Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Niewierna żona - ebook

Data wydania:
26 października 2022
Ebook
39,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niewierna żona - ebook

Raakel i Sakari to dobrane i szczęśliwe małżeństwo. Mają urocze małe dziecko i bardzo dobrze radzą sobie z codziennymi obowiązkami. Dlatego bohaterka przeżywa głęboki szok, gdy kochający mąż składa jej dwuznaczną propozycję. Sakari zawsze marzył o związku z hotwife – relacji, w której kobieta uprawia seks z innymi mężczyznami.

Po otrząśnięciu się z pierwszego wstrząsu Raakel obiecuje rozważyć ten pomysł. Niedługo potem oboje – elegancko ubrani – wychodzą na drinka. W lokalu spotykają przystojnego i namiętnego Manuela. Raakel daje się mu uwieść. Z coraz większą chęcią oddaje się cielesnym rozkoszom. Ale czy ten układ jest bezpieczny dla jej małżeństwa?

„Niewierna żona” to erotyczna opowieść o zazdrości, pobłażliwości i wyzwoleniu seksualnym. Nikt tak jak Lilith nie buduje wiarygodnego napięcia erotycznego między postaciami.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-91-8034-393-0
Rozmiar pliku: 611 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Mał­żeń­stwo Ra­akel jest bez­pieczne, sta­bilne i ‒ niech bę­dzie ‒ nieco za­stałe. Oboje są cał­kiem szczę­śliwi, mają cu­downe małe dziecko i wszystko wy­gląda do­kład­nie tak, jak po­winno. Dla­tego wła­śnie świat Ra­akel drży w po­sa­dach, kiedy pew­nego wie­czoru mąż pro­po­nuje jej coś zu­peł­nie nie­sły­cha­nego. Sa­kari za­wsze ma­rzył o związku z _ho­twife_: re­la­cji, w któ­rej ko­bieta upra­wia seks z in­nymi męż­czy­znami.

Po otrzą­śnię­ciu się z szoku Ra­akel za­czyna się za­sta­na­wiać. Obie­cuje spró­bo­wać i prze­ko­nać się na wła­snej skó­rze, czy taka re­la­cja by jej od­po­wia­dała. Ja­kiś czas póź­niej od­świe­żona i sek­sow­nie ubrana wy­biera się z mę­żem na drinka.

Od tego roz­po­czyna się ciąg wy­da­rzeń, które od­mie­nią ich mał­żeń­stwo. Czy układ tego typu może się oka­zać nie­bez­pieczny? Zwłasz­cza gdy nowo po­znany Ma­nuel wy­wrze na Ra­akel na­prawdę duże wra­że­nie.1

Było wpół do szó­stej, kiedy zmę­czona wró­ci­łam z pracy do domu. Wes­tchnę­łam z ulgą, zsu­wa­jąc pan­to­fle, a my­ślami by­łam już przy nad­cho­dzą­cym week­en­dzie. Sa­kari za­wiózł na­szego dwu­latka do babci, mie­li­śmy więc przed sobą dwa dni wol­nego.

Mia­łam ja­sny plan: za­mie­rza­łam spać, spać i jesz­cze raz spać. Nie­dawno awan­so­wa­łam na kie­row­niczkę działu ob­sługi klienta w spo­rej fir­mie zaj­mu­ją­cej się księ­go­wo­ścią, więc mu­sia­łam się uczyć wielu no­wych rze­czy. Dni w pracy czę­sto prze­cią­gały się do późna i cho­ciaż moi ro­dzice w ta­kie wie­czory od­bie­rali syna ze żłobka, nie wy­star­czyło mi to do nad­ro­bie­nia nie­do­bo­rów snu.

Hugo bu­dził mnie każ­dego dnia tuż po szó­stej. Mimo że Sa­kari na ogół przej­mo­wał nad nim opiekę, mia­łam pro­blemy z po­now­nym za­śnię­ciem. Po ko­la­cji i po­ło­że­niu syna do łóżka sta­ra­li­śmy się z ko­lei spę­dzić we dwoje cho­ciaż dwie go­dziny. Zwy­kle ozna­czało to oglą­da­nie te­le­wi­zji lub se­riali na Net­flik­sie. W tych dniach na nic in­nego nie mia­łam już siły.

‒ Hej! ‒ Głos do­bie­gał z sa­lonu, więc po­dą­ży­łam w jego kie­runku.

‒ Hej! ‒ od­krzyk­nę­łam, jesz­cze za­nim zo­ba­czy­łam męża.

Naj­pierw za­uwa­ży­łam stół na­kryty do uro­czy­stego po­siłku i do­piero wtedy do mnie do­tarło, że w po­wie­trzu uno­szą się ape­tyczne za­pa­chy. Ob­ję­łam wzro­kiem za­stawę, za­pa­lone świece i białe ser­wetki, po czym znów wes­tchnę­łam ‒ tym ra­zem z wy­czer­pa­nia. Zu­peł­nie nie mia­łam ener­gii na „ro­man­tyczną” ko­la­cję, która nie­wąt­pli­wie wią­zała się z po­ważną roz­mową na te­mat na­szego związku. Sa­kari pró­bo­wał za­cząć te­mat już kilka razy w ciągu ostat­nich dwóch mie­sięcy.

Tylko że ener­gii nie mia­łam ni­gdy. Zdu­si­łam w za­rodku wszyst­kie do­tych­cza­sowe próby, po­dej­mo­wane zwy­kle, gdy le­że­li­śmy już w łóżku: albo od­wra­ca­łam się do niego ple­cami, albo go­dzi­łam się na prze­ciętny, do­łu­jący seks mał­żeń­ski. Wła­śnie z po­wodu seksu nie chcia­łam roz­ma­wiać. Ba­łam się, że na­sza re­la­cja szybko zmie­rza w nie­wła­ści­wym kie­runku. Na sa­mym po­czątku seks był fajny i pod­nie­ca­jący, a or­ga­zmy przy­cho­dziły mi ła­two. Te­raz mu­sia­łam się na­pra­co­wać, i to do­słow­nie, wła­snymi rę­kami.

‒ Zro­bi­łem la­za­nię ‒ oświad­czył Sa­kari, idąc w moją stronę z kie­lisz­kiem szam­pana w dłoni.

Wzię­łam od niego kie­li­szek i spoj­rza­łam na sto­jącą na stole bu­telkę. Au­ten­tyczny ro­ede­rer.

‒ Praw­dziwy szam­pan ‒ sko­men­to­wa­łam, rzu­ca­jąc mę­żowi zdzi­wione spoj­rze­nie.

Sa­kari prze­brał się w ele­ganc­kie spodnie i ko­szulę z dłu­gim rę­ka­wem, która ład­nie pod­kre­ślała mocne, umię­śnione ciało. Miał nieco po­nad metr osiem­dzie­siąt wzro­stu, był odro­binę star­szy ode mnie i w wieku trzy­dzie­stu pię­ciu lat za­czy­nał już si­wieć. Wciąż do­brze wy­glą­dał, choć w pa­sie przy­było mu kilka cen­ty­me­trów ‒ ale nie za wiele. Oboje sta­ra­li­śmy się ru­szać tak czę­sto, jak tylko mo­gli­śmy, jed­nak cza­sami zu­peł­nie nie mie­li­śmy na to siły.

Mąż krzą­tał się przy na­czy­niu z la­za­nią, kro­jąc ją na od­po­wied­nie por­cje. Kiedy sta­nę­łam oparta o wy­spę ku­chenną, prze­lot­nie spoj­rzał mi w oczy.

‒ Sia­daj do stołu. Po­czę­stuj się pie­czy­wem. Pew­nie je­steś głodna.

‒ Okej ‒ od­par­łam tak po­god­nie, jak tylko po­tra­fi­łam, i usia­dłam przy stole w po­koju dzien­nym.

Moje wąt­pli­wo­ści po­woli się roz­wie­wały. Upi­łam łyk szam­pana i przez mo­ment de­lek­to­wa­łam się chwilą nie­mal cał­ko­wi­tej sa­mot­no­ści. Nie­długo jed­nak po­ja­wił się Sa­kari i na­ło­żył mi na ta­lerz so­lidną por­cję ko­la­cji. W gło­wie przy­jem­nie mi za­szu­miało. Tro­chę się roz­luź­ni­łam.

Gdy usiadł na­prze­ciwko mnie, za­czę­łam jak zwy­kle opo­wia­dać o swoim dniu. Mój mąż pro­wa­dził z przy­ja­cie­lem firmę PR-ową, która w ostat­nich cza­sach na­prawdę się roz­krę­ciła, ale po­tra­fił słu­chać rów­nież mo­ich nie­koń­czą­cych się hi­sto­rii z nud­nej pracy w księ­go­wo­ści. Spra­wiał na­wet wra­że­nie za­in­te­re­so­wa­nego, ale po­dej­rze­wa­łam, że to tylko za­wo­dowy trik. W jego branży trzeba być cier­pli­wym i do­brym słu­cha­czem.

‒ Znów mu­sia­łam przy­po­mnieć Le­ili, że ela­styczny czas pracy nie ozna­cza wol­nego w każdy pią­tek. Gdy­bym wie­działa, jak wy­gląda praca kie­row­niczki…

‒ Ra­akel, mam sprawę.

Ton Sa­ka­riego był po­ważny, więc bły­ska­wicz­nie ze­sztyw­nia­łam.

„Do li­cha. Za­czyna się. W opra­wie świec i szam­pana”.

Wzię­łam do ust duży kęs, żeby zy­skać na cza­sie i uło­żyć so­bie mowę obroń­czą na te­mat tego, dla­czego nie po­tra­fi­łam być do­brą żoną. I żeby za­pla­no­wać, co po­wiem, je­śli mąż ze­chce się ze mną roz­stać. „A je­śli ma ko­goś in­nego?”, prze­mknęło mi przez myśl.

Do tego będę po­trze­bo­wać ko­lej­nych kę­sów. W my­ślach za­śmia­łam się hi­ste­rycz­nie, gdy za­uwa­ży­łam, jak bar­dzo wszystko się zmie­niło. Nie­gdyś by­łam o niego sza­leń­czo za­zdro­sna, a te­raz gra­łam na zwłokę, ob­my­śla­jąc wła­ściwą re­ak­cję na wieść, że Sa­kari pie­przy ko­le­żankę z pracy albo któ­rąś z klien­tek.

Tak to już bywa po ośmiu la­tach. Kie­dyś w końcu mu­siał na­dejść kry­zys. Wła­ści­wie po­wi­nien był na­dejść już rok temu. Po­czu­łam spóź­nione ukłu­cie żalu, ale sta­ra­łam się za­cho­wać spo­kój.

Sa­kari do­lał mi szam­pana, a ja zo­rien­to­wa­łam się, że już nie uda mi się dłu­żej prze­cią­gać ci­szy.

‒ Pew­nie za­uwa­ży­łaś, że w nasz zwią­zek ostat­nio… W su­mie już dawno… wkra­dła się ru­tyna.

Przy­tak­nę­łam z peł­nymi ustami i cze­ka­łam na dal­szy ciąg.

‒ Spra­wiasz wra­że­nie, jak­byś nie cie­szyła się sek­sem. Ale i poza tym co­dzien­ność wszystko nam prze­sła­nia. Nie mamy czasu ani ochoty tak po­rząd­nie ze sobą być, a do tego za­wsze jest od cho­lery pracy.

Prze­łknę­łam i szybko po­pi­łam szam­pa­nem. Jak zwy­kle ro­bi­łam uniki.

‒ To w końcu nor­malne. Do­ro­słość.

Znów z po­wagą po­ki­wa­łam głową i unio­słam kie­li­szek w jego stronę.

‒ Zresztą my upra­wiamy seks. Anita mó­wiła, że nie ko­chała się z mę­żem od roku.

„Ups. O tym nie po­win­nam była wspo­mi­nać”.

Sa­kari wy­ba­łu­szył oczy z prze­ra­że­nia. Naj­wy­raź­niej moje słowa ani tro­chę go nie uspo­ko­iły.

Wpa­ko­wa­łam do ust ko­lejną por­cję la­za­nii ‒ były prze­pyszne ‒ pod­czas gdy Sa­kari od­chrząk­nął i wró­cił do te­matu, nie za­szczy­ca­jąc mnie od­po­wie­dzią.

‒ Chcę ci coś po­wie­dzieć. Coś, co może cię za­szo­ko­wać.

„Wie­dzia­łam. Ko­chanka. Nie­wier­ność. Roz­wód” ‒ alar­mu­jące słowa kłę­biły mi się w gło­wie. Oczy­wi­ście sama już się na­krę­ca­łam, aż prze­sta­łam prze­żu­wać.

‒ No? ‒ wy­mam­ro­ta­łam z peł­nymi ustami i znów się­gnę­łam po kie­li­szek.

‒ Od za­wsze… Na­prawdę od za­wsze… mia­łem pewną fan­ta­zję.

Tego się zu­peł­nie nie spo­dzie­wa­łam. Sa­kari nie mie­wał fan­ta­zji, a w każ­dym ra­zie tak mi się wy­da­wało. O ile nie cho­dzi o ta­kie zwy­czajne ma­rze­nia do­ty­czące bie­li­zny ero­tycz­nej i tym po­dob­nych rze­czy. On sam ni­gdy o ni­czym nie wspo­mi­nał. Pa­trzy­łam na męża, który spra­wiał wra­że­nie nie­wia­ry­god­nie sku­pio­nego. Przez dłuż­szy czas wpa­try­wał się we wła­sny ta­lerz, po czym pod­niósł na mnie brą­zowe oczy.

‒ W tej fan­ta­zji upra­wiasz seks z in­nymi fa­ce­tami.

Po­czu­łam się, jakby ktoś wy­su­nął mi krze­sło spod tyłka. Wła­śnie po­pi­łam i szam­pan wpadł mi w złą dziurkę tak nie­spo­dzie­wa­nie, że za­chły­snę­łam się i wy­plu­łam całe je­dze­nie. Przez chwilę ka­sła­łam jak sza­lona, sos be­sza­me­lowy wy­cie­kał mi no­sem, a Sa­kari rzu­cił się kle­pać mnie po ple­cach.

Po­sła­łam mu za­łza­wione spoj­rze­nie, pró­bu­jąc zła­pać od­dech.

‒ Po­wiedz, że źle usły­sza­łam.

Sa­kari wró­cił na swoje miej­sce. Gdy wresz­cie po­wie­dział, co miał do po­wie­dze­nia, na­brał pew­no­ści sie­bie.

‒ Bar­dzo do­brze usły­sza­łaś.

‒ Ale, ale, ale… ‒ ją­ka­łam się, pró­bu­jąc nadać kie­ru­nek cha­otycz­nym my­ślom.

‒ Już w mło­do­ści mia­łem ta­kie fan­ta­zje i z jedną byłą, z którą spę­dzi­łem kilka lat, udało nam się je zre­ali­zo­wać.

Ga­pi­łam się na Sa­ka­riego, jakby wy­ro­sła mu druga głowa, ale on z upo­rem brnął na­przód:

‒ Było su­per. Nie­sa­mo­wi­cie pod­nie­ca­jące. Ni­gdy ci tego nie pro­po­no­wa­łem, bo po­tra­fię żyć i bez ta­kich ukła­dów, a ty za­wsze by­łaś do­syć… kon­ser­wa­tywna. Ale to mo­głoby na­prawdę oży­wić nasz zwią­zek.

‒ Niby w jaki spo­sób? Nie był­byś za­zdro­sny? Czy ja wy­glą­dam na ja­kąś ku­si­cielkę? Prze­cież w mał­żeń­stwie jest miej­sce tylko dla dwóch osób…

Sa­kari wszedł mi w słowo:

‒ Ja­sne, że był­bym za­zdro­sny, ale to na­leży do gry. Uwa­żam, że mamy do sie­bie na­wza­jem duże za­ufa­nie, a re­la­cję zbu­do­wa­li­śmy na so­lid­nych pod­sta­wach, więc od­wa­żył­bym się spró­bo­wać. Seks to seks. Mi­łość to co in­nego. Ko­cham cię, ale boję się, że je­śli nic się nie zmieni, za bar­dzo się od sie­bie od­da­limy. Ra­akel, je­śli kie­dy­kol­wiek po­rząd­nie przej­rzysz się w lu­strze, zo­ba­czysz, że mo­gła­byś wy­glą­dać na­prawdę uwo­dzi­ciel­sko, gdy­byś tylko zre­zy­gno­wała z tych swo­ich od­wiecz­nych tu­nik i koń­skich ogo­nów.

‒ Co ci się nie po­doba w mo­ich tu­ni­kach?! ‒ wy­krzyk­nę­łam ura­żona.

‒ Nic ta­kiego… tak na co dzień. Ale masz ładne ciało. Mo­gła­byś je le­piej pod­kre­ślić. Je­stem na sto pro­cent pewny, że fa­ceci lgnę­liby do cie­bie. Cho­ciaż kar­mi­łaś pier­sią, masz piękny, jędrny biust. I mimo cią­głych na­rze­kań, że przy­ty­łaś, twój ty­łek jest cu­dow­nie okrą­gły.

‒ Mam ob­wi­sły brzuch.

‒ Nie­prawda. Tylko lekko wy­pu­kły. Po­trze­bu­jesz odro­biny pew­no­ści sie­bie. To wszystko.

Na­dal nie mo­głam uwie­rzyć, że roz­ma­wiamy o ta­kich rze­czach. Jak Sa­kari mógł oznaj­mić, że mnie ko­cha, a jed­no­cze­śnie za­pro­po­no­wać, że­bym za­częła się pusz­czać w ra­mach pro­gramu na­prawy związku? Trzę­są­cymi się dłońmi do­la­łam so­bie szam­pana i po­wie­dzia­łam drżą­cym gło­sem:

‒ Czyli chcesz mnie strę­czyć.

Jęk­nął i wy­mow­nie po­pa­trzył w su­fit.

‒ Nie! Żad­nego strę­cze­nia. Mo­gła­byś so­bie do­wol­nie do­bie­rać part­ne­rów. Jak ktoś ci się spodoba… I, rzecz ja­sna, je­śli nie chcesz, nie będę cię do ni­czego zmu­szać. Pod­nieca mnie myśl o tym, że upra­wia­ła­byś seks z in­nymi, a po­tem wra­ca­ła­byś do łóżka ze mną… gdyby mnie przy tym nie było, opo­wia­da­ła­byś mi wszystko ze szcze­gó­łami. A gdy­bym był… mo­gli­by­śmy prze­żyć wszystko jesz­cze raz.

‒ I ty też byś się pusz­czał?

‒ Tak na­prawdę wcale tego nie po­trze­buję. Chyba że po­sta­no­wimy się za­ba­wić z inną parą, wtedy może tak. Ale mnie pod­nieca wła­śnie kon­cep­cja _ho­twife_.

‒ Co? ‒ spy­ta­łam, usły­szaw­szy ostat­nie słowo.

‒ _Ho­twife_ to ko­bieta po­zo­sta­jąca w związku, nie­ko­niecz­nie mał­żeń­skim, która za zgodą part­nera upra­wia seks z in­nymi.

Ro­ze­śmia­łam się. _Ho­twife_. Że niby ja mia­ła­bym nią być? Kiedy by­łam młod­sza, uwa­ża­łam się za ładną, ale te­raz wi­dzia­łam w lu­strze wy­łącz­nie pod­krą­żone oczy, trą­dzik ró­żo­waty przy płat­kach nosa i grube, nie­sforne ciem­no­blond włosy, któ­rych nie pod­ci­na­łam od nie­pa­mięt­nych cza­sów.

‒ Pro­szę cię tylko, że­byś prze­my­ślała sprawę. Spo­dzie­wa­łem się tego, że za­czniesz sie­bie kry­ty­ko­wać, więc po­sta­no­wi­łem ci po­ka­zać, jaka je­steś piękna, kiedy tro­chę się sobą zaj­miesz. Twój wy­gląd nie bę­dzie sta­no­wił żad­nego pro­blemu.

Wziął ze stołu ko­pertę, któ­rej wcze­śniej zu­peł­nie nie za­uwa­ży­łam, i po­dał mi ją. Wciąż czu­łam się jak we śnie. Otwo­rzy­łam ko­pertę. W środku była karta po­da­run­kowa na znaczną sumę do zna­nego za­kładu Day Spa. Ku­pon po­kry­wał koszty wo­sko­wa­nia, pe­elingu, mani- i pe­di­kiuru, strzy­że­nia… i ogól­nie wszel­kiego roz­piesz­cza­nia, o ja­kim może so­bie za­ma­rzyć ko­bieta.

Tro­chę się ze­zło­ści­łam, choć zwy­kle uwiel­bia­łam ta­kie pre­zenty.

‒ Aż tak kosz­mar­nie wy­glą­dam, że po­trze­buję ja­kiejś eks­tre­mal­nej prze­miany? ‒ spy­ta­łam z urazą.

‒ O Boże ‒ jęk­nął Sa­kari ze znę­kaną miną. ‒ Nie! Prze­cież lu­bisz ta­kie rze­czy. I przed chwilą po­wie­dzia­łem, czemu to ku­pi­łem. Dla cie­bie. Za­re­zer­wo­wa­łem ci ca­ło­dzienną wi­zytę w so­botę za dwa ty­go­dnie, ale mo­żemy ją od­wo­łać, a ty wy­bie­rzesz so­bie nowy ter­min, je­śli ten ci nie pa­suje.

Po­tem po­ło­żył przede mną drugą ko­pertę.

‒ A to ‒ po­wie­dział fi­glar­nie ‒ bę­dzie dla mnie.

Wy­ję­łam z niej ko­lejną kartę po­da­run­kową, tym ra­zem o war­to­ści kil­ku­set euro, do naj­bar­dziej luk­su­so­wego sklepu z bie­li­zną w Hel­sin­kach.

‒ Choć­byś i nie prze­ko­nała się do mo­jej pro­po­zy­cji, chciał­bym cię zo­ba­czyć w ską­pej, sek­sow­nej bie­liź­nie i… naj­chęt­niej w poń­czo­chach czy ta­kich tam, jak one się na­zy­wają, co nie mają…

‒ Poń­czo­chy sa­mo­no­śne ‒ pod­su­nę­łam, wpa­tru­jąc się w po­da­ru­nek.

Sa­kari mu­siał to pla­no­wać od ty­go­dni, tak do­brze się przy­go­to­wał.

‒ Po­my­śla­łem so­bie, że je­śli pój­dziesz do tego sa­lonu i do sklepu, mo­gli­by­śmy tego sa­mego wie­czoru sko­czyć gdzieś na drinka. Wtedy już bę­dziesz miała tę sprawę choć tro­chę prze­my­ślaną… Wło­żysz na przy­kład tę sek­sowną czer­woną su­kienkę i za­sta­no­wisz się, ja­kie to uczu­cie, kiedy spo­strze­gasz, że obcy męż­czy­zna się na cie­bie gapi. Pój­dziemy tylko we dwoje, a ja na nic nie będę na­ci­skał.

‒ Nie bę­dziesz na­ci­skał? ‒ rzu­ci­łam gniew­nie.

‒ Wcale nie mu­sisz iść do spa tego dnia, który za­re­zer­wo­wa­łem ‒ za­pew­nił, ale do­sły­sza­łam w jego gło­sie nutę roz­cza­ro­wa­nia.

Do­pa­dły mnie wy­rzuty su­mie­nia. Już od bar­dzo dawna by­łam zmę­czoną, obo­jętną żoną, a mąż spra­wił mi taki pre­zent. Re­laks w spa nie był w końcu ja­kimś strasz­nym po­świę­ce­niem. Będę miała dwa ty­go­dnie na prze­tra­wie­nie pro­po­zy­cji. Po­my­ślę, co to wszystko ozna­cza, i na­biorę wy­star­cza­ją­cego dy­stansu, żeby spraw­dzić, ja­kie uczu­cia rze­czy­wi­ście wy­wo­łuje we mnie per­spek­tywa za­pro­po­no­wa­nego przez męża układu. O ile uda mi się za­po­mnieć o tra­dy­cyj­nej mo­ral­no­ści.

‒ Do­brze ‒ wes­tchnę­łam i po­cią­gnę­łam ko­lejny łyk szam­pana. ‒ Pójdę tam. Dzię­kuję.

Sie­dzia­łam z Sa­ka­rim w cock­tail ba­rze Gro­te­ski. Czu­łam się dziw­nie. Jak­bym nie do końca była sobą. Zo­sta­łam tak do­kład­nie wy­gła­dzona, wy­de­pi­lo­wana i wy­piesz­czona, że czu­łam się, jakby ktoś wy­mie­nił mi całe ciało na nowe. Już sama mina Sa­ka­riego, kiedy wró­ci­łam do domu ze spa, utwier­dziła mnie w prze­ko­na­niu, że warto było sko­rzy­stać z kar­netu.

Fry­zjer wy­cie­nio­wał moje się­ga­jące ra­mion włosy i do­dał ja­śniej­sze pa­semka, dzięki czemu fry­zura zy­skała na ob­ję­to­ści. Ko­sme­tyczka za­jęła się głę­bo­kim oczysz­cze­niem skóry. Ma­ni­kiu­rzystka zmięk­czyła i na­kre­mo­wała dło­nie. Te­raz nie mo­głam się po­wstrzy­mać przed zer­ka­niem co ja­kiś czas na per­fek­cyjny fran­cu­ski ma­ni­kiur. Nogi i pa­chy mia­łam wy­wo­sko­wane, a przy oka­zji zde­cy­do­wa­łam się na coś zu­peł­nie no­wego, za­chę­cona przez Ro­sjankę z Day Spa, która z po­ro­zu­mie­waw­czym uśmiesz­kiem rzu­ciła, że de­pi­la­cja bra­zy­lij­ska czyni seks dużo przy­jem­niej­szym. Chyba miała ra­cję. Już samo prze­cha­dza­nie się z wy­de­pi­lo­waną cipką po­bu­dziło za­równo moje ciało, jak i wy­obraź­nię.

Sklep z bie­li­zną od­wie­dzi­łam już kilka dni wcze­śniej. Ro­bi­łam za­kupy z po­licz­kami za­ru­mie­nio­nymi ze wstydu wy­wo­ła­nego prze­glą­da­niem się w lu­strze w tego typu fa­ta­łasz­kach. Mimo to po­py­chało mnie do przodu ja­kieś dziwne, eks­cy­tu­jące uczu­cie. W końcu wy­szłam z bu­tiku z tor­bami peł­nymi dro­gich kom­ple­tów ską­pej bie­li­zny, sa­mo­no­śnych i tra­dy­cyj­nych poń­czoch oraz pa­sów do przy­pi­na­nia tych dru­gich.

Tego wie­czoru wło­ży­łam je­den z za­ku­pio­nych ze­sta­wów i Sa­kari przy­glą­dał mi się wzro­kiem błysz­czą­cym z po­żą­da­nia. Ma­lut­kie czer­wone stringi zo­stały uszyte z prze­zro­czy­stej ko­ronki, a biu­sto­nosz miał tak ni­skie mi­seczki, że białe piersi mia­łam do po­łowy ob­na­żone, na­wet bro­dawki odro­binę wy­sta­wały.

‒ Spójrz tylko na sie­bie ‒ na­ka­zał mi mąż, pro­wa­dząc przed duże lu­stro.

Oczy­wi­ście do­brze wie­dzia­łam, jak wy­glą­dam. Obco. Jak prze­brana. Jak­bym tylko cze­kała, aż roz­bie­rze mnie ja­kiś męż­czy­zna. Sa­kari stał tuż za mną. Po­gła­dził mnie po ra­mio­nach, nieco ob­cią­gnął sta­nik, jesz­cze bar­dziej od­sła­nia­jąc piersi, a po­tem prze­su­nął ręką od mo­jego brzu­cha aż do warg sro­mo­wych. Gdy do­tknął na­giej cipki, wes­tchnął.

‒ Ra­akel, do li­cha. Nie­grzeczna dziew­czynko.

Wsu­nął dłoń tro­chę głę­biej i znów wes­tchnął.

‒ Je­steś cał­kiem mo­kra.

‒ Czy nie tego chcia­łeś? ‒ spy­ta­łam ak­sa­mit­nym gło­sem.

‒ No kurde, ja­sne. Wy­ru­chał­bym cię tu i te­raz, ale nie chcę, że­byś zmie­niła na­sta­wie­nie ‒ wy­mru­czał. Po­ca­ło­wał mnie w ra­mię i z po­wro­tem pod­cią­gnął biu­sto­nosz na wła­ściwe miej­sce.

Gdy się uma­lo­wa­łam i wło­ży­łam czer­woną su­kienkę, mu­sia­łam przy­znać, że już dawno nie czu­łam się taka piękna i pewna sie­bie.

Moje nie­bie­skie oczy wy­da­wały się więk­sze dzięki zło­to­brą­zo­wym cie­niom do po­wiek. Usta po­cią­gnę­łam ja­skrawą szminką w od­cie­niu su­kienki. Sama su­kienka zresztą zu­peł­nie nie była w stylu ubrań, które no­si­łam na co dzień. Ku­pi­łam ją na wy­prze­daży i mia­łam na so­bie tylko raz ‒ pod­czas zor­ga­ni­zo­wa­nej przez nas do­mówki. Zro­biono ją z cien­kiej tka­niny do­brej ja­ko­ści, ale nie mo­głam się przy­zwy­czaić do głę­bo­kiego de­koltu i od­sło­nię­tych nóg. Su­kienka była ide­al­nie do­pa­so­wana aż do bio­der, po czym prze­cho­dziła w szer­szą pli­so­waną spód­niczkę do po­łowy uda.

Zgoda na za­biegi ko­sme­tyczne, wy­stro­je­nie się i uma­lo­wa­nie nie ozna­czała jed­nak, że przy­sta­łam na pro­po­zy­cję Sa­ka­riego.

Wciąż roz­trzą­sa­łam ten po­mysł i cza­sami wy­da­wało mi się, że nie po­tra­fi­ła­bym żyć w ta­kim związku. In­nym ra­zem myśl o wol­no­ści cho­ler­nie mnie pod­nie­cała. W ciem­nej sy­pialni pie­ści­łam swoje ciało i do­cho­dzi­łam, wy­obra­ża­jąc so­bie nad sobą twarz nie­zna­jo­mego męż­czy­zny.

Sa­kari nie na­ci­skał już po na­szej wstęp­nej roz­mo­wie. I nie mu­siał. Jego po­mysł nie da­wał mi spo­koju, a gdy pew­nej nocy upra­wia­li­śmy seks, przy­szła mi do głowy fan­ta­zja męża. Choć by­łam zmę­czona, roz­pa­liło mnie to do czer­wo­no­ści. Uda­wa­łam przed sobą, że do mał­żeń­skiego łóżka przy­szłam wprost z ob­jęć in­nego fa­ceta. Po raz pierw­szy od nie­pa­mięt­nych cza­sów mia­łam or­gazm przez wiel­kie O.

‒ Tam­ten wy­soki bru­net po le­wej cią­gle na cie­bie zerka ‒ mruk­nął Sa­kari i upił nieco whi­sky.

‒ To ra­czej nic dziw­nego, w końcu sie­dzę tu pół­naga ‒ od­par­łam su­cho.

Sa­kari par­sk­nął śmie­chem.

‒ Spójrz za sie­bie, to do­piero zo­ba­czysz krótką kieckę.

Nie mu­sia­łam spo­glą­dać. Wie­dzia­łam, że za mo­imi ple­cami sie­dzą trzy dziew­czyny koło dwu­dziestki, a jedna z nich ma na so­bie nie­wia­ry­god­nie krótką, po­zba­wioną ra­mią­czek su­kienkę.

‒ A co, je­śli ja… ‒ pod­jął Sa­kari, więc od­wró­ci­łam się w jego stronę.

Pa­trzył na mnie fi­glar­nie, ale też z ja­kimś dziw­nym pod­nie­ce­niem. Za­mknął usta, nie do­koń­czyw­szy zda­nia.

‒ No co? Wy­rzuć to z sie­bie ‒ za­chę­ci­łam, ośmie­lona po trze­cim da­iqu­iri.

Uśmiech­nął się ło­bu­zer­sko i za­pro­po­no­wał:

‒ A co, je­śli zo­sta­wię cię na tro­chę samą? Po­wiedzmy, na go­dzinę?

Serce za­częło mi wa­lić ze stra­chu i nie­pew­no­ści.

‒ Prze­cież umó­wi­li­śmy się… Nie zdą­ży­łam jesz­cze tego po­rząd­nie prze­my­śleć. To zna­czy po­mysł jest… cał­kiem spoko, ale nie wiem, czy się do tego na­daję. I szcze­rze mó­wiąc, za­sta­na­wiam się, czy ty się na­da­jesz. Ja­kaś dziew­czyna sprzed lat… Zresztą, Sa­kari, ja nie mia­łam ni­kogo poza tobą i jed­nym by­łym.

W pa­nice wy­rzu­ca­łam z sie­bie wąt­pli­wo­ści. Sa­kari po­ki­wał głową.

‒ Okej. Zro­bimy tak, jak chcesz. Po­my­śla­łem tylko, że mo­gła­byś spraw­dzić, jak się z tym po­czu­jesz… Ktoś może cię za­gad­nąć, kiedy bę­dziesz sama. Je­śli będę tu sie­dział, nikt nie po­dej­dzie.

Wi­nię da­iqu­iri za to, co na­stą­piło po­tem. Za­sta­no­wi­łam się przez chwilę nad sło­wami męża i do­szłam do wnio­sku, że raz ko­zie śmierć. Skoro po­zo­sta­wie­nie mnie przy ba­rze na go­dzinę bę­dzie dla Sa­ka­riego tak pod­nie­ca­jące, rów­nie do­brze mogę spró­bo­wać. Tym bar­dziej że to­wa­rzy­szące mi przez cały dzień mro­wie­nie w pod­brzu­szu tylko się wzmo­gło. Po krót­kiej ci­szy oznaj­mi­łam:

‒ No do­bra. Spró­bujmy. Ale nie od­da­laj się za bar­dzo.

‒ Nie pójdę da­leko. ‒ Uśmiech­nął się szel­mow­sko. ‒ Tylko do domu. Do­łącz do mnie za go­dzinę.

Za­nim zdą­ży­łam jak­kol­wiek za­re­ago­wać, Sa­kari był już przy drzwiach, a ja zo­sta­łam sama. Od razu po­czu­łam lekki nie­po­kój. Nie­pewna, po­pi­ja­łam drinka. Zer­k­nę­łam na grupę męż­czyzn po le­wej stro­nie, szu­ka­jąc wzro­kiem męż­czy­zny, który we­dług Sa­ka­riego mi się przy­glą­dał. „Ob­co­kra­jo­wiec”, stwier­dzi­łam bez wa­ha­nia. Po­zo­stali fa­ceci mieli ciem­niej­sze bądź ja­śniej­sze blond włosy i wy­glą­dali na fiń­skich przed­się­bior­ców, ale ten je­den miał czar­niawe włosy, w do­datku do­syć dłu­gie jak na biz­nes­mena. Był wy­soki, bar­dzo szczu­pły i miał w so­bie coś z ja­strzę­bia. „Po­łu­dnio­wiec”, do­pre­cy­zo­wa­łam w my­ślach.

Od­wró­cił się w moją stronę. Naj­pierw po­pa­trzył mi w oczy, a po­tem zlu­stro­wał od stóp do głów. Pa­lący ru­mie­niec za­czął ogar­niać moją szyję i po­liczki. Nie­mal mia­łam ochotę wy­śli­zgnąć się spod spoj­rze­nia ob­cego. Z ja­kie­goś po­wodu sama nie po­tra­fi­łam od­wró­cić wzroku, więc za­czę­łam re­je­stro­wać co­raz wię­cej in­for­ma­cji na te­mat męż­czy­zny.

Mocny pro­fil. Drogi gar­ni­tur. Wy­pie­lę­gno­wany. Lekki za­rost. Dłu­gie palce. Ob­rączka.

Ku wła­snemu prze­ra­że­niu po­czu­łam, jak moje kro­cze re­aguje na ten wi­dok, i mocno za­ci­snę­łam uda. To tylko po­gor­szyło sprawę. Go­rąca wil­goć po­cie­kła na ko­ronkę maj­tek, a moje piersi stward­niały. „Ob­rączka!”, krzyk­nę­łam na sie­bie w my­ślach. Da­łam ręką znak bar­ma­nowi, a moja wła­sna ob­rączka bły­snęła w świe­tle lamp. Po­czu­łam się jesz­cze go­rzej.

Wy­ję­łam te­le­fon, żeby spraw­dzić, ile czasu już upły­nęło. Pięt­na­ście mi­nut. Za­mó­wi­łam dirty mar­tini, a gdy bar­man bły­ska­wicz­nie po­sta­wił przede mną kie­li­szek, wy­cią­gnę­łam z to­rebki port­fel.

‒ Po­zwól, że za­płacę ‒ po­wie­dział ktoś po an­giel­sku tuż obok.

Port­fel wy­padł mi z ręki. Wy­soki ob­co­kra­jo­wiec stał przy mnie, przy­glą­da­jąc mi się tak in­ten­syw­nie, że za­po­mnia­łam, gdzie je­stem. Po­tra­fi­łam je­dy­nie ski­nąć głową, więc męż­czy­zna za­pła­cił za mój kok­tajl. Po­tem ukuc­nął u mo­ich stóp. Przez mo­ment nie ro­zu­mia­łam, co robi, ale za­raz przy­po­mnia­łam so­bie o port­felu.

„Fan­ta­zje Sa­ka­riego mącą mi w gło­wie. Prze­cież ja nie je­stem taka. Wra­cam do domu. Sa­kari nie może tego chcieć, nie tak na­prawdę”.

Po­tok my­śli za­trzy­mał się, jakby na­tra­fił na be­to­nową ścianę, kiedy nie­zna­jomy zła­pał mnie za rękę i ła­god­nym ge­stem wsu­nął w nią port­fel. Przy­trzy­mał moją dłoń w swo­jej dużo dłu­żej, niż było to po­trzebne. Tak na­prawdę mógł prze­cież po­ło­żyć port­fel na bla­cie, za­uwa­ży­łam w my­ślach.

‒ Zo­sta­łaś sama, ko­cha­nie? ‒ spy­tał męż­czy­zna, a ja po raz ko­lejny ski­nę­łam głową bez słowa.

W jego oczach bły­snęło roz­ba­wie­nie.

‒ Umiesz mó­wić? Jak masz na imię?

Od­chrząk­nę­łam z za­kło­po­ta­niem, a gdy od­po­wia­da­łam, głos mia­łam chra­pliwy.

‒ Prze­pra­szam. By­łam po pro­stu… za­sko­czona. Je­stem Ra­akel.

‒ Ra­quel, hmm? Ja je­stem Ma­nuel. Nie masz nic prze­ciwko temu, że­bym się na chwilę przy­siadł?

Za­wsty­dzi­łam się, i to po­rząd­nie. Po­tem na nowo po­czu­łam nie­re­al­ność ostat­nich dwóch ty­go­dni, a już szcze­gól­nie tego dnia. Poza wsty­dem za­lała mnie fala no­wych uczuć. Cie­ka­wo­ści. Eks­cy­ta­cji. Ocze­ki­wa­nia.

Ma­nuel oka­zał się do­brym roz­mówcą, dzięki czemu szybko się przy nim roz­luź­ni­łam. Nie pró­bo­wał mnie do­tknąć ani nic nie pro­po­no­wał, cho­ciaż wciąż pa­trzył na mnie w taki spo­sób, że na­wet taka nie­do­świad­czona, kon­ser­wa­tywna ko­bieta jak ja mo­gła się zo­rien­to­wać, że coś za tym stoi. Opo­wia­dał, że jest me­ne­dże­rem w du­żym hisz­pań­skim banku, który ma spory od­dział rów­nież w Fin­lan­dii. Jako że pie­nią­dze i przed­się­bior­czość sta­no­wiły te­maty znane nam obojgu, przez ja­kiś czas roz­ma­wia­li­śmy o spra­wach za­wo­do­wych, mimo że moje ciało wciąż pul­so­wało w dziwny, nie­spo­ty­kany do­tąd spo­sób.

Na­wet nie za­uwa­ży­łam, kiedy upły­nęła cała go­dzina. Prze­szli­śmy do lżej­szej po­ga­wędki i do­ko­ny­wa­li­śmy prze­glądu atrak­cji tu­ry­stycz­nych Ma­drytu i Hel­si­nek, re­stau­ra­cji i moż­li­wo­ści przy­jem­nego spę­dze­nia czasu. Gdy Ma­nuel wska­zał pu­stą szklankę przede mną i za­py­tał, czy za­mó­wić ko­lej­nego drinka, spoj­rza­łam na ze­ga­rek i z prze­ra­że­niem zo­rien­to­wa­łam się, że spę­dzi­łam sama w ba­rze po­nad pół­to­rej go­dziny. A wła­ści­wie nie sama, jak pod­szep­nęła mi za­wo­dowa skru­pu­lat­ność.

‒ Nie. Nie, dzię­kuję. Mu­szę już iść. Do domu ‒ wy­ja­śni­łam szybko i zsu­nę­łam się z wy­so­kiego stołka.

Ma­nuel po­ło­żył swoją dłoń na ręce, którą ści­ska­łam to­rebkę. Nie pró­bo­wa­łam mu się wy­mknąć. Pa­trzy­łam tylko na jego skórę, tak ciemną w po­rów­na­niu z moją, i po­kry­wa­jące ją de­li­katne, ciemne wło­ski.

‒ Po­cze­kaj. Czymś cię prze­stra­szy­łem? ‒ spy­tał, a kiedy pod­nio­słam na niego wzrok, wy­dał mi się zu­peł­nie szczery.

‒ Nie. Nic ta­kiego ‒ od­par­łam.

Po­czu­łam, jak moje ciało sztyw­nieje po dniu pracy na naj­wyż­szych ob­ro­tach i po ca­łym dzi­wacz­nym przed­sta­wie­niu, w któ­rym oboje bra­li­śmy udział. I choć naj­wy­raź­niej nie ob­cho­dziło to ani Sa­ka­riego, ani Ma­nu­ela, wy­rzu­ci­łam z sie­bie:

‒ Mam męża.

Ma­nuel prze­krzy­wił głowę, a w ką­ciku jego ust czaił się uśmiech:

‒ Za­uwa­ży­łem. Ja też mam żonę. Czy to ten męż­czy­zna, z któ­rym by­łaś tu wcze­śniej?

‒ Tak ‒ od­po­wie­dzia­łam nie­pew­nie, spe­szona bra­kiem re­ak­cji na moje słowa.

Ma­nuel cmok­nął z dez­apro­batą.

‒ I zo­sta­wił taką… pięk­ność zu­peł­nie samą w ba­rze, na pa­stwę wszyst­kich za­gra­nicz­nych be­stii.

Wy­glą­dał na roz­ba­wio­nego, ja też nie po­tra­fi­łam po­wstrzy­mać uśmie­chu.

‒ Czym wra­casz do domu? ‒ spy­tał.

Do­ce­ni­łam to, że nie pró­bo­wał mnie na­ma­wiać, że­bym zo­stała.

‒ Chyba tak­sówką.

‒ W ta­kim ra­zie od­pro­wa­dzę cię do tak­sówki.

‒ Wcale nie mu­sisz… ‒ za­czę­łam, ale on już po­ło­żył so­bie moją dłoń na przed­ra­mie­niu.

Drżały mi nogi, gdy we dwoje szli­śmy w kie­runku drzwi. Za­sta­na­wia­łam się, co my­śli o mnie bar­man. Przy­szłam z jed­nym fa­ce­tem, wy­cho­dzę z in­nym. Po wyj­ściu z baru skie­ro­wa­li­śmy się w stronę ulicy Man­ner­he­imin­tie. Nie za­szli­śmy jed­nak zbyt da­leko, bo Ma­nuel przy­sta­nął na­gle i wcią­gnął mnie do wą­skiego ka­mien­nego przej­ścia, naj­praw­do­po­dob­niej pro­wa­dzą­cego na klatkę scho­dową.

Nie do­ty­kał mnie, ale był tak bli­sko, że czu­łam za­pach ele­ganc­kiej wody po go­le­niu i cie­pło pro­mie­niu­jące z jego ciała. Kro­cze wręcz mnie bo­lało, zro­biło mi się słabo, a jed­no­cze­śnie by­łam prze­ra­żona. Pod­nio­słam wzrok i wes­tchnę­łam lekko. Ma­nuel zin­ter­pre­to­wał to jako przy­zwo­le­nie. Oparł dło­nie o mur po obu stro­nach mo­jej głowy i schy­lił się, mu­ska­jąc ustami moje ucho.

‒ Mam po­kój w ho­telu Ha­ven. Chodź ze mną.

„Pie­przony Sa­kari”, po­my­śla­łam sfru­stro­wana. Mąż po­mie­szał mi w gło­wie, a te wszyst­kie prze­bie­ranki jesz­cze po­gor­szyły sy­tu­ację. Brudne my­śli o sek­sie z nie­zna­jo­mymi nie da­wały mi spo­koju, a te­raz zna­la­złam się w cał­ko­wi­cie ob­cej i nie­spo­dzie­wa­nej sy­tu­acji. Oparta ple­cami o chłodny gra­nit, nie­mal przy­gwoż­dżona do ściany przez męż­czy­znę, o któ­rym wie­dzia­łam nie­wiele wię­cej niż to, jak ma na imię.

‒ Ja… nie mogę ‒ od­po­wie­dzia­łam sła­bym, drżą­cym gło­sem.

Ma­nuel mil­czał. Nie na­le­gał ani się nie opie­rał, ale po­nie­waż wciąż sta­łam bez ru­chu, nie pró­bu­jąc się oswo­bo­dzić, po­ca­ło­wał mnie przy uchu, w miej­sce, gdzie żu­chwa styka się z szyją. Po­winno mnie to obu­rzyć, jed­nak tylko bar­dziej się pod­nie­ci­łam i wy­mknęło mi się mięk­kie wes­tchnie­nie.

Męż­czy­zna na­brał od­wagi. Po­ło­żył mi jedną rękę na karku, a drugą po­cią­gnął ma­te­riał su­kienki przy de­kol­cie, ob­na­ża­jąc pierś. W końcu przy­ci­snął się do mnie w ten spo­sób, że nikt z ze­wnątrz nie mógł zo­ba­czyć, co ro­bimy, i po­czu­łam na pod­brzu­szu dłu­giego, twar­dego pe­nisa. Za­krę­ciło mi się w gło­wie, a od­dech przy­spie­szył. Sa­kari nie mógł chcieć cze­goś ta­kiego. Ja nie mo­głam chcieć cze­goś ta­kiego. Ni­gdy nie dam rady opo­wie­dzieć, co ro­bi­łam tego wie­czoru w cen­trum mia­sta z nie­zna­jo­mym fa­ce­tem.

Moje my­śli się roz­wiały, gdy Ma­nuel syk­nął coś po hisz­pań­sku i uszczyp­nął mnie w su­tek. Jęk­nę­łam pod­nie­cona i moc­niej wtu­li­łam się w męż­czy­znę. On gła­dził mnie wzdłuż bio­der i ud, aż wsu­nął dłoń pod su­kienkę. Za­mknę­łam oczy i jęk­nę­łam gło­śniej.

„Mu­sisz stąd iść. Na­prawdę mu­sisz iść. Ode­pchnij go od sie­bie. Ode­pchnij jak naj­da­lej”.

Po­ło­ży­łam mu ręce na piersi, ale za­miast go ode­pchnąć, za­czę­łam ba­dać jego ciało pod ma­ry­narką. W tym sa­mym cza­sie Ma­nuel mu­snął moją pupę, cał­ko­wi­cie od­sło­niętą przez stringi, i szep­nął mi do ucha:

‒ Tak cho­ler­nie chcę cię prze­le­cieć.

Po­czu­łam, jakby ktoś wlał we mnie cie­kły me­tal. To było zu­peł­nie nie­wła­ściwe. Po­win­nam prze­rwać.

‒ Ja… nie mogę ‒ szep­nę­łam.

Ma­nuel przy­warł ustami do mo­ich warg, a jego ję­zyk gwał­tow­nie wdarł mi się do ust. Ze­sztyw­nia­łam z za­sko­cze­nia ‒ i z po­żą­da­nia. Gdy ję­zyk Ma­nu­ela ba­dał za­ka­marki mo­ich ust i za­pra­szał mój ję­zyk do tańca, stra­ci­łam resztki kon­troli i od­wza­jem­ni­łam po­ca­łu­nek. Dłu­gie palce męż­czy­zny gła­dziły mnie po brzu­chu i bio­drach, po czym na­gle wśli­zgnęły się pod majtki, w na­brzmiałą, wil­gotną, pul­su­jącą wy­cze­ku­jąco szparkę.

‒ Ach, piękna, nie­grzeczna Ra­quel. Ta twoja naga, mo­kra cipka mówi zu­peł­nie coś in­nego niż usta.

Przez chwilę po­ru­szał we mnie pal­cami, mu­ska­jąc też łech­taczkę, do­pro­wa­dza­jąc mnie do utraty tchu. Z ulicy do­biegł znie­nacka ryk klak­sonu. Otrzeź­wiło mnie to i spra­wiło, że zroz­pa­czona po­ję­łam, gdzie je­stem i co wy­ra­biam.

‒ Nie, Ma­nu­elu ‒ za­pro­te­sto­wa­łam w pa­nice, wy­ry­wa­jąc mu się z ob­jęć.

Wy­glą­dał na bar­dzo za­sko­czo­nego.

‒ Na­prawdę… chcia­ła­bym. I… ‒ pró­bo­wa­łam się tłu­ma­czyć.

Przy­szła mi do głowy fan­ta­zja Sa­ka­riego.

‒ Może któ­re­goś dnia będę mo­gła zna­leźć ko­chanka. Albo po pro­stu upra­wiać seks z nie­zna­jo­mym. Nie wiem. Ale… nie te­raz. Jesz­cze nie.

Pa­trzy­łam na Ma­nu­ela za­ru­mie­niona, ze źre­ni­cami roz­sze­rzo­nymi z po­żą­da­nia. On od­wza­jem­nił spoj­rze­nie, jakby się nad czymś za­sta­na­wiał.

‒ Cho­ler­nie mnie pod­nie­casz ‒ po­wie­dział chra­pli­wie. ‒ By­wam w Hel­sin­kach co ja­kiś czas. To moja wi­zy­tówka, na wy­pa­dek gdy­byś zmie­niła zda­nie.

Oszo­ło­miona wzię­łam od niego kartę.

‒ A te­raz… za­nim stracę nad sobą pa­no­wa­nie i uwiodę cię w przej­ściu mię­dzy bu­dyn­kami, chodźmy zna­leźć ci tak­sówkę.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: