Niezbity dowód - ebook
Niezbity dowód - ebook
Porywająca powieść mistrzyni kryminału psychologicznego!
Adela Naczyńska, pracownica sklepu z antykami, zostaje zamordowana. Tuż przed śmiercią dowiaduje się, że część jej rodzinnego majątku, drogocenna lampa Tiffany’ego, która podobno spłonęła w pożarze dwadzieścia lat temu, jednak przetrwała.
Syn i mąż Adeli zwracają się w tej sprawie do Celiny Stefańskiej. Tropy prowadzą ją aż do Bazylei. Prywatna detektyw staje przed wielkim wyzwaniem, podążając śladem drogocennego antyku, który może stanowić niezbity dowód w sprawie zabójstwa…
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66657-05-2 |
Rozmiar pliku: | 675 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Adela nie wierzy własnym oczom.
Przeszłość daje o sobie znać.
Coraz więcej pytań.
Niespodziewana wizyta. Olśnienie.
Tego dnia, podobnie jak wczoraj i przedwczoraj, Adela często kierowała swoje kroki w stronę secesyjnego biurka z nadstawką, na którym w towarzystwie akcesoriów biurowych stała lampa witrażowa z kloszem złożonym z czterech trapezów. Każda czworoboczna tafla była zrobiona z zespolonych ze sobą kawałków szkła, które razem tworzyły nastrojowy pejzaż, a po zapaleniu żarówki mieniły się paletą barw: różów, fioletów i niebieskości, doprawionych nutą dodającej tajemniczości czerni. Naczyńska dotykała metalowej, ozdobionej mozaiką podstawy i kolejny raz zawieszała spojrzenie na wytłoczonym na niej napisie: „Tiffany Studios New York”. Przeciągała palcami ku górze po kształcie przypominającym skręcony pień drzewa, aż do miejsca, gdzie na jednym z trapezów klosza tkwiła mała plakietka z brązu z sygnaturą firmy. I z coraz większym trudem radziła sobie z emocjami.
Tydzień temu lampę przyniosła Katarzyna Łukaszczyk, właścicielka sklepu z antykami Czar Minionych Lat. Adela, od dwóch lat emerytka, pracowała tam na pół etatu nie tyle z powodów finansowych, ile ze względu na miłość do starych przedmiotów oraz boleśnie odczuwany nadmiar wolnego czasu. Szefowa umieściła ozdobny przedmiot na stojącym przy ścianie meblu i włożyła wtyczkę do gniazdka z prądem. Ciemny kąt pomieszczenia zalało miękkie, ciepłe światło, na ścianie zamigotały kolorowe refleksy. Feeria barw uruchomiła napływ wspomnień i przed oczami Adeli przewinęły się, jeden po drugim, obrazy z przeszłości, a ją samą poraził skurcz w okolicy splotu słonecznego. Z bólu zabrakło jej tchu w piersiach, więc zaczerpnęła powietrza, próbując rozluźnić mięśnie. Ochłonąwszy po pierwszym szoku, przeniosła spojrzenie na Katarzynę.
– Skąd masz tę lampę? – spytała.
– Stare dzieje. – Łukaszczyk wzruszyła ramionami. – Kiedyś kupiłam ją na targu staroci. Widzę, że i tobie się podoba.
– Jest zachwycająca – potwierdziła Adela z nadzieją, że antykwariuszka nie dostrzega jej wzburzenia, a jedynie umiarkowaną ciekawość. – Pamiętasz, kiedy dokładnie ją kupiłaś?
– Dlaczego to cię interesuje? – Właścicielka sklepu przesunęła lampę bliżej środka blatu i zmieniła układ leżących w pobliżu dziewiętnastowiecznych akcesoriów biurowych. – To ma znaczenie?
– Nie, nie – odparła szybko Naczyńska. – Po prostu… – Gorączkowo próbowała wymyślić dobrą odpowiedź. – Po prostu zawsze marzyłam o podobnej i przyszło mi do głowy, że może to świeży nabytek i sprzedający ma kilka innych.
– To oryginalny wyrób Tiffany’ego. – Katarzyna dotknęła klosza. – Nazywa się Rzeka życia, powstał tylko jeden egzemplarz. Kupiłam ją mniej więcej dwadzieścia lat temu, będąc jeszcze studentką historii sztuki. Bardzo mi się spodobała i kosztowała umiarkowanie, mogłam sobie na nią pozwolić, rezygnując z innych przyjemności przez pewien czas. Chyba osoba sprzedająca nie do końca zdawała sobie sprawę z pochodzenia przedmiotu, ale ja też nie przypuszczałam, że po latach te lampy będą osiągać zawrotne ceny na aukcjach. Myślałam wtedy wyłącznie o estetyce.
– Chcesz ją sprzedać? – zainteresowała się Adela. – Dlatego ją tutaj przyniosłaś?
– Nie, nigdy w życiu bym jej nie sprzedała. Wzięłam ją z domu, ponieważ obiecałam starym znajomym, że pożyczę im jako eksponat na wystawę.
– Na wystawę?
– W Bazylei – wyjaśniła enigmatycznie szefowa, zerkając w kierunku otwieranych drzwi, po czym skupiła uwagę na klientce.
Adela poszła do łazienki i stanęła przed lustrem. Jej oczy błyszczały nienaturalnym blaskiem, a twarz była zarumieniona z emocji. Kobieta wyjęła z torebki telefon, wybrała numer męża. W kilku zdaniach szeptem opowiedziała mu o swoim odkryciu i zrelacjonowała treść rozmowy z antykwariuszką.
– Jesteś pewna, że to ta sama lampa? – Krzysztof był sceptyczny, jak zawsze. – Oryginał?
– Na sto procent. Ma wszystkie oznaczenia i… – Naczyńska poczuła dławienie w gardle. – Jak pomyślę, że… – Po jej policzku stoczyła się łza.
– Ada, na razie nic nikomu nie mów, wracam za kilka dni i wtedy spokojnie się zastanowimy, co zrobić, dobrze? Teraz muszę iść, wyszedłem na chwilę z rozmów. Proszę cię, zaczekaj na mnie, sprawę trzeba mądrze rozegrać. Zadzwonię wieczorem i pogadamy, okej?
– Szefowa wysyła lampę na wystawę do Bazylei. Jutro mogę jej nie zobaczyć.
– Nawet jeżeli tak będzie, odzyska ją z powrotem, a do tego czasu coś wymyślimy.
– Poczekaj chwilę. – Adela drgnęła na dźwięk pukania. – Tak?
– Wszystko w porządku u ciebie? – W głosie Katarzyny zabrzmiał niepokój.
– Tak, już wychodzę, przepraszam – odpowiedziała i rzuciła szeptem do męża: – Muszę kończyć, pa.
Wyszła z łazienki i wróciła na teren sklepu. W samą porę, drzwi bowiem otworzyły się ponownie i do środka wtargnęła grupa obcokrajowców. Czar Minionych Lat, ze względu na atrakcyjny asortyment i umiejscowienie tuż przy bulwarach wiślanych, był często odwiedzany nie tylko przez lokalnych wielbicieli staroci, ale również turystów z całej Polski i zagranicy, przy czym dla niektórych z nich wizyta u Kasi była stałym punktem programu podczas kolejnego pobytu w Warszawie. Przez następne dwie godziny panował ruch uniemożliwiający swobodną rozmowę, a później Łukaszczyk wyszła i nie pokazała się już do końca dnia.
Wieczorem, czekając na telefon od męża, który wyjechał służbowo na kilka dni, Adela usiadła przed komputerem. Wpisała do wyszukiwarki słowa klucze i otrzymała kilkaset tysięcy wyników. Dość szybko zorientowała się, że większość z nich stanowią oferty sprzedaży podrabianych lamp witrażowych, które z oryginałami miały niewiele wspólnego, i zmieniła język wyszukiwania na angielski. Kilka minut później trafiła na witrynę galerii Millerów w Bazylei. Po otwarciu aktualności zobaczyła ogłoszenie o wystawie prac Tiffany’ego. Drżąc z emocji, zapisała najważniejsze dane i wtedy dopiero dostrzegła ikonę z podpisem: „Pobierz katalog”. Ściągnęła plik na pulpit i zaczęła oglądać zdjęcia przedmiotów, które będą prezentowane. Z umieszczonej na początku informacji wynikało, że część eksponatów pochodziła ze zbiorów właścicieli salonu, inne zostały wypożyczone od zaprzyjaźnionych z Millerami kolekcjonerów. Organizatorzy ekspozycji podzielili obiekty na grupy tematyczne, co ułatwiało orientację, które dzieła zostaną udostępnione zwiedzającym. Naczyńska chłonęła oczami każdą odbitkę do chwili, gdy dotarła do strony z obiektami oświetleniowymi. Widniały tam fotografie czterech lamp, z których dwie stanowiły własność bazylejskich antykwariuszy, trzecia należała do Katarzyny, a czwarta… Adela powiększyła obraz i z niedowierzaniem wbiła wzrok w ekran. Połączone ze sobą kawałki szkła tworzące klosz zachwycały przenikającymi się ciepłymi barwami z przewagą żółci i pomarańczu, a podstawa zdobiona mozaiką odzwierciedlała wzór przedstawiony na kloszu.
– To niemożliwe – szepnęła do siebie kobieta i zadrżała od chłodu, który nagle ogarnął jej ciało. Nie wierzyła, że Krzysztof zatelefonuje jeszcze dziś, więc mimo nocnej pory sama wybrała jego numer.
– Późno wróciłem, myślałem, że już śpisz – usprawiedliwił się zaspanym głosem. – Przepraszam.
– Normalnie byłabym w łóżku, ale odkryłam coś takiego… – Urwała, rozemocjonowana, i po chwili streściła mężowi rezultat swoich poszukiwań. – Nie mogę w to uwierzyć – dodała na zakończenie. – Krzysiu, wiesz, co to znaczy?
– Wiem.
– Miałam rację, a oni nie chcieli mnie słuchać.
– Ada, wiem – powtórzył. – Jak tylko wrócę… Nie zostawimy tego, słowo, ale sama nic nie rób, dobrze? Obiecaj mi. Nie wiadomo, z kim mamy do czynienia.
– Obiecuję – odparła Naczyńska, nie do końca uspokojona. – Pa, dobranoc.
Odłożyła telefon i siedziała przez kilka minut ze wzrokiem utkwionym w monitor.
– Łatwo mu mówić: „poczekaj” – mruknęła do siebie.
Przez następną godzinę biła się z myślami, a później podjęła decyzję. Czas nie był jej sprzymierzeńcem, musiała działać szybko, właśnie dlatego, że nie wiedziała, z kim ma do czynienia. Chciała to zmienić, im prędzej, tym lepiej.
Odnalazła zakładkę „Kontakt” i napisała po angielsku do Millerów:
Szanowni Państwo,
od lat interesuje mnie twórczość Louisa Comforta Tiffany’ego. Zauważyłam, że wśród obiektów, które trafią na organizowaną przez Państwa ekspozycję, będzie również lampa nazwana przez artystę Tancerką. W katalogu znalazłam adnotację, że przedmiot ten jest własnością prywatną i został Państwu udostępniony na czas trwania wystawy. Mieszkam w Warszawie, pracuję w sklepie z antykami, niestety, nie będę mogła przyjechać w tym czasie do Bazylei, żeby obejrzeć prezentowane dzieła. Czy mogłabym prosić o informację, do kogo należy wspomniana lampa? Chciałabym skontaktować się z tą osobą. Mam powody przypuszczać, że Tancerka została skradziona jej pierwszym właścicielom.
Z wyrazami szacunku
Adela Naczyńska
Odpowiedź, napisana w języku polskim, nadeszła następnego ranka.
