Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Niewłaściwy facet - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 marca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niewłaściwy facet - ebook

Pierwszy tom nowej zaskakującej dylogii, w której romans przeplata się z sensacją!

Dwudziestosześcioletnia Sky czuje się spełniona zawodowo i prywatnie. Razem z Jayem, przyjacielem z dzieciństwa, prowadzi studio taneczne, które odniosło spory sukces. Co więcej, atrakcyjny biznesmen, z którym się spotyka, wydaje się prawdziwym księciem z bajki. Wszystko idzie gładko, dokładnie tak jak chciała.

Jednak wystarcza jedno spojrzenie ciemnoniebieskich oczu przystojnego nieznajomego, żeby w jej codzienność wkradł się chaos. Sky już nie wie, co jest właściwe, a co nie. W jej sercu i umyśle toczy się wojna.

W dodatku okazuje się, że nowo poznany mężczyzna świetnie tańczy. Sky wraz ze swoją ekipą zaprasza go do zespołu. W ten sposób Blue wkracza do jej życia, ale wbrew temu, co o nim myślała, on nie jest osobą, za jaką się podawał. Wkrótce kobieta zrozumie, że z tej znajomości wynikną same kłopoty.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8178-544-0
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 2

Blue

Zatrzasnąłem za sobą drzwi, kluczyki od samochodu rzuciłem na kuchenny stół i tak jak stałem, w pełnym ubraniu, padłem na nierozścielone łóżko. Paradoksalnie, chociaż konałem z wyczerpania, chciałem, żeby ten dzień nigdy się nie kończył. Było absolutnie idealnie, do momentu kiedy usłyszałem nad głową lodowaty głos:

– Co ty odpierdalasz?! – Nawet nie drgnąłem, mimo że mnie zaskoczył. Byłem już przyzwyczajony, nie robiło na mnie wrażenia nawet to, że o czwartej nad ranem czekał na mnie zaczajony w moim własnym mieszkaniu.

– Wal się! – zripostowałem. Miałem ochotę opowiedzieć mu ze szczegółami, jak cudownie spędziłem te ostatnie kilkanaście godzin w towarzystwie jego dziewczyny. Chciałem się podzielić z szanownym bratem każdą sekundą i wytłumaczyć mu po literkach, dlaczego złamałem wszystkie jego zakazy, zaraz po tym, jak podtarłem sobie tyłek jego gadkami o wyższym celu, lojalności i konieczności bycia w cieniu. Zwłaszcza o tym ostatnim.

Od dziś cień mnie nie dotyczy. I w dupie mam, czy zginę przez to, czy nie. Poznałem inną wersję życia, niż tą, na którą mnie skazał. Przez kilkanaście godzin byłem zwykłym dzieciakiem, bez trosk i krwi na rękach.

– Słyszałeś moje pytanie? – warknął jak drapieżnik szykujący się do skoku.

– A ty moją odpowiedź? – rzuciłem beznamiętnym tonem, rozwalony na łóżku król luzaków, wiedząc, że brak jakiegokolwiek respektu ostatecznie go sprowokuje.

Oczywiście, nie pohamował się, dopadł mnie błyskawicznie i złapał za gardło. Był cholernie silny, ale z naszej dwójki to ja byłem szybszy, zwinniejszy i po prostu lepszy technicznie. Puścił, kiedy tylko wyprowadziłem cios w brzuch. Jak byłem już wolny, mogłem szybkim przewrotem w tył zeskoczyć z materaca i stanąć przed nim z dłońmi zwiniętymi w pięści, jak za dawnych lat. Zawsze, odkąd tylko pamiętam, byliśmy gotowi zgotować sobie piekło i stłuc się na kwaśne jabłko. Nieodzownym elementem tego rytuału była późniejsza jazda na izbę przyjęć, żeby pozszywać najgorsze rany. Początkowo to głównie on bił mnie, ale później, kiedy fizycznie stałem się mężczyzną, zaczął sam obrywać. Z biegiem czasu polubiłem taki sposób rozwiązywania problemów, wolałem od razu użyć przemocy, niż cokolwiek negocjować. Nie byłem grzecznym chłopcem, za to cieszyłem się respektem najgorszych okolicznych zakapiorów. Mój image z każdym rokiem stawał się coraz bardziej jednolity, odkąd jeszcze jako dzieciak, w obronie tego pieprzonego gnojka zabiłem człowieka. Byliśmy poszukiwani zarówno przez mafię, jak i policję, a jednak udało nam się zniknąć. Najwyraźniej pieniądze potrafią kupić nawet czapkę niewidkę, w postaci nowej tożsamości.

Nasze starcia w niczym nie przypominały bezładnych, ulicznych naparzanek. Obaj mieliśmy wypracowaną precyzyjną strategię, mającą za zadanie dostarczyć przeciwnikowi maksimum bólu w jak najkrótszym czasie i trzeba było przyznać, że obecnie osiągnęliśmy w tym poziom master.

Zwarliśmy się w rozwścieczoną kulę mięśni, gotowi zamienić siebie nawzajem w krwawe konfetti. Uderzył mnie pięścią w łuk brwiowy, skóra nie wytrzymała i momentalnie lewe oko zalała mi krew. Natychmiast, prawym prostym, rozkwasiłem mu wargę i korzystając z zaskoczenia, uderzyłem go głową w nos. Nawet nie jęknął, chociaż z doświadczenia wiedziałem, jakie to skurwysyńskie uczucie. Cierpiał, a ja z zadowoleniem obserwowałem, jak wyzwolona wściekłym bólem adrenalina zaczyna krążyć mu w żyłach. Był na granicy, za kilka sekund wybuchnie, starając się zrobić ze mnie miazgę. Boże, w perwersyjny sposób kochałem patrzeć, jak drży z wściekłości. Nie czekałem długo na odpowiedź, fachowo ocenił odległość, ugiął kolana, odbił się lekko i obrócił na jednej nodze, z drugą wysoko uniesioną i trafił mnie nią w skroń. Upadając, podciąłem mu nogi i jak tylko zwalił się na podłogę, wskoczyłem na niego okrakiem i zacisnąłem dłoń na jego szyi. Momentalnie wbił mi pięść w brzuch i zmusił do poluzowania uścisku.

– Dosyć na dzisiaj – wycharczał. Nigdy nie miałem pełnego poczucia triumfu, jeśli chociaż na chwilę nie pozbawiłem go przytomności, ale dzisiaj musiałem mu przyznać rację. Dalsza walka nie miała sensu, narastający ruch uliczny i wpadające przez niedosunięte rolety poranne promienie słońca natrętnie przypominały mi, że nie spałem od dwudziestu czterech godzin. Potoczyłem wzrokiem po swojej sypialni, oceniając dzisiejsze zniszczenia. Kolejne w tym miesiącu roztrzaskane krzesło, rozbita lampa i przewrócona komoda. Nic specjalnego, bywało znacznie gorzej.

Złapałem paczkę mrożonego groszku, którą wyciągnął dla mnie z zamrażalnika. Sam jako okład na nos wybrał brokuły. Do szczęki przyłożył mrożony stek i cały ten obrazek powoli zaczynał nosić znamiona komizmu.

– Wyglądasz jak kupa gówna – skomplementowałem jego twarz i rozdartą koszulę. Siedzieliśmy obok siebie na kuchennej podłodze oparci o fronty dolnych szafek, w których trzymałem garnki i pokrywki.

– Pierdol się, Blue! – Uśmiechnął się krzywo. – Tobie też niczego nie brakuje, kutasie – Westchnął ze zrezygnowaniem i zaczął swoją zwykłą pogadankę:

– Wiem, że jesteś dorosły, ale, do kurwy nędzy, chyba powinieneś przynajmniej oddzwonić.

– Martwiłeś się? – Zrobiłem słodki dzióbek i zatrzepotałem rzęsami jak siedmioletnia dziewczynka.

Widziałem, jak nie pamiętając już o obrażeniach, odruchowo zaciska szczęki i z dziecięcą radością czekałem, aż syknie z bólu.

– Depcze nam po piętach, nie pamiętasz? – mruknął.

– To my depczemy jemu – przypomniałem mu swoją optymistyczną wersję.

– Zwał jak zwał, masz przed sobą kilka zadań i interesuje mnie tylko to, czy jesteś gotowy.

– I co? Jestem? – Spojrzałem wymownie na jego spuchniętą gębę.

– Chyba masz krótką pamięć i niewłaściwie oceniasz przeciwnika, młody – podsumował lodowatym tonem, podniósł się i skierował do wyjścia. Doskonale wiedziałem, co chciał mi przez to powiedzieć. Gotowość na rutynową robotę to jedno, a zmierzenie się z człowiekiem, który zabrał nam normalne życie, to drugie. Ale mylił się, pamięć miałem doskonałą, a ostatnie trzy dni beztroski mogłem odtworzyć minuta po minucie. Niestety. Mimo że minęło już dziesięć lat.

Dziesięć lat, trzy dni i czternaście godzin temu siedziałem na dywanie niemal zakopany w Lego Technic i kończyłem dzieło swojego życia – chodzącego robota. Za moimi plecami znienawidzony SpongeBob skrzeczał z telewizora i nie wyłączyłem go tylko dlatego, że zarówno pilot, jak i pół salonu, dosłownie zatonął w klockach. Zresztą, bardziej niż to kreskówkowe szczekanie rozpraszał mnie zapach dobiegający z kuchni. Szarlotka mamy. Jej aromat wprawiał moje jedenastoletnie zmysły w ekstazę i był esencją czegoś, co jako dorośli nazywamy „domowym ciepłem”. Wychyliłem się w lewo, żeby przez szparę w drzwiach podejrzeć etap pieczenia i ocenić, jak długo jeszcze przyjdzie mi czekać. Wiadomo było, że dostanę ścierką w łeb, kiedy mama znowu przyłapie mnie na parzeniu sobie ust gorącym ciastem. To był nasz rytuał, pogoń po kuchni, jej udawana surowa mina i mój śmiech. Jak już zjadłem większą część ciasta z blachy to zaczynał gonić mnie brat, a ja krzyczałem, że powinien mieć pretensje do siebie, bo przecież zamiast pilnować piekarnika, znowu szlajał się ze swoimi podejrzanymi kumplami.

Ja nadal byłem syneczkiem mamusi, a on już wiecznie nieobecnym nastolatkiem. Niezależnie od fazy rozwoju, oboje na równi szaleliśmy za matką i tworzonym przez nią domem. Była piękną, łagodną kobietą bez instynktu samozachowawczego mogącego oszczędzić jej kilku bolesnych związków. Od śmierci ojca jego rolę nieudolnie przejmował jakiś „wujek”. Obecnie mieszkał z nami łysy, zwalisty prostak, którego jedyną zaletą była „praca” wymagająca ciągłych podróży. Widywaliśmy go dostatecznie rzadko, żeby odpuścić próby otrucia, ale zbyt często, żeby tolerować. Miał w sobie jakąś przestępczą aurę, przejmującą nas lękiem. Teoretycznie, w naszej dzielnicy człowiek bez więziennych tatuaży zdarzał się chyba rzadziej niż goryl albinos w środowisku naturalnym, niemniej jednak Fagas, jak go potajemnie nazywaliśmy, emanował takim rodzajem zła, który zsyłał ciary nawet na dzielnicowego. Następne kilkadziesiąt godzin miało udowodnić, że nie bezpodstawnie.

Sky

– Czy ci się to podoba, czy nie, zespół jest wspólnotą demokratyczną i należy się tej sprawie głosowanie – perorował Jay, a ja walczyłam z pokusą wykopania go za drzwi mojego biura, gabarytami przypominającego schowek na miotły. Akurat w tej chwili, jego żenujące rozmiary były zaletą, ponieważ ja, krzesło, biurko i rosła postać Jaya zajmowały niemal sto procent powierzchni i na szczęście nie było sposobności, aby ktoś więcej tu wtargnął, żeby mnie dręczyć.

– Jest świetny, jest młody i świeży. – Po głosie poznałam, że to Mia usiłowała przecisnąć głowę pod pachą mojego BYŁEGO asystenta.

– Ma dupkę jak orzeszek – dodał Jay.

– To i tak większy niż twój mózg. – Nie oparłam się pokusie.

– Ręka w górę, kto go chce! – z wyjątkowo dwuznacznym uśmiechem zaproponował Jay i podniósł obie dłonie, a ja posłałam mu jadowite spojrzenie, które wdzięcznie zignorował, licząc głosy tłoczących się za jego plecami tancerzy.

– Sto procent, Sky! – wykrzyknął radośnie, przez co z jękiem walnęłam czołem o blat biurka. Pierwszy raz w życiu wolałabym widzieć się w roli dyktatorki.

***

Najpierw zostałam zganiona za brak jego numeru, a później bezceremonialnie wysłana na poszukiwania. Nie ma to jak z rządzącej stać się podwładną. Oczywiście z braku innego pomysłu, poszłam od razu na plażę. Leżał tam sobie na piasku, jak nieświadomy swojej wartości ósmy cud świata. Podeszłam oficjalna, chłodna i obojętna do tego najpiękniej opalonego skupiska żywych komórek na całym tym cholernym, złotym piasku i zmusiłam go do otwarcia oczu i zaprzestania machania stopą w rytm słuchanej przez słuchawki muzyki, szturchając go lekko w bok swoim dużym palcem u nogi. Momentalnie pożałowałam tego gestu, bo poderwał się błyskawicznie, jakby chciał odeprzeć atak nożownika i przez chwilę wyglądał, jakby chciał mnie uderzyć.

– Wolę inny rodzaj dotyku. – Opanował się szybko i posłał mi szatański uśmiech. Znowu poczułam dziwną słabość w stawach kolanowych, zwłaszcza że jego ubranie więcej odsłaniało, niż zakrywało. Chciałam natychmiast dotknąć tej nagrzanej skóry delikatnie połyskującej w słońcu. Sporządziłam mentalną notatkę o zabronieniu mu na przyszłość paradowania bez koszulki w mojej obecności.

– Twoje groupies nalegają, żebym cię włączyła do zespołu. – Nie zamierzałam odwlekać tej krępującej chwili, chociaż ledwo ten komunikat przeszedł mi przez gardło.

– A ty czego chcesz? – Spojrzał mi wyzywająco w oczy, sprowadzając do mojego podbrzusza niekontrolowany skurcz. To, czego NAPRAWDĘ pragnęłam, nie było przeznaczone dla jego chłopięcych uszu. Tak szczerze to… Chciałam. Mieć. Go. W. Sobie.

– Wygranej – odpowiedziałam, szybko przyjmując profesjonalną pozę. – Zespół uznał, że potrzebna nam świeża krew, a ty najwyraźniej masz talent. Tańczyłeś już wcześniej? Aż miło patrzeć, z jaką łatwością ci to przychodzi.

– Powiedzmy, że ciało mnie słucha – skomentował mój komplement, a mnie oczywiście pochłonął ocean fantazji erotycznych, w których prym wiodła wizja mojego ciała absolutnie posłusznego jemu. To było nie do wytrzymania! – Nie wiem, czy mi grafik pozwoli – zaczął się droczyć. – Poza tym, pewnie musiałbym nanieść pewne poprawki na twoją koncepcję artystyczną, popracować nad gibkością tancerzy i cholera wie, co jeszcze.

– Chyba za dużo sobie wyobrażasz, amatorze! – prychnęłam. – Miałbyś jedynie zatańczyć jakieś epizodyczne cztery sekundy, arogancki szczylu – zagotowałam się, jak zawsze, gdy mi się ktoś wpieprza w kompetencje. – Nie to nie! – warknęłam i odwróciłam się na pięcie.

– Hej, Kierowniczko, nie obrażaj się! To był żart! Bardzo chciałbym do was dołączyć, serio! – krzyknął za mną, a ja, słysząc, że jego ton podszyty jest śmiechem, przyspieszyłam. – Będę dla ciebie tańczył, śpiewał, a nawet brzdąkał na ukulele, jeśli zajdzie potrzeba! – dupek śmiał się za moimi plecami.

– Łaski bez! – wysyczałam.

– Sky, poczekaj, mam błagać o wybaczenie? – Zrównał się ze mną i próbował złapać mnie za rękę. Tkwienie w urazie szło mi doskonale, dopóki znowu nie spojrzałam w te jego cholerne oczy. Były załzawione od śmiechu i lśniły teraz oślepiającym, lazurowym blaskiem. Jak tak dalej pójdzie, to zacznę przemawiać tylko do czoła lub szyi, bo cała centralna część jego twarzy zupełnie wytrącała mnie z równowagi.

– I będziesz przynosił kawę dla mnie i Jaya! – złamałam się po chwili milczenia.

– Jasne! – Na znak absolutnej zgody przyłożył otwartą prawą dłoń do lewej piersi.

– I będziesz sprzątał moje biuro i męską szatnię.

– Mogę też damską? – długo się nie zastanawiał nad ripostą.

– Chodź już… A tak w ogóle, to co się stało z twoją twarzą? – Zmarszczyłam brwi, patrząc na jego ledwo zasklepiony łuk brwiowy.

– Najwyraźniej jestem awanturnikiem. – Uśmiechnął się rozbrajająco i zaproponował podwózkę do studia. Przypomniałam sobie, że nigdy go nie zapytałam, gdzie pracował. Musiał mieć niezwykłą fuchę. Czasu mu nie brakowało, skoro całe dnie błąkał się po plaży, a właśnie wsiadaliśmy do najnowszego, ciemnoszarego mustanga cabrio wartego więcej niż moja chata. Kim on był, do cholery?

Blue

Zgodziłbym się na wszystko, co gwarantowałoby mi codzienne spotykanie Sky, chociaż kiedy bez zastanowienia powiedziałem „tak”, nie zdawałem sobie sprawy, ile godzin dziennie będą pochłaniały próby. Minął tydzień i już naprawdę nie wiedziałem, jak zdołam to wszystko pogodzić. Na tę chwilę, jeśli miałbym wybierać, to rzuciłbym Klub i został wśród tych ludzi. Tyle że paradoksalnie, Klub będąc moim więzieniem, dawał też szanse na odzyskanie wolności. Wygrane walki przynosiły fortunę, a ta była potrzebna, żeby po morderstwie, które od lat planowaliśmy, móc kolejny raz zniknąć i zacząć wszystko od nowa. Miałem dwadzieścia jeden lat i do tej pory wszystko, co w moim życiu było dobre, było też tymczasowe – szczęśliwe dzieciństwo, pierwsze miłostki, które kończyłem za każdym razem, kiedy Boss się o nich dowiadywał, przyjaźnie, których z tych samych powodów nie miałem szansy rozwijać, nawet hobby, bo bicie, jak każda przedawkowana przyjemność, powoli przestawało nim być… A teraz mój mózg tonął w fali endorfin i pierwszy raz od dziesięciu lat czułem się szczęśliwy. Niestety, im ostrzejsze słońce, tym wyraźniejszy cień i podskórnie czułem, że nie warto się przywiązywać, bo kiedy przyjdzie czas, będę musiał bez ostrzeżenia, znowu zejść do podziemia – nie wiadomo, na jak długo. A jednak nie mogłem się zdobyć na odmowę. Nie, kiedy ona prosiła. Była słodką jędzą i nie ustawałem w wymyślaniu sposobów, żeby ją wkurzyć. Kiedy się złościła, zabawnie marszczyła brwi a jej zielone oczy ciemniały, przybierając barwę leśnego mchu. O ile kontakt fizyczny z tancerkami był przyjemny i bardzo stymulował wyobraźnię, tak każde muśnięcie jej dłoni dosłownie wprowadzało mnie w ekstazę. Wykorzystywałem pozycję nowicjusza, raz po raz udając, że coś mi nie wychodzi, czegoś nie rozumiem i wymagam osobistej uwagi. Tam, na sali treningowej była moja. Wyobrażałem sobie, że te jej delikatne palce na moich ramionach, brzuchu czy biodrach to zwykła codzienność, a nie chwilowy karnawał dla moich zmysłów. Że po próbie pojedziemy do domu i spędzimy noc, uprawiając miłość do białego rana. Właściwie nie, uprawiać miłość będziemy za dwadzieścia lat. Teraz będziemy się pieprzyć!

Zupełnie mi odbiło, chociaż wtedy, na tym etapie, miałem jeszcze dystans do swoich fantazji. Pewnie bym się całkiem pogrążył, gdyby tylko traktowała mnie poważnie, a nie jak zło konieczne, w typie młodszego kuzyna z Nebraski, którego wredna ciotka zwaliła jej na głowę, żeby zepsuć wyczekane wakacje. I jeśli widziałaby we mnie mężczyznę, a nie smarkatego podopiecznego. I gdyby nie mówiła do NIEGO „kochanie”, w tych wszystkich telefonicznych rozmowach. Gdyby… Jeśli… Być może…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: