Niezapracowani - ebook
Niezapracowani - ebook
Książka jest adresowana do przedsiębiorców, którzy na co dzień zmagają się z trudami prowadzenia biznesu, pracują nawet po kilkanaście godzin na dobę, ale nie osiągają oczekiwanych rezultatów.
Autor przedstawia łatwy do wdrożenia model zarządzania firmą, zespołem i sobą, który pomaga stworzyć biznes o ponadprzeciętnych wynikach i jednocześnie pozwala cieszyć się wolnym czasem i prowadzić życie, o jakim każdy z nas marzy.
<br>Filip Nowicki jest autorem popularnego bloga www.niezapracowani.pl. Na jego doświadczenie zawodowe składa się kilkanaście lat pracy w branży wydawniczej. Kiedy był prezesem Wydawnictwa Wiedza i Praktyka funkcjonowanie biznesu zorganizował tak, że choć pracował tylko 2 godziny dziennie, firma co roku generowała zyski, była na liście 10 największych wydawnictw w Polsce, a roczna sprzedaż urosła z 40 do 80 mln. Dziś pomaga zapracowanym przedsiębiorcom odzyskać wolny czas i zbudować biznes marzeń. Prowadzi szkolenia i warsztaty dla właścicieli firm oraz kadry zarządzającej i menedżerskiej.
Spis treści
Przedmowa
Wstęp
Jak najlepiej wykorzystać tę książkę?
Czas i dochody
Dlaczego ludzie zakładają firmy?
Jak zorganizować biznes, żeby pracować trzy godziny dziennie lub mniej?
Czas jest nową walutą
Poduszka powietrzna
Poduszka finansowa
Poduszka czasowa
Ćwiczenie
Jak zaoszczędzić nawet dwie godziny dziennie?
Zasada Pareto
Ustalanie priorytetów
Ćwiczenie
Analiza ćwiczenia
Jak przełamać opór związany z zaniechaniem?
Czas to pieniądz
Kolejny krok po ćwiczeniu
Jak zyskać pewność, czy dane zadanie jest ważne?
Jak zrealizować swoje największe marzenie?
Wyprawa do Dżibuti
Jakie jest Twoje największe marzenie?
Jaki cel musisz osiągnąć, żeby zrealizować swoje marzenie?
Jak sformułować cel?
Ćwiczenie
Cele robocze
Ćwiczenie
Dziewięć sposobów na pokonanie własnych ograniczeń i stworzenie skutecznego planu działania
Wyznacz sobie cel i skoncentruj się na nim
Podporządkuj celom plan dnia
Dostosuj kalendarz
Nagradzaj się za postępy
Rób podsumowanie dnia
Przygotuj się do następnego dnia
Stwórz obraz tego, co chcesz osiągnąć
Rzuć wyzwanie samemu sobie i podziel się nim z przyjaciółmi
Powiąż dużą nagrodę z ważnym celem
Ćwiczenie
Historia sukcesu. Mariusz Szepietowski
Czym się kierować, by odnieść sukces w biznesie?
Jak odnaleźć swoją niszę rynkową?
Czy istnieje alternatywa?
Klient idealny
Ból lub przyjemność
Dostęp do rynku
Kiedy powstaje produkt?
Koncepcja produktu
Jak dzięki wartości klienta wyprzedzić konkurencję?
Wartość klienta
Obliczanie LTV
Jak obliczyć LTV, gdy nie ma uśrednionych danych?
Wartość pierwszej transakcji nie ma znaczenia
Jak zwiększyć LTV?
Znam już koncepcję LTV. Jak ją wykorzystać?
Jak ustalić poziom inwestycji w pozyskanie klienta?
Jak zarządzać budżetem marketingowym?
LTV i cashflow
Ćwiczenie
Jak uprościć proces obsługi klienta?
Cena
Jakość
Obsługa klienta
Proces obsługi
Mapa procesu
Optymalizacja procesu
Historia sukcesu. Agnieszka Lipińska
Jak zbudować zespół, z którym odniesiesz sukces, i uniknąć błędów, które mogą Cię kosztować utratę firmy?
Jak obsadzać pracowników w najbardziej odpowiednich rolach?
Co to jest rola?
Rola to nie stanowisko pracy
Jak stworzyć rolę?
Jak korzystać z ról?
Ćwiczenie
Prosty sposób na rekrutację pierwszego pracownika (i kolejnych)
Przygotowanie rekrutacji
Zasady wynagradzania
Ogłoszenie rekrutacyjne
Struktura ogłoszenia
Selekcja CV
Spotkania z kandydatami
Oferta
Lista rezerwowa
Typowe błędy
Okres próbny
Jak skutecznie motywować pracowników?
Kultura sukcesu
Największy sekret motywacji, o którym nie ma pojęcia większość przedsiębiorców
Badania źródeł motywacji
Czy pieniądze motywują?
To działa nie tylko w pracy
Jak delegować, żeby za każdym razem osiągać zamierzony rezultat?
Na czym polega delegowanie?
Na kogo można delegować zadania?
Jak skutecznie egzekwować delegowane zadania?
Jak dawać feedback, czyli informacja zwrotna w każdej sytuacji
Komunikacja interpersonalna
Feedback
W jakiej sytuacji udzielasz feedbacku?
Magiczna formuła
Historia sukcesu. Michał Marszałek
Jak najlepiej wykorzystać tę książkę?
Moje nowe marzenie
Moje podróże
Dlaczego powinieneś spróbować nurkowania?
Rocznicowa Islandia
Kitesurfing i śmierć wodza narodu
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-01-18444-5 |
Rozmiar pliku: | 3,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Poznaję od pół roku ludzi, którzy bawią się pracą. Zostawiają rano dom z nadzieją na spotkanie inspirujących ludzi, dystans do biznesu, pomoc i frajdę z tego, że udało się ułatwić komuś życie. „Mamy zakaz używania słowa praca” – śmieje się do mnie Szymon, szef jednego z najciekawszych w Polsce startupów skupionego na personalizacji reklamy. Rozmawiamy na korytarzu nowoczesnego wieżowca w sercu Warszawy przy stole do piłkarzyków. Jego Zespół robi wszystko, żeby ograć szefa. Każdy otwiera przy tym głowę, bo wcale nie siła daje tu zwycięstwo. To przenośne boisko kupili ludzie z Business Link Poland, żeby startupowcy nie oszaleli od własnych pomysłów.
Takie rozwiązanie skutecznie działa także w Google’u. Słyszałem od przyjaciela, który współpracował z dublińskim oddziałem giganta, że ich sukces tkwi nie w mordowaniu ludzi pracą i duszeniu obowiązkami, ale dawaniu przestrzeni. Masz się czuć w firmie swobodnie, dobrze zjeść, dobrze bawić, a jednocześnie zrobić swoje na najwyższym poziomie. Utopia? Sprawdźcie ich wyniki. Zbytnie dociskanie ludzi zabija kreatywność, a wolność paradoksalnie zmusza do rozsądnego samoograniczenia.
Widzę to na własnym przykładzie. Każdego dnia rano przez 4 godziny mówię do Widzów TVN24, najszczerzej jak umiem, o świecie, polityce, emocjach. Z uwagi na charakter pracy i zmieniającego się medialnego świata jestem dostępny dla każdego online prawie 24 h. Widzowie mogą oceniać moją pracę w czasie rzeczywistym. To uczy pokory i buduje silną skórę. Idealne rzeczy w biznesie, który założyłem kilka lat temu. Chcę żyć z podróży. Chcę z pasji uczynić swój drugi zawód.
Piszę ten tekst bladym świtem na Islandii, po długiej podróży i krótkiej nocy. Dołączyłem właśnie do grupy moich Klientów, którzy z Przewodnikami już eksplorują tę część świata. Chcę pokazać Islandię i Grenlandię na żywo Czytelnikom mojego podróżniczego portalu goforworld.com oraz moim Widzom w social mediach. Chcę połączyć pracę i niezwykłą przyjemność, jaką zawsze daje podróż. Tylko tak można w tym zawodzie nie zwariować i tylko w ten sposób można się spełnić do końca. Dzisiejsza technologia umożliwia robienie telewizji podróżniczej LIVE. To mnie dziś pociąga.
Jeszcze w Warszawie usłyszałem rozmowę kolegów startupowców, a pracujemy biurko w biurko, trudno było nie zareagować: „wake na Hawajach kilka razy w roku?! A firma?!”. Sam wpadam w tę groźną pułapkę szybkiego i błędnego wybierania priorytetów. Na początku każdego biznesu kochamy firmę tak bardzo, że przestajemy myśleć o sympatii do siebie samych. W ten sposób nigdy nie będziemy dobrze zarządzać. Mądry Zespół wykonujący naszą strategię daje nam czas na oddech. Piotr Kaczkowski pytał mnie kiedyś czy prowadziłem w życiu dyskotekę? Po cholerę – myślałem – chce mieć DJ w facecie, który ma opowiadać świat w programie informacyjnym? Dziś widzę, jak ważny jest dystans, jak inaczej się myśli w oderwaniu od tłumu. Podróż bardzo to ułatwia.
Wyprawa, która zacznie się za chwilę na stronach książki Filipa Nowickiego, zmusi Was do myślenia o bilecie w jedną stronę, ale bez strachu o Zespół. Trzeba tylko mieć plan, mądrą mapę na przyszłość. Ostrzegam, ta lektura bardzo szybko ułatwi Wam pakowanie się na wake’a na Hawajach albo sanie na Grenlandii, co zamierzam za chwilę sam sprawdzić.
Jarosław KuźniarWstęp
Obłęd: powtarzać w kółko tę samą czynność, oczekując innych rezultatów.
Albert Einstein
Masz własną firmę i pracujesz w niej po osiem, dziesięć, dwanaście – a może nawet szesnaście – godzin na dobę? Nie martw się, nie jesteś w tym odosobniony. Wielu przedsiębiorców tworzeniu biznesu marzeń poświęca cały swój czas. Taka sytuacja to nic nadzwyczajnego. Bo przecież nauczono nas myśleć, że do sukcesu prowadzi wyłącznie ciężka praca...
Nauczono nas także, że gdy coś idzie nie po naszej myśli, należy pracować więcej, ciężej i szybciej.
Czy widzisz cokolwiek złego w prowadzeniu firmy, odnoszeniu sukcesów, rozwijaniu się i pracy zaledwie po cztery, trzy czy dwie godziny dziennie? Lub jeszcze mniej?
Naprawdę? Odłóż zatem tę książkę. I wracaj do roboty.
Jako przedsiębiorca, właściciel firmy, główny zarządzający, a bywa, że główny wykonawca usługi lub dostawca produktu, masz mnóstwo obowiązków. Z czasem, gdy firma rośnie – co jest niewątpliwym sukcesem! – przybywa ich jeszcze więcej. Poświęcasz więc godziny przeznaczone na prywatność – czas dla siebie, rodziny, przyjaciół, czas na hobby, kino, wyjście do restauracji. I w końcu rezygnujesz z NAJWAŻNIEJSZEGO. Z wakacji!
Od pewnego młodego przedsiębiorcy usłyszałem kiedyś, że przez siedem lat nie skorzystał z urlopu. Innemu klient przyznał się, że po raz ostatni wyjechał dwadzieścia lat temu!
Dla porównania: ja przez ostatnie cztery lata jeździłem na wakacje siedem razy. Co roku.
Czy zarobiłem więcej niż wyżej wspomniani? Nie wiem. Ale takie życie bardziej mi się podoba.
W którymś momencie jesteś gotów zrezygnować z wypoczynku, by jeszcze więcej dawać z siebie i wkładać w biznes Twojego życia! Jak jednak wygląda Twoje życie – podporządkowane biznesowi, przezeń kontrolowane, pozbawione choćby minimum luzu?
Jaki jest sens prowadzenia takiego życia? Albo raczej – takiego biznesu?
Kim jestem i dlaczego o tym piszę?
Nazywam się Filip Nowicki. Swoją przygodę z biznesem zacząłem bardzo dawno temu, czyli na początku lat dziewięćdziesiątych poprzedniego stulecia.
Pierwszą płatną pracę podjąłem dorywczo już w liceum. I pracowałem przez całe studia.
Na czwartym roku trafiłem do wydawnictwa, gdzie wraz z dwójką podobnych mi studentów, rozpoczynających zawodową karierę, przygotowywałem do rynkowego debiutu pierwszą publikację wymiennokartkową.
Nasz pracodawca testował niemiecką koncepcję nowego produktu, wychodząc z założenia, że jeśli ta chwyci, wspólnie z zagranicznym partnerem stworzy nową firmę. Tak w 1997 roku powstało Wydawnictwo Wiedza i Praktyka.
Biznes rozwijał się świetnie. Mieliśmy mnóstwo pracy, sukces gonił sukces.
W 2005 roku zostałem prezesem zarządu firmy i przez kolejne pięć lat kierowałem nią, z pomocą mojego zespołu. W tym czasie sprzedaż wzrosła z czterdziestu kilku do osiemdziesięciu milionów złotych (czyli niemal dwukrotnie). Biznes rozwijał się i przynosił zyski.
Bardzo niewiele osób wie o tym, że przez ostatnie dwa lata w wydawnictwie pracowałem faktycznie zaledwie 2–3 godziny dziennie...
Jak to możliwe? Jakim cudem sprawnie zarządzałem firmą zatrudniającą wówczas ponad 220 osób na etatach, około 200 wolnych strzelców i współpracującą z 1500 autorami? Cóż, dało się to zrobić, choć wymagało ogromnej dyscypliny, dokładnego planowania i wytrwałości.
W 2004 roku, kiedy wszedłem do zarządu jako wiceprezes i dyrektor wydawniczy, firma znajdowała się w organizacyjnej rozsypce. Było to wynikiem jej szybkiego rozwoju, za którym nie nadążała struktura organizacyjna, standardy pracy, kompetencje menedżerskie. Słowem, biznes galopował, ludzie pozostawali w tyle.
Dodatkowo w wydawnictwie powstał wakat na jednym z najbardziej kluczowych stanowisk. Odszedł człowiek, który był z nami od początku, odpowiedzialny za większość newralgicznych decyzji. Zarówno dla mnie, jak i dla dwóch pozostałych członków ówczesnego zarządu oraz kilku najbliższych współpracowników było jasne, że zapełnienie tej pustki nie jest możliwe ot tak sobie. Niemniej jednak zaczęliśmy szukać sposobów na przebudowę firmy i jednocześnie na zwiększenie jej odporności na podobne przypadki w przyszłości. Staraliśmy się przeprojektować ją tak, aby żaden z pracowników nigdy już nie mógł osiągnąć tak dominującej pozycji i wpływu na całokształt biznesu.
Zadanie okazało się trudniejsze, niż sądziliśmy, ponieważ pozostawało w konflikcie z przekonaniem wielu naszych podwładnych. „Dlaczego uważacie, że inaczej znaczy lepiej?” – pytali. „Lepiej oznacza lepiej dla kogoś czy także dla nas?”.
Wtedy właśnie po raz pierwszy poczułem, czym jest przeprowadzanie zmian w całkiem sporej firmie. Było ich wiele. I pomimo że zawsze kierowaliśmy się dobrem firmy, która dla wielu z nas była drugim domem, nie obeszło się bez przykrych scysji.
Nauczyło mnie to, że planując duże zmiany, trzeba być przygotowanym na każdą sytuację. Na ludzkie emocje, na nieprzewidzianą argumentację, sprzeciw, bunt.
Trzeba także odpowiedzieć sobie na pytanie: do którego momentu jestem gotów bronić własnego stanowiska? I trzeba stuprocentowo wierzyć w to, co się robi. Najmniejsze wątpliwości mogą okazać się zgubne. Należy przygotować się na sprzeciw większości otoczenia. Nie zawsze dlatego, że zmiana oznacza zmianę na gorsze. Ale zawsze jest czymś innym. Nowym. A nie wszyscy to lubią. Ba, zmian nie lubi większość! Ludzie marzą o pracy pod kierownictwem innych, którzy biorą na siebie odpowiedzialność za decyzje. Cóż, związana z tym stabilność daje poczucie bezpieczeństwa. A duża firma to dużo bezpieczeństwa. Lecz duża firma, która mocno się zmienia, już nie.
Główną osią zmian w naszym wydawnictwie było przekonanie, że może ono dobrze funkcjonować tylko wtedy, gdy pracownicy będą samodzielni, solidni, nastawieni na rezultaty. To, że fajnie się u nas pracowało, nie było celem samym w sobie, ale efektem ubocznym. Wynikiem panujących wartości i zasad. Dlatego tak wiele razy moi podwładni odrzucali propozycje pracy u konkurencji, pomimo np. wyższej pensji.
To nauczyło mnie, że nie tylko wynagrodzenie się liczy. Ważne są relacje z ludźmi, atmosfera w firmie, kultura panująca na co dzień.
Niezależnie od stanowiska, które piastowałem, zawsze wszyscy mówili do mnie po imieniu. Nawet gdy zostałem dyrektorem, a później prezesem. Zdarzało mi się na spotkaniu z gościem z zewnątrz nie reagować, gdy zwracał się do mnie per panie prezesie. Po prostu czekałem, aż ten prezes się odezwie... A wszyscy patrzyli na mnie. Moi koledzy z uśmiechami na twarzach, a gość przerażony, że powiedział coś nie tak.
Nasi zagraniczni kontrahenci nierzadko bywali zaskoczeni, że pani Jola, która podawała na spotkaniach z nimi kawę i herbatę, pytała mnie:
– Filip, co ci przygotować?
Nawet jeśli nie znali polskiego, rozumieli doskonale, że ona zwraca się do mnie po imieniu. A niektórzy zapewne uważali, że tracę w ten sposób autorytet. Pewnie przez grzeczność nigdy nie powiedzieli tego na głos. Nieważne. Dla mnie był to po prostu element naszej firmowej kultury, szczególnie mi bliski. Lubię utrzymywać bliskie kontakty z ludźmi. Bezpośrednie. Tytuły, stanowiska – to mnie nie interesuje. Między innymi dlatego w pewnym momencie poczułem, że jestem gotów zrezygnować i rozpocząć pracę na własny rachunek.
Tymczasem dochodzenie do wspomnianego dwugodzinnego dnia pracy było długie i trudne. Bardzo dużo uwagi poświęcaliśmy na szkolenia kompetencji menedżerskich. Pomagali nam w tym najlepsi trenerzy, na jakich mogliśmy sobie pozwolić. A ponieważ sami ustalaliśmy budżet szkoleniowy, korzystaliśmy rzeczywiście z usług najlepszych.
Proces szkoleniowy trwał kilka lat i w sumie obejmował ponad 40 osób. Kosztował kilkaset tysięcy złotych, ale do dziś uważam, że to były najlepiej zainwestowane pieniądze. Budowaniu i rozwijaniu zespołu poświęciłem większość uwagi podczas pięcioletniej kierowniczej przygody w WiP-ie. Poza tym skupiałem się na bieżących wynikach, planach, rozwoju.
Twoja rola, jako właściciela biznesu, polega dokładnie na tym samym. Na dbaniu o wyniki, rozwój i o zespół.
Jak najlepiej wykorzystać tę książkę?
Postanowiłem zebrać moje doświadczenia i uporządkować je w taki sposób, aby można je było łatwo zastosować.
Nie na wszystko, o czym piszę, wpadłem sam. Niektóre z teorii i technik zostały wymyślone lub odkryte nawet 50 lat temu! Niestety, do dziś nikt ich powszechnie nie uczy. Nadal nie wszyscy znają 7 nawyków skutecznego działania Stephena Coveya, książkę wydaną w 1989 roku, przetłumaczoną na 40 języków, o łącznym nakładzie ponad 20 milionów egzemplarzy! Mało kto zna i stosuje przywództwo sytuacyjne Paula Herseya i Kena Blancharda, model zarządzania zespołem, który powstał w 1968 roku! To dlatego kolejne pokolenia przedsiębiorców zmagają się z problemami, na które my znamy już odpowiedź. Mam nadzieję, że ta książka odrobinę to zmieni.
Obecnie pomagam moim klientom wdrażać model zarządzania, który zaraz Ci przedstawię. Wiem, że możliwe jest wcielenie go w życie zaledwie w kilka tygodni. Jednak dla Ciebie najważniejsze jest teraz, abyś wybrał z tej książki coś dla siebie, co chciałbyś urzeczywistnić. Na początek tylko JEDNĄ rzecz.
Gwarantuję Ci, że nawet ta jedna rzecz może w Twojej firmie, i w Twoim życiu, zapoczątkować duże zmiany.
Proponuję, żebyś postawił na coś, co ma, według Ciebie, najwięcej sensu, i zastosował to od razu. Gdy zobaczysz pozytywne rezultaty, z pewnością nabierzesz ochoty na więcej.
Dlaczego nie radzę Ci, byś wybrał więcej? Dwóch, trzech celów? Otóż w danym momencie jesteś w stanie skutecznie skupić się wyłącznie na jednej rzeczy. Myślenie o kilku, kontrolowanie ich i poprawianie naprawdę nie jest łatwe.
Być może miałeś kiedyś okazję brać lekcje tenisa, narciarstwa czy innego sportu? Miałeś zatem okazję przekonać się, że w sporcie równie dużo zależy od ucznia, co od trenera.
Wyobraź sobie, że ja jeżdżę na nartach praktycznie całe życie. Po raz pierwszy stanąłem na deskach, nie mając jeszcze 3 lat.
W dzieciństwie spędzałem ferie zimowe w Bukowinie Tatrzańskiej u przyjaciół, i to od nich uczyłem się narciarstwa. Po prostu jeździłem za nimi i naśladowałem. Ponieważ w tamtej rodzinie była trójka rodzeństwa w różnym wieku, wzorców miałem dość. Trwało to przez całą podstawówkę i liceum.
Na studiach zaczęły się wyjazdy w innym towarzystwie, ale nadal bez instruktora. Wszystkie moje umiejętności były efektem podpatrywania, naśladownictwa i własnych prób. Cóż, najwyraźniej miałem talent, bo wiele razy słyszałem, że to niemożliwe, żebym nigdy nie ćwiczył w szkółce czy w klubie.
Gdy zostałem ojcem i mój syn podrósł, zaczęliśmy wspólnie jeździć w klubie dla rodzin. Podczas gdy dzieciaki szły na swoje zajęcia, rodzice mogli korzystać z pomocy instruktora. To był koszmar! Wszystko, czego się nauczyłem przez ponad 30 lat, musiałem poprawiać. No dobra, może nie wszystko, ale wiele drobiazgów. Tu cofnij biodro, tu barki w linii prostej, pamiętaj o rękach, prawidłowa postawa – nie za nisko, nie za wysoko... Tysiące rzeczy nie do opanowania. No bo jak pamiętać o tych wszystkich poleceniach w trakcie zjazdu ze stromej góry, ze świadomością, że patrzy instruktor, patrzy moja żona i grupka pozostałych rodziców?
Lubię się uczyć i podejmować wyzwania, ale trud był niewyobrażalny! Po paru dniach takiej męczarni uznałem, że lepiej już jeździć samemu, dla przyjemności, bo taka „nauka” nie ma sensu. Po prostu nie byłem w stanie zapanować nad każdym detalem. Po co się katować, skoro postępów brak, a i przyjemność wątpliwa? Moja przygoda z lekcjami narciarstwa zakończyła się szybko. Tak mi się przynajmniej wydawało.
Na jednym z kolejnych wyjazdów w góry spotkałem jednak nowego instruktora, Rubena, 23-latka z Włoch. Pierwsza myśl? Jeżdżę na nartach półtora raza dłużej, niż on żyje! Czego ten chłopaczek, w wieku mojego bratanka, może mnie nauczyć? – pomyślałem lekceważąco.
W jakim ja byłem błędzie! Po pierwsze – włoski instruktor, żeby zdobyć uprawnienia, musi uczyć się codziennie przez sześć miesięcy; polski kończy raptem dwutygodniowy kurs. Po drugie – prezentuje zupełnie inne podejście do uczniów. Ruben, mając pod opieką kilkunastu dorosłych, był w stanie po przejeździe grupy każdemu udzielić indywidualnych wskazówek. Każdy z nas dostawał instrukcje, co poprawić podczas następnego zjazdu.
I zawsze była to tylko JEDNA rzecz.
Tak jest! Jedna rzecz. Najpierw dowiedziałem się, jak mam mijać bramkę. Później Ruben poprawiał moją postawę, jeszcze później – ręce. Jak coś się zacinało, dokładał mi dodatkowe ćwiczenie, na przykład na rozluźnienie górnych partii ciała. Co ciekawe, moi polscy instruktorzy wcale mu pod tym względem nie ustępowali – mieli podobną wiedzę, sugerowali podobne ćwiczenia. O wszystkim zdecydował jednak jeden drobiazg, który sprawiał ogromną różnicę.
Pod okiem Rubena za każdym razem trenowaliśmy tylko JEDNĄ RZECZ. Każdy w naszej grupie miał do wykonania jedno zadanie W DANYM MOMENCIE. W ciągu dnia zbierało się ich trzy, cztery, pięć. Ćwiczył w ten sposób każdy z nas; taki styl pracy sprawiał, że nasze postępy były o wiele szybsze.
Dlatego proszę, wybierz teraz jedną rzecz i spróbuj ją dobrze opanować, a dopiero potem zabierz się do kolejnej. Tak będzie i skuteczniej, i szybciej.
Jeśli coś nie wychodzi, to – zazwyczaj – nic się nie zmienia. A zmiany są dobre. Próbując, nie ryzykujesz wiele, zatem do dzieła!
Wielu sukcesów!
Filip Nowicki
PS. W tej książce znajdziesz ćwiczenia, które ułatwią Ci wprowadzanie omawianych zmian. Przygotowałem materiały dodatkowe, które pomogą Ci w ich wykonaniu. Możesz je pobrać z witryny http://niezapracowani.pl/ksiazka.