Szanowna Pani,
niestety, nie udostępniamy informacji, o które Pani prosi – to kwestia zaufania i dyskrecji w stosunku do kolekcjonerów, którzy powierzyli nam swoje zbiory. Jeśli jednak wyrazi Pani zgodę, możemy przekazać Pani dane właścicielowi Tancerki oraz prośbę o nawiązanie kontaktu w celu rozwiania wątpliwości co do pochodzenia lampy.
Pozdrawiam
Greta Miller
Jeszcze nie wszystko stracone, pomyślała Adela, i odpisała:
Dzień dobry,
bardzo dziękuję za chęć pomocy i zgadzam się na przekazanie moich danych oraz numeru telefonu (poniżej) właścicielowi lampy.
Pozdrawiam
Adela Naczyńska
Od ostatniej wiadomości właśnie minęło pięć dni, ale nikt do Adeli nie zadzwonił. Widocznie obecny właściciel Tancerki chciał pozostać anonimowy i miał do tego prawo, przynajmniej do pewnego momentu, jeśli w ogóle nastąpi jakiś dalszy ciąg. Najwyraźniej nie przejął się również sugestią, że lampa może pochodzić z kradzieży.
O tym wszystkim myślała Naczyńska, patrząc na Rzekę życia, którą na szczęście wciąż mogła podziwiać w sklepie. Do wystawy w Bazylei zostały jeszcze dwa tygodnie, dlatego Łukaszczyk nie spieszyła się z wysyłką. Czar Minionych Lat realizował też zamówienia złożone przez internet, więc Katarzyna postanowiła, że wyekspediuje lampę wraz z innymi paczkami dla klientów.
– Niech jeszcze trochę cieszy oczy – powiedziała. – Zanim do mnie wróci, minie co najmniej miesiąc, a tu ładnie rozjaśnia ciemny kąt. – Ściągnęła brwi. – Muszę pomyśleć o jakimś oświetleniu tutaj na stałe, zupełnie inaczej wygląda teraz to miejsce.
Adela spojrzała na zegarek. Do zamknięcia Czaru Minionych Lat zostało pół godziny. Pewna, że już nikt nie przyjdzie, powoli zaczęła szykować się do wyjścia. Po kilkuminutowej krzątaninie na zapleczu, między łazienką a pokojem biurowym, usłyszała dźwięk dzwonka zwiastujący przybycie klienta. Na widok twarzy nieznajomej przed oczami Naczyńskiej pojawił się niewyraźny obraz, którego nie mogła w pełni zidentyfikować ani umiejscowić w kontekście. Rysy klientki przywodziły na myśl osobę, którą Adela kiedyś spotkała, ale nie chodziło o bliską przeszłość, raczej o kogoś z dawnych lat. Wciągnęła w nozdrza orientalne nuty zapachu, który rozpoznała natychmiast, gdy tylko podrażnił jej zmysł węchu. Perfumy Shalimar przetrwały dziesięciolecia i wciąż intrygowały swoją niezwykłą wonią i miłosną historią leżącą u podstaw ich stworzenia. Naczyńska miała je na półce, odkąd sięgała pamięcią, wierna marce, nieczuła na pokusy nowych kompozycji, i nie znała żadnej kobiety, która kochałaby ten zapach tak jak ona.
Ocknęła się z chwilowego zamyślenia, gdy poczuła na sobie wzrok przybyłej. Klientka, ubrana w zapinaną na guziki bluzkę z krótkim rękawem i lniane spodnie, otaksowała najpierw ją, a później wnętrze, budząc w pracownicy sklepu niepokój. Zaczęła przechadzać się między meblami, a tymczasem umysł Adeli przystąpił do przeszukiwania zasobów pamięci. Kobieta po chwili dotarła do biurka, na którym stała lampa Katarzyny, i na widok witrażowego klosza rozjaśnionego blaskiem żarówki uniosła brwi w wyrazie zaskoczenia.
– Czy to jest Rzeka życia projektu Tiffany’ego? – spytała.
– Tak – odpowiedziała Naczyńska, zachodząc w głowę, dlaczego głos klientki również wydaje się jej znajomy.
– Ile kosztuje?
– Nie jest na sprzedaż – oznajmiła, zdając sobie sprawę, że jej puls przyspieszył.
– Zapłacę dwa razy więcej niż…
– To własność prywatna, należy do mojej szefowej – odparła Adela, uświadamiając sobie, że to druga osoba w ciągu kilku minionych dni, która chce nabyć ozdobny przedmiot, i pomyślała, że byłoby lepiej, gdyby lampa czekała na wysyłkę na zapleczu.
– W takim razie chciałabym porozmawiać z właścicielką, można ją poprosić?
– Będzie jutro. – Naczyńska zauważyła we wpatrzonych w nią oczach blask, który spotęgował gnieżdżący się w jej sercu niepokój. – Przepraszam… – zaczęła i urwała na dźwięk telefonu. – Muszę odebrać. – Wzięła leżącą na blacie służbową komórkę i zobaczyła na wyświetlaczu nazwisko Kasi. – Halo?
– Ada? Dobrze, że cię złapałam. Umówiłam się ze znajomą, że opowiem jej o kilku naszych przedmiotach, ale nie mogę się na razie wyrwać, czekam na klienta. Mogłabyś mnie zastąpić i z nią pogadać? Jeśli masz czas. Powinna dotrzeć o dziewiętnastej, na zamknięcie, może kilka minut później. Próbowałam się do niej dodzwonić, ale nie odbiera. – Szefowa umilkła, czekając na odpowiedź.
– Tak, oczywiście, jeśli tylko będę mogła pomóc – odparła Naczyńska, odnotowując z ulgą, że nieprzyjemne uczucie związane z obecnością klientki ustępuje zaciekawieniu.
– Oczywiście zapłacę nadgodziny – obiecała Łukaszczyk. – Naprawdę jestem ci wdzięczna, nie znoszę sytuacji, gdy nie mogę dotrzymać danego słowa.
– W porządku, nie miałam planów – zapewniła Adela, obserwując kobietę, która na nowo podjęła spacer po sklepie i krążyła między meblami, oglądając wystawione przedmioty. – Zamknę od środka i pokażę jej, co będzie chciała. I odpowiem na wszystkie pytania. Nie ma sprawy. – Naczyńska pożegnała się i odłożyła telefon.
– Przepraszam – rzuciła w stronę klientki.
– Skoro lampa nie jest na sprzedaż, chcę kupić cukiernicę – zdecydowała tamta w odpowiedzi, a jej ręka spoczęła na srebrzonym wieku z uchwytem w kształcie splecionych liści.
– Świetny wybór, to orivit z tysiąc dziewięćsetnego roku. – Adela podeszła do stołu, na którym stały przedmioty pochodzące z niemieckiej wytwórni, między innymi sosjerka, talerz i wazon. Nie mogąc znieść intensywnego, zielonego spojrzenia, którym mierzyła ją kobieta, Naczyńska spuściła wzrok na jej rękę wciąż opartą na pokrywie wybranego naczynia. Wtedy zauważyła zegarek, który ozdabiał nadgarstek przybyłej, i nagle w płucach zabrakło jej powietrza. Mimo innego paska wszędzie poznałaby ten konkretny model marki Vacheron Constantin z końca lat czterdziestych dwudziestego wieku. Znaleziony niegdyś w antykwariacie, złoty, z beżową tarczą, miał uszkodzone cyfry trzy i dziewięć. Ojciec, miłośnik szwajcarskich zegarków, dostał go od niej, zięcia i wnuka w prezencie na sześćdziesiątą piątą rocznicę urodzin. Adela poczuła ucisk w gardle.
– Przepraszam… – zaczęła, ledwo poruszając ustami, i w tym momencie zdała sobie sprawę, z kim rozmawia. – Muszę…
– Dobrze się pani czuje? – spytała zielonooka.
