Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Niewolnik w Europie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 czerwca 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niewolnik w Europie - ebook

Rok 2027. Pochodzący z niewielkich Łambinowic Michał kończy studia w stolicy. Szukając pomysłu na dalsze życie osobiste i zawodowe, niespodziewanie otrzymuje propozycję pracy w Centrum Informacyjnym Rządu. Szybko staje się narzędziem bezlitosnej gry politycznej. Niedługo później poznaje piękną córkę prezydenta. Podczas jednego z wyjazdów służbowych na Maltę dziewczyna znika, a Michał postanawia ruszyć w podróż śladami zaginionej. W poszukiwaniach pomagają mu tajemnicze wizje oraz nowo poznany imigrant z Afryki.

Niewolnik w Europie to opowieść o dojrzewaniu i przebaczaniu, o wierze oraz związanych z nią wątpliwościach, o odwadze i zdradzie. Ta rozgrywająca się w kilku krajach i na egzotycznych wyspach Starego Kontynentu historia stawia pytania o najbardziej aktualne współczesne problemy, skłaniając czytelnika, by spojrzał na nie z zupełnie innej perspektywy.

– Zbyt długo utrzymujący się dobrobyt frustruje. Ile czasu można czytać w literaturze historycznej, że wśród zwykłych ludzi znaleźli się bohaterowie, którzy dzięki swojej walce o pokój odcisnęli trwały ślad w dziejach świata i pozostawać z tym w sferze wyobraźni oraz niespełnionych marzeń? Jakby tego było mało, dobrobyt zastawia pułapkę fikcji o poczuciu własnej wartości, które z biegiem czasu staje się patologiczne. Dzisiaj wśród was, Europejczyków, wielu jest takich, którzy w imię lepszej ziemi, ucywilizowanych społeczeństw, nie wpuszczają nas na swoje terytorium. Między sobą też się dzielicie. Zresztą my nie jesteśmy lepsi. Dlaczego tak się dzieje? Bo finalnie dobrobyt sprzyja pluralizmowi, ale też często sprawia, że umierają wartości. Różnorodność bez szacunku dla nich zakłada bowiem niepohamowaną tolerancję wszystkiego w tym nieprawdy i nieprawości.

Paweł Brol - rocznik '89, z pokolenia wolności. Urodził się i wychował w Krapkowicach. Ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Opolskim. Jego teksty ukazywały się m.in. na portalach tuba.pl, stacja7.pl, koduj24.pl. Obecnie publikuje w czasopiśmie "Dekoder" i prowadzi blog w serwisie internetowym natemat.pl. Zajmuje się promocją kultury, współpracuje z wydawnictwami. Od trzech lat jest członkiem Komitetu Obrony Demokracji. Mieszka z żoną i synem w Zielonej Górze.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8147-917-2
Rozmiar pliku: 2,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ I POCZĄTEK KOŃCA

Uśmiechnęła się szeroko, patrząc na niego tymi oczami, które jeszcze rok temu nazywał intrygującym, rwącym potokiem. Dzisiaj, a właściwie już od jakiegoś czasu, ich nurt powodował w nim niepokój. Skrzywił się.

Laura znała dobrze ten grymas na twarzy, który dla reszty ich paczki wydawał się codzienną złowieszczo przekorną mimiką męskiego potomka laleczki Chucky. Tego dnia powtarzała sobie jednak: „To jest stres, tylko stres, Laura, uspokój się”.

– Zmień tę minę, bo wyrzucą cię z Hogwartu – zażartowała, chwytając go w pasie za togę i próbując uszczypnąć. Ręka zatopiła się w czarnym materiale.

– Szukasz kości na obiad, kobieto? – odpowiedział z błyskiem w oku Michał.

Faktycznie. Ostatnio wszystkie ubrania na nim wisiały. Mocno schudł, od kiedy zaczął zdawać sobie sprawę, że kończy studia. Wprawdzie był jednym z najlepszych studentów na roku, wcześniej ukończył prawo, a jeszcze w liceum otrzymywał stypendium Prezesa Rady Ministrów, ale ślęczenie w książkach to nie to samo, co codzienna harówka od ósmej do szesnastej. Tak naprawdę nie bał się obowiązków, które pomogą grawitacji w manipulowaniu jego dotychczasowym wyprostem kręgosłupa, bo był przyzwyczajony do bycia systematycznym. Bardziej obawiał się ograniczenia wolności. Braku sensu w tym, co będzie robił.

