Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Niewyobrażalne. Potęga i paradoksy naszych umysłów - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
31 lipca 2013
39,00
3900 pkt
punktów Virtualo

Niewyobrażalne. Potęga i paradoksy naszych umysłów - ebook

Niewyobrażalne. Potęga i paradoksy naszych umysłów traktuje o niezwykłej mocy umysłu. Wiara w potęgę i możliwości ludzkiego umysłu w pokonywaniu chorób, stresów i zmartwień jest motywem przewodnim tej pracy. Przygotowując książkę, Witold Bońkowski przestudiował wiele dostępnych materiałów z zakresu psychologii, psychoterapii i medycyny – także tej niekonwencjonalnej, oraz zapisów zawartych w Biblii.

z recenzji
dra n. med. Zdzisława Kapelskiego b. Ordynatora Oddziału Psychiatrii Służby Zdrowia Szpitala MSW, konsultanta w dziedzinie psychiatrii  Służby Zdrowia MSW, Wiceprezesa Stowarzyszenia Pomocy Mieszkaniowej dla Sierot

 

 

 

Główne przesłanie, które chce nam przekazać autor, odczytuję także z Jego życiorysu. Witold Bońkowski znany jest nie tylko w środowisku poznańskim, ale również w całej Polsce jako założyciel Stowarzyszenia Pomocy Mieszkaniowej dla Sierot. Ta bezinteresowna pomoc tym, którzy tego najbardziej potrzebują, przemawia do nas mocniej i głębiej niż nawet najpiękniejsze i najmądrzejsze słowa.

z recenzji
Ks. dra  Edwarda Janikowskiego TChr b. Rektora Wyższego Seminarium Duchownego Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej, Członka Honorowego Stowarzyszenia Pomocy Mieszkaniowej dla Sierot

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-63506-21-6
Rozmiar pliku: 4,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Za­strze­że­nie

Treść książ­ki opie­ra się na wie­dzy ogól­no­do­stęp­nej, czer­pa­nej za­rów­no z oso­bi­stych do­świad­czeń au­to­ra, jak i z przy­to­czo­nych przez nie­go pu­bli­ka­cji. Nie na­le­ży jej trak­to­wać jak dia­gno­zy me­dycz­nej ani jak po­ra­dy le­kar­skiej.

Książ­ka zo­sta­ła wy­da­na wy­łącz­nie w ce­lach edu­ka­cyj­nych; ma na celu po­pu­la­ry­za­cję wie­dzy o wpły­wie ludz­kie­go umy­słu na or­ga­nizm czło­wie­ka, nie sta­no­wi więc al­ter­na­ty­wy dla pro­fe­sjo­nal­ne­go le­cze­nia me­dycz­ne­go. Za­mia­rem au­to­ra jest je­dy­nie zwró­ce­nie uwa­gi na po­tę­gę umy­słu i jego wpływ na or­ga­nizm czło­wie­ka oraz uświa­do­mie­nie ol­brzy­mie­go po­ten­cja­łu drze­mią­ce­go w każ­dym z nas.

Au­tor nie po­no­si od­po­wie­dzial­no­ści za za­cho­wa­nie czy­tel­ni­ka sprzecz­ne z ni­niej­szym ostrze­że­niem.PRZEDMOWA ZDZISŁAWA KAPELSKIEGO

Wa­run­ki ludz­kiej eg­zy­sten­cji ule­ga­ją co­raz szyb­szym zmia­nom w związ­ku z sza­lo­nym tem­pem roz­wo­ju na­uki i tech­no­lo­gii. Prze­mia­ny te zmu­sza­ją czło­wie­ka, a przede wszyst­kim jego mózg, do wy­ko­rzy­sta­nia me­cha­ni­zmów ad­ap­ta­cyj­nych w celu za­cho­wa­nia ho­me­osta­zy ży­cia. Na szczę­ście ludz­ki umysł po­sia­da ogrom­ny – do­tych­czas nie­zmie­rzo­ny i jesz­cze mało po­zna­ny – po­ten­cjał moż­li­wo­ści przy­sto­so­waw­czych oraz kre­atyw­no­ści.

Nie­wy­obra­żal­ne. Po­tę­ga i pa­ra­dok­sy na­szych umy­słów trak­tu­je wła­śnie o tej nie­zwy­kłej mocy umy­słu. Wia­ra w po­tę­gę i moż­li­wo­ści ludz­kie­go umy­słu w po­ko­ny­wa­niu cho­rób, stre­sów i zmar­twień jest mo­ty­wem prze­wod­nim tej pra­cy. Przy­go­to­wu­jąc książ­kę, Wi­told Boń­kow­ski prze­stu­dio­wał wie­le do­stęp­nych ma­te­ria­łów z za­kre­su psy­cho­lo­gii, psy­cho­te­ra­pii i me­dy­cy­ny
– tak­że tej nie­kon­wen­cjo­nal­nej, oraz za­pi­sów za­war­tych w Bi­blii.

Au­tor sta­ra się skie­ro­wać uwa­gę czy­tel­ni­ka na do­stęp­ne moż­li­wo­ści ra­dze­nia so­bie ze stre­sem, zmar­twie­nia­mi oraz za­gro­że­nia­mi zdro­wia. W tej istot­nej kwe­stii Wi­told Boń­kow­ski na­wią­zu­je do ist­nie­ją­cych już w hi­sto­rii me­dy­cy­ny róż­nych me­tod te­ra­peu­tycz­nych; przede wszyst­kim jed­nak kła­dzie na­cisk na po­dej­ście ak­cen­tu­ją­ce psy­cho­so­ma­tycz­ne uwa­run­ko­wa­nia cho­rób naj­czę­ściej wy­stę­pu­ją­cych w na­szych cza­sach. Sta­ra się nas prze­ko­nać, że to na­sza wła­sna ak­tyw­ność wy­ni­ka­ją­ca ze świa­do­mo­ści ota­cza­ją­cych za­gro­żeń może nas uchro­nić przed cho­ro­bą i przed­wcze­sną śmier­cią: Two­je ży­cie, a przede wszyst­kim zdro­wie, za­le­ży tyl­ko od Cie­bie.

Au­tor przed­sta­wia więc rady do­ty­czą­ce tego, jak uwol­nić się od nie­po­trzeb­ne­go cier­pie­nia i prze­stać się za­mar­twiać; oma­wia też pro­ste i prak­tycz­ne spo­so­by na za­cho­wa­nie spo­ko­ju du­cha, kształ­to­wa­nie po­zy­tyw­ne­go my­śle­nia i bu­dze­nie w so­bie ra­do­ści ży­cia. Ofe­ru­je rów­nież kon­kret­ne wska­zów­ki po­zwa­la­ją­ce na wy­ko­ny­wa­nie pro­stych ćwi­czeń wspo­ma­ga­ją­cych zdro­wie (mię­dzy in­ny­mi ćwi­czeń po­pra­wia­ją­cych wzrok i re­gu­lu­ją­cych od­dy­cha­nie) i wy­ja­śnia zwią­zek spo­ży­wa­nych po­kar­mów ze sta­nem or­ga­ni­zmu.

Re­la­cje z in­ny­mi ludź­mi są rów­nie waż­nym czyn­ni­kiem wpły­wa­ją­cym na na­sze zdro­wie. Dla­te­go w roz­dzia­le Bli­scy czy obcy Au­tor w skła­nia­ją­cy do głęb­sze­go prze­my­śle­nia, a cza­sa­mi wręcz kon­tro­wer­syj­ny spo­sób oma­wia pro­ble­my sa­mot­no­ści, go­to­wo­ści na spo­tka­nie dru­gie­go czło­wie­ka, ży­cia we wspól­no­cie i in­te­gra­cji ze spo­łe­czeń­stwem. Zwra­ca też uwa­gę na to, że aspekt okru­cień­stwa jest trwa­łym ele­men­tem na­tu­ry czło­wie­ka, za­bu­rza­ją­cym jego za­cho­wa­nie. Szko­dli­wość okru­cień­stwa i agre­sji jest oczy­wi­sta; wy­ma­ga­ją one więc ćwi­cze­nia kon­tro­li emo­cjo­nal­nej.

Po­czu­cie pa­no­wa­nia nad swo­ją eg­zy­sten­cją jest istot­nym wa­run­kiem zdro­wia. Do­wia­du­je­my się za­tem, jak zjed­nać so­bie lu­dzi, jak po­pra­wić efek­tyw­ność swo­je­go dzia­ła­nia, jak uni­kać kon­flik­tów oraz jak zy­skać kon­tro­lę nad wła­snym ży­ciem.

Na­sze re­la­cje z in­ny­mi obej­mu­ją jed­nak nie tyl­ko dzia­ła­nia in­stru­men­tal­ne, na­sta­wio­ne na na­szą ko­rzyść, ale i bez­in­te­re­sow­ną po­moc. Jest ona rów­nie waż­na, je­śli nie waż­niej­sza. Au­tor w wie­lu frag­men­tach swej książ­ki pod­kre­śla, że kie­dy zwra­ca­my się z wy­cią­gnię­tą ręką do dru­gie­go czło­wie­ka, kie­dy da­je­my coś od sie­bie in­nym, uświa­da­mia­my so­bie, że moż­na le­piej ko­rzy­stać z ży­cia. Tak­że wia­ra w Boga i mo­dli­twa są po­trzeb­ne, by cie­szyć się ży­ciem, i po­moc­ne w ra­dze­niu so­bie z jego cięż­szy­mi chwi­la­mi. Re­li­gia chrze­ści­jań­ska nie tyl­ko in­spi­ru­je, ale i po­ma­ga osią­gnąć har­mo­nię we­wnętrz­ną, któ­ra jest fun­da­men­tem zdro­wia. Oj­ciec współ­cze­snej psy­cho­lo­gii Wi­liam Ja­mes w li­ście do przy­ja­cie­la wy­znał: co­raz mniej i mniej mogę so­bie ra­dzić bez Boga.

Za­cho­dzą­ce w szyb­kim tem­pie zmia­ny w co­dzien­nym ży­ciu sta­wia­ją nas przed trud­ny­mi de­cy­zja­mi w kon­fron­ta­cji ze stre­sem we wła­snym domu, w szko­le, w pra­cy, a na­wet w cza­sie urlo­po­wych wy­jaz­dów „na wy­po­czy­nek”. Jest to zwią­za­ne z co­raz częst­szy­mi ak­ta­mi ma­ni­pu­la­cji, prze­mo­cy, „mob­bin­gu”, oszu­stwa, wan­da­li­zmu, agre­sji, a tak­że ter­ro­ry­zmu. Fru­stra­cja, groź­ba utra­ty pra­cy, za­gro­że­nie ma­te­rial­nych pod­staw eg­zy­sten­cji czę­sto spra­wia­ją, że ludz­kie za­cho­wa­nie przyj­mu­je for­my an­ty­spo­łecz­ne, an­ty­ludz­kie czy wręcz kry­mi­nal­ne.

Książ­ka ta może po­móc nam w za­cho­wa­niu siły w ob­li­czu wszyst­kich tych prze­ciw­no­ści ży­cio­wych. Jest god­na po­le­ce­nia jako źró­dło ogól­nej wie­dzy na te­mat pro­mo­cji zdro­wia i moż­li­wo­ści po­lep­sze­nia kom­for­tu ży­cia. Sta­no­wi przy­stęp­nie na­pi­sa­ny „ele­men­tarz” uczą­cy spo­so­bu ży­cia, wła­ści­we­go od­ży­wia­nia, re­ali­zo­wa­nia ka­rie­ry za­wo­do­wej, szczę­ścia w ro­dzi­nie, w mał­żeń­stwie, umie­jęt­no­ści ko­mu­ni­ko­wa­nia się z oto­cze­niem, ra­dze­nia so­bie ze stre­sem, a przede wszyst­kim – ra­dze­nia so­bie z sa­mym sobą, aby cie­szyć się swo­im ży­ciem. Pro­sta, bez­po­śred­nia for­ma prze­ka­zu in­spi­ru­je do oso­bi­stych re­flek­sji. Czy­tel­nik z pew­no­ścią znaj­dzie tu wie­le in­for­ma­cji, któ­re będą dla nie­go istot­ne i mogą mu po­móc w roz­wią­zy­wa­niu co­dzien­nych pro­ble­mów.

dr n. med. Zdzi­sław Ka­pel­ski

b. Or­dy­na­tor Od­dzia­łu Psy­chia­trii Służ­by Zdro­wia Szpi­ta­la MSW, kon­sul­tant w dzie­dzi­nie psy­chia­trii Służ­by Zdro­wia MSW; Wi­ce­pre­zes Sto­wa­rzy­sze­nia Po­mo­cy Miesz­ka­nio­wej dla Sie­rot

WYCIĄG Z LISTU DRA STANISŁAWA STEFANKA, TCHR, BISKUPA ŁOMŻYŃSKIEGO SENIORA:

Pan Wi­told Boń­kow­ski, praw­nik, przed­się­bior­ca.

Owo­ce nie­zwy­kle ofiar­ne­go za­an­ga­żo­wa­nia za­wo­do­we­go in­we­stu­je w roz­wi­ja­ją­cą się fir­mę i dzie­li się nimi z naj­bar­dziej po­trze­bu­ją­cy­mi. To mło­dzież z do­mów dziec­ka, któ­ra w wie­ku usa­mo­dziel­nie­nia praw­ne­go nie ma czę­sto ele­men­tar­nych wa­run­ków do usa­mo­dziel­nie­nia ży­cio­we­go (miesz­ka­nie, pra­ca za­wo­do­wa).

Stwo­rze­nie śro­do­wi­ska lu­dzi do­brej woli to o wie­le wię­cej ani­że­li wi­docz­ne ramy Sto­wa­rzy­sze­nia, któ­re­mu z ta­kim po­wo­dze­niem prze­wo­dził Pre­zes Wi­told Boń­kow­ski.

To wła­śnie oso­bi­sty kon­takt z bar­dzo wie­lu spe­cja­li­sta­mi świa­ta na­uki i ży­cia pu­blicz­ne­go, lata stu­diów i pra­cy za­wo­do­wej zro­dzi­ły bo­ga­te prze­my­śle­nia, któ­re Au­tor za­warł w pu­bli­ko­wa­nym stu­dium.

Jest to in­ter­dy­scy­pli­nar­ne spoj­rze­nie na co­dzien­ne na­sze ży­cie. Zin­te­gro­wa­na wi­zja czło­wie­ka sta­ła się klu­czem do od­po­wie­dzi na sze­ro­ko wi­dzia­ne pro­ble­my współ­cze­snej cy­wi­li­za­cji. Har­mo­nij­ne wy­ko­rzy­sta­nie tra­dy­cyj­nej, spraw­dzo­nej przez wie­ki an­tro­po­lo­gii w oce­nie wni­kli­wie ob­ser­wo­wa­nych współ­cze­snych zmian oby­cza­jo­wych sta­no­wi bar­dzo cen­ne wspar­cie czy­tel­ni­ka w jego po­szu­ki­wa­niach sen­su ży­cia i spo­łecz­ne­go za­an­ga­żo­wa­nia. Żywa nar­ra­cja i kon­kret­ny ję­zyk sta­no­wią do­dat­ko­we wa­lo­ry god­ne pro­mo­cji i spra­wia­ją, że książ­ka jest bar­dzo in­te­re­su­ją­cą lek­tu­rą.

Łom­ża, dnia 1 maja 2013 r.

PRZEDMOWA EDWARDA JANIKOWSKIEGO

Nie trze­ba szu­kać po­cie­sze­nia, trze­ba szu­kać Boga – On daje po­cie­sze­nie. Wię­cej: nie trze­ba na­wet szu­kać Boga. On sam do nas przy­cho­dzi. Trze­ba tyl­ko otwo­rzyć się na przy­ję­cie Go.

Taka re­flek­sja na­su­wa się po prze­czy­ta­niu książ­ki Nie­wy­obra­żal­ne. Po­tę­ga i pa­ra­dok­sy na­szych umy­słów. Głów­ne prze­sła­nie, któ­re chce nam prze­ka­zać Au­tor, od­czy­tu­ję tak­że z Jego ży­cio­ry­su. Wi­told Boń­kow­ski zna­ny jest nie tyl­ko w śro­do­wi­sku po­znań­skim, ale rów­nież w ca­łej Pol­sce jako za­ło­ży­ciel Sto­wa­rzy­sze­nia Po­mo­cy Miesz­ka­nio­wej dla Sie­rot. Sto­wa­rzy­sze­nie od po­nad trzy­dzie­stu lat zaj­mu­je się po­mo­cą w spra­wach miesz­ka­nio­wych dzie­ciom osie­ro­co­nym i oso­bom nie­peł­no­spraw­nym oraz wy­po­sa­ża­niem osób nie­peł­no­spraw­nych w nie­zbęd­ny sprzęt re­ha­bi­li­ta­cyj­ny, uła­twia­ją­cy ży­cie, na­ukę i start za­wo­do­wy. Ta bez­in­te­re­sow­na po­moc tym, któ­rzy tego naj­bar­dziej po­trze­bu­ją, prze­ma­wia do nas moc­niej i głę­biej niż na­wet naj­pięk­niej­sze i naj­mą­drzej­sze sło­wa.

Książ­ka skła­nia nas tak­że do za­uwa­że­nia, że na­ukę Chry­stu­sa przyj­mu­je­my w ca­ło­ści albo w ogó­le nie przyj­mu­je­my. Je­że­li wie­rzy­my w Chry­stu­sa, nie trze­ba nam żad­nych uza­sad­nień poza Nim sa­mym. Jest tak, po­nie­waż wszyst­ko, co po­ży­tecz­ne i do­bre – w tym na­uka – ma swój po­czą­tek w Chry­stu­sie. Praw­dą jest jed­nak rów­nież to, że nie moż­na opie­rać się wy­łącz­nie na osią­gnię­ciach ludz­kie­go ro­zu­mu (na­uki); na­le­ży z nich ko­rzy­stać tyl­ko dla osią­gnię­cia do­brych ce­lów: Aby­ście za­lud­ni­li zie­mię i uczy­ni­li ją so­bie pod­da­ną¹.

Idąc tym tro­pem, je­ste­śmy w sta­nie do­strzec, jak wie­le wspa­nia­łych pro­po­zy­cji znaj­du­je­my w tej książ­ce. Do­ty­czy to wie­lu roz­dzia­łów książ­ki Nie­wy­obra­żal­ne, w któ­rej za­ak­cen­to­wa­na jest rów­nież war­tość mo­dli­twy. Dzię­ki mo­dli­twie uczy­my się prze­cież pa­trzeć na całą rze­czy­wi­stość po bo­że­mu. Au­tor po­ru­sza bar­dzo wie­le za­gad­nień po­cho­dzą­cych z roz­ma­itych dzie­dzin, dla­te­go trud­no jest mi usto­sun­ko­wać się do ca­łej książ­ki w spo­sób me­ry­to­rycz­ny. Mu­szę jed­nak po­wie­dzieć, że czy­ta­jąc książ­kę jako laik, oso­bi­ście bar­dzo wie­le sko­rzy­sta­łem na jej lek­tu­rze – ma ona dużo do za­ofe­ro­wa­nia, je­śli cho­dzi o wzbo­ga­ce­nie ro­zu­mie­nia ota­cza­ją­cej nas rze­czy­wi­sto­ści. Na szcze­gól­ną uwa­gę za­słu­gu­ją moim zda­niem ta­kie pod­roz­dzia­ły, jak: Mi­łość klu­czem do zdro­wia, Nie­na­wiść – blo­ka­da two­je­go szczę­ścia, albo Co po­wi­nie­neś wie­dzieć o zmar­twie­niu?

Au­tor na­ma­wia, by­śmy na­uczy­li się do­ce­niać te­raź­niej­szość i cie­szy­li się chwi­lą obec­ną. Czer­pie przy tym bez­po­śred­nio z Ewan­ge­lii: „Chle­ba na­sze­go po­wsze­dnie­go daj nam dzi­siaj”. Dzi­siaj – bo to aku­rat jest naj­waż­niej­sze. Jest to wy­raź­na kon­ty­nu­acja nauk Chry­stu­sa, któ­ry wprost za­le­cał: „Nie troszcz­cie się więc zbyt­nio o ju­tro”².

W książ­ce znaj­du­je­my rów­nież wie­le cen­nych su­ge­stii do­ty­czą­cych na­sze­go zdro­wia: po­ru­szo­na zo­sta­je mię­dzy in­ny­mi kwe­stia pra­wi­dło­we­go od­dy­cha­nia, po­pra­wy na­sze­go wzro­ku, a tak­że za­sad zdro­we­go od­ży­wia­nia.

Pod­su­mo­wa­niem i wnio­skiem koń­co­wym może być su­ge­stia: do­ko­naj zmia­ny na­sta­wie­nia z ne­ga­tyw­ne­go na po­zy­tyw­ne³.

Au­tor koń­czy książ­kę bar­dzo traf­nym spo­strze­że­niem: Ży­je­my w świe­cie peł­nym fał­szu i nie­praw­do­po­dob­ne­go za­kła­ma­nia. Wie­lu pod­łość, hi­po­kry­zję i oszu­stwo uzna­ło za do­bro, jed­no­cze­śnie wy­śmie­wa­jąc uczci­wość, przy­zwo­itość i uf­ność… Ludz­kość za rzad­ko roz­my­śla nad sło­wa­mi Je­zu­sa: „Za­praw­dę po­wia­dam wam: Kto nie przyj­mie kró­le­stwa Bo­że­go jak dziec­ko, ten nie wej­dzie do nie­go”⁴.

Ks. dr Edward Ja­ni­kow­ski TChr

b. Rek­tor Wyż­sze­go Se­mi­na­rium Du­chow­ne­go To­wa­rzy­stwa Chry­stu­so­we­go dla Po­lo­nii Za­gra­nicz­nej; Czło­nek Ho­no­ro­wy Sto­wa­rzy­sze­nia Po­mo­cy Miesz­ka­nio­wej dla Sie­rotWSTĘP

Nie moż­na dwa razy wejść do tej sa­mej rze­ki,
za każ­dym ra­zem bo­wiem
inna woda w niej pły­nie.

He­ra­klit z Efe­zu

Cho­ro­by są wy­ni­kiem
nie­wła­ści­we­go spo­so­bu ży­cia.

Hi­po­kra­tes

Nie war­to pi­sać tego, co na wstę­pie
nie wy­da­wa­ło­by się czy­tel­ni­ko­wi fał­szy­we.

Ni­co­làs Gó­mez Dàvi­la

De­ner­wo­wać się, zna­czy mścić się
na wła­snym zdro­wiu za głu­po­tę in­nych

Er­nest He­min­gway

Ży­je­my w świe­cie re­guł opar­tych na war­to­ściach wpo­jo­nych nam przez ro­dzi­ców pod­czas pro­ce­su wy­cho­wa­nia oraz za­sad, któ­re po­zwa­la­ją nam ist­nieć w kon­kret­nej spo­łecz­no­ści: lo­kal­nej, pań­stwo­wej, ogól­no­ludz­kiej. Do­pie­ro ze­tknię­cie z sy­tu­acją bu­dzą­cą w nas sil­ne emo­cje po­zwa­la nam na do­strze­że­nie wła­sne­go ja, na kon­fron­ta­cję z prze­ciw­no­ścia­mi losu, na zde­fi­nio­wa­nie swo­ich po­trzeb i zro­zu­mie­nie wła­sne­go or­ga­ni­zmu, cia­ła i umy­słu.

Mnie zmo­bi­li­zo­wa­ły do dzia­ła­nia trzy przy­po­wie­ści au­tor­stwa Mir­sa­ka­ri­ma Nor­be­ko­va, dok­to­ra psy­cho­lo­gii, pe­da­go­gi­ki i fi­lo­zo­fii me­dy­cy­ny. W ten spo­sób na­ro­dził się po­mysł na książ­kę. Prze­czy­taj­cie te hi­sto­rie, a po­tem zde­cy­duj­cie, czy ze­chce­cie po­dą­żać za mną i ze mną ścież­ką, któ­rą tu­taj na­zwa­łem klu­czem. Klu­czem do ra­do­sne­go ży­cia. Do uwol­nie­nia się od cier­pie­nia, któ­re sami pro­du­ku­je­my. Do nie­za­mar­twia­nia się.IMPERATOR ZACHOROWAŁ

Pe­wien wład­ca ab­so­lut­ny, twór­ca im­pe­rium, czło­wiek wa­lecz­ny, okrut­ny i bez­względ­ny na­gle za­cho­ro­wał. Cho­ro­ba przy­ku­ła go do łóż­ka. Ko­lej­ni wzy­wa­ni me­dy­cy nie ra­dzi­li so­bie z jego przy­pa­dło­ścią. Im­pe­ra­tor le­żał przez dłu­gie dni, mie­sią­ce, a po­tem lata przy­ku­ty do łóż­ka. Zło­ścił się na nie­udol­ność le­ka­rzy, w koń­cu w ata­ku fu­rii wy­dał roz­kaz po­zba­wie­nia ich ży­cia. Jego wście­kłość uci­chła, uspo­ko­iła się na chwi­lę, nie uwol­ni­ło go to jed­nak od cho­ro­by.

Ko­lej­ne dni bez­na­dziej­nie mi­ja­ły. Pew­ne­go dnia wład­ca za­we­zwał do sie­bie we­zy­ra. Pod­czas roz­mo­wy z nim oka­za­ło się, że w oko­li­cy żyje jesz­cze je­den me­dyk, jed­nak ze wzglę­du na jego brak ogła­dy, gru­biań­stwo, wręcz cham­skie za­cho­wa­nie nie zo­stał za­pro­szo­ny na dwór. Im­pe­ra­tor był zde­spe­ro­wa­ny. Szu­kał ra­tun­ku za wszel­ką cenę, więc roz­ka­zał spro­wa­dzić do sie­bie krnąbr­ne­go le­ka­rza.

Me­dyk oka­zał się pe­łen buty. Za­zna­czył, że sza­nu­je zdol­no­ści swe­go pa­cjen­ta do za­rzą­dza­nia pań­stwem, lecz w spra­wach me­dy­cy­ny uzna­je go za zu­peł­ne­go osła. Wład­cę za­mu­ro­wa­ło, a po­tem z wście­kło­ści za­ry­czał, wo­ła­jąc stra­że i obie­cu­jąc le­ka­rzo­wi okrut­ną śmierć. Ten jed­nak go wy­śmiał, twier­dząc, że jest ostat­nią na­dzie­ją im­pe­ra­to­ra na od­zy­ska­nie zdro­wia. Rze­czy­wi­ście, to wład­cę po­wstrzy­ma­ło. A le­karz za­czął wy­su­wać żą­da­nia. Po­sta­wił trzy wa­run­ki: żą­dał spro­wa­dze­nia przed wro­ta sie­dzi­by im­pe­ra­to­ra naj­szyb­sze­go wierz­chow­ca w pań­stwie, któ­ry bę­dzie miał w ju­kach zło­to, po­tem opusz­cze­nia pa­ła­cu przez całą służ­bę, a na­stęp­nie wy­da­nia roz­ka­zu, by przez go­dzi­nę po za­koń­cze­niu ku­ra­cji nikt nie zbli­żał się do wład­cy, choć­by ten krzy­czał wnie­bo­gło­sy. Były to dziw­ne po­stu­la­ty. Po­dejrz­li­wy król żą­dał uza­sad­nień i choć ar­gu­men­ty me­dy­ka nie­ko­niecz­nie do nie­go tra­fia­ły, staw­ką było wy­zdro­wie­nie tego sa­me­go dnia, co zresz­tą le­karz obie­cał.

Kie­dy im­pe­ra­tor wy­dał roz­ka­zy zgod­ne z za­le­ce­nia­mi me­dy­ka, po­pro­sił go o roz­po­czę­cie ku­ra­cji. Ten jed­nak rzekł do nie­go: Co mam za­czy­nać, sta­ry ośle? Kto ci po­wie­dział, że umiem le­czyć? Wpa­dłeś w moją pu­łap­kę. Mam te­raz go­dzi­nę cza­su. Od daw­na cze­ka­łem na od­po­wied­ni mo­ment, żeby cię udu­pić, par­szy­wy krwio­pij­co! Mam trzy daw­ne ma­rze­nia, trzy naj­głęb­sze pra­gnie­nia. Pierw­sze z nich, to plu­nąć w twój kró­lew­ski pysk!¹. Oplu­ty im­pe­ra­tor wił się z wście­kło­ści. Nic jed­nak nie mógł uczy­nić. Krzy­ki były nie­sku­tecz­ne, bo służ­ba trzy­ma­ła się wy­raź­ne­go roz­ka­zu bez­względ­ne­go kró­la. Wład­ca zro­zu­miał, że jest cał­ko­wi­cie na ła­sce i nie­ła­sce le­ka­rza. Tym­cza­sem ten wy­ja­wił dru­gie ma­rze­nie, mó­wiąc, że od daw­na chciał wy­si­kać się na im­pe­ra­tor­ską gębę. Jak po­wie­dział, tak uczy­nił. Po­ni­żo­ny król trząsł się ze wzbu­rze­nia. A jego cie­mięż­ca po od­da­niu mo­czu na twarz swe­go pana do­dat­ko­wo za­czął ko­pać wład­cę po no­gach, wy­zy­wa­jąc go od pa­dli­ny, a po­tem uży­wa­jąc jesz­cze strasz­niej­szych obelg. Wresz­cie po­dzie­lił się swo­im trze­cim ma­rze­niem. Było ono tak bul­wer­su­ją­ce, że król za­ry­czał jak ran­ne zwie­rzę i nad­ludz­kim wy­sił­kiem przy­jął obron­ną po­sta­wę, pod­no­sząc się naj­pierw na ko­la­na, a po­tem pod­pie­ra­jąc się o ścia­nę; wresz­cie sta­nął na chwiej­nych no­gach. Me­dyk po­sta­no­wił uciec. Do­siadł naj­lep­sze­go w kró­le­stwie wierz­chow­ca ob­ju­czo­ne­go wor­kiem zło­ta i czmych­nął. Mimo że nogi kró­la były jak z waty, po­sta­no­wił nie pod­da­wać się i do­paść bez­czel­ne­go le­ka­rza, a po­tem sro­dze się ze­mścić. Wy­cią­gnął miecz, ostat­kiem woli do­tarł do staj­ni i do­siadł pierw­sze­go na­po­tka­ne­go ko­nia. Ru­szył w po­ścig. Z każ­dą chwi­lą pę­dził co­raz szyb­ciej, od­czu­wa­jąc przy­pływ sił wi­tal­nych. Wiatr we wło­sach przy­po­mniał ce­sa­rzo­wi o daw­nych wy­pra­wach, co do­da­ło mu sił. Wieść o wład­cy ja­dą­cym po raz pierw­szy od dwu­dzie­stu lat przez kró­le­stwo roz­nio­sła się lo­tem bły­ska­wi­cy. Stu wo­dzów po­dą­ży­ło jego śla­dem i uj­rzaw­szy kró­la, skwi­to­wa­li to okrzy­ka­mi peł­ny­mi za­chwy­tu.

Brak wia­ry w wy­zdro­wie­nie nie po­ko­na cho­ro­by;
po­trze­bu­jesz wstrzą­su, by wzbu­dzić siłę woli²

Im­pe­ra­tor chło­nął po­dziw swych pod­da­nych, jed­no­cze­śnie za­czy­na­ła mu mi­jać wście­kłość na me­dy­ka. Wresz­cie, wraz ze świ­tą swo­ich wo­jow­ni­ków, do­padł le­ka­rza. Wo­jo­wie przy­pro­wa­dzi­li go przed ob­li­cze kró­la. Le­karz nie wy­da­wał się już taki har­dy. Wład­ca dłu­go na nie­go spo­glą­dał, po czym uznał, że za­słu­gu­je nie na je­den mar­ny wo­rek zło­ta, lecz na całą ka­ra­wa­nę cen­ne­go krusz­cu.TAJEMNICE, KTÓRE UZDROWIŁY

Dzie­ci wy­ma­ga­ją cią­głej uwa­gi. Mają ogrom­ną po­trze­bę piesz­czot, uwa­gi oraz mi­ło­ści i nig­dy im nie dość. Skut­ku­je to zwy­kle tym, że mat­ka od­sy­ła dziec­ko do ojca, oj­ciec do bab­ci, bab­cia do dziad­ka, a dziec­ko wę­dru­je mię­dzy do­ro­sły­mi, nig­dzie nie znaj­du­jąc peł­nej sa­tys­fak­cji wy­ni­ka­ją­cej z na­tu­ral­nej po­trze­by by­cia ko­cha­nym. Aż w koń­cu zda­rzy się mal­co­wi za­cho­ro­wać. Raz, dru­gi, trze­ci. Do­strze­ga zmia­nę za­cho­wa­nia swo­ich bli­skich. Na­gle ro­dzi­ce za­czy­na­ją się w spo­sób wzmo­żo­ny in­te­re­so­wać dziec­kiem, czu­le gła­dzą po czo­le, brzusz­ku, speł­nia­ją za­chcian­ki, ku­pu­ją przy­sma­ki, czy­ta­ją baj­ki. Na­gle cho­ro­ba sta­je się na­rzę­dziem zwra­ca­nia na sie­bie uwa­gi.

Na­tu­ral­ne po­trze­by dziec­ka:
• cią­gła uwa­ga
• per­ma­nent­ne piesz­czo­ty
• nie­ustan­na mi­łość³

W pew­nym przy­sa­na­to­ryj­nym szpi­ta­lu był od­dział dzie­cię­cy, gdzie le­że­li mali pa­cjen­ci cho­rzy na cu­krzy­cę. Wśród nich były też sie­ro­ty z po­bli­skie­go domu dziec­ka. Czę­sto za­da­wa­ły one pie­lę­gniar­kom py­ta­nie, dla­cze­go aku­rat ich nie od­wie­dza­ją ro­dzi­ce. Opie­kun­ki nie chcia­ły ich uświa­da­miać, wy­ja­wia­jąc okrut­ną praw­dę. Wo­la­ły za­pew­niać dzie­ci, że ro­dzi­ce za­bio­rą je ze szpi­ta­la wraz z mo­men­tem wy­zdro­wie­nia. Dwu- i trzy­lat­ki za­czę­ły więc bar­dzo in­te­re­so­wać się swo­ją cho­ro­bą. Jed­na z dziew­czy­nek stwier­dzi­ła: we mnie, w środ­ku, jest bar­dzo dużo krysz­tał­ków cu­kru, któ­re cho­dzą je­den za dru­gim. To dla­te­go moi ro­dzi­ce nie przy­jeż­dża­ją po mnie ⁴. Oka­za­ło się, że szyb­ko zna­la­zła spo­sób na za­spo­ko­je­nie swo­jej tę­sk­no­ty za ro­dzi­ca­mi, wy­zdro­wie­nie i tym sa­mym ich spro­wa­dze­nie. Na we­wnętrz­nym dzie­dziń­cu szpi­ta­la sta­ło po­nad 70 pla­sti­ko­wych wa­nie­nek. Każ­de­go ran­ka pra­cow­nik ośrod­ka na­peł­niał je mor­ską wodą. W cią­gu dnia woda na­grze­wa­ła się pod wpły­wem pro­mie­ni sło­necz­nych, a dzie­ci plu­ska­ły się w nich. Co cie­ka­we, oka­za­ło się, że każ­dy z ma­łych pa­cjen­tów cho­dził tyl­ko raz w cią­gu dnia do swo­jej wan­ny. Dzie­ci wpa­dły bo­wiem na po­mysł, że cu­kier roz­pusz­cza się w wo­dzie. Ich wróg, czy­li cho­ro­ba, tam się roz­pusz­cza­ła, a one zdro­wia­ły. Wy­star­czy­ło tyl­ko po­pu­ścić im wo­dze fan­ta­zji.

Na tym od­dzia­le
100% cho­rych na cu­krzy­cę dzie­ci wy­zdro­wia­ło.

Dzie­ci trak­tu­ją za­sły­sza­ne ko­mu­ni­ka­ty do­słow­nie. Nie po­tra­fią sku­piać uwa­gi przez dłu­gi czas, są skon­cen­tro­wa­ne mak­sy­mal­nie do 10 mi­nut. Wie­dząc o tym, moż­na prze­ka­zać im in­for­ma­cję, któ­ra uru­cho­mi nie­praw­do­po­dob­ne pro­ce­sy.

Pew­ne­go razu dok­tor na spo­tka­niu z ma­ły­mi pa­cjen­ta­mi zwró­cił się do nich w na­stę­pu­ją­cy spo­sób:

– Wie­cie, dzie­ci, moi do­ro­śli słu­cha­cze – wa­sze ma­mu­sie, ta­tu­sio­wie, dziad­ko­wie i bab­cie, usu­wa­ją swo­je bli­zny, na­to­miast wy nad bli­zna­mi bę­dzie­cie jesz­cze pra­co­wać, wy­ko­nu­jąc spe­cjal­ne ćwi­cze­nie.

Na­stęp­ne­go dnia przy­cho­dzi do mnie szkrab i mówi:

– A u mnie szra­ma znik­nę­ła!

Tyl­ko je­den raz im wspo­mnia­łem, że do­ro­śli sami usu­wa­ją bli­zny i to wszyst­ko. To oka­za­ło się wy­star­cza­ją­ce. Nie wy­ko­na­li żad­ne­go ćwi­cze­nia, lecz bli­zna zni­kła...⁵.

By­łem scep­tycz­ny wo­bec tych hi­sto­rii, ale bar­dzo mi się spodo­ba­ły. Chcia­łem spraw­dzić, czy kry­je się za nimi coś wię­cej.PRAWDA ODNALEZIONA W GÓRACH⁶

To była do­brze płat­na pra­ca. Ośro­dek le­kar­ski od­wie­dza­li eme­ry­to­wa­ni urzęd­ni­cy pań­stwo­wi wy­so­kie­go szcze­bla. Pra­cu­ją­cy tam le­karz prze­waż­nie dia­gno­zo­wał cho­ro­by z za­kre­su ge­ria­trii. Pew­ne­go razu ko­le­ga, też le­karz, okre­ślił stan jed­ne­go z jego pa­cjen­tów, by­łe­go mi­ni­stra, jako za­dzi­wia­ją­co do­bry, stwier­dza­jąc, że jest to czło­wiek wy­le­czo­ny i zdro­wy. Le­karz zba­dał go i ku swe­mu zdu­mie­niu stwier­dził, że u pa­cjen­ta zni­kły obec­ne wcze­śniej symp­to­my cho­ro­by Par­kin­so­na. Zdzi­wi­ło go to nie­po­mier­nie, więc wy­py­tał by­łe­go mi­ni­stra, gdzie i jak się le­czył. Ten opo­wie­dział mu o świą­ty­ni, gdzie przez ja­kiś czas prze­by­wał. Le­karz przy­jął to do wia­do­mo­ści, wpi­sał in­for­ma­cję w kar­to­te­kę pa­cjen­ta i w na­wa­le pra­cy szyb­ko za­po­mniał o tym przy­pad­ku.

Przy­po­mniał so­bie o tym pa­cjen­cie w na­stęp­nym roku. Otóż były mi­ni­ster na­mó­wił czte­rech swo­ich ko­le­gów do wi­zy­ty w świą­ty­ni, a oni wró­ci­li zu­peł­nie zdro­wi, po­dob­nie jak ów eme­ry­to­wa­ny urzęd­nik, któ­ry po­le­cił im ta­jem­ni­czą świą­ty­nię. Le­karz prze­pro­wa­dził ze star­szy­mi pa­na­mi szcze­gó­ło­wy wy­wiad. Do­wie­dział się od nich, że wy­so­ko w gó­rach po­ło­żo­na jest Świą­ty­nia Czci­cie­li Ognia. Mni­si, któ­rzy tam żyli, przyj­mo­wa­li raz do roku na 40 dni gru­pę lu­dzi, któ­rzy chcie­li się wy­le­czyć – czę­sto z bar­dzo po­waż­nych cho­rób. Le­karz był tak moc­no za­fra­po­wa­ny hi­sto­rią nie­spo­dzie­wa­nych uzdro­wień swo­ich pa­cjen­tów, że po­sta­no­wił na­stęp­ne­go lata sam wy­brać się do świą­ty­ni, by zba­dać nie­zro­zu­mia­ły dla nie­go fe­no­men znik­nię­cia wszyst­kich cho­ro­bo­wych symp­to­mów u lu­dzi, któ­rych le­czył od lat.

Le­karz za­brał ze sobą dwóch przy­ja­ciół: je­den był re­ży­se­rem, dru­gi ope­ra­to­rem te­le­wi­zyj­nym. Obaj pra­gnę­li uwiecz­nić na ta­śmie fil­mo­wej re­por­taż z ich wy­ciecz­ki i wy­emi­to­wać go w te­le­wi­zji, dla któ­rej pra­co­wa­li.

Męż­czyź­ni z opóź­nie­niem do­tar­li do punk­tu zbiór­ki. Wszy­scy, chcą­cy udać się na le­cze­nie do po­ło­żo­ne­go w gó­rach klasz­to­ru, zdą­ży­li wcze­śniej wy­ru­szyć do od­da­lo­nej o 26 ki­lo­me­trów świą­ty­ni. Mni­si zo­sta­wi­li dla nich je­dy­nie osły. Le­karz na­ma­wiał znie­chę­co­nych kom­pa­nów do nie­re­zy­gno­wa­nia z eska­pa­dy, cze­mu szcze­gól­nie był prze­ciw­ny ope­ra­tor wa­żą­cy 130 ki­lo­gra­mów. Po go­rą­cej dys­ku­sji ob­ju­czy­li swo­imi ba­ga­ża­mi osły i wy­ru­szy­li w dłu­gą pie­szą wę­drów­kę. Pierw­szy kry­zys przy­szedł już po 10 km: le­karz szyb­ko znisz­czył obu­wie, któ­re­go uży­wał w mie­ście, sa­pią­cy ope­ra­tor od­mó­wił ja­kie­go­kol­wiek kro­ku da­lej, a re­ży­se­ro­wi smęt­nie zwi­sa­ła gło­wa. Prze­mo­gli się jed­nak. Byli w po­ło­wie dro­gi – w ta­kiej sy­tu­acji le­piej iść na­przód niż za­wra­cać.

Na miej­sce do­tar­li po ciem­ku. Był nie­mal śro­dek nocy. Mni­si udo­stęp­ni­li im po­kój, a oni wy­cień­cze­ni pa­dli na po­sła­nia. Na­stęp­ne­go dnia wszyst­kich przy­by­łych „ku­ra­cju­szy” po­uczo­no, że miej­sce, w któ­rym się znaj­du­ją, jest świę­te, i by w nim nie grze­szy­li. Karą za każ­dy wy­stę­pek mia­ła być po­moc w go­spo­dar­stwie, a szcze­gól­nie przy­no­sze­nie wody z od­le­głe­go o 4 km źró­dła.

Oka­za­ło się, że jed­nym z grze­chów jest po­chmur­ny na­strój i brak uśmie­chu na twa­rzy. Przy­by­łych do świą­ty­ni go­ści roz­ba­wi­ło to i po­mo­gło roz­ja­śnić twa­rze, ale już po chwi­li ich lica przy­bra­ły kwa­śny wy­raz, do­kład­nie taki, jaki mie­li na co dzień, ży­jąc w mie­ście po­śród po­dob­nych im lu­dzi.

Kara była do­tkli­wa. Każ­dy po­sęp­ny przy­bysz do­stał wa­żą­cy 5 kg dzban z na­ka­zem przy­nie­sie­nia 16 li­trów wody ze źró­dła. Po­nad­to na py­ta­nie o ter­min przyj­mo­wa­nia cho­rych i sta­wia­nia im dia­gno­zy mni­si od­po­wie­dzie­li, że oni tu ni­ko­go nie przyj­mu­ją i nie le­czą. Roz­cza­ro­wa­nie go­ści było ogrom­ne. Każ­dy z nich, rad nie­rad, wziął w dło­nie cięż­ki dzban i wy­ru­szył w 8-ki­lo­me­tro­wą dro­gę. Le­karz ma­sze­ro­wał jako pierw­szy, scho­dząc krę­tą gór­ską ścież­ką. Wró­cił z 21-ki­lo­gra­mo­wym dzba­nem wy­peł­nio­nym wodą do­pie­ro póź­nym po­po­łu­dniem. Na twa­rzy miał prze­zor­nie uśmiech. Nic z tego. Oka­za­ło się, że był ob­ser­wo­wa­ny przez jed­ne­go z mni­chów, któ­ry śle­dził wszyst­kich „ku­ra­cju­szy” z lor­net­ką przy­tknię­tą do oczu. Wi­dział, kie­dy pie­chu­rzy się nie uśmie­cha­li. Le­karz mu­siał pójść jesz­cze raz po wodę, czu­jąc, że ktoś pa­stwi się nad nim. Ma­sze­ro­wał głod­ny, zmę­czo­ny i obo­la­ły.

Po po­wro­cie le­ka­rza do­padł atak hi­ste­rii. Spo­strzegł swo­je od­bi­cie w lu­strze, do­strzegł mi­zer­ną po­stać i nie­po­ha­mo­wa­nie za­czął ner­wo­wo się śmiać. Przy­bie­gli jego przy­ja­cie­le, re­ży­ser i ope­ra­tor, i ich też ogar­nął dzi­ki śmiech.

Od na­stęp­ne­go dnia co­raz mniej lu­dzi wy­sy­ła­no po wodę do źró­dła. Po ty­go­dniu już nikt tam nie cho­dził – nie było po­wo­du. Wszy­scy się uśmie­cha­li. Po­ja­wił się na­wyk, pew­ne­go ro­dza­ju au­to­ma­tyzm, któ­ry spra­wiał, że uśmiech za­czął go­ścić na ich twa­rzach zu­peł­nie na­tu­ral­nie. Wte­dy mni­si za­pro­si­li ich do ka­mien­ne­go dom­ku na ubo­czu, gdzie znaj­do­wa­ło się uję­cie wody. Przy­by­sze zro­zu­mie­li, że wy­sy­ła­nie ich po wodę było lek­cją, ma­ją­cą na­uczyć ich po­zby­wa­nia się wła­snej py­chy, zgu­bie­nia po­czu­cia wia­ry w ugrun­to­wa­ne prze­ko­na­nia i skło­nić do po­strze­ga­nia ota­cza­ją­ce­go ich świa­ta w spo­sób zna­ny im z dzie­ciń­stwa: cie­sze­nia się ota­cza­ją­cą na­tu­rą, czer­pa­nia przy­jem­no­ści z ob­ser­wa­cji żu­ków, mró­wek czy chmur na nie­bie. Go­ście klasz­to­ru po­czu­li się na tyle nie­win­ni i mło­dzi, że umi­la­li so­bie czas, ba­wiąc się w dzie­cię­ce gry. Jed­no­cze­śnie cie­szy­li się do­brym sa­mo­po­czu­ciem, po­wo­li prze­sta­jąc się skar­żyć na cho­ro­by, któ­re do­ku­cza­ły im przed przy­by­ciem do świą­ty­ni. Le­karz sta­rał się ana­li­zo­wać ten stan. Stwier­dził, że prze­mia­na, w ogó­le cała ta­jem­ni­ca po­by­tu w gór­skiej przy­sta­ni, po­le­ga­ła na mi­mi­ce zwią­za­nej z uśmie­chem oraz na wy­pro­sto­wa­nej po­sta­wie.

Po­czą­tek „sztucz­nie wy­wo­ła­nej”
oso­bo­wo­ścio­wej prze­mia­ny: mi­mi­ka, czy­li
UŚMIECH I WY­PRO­STO­WA­NA PO­STA­WA
wg dra Nor­be­ko­va na oso­bo­wo­ścio­wą prze­mia­nę
po­trze­bu­je­my je­dy­nie 40 dni!⁷

Ostat­nie­go dnia po­by­tu le­karz udał się do prze­ora, pro­sząc go o moż­li­wość po­zo­sta­nia w tym miej­scu. Ten od­mó­wił. Stwier­dził, że wszy­scy przy­by­sze są ludź­mi moc­ny­mi i na tyle od­por­ny­mi, by zo­stać czy­sty­mi po­śród bru­du. Ich za­da­niem jest te­raz dzie­le­nie się świa­tłem, któ­re za­czę­ło roz­ja­śniać ich od środ­ka.

Po po­wro­cie do mia­sta le­karz uj­rzał na uli­cach tłu­my lu­dzi obo­jęt­nych, za­go­nio­nych, go­nią­cych za czymś, cze­go sami nie po­tra­fi­li­by na­zwać, lu­dzi bez­dusz­nych, o pu­stych twa­rzach i nik­czem­nych od­ru­chach.

Le­karz był ra­cjo­na­li­stą, więc po po­wro­cie do pra­cy za­pra­gnął spraw­dzić, czy uśmiech i po­sta­wa mają dzia­ła­nie te­ra­peu­tycz­ne. Zor­ga­ni­zo­wał sal­kę, ze­brał pa­cjen­tów i roz­po­czął z nimi tre­nin­gi. Krót­kie, trwa­ją­ce może go­dzi­nę dzien­nie. Efek­ty były za­sta­na­wia­ją­ce. Je­den z ćwi­czą­cych zgu­bił oku­la­ry – prze­stał ich po­trze­bo­wać. Ko­lej­ne­mu za­czę­ło pra­co­wać je­li­to. Inny za­czął od­zy­ski­wać słuch. U wszyst­kich na­stą­pi­ła po­pra­wa zdro­wia, choć­by tyl­ko nie­znacz­na.

Ko­niec tej hi­sto­rii jest po­krze­pia­ją­cy. Ope­ra­tor schudł do po­zio­mu 85 kg i cały czas utrzy­mu­je tę wagę, na­to­miast re­ży­ser, ma­ją­cy wcze­śniej pro­ble­my z nad­uży­wa­niem al­ko­ho­lu, co było po­wo­dem roz­wo­du, po­rzu­cił pi­cie i zo­stał po­now­nie przy­ję­ty przez żonę. Do dziś sta­no­wią zgod­ne mał­żeń­stwo.KLUCZ

W tym wstę­pie mu­szę Cię, Czy­tel­ni­ku, ostrzec: cy­to­wa­ny prze­ze mnie dr Nor­be­kov po­trak­tu­je Cię tak, jak me­dyk swo­je­go im­pe­ra­to­ra. W jego imie­niu opo­wiem kil­ka hi­sto­rii, któ­re mo­żesz uznać za nie­przy­jem­ne. Wstrząs, któ­ry Cię spo­tka, ma po­ru­szyć i skło­nić do za­sta­no­wie­nia nad sobą i dal­szą ścież­ką ży­cio­wą.

Po­tem, w ślad za świa­to­wy­mi au­to­ry­te­ta­mi, na któ­rych ba­da­niach i wska­zów­kach wspie­ram swo­ją książ­kę, po­dam dłoń, a na niej bę­dzie na­dzie­ja: na wy­zdro­wie­nie, po­go­dze­nie się ze sobą, na uwol­nie­nie od cier­pie­nia i lę­ków, któ­re ogra­ni­cza­ją. Na koń­cu, opie­ra­jąc się na prze­my­śle­niach mę­dr­ców z czte­rech stron świa­ta, re­pre­zen­tu­ją­cych roz­ma­ite dzie­dzi­ny – od re­li­gii i du­cho­wo­ści po me­dy­cy­nę – prze­ka­żę Ci wska­za­ne przez nich spo­so­by na zdo­by­cie mi­ło­ści i czer­pa­nie ra­do­ści z drob­no­stek. Wska­żę też z ich prze­wod­nic­twem spraw­dzo­ne me­to­dy na po­zby­cie się cho­rób, stre­su i nie­po­ko­jów. Każ­da z tych rad ma opar­cie w fa­cho­wej li­te­ra­tu­rze.

Chodź­cie ze mną i z NIMI.
Zmia­na na lep­sze wca­le nie jest taka trud­na.NIEMATERIALNA NATURA „MATERIALNEGO” ŚWIATA

Uru­cho­mie­nie w 2008 roku naj­więk­sze­go na świe­cie przy­spie­sza­cza ha­dro­nów w ośrod­ku CERN pod Ge­ne­wą zwró­ci­ło uwa­gę opi­nii świa­to­wej na to, czym współ­cze­śnie zaj­mu­ją się fi­zy­cy. Naj­now­sze osią­gnię­cia tej dzie­dzi­ny na­uki do­ty­czą dwóch aspek­tów:

- • for­mu­ło­wa­nia re­wo­lu­cyj­nych kon­cep­cji,
- • po­ja­wie­nia się moż­li­wo­ści prze­pro­wa­dza­nia eks­pe­ry­men­tów,
któ­re umoż­li­wia­ją we­ry­fi­ka­cję tych kon­cep­cji.

W na­szym co­dzien­nym ży­ciu, prze­ży­wa­nym w świe­cie, któ­ry na­zy­wa­my „ma­te­rial­nym”, wy­star­cza nam zna­jo­mość praw fi­zy­ki, któ­rej pod­sta­wy sfor­mu­ło­wał w XVII w. Iza­ak New­ton. W XIX w. fi­zy­ka new­to­now­ska opie­ra­ła się na mo­de­lu naj­drob­niej­szej cząst­ki ma­te­rii nie­oży­wio­nej – ato­mu. Praw­dzi­wą re­wo­lu­cję w po­strze­ga­niu rze­czy­wi­sto­ści fi­zycz­nej przy­nio­sła teo­ria względ­no­ści Ein­ste­ina. To wła­śnie dzię­ki niej sta­ły się moż­li­we m. in. loty w Ko­smos. Zgod­nie ze słyn­nym wzo­rem, E = mc², masa jest ilo­ra­zem ener­gii i pręd­ko­ści świa­tła pod­nie­sio­nym do kwa­dra­tu. Ein­ste­in wy­ka­zał więc, że ma­te­ria to wi­zu­al­ny ob­raz ener­gii i pręd­ko­ści rów­nej pręd­ko­ści świa­tła.

Uko­ro­no­wa­niem ba­dań dwu­dzie­sto­wiecz­nej fi­zy­ki jest kwan­to­wa teo­ria bu­do­wy Wszech­świa­ta. W kon­cep­cji tej atom nie jest już twar­dą kul­ką ma­te­rii, ale skła­da się z jesz­cze drob­niej­szych niż skład­ni­ki ją­dra – pro­ton czy neu­tron – czą­stek ele­men­tar­nych (do któ­rych na­le­żą elek­tro­ny, bo­zo­ny, kwar­ki czy inne opi­sy­wa­ne przez fi­zy­ków cząst­ki), upo­rząd­ko­wa­nych w prze­strzen­ny, hie­rar­chicz­nie upo­rząd­ko­wa­ny układ sta­nów ener­ge­tycz­no-in­for­ma­cyj­nych usy­tu­owa­nych w nie­zmier­nie ma­łych prze­strze­niach o cha­rak­te­rze próż­ni. Cząst­ki ele­men­tar­ne nie są jed­nak „ma­te­rial­ne” w żad­nym kla­sycz­nym ro­zu­mie­niu tego sło­wa – w swo­jej na­tu­rze sta­no­wią im­pul­sy ener­gii i in­for­ma­cji, są więc struk­tu­ra­mi ener­ge­tycz­no-in­for­ma­cyj­ny­mi. Ato­my róż­nych pier­wiast­ków za­wie­ra­ją ta­kie same cząst­ki ele­men­tar­ne, a ich wła­ści­wo­ści za­le­żą tyl­ko od ukła­du i licz­by tych im­pul­sów.

Zda­rze­nia kwan­to­we są więc je­dy­nie fluk­tu­acja­mi ener­gii i in­for­ma­cji. Z nich zbu­do­wa­ne jest wszyst­ko, co nas ota­cza, a co okre­śla­my mia­nem ma­te­rii.

W świe­tle współ­cze­snej wie­dzy świat ma­te­rial­ny jest za­tem, pa­ra­dok­sal­nie, zbu­do­wa­ny z nie-ma­te­rii, a więc z ilu­zji fi­zycz­no­ści. Ta nie-ma­te­ria two­rzą­ca świat ma te same wła­ści­wo­ści, co myśl na eta­pie przed­wer­bal­nym, za­nim zo­sta­nie wy­ra­żo­na; po­dob­nie jak ona, jest im­pul­sem ener­ge­tycz­no-in­for­ma­cyj­nym. In­for­ma­cja – w tym ludz­ka myśl – jest ener­gią i ma moc zmniej­sza­nia en­tro­pii (czy­li wpro­wa­dza­nia po­rząd­ku do rze­czy­wi­sto­ści)¹. Czło­wiek, dzię­ki temu, że ge­ne­ru­je im­pul­sy ener­ge­tycz­no-in­for­ma­cyj­ne w po­sta­ci my­śli, jest ele­men­tem tego Wszech­świa­ta – ale ele­men­tem świa­do­mym. Na­sze do­świad­cze­nia, złe i do­bre, nie są tyl­ko wy­ni­kiem przy­pad­ko­wych prze­kształ­ceń ukła­dów czą­stek ele­men­tar­nych. To my je two­rzy­my. Od­bi­ciem tego sta­nu są na­sze po­sta­wy ży­cio­we. Na tę cią­głość ener­ge­tycz­no–in­for­ma­cyj­ną struk­tur świa­ta, a więc i struk­tur bu­du­ją­cych cia­ło czło­wie­ka, ze szcze­gól­nym uwzględ­nie­niem im­pul­sów wy­wo­ły­wa­nych funk­cjo­no­wa­niem umy­słu zwra­ca uwa­gę w swo­ich pu­bli­ka­cjach De­epak Cho­pra². Tak więc kwan­to­wa kon­cep­cja bu­do­wy i funk­cjo­no­wa­nia Wszech­świa­ta rzu­ca tak­że świa­tło na rolę na­sze­go umy­słu, na­szej świa­do­mo­ści, nas sa­mych. Fi­zy­ka kwan­to­wa moc­no pod­bu­do­wu­je nie­ma­te­rial­ne ro­zu­mie­nie rze­czy­wi­sto­ści i po­zwa­la za­kwe­stio­no­wać ma­te­ria­li­stycz­ne poj­mo­wa­nie świa­ta i czło­wie­ka.

Nie wierz do koń­ca swo­im zmy­słom

Zmy­sły pod­po­wia­da­ją nam, że ludz­kie cia­ło sta­no­wi jed­no­rod­ną, nie­zmien­ną i trwa­łą masę. Moż­na je tak­że opi­sać za po­mo­cą róż­nych fi­zycz­nych ka­te­go­rii. Mo­że­my okre­ślić czas, w któ­rym cia­ło ist­nie­je, jego pa­ra­me­try, od ki­lo­gra­mów przez wła­ści­wo­ści po­wierzch­ni skó­ry po tem­pe­ra­tu­rę i wie­le, wie­le in­nych. Ta­kie po­strze­ga­nie ludz­kie­go cia­ła jako two­ru sta­tycz­ne­go i jed­no­rod­ne­go jest po­kło­siem XIX- i XX-wiecz­nej fi­zy­ki, che­mii i bio­lo­gii. Jed­nak stan współ­cze­snej na­uki nie po­zwa­la na utrzy­my­wa­nie tej wi­zji świa­ta. Dziś na cia­ło i or­ga­nizm czło­wie­ka pa­trzy się przez pry­zmat ta­kich ka­te­go­rii, jak stru­mie­nie in­for­ma­cji, świa­do­mo­ści i ener­gii. He­ra­klit twier­dził, że nie moż­na wejść dwa razy do tej sa­mej rze­ki. Po­dob­nie Ty, wcho­dząc dwu­krot­nie – na­wet w krót­kim prze­dzia­le cza­so­wym – do tej sa­mej rze­ki, nie bę­dziesz tym sa­mym czło­wie­kiem.

Każ­dy haust po­wie­trza ozna­cza dla od­dy­cha­ją­ce­go czło­wie­ka wchło­nię­cie 1022 ato­mów Wszech­świa­ta³. W or­ga­ni­zmie na­stę­pu­je nie­ustan­na wy­mia­na ato­mów, a te, któ­re do­sta­ły się do na­sze­go cia­ła, za­mie­nia­ją się w skład­ni­ki krwi, ser­ca czy in­nych na­rzą­dów. Nie­za­leż­nie od tego, ja­kie bu­dzi w nas to uczu­cia, je­ste­śmy ma­lut­kim frag­men­tem Wszech­świa­ta, ucie­le­śnia­jąc i afir­mu­jąc jego do­bre i złe stro­ny.

W cią­gu trzech ty­go­dni przez nasz or­ga­nizm prze­pły­wa mi­liard ato­mów, któ­re mogą na­le­żeć do wszyst­kich ga­tun­ków istot ży­wych na Zie­mi. Przez nie­speł­na rok 98% ato­mów w na­szym cie­le zo­sta­nie za­stą­pio­nych przez nowe. Je­że­li uświa­do­mi­my so­bie ogrom zmian, któ­re nie­ustan­nie za­cho­dzą w na­szym cie­le, bę­dzie­my mu­sie­li uznać, że zmia­na to je­dy­ny trwa­ły aspekt na­sze­go ży­cia. Naj­cie­kaw­sze są jed­nak im­pli­ka­cje tego fak­tu.

W świe­tle współ­cze­snej na­uki atom skła­da się z czą­stek bę­dą­cych no­śni­kiem ener­gii i in­for­ma­cji. Cząst­ki te są nie­ma­te­rial­ne. Wnio­sek z ta­kie­go sta­nu rze­czy jest za­dzi­wia­ją­cy: mo­że­my uznać, że 99,99996% or­ga­ni­zmu skła­da się z czą­stek nie­ma­te­rial­nych. Cia­ło moż­na uznać za ogrom­ną próż­nię, gdzie rzad­ko moż­na na­tra­fić na ma­leń­ki ma­te­rial­ny punkt lub przy­pad­ko­we wy­ła­do­wa­nie elek­trycz­ne. Uświa­do­mie­nie so­bie, czym jest 0,000004% na­sze­go cia­ła i jak nie­wiel­ką jego część sta­no­wi, po­zwo­li nam na ak­cep­ta­cję i zro­zu­mie­nie po­zo­sta­łej pu­stej prze­strze­ni. Po­mo­że nam w tym in­te­li­gen­cja, któ­ra jest nie­ma­te­rial­nym (tak­że!) za­so­bem in­for­ma­cji, któ­ry pro­du­ku­je cia­ło, re­gu­lu­je je, pa­nu­je nad nim i sam nim się sta­je⁴.

Co za­tem tak na­praw­dę od­bie­ra­ją na­sze zmy­sły? Jak do­tknąć ener­gii, zo­ba­czyć lub wsłu­chać się w nią? Oczy­wi­ście py­ta­nia te na­le­ży czę­ścio­wo trak­to­wać jak fi­gu­ry re­to­rycz­ne, bo trud­no za­prze­czyć, że kie­ru­je­my się sma­kiem pod­czas pysz­nej ko­la­cji w wy­kwint­nej re­stau­ra­cji. Zmy­sły jed­nak do­star­cza­ją nam tyl­ko cząst­ki wie­dzy o świe­cie i o nas sa­mych. Moim ce­lem jest je­dy­nie to, by wy­rwać Cię z co­dzien­nej, ru­ty­no­wej per­spek­ty­wy i po­bu­dzić do przede­fi­nio­wa­nia pro­ble­mów, z ja­ki­mi sty­ka się Two­ja du­sza, cia­ło i umysł.POTĘGA MODLITWY

Zdo­byw­ca Na­gro­dy No­bla w 1912 roku z dzie­dzi­ny fi­zjo­lo­gii i me­dy­cy­ny, dr Ale­xis Car­rel, w jed­nym ze swo­ich licz­nych ar­ty­ku­łów stwier­dził: Mo­dli­twa jest naj­po­tęż­niej­szą for­mą ener­gii, jaką po­tra­fi wy­two­rzyć czło­wiek. Jej siła jest tak pew­na, jak pew­ne jest przy­cią­ga­nie ziem­skie. Jako le­karz wi­dzia­łem wie­lu lu­dzi, któ­rzy po­dźwi­gnę­li się z cho­ro­by dzię­ki szcze­re­mu wy­sił­ko­wi mo­dli­twy, kie­dy już wszyst­kie inne środ­ki za­wio­dły. (...) Po­dob­nie jak rad, mo­dli­twa jest źró­dłem wspa­nia­łej, sa­mo­ge­ne­ru­ją­cej się ener­gii. (...) W mo­dli­twie isto­ta ludz­ka po­szu­ku­je uzu­peł­nie­nia wła­snej ener­gii przez po­łą­cze­nie się z nie­skoń­czo­nym źró­dłem ener­gii. Pod­czas mo­dli­twy łą­czy­my się z nie­wy­czer­pa­ną siłą po­ru­sza­ją­cą Wszech­świat. Mo­dli­my się, aby część tej siły przy­pa­dła nam. Na­wet sama proś­ba o to eli­mi­nu­je na­sze ludz­kie ułom­no­ści i to wła­śnie wzmac­nia nas i od­na­wia. (...) Ile­kroć zwra­ca­my się do Boga sło­wa­mi szcze­rej mo­dli­twy, zmie­nia­my na lep­sze za­rów­no na­sze du­sze, jak i cia­ła. Po pro­stu nie może się zda­rzyć, by któ­ry­kol­wiek czło­wiek choć przez chwi­lę mo­dlił się bez żad­ne­go re­zul­ta­tu^(22.)

Z ko­lei Dale Car­ne­gie w swo­jej epo­ko­wej książ­ce Jak prze­stać się mar­twić i za­cząć żyć pod­kre­śla, że mo­dli­twa może po­móc na­wet naj­więk­szym scep­ty­kom oraz oso­bom nie­re­li­gij­nym z prze­ko­na­nia. Za­uwa­ża przy tym, że za­spo­ka­ja ona trzy pod­sta­wo­we po­trze­by psy­chicz­ne:

Zwer­ba­li­zo­wa­nie pro­ble­mu. Mo­dli­twa po­moc­na jest do zdia­gno­zo­wa­nia i zwer­ba­li­zo­wa­nia pro­ble­mu, któ­ry nas drę­czy. Prze­cież naj­pierw mu­si­my wie­dzieć, o co chce­my wznieść mo­dły.

Bóg jest po­wier­ni­kiem. Mo­dli­twa spra­wia, że z drę­czą­cym nas pro­ble­mem nie mie­rzy­my się w sa­mot­no­ści. Bóg, do któ­re­go kie­ru­je­my sło­wa mo­dli­twy, jest dla nas za­ra­zem po­wier­ni­kiem i to­wa­rzy­szem, da­ją­cym prze­ko­na­nie, że in­tym­ność na­szej mo­dli­tew­nej proś­by po­zo­sta­nie w se­kre­cie. Jed­no­cze­śnie prze­sta­je­my być sami, a to nie­sie nam otu­chę.

Pierw­szy krok do dzia­ła­nia. Mo­dli­twa jest pierw­szym kro­kiem do dzia­ła­nia. Mo­ty­wu­je do pod­ję­cia pierw­szych kro­ków zmie­rza­ją­cych do po­ko­na­nia pro­ble­mu, któ­re­go wiel­ki cię­żar skło­nił nas do wy­po­wie­dze­nia mo­dli­twy.

Mo­dli­twa za­wsze jest obec­na w cza­sach pró­by. Mamy na to nie­zli­czo­ne do­wo­dy. Uwię­zie­ni w ko­pal­ni gór­ni­cy, cze­ka­jąc na przyj­ście po­mo­cy, mo­dlą się. Z me­diów do­wia­du­je­my się o lu­dziach łą­czą­cych się w mo­dli­twie o zdro­wie dla dziec­ka cho­re­go na po­noć nie­ule­czal­ną cho­ro­bę, o ra­tu­nek dla upro­wa­dzo­nych dla oku­pu ro­dzin, czy wresz­cie o po­kój na świe­cie.

Klu­czo­we py­ta­nie do­ty­czy tego, jak na­uczyć lu­dzi sku­tecz­nej mo­dli­twy. Ta­kiej, któ­ra spo­wo­du­je, że mo­dlą­cy się czło­wiek uzna, iż jego sło­wa zo­sta­ły wy­słu­cha­ne.

Je­śli ktoś w two­im oto­cze­niu za­cho­ru­je, a ty pa­nicz­nie za­czniesz się bać, że zo­sta­niesz za­ra­żo­ny – tak się sta­nie. Nie przy­tra­fi się to na­to­miast oso­bie wie­rzą­cej w swo­je sil­ne zdro­wie i od­por­ność. W Księ­dze Hio­ba czy­ta­my: (...) bo spo­tka­ło mnie to, cze­gom się lę­kał, ba­łem się, a jed­nak przy­szło²³. Strach nie jest żad­ną obro­ną przed nie­bez­pie­czeń­stwem!

Pra­wem umy­słu ludz­kie­go jest pra­wo wia­ry

Wie­rzysz w to, w co wie­rzy Twój umysł. Re­ak­cja pod­świa­do­mo­ści na na­sze my­śli to nic in­ne­go jak na­sze prze­ży­cia, do­świad­cze­nia, sta­ny emo­cjo­nal­ne, itp. Myśl, a więc za­ra­zem i mo­dli­twa, jest za­rze­wiem ak­cji.

Na­sza świa­do­mość dzia­ła w opar­ciu o zdo­by­tą przez lata wie­dzę, lo­gi­kę i osią­gnię­cia na­uki. In­a­czej jest z pod­świa­do­mo­ścią, któ­ra dzia­ła w spo­sób twór­czy. Wła­śnie do aktu twór­cze­go moż­na przy­rów­nać mo­dli­twę. Nie­rzad­ko epo­ko­wy po­mysł z za­kre­su fi­zy­ki czy che­mii musi za­prze­czyć em­pi­rii albo do­tych­cza­so­wym teo­riom. Po­dob­nie jest z mo­dli­twą, pod­czas któ­rej uru­cha­mia­ne są pro­ce­sy za­prze­cza­ją­ce temu, co wpo­iła nam świa­do­mość. Świa­do­mość jest kry­tycz­na wo­bec spo­ty­ka­ją­cych nas na co dzień fak­tów, ale pod­świa­do­mość nie dys­ku­tu­je i nie roz­trzą­sa. Przyj­mu­je wszyst­ko jako praw­dzi­we i sta­ra się to prze­kształ­cić w rze­czy­wi­stość. Tak ro­dzi się po­tę­ga su­ge­stii, któ­ra jest jed­nym z głów­nych źró­deł sku­tecz­no­ści mo­dli­twy.

Ist­nie­ją tech­ni­ki te­ra­pii du­cho­wej oraz me­to­dy spra­wia­ją­ce, że mo­dli­twy sta­ją się sku­tecz­ne. Mo­dli­twa musi tyl­ko prze­bie­gać we­dług ści­śle okre­ślo­nych za­sad. W upo­rząd­ko­wa­nym świe­cie nic nie dzie­je się przy­pad­kiem.

Już jest do­brze

Pod­świa­do­mo­ści na­le­ży wpo­ić, że świa­do­me pra­gnie­nie jest już speł­nio­ne. Naj­le­piej uczy­nić to w sta­nie zbli­żo­nym do sta­nu snu. Za­cznij roz­my­ślać o tym, cze­go pra­gniesz i wy­obra­żaj to so­bie, módl się o speł­nie­nie swo­ich ma­rzeń, pra­gnień i pla­nów.

Ja­sno sfor­mu­ło­wa­ne pla­ny

Proś­ba wy­ra­ża­na w mo­dli­twie nie może być je­dy­nie ży­cze­niem, po­win­na przed­sta­wiać wy­raź­nie za­ry­so­wa­ny plan. Pod­świa­do­mość bu­du­je sie­dzi­bę Twe­go umy­słu; nie mo­żesz jej za­śmie­cać przy­pad­ko­wy­mi my­śla­mi. Two­ja mo­dli­twa musi być kon­struk­tyw­na, je­śli ma mieć siłę spraw­czą.

Praw­dzi­wa mo­dli­twa

Twój umysł dzia­ła w pro­sty spo­sób: kie­ru­je się od my­śli do przed­mio­tu tej my­śli. Bez wy­obra­że­nia celu tej dro­gi umysł nie bę­dzie wie­dział do­kąd po­dą­żać. Mo­dli­twa nie zo­sta­nie wy­słu­cha­na, a prze­cież to ona ma wpro­wa­dzić umysł w stan bez­wa­run­ko­wej i cał­ko­wi­tej go­to­wo­ści. Po­trzeb­ny jest więc spo­kój, ra­dość i na­kie­ro­wa­nie świa­do­me­go my­śle­nia na wy­ma­ga­ną przez nas re­ak­cję pod­świa­do­mo­ści.

Wi­zu­ali­za­cja

Ar­chi­tekt, roz­po­czy­na­jąc pra­cę nad pro­jek­tem, naj­pierw wy­obra­ża so­bie ele­wa­cję domu, jego usy­tu­owa­nie w prze­strze­ni, wkom­po­no­wa­nie w te­ren, na któ­rym po­wsta­nie obiekt. Po­tem do­pie­ro przy­stę­pu­je do tech­nicz­nych niu­an­sów zwią­za­nych z pro­jek­to­wa­niem. Po­dob­nie jest w mo­dli­twie: naj­pierw na­le­ży wi­zu­ali­zo­wać so­bie cel. Po­wsta­nie wów­czas pro­ces my­ślo­wy, któ­ry po­zo­sta­wi w umy­śle wy­obra­że­nia roz­wią­za­nia pro­ble­mu. Tyl­ko tak moż­na po­mo­dlić się i być wy­słu­cha­nym.

Film men­tal­ny

Naj­pierw na­le­ży po­my­śleć nad ta­kim roz­wią­za­niem drę­czą­ce­go nas pro­ble­mu, któ­re by­ło­by moż­li­we do za­ak­cep­to­wa­nia dla wszyst­kich za­an­ga­żo­wa­nych osób. Po usta­le­niu hi­po­te­tycz­ne­go kom­pro­mi­su na­le­ży wy­ci­szyć umysł, zre­lak­so­wać się i roz­luź­nić, a tak­że mak­sy­mal­nie ogra­ni­czyć wy­si­łek umy­sło­wy. W tym sta­nie mo­dli­tew­nej me­dy­ta­cji na­le­ży pu­ścić wo­dze wy­obraź­ni i una­ocz­nić so­bie mo­ment, kie­dy ukła­da­my się, do­cho­dzi­my do po­ro­zu­mie­nia z opo­nen­ta­mi, a pro­blem sta­nie się mniej­szy i moż­li­wy do roz­wią­za­nia.

Me­to­da Bau­do­uina

Pro­fe­sor Char­les Bau­do­uin, fran­cu­ski psy­cho­te­ra­peu­ta, od­krył, że na pod­świa­do­mość naj­ła­twiej wpły­nąć w sta­nie zbli­żo­nym do snu. Na­le­ży wów­czas po­wta­rzać so­bie jed­no krót­kie, ale tre­ści­we zda­nie, któ­re sta­no­wi­ło­by roz­wią­za­nie pro­ble­mu, jaki był przy­czy­ną na­szej żar­li­wej mo­dli­twy.

Pół­sen

W pół­śnie świa­do­mość jest nie­mal uśpio­na, za to pod­świa­do­mość od­wrot­nie – wy­jąt­ko­wo ak­tyw­na. W tym sta­nie ne­ga­tyw­ne my­śli pro­du­ko­wa­ne przez kry­tycz­ną świa­do­mość są nie­obec­ne. Pod­świa­do­mość przyj­mu­je wte­dy na­sze pra­gnie­nia bez kontr­ar­gu­men­tów świa­do­mo­ści szu­ka­ją­cej ra­cjo­nal­nych prze­szkód. W taki spo­sób mo­że­my np. wy­rwać się z na­ło­gu, po­wta­rza­jąc so­bie tuż przed osta­tecz­nym za­pad­nię­ciem w sen, że je­ste­śmy wol­ni od uza­leż­nie­nia.

Tech­ni­ka dzięk­czy­nie­nia

Wie­le osób twier­dzi, że do­pie­ro ser­ce prze­peł­nio­ne wdzięcz­no­ścią jest otwar­te na ener­gię pły­ną­cą ze Wszech­świa­ta. Po­twier­dza­ją to do­gma­ty wie­lu re­li­gii. Świę­ty Pa­weł ra­dził, by mo­dląc się, nie tyl­ko pro­sić, ale tak­że nie za­po­mi­nać o po­chwa­łach i sło­wach dzięk­czyn­nych. Ta tech­ni­ka po­zwa­la do­ce­nić nasz obec­ny stan po­sia­da­nia, ale uczy też po­ko­ry, któ­ra w mo­dli­twie jest wię­cej niż po­żą­da­na.

Afir­ma­cja

Ist­nie­je po­rzą­dek i cha­os, pięk­no i brzy­do­ta, zdro­wie i cho­ro­ba. Sta­nem nor­mal­nym jest zdro­wie, pięk­no i po­rzą­dek. Nie po­win­ni­śmy za­tem mo­dlić się o zli­kwi­do­wa­nie cha­osu, lecz przy­wró­ce­nie po­rząd­ku. Mo­dląc się np. o zdro­wie, wy­obra­żaj­my so­bie funk­cjo­no­wa­nie or­ga­ni­zmu tak, jak­by był on cał­ko­wi­cie zdro­wy. W ten spo­sób afir­mu­je­my w mo­dli­twie wi­tal­ność – ży­cie i jego ener­gię, któ­ra jest cząst­ką Wszech­świa­ta.

Ar­gu­men­ta­cja

W me­dy­ta­cji mo­dli­tew­nej mo­że­my wy­obra­zić so­bie salę są­do­wą, gdzie rolę ad­wo­ka­ta bę­dzie od­gry­wać na­sze zdro­wie, a ata­ko­wać nas bę­dzie pro­ku­ra­tor uosa­bia­ją­cy cho­ro­bę. W rolę cia­ła orze­ka­ją­ce­go wcie­li się nasz umysł. W tym pro­ce­sie mu­si­my wy­do­być z sie­bie uzdro­wi­ciel­ską siłę i sami sie­bie prze­ko­nać, że scho­rze­nie jest cie­niem ska­żo­ne­go cho­ro­bą świa­ta wy­obraź­ni. Wte­dy wer­dykt, któ­ry za­pad­nie, bę­dzie ja­sny.

Me­to­da ab­so­lut­na

W tej me­to­dzie na­le­ży wy­po­wie­dzieć imię i na­zwi­sko oso­by, o któ­rą się mo­dli­my, a po­tem w mil­cze­niu roz­my­ślać o Bogu, jego przy­mio­tach, atry­bu­tach i do­bro­ci. Cho­dzi o to, by na­sza pod­świa­do­mość wznio­sła się na naj­wyż­sze po­zio­my; wte­dy fale har­mo­nii, zdro­wia i spo­ko­ju będą wpły­wać na stan zdro­wia oso­by, w in­ten­cji któ­rej kie­ru­je­my mo­dli­twę.

Me­to­da po­sta­no­wień

Naj­więk­sza siła tkwi w sło­wie. Wy­po­wie­dzia­ne na głos sło­wo ma moc spraw­czą, a to, co nie zo­sta­nie wy­sło­wio­ne, tak na­praw­dę nie ist­nie­je. Je­że­li w mo­dli­twie o czymś zde­cy­du­je­my i wy­po­wie­my to gło­śno, raz, dru­gi i trze­ci, kon­se­kwent­nie, po wie­le­kroć i żar­li­wie, prze­kształ­ci­my ją w sa­mo­speł­nia­ją­cą się prze­po­wied­nię.

Jak wi­dać, mo­dlić się moż­na na wie­le spo­so­bów. Waż­ny jest nie ro­dzaj mo­dli­twy, lecz jej sku­tecz­ność. Mo­dli­twa – po­wtórz­my za dr Car­rel­lem – to źró­dło wspa­nia­łej, sa­mo­ge­ne­ru­ją­cej się ener­gii. Aby za­tem mo­dli­twa była sku­tecz­na, na­le­ży speł­nić 3 wa­run­ki:

1. 1. Przy­znać się do ist­nie­nia pro­ble­mu.
2. 2. Prze­ka­zać ów pro­blem wła­snej pod­świa­do­mo­ści.
3. 3. Utwier­dzić się w prze­ko­na­niu, że pro­blem jest roz­wią­za­ny.

Oto 26 słów, któ­re po­win­ni­śmy umie­ścić na lu­strze w ła­zien­ce, by my­jąc się co rano zmy­wać z twa­rzy zmar­twie­nia.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij