała gwałtownie i zorientowała się, że dyrektor i lekarz przyglądają jej się.
– Stłuczony wazon leży po drugiej stronie łóżka – poinformowała ją surowo siostra przełożona.
Sofie oblała się rumieńcem i pospiesznie zabrała się do pracy.
Ciemnowłosa kobieta, która pojawiła się w sali, wyglądała znajomo, a ponieważ wszystko inne wydawało mu się obce, wzbudziła jego zainteresowanie. Przebiła się przez mgłę spowijającą jego świadomość jak promień jasnego światła. Nieprzyjemne, frustrujące uczucie zagubienia ustąpiło na chwilę. Przyglądał jej się więc, zamiast słuchać mówiących coś bezustannie lekarzy. Wolałby, żeby podeszła bliżej, ale ona skuliła się i ostrożnie zbierała szkło z podłogi. Zauważył tylko, że jej bluzka opina bujne kształty. Kiedy wyprostowała się ponownie, mógł w końcu podziwiać jej apetyczną sylwetkę miniaturowej bogini z bujnym biustem, krągłymi biodrami i wąską talią. Miała czarne, skromnie związane włosy i bardzo jasną karnację, a oczy ogromne, w niezwykłym kolorze fiołków.
Czy spotkali się już wcześniej? Dlaczego wydawała mu się znajoma? Natychmiast rozbolała go głowa, gdy tak próbował sobie cokolwiek przypomnieć. Kobieta unikała jego wzroku, pracowała pilnie z pochyloną głową. Ogarnęła go irytacja. Dlaczego go unikała? Zazwyczaj kobiety nie kryły się przed jego spojrzeniem. Policzki kobiety pokrywał rumieniec, co, ku jego zdumieniu, zelektryzowało go. Poczuł, że krew krąży szybciej w jego żyłach. Dopiero gdy lekarz chrząknął znacząco, musiał wrócić myślami i wzrokiem do trójki ludzi, którzy przyprawiali go o ból głowy niekończącymi się pytaniami.
– Nie ma powodu, byśmy tu pana dłużej trzymali, ale oczywiście nie możemy pana wystawić za drzwi, skoro nie ma pan dokąd pójść i nie pamięta nawet, jak się nazywa – poinformował go lekarz.
– Wszystkie hotele i kwatery są w sezonie letnim zajęte – dodał dyrektor.
– Niestety mnie odwiedza niedługo matka, nie mam wolnego pokoju – wtrąciła szybko siostra przełożona.
– A może Simmondowie? Oni mają duży dom…
– Wyjechali do rodziny i wynajęli cały dom letnikom.
Mężczyzna nie potrafił powstrzymać narastającej frustracji. Uniósł dłoń, by ich uciszyć. Spojrzał na młodą kobietę zgarniającą mopem wodę z podłogi. Jej długi kucyk opadał lśniącą, jedwabistą wstęgą na ramię i prawie dotykał jednej z pełnych piersi. Wskazał ją palcem i oświadczył.
– Zatrzymam się u niej.
W sali zapadła cisza. Wszyscy, łącznie ze sprzątaczką, zamarli. Dziewczyna podniosła w końcu głowę i spojrzała na niego fiołkowymi oczyma. I wtedy przypomniał sobie.
– Byłaś w sali, gdy odzyskałem przytomność. To byłaś ty.
Jej policzki poczerwieniały jeszcze bardziej. Fascynująca reakcja, pomyślał.
– Ja… Tak, byłam tu wtedy. Wezwałam lekarza.
Miał wrażenie, że coś mu umykało, pamiętał dotyk jej skóry pod swoimi palcami – chłodnej i gładkiej. Ale nic więcej. Ktoś chrząknął ponownie.
– Obawiam się, że zatrzymanie się pana u Sofie byłoby nieodpowiednie – zauważyła z nieskrywaną dezaprobatą pielęgniarka.
Sofie. To imię pasowało do niej, było miękkie i kobiece jak jej ciało. Choć jej intensywne spojrzenie zdradzało siłę charakteru ukrytą za głębokim błękitem. Zacisnął zęby. Była szalenie intrygująca. I ekscytująca. Nie mógł od niej oderwać wzroku. Zignorował przełożoną i zwrócił się wprost do Sofie.
– Mogę się u ciebie zatrzymać?
Zaskoczona, zamrugała gwałtownie. Zauważył, że miała długie, gęste rzęsy bez śladu makijażu. Na jej twarzy odbijały się wszystkie, nawet przelotne emocje. Musiał bardzo nad sobą panować, by jego podniecenie nie stało się widoczne. Zazwyczaj nie reagował tak gwałtownie na widok kobiety, zwłaszcza w miejscu publicznym. Sofie spojrzała na swoich przełożonych i przygryzła wargę.
– Czemu nie? – odpowiedziała, nie patrząc na niego.
Miała niski i melodyjny głos. Bardzo przyjemny. Łechtał jego zmysły. Siostra przełożona nie poddawała się jednak.
– Sofie, naprawdę nie musisz się czuć zobowiązana. To wyjątkowa sytuacja.
Sofie wzruszyła ramionami.
– Mieszkam sama od śmierci mamy i mam wolne pokoje. Nie ma problemu.
– Naprawdę zgodziłabyś się? – zapytał doktor. – Możemy zorganizować wizyty pielęgniarki środowiskowej. A ty dostałabyś oczywiście urlop na ten czas.
– Płatny urlop? – upewnił się mężczyzna. Zaskoczyło go, że czuje potrzebę zaopiekowania się Sofie. Miał także wrażenie, że przejmowanie kontroli nad sytuacją przychodziło mu naturalnie.
– Oczywiście. – W głosie dyrektora wyczuł ulgę. – Sofie wyświadcza nam wszystkim przysługę. Musimy przede wszystkim ustalić pana tożsamość, panie…
Nagle do głowy przyszło mu imię. Nie sądził, żeby to on się tak nazywał, wywoływało w nim niepokój. Mimo to postanowił go użyć.
– Darius, możecie się do mnie zwracać tym imieniem.
W sali zapadła cisza. Przerwała ją Sofie, zwracając się do lekarza.
– Kiedy odzyska pamięć?
– Trudno powiedzieć. W przypadku utraty pamięci spowodowanej traumą nie ma zasad. Wspomnienia mogą wracać stopniowo przez długi czas albo nagle, w jednej chwili.
Mężczyzna spojrzał na Sofie i zauważył niepokój na jej twarzy. Nie próbowała nawet ukrywać swoich emocji, co szalenie go intrygowało. Dopiero po chwili rozpoznał w jej spojrzeniu współczucie. Nawet litość. Już miał się żachnąć i powiedzieć jej, że zmienił zdanie, gdy powiedziała zdecydowanie:
– Okej, w porządku, może się u mnie zatrzymać.
– Zwariowałaś, Sofie? A co jeśli on jest seryjnym mordercą?!
Sofie wzniosła oczy do nieba, słysząc bzdury wygadywane przez przyjaciółkę. Przebrała się w dżinsy i koszulkę z długim rękawem, wzięła torbę i bez zerkania w lustro ruszyła ku drzwiom. Wiedziała, jak wygląda: bez szału…
– Wątpię, Claire. Zresztą mieszkasz na tej samej ulicy, w razie czego zacznę krzyczeć. Na pewno mnie usłyszysz i przybiegniesz na pomoc.
Claire nie wyglądała na uspokojoną.
– Będę do ciebie zaglądać codziennie po pracy, żeby mieć na ciebie oko.
– To on spadł w przepaść, nie ja. Na niego trzeba mieć oko.
Claire machnęła ręką.
– Wiem, przełożona przydzieliła mi już to zadanie. Mnie jednak bardziej obchodzisz ty niż on. Jesteś pewna, że nie dajesz się wykorzystywać?
Sofie przypomniała sobie przyjemny dreszcz, który ją zelektryzował, gdy Darius oświadczył, że zamieszka u niej. Kiedy jednak przypomniał sobie, że była w sali, gdy odzyskał przytomność, panika chwyciła ją za gardło. Czy pamiętał, że go pocałowała, tylko tego nie powiedział? Czy dlatego chciał się u niej zatrzymać? Wydawało mu się, że chętnie zaoferuje mu dodatkowe… atrakcje?
– Nie wie, kim jest. Na pewno ma rodzinę, przyjaciół, którzy się o niego martwią.
Może ma żonę? Dzieci? Kochankę? Może gdzieś czeka na niego nieziemska piękność? Sofie postanowiła o tym nie myśleć. Claire prychnęła.
– Poszedł się wspinać w pojedynkę. Jeśli ma rodzinę, to jakoś słabo go szukają.
Sofie zrobiło się jeszcze bardziej żal pięknego nieznajomego.
– Masz za miękkie serce, Sofie – zawyrokowała przyjaciółka. – Kiedyś wpakujesz się przez to w tarapaty.
„Tarapaty”. Sofie poczuła niebezpieczne łaskotanie w podbrzuszu, obcy jej przypływ lekkomyślnej frywolności. Nie była typem kobiety, która pakuje się w tarapaty, a jednak zaprosiła do swego domu obcego mężczyznę. Oszałamiająco przystojnego mężczyznę.
– Obiecaj, że do mnie zadzwonisz, jeśli on zacznie się dziwnie zachowywać.
– Oczywiście. Na pewno w ciągu kilku dni odzyska pamięć i okaże się jednym z bankierów z londyńskiego City.
Wielu takich pojawiało się u nich każdego roku. Wspinali się po górach w poszukiwaniu sensu życia.
– Jeśli ten facet jest bankierem, to mój Graham występował w Magic Mike’u. – Claire przewróciła oczami.
Sofie przypomniała sobie męża Claire i z trudem powstrzymała się przed parsknięciem śmiechem. Miał spory brzuszek i przerzedzające się włosy i w niczym nie przypominał profesjonalnego striptizera. Ale stanowili z Claire cudowną, kochającą się parę. Sofie westchnęła w duchu. Miała nadzieję, że i ona kiedyś spotka miłość swojego życia. Czy dlatego zgodziła się przyjąć pod swój dach obcego mężczyznę? Żeby zmienić coś w życiu? Do szatni zajrzała przełożona i przerwała rozmyślania Sofie.
– Sofie, pan Darius jest gotowy.
Serce Sofie zabiło żywiej. A co, jeśli Claire słusznie się o nią martwiła?
– Jesteś pewna, że tego chcesz? Jeśli zmieniłaś zdanie, wymyślimy coś innego, nie przejmuj się. Mogę kazać dzieciakom spać na sofie w salonie i oddać mu ich pokój… – Claire zaglądała przyjaciółce z troską głęboko w oczy.
Sofie przestała trząść się ze strachu i nagle nabrała pewności, że nie pozwoli, by nieznajomy znikł z jej życia już teraz. Zdumiona siłą swoich uczuć, potrząsnęła głową.
– Nie, wszystko będzie dobrze. – Uśmiechnęła się z trudem. Wychodząc z szatni, pocieszała się, że mężczyzna zapewne szybko odzyska pamięć. Zniknie z jej życia szybciej, niż się spodziewała, bo jedno było pewne: nie pasował do jej świata.
Darius z każdą chwilą przekonywał się, że nie powinien się tutaj w ogóle znaleźć. A jednak, z jakiegoś niewyobrażalnego powodu wspinał się na tutejszy szczyt, spadł w przepaść, a teraz stał na parkingu przed szpitalem. Zwrócono mu jego ubranie, uprane i wysuszone – lekkie sportowe spodnie, koszulkę termiczną z długim rękawem, kamizelkę z polaru, kurtkę przeciwdeszczową i buty trekkingowe. Nie rozpoznawał ich, wyglądały na nowe, co oznaczało, że nie był doświadczonym wspinaczem. Poderwał głowę, gdy nagle zahamował przed nim mały niebieski samochód. Otworzył drzwi i zajrzał do środka. Sofie naprawdę miała niesamowite fiołkowe oczy…
– Wsiadaj, śmiało – zachęciła go.
– Chyba się nie zmieszczę – bąknął. Był pewien, że nigdy w życiu nie widział z bliska tak małego samochodu.
– Mój tata był prawie twojego wzrostu i dawał radę.
Niepewnie, powoli Darius skulił się i wcisnął na siedzenie pasażera. Zmieścił się, ledwie. Z kolanami pod brodą i głową przy suficie zamknął drzwi. Siedzieli w milczeniu, patrząc na siebie nawzajem. Czuł w nozdrzach czysty i niewinny zapach Sofie. Była jak powiew świeżego powietrza.
– Dlaczego nie ruszamy? – zapytał.
– Musisz zapiąć pasy.
Mógł oczywiście zauważyć głośno, że ściśnięty jak sardynka w puszce na pewno nie wypadnie podczas gwałtownego hamowania przez przednią szybę, bo jest zaklinowany. Ale sięgną po prostu po pas i po chwili szarpaniny zdołał go zapiąć.
Sofie uśmiechnęła się i ruszyła tak ostro, że samochód podskoczył, silnik zakrztusił się i zgasł. Sofie mruknęła coś pod nosem i pospiesznie ponownie nacisnęła na gaz. Zaaferowana, nawet nie zauważyła pasm włosów, które wymknęły się z kucyka i opadały jej na twarz. Musiał powstrzymać odruch, by nie zatknąć ich jej za uchem. Ciekawe jakie były w dotyku? Krew w jego żyłach zgęstniała. Musiał zacisnąć zęby i odwrócić głowę. Nie powinna mu się podobać, ale nie potrafił się opanować.
Jechali przez malowniczą wioskę, a Sofie co jakiś czas wskazywała mu mijane miejsca i opowiadała o nich. Nie starał się nawet skupić, zamiast tego rozkoszował się dźwiękiem jej kojącego głosu. Okolica, z bezkresnym niebem i małymi skupiskami niewielkich domków, wydała mu się całkiem przyjemna. Miał wrażenie, że nie przywykł do takich krajobrazów. Wyjechali na drogę biegnącą wzdłuż wybrzeża, z morzem po jednej stronie i górami po drugiej. Sofie wskazała szczyt w oddali.
– To Ben Kincraig, tam cię znaleziono.
Darius spojrzał na imponująco wysoką górę i nic nie poczuł. Nie miał pojęcia, dlaczego chciał się wspiąć na ten szczyt.
– Daleko zaszedłem?
– Podobno już schodziłeś ze szczytu.
Darius mruknął z zadowoleniem. Przynajmniej to mu się udało. Sofie zerknęła na niego, a gdy ją na tym przyłapał, zarumieniła się rozkosznie. Naprawdę była prześliczna. Niewielki prosty nos, wyraźne kości policzkowe, pulchne usta i cała reszta… Jego wzrok ześlizgnął się w dół. Pas bezpieczeństwa wpijał się pomiędzy piersi… Dłonie ściskające kierownicę były drobne i delikatne. Nagle wyobraził ją sobie nagą, z rozpuszczonymi włosami opadającymi jak czarny jedwab na miękkie piersi…
– Jesteśmy na miejscu. Tu wszędzie jest blisko, przekonasz się.
Ocknął się i wyjrzał przez okno. Wjechali na podjazd przed piętrowym białym domkiem z pochyłym dachem, wystarczająco dużym dla rodziny, ale skromnym. Za domem znajdowały się zabudowania gospodarcze i jezioro. Na przeciwległym brzegu wyrastało niewielkie wzgórze, a wszędzie wokół rozpościerały się zielone pola, z wrzosami i kamiennymi murkami, jak na obrazku. Przed domem w donicach kwitły kwiaty.
Darius natychmiast poczuł się niekomfortowo w tej sielance, choć nie wiedział dlaczego. Wysiadł mozolnie z samochodu i rozprostował zesztywniałe nogi. I wtedy do Sofie stojącej po drugiej stronie samochodu podbiegło coś kudłatego i wielkiego, co prawie ją przewróciło. Pies, nieokreślonej rasy. Zauważył gościa i znieruchomiał. Nagle Dariusa osaczyły strzępy wspomnień: pies, radosne głosy, szczekanie, wycieczka w słoneczny dzień i silne uczucie… Prawie się przewrócił, gdy na jego piersi wylądowały dwie grube psie łapy.
– Pluton, spokój! Do nogi!
Pies opadł na ziemię i spojrzał na gościa wielkimi brązowymi oczyma. Machał ogonem tak mocno, że wzbijał w powietrze kurz. Sofie podeszła do niego i wzięła go za obrożę.
– Bardzo przepraszam, zapomniałam ci powiedzieć, że mam psa, a ty pewnie jesteś uczulony albo nie lubisz zwierząt… – Wydawała się szczerze zakłopotana.
– Ja… Prawdę mówiąc, nie wiem – przyznał, sfrustrowany.
Sofie powiedziała coś psu na ucho i zwierzę odeszło posłusznie.
– Pluton? – Darius spojrzał na nią pytająco.
– Mój ojciec interesował się astronomią.
Teraz Darius nie miał już wątpliwości – obudził się w jakimś alternatywnym wszechświecie, do którego nie pasował, ale który mu się podobał.
– Chodź, oprowadzę cię po domu, a potem odpoczniesz.
Chciał zaprzeczyć – on nigdy nie odpoczywał, pogardzał ludźmi, którzy okazywali słabość. Ale Sofie miała rację. Był wyczerpany, czuł zmęczenie w kościach. Zawahał się, sfrustrowany gęstą mgłą spowijającą jego umysł. Tak naprawdę nic o sobie nie wiedział. Ta słabość własnego mózgu doprowadzała go do szału.
Sofie czekała w drzwiach. Ogarnęło go dziwne wrażenie, że przekraczając próg jej domu, straci bezpowrotnie możliwość odzyskania dawnej tożsamości… Miał ochotę wskoczyć za kierownicę zaparkowanego na podjeździe samochodziku i odjechać. Tylko dokąd by pojechał? Znajdował się na wyspie. Nie miał pieniędzy ani żadnych dokumentów. Nie miał wyjścia, na razie musiał zostać.
W tej chwili nie miał niczego i nikogo oprócz Sofie. Bezsilność frustrowała go najbardziej. Nawet jeśli osładzała ją krągła brunetka o fiołkowych oczach.