Wchodząc na podest auli uniwersyteckiej, Michał pomyślał o swoim pokoleniu. Rocznik dwa tysiące drugi nie odbiega mentalnie od osób urodzonych kilkanaście lat wcześniej, jak również nie różni się wiele od ludzi młodszych – wszystkich charakteryzuje hedonistyczne podejście do życia. Oczywiście upraszczam, bo ja jestem quasi-rozrywkowy, ale założę się, że większość głów, odbierających tutaj dyplomy, pójdzie potem do knajpy, by uczcić własną dojrzałość, a następnego dnia dojrzale dojdzie do wniosku, że nie ma dla nich pracy, więc należy się dalej bawić. Źródła finansowania pozostaną ukryte.

Sam też zdawał sobie sprawę ze swoich złych nawyków, ale tłumaczył je wychowaniem się w takim, a nie innym świecie. W gruncie rzeczy Michał nie był typem imprezowicza. Jego życie przypominało raczej codzienność kipera win – degustował, sprawdzał moc, wyobrażając sobie przy tym, że odwiedza wszystkie rejony produkcji, rozpoznawał odcienie każdego koloru i jednocześnie wykonywał swoje powszednie obowiązki. Lubił się uczyć, wiedza stanowiła dla niego jeden z priorytetów. Obracał się w inteligentnym, choć nie zawsze mądrym towarzystwie. To mu wystarczało, bo z jednej strony wzmacniało poczucie postrzegania siebie jako intelektualisty, a z drugiej aktywny sposób spędzania czasu dostarczał Michałowi przygód, czyli niwelował nudę. Dzięki temu czuł się bardziej wolny, niż był w rzeczywistości.

Ta wolność przegrywała bowiem w zderzeniu z planami na przyszłość. Był bardziej ambitny od rówieśników. Często zamiast zamawiać czwarte piwo w pubie, gdzie razem z kolegami siadali przy ladzie, by podziwiać piękną barmankę Wiki, wracał do mieszkania, żeby wśród dźwięków Queen zatopić się w czeluściach marzeń, w których zawsze odgrywał rolę bohatera. Paweł i Wojtek – współlokatorzy z pokoju wynajmowanego w bloku przy ulicy Żytniej – śmiali się z niego, że nie potrzebuje nawet ucieczek do samotni, bo podczas spotkań nierzadko zamyka na klucz portal kontaktu ze sobą. „Ratujesz myślami świat?” – żartowali, kiedy ten stawał się nieobecny. Koledzy nie mieli pojęcia, że Michał był idealistą, który oprócz megalomanii snuł jeszcze wizje życzliwszych ludzi, polityki wolnej od PR-u, sprawiedliwszego podziału dóbr między państwami czy tańszych samochodów, napędzanych energią słoneczną. Nawet fakt, że w tych myślach to on był konstruktorem, decydentem albo laureatem konkursu na najsympatyczniejszą osobistość, schodził nieraz na dalszy plan. Tę jasną stronę charakteru zawdzięczał rodzicom, którzy wpoili mu wartości, takie jak uczciwość, przyzwoitość, szacunek dla innych i chęć niesienia pomocy.

Jestem wdzięczny… Udało mi się zajść tak daleko, myślał, odbierając dyplom ukończenia studiów i natychmiast napłynęły mu łzy do oczu. Obiecywał sobie jednak, że się nie pobeczy w obecności Laury, która na widowni otwierała już drugą paczkę chusteczek. Zaszklone oczy świeżo upieczony magister politologii zawdzięczał drodze, jaka doprowadziła go do tej auli uniwersyteckiej.

Michał przyjechał do Warszawy z Łambinowic, średniej wielkości wioski na Opolszczyźnie. Miał dwóch braci, ale socjalizację wtórną przeszedł jako jedynak. Jeden z rodzinnych współplemieńców był piętnaście lat starszy i szybko się ożenił, z kolei drugi – pięć lat młodszy od pierworodnego – jako nastolatek zamieszkał w internacie dla obiecujących bejsbolistów w Rybniku. Codzienna aktywność Michała oscylowała pomiędzy spędzaniem czasu z kumplami w oddalonej o dwadzieścia kilometrów Nysie a siedzeniem przed laptopem w niewielkim mieszkaniu dwupiętrowego bloku. No i chodzeniem do szkoły.

Mama Krystyna pracowała w miejscowej bibliotece, tata Tomasz był leśniczym, dzięki czemu Michał nauczył się, na czym polega przymusowy wolontariat. Wycieczki do lasu, gdzie pomagał ojcu sadzić drzewa, opisywać te obumarłe, nieraz czaić się na złodziei pociętego drewna czy – w szczególności zimą – dokarmiać zwierzęta, zajmowały mu często cenne sobotnie poranki.

Zajęcie leśniczego bardziej poważano w Łambinowicach niż w jakiejkolwiek innej wiosce w pobliżu. Może dlatego, że obcowanie z tamtejszymi lasami, których było pełno dookoła, miało w sobie coś z mistycyzmu entów, opisywanych przez Tolkiena – drzewców, które żyją, a przede wszystkim pamiętają. Przed laty mieściły się tam obozy, które kilkakrotnie zamykano i otwierano, począwszy od dziewiętnastego wieku, skończywszy na tragicznej połowie dwudziestego stulecia.

Rodzina Michała mieszkała w bloku przy ulicy Obozowej, vis-à-vis muzeum. Kiedyś dokładnie pod murami budynku ziemia przyjmowała u siebie jeńców z wojny prusko-francuskiej. Łambinowice nazywały się wtedy Lamsdorf i należały do zachodnich sąsiadów Polski, która istniała wówczas tylko w tożsamości oraz pamięci jej dzieci.

Można powiedzieć, że ziemia okalająca wioskę była wielokulturowa. Oprócz Francuzów gościła między innymi Amerykanów, Brytyjczyków, Belgów, Rosjan, ale też Niemców i Polaków. Wszyscy zgodnie ją uprawiali, pielęgnowali jej liczne drzewa, budowali oraz tworzyli na niej przemysł, a gdy zabrakło sił, jedzenia czy skóry wolnej od zadanych ran, stawali się częścią gleby.

Tak też działo się nie tylko w latach siedemdziesiątych dziewiętnastego wieku, ale również podczas I i II wojny światowej, a nawet tuż po niej. W każdym z tych okresów jeden ze strategów swoich czasów wpadał na pomysł stworzenia obozu dla pokutujących, a wykonawcy postanawiali wypełnić ciążące na nich zadania z naddatkiem. Pokusie nie oparli się nawet Polacy pod rządami komunistów, którzy do tysiąc dziewięćset czterdziestego szóstego roku przedstawili ziemi łambinowickiej około półtora tysiąca rodaków i Niemców.

Michał często chodził tą trasą, kiedy chciał się wymknąć z domu na papierosa. Popalał po kryjomu stare dobre marlboro lighty, chociaż wiedział, że to niezdrowe. Wstawanie z samego rana, żeby napisać na drzewie kredą cyfry, jak ministrant przychodzący na kolędę do lasu, też nie było normalne, tłumaczył sobie, ilekroć przemierzał ulicę, wyjmując papierosa z kieszeni. Wstępując na kostkę brukową, mijał Centralne Muzeum Jeńców Wojennych, które odwiedził tylko raz podczas wycieczki ze szkoły. Następnie szedł wzdłuż ulicy Muzealnej, by na rozwidleniu, obok dębu, wejść w głąb lasu. Idąc, wsłuchiwał się w szum, który każdy mógł zinterpretować inaczej. Dla zwiedzających cisza ta była niepokojąca, dla niego – kojąca.

Miejsce tragedii było dla Michała od zawsze niezwykłym domem, naznaczonym historią. Najspokojniejszym odludziem, wykarczowanym w środku wielkiego lasu. Oświęcim poszedł dalej, między innymi dzięki corocznemu Life Festival, który gromadził kiedyś gwiazdy pokroju Stinga czy Jamesa Blunta. Uważał to za niestosowne.

– Misiek, znowu się wieszasz jak stary router! – Podbiegła do niego Laura, gdy schodził ze sceny. W tej samej chwili chłopak zorientował się, że uroczystość dobiegła już końca.

– Przepraszam, jestem jakiś oszołomiony swoją charyzmą i prestiżem. Uwiera mnie też muskulatura, która skrzętnie kryje się pod szatą czarodzieja…

– Głupek! Chodźmy lepiej do Groty. Musimy uczcić sukces maga, który w końcu posiadł moc.

– Nie dzisiaj, Laura. Za dużo emocji. Muszę odpocząć.

Kobieta poczuła lekkie ukłucie, ale nie chcąc dać po sobie tego poznać, cmoknęła go w policzek, zapewniając, że będą na niego czekać.

Michał popędził do tramwaju, po czym przejechał kilka przystanków do ulicy Żytniej. Przeszedł przez skrzyżowanie, które w czterdziestym czwartym było jednym wielkim okopem i zaszył się w swojej dziurze – na trzecim piętrze obskurnie żółtego bloku. Korzystając z okazji, że współlokatorzy poszli imprezować z resztą, rzucił się na łóżko, nie zdejmując z siebie nawet czarnej togi.