– Przepraszam – powtórzyła Naczyńska. – Zaraz przyjdę… Przyniosę pudełko, żeby zapakować cukiernicę, chwileczkę.
Poszła na zaplecze i usiadła na krześle, ciężko oddychając. Potem wyjęła komórkę i wybrała numer męża. Po czterech sygnałach uruchomiła się poczta głosowa.
– Krzysiu… – zaczęła Adela i wypowiedziawszy kilka słów, urwała na widok kobiety, która stanęła w drzwiach i mierzyła ją nieodgadnionym spojrzeniem.
– Do kogo dzwonisz? – spytała, robiąc krok w jej kierunku.
Pracownica sklepu zerwała się z krzesła i cofnęła w stronę biurka.
– Poznaję cię, pamiętam – powiedziała, zaciskając palce na telefonie. – To zegarek mojego ojca, zabiłaś go. Dzwonię na policję, nie ujdzie ci to na sucho.
– Nigdzie nie zadzwonisz – powiedziała klientka i chwyciła Adelę za nadgarstek.
Naczyńska przesunęła się wzdłuż mebla i dotarła do ściany. Zdając sobie sprawę, że ma odciętą drogę ucieczki, postanowiła zaatakować. Rzuciła się z pięściami na przeciwniczkę, ale tamta najwyraźniej oczekiwała takiego zachowania, zablokowała bowiem uderzenie, zanim Adela dosięgła jej twarzy, po czym chwyciła starszą kobietę za ramiona i zaczęła nią potrząsać, uderzając jej głową w ścianę. Naczyńska odepchnęła ją, zrzucając przy okazji z biurka przybory oraz dokumenty, i nie patrząc, rzuciła się do ucieczki w stronę głównego pomieszczenia sklepu. Napastniczka złapała ją za włosy i kopnęła w zgięcie kolan. Adela upadła na podłogę zasłaną papierami, wśród których leżały ołówki i długopisy, ale zdołała pociągnąć tamtą za sobą. Myśl, że walczy o życie z morderczynią swojego ojca, dodawała jej energii i mocy. Okładała ją ile sił w rękach i w pewnym momencie udało jej się uzyskać przewagę. Po uderzeniu potylicą o podłogę zielonooką zamroczyło. Wtedy Adela przetoczyła się na nią, przygniatając ją swoim ciałem, i sięgnęła po leżącą pod biurkiem komórkę. Zanim jednak zdołała wybrać numer alarmowy, poczuła paraliżujący ból. Telefon wypadł jej z dłoni. Poruszyła z niedowierzaniem ustami i opadła ciężko na napastniczkę.
***
Wstała i sprawdziła, która godzina. Zbliżała się dziewiętnasta, a słuchając wcześniejszej rozmowy telefonicznej, zorientowała się, że zaraz będzie miała tu towarzystwo. Pobiegła do łazienki i spojrzała w lustro. Zaklęła pod nosem na widok licznych zadrapań, potarganych włosów i zmiętego ubrania. Drżącymi palcami wygładziła bluzkę, zauważając paskudne rozdarcie i brak jednego guzika, podciągnęła spodnie, poprawiła fryzurę. Odświeżyła makijaż. Odszukała swoją torebkę i zasłoniła twarz ciemnymi okularami. Ruszyła do wyjścia i gwałtownie stanęła. Lampa! Rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś opakowania, lecz za moment uznała, że nie ma czasu. W każdej chwili ktoś mógł przyjść: umówiona osoba lub spóźniony klient. Wyjęła z torebki płócienną siatkę z długimi uchwytami, którą zawsze miała przy sobie. Odłączyła lampę i spakowała ją, przykrywając z wierzchu papierem, którego arkusze leżały na blacie z kasą. Jeszcze raz zerknęła na podrapane przedramiona i mimo wciąż wysokiej temperatury na zewnątrz włożyła sweter. Przez oszklone drzwi zlustrowała ulicę i wyszła, kierując się w stronę zaparkowanego samochodu.