- W empik go
Niewierna żona - ebook
Niewierna żona - ebook
Raakel i Sakari to dobrane i szczęśliwe małżeństwo. Mają urocze małe dziecko i bardzo dobrze radzą sobie z codziennymi obowiązkami. Dlatego bohaterka przeżywa głęboki szok, gdy kochający mąż składa jej dwuznaczną propozycję. Sakari zawsze marzył o związku z hotwife – relacji, w której kobieta uprawia seks z innymi mężczyznami.
Po otrząśnięciu się z pierwszego wstrząsu Raakel obiecuje rozważyć ten pomysł. Niedługo potem oboje – elegancko ubrani – wychodzą na drinka. W lokalu spotykają przystojnego i namiętnego Manuela. Raakel daje się mu uwieść. Z coraz większą chęcią oddaje się cielesnym rozkoszom. Ale czy ten układ jest bezpieczny dla jej małżeństwa?
„Niewierna żona” to erotyczna opowieść o zazdrości, pobłażliwości i wyzwoleniu seksualnym. Nikt tak jak Lilith nie buduje wiarygodnego napięcia erotycznego między postaciami.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-91-8034-393-0 |
Rozmiar pliku: | 611 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Po otrząśnięciu się z szoku Raakel zaczyna się zastanawiać. Obiecuje spróbować i przekonać się na własnej skórze, czy taka relacja by jej odpowiadała. Jakiś czas później odświeżona i seksownie ubrana wybiera się z mężem na drinka.
Od tego rozpoczyna się ciąg wydarzeń, które odmienią ich małżeństwo. Czy układ tego typu może się okazać niebezpieczny? Zwłaszcza gdy nowo poznany Manuel wywrze na Raakel naprawdę duże wrażenie.1
Było wpół do szóstej, kiedy zmęczona wróciłam z pracy do domu. Westchnęłam z ulgą, zsuwając pantofle, a myślami byłam już przy nadchodzącym weekendzie. Sakari zawiózł naszego dwulatka do babci, mieliśmy więc przed sobą dwa dni wolnego.
Miałam jasny plan: zamierzałam spać, spać i jeszcze raz spać. Niedawno awansowałam na kierowniczkę działu obsługi klienta w sporej firmie zajmującej się księgowością, więc musiałam się uczyć wielu nowych rzeczy. Dni w pracy często przeciągały się do późna i chociaż moi rodzice w takie wieczory odbierali syna ze żłobka, nie wystarczyło mi to do nadrobienia niedoborów snu.
Hugo budził mnie każdego dnia tuż po szóstej. Mimo że Sakari na ogół przejmował nad nim opiekę, miałam problemy z ponownym zaśnięciem. Po kolacji i położeniu syna do łóżka staraliśmy się z kolei spędzić we dwoje chociaż dwie godziny. Zwykle oznaczało to oglądanie telewizji lub seriali na Netfliksie. W tych dniach na nic innego nie miałam już siły.
‒ Hej! ‒ Głos dobiegał z salonu, więc podążyłam w jego kierunku.
‒ Hej! ‒ odkrzyknęłam, jeszcze zanim zobaczyłam męża.
Najpierw zauważyłam stół nakryty do uroczystego posiłku i dopiero wtedy do mnie dotarło, że w powietrzu unoszą się apetyczne zapachy. Objęłam wzrokiem zastawę, zapalone świece i białe serwetki, po czym znów westchnęłam ‒ tym razem z wyczerpania. Zupełnie nie miałam energii na „romantyczną” kolację, która niewątpliwie wiązała się z poważną rozmową na temat naszego związku. Sakari próbował zacząć temat już kilka razy w ciągu ostatnich dwóch miesięcy.
Tylko że energii nie miałam nigdy. Zdusiłam w zarodku wszystkie dotychczasowe próby, podejmowane zwykle, gdy leżeliśmy już w łóżku: albo odwracałam się do niego plecami, albo godziłam się na przeciętny, dołujący seks małżeński. Właśnie z powodu seksu nie chciałam rozmawiać. Bałam się, że nasza relacja szybko zmierza w niewłaściwym kierunku. Na samym początku seks był fajny i podniecający, a orgazmy przychodziły mi łatwo. Teraz musiałam się napracować, i to dosłownie, własnymi rękami.
‒ Zrobiłem lazanię ‒ oświadczył Sakari, idąc w moją stronę z kieliszkiem szampana w dłoni.
Wzięłam od niego kieliszek i spojrzałam na stojącą na stole butelkę. Autentyczny roederer.
‒ Prawdziwy szampan ‒ skomentowałam, rzucając mężowi zdziwione spojrzenie.
Sakari przebrał się w eleganckie spodnie i koszulę z długim rękawem, która ładnie podkreślała mocne, umięśnione ciało. Miał nieco ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, był odrobinę starszy ode mnie i w wieku trzydziestu pięciu lat zaczynał już siwieć. Wciąż dobrze wyglądał, choć w pasie przybyło mu kilka centymetrów ‒ ale nie za wiele. Oboje staraliśmy się ruszać tak często, jak tylko mogliśmy, jednak czasami zupełnie nie mieliśmy na to siły.
Mąż krzątał się przy naczyniu z lazanią, krojąc ją na odpowiednie porcje. Kiedy stanęłam oparta o wyspę kuchenną, przelotnie spojrzał mi w oczy.
‒ Siadaj do stołu. Poczęstuj się pieczywem. Pewnie jesteś głodna.
‒ Okej ‒ odparłam tak pogodnie, jak tylko potrafiłam, i usiadłam przy stole w pokoju dziennym.
Moje wątpliwości powoli się rozwiewały. Upiłam łyk szampana i przez moment delektowałam się chwilą niemal całkowitej samotności. Niedługo jednak pojawił się Sakari i nałożył mi na talerz solidną porcję kolacji. W głowie przyjemnie mi zaszumiało. Trochę się rozluźniłam.
Gdy usiadł naprzeciwko mnie, zaczęłam jak zwykle opowiadać o swoim dniu. Mój mąż prowadził z przyjacielem firmę PR-ową, która w ostatnich czasach naprawdę się rozkręciła, ale potrafił słuchać również moich niekończących się historii z nudnej pracy w księgowości. Sprawiał nawet wrażenie zainteresowanego, ale podejrzewałam, że to tylko zawodowy trik. W jego branży trzeba być cierpliwym i dobrym słuchaczem.
‒ Znów musiałam przypomnieć Leili, że elastyczny czas pracy nie oznacza wolnego w każdy piątek. Gdybym wiedziała, jak wygląda praca kierowniczki…
‒ Raakel, mam sprawę.
Ton Sakariego był poważny, więc błyskawicznie zesztywniałam.
„Do licha. Zaczyna się. W oprawie świec i szampana”.
Wzięłam do ust duży kęs, żeby zyskać na czasie i ułożyć sobie mowę obrończą na temat tego, dlaczego nie potrafiłam być dobrą żoną. I żeby zaplanować, co powiem, jeśli mąż zechce się ze mną rozstać. „A jeśli ma kogoś innego?”, przemknęło mi przez myśl.
Do tego będę potrzebować kolejnych kęsów. W myślach zaśmiałam się histerycznie, gdy zauważyłam, jak bardzo wszystko się zmieniło. Niegdyś byłam o niego szaleńczo zazdrosna, a teraz grałam na zwłokę, obmyślając właściwą reakcję na wieść, że Sakari pieprzy koleżankę z pracy albo którąś z klientek.
Tak to już bywa po ośmiu latach. Kiedyś w końcu musiał nadejść kryzys. Właściwie powinien był nadejść już rok temu. Poczułam spóźnione ukłucie żalu, ale starałam się zachować spokój.
Sakari dolał mi szampana, a ja zorientowałam się, że już nie uda mi się dłużej przeciągać ciszy.
‒ Pewnie zauważyłaś, że w nasz związek ostatnio… W sumie już dawno… wkradła się rutyna.
Przytaknęłam z pełnymi ustami i czekałam na dalszy ciąg.
‒ Sprawiasz wrażenie, jakbyś nie cieszyła się seksem. Ale i poza tym codzienność wszystko nam przesłania. Nie mamy czasu ani ochoty tak porządnie ze sobą być, a do tego zawsze jest od cholery pracy.
Przełknęłam i szybko popiłam szampanem. Jak zwykle robiłam uniki.
‒ To w końcu normalne. Dorosłość.
Znów z powagą pokiwałam głową i uniosłam kieliszek w jego stronę.
‒ Zresztą my uprawiamy seks. Anita mówiła, że nie kochała się z mężem od roku.
„Ups. O tym nie powinnam była wspominać”.
Sakari wybałuszył oczy z przerażenia. Najwyraźniej moje słowa ani trochę go nie uspokoiły.
Wpakowałam do ust kolejną porcję lazanii ‒ były przepyszne ‒ podczas gdy Sakari odchrząknął i wrócił do tematu, nie zaszczycając mnie odpowiedzią.
‒ Chcę ci coś powiedzieć. Coś, co może cię zaszokować.
„Wiedziałam. Kochanka. Niewierność. Rozwód” ‒ alarmujące słowa kłębiły mi się w głowie. Oczywiście sama już się nakręcałam, aż przestałam przeżuwać.
‒ No? ‒ wymamrotałam z pełnymi ustami i znów sięgnęłam po kieliszek.
‒ Od zawsze… Naprawdę od zawsze… miałem pewną fantazję.
Tego się zupełnie nie spodziewałam. Sakari nie miewał fantazji, a w każdym razie tak mi się wydawało. O ile nie chodzi o takie zwyczajne marzenia dotyczące bielizny erotycznej i tym podobnych rzeczy. On sam nigdy o niczym nie wspominał. Patrzyłam na męża, który sprawiał wrażenie niewiarygodnie skupionego. Przez dłuższy czas wpatrywał się we własny talerz, po czym podniósł na mnie brązowe oczy.
‒ W tej fantazji uprawiasz seks z innymi facetami.
Poczułam się, jakby ktoś wysunął mi krzesło spod tyłka. Właśnie popiłam i szampan wpadł mi w złą dziurkę tak niespodziewanie, że zachłysnęłam się i wyplułam całe jedzenie. Przez chwilę kasłałam jak szalona, sos beszamelowy wyciekał mi nosem, a Sakari rzucił się klepać mnie po plecach.
Posłałam mu załzawione spojrzenie, próbując złapać oddech.
‒ Powiedz, że źle usłyszałam.
Sakari wrócił na swoje miejsce. Gdy wreszcie powiedział, co miał do powiedzenia, nabrał pewności siebie.
‒ Bardzo dobrze usłyszałaś.
‒ Ale, ale, ale… ‒ jąkałam się, próbując nadać kierunek chaotycznym myślom.
‒ Już w młodości miałem takie fantazje i z jedną byłą, z którą spędziłem kilka lat, udało nam się je zrealizować.
Gapiłam się na Sakariego, jakby wyrosła mu druga głowa, ale on z uporem brnął naprzód:
‒ Było super. Niesamowicie podniecające. Nigdy ci tego nie proponowałem, bo potrafię żyć i bez takich układów, a ty zawsze byłaś dosyć… konserwatywna. Ale to mogłoby naprawdę ożywić nasz związek.
‒ Niby w jaki sposób? Nie byłbyś zazdrosny? Czy ja wyglądam na jakąś kusicielkę? Przecież w małżeństwie jest miejsce tylko dla dwóch osób…
Sakari wszedł mi w słowo:
‒ Jasne, że byłbym zazdrosny, ale to należy do gry. Uważam, że mamy do siebie nawzajem duże zaufanie, a relację zbudowaliśmy na solidnych podstawach, więc odważyłbym się spróbować. Seks to seks. Miłość to co innego. Kocham cię, ale boję się, że jeśli nic się nie zmieni, za bardzo się od siebie oddalimy. Raakel, jeśli kiedykolwiek porządnie przejrzysz się w lustrze, zobaczysz, że mogłabyś wyglądać naprawdę uwodzicielsko, gdybyś tylko zrezygnowała z tych swoich odwiecznych tunik i końskich ogonów.
‒ Co ci się nie podoba w moich tunikach?! ‒ wykrzyknęłam urażona.
‒ Nic takiego… tak na co dzień. Ale masz ładne ciało. Mogłabyś je lepiej podkreślić. Jestem na sto procent pewny, że faceci lgnęliby do ciebie. Chociaż karmiłaś piersią, masz piękny, jędrny biust. I mimo ciągłych narzekań, że przytyłaś, twój tyłek jest cudownie okrągły.
‒ Mam obwisły brzuch.
‒ Nieprawda. Tylko lekko wypukły. Potrzebujesz odrobiny pewności siebie. To wszystko.
Nadal nie mogłam uwierzyć, że rozmawiamy o takich rzeczach. Jak Sakari mógł oznajmić, że mnie kocha, a jednocześnie zaproponować, żebym zaczęła się puszczać w ramach programu naprawy związku? Trzęsącymi się dłońmi dolałam sobie szampana i powiedziałam drżącym głosem:
‒ Czyli chcesz mnie stręczyć.
Jęknął i wymownie popatrzył w sufit.
‒ Nie! Żadnego stręczenia. Mogłabyś sobie dowolnie dobierać partnerów. Jak ktoś ci się spodoba… I, rzecz jasna, jeśli nie chcesz, nie będę cię do niczego zmuszać. Podnieca mnie myśl o tym, że uprawiałabyś seks z innymi, a potem wracałabyś do łóżka ze mną… gdyby mnie przy tym nie było, opowiadałabyś mi wszystko ze szczegółami. A gdybym był… moglibyśmy przeżyć wszystko jeszcze raz.
‒ I ty też byś się puszczał?
‒ Tak naprawdę wcale tego nie potrzebuję. Chyba że postanowimy się zabawić z inną parą, wtedy może tak. Ale mnie podnieca właśnie koncepcja _hotwife_.
‒ Co? ‒ spytałam, usłyszawszy ostatnie słowo.
‒ _Hotwife_ to kobieta pozostająca w związku, niekoniecznie małżeńskim, która za zgodą partnera uprawia seks z innymi.
Roześmiałam się. _Hotwife_. Że niby ja miałabym nią być? Kiedy byłam młodsza, uważałam się za ładną, ale teraz widziałam w lustrze wyłącznie podkrążone oczy, trądzik różowaty przy płatkach nosa i grube, niesforne ciemnoblond włosy, których nie podcinałam od niepamiętnych czasów.
‒ Proszę cię tylko, żebyś przemyślała sprawę. Spodziewałem się tego, że zaczniesz siebie krytykować, więc postanowiłem ci pokazać, jaka jesteś piękna, kiedy trochę się sobą zajmiesz. Twój wygląd nie będzie stanowił żadnego problemu.
Wziął ze stołu kopertę, której wcześniej zupełnie nie zauważyłam, i podał mi ją. Wciąż czułam się jak we śnie. Otworzyłam kopertę. W środku była karta podarunkowa na znaczną sumę do znanego zakładu Day Spa. Kupon pokrywał koszty woskowania, peelingu, mani- i pedikiuru, strzyżenia… i ogólnie wszelkiego rozpieszczania, o jakim może sobie zamarzyć kobieta.
Trochę się zezłościłam, choć zwykle uwielbiałam takie prezenty.
‒ Aż tak koszmarnie wyglądam, że potrzebuję jakiejś ekstremalnej przemiany? ‒ spytałam z urazą.
‒ O Boże ‒ jęknął Sakari ze znękaną miną. ‒ Nie! Przecież lubisz takie rzeczy. I przed chwilą powiedziałem, czemu to kupiłem. Dla ciebie. Zarezerwowałem ci całodzienną wizytę w sobotę za dwa tygodnie, ale możemy ją odwołać, a ty wybierzesz sobie nowy termin, jeśli ten ci nie pasuje.
Potem położył przede mną drugą kopertę.
‒ A to ‒ powiedział figlarnie ‒ będzie dla mnie.
Wyjęłam z niej kolejną kartę podarunkową, tym razem o wartości kilkuset euro, do najbardziej luksusowego sklepu z bielizną w Helsinkach.
‒ Choćbyś i nie przekonała się do mojej propozycji, chciałbym cię zobaczyć w skąpej, seksownej bieliźnie i… najchętniej w pończochach czy takich tam, jak one się nazywają, co nie mają…
‒ Pończochy samonośne ‒ podsunęłam, wpatrując się w podarunek.
Sakari musiał to planować od tygodni, tak dobrze się przygotował.
‒ Pomyślałem sobie, że jeśli pójdziesz do tego salonu i do sklepu, moglibyśmy tego samego wieczoru skoczyć gdzieś na drinka. Wtedy już będziesz miała tę sprawę choć trochę przemyślaną… Włożysz na przykład tę seksowną czerwoną sukienkę i zastanowisz się, jakie to uczucie, kiedy spostrzegasz, że obcy mężczyzna się na ciebie gapi. Pójdziemy tylko we dwoje, a ja na nic nie będę naciskał.
‒ Nie będziesz naciskał? ‒ rzuciłam gniewnie.
‒ Wcale nie musisz iść do spa tego dnia, który zarezerwowałem ‒ zapewnił, ale dosłyszałam w jego głosie nutę rozczarowania.
Dopadły mnie wyrzuty sumienia. Już od bardzo dawna byłam zmęczoną, obojętną żoną, a mąż sprawił mi taki prezent. Relaks w spa nie był w końcu jakimś strasznym poświęceniem. Będę miała dwa tygodnie na przetrawienie propozycji. Pomyślę, co to wszystko oznacza, i nabiorę wystarczającego dystansu, żeby sprawdzić, jakie uczucia rzeczywiście wywołuje we mnie perspektywa zaproponowanego przez męża układu. O ile uda mi się zapomnieć o tradycyjnej moralności.
‒ Dobrze ‒ westchnęłam i pociągnęłam kolejny łyk szampana. ‒ Pójdę tam. Dziękuję.
Siedziałam z Sakarim w cocktail barze Groteski. Czułam się dziwnie. Jakbym nie do końca była sobą. Zostałam tak dokładnie wygładzona, wydepilowana i wypieszczona, że czułam się, jakby ktoś wymienił mi całe ciało na nowe. Już sama mina Sakariego, kiedy wróciłam do domu ze spa, utwierdziła mnie w przekonaniu, że warto było skorzystać z karnetu.
Fryzjer wycieniował moje sięgające ramion włosy i dodał jaśniejsze pasemka, dzięki czemu fryzura zyskała na objętości. Kosmetyczka zajęła się głębokim oczyszczeniem skóry. Manikiurzystka zmiękczyła i nakremowała dłonie. Teraz nie mogłam się powstrzymać przed zerkaniem co jakiś czas na perfekcyjny francuski manikiur. Nogi i pachy miałam wywoskowane, a przy okazji zdecydowałam się na coś zupełnie nowego, zachęcona przez Rosjankę z Day Spa, która z porozumiewawczym uśmieszkiem rzuciła, że depilacja brazylijska czyni seks dużo przyjemniejszym. Chyba miała rację. Już samo przechadzanie się z wydepilowaną cipką pobudziło zarówno moje ciało, jak i wyobraźnię.
Sklep z bielizną odwiedziłam już kilka dni wcześniej. Robiłam zakupy z policzkami zarumienionymi ze wstydu wywołanego przeglądaniem się w lustrze w tego typu fatałaszkach. Mimo to popychało mnie do przodu jakieś dziwne, ekscytujące uczucie. W końcu wyszłam z butiku z torbami pełnymi drogich kompletów skąpej bielizny, samonośnych i tradycyjnych pończoch oraz pasów do przypinania tych drugich.
Tego wieczoru włożyłam jeden z zakupionych zestawów i Sakari przyglądał mi się wzrokiem błyszczącym z pożądania. Malutkie czerwone stringi zostały uszyte z przezroczystej koronki, a biustonosz miał tak niskie miseczki, że białe piersi miałam do połowy obnażone, nawet brodawki odrobinę wystawały.
‒ Spójrz tylko na siebie ‒ nakazał mi mąż, prowadząc przed duże lustro.
Oczywiście dobrze wiedziałam, jak wyglądam. Obco. Jak przebrana. Jakbym tylko czekała, aż rozbierze mnie jakiś mężczyzna. Sakari stał tuż za mną. Pogładził mnie po ramionach, nieco obciągnął stanik, jeszcze bardziej odsłaniając piersi, a potem przesunął ręką od mojego brzucha aż do warg sromowych. Gdy dotknął nagiej cipki, westchnął.
‒ Raakel, do licha. Niegrzeczna dziewczynko.
Wsunął dłoń trochę głębiej i znów westchnął.
‒ Jesteś całkiem mokra.
‒ Czy nie tego chciałeś? ‒ spytałam aksamitnym głosem.
‒ No kurde, jasne. Wyruchałbym cię tu i teraz, ale nie chcę, żebyś zmieniła nastawienie ‒ wymruczał. Pocałował mnie w ramię i z powrotem podciągnął biustonosz na właściwe miejsce.
Gdy się umalowałam i włożyłam czerwoną sukienkę, musiałam przyznać, że już dawno nie czułam się taka piękna i pewna siebie.
Moje niebieskie oczy wydawały się większe dzięki złotobrązowym cieniom do powiek. Usta pociągnęłam jaskrawą szminką w odcieniu sukienki. Sama sukienka zresztą zupełnie nie była w stylu ubrań, które nosiłam na co dzień. Kupiłam ją na wyprzedaży i miałam na sobie tylko raz ‒ podczas zorganizowanej przez nas domówki. Zrobiono ją z cienkiej tkaniny dobrej jakości, ale nie mogłam się przyzwyczaić do głębokiego dekoltu i odsłoniętych nóg. Sukienka była idealnie dopasowana aż do bioder, po czym przechodziła w szerszą plisowaną spódniczkę do połowy uda.
Zgoda na zabiegi kosmetyczne, wystrojenie się i umalowanie nie oznaczała jednak, że przystałam na propozycję Sakariego.
Wciąż roztrząsałam ten pomysł i czasami wydawało mi się, że nie potrafiłabym żyć w takim związku. Innym razem myśl o wolności cholernie mnie podniecała. W ciemnej sypialni pieściłam swoje ciało i dochodziłam, wyobrażając sobie nad sobą twarz nieznajomego mężczyzny.
Sakari nie naciskał już po naszej wstępnej rozmowie. I nie musiał. Jego pomysł nie dawał mi spokoju, a gdy pewnej nocy uprawialiśmy seks, przyszła mi do głowy fantazja męża. Choć byłam zmęczona, rozpaliło mnie to do czerwoności. Udawałam przed sobą, że do małżeńskiego łóżka przyszłam wprost z objęć innego faceta. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów miałam orgazm przez wielkie O.
‒ Tamten wysoki brunet po lewej ciągle na ciebie zerka ‒ mruknął Sakari i upił nieco whisky.
‒ To raczej nic dziwnego, w końcu siedzę tu półnaga ‒ odparłam sucho.
Sakari parsknął śmiechem.
‒ Spójrz za siebie, to dopiero zobaczysz krótką kieckę.
Nie musiałam spoglądać. Wiedziałam, że za moimi plecami siedzą trzy dziewczyny koło dwudziestki, a jedna z nich ma na sobie niewiarygodnie krótką, pozbawioną ramiączek sukienkę.
‒ A co, jeśli ja… ‒ podjął Sakari, więc odwróciłam się w jego stronę.
Patrzył na mnie figlarnie, ale też z jakimś dziwnym podnieceniem. Zamknął usta, nie dokończywszy zdania.
‒ No co? Wyrzuć to z siebie ‒ zachęciłam, ośmielona po trzecim daiquiri.
Uśmiechnął się łobuzersko i zaproponował:
‒ A co, jeśli zostawię cię na trochę samą? Powiedzmy, na godzinę?
Serce zaczęło mi walić ze strachu i niepewności.
‒ Przecież umówiliśmy się… Nie zdążyłam jeszcze tego porządnie przemyśleć. To znaczy pomysł jest… całkiem spoko, ale nie wiem, czy się do tego nadaję. I szczerze mówiąc, zastanawiam się, czy ty się nadajesz. Jakaś dziewczyna sprzed lat… Zresztą, Sakari, ja nie miałam nikogo poza tobą i jednym byłym.
W panice wyrzucałam z siebie wątpliwości. Sakari pokiwał głową.
‒ Okej. Zrobimy tak, jak chcesz. Pomyślałem tylko, że mogłabyś sprawdzić, jak się z tym poczujesz… Ktoś może cię zagadnąć, kiedy będziesz sama. Jeśli będę tu siedział, nikt nie podejdzie.
Winię daiquiri za to, co nastąpiło potem. Zastanowiłam się przez chwilę nad słowami męża i doszłam do wniosku, że raz kozie śmierć. Skoro pozostawienie mnie przy barze na godzinę będzie dla Sakariego tak podniecające, równie dobrze mogę spróbować. Tym bardziej że towarzyszące mi przez cały dzień mrowienie w podbrzuszu tylko się wzmogło. Po krótkiej ciszy oznajmiłam:
‒ No dobra. Spróbujmy. Ale nie oddalaj się za bardzo.
‒ Nie pójdę daleko. ‒ Uśmiechnął się szelmowsko. ‒ Tylko do domu. Dołącz do mnie za godzinę.
Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, Sakari był już przy drzwiach, a ja zostałam sama. Od razu poczułam lekki niepokój. Niepewna, popijałam drinka. Zerknęłam na grupę mężczyzn po lewej stronie, szukając wzrokiem mężczyzny, który według Sakariego mi się przyglądał. „Obcokrajowiec”, stwierdziłam bez wahania. Pozostali faceci mieli ciemniejsze bądź jaśniejsze blond włosy i wyglądali na fińskich przedsiębiorców, ale ten jeden miał czarniawe włosy, w dodatku dosyć długie jak na biznesmena. Był wysoki, bardzo szczupły i miał w sobie coś z jastrzębia. „Południowiec”, doprecyzowałam w myślach.
Odwrócił się w moją stronę. Najpierw popatrzył mi w oczy, a potem zlustrował od stóp do głów. Palący rumieniec zaczął ogarniać moją szyję i policzki. Niemal miałam ochotę wyślizgnąć się spod spojrzenia obcego. Z jakiegoś powodu sama nie potrafiłam odwrócić wzroku, więc zaczęłam rejestrować coraz więcej informacji na temat mężczyzny.
Mocny profil. Drogi garnitur. Wypielęgnowany. Lekki zarost. Długie palce. Obrączka.
Ku własnemu przerażeniu poczułam, jak moje krocze reaguje na ten widok, i mocno zacisnęłam uda. To tylko pogorszyło sprawę. Gorąca wilgoć pociekła na koronkę majtek, a moje piersi stwardniały. „Obrączka!”, krzyknęłam na siebie w myślach. Dałam ręką znak barmanowi, a moja własna obrączka błysnęła w świetle lamp. Poczułam się jeszcze gorzej.
Wyjęłam telefon, żeby sprawdzić, ile czasu już upłynęło. Piętnaście minut. Zamówiłam dirty martini, a gdy barman błyskawicznie postawił przede mną kieliszek, wyciągnęłam z torebki portfel.
‒ Pozwól, że zapłacę ‒ powiedział ktoś po angielsku tuż obok.
Portfel wypadł mi z ręki. Wysoki obcokrajowiec stał przy mnie, przyglądając mi się tak intensywnie, że zapomniałam, gdzie jestem. Potrafiłam jedynie skinąć głową, więc mężczyzna zapłacił za mój koktajl. Potem ukucnął u moich stóp. Przez moment nie rozumiałam, co robi, ale zaraz przypomniałam sobie o portfelu.
„Fantazje Sakariego mącą mi w głowie. Przecież ja nie jestem taka. Wracam do domu. Sakari nie może tego chcieć, nie tak naprawdę”.
Potok myśli zatrzymał się, jakby natrafił na betonową ścianę, kiedy nieznajomy złapał mnie za rękę i łagodnym gestem wsunął w nią portfel. Przytrzymał moją dłoń w swojej dużo dłużej, niż było to potrzebne. Tak naprawdę mógł przecież położyć portfel na blacie, zauważyłam w myślach.
‒ Zostałaś sama, kochanie? ‒ spytał mężczyzna, a ja po raz kolejny skinęłam głową bez słowa.
W jego oczach błysnęło rozbawienie.
‒ Umiesz mówić? Jak masz na imię?
Odchrząknęłam z zakłopotaniem, a gdy odpowiadałam, głos miałam chrapliwy.
‒ Przepraszam. Byłam po prostu… zaskoczona. Jestem Raakel.
‒ Raquel, hmm? Ja jestem Manuel. Nie masz nic przeciwko temu, żebym się na chwilę przysiadł?
Zawstydziłam się, i to porządnie. Potem na nowo poczułam nierealność ostatnich dwóch tygodni, a już szczególnie tego dnia. Poza wstydem zalała mnie fala nowych uczuć. Ciekawości. Ekscytacji. Oczekiwania.
Manuel okazał się dobrym rozmówcą, dzięki czemu szybko się przy nim rozluźniłam. Nie próbował mnie dotknąć ani nic nie proponował, chociaż wciąż patrzył na mnie w taki sposób, że nawet taka niedoświadczona, konserwatywna kobieta jak ja mogła się zorientować, że coś za tym stoi. Opowiadał, że jest menedżerem w dużym hiszpańskim banku, który ma spory oddział również w Finlandii. Jako że pieniądze i przedsiębiorczość stanowiły tematy znane nam obojgu, przez jakiś czas rozmawialiśmy o sprawach zawodowych, mimo że moje ciało wciąż pulsowało w dziwny, niespotykany dotąd sposób.
Nawet nie zauważyłam, kiedy upłynęła cała godzina. Przeszliśmy do lżejszej pogawędki i dokonywaliśmy przeglądu atrakcji turystycznych Madrytu i Helsinek, restauracji i możliwości przyjemnego spędzenia czasu. Gdy Manuel wskazał pustą szklankę przede mną i zapytał, czy zamówić kolejnego drinka, spojrzałam na zegarek i z przerażeniem zorientowałam się, że spędziłam sama w barze ponad półtorej godziny. A właściwie nie sama, jak podszepnęła mi zawodowa skrupulatność.
‒ Nie. Nie, dziękuję. Muszę już iść. Do domu ‒ wyjaśniłam szybko i zsunęłam się z wysokiego stołka.
Manuel położył swoją dłoń na ręce, którą ściskałam torebkę. Nie próbowałam mu się wymknąć. Patrzyłam tylko na jego skórę, tak ciemną w porównaniu z moją, i pokrywające ją delikatne, ciemne włoski.
‒ Poczekaj. Czymś cię przestraszyłem? ‒ spytał, a kiedy podniosłam na niego wzrok, wydał mi się zupełnie szczery.
‒ Nie. Nic takiego ‒ odparłam.
Poczułam, jak moje ciało sztywnieje po dniu pracy na najwyższych obrotach i po całym dziwacznym przedstawieniu, w którym oboje braliśmy udział. I choć najwyraźniej nie obchodziło to ani Sakariego, ani Manuela, wyrzuciłam z siebie:
‒ Mam męża.
Manuel przekrzywił głowę, a w kąciku jego ust czaił się uśmiech:
‒ Zauważyłem. Ja też mam żonę. Czy to ten mężczyzna, z którym byłaś tu wcześniej?
‒ Tak ‒ odpowiedziałam niepewnie, speszona brakiem reakcji na moje słowa.
Manuel cmoknął z dezaprobatą.
‒ I zostawił taką… piękność zupełnie samą w barze, na pastwę wszystkich zagranicznych bestii.
Wyglądał na rozbawionego, ja też nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu.
‒ Czym wracasz do domu? ‒ spytał.
Doceniłam to, że nie próbował mnie namawiać, żebym została.
‒ Chyba taksówką.
‒ W takim razie odprowadzę cię do taksówki.
‒ Wcale nie musisz… ‒ zaczęłam, ale on już położył sobie moją dłoń na przedramieniu.
Drżały mi nogi, gdy we dwoje szliśmy w kierunku drzwi. Zastanawiałam się, co myśli o mnie barman. Przyszłam z jednym facetem, wychodzę z innym. Po wyjściu z baru skierowaliśmy się w stronę ulicy Mannerheimintie. Nie zaszliśmy jednak zbyt daleko, bo Manuel przystanął nagle i wciągnął mnie do wąskiego kamiennego przejścia, najprawdopodobniej prowadzącego na klatkę schodową.
Nie dotykał mnie, ale był tak blisko, że czułam zapach eleganckiej wody po goleniu i ciepło promieniujące z jego ciała. Krocze wręcz mnie bolało, zrobiło mi się słabo, a jednocześnie byłam przerażona. Podniosłam wzrok i westchnęłam lekko. Manuel zinterpretował to jako przyzwolenie. Oparł dłonie o mur po obu stronach mojej głowy i schylił się, muskając ustami moje ucho.
‒ Mam pokój w hotelu Haven. Chodź ze mną.
„Pieprzony Sakari”, pomyślałam sfrustrowana. Mąż pomieszał mi w głowie, a te wszystkie przebieranki jeszcze pogorszyły sytuację. Brudne myśli o seksie z nieznajomymi nie dawały mi spokoju, a teraz znalazłam się w całkowicie obcej i niespodziewanej sytuacji. Oparta plecami o chłodny granit, niemal przygwożdżona do ściany przez mężczyznę, o którym wiedziałam niewiele więcej niż to, jak ma na imię.
‒ Ja… nie mogę ‒ odpowiedziałam słabym, drżącym głosem.
Manuel milczał. Nie nalegał ani się nie opierał, ale ponieważ wciąż stałam bez ruchu, nie próbując się oswobodzić, pocałował mnie przy uchu, w miejsce, gdzie żuchwa styka się z szyją. Powinno mnie to oburzyć, jednak tylko bardziej się podnieciłam i wymknęło mi się miękkie westchnienie.
Mężczyzna nabrał odwagi. Położył mi jedną rękę na karku, a drugą pociągnął materiał sukienki przy dekolcie, obnażając pierś. W końcu przycisnął się do mnie w ten sposób, że nikt z zewnątrz nie mógł zobaczyć, co robimy, i poczułam na podbrzuszu długiego, twardego penisa. Zakręciło mi się w głowie, a oddech przyspieszył. Sakari nie mógł chcieć czegoś takiego. Ja nie mogłam chcieć czegoś takiego. Nigdy nie dam rady opowiedzieć, co robiłam tego wieczoru w centrum miasta z nieznajomym facetem.
Moje myśli się rozwiały, gdy Manuel syknął coś po hiszpańsku i uszczypnął mnie w sutek. Jęknęłam podniecona i mocniej wtuliłam się w mężczyznę. On gładził mnie wzdłuż bioder i ud, aż wsunął dłoń pod sukienkę. Zamknęłam oczy i jęknęłam głośniej.
„Musisz stąd iść. Naprawdę musisz iść. Odepchnij go od siebie. Odepchnij jak najdalej”.
Położyłam mu ręce na piersi, ale zamiast go odepchnąć, zaczęłam badać jego ciało pod marynarką. W tym samym czasie Manuel musnął moją pupę, całkowicie odsłoniętą przez stringi, i szepnął mi do ucha:
‒ Tak cholernie chcę cię przelecieć.
Poczułam, jakby ktoś wlał we mnie ciekły metal. To było zupełnie niewłaściwe. Powinnam przerwać.
‒ Ja… nie mogę ‒ szepnęłam.
Manuel przywarł ustami do moich warg, a jego język gwałtownie wdarł mi się do ust. Zesztywniałam z zaskoczenia ‒ i z pożądania. Gdy język Manuela badał zakamarki moich ust i zapraszał mój język do tańca, straciłam resztki kontroli i odwzajemniłam pocałunek. Długie palce mężczyzny gładziły mnie po brzuchu i biodrach, po czym nagle wślizgnęły się pod majtki, w nabrzmiałą, wilgotną, pulsującą wyczekująco szparkę.
‒ Ach, piękna, niegrzeczna Raquel. Ta twoja naga, mokra cipka mówi zupełnie coś innego niż usta.
Przez chwilę poruszał we mnie palcami, muskając też łechtaczkę, doprowadzając mnie do utraty tchu. Z ulicy dobiegł znienacka ryk klaksonu. Otrzeźwiło mnie to i sprawiło, że zrozpaczona pojęłam, gdzie jestem i co wyrabiam.
‒ Nie, Manuelu ‒ zaprotestowałam w panice, wyrywając mu się z objęć.
Wyglądał na bardzo zaskoczonego.
‒ Naprawdę… chciałabym. I… ‒ próbowałam się tłumaczyć.
Przyszła mi do głowy fantazja Sakariego.
‒ Może któregoś dnia będę mogła znaleźć kochanka. Albo po prostu uprawiać seks z nieznajomym. Nie wiem. Ale… nie teraz. Jeszcze nie.
Patrzyłam na Manuela zarumieniona, ze źrenicami rozszerzonymi z pożądania. On odwzajemnił spojrzenie, jakby się nad czymś zastanawiał.
‒ Cholernie mnie podniecasz ‒ powiedział chrapliwie. ‒ Bywam w Helsinkach co jakiś czas. To moja wizytówka, na wypadek gdybyś zmieniła zdanie.
Oszołomiona wzięłam od niego kartę.
‒ A teraz… zanim stracę nad sobą panowanie i uwiodę cię w przejściu między budynkami, chodźmy znaleźć ci taksówkę.