Co teraz? Wracać do Łambinowic? To już nie ten etap, chociaż brakuje mi trochę tego spokoju, brakuje domu, brakuje swobody…

Wypalając papierosa, mijał właśnie ścieżkę, która wiodła do wyciętego w lesie prostokąta. Spojrzał tylko na miejsce, gdzie w tysiąc dziewięćset czterdziestym piątym i szóstym mieścił się obóz pracy – ten polski. Szalał w nim wówczas dwudziestojednoletni kat, jak nazywała go miejscowa ludność, którego podejrzewa się o spalenie baraku z więźniami i polecenie rozstrzelania gaszących go osób. W sumie czterdzieści osiem osób straciło wtedy życie. Trzykrotnie wszczynano śledztwo w jego sprawie. Pierwsze – dwa lata po tragedii – zostało umorzone. Kolejne miało miejsce dekadę później i zakończyło się wyrokiem uniewinniającym, co dziwiło tych, którzy słyszeli zeznania współpracownika z obozu. Trzecie – rozpoczęte w latach dziewięćdziesiątych – ciągnęło się długimi latami, aż do momentu, gdy formalnie już oskarżony o zabójstwo trzydziestu pięciu osób zmarł. Sprawę umorzono. Oburzonemu Michałowi tę historię opowiadał tata, wskazując palcem na niebo. Mówił, że sąd jeszcze się nie zakończył.

Dzisiaj nie ma tam nic prócz cmentarza, krzyża, małego ogrodzenia i choinek, rosnących dookoła. Michał czuł jednak czyjąś obecność, dziwnie znajomą. Wyobrażał sobie tamten dzień, kiedy płonął barak, płonęli ludzie. Patrzył na okoliczne drzewa, których konary porastały jemiołą. Czy pamiętają siedzących na gałęziach ich pobratymców więźniów, którzy w ramach rzekomej kary, tudzież rozrywki, obalani byli razem z nimi na ziemię? Polecenie ścinania drzew wydawało kierownictwo obozu, a cięli je współwięźniowie.

Śnieg sięgał mu po kostki. Miał świadomość, że przemakają mu buty, ale nie czuł zimna. Słońce rzucało już ostatnie promienie, próbujące przedrzeć się przez las. Czasem do uszu Michała dochodził stukot dzięcioła. Okrążył ścieżką poprzednie miejsce kaźni, chcąc dojść do stadionu, na którym zazwyczaj grywała lokalna drużyna piłki nożnej. Tamtędy mógłby wrócić na szosę i trafić do mieszkania. Stało się jednak coś dziwnego.

Słońce zbyt szybko zaszło. Mrok ogarnął las. Michał, znający okolice jak własną kieszeń, ku swojemu zdziwieniu nie wiedział, którędy wrócić do domu. Po chwili ukazały się kolejne promienie. Raziły niemiłosiernie, nawet przez ściśnięte gałęzie drzew. Chłopak zaczął podążać we właściwym kierunku. Jednak po przejściu kilkudziesięciu metrów nienaturalne zjawisko meteorologiczne się powtórzyło. Tym razem zobaczył słońce, które wiruje. Ktoś szepnął za nim: „Poprowadzę cię”. Przerażony zaczął biec przed siebie, czując coraz większy niepokój. W pewnym momencie upadł, ryjąc głową w śniegu. Podniósł się czym prędzej na kolana, otrząsnął ze zmarzniętej wody, spojrzał przed siebie i odrzuciło go! Przed nim to w blasku księżyca, to w świetle słońca połyskiwał złoty cmentarny nagrobek, a na nim wyryte inicjały: „C.G.”. Obok znajdowała się niewielka rzeźba, która przedstawiała dziewczynkę skaczącą na skakance. Serce waliło Michałowi jak oszalałe. Robiło się coraz zimniej, z twarzy ściekały resztki śniegu…

Przebudził się cały mokry. Za szybą panował już całkowity mrok, a wiosenna ulewa wkraczała bezpardonowo ze swoimi żołnierzami przez otwarte okno, osiadając drzemiącemu na twarzy. Chłopak wstał i je zamknął. Następnie ściągnął przepocone ubrania.

Czy zamknąć też kolejny etap w życiu? Czy zamknąć ostatnie dziesięć lat, których nieodzowną częścią była Laura?

Będziemy na ciebie czekać, napisała.

Będziemy czy ty będziesz? Położył się, obrócił na drugi bok i wymamrotał:

– Witaj w nowym świecie.ROZDZIAŁ II POGRZEBANE NADZIEJE

Czerwcowy gorąc i odór dnia wczorajszego obudził Michała leżącego w ubraniu w łóżku. Współlokatorzy kontrastowali śnieżnobiałą golizną. Wyglądali jak plażowicze, oczekujący, że opalą się przez szybę, podczas gdy spali prawdopodobnie dopiero od trzech godzin. Michał intuicyjnie sięgnął po telefon, który leżał na szafce obok. Trzy połączenia i jeden SMS. Nie wiem, co się z tobą dzieje, ale czuję się samotna. Poczuł wyrzut sumienia, bo ostatnio faktycznie ograniczył spędzanie wspólnego czasu z nią do minimum. Uciekał od znalezienia powodu, dlaczego tak się dzieje. Bał się prawdy – że za chwilę coś się w jego życiu zmieni.

Z Laurą znali się od dziecka. Mieszkali w jednej wsi, dorastali na jednym podwórku, wiedzieli o sobie wszystko. Parą zostali dopiero w okresie licealnym, mimo że ona dojeżdżała do szkoły średniej do Opola, a on wybrał bliższą Nysę.

Laura była pięknotką z latynoską urodą, jak mówił o niej Michał. Miała długie, czarne włosy i skórę naturalnie podatną na idealnie brązową opaleniznę, co wabiło niejednego adoratora. Była niezwykle szczupła i ruchliwa, co wzajemnie na siebie oddziaływało. Chłopak często komplementował jej wygląd, chociaż najbardziej cenił ich wieloletnią przyjaźń.

Spędzali sporo czasu na spacerach, nawet w zimie. Nie kończyły im się tematy i tak pozostało do dzisiaj, ale… chemia? Michał zadawał sobie często to pytanie. Zbyt wcześnie wszedł w związek, zbyt długo w nim trwał, nie miał więc porównania. Nie potrafił ocenić, czy tak w rzeczywistości wyglądają szczęśliwe pary. I czy szczęście mieści w swoich ramach rozczarowanie drugą stroną, a jeśli tak, to gdzie tolerancja na niezadowolenie się kończy. Być może jego ponadprzeciętna wrażliwość i wychowanie na filmowych związkach stworzyły mu obraz oryginalnej miłosnej historii, która bez własnej opowieści nie miała prawa istnieć. Było tak, mimo że kiedy wkraczał w dorosłość, kino bardziej się urealniało, niż mitologizowało.

Z kolei Laura stąpała twardo po ziemi. Jej pragmatyzm ustawiał ją na innym brzegu osobowości. Była tradycjonalistką z serii tych, które przywiązują się raz na zawsze i jeśli nie zostaną skrzywdzone, nie odejdą. Odwrotnie do Michała, nie zapuszczała się w głąb świata filozofii. Jej myśli uruchamiały się tylko wtedy, gdy zaszła potrzeba i zaraz potem przechodziły w stan hibernacji jak energooszczędna kserokopiarka po wykonaniu zadania. Nie potrzebowała więc definiować ich związku, relacji. Codzienność pełna bliskości była dla niej najromantyczniejszym wyrazem uczuć, świadectwem faktu.

Przetrwali naukę w liceum w różnych miastach. Nikt nie był tym specjalnie zaskoczony – nazywano ich bowiem „przykładową parą”. Tą z serii długowiecznych drzew, które kiedyś ponoć miały swój początek, ale tak naprawdę istnieją od zawsze i zakorzeniły się już w krajobrazie. Potem nadszedł czas decyzji, jaki kierunek studiów wybrać i w którą stronę Polski za nim podążyć. Trafiło na Warszawę. Trochę dlatego, że nie chcieli się już rozdzielać, a trochę z powodu Michała, którego inteligencję szkoda byłoby zmarnować. Szkoda dla Laury, bo chłopak nie przywiązywał do tego większej wagi, bujając w obłokach, ale też czując się silnie związany z łambinowicką ziemią.

Rodzice mieli łzy w oczach, kiedy opuszczał rodzinne strony. Dla mamy było to pomieszanie smutku i radości, bo ukochany syn wyprowadzał się z domu, ale jednocześnie miał szansę osiągnąć więcej niż ktokolwiek z ich rodziny. Tata nie okazał emocji, w głębi duszy odczuwał jednak brak obecności Michała w cotygodniowych obowiązkach w lesie. Bynajmniej wyfrunięcie z gniazda nie zwiastowało syndromu syna marnotrawnego, który nie będzie odwiedzał małej ojczyzny. Chłopak natomiast robił wszystko, by nie wskoczyć w spodnie słoików, wracających co tydzień do macierzy po zupki, bigosiki i niedzielny kołacz.

Z kolei rodzina Laury rozłąkę zniosła lepiej. Może dlatego, że w domu dziewczyny bardziej stawiano na samodzielność. Matka była nauczycielką w szkole podstawowej, ojciec prowadził własny interes. Rodzice Laury bardzo lubili Michała, chociaż bali się jego frywolnego podejścia do życia. Nazywali go Piotrusiem Panem. W Warszawie oczywiście nie było mowy o nocowaniu pod jednym dachem, dlatego świeżo upieczeni studenci udawali, że mieszkają osobno, a w rzeczywistości chłopak często nie wracał na noc do siebie. Mama Laury o wszystkim wiedziała i machała na to ręką. Tata żył w błogiej nieświadomości spełnienia katolickiego obowiązku w wychowaniu.

Religia miała spore znaczenie zarówno dla Laury, jak i Michała. Oboje dorastali w wierze katolickiej, chociaż w rodzinie leśniczego i bibliotekarki nie przywiązywano szczególnej wagi do coniedzielnej mszy czy komunii. Mimo tego Michała bardziej niż Laurę, wychowaną w rygorystycznej tradycji, interesowała istota chrześcijaństwa. Szukał w niej szczerości, prawdy, w jego opinii nie zawsze pokrywającej się z opiniami Kongregacji Nauki Wiary. Doceniał, że w sferze seksualności sporo się zmieniło w przeciągu ostatnich dziesięciu lat, że dopuszczono stosowanie antykoncepcji w niektórych formach. Następne pokolenia duchownych decydentów przekonały się bowiem, że prezerwatywa nie musi iść w parze z lękiem o rodzicielstwo – może stanowić właśnie jej odpowiedzialny wyraz. Z kolei słowa o „byciu płodnym i rozmnażaniu”, na które przede wszystkim się powoływano, nie traciły na swojej wartości, bo płodność w sensie fizjologicznym pozostała niewzruszona. Uważał, że nie taka była intencja Stwórcy, by normować kwestię współżycia, ale by podzielić się z człowiekiem możliwością tworzenia kolejnych istnień.

Kontekst miał też znaczenie w obecnych debatach na temat in vitro, na którą to metodę Kościół patrzył coraz przychylniej, dochodząc do wniosku, że sztuczne zapładnianie komórek jajowych w przypadku osób, które w inny sposób nie mogą mieć dzieci, jedna po drugiej, tak by nie było potrzeby mrożenia żadnej, nie stanowi zaprzeczenia powstawania dziecka w wyniku miłości. Dzieło dające świadomie życie daje tym samym miłość, powtarzał często Michał, kiedy rozmawiali na ten temat z przyjaciółmi.

Przeszkadzało mu jednak, że wciąż nie zrewolucjonizowano podejścia do seksu przedmałżeńskiego i kwestii zamieszkania razem przed ślubem. Do tego dochodziła obowiązkowa piątkowa wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych, którą fundował rodakom rodzimy episkopat. Skoro jest obowiązkowa, to ile w tym daru?

Kultura, w której się wychował, uważała to za kościelne relikty, Kościół traktował je jak relikwie. Nie przeszkadzało to jednak chłopakowi trzymać się blisko wiary katolickiej, której zasady uważał za możliwie najpełniejsze w drodze do zbawienia ze wszystkich możliwych. Jednocześnie dostrzegał też Boga w innych religiach. Każdy ma pewną liczbę narzędzi do posadzenia drzewa, uważał. Jedni posadzą roślinę gołymi rękami, inni zrobią to szybciej przy użyciu łopaty i specjalnej ziemi, ale wszyscy będą mieli sadzonkę w swoim ogródku.

Warszawa nie zmieniła zbytnio przybyszów z Opolszczyzny. Z każdym jazgotem pędzącego tramwaju szukali opozycyjnego szumu drzew. Na kilkadziesiąt zasłyszanych dzwonków, uruchomionych przez motorniczych, odpowiadali przynajmniej jednym spacerem w stronę kawałka zielonego. Trafiali raczej do pubów niż do klubów, co nie znaczy, że gardzili innymi przejawami kultury. Woleli po prostu tańczyć na wałach obok Wisły, pić piwo na murku Belwederu, a romantyzmu szukać w kinie czy – od wielkiego dzwonu – w teatrze.

Laura rok przed odebraniem drugiego już dyplomu przez Michała – tym razem z politologii – skończyła pielęgniarstwo. Miała już za sobą dwanaście miesięcy praktyki na oddziale położniczym. Chłopak był jednak przekonany, że jej powołaniem jest miotła i latanie, co miał w zwyczaju jej komunikować, ale kiedy zaczynała rzucać mu gniewne spojrzenia, za powód nieprzyjęcia Laury na ten kierunek podawał zbyt ambitną urodę.

Mieszkając w stolicy i dorabiając sobie to tu, to tam, udało im się nawet kupić swój pierwszy samochód. Był nim używany ford mate z napędem hybrydowym. Jako ludzie lasu i fani ekologicznych rozwiązań chcieli wtopić się w nowy trend niwelowania miastowego smogu. Ich pędzącą strzałę – jak ją nazwali – obserwował z zainteresowaniem cały rok prawników oraz politologów, kiedy Michał podjeżdżał na uczelniany parking. Niektórzy wręcz zdobywali się na odwagę i na głos zadawali pytanie: „Dlaczego ten samochód jest różowy?”. Odpowiedź była prosta i większość zapewne jej się domyślała. Laura tak postanowiła.

– Przepraszam, mała, byłem wczoraj potwornie skonany – tłumaczył zachrypniętym głosem dziewczynie, ledwo trzymając telefon w dłoni.

– Potwornie to się zachowałeś – odparła Laura.

– Mogę ci to jakoś wynagrodzić? – Michał imitował głos skruszonego dziecka.

– Chodź na spacer – zaproponowała rozkazująco.

– Przylecisz po mnie? – Laura oczami wyobraźni widziała wystrzeżone zęby chłopaka, gdy wypowiadał te słowa.

– Spadaj. Widzimy się tam, gdzie zawsze – rzuciła.

Michał wyczołgał się z łóżka, założył pierwsze lepsze dżinsy, jednak gdy wsunął jedną nogę do nogawki, zorientował się, że spodnie nie są jego. Znalazł więc własne, wyciągnął z szuflady świeżą bieliznę, obmył twarz i wyszedł z mieszkania na pół przytomny. Z ulicy Żytniej poszedł pieszo w stronę Powązek Wojskowych, tuż przed nimi odbił w lewo, zmierzając do niedużego lasku, gdzie często spotykali się z Laurą, by pospacerować. Chwilę musiał na nią poczekać, co nie było dla niego nowością. Po kilku minutach zjawiła się z miną słodko-kwaśną, przypominając bardziej sos z McDonalda niż stęsknioną kobietę.

– Nie myśl sobie, i tak jestem na ciebie zła.

– Jestem po studiach, na więcej zapisywać się nie zamierzam, więc też nie potrzebuję myśleć – odparł.

– Ach, przestań! Skończyło się życie Piotrusia Pana. Nadszedł czas, byś w końcu zastanowił się, co chcesz ze sobą dalej zrobić. – Laura rzadko miała kłopoty ze szczerością.

– Waham się pomiędzy kosmonautyką w NASA, Doliną Krzemową a organizowaniem eventów modowych w Mediolanie.

– Michał…

Zrobili już małe kółko w lesie, więc postanowili wyjść do cywilizacji, gdzie od razu dobiegły ich dźwięki pędzących samochodów. Skierowali się w stronę Powązek, żeby mimo wszystko znaleźć spokojne miejsce.

– Czuję, że coś jest nie tak – podjęła na nowo rozmowę Laura. – Ilekroć pytam cię o plany na przyszłość, uciekasz w żart. Kiedy zadaję pytanie, co będzie z nami, spotyka mnie cisza. Michał, czy ty w końcu dorośniesz? Nie można całe życie miotać się od przypadku do przypadku, żyjąc w świecie marzeń. Spójrz wreszcie na mnie i się obudź! – Przejeżdżający tir zagłuszył jej słowa. – Masz skończone dwa kierunki studiów. Jesteś nietuzinkową postacią z nieprzeciętną inteligencją. Czeka na ciebie dziewczyna, zdecydowana spędzić z tobą resztę swojego życia. A ty co? Nic! Boisz się odpowiedzialności, boisz się podjąć decyzję. Wiem, że gdybym ja zadecydowała, że bierzemy ślub, przystałbyś na to. Dlaczego? Na pewno nie z powodu własnej chęci, ale dlatego, że ktoś dokonałby za ciebie wyboru, co dalej masz robić…

– Uspokój się. – Złapał Laurę za ramiona. – To wcale nie jest tak, że nie potrafię podjąć decyzji. Jest zupełnie inaczej.

– Powiedz mi w takim razie, co zamierzasz zrobić ze swoim życiem i czy mam w nim miejsce? – zapytała.

– Poczekaj, aż dojdziemy na cmentarz, bo prawie w ogóle cię nie słyszę. – Michał dał sobie więcej czasu na przemyślenie, co tak naprawdę chce jej powiedzieć.

Po kilku minutach byli już przed wejściem, nieopodal którego stał wkomponowany w krajobraz kościół pod wezwaniem Świętego Karola Boromeusza. Zatrzymując się na krótko, by podziękować pani, która proponowała kupno kwiatów, ruszyli w labirynt alejek. Właściwie nigdy nie obierali na Powązkach żadnego celu. Lubili snuć się w ciszy, przerywanej tylko śpiewem ptaków, od czasu do czasu dając się zaskoczyć napotykanym nagrobkiem znanej postaci. Tyle historii wśród czterdziestu trzech hektarów, za każdym razem myśl ta zaskakiwała ich tak samo.

– Wydaje mi się, że wielu z nich żyje – przerwał w pewnym momencie ciszę Michał.

– Jak to? – zdziwiła się Laura.

– Nie jestem tak naiwny, żeby wierzyć, że wszyscy leżący tutaj zmarli byli zasłużonymi osobami. Niektórzy po prostu byli „dobrze urodzeni”, a żyli różnie. Wydaje mi się jednak, że większość i tak trafiła do nieba – odparł, czując dziwną pewność w sobie. – A tam już są równi sobie.

– Wątpię – powiedziała lekko zażenowana dziewczyna. – Gdyby tak było, nie miałyby znaczenia uczynki czy sprawiedliwość. Każdy dostawałby się za bramę świętego Piotra bez względu na to, jak żył.

– Tu nie chodzi o niedocenianie roli sprawiedliwości. – Michał spojrzał Laurze głęboko w oczy. – Myślę raczej o miłosierdziu. Każdy, kto naprawdę żałuje, ma szansę na szczęście w niebie. Zresztą nie tylko tam, bo na ziemi również. Wszystko sprowadza się do tego, żeby niwelować to, co stoi na przeszkodzie do kochania. Kochania Boga i ludzi.

– Ja widzę to trochę inaczej. Miłosierdzie owszem, ale do czasu. Jeśli ktoś żyje, jakby Boga nie było, to czemu nagle ma zasłużyć na niebo? – zapytała retorycznie, dając sygnał, że nie chce dłużej kontynuować tego tematu.

– Jeśli więc umrę, to mam takie samo prawo leżeć na Powązkach jak Agnieszka Osiecka czy Hugo Kołłątaj? – rozluźnił atmosferę Michał.

– Nie, bo nie potrafisz nawet oświadczyć się swojej dziewczynie! – Otworzyła szeroko oczy, zaskoczona, że to powiedziała. W nie mniejszym szoku był Michał, który natychmiast się zatrzymał.

– O jakich oświadczynach ty mówisz?

– Jesteśmy już tyle lat razem, w końcu oboje przestaliśmy studiować, co nam stoi na przeszkodzie? – W tym momencie Laurze było już wszystko jedno. – Nie mogę dłużej czekać. Po prostu nie mogę.

– Przykro mi… – odparł chłopak i po chwili milczenia dodał: – Laura, kocham cię. Ale nie wiem, czy mimo wielu lat bycia razem za bardzo się nie śpieszymy. Zamieszkajmy razem, oswój się z życiem zawodowym, daj mi czas na znalezienie pracy…

– Dziękuję, ja już jestem oswojona z pielęgniarstwem – żachnęła się dziewczyna. – To ty nie wiesz, czego chcesz od życia. To ty będziesz się teraz miotał od zajęcia do zajęcia, przeżywając te swoje przygody. Kiedy będziesz ślęczał z głową w chmurach, ziemia zacznie ci spieprzać spod nóg, a wtedy zamachasz nogami jak Flinston. Zresztą wiele masz z nim wspólnego, ty niedojrzały, egoistyczny, hedonistyczny, emocjonalny troglodyto!

– Dobrze, chcesz to zakończyć? – zapytał Michał.

– Co? – Laurę zamurowało.

– Nie chcę cię hamować, skoro masz jasno określone plany na przyszłość. Ja niestety jeszcze ich nie mam, więc nie będę robił tobie przykrości. – Chłopak sam nie wiedział, czy bardziej był zły, czy raczej poczuł ulgę.

– Dzięki, chyba to potrzebowałam usłyszeć – odparła Laura i momentalnie zaszkliły jej się oczy. Chłopak próbował ją przytulić, ale zrzuciła jego rękę, po czym skręciła w inną alejkę. – I choćbyś pistoletem zaszedł mi drogę, powrotów nie będzie – zanuciła i odeszła.

Michał stał jeszcze chwilę, patrząc na znikający zarys jej postaci. Nawet nie zauważył, kiedy z pięknej pogody zrobiło się zachmurzone niebo i zaczął kropić deszcz. Emocje miały z niego zejść dużo później – przy kolejnej butelce heinekena w towarzystwie Pawła i Wojtka. Jednak już teraz wiedział, że postąpił słusznie. Naprawdę kochał Laurę, lecz nie mógł jej dać tego, czego oczekiwała od niego. Miał inne plany. Przynajmniej tak powtarzał sobie, wracając do mieszkania.

– Wiem, co chcę zrobić ze swoim życiem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: