- W empik go
Niezłomni - ebook
Niezłomni - ebook
Gdy życie wyprowadza cios, musisz zrobić unik.
Judy opuściła swoje rodzinne strony, aby odciąć się od bolesnej przeszłości i ludzi, którzy komplikowali jej życie. Powrót do miasta odczuwa więc jak najdotkliwszą porażkę. Jeśli jednak nauczyła się czegoś od ojca – byłego mistrza boksu – to tego, żeby nie dać się tak łatwo znokautować.
Po przyjeździe znajduje pracę na siłowni i rozpoczyna naukę w college’u. Właśnie tam spotyka Drake’a Nortona – charyzmatycznego, przystojnego, a jednocześnie aroganckiego boksera, który jest wszystkim, czego Judy stara się unikać. Mimo swoich postanowień coraz częściej się z nim spotyka i z każdym kolejnym razem trudniej jej utrzymać gardę.
Judy wie, że jeśli ulegnie, skończy się to na jeden z dwóch sposobów: Drake pomoże jej wyleczyć obolałe serce albo… wyprowadzi ostateczny cios. Ryzyko jest więc duże. Czy dziewczyna odważy się je podjąć?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8373-148-3 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dziś w siłowni był większy ruch niż zazwyczaj. Odprowadziłam wzrokiem kolejnego pakera i wróciłam do swojej pracy. Nikogo chyba nie dziwił widok dziewczyny w recepcji siłowni. Czasami odnosiłam nawet wrażenie, że moja obecność wręcz motywowała niektórych do cięższych treningów. Zabawne.
Faceci w dwojaki sposób reagowali na mój widok w tym miejscu. Starzy wyjadacze, którzy od lat przychodzili do Maksa trenować, witali się ze mną z szacunkiem i lekkim skinieniem głowy. Wiedzieli, kim jestem. Ci zaś, którzy do siłowni przychodzili pierwszy raz lub po prostu byli młodymi facetami z nadmiarem energii i testosteronu, patrzyli na mnie jak na kawał dobrego mięsa. Na szczęście od dziecka byłam na tyle obyta z facetami, że wiedziałam, jak szybko pokazać im ich miejsce. A jeśli to nie działało – wtedy pojawiał się Max.
Odgarnęłam zbłąkany kosmyk blond włosów z twarzy i złożyłam swój podpis na dokumentach podsumowujących przychód z ostatniego miesiąca. Przygryzłam pomalowany na granatowo paznokieć i zadowolona spojrzałam na zegarek. Siedemnasta. Nareszcie.
Od chwili rozpoczęcia pracy u Maksa przychodziłam na pierwszą zmianę i kończyłam najpóźniej o piętnastej. Dzisiaj musiałam zostać trochę dłużej, a od przyszłego tygodnia będę miała jedynie popołudniowe zmiany.
– JJ – usłyszałam głos szefa i powędrowałam wzrokiem na piętro, z którego było można obserwować cały parter siłowni. – Pozwól do mnie – dodał, gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały.
Skinęłam głową, a szef odwrócił się i zniknął za drzwiami swojego biura. Energicznym krokiem ruszyłam po metalowych schodach i już po chwili byłam na piętrze. Kierowałam się w stronę biura. Jednocześnie patrzyłam na ćwiczących na dole mężczyzn oraz na dwóch chłopaków sparingujących na ringu w części dla bokserów. Widząc ich kiepskie ruchy, omal nie parsknęłam śmiechem. Pokręciłam głową i weszłam do biura.
– Już jestem, Max.
Szef wstał zza biurka z uśmiechem na twarzy.
– JJ, to jest twój nowy grafik na okres szkoły. Mam nadzieję, że będzie w porządku. Jakby coś kolidowało z twoimi zajęciami, to po prostu dzwoń.
Max był równym gościem. Miał czterdzieści pięć lat. Od dwudziestu lat prowadził siłownię i doskonale dogadywał się z młodymi chłopakami trenującymi w jego lokalu. Ja w siłowni byłam nowym nabytkiem, ale czułam się tak, jakbym pracowała tutaj już co najmniej od kilku lat.
– Dziękuję, Max – odparłam z uśmiechem.
– To ja ci powinienem dziękować – oznajmił. – Nigdy nie miałem na recepcji tak porządnego pracownika, który by wszystkiego pilnował i wszystko miał uporządkowane. Cieszę się, że zgodziłaś się pracować również w trakcie semestru.
– Daj spokój. To sama przyjemność. Lubię tu pracować.
Nie wiem, ilu moich rówieśników, którzy łączyli naukę z pracą, faktycznie lubiło swoją pracę, ale ze mną właśnie tak było.
Max z rozbawieniem pokręcił głową i wygonił mnie, abym poszła zająć się rzeczami bardziej odpowiednimi dla młodzieży. W końcu to był mój ostatni dzień wakacji.
Gdy wyszłam z biura, ruszyłam w stronę schodów. O barierkę opierał się przyglądający się czemuś w dole chłopak.
– Cześć, JJ – odezwał się, podnosząc na mnie wzrok.
– Cześć, Logan – odparłam.
– Widziałaś tych chłopaków walczących na ringu? – zapytał, gdy znalazłam się tuż obok niego.
Przelotnie spojrzałam w dół, w stronę części dla bokserów. Teraz na środku ringu stało dwóch innych chłopaków. Pewnie przegonili poprzednich młodziaków, wyglądali na obeznanych w boksie. Wymieniali się czystymi ciosami, ale ich ruchy nie były na tyle szybkie i płynne, abym mogła uznać ich za wybitnych.
– Cóż, jeśli ten w czerwonych rękawicach będzie używał tylko bloku, to przeciwnik w końcu zaatakuje go od dołu – rzuciłam obojętnie, wyminąwszy Logana.
– Hm… – usłyszałam pomruk zastanowienia.
Gdy postawiłam pierwszy krok na schodach, chłopak znalazł się tuż obok mnie.
– Miałaś rację. Ten w czerwonych rękawicach dostał czysty cios w żebra.
– Mówiłam.
Resztę schodów pokonaliśmy w ciszy, ale miałam dziwne wrażenie, że Logan mi się przygląda. Podeszłam do recepcji, wzięłam z niej telefon i iPoda ze słuchawkami.
Spojrzałam na niego.
– Co? – zapytałam zdziwiona.
– Wszystko w porządku? – zapytał ze skupionym wzrokiem.
Zaśmiałam się.
– A dlaczego miałoby coś być nie w porządku?
– Tak pytam. Wiesz, w domu, z mamą i w ogóle.
Przewróciłam oczami. A już było tak miło.
– Na razie jest spokój.
Logan podrapał się po karku.
– Racja – przyznał. – Idziesz do domu?
– Tak.
– Nie wiem, czy jest sens pytać, ale… będziesz się dziś widziała z Megan?
Spojrzałam na niego krzywo. Megan była siostrą Logana i jednocześnie moją najlepszą przyjaciółką od czasów dzieciństwa. Wraz z Loganem i Megan często się razem bawiliśmy, chociaż relację z Loganem trudno określić jako zabawę. Zwykle rywalizowaliśmy, dokuczaliśmy sobie i posyłaliśmy w swoim kierunku nieprzyjemne komentarze i uwagi. Z wiekiem jednak wszystko zaczęło się zmieniać.
– Będę się z nią widziała na treningu za godzinę – odpowiedziałam.
– A, no to w porządku.
Spojrzałam na Logana. Nie wiedziałam do końca, o co mu chodziło, ale w końcu to facet, nawet nie próbowałam go zrozumieć. Pożegnałam się, włożyłam słuchawki do uszu i ruszyłam biegiem do domu przy utworach najnowszej składanki. Bieg przed treningiem to zawsze doskonała rozgrzewka dla mięśni, które przez pół dnia tkwiły w jednej pozycji przy recepcji.
Gdy dotarłam do domu, przywitała mnie przyjemna cisza. Cieszył mnie taki stan rzeczy. Od kilku lat w domu czułam się jak intruz i każde moje pojawienie się w nim wiązało się z kłótnią z matką, a w najlepszym przypadku mogłam liczyć na kilka przytyków.
Nie potrafiłam się z nią dogadać. Szczególnie po tym, jak ojciec od nas odszedł, gdy dowiedział się o zdradzie matki. Nie dziwiłabym się mu, gdyby porzucił tylko ją, ale „przy okazji” porzucił również mnie. Nienawidziłam go za to.
Położyłam iPoda i słuchawki na półce w przedpokoju, a sama skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, założyłam wygodny strój. Z koszyka w kuchni wyjęłam jabłko i już miałam je ugryźć, gdy usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Melodia wskazywała na to, że dzwoniła moja przyjaciółka.
– Co jest, Megi? – zapytałam po odebraniu telefonu.
– Będziesz na treningu? – odezwał się głos w słuchawce.
– Właśnie wychodzę z domu – odparłam, zatapiając zęby w jabłku.
– Świetnie. Będę czekać – rzuciła, po czym się rozłączyła.
Wzruszyłam ramionami. Wzięłam z pokoju moją torbę treningową, włożyłam słuchawki w uszy, puściłam muzykę na iPodzie i wyszłam z domu, kierując się w stronę hali sportowej, gdzie miała na mnie już czekać Megi. W końcu zaczęła się aktywna część dnia.
Kiedy dotarłam na miejsce, Megan już tam czekała. Przywitałam się z nią szybkim buziakiem i poprawiłam torbę na ramieniu.
– Możesz mi powiedzieć, o co wam dziś z Loganem chodzi? – zapytałam, z trudem łapiąc oddech. – Oboje wypytujecie, czy będę się z tobą widziała.
Megan poprawiła swój krótki top i spojrzała na mnie z promiennym uśmiechem.
– Po prostu jestem podekscytowana tym, że w końcu znów będziemy w jednej szkole, na jednej uczelni.
Wyjęłam z kieszeni gumkę do włosów. Kosmyk zaplątał się w złotą kuleczkę mojego kolczyka, ale szybko sobie z tym poradziłam. Czasem nie dawałam sobie rady z tak małymi kolczykami i podziwiałam Megan, że radziła sobie z dużymi kołami.
– I to wszystko?
Miałam ochotę się roześmiać. Moja przyjaciółka była niemożliwa, ale jednocześnie bardzo się cieszyłam, że znów będziemy razem.
– Dziewczyny, zaczynamy! – Z rozmyślań wyrwał mnie głos trenera.
Nie miałam pojęcia, kiedy przyszedł i zaczął trening. Ale to nawet dobrze, że już tu był. Mogłam skupić się na grze, a nie na myśleniu o domu.
– JJ – odezwał się trener, gdy przechodziłam obok niego. – Dobrze znów mieć cię w drużynie.
Uśmiechnęłam się i pobiegłam na swoje miejsce.
Trener Phil trenował naszą drużynę w liceum, ale po naszym odejściu przeniósł się na uczelnię i zaczął trenować tamtejszą drużynę siatkarską dziewcząt. Takim sposobem znów się spotkaliśmy.
Zaczęliśmy trening, a ja czułam się najszczęśliwszą osobą na świecie.ROZDZIAŁ 2
– Witam na naszej uczelni – powiedziała radośnie Megan, gdy zaparkowała swojego czerwonego lexusa na parkingu.
Z lekkim zaskoczeniem przyglądałam się ogromnemu gmachowi, który rozciągał się przed moimi szeroko otwartymi oczami. Budynek, a raczej cholerna forteca, był tysiąc razy większy niż w opowieściach Meg. Nie spodziewałam się tego widoku, mimo że widziałam ten kampus już wiele razy, gdy wraz z Megan jeździłyśmy na treningi naszej drużyny siatkarskiej.
– Chyba mi nie powiesz, że się boisz? – Dziewczyna nachyliła się nad kierownicą, żeby mi się przyjrzeć.
Spojrzałam na nią z lekkim uśmiechem. Jej włosy koloru czekolady opadały luźnymi falami na ramiona, a oczy w odcieniu ciemnego oceanu bacznie mnie obserwowały.
Meg była osobą, przed którą nigdy nie umiałam nic ukryć. Bezbłędnie odczytywała wszystkie moje myśli, uczucia i zamiary, wystarczyło jej jedno cholerne spojrzenie w moje oczy. Nikt inny tego nie potrafił. No może jeszcze Logan czytał ze mnie jak z otwartej książki.
Prychnęłam i odwróciłam się do tyłu, aby sięgnąć po torbę.
– Chyba zwariowałaś. Wiesz, że jest bardzo mało rzeczy, które mogłyby wywołać u mnie strach – oznajmiłam z uśmiechem, wysiadając z auta. – A nowa uczelnia na pewno do nich nie należy – dodałam, zamykając drzwi lexusa.
– No tak – rzuciła, zerkając na swoje odbicie w szybie. Szybko poprawiła swoją prostą grzywkę zasłaniającą całe czoło. – Ale spoko, laska. Trzymaj się mnie, a szybko się tu zaaklimatyzujesz. Uczelnia tylko w pierwszym dniu wydaje się taka wielka. – Puściła mi oko, chowając klucze od samochodu do swojej torby.
Przewróciłam oczami i z uśmiechem ruszyłam za Meg w stronę olbrzymiej fortecy.
Był to dla nas drugi rok college’u, ale pierwszy rok nauki razem. Od dzieciństwa chodziłyśmy do jednej szkoły. Wszystko się zmieniło, gdy skończyłyśmy liceum. Miałam dosyć matki i jej co chwila nowych facetów, którzy nie tylko interesowali się nią, ale też próbowali dobierać się do mnie. Zazwyczaj sobie z nimi radziłam. Jednemu złamałam nos, gdy w kuchni klepnął mnie w tyłek, jak robiłam sobie śniadanie. Innego kopnęłam w krocze, gdy próbował mi zablokować przejście do mojego pokoju.
Szalę mojej cierpliwości przechylił mężczyzna, który raz próbował mnie obłapiać. Sama bym sobie z nim nie poradziła. Na szczęście do domu wszedł Logan, z którym przyjechałam ze szkoły. Facet natychmiast się wycofał, ale ja o tym nie zapomniałam. Od tamtego dnia w domu pojawiałam się w ostateczności. Wtedy też postanowiłam, że wyprowadzę się z miasta, jak tylko skończę liceum. Zrezygnowałam z bardzo dobrego lokalnego college’u i możliwości nauki z Megan tylko dlatego, aby znaleźć się jak najdalej od matki i jej facetów.
Pierwszy rok college’u w Los Angeles minął mi w błogim spokoju od rodzinnych problemów, ale pod koniec drugiego semestru zadzwoniła do mnie matka i oznajmiła, że muszę wrócić do domu, bo sobie nie radzi.
Co mogłam zrobić? Musiałam wrócić. Załatwiłam przeniesienie na uczelnię, gdzie chodziła Megan i przeprowadziłam się z powrotem do San Francisco. Znalazłam pracę w siłowni Maksa, dzięki czemu miałam pieniądze na swoje podstawowe potrzeby, bo na pomoc matki nie mogłam liczyć. Wszystkie swoje pieniądze wydawała na ciuchy i facetów. Ojciec też mi nie pomagał. Rozwiódł się z mamą i chociaż miał co miesiąc płacić na mnie alimenty, ani razu nie zobaczyłam od niego pieniędzy. Zresztą niczego od niego nie chciałam, skoro mnie zostawił.
Takim sposobem znów znalazłam się w domu, blisko Megan i niestety pod jednym dachem z wkurzającą matką. Na szczęście dzięki pracy u Maksa i treningom siatkówki bywałam w domu jeszcze rzadziej niż kiedyś. Od ponad dwóch miesięcy dom traktowałam jedynie jako miejsce do spania.
– Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że znów będziemy razem w jednej szkole – radowała się Meg.
– Jak za dawnych lat. – Uśmiechnęłam się, dyskretnie mierząc wzrokiem ludzi, którzy nas mijali lub siedzieli przy stolikach na terenie uczelni. – Z tego, co widzę, na nudę też nie można tu narzekać – dodałam, wskazując na grupkę przechodzących obok nas chłopaków.
Meg roześmiała się głośno, odrzucając głowę do tyłu. Spojrzała na mnie z błyskiem w oku.
– Poczekaj, aż zobaczysz resztę – rzuciła ze swoim łobuzerskim uśmiechem, otwierając szklane drzwi.
Z półuśmieszkiem pokręciłam głową i weszłam za nią do gmachu. Wewnątrz było bardzo gwarno i dość głośno, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Szłam pewnym krokiem tuż obok Megan. Przechodząc obok hali sportowej, zobaczyłam bardzo przystojnego chłopaka. Ewidentnie rozgrzewał się przed treningiem. Zwolniłam kroku, aby móc dłużej na niego popatrzeć.
Byłam tak zaaferowana jego widokiem, że o mało nie wpadłam na stojącą przede mną Meg. Ręce oparła na biodrach i patrzyła na mnie skupionym wzrokiem.
– Co? – zapytałam zaskoczona.
– Błagam. Tylko nie Drake Norton – rzuciła z powagą.
Rzuciłam spojrzenie na halę.
– Ten blondyn? – zapytałam, nie patrząc na przyjaciółkę.
– Tak, właśnie ten – oznajmiła, próbując odciągnąć mnie od hali.
– Dlaczego nie? Jest meeegaaa – powiedziałam, przeciągając samogłoski ostatniego słowa.
Meg głośno westchnęła i oparła się o próg ogromnych drzwi prowadzących do hali. Stała tyłem do chłopaków, a przodem do mnie.
– Nie masz pojęcia, kto to jest. – Meg buńczucznie zaplotła ręce na piersi.
– Pewnie, że nie wiem. Jakbym wiedziała, to już bym się za niego brała – odparłam, także zaplatając ręce na piersi i uśmiechając się lekko.
Nigdy nie miałam oporów przed poznawaniem nowych ludzi i miejsc. Lubiłam towarzystwo i dobrze się czułam wśród innych. Nie należałam do cichych i bojaźliwych dziewczyn, byłam odważna i pewna siebie.
– Drake to największy playboy na uczelni. Jest cholernie dobry w każdej dyscyplinie sportowej, a do tego jest megaprzystojny, więc ma ogromne powodzenie u dziewczyn.
– W każdej dyscyplinie sportowej? – zapytałam, uśmiechając się łobuzersko. – Seks też do tej listy się zalicza?
Meg pokręciła głową i trzepnęła mnie w ramię.
– W tej dyscyplinie również. W stu procentach wykorzystuje swoje powodzenie. Jest imprezowiczem i praktycznie na każdej imprezie zalicza jakąś dziewczynę. Nigdy nie był z żadną na poważnie. Jego związki trwają co najwyżej kilka nocy – wyjaśniła, patrząc wymownie na halę. – Uwierz, nie jest wart twojej uwagi.
Spojrzałam jeszcze raz w stronę hali. Drake właśnie udawał, że wymienia się ciosami z chłopakiem, któremu wczoraj na siłowni przewidziałam nokaut od dołu. Obaj mieli na ustach szerokie uśmiechy. Nagle Drake odsunął się od kolegi i skierował wzrok na trybuny. Odruchowo powędrowałam wzrokiem w tamtym kierunku.
Na trybunach siedziało pięć dziewczyn. Były dość skąpo ubrane i bardzo wymalowane. Nawet z tak dużej odległości widziałam, że na twarzach miały kilogramy podkładu. Szeptały między sobą uśmiechnięte, wskazując na Drake’a. Nagle on pomachał do nich, a one bez wahania odwzajemniły ten gest i posłały mu kilka buziaków.
Przewróciłam oczami na ten widok.
– Dobra, chodźmy stąd – rzuciłam, udając, że chce mi się wymiotować.
Meg rozbawiona moją reakcją klepnęła mnie w tyłek. Obie zaczęłyśmy się głośno śmiać.
Moja przyjaciółka miała rację. Drake nie był wart mojej uwagi. Był sportowcem z dużym ego, a takich nienawidziłam najbardziej. Typ, który reprezentował sobą Drake, całkowicie mnie odpychał. Sypiał z różnymi dziewczynami, co całkowicie skreślało go z mojej listy, bo nie lubiłam takiego przedmiotowego traktowania.
Oddalałyśmy się od hali. Nagle przebiegł obok nas jakiś chłopak, witając się w przelocie z Meg. Chłopak minął nas, jednak po chwili zatrzymał się w pół kroku, szybko odwrócił w naszą stronę i zlustrował mnie od góry do dołu.
– Ethan, nie gap się tak na nią. Wiem, że ma piękną buźkę, ale w środku to demon. – Meg puściła mu oko.
Uśmiechnęłam się i ruszyłyśmy dalej. Kochałam jej poczucie humoru. Wreszcie Megan zatrzymała się przed drzwiami do jednej z sal i złapała za klamkę. Weszłyśmy do środka pełnej gwarnych rozmów sali wykładowej. Meg szybko rzuciła torbę na ławkę i zwinnie weszła na krzesło.
– Ej, uwaga wszyscy! – spróbowała przekrzyczeć hałas, jednocześnie klaszcząc mocno w ręce.
Rozmowy ucichły, a oczy wszystkich osób zwróciły się na nią.
– No, dzięki – powiedziała zadowolona. – Chciałabym wam przedstawić moją przyjaciółkę, która od dzisiaj będzie wzbogacała swoją obecnością nasze zacne grono. – Meg zatrzepotała teatralnie rzęsami i z szerokim uśmiechem wskazała na mnie. – Oto Judy Johnson.
Przez ułamek sekundy miałam obawy, jak przyjmie mnie nowa grupa, ale szybko przekonałam się, że były niesłuszne. Zresztą Meg już latem mówiła mi, jaka jest z nich zgrana i dobrze dogadująca się załoga – jak to ona nazywała. Wszyscy zgromadzili się wokół mnie i zasypali tysiącem pytań. Poznałam imiona wszystkich osób w grupie. Każdy okazał się sympatyczny i tak samo zakręcony jak ja i Meg.
Gdy zajęcia się zaczęły, zajęłam miejsce obok Megi. Nikt nie protestował. No może poza kilkoma chłopakami, którzy chcieli siedzieć obok mnie. Pierwszy dzień minął bardzo szybko. Nawet nie zdążyłam się obejrzeć, a już była szesnasta.
– I jak pierwszy dzień? – zapytała Meg ze swoim uśmieszkiem, gdy pakowała zeszyty do torby.
– Niesamowicie. Podoba mi się tu. – Odwzajemniłam uśmiech, zgarnęłam swoją torbę i ruszyłam w stronę wyjścia z sali.
Nie zdążyłam zrobić trzech kroków, gdy zatrzymała nas Clea.
– Meg, Judy, bym zapomniała. – Dziewczyna podeszła do nas.
– Co się stało? – zapytałam.
– Shawn organizuje jutro imprezę u siebie z racji rozpoczęcia roku. Wpadniecie? – zapytała.
W jej oczach widziałam nadzieję. Spojrzałam na Meg, poprawiając swoją torbę na ramieniu.
– Jutro jest środa – zauważyła Meg. – Impreza w środę?
Przewróciłam oczami i lekko kopnęłam ją w tyłek.
– Nie udawaj, że impreza w środku tygodnia jest dla ciebie nowością – rzuciłam jej wyzywający uśmiech.
Nieraz już imprezowałyśmy, i to dość konkretnie, gdy na drugi dzień trzeba było iść do szkoły, więc nie wierzyłam w szczerość jej reakcji.
– A czy ja coś powiedziałam? – zapytała oburzona, wyrzucając ręce w górę. – O której? – zwróciła się do Clei.
– O dwudziestej.
Moja przyjaciółka wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
– Będziemy na pewno.
Clea podskoczyła z radości, a z jej lekkiego koka wysunęło się kilka jasnych pasemek. Wróciła do swojej ławki, aby zabrać plecak. Wymieniłam z Meg rozbawione spojrzenia, po czym ruszyłyśmy do wyjścia z sali.
Ledwie przekroczyłam próg, gdy ktoś zastąpił mi drogę. Spojrzałam lekko w górę na istotę stojącą przede mną i z uśmiechem na twarzy zwinęłam dłoń w pięść, aby przybić żółwika z Loganem.
– Jak pierwszy dzień w raju? – zapytał przyjaciel.
– W porządku.
– Wiesz, że ona jest szybka – zaśmiała się Megi, trącając mnie w ramię.
Posłałam przyjaciółce krzywe spojrzenie, ale ona jedynie się roześmiała. Chwilę potem we troje szliśmy już w stronę wyjścia z budynku uczelni. Megan mówiła właśnie bratu o zaproszeniu na imprezę u Shawna, gdy ja zwolniwszy kroku, zaczęłam szukać w swojej czarnej torbie telefonu.
Wychodząc zza rogu korytarza, trzymałam już telefon w dłoni, ale o mało nie upuściłam go na ziemię przez zderzenie z kimś. Odruchowo szybko się odsunęłam.
– Cholera – wymamrotałam pod nosem.
– Przepraszam – odezwał się męski głos w tym samym czasie.
Był to bardzo charakterystyczny męski głos. Zanim mój mózg zdołał wysłać sygnał do odpowiednich mięśni, moja głowa już podniosła się ku twarzy rozmówcy. I niemal w tej samej chwili, gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, pożałowałam tej decyzji. Przede mną bowiem stał osławiony mianem największego sportowca i playboya Drake Norton we własnej osobie.
Widziałam go tylko przelotnie na hali, ale to wystarczyło, aby jego postać zapadła mi w pamięć.
– Nic ci nie jest, słonko? – zapytał z zalotnym uśmiechem.
W tej właśnie chwili zrozumiałam, dlaczego wszystkie dziewczyny dałyby się pociąć za choć chwilę uwagi ze strony tego chłopaka. Jego głos był pewny, ale zmysłowy i seksowny. Szarozielone oczy emanowały pewnością siebie i skupiały się na jedynej istocie stojącej przed nim, w tej chwili akurat na mnie. A uśmiech… Cóż, aż kolana miękły. Niejedna dziewczyna za taki uśmiech by zabiła.
Wiem, że równie dobrze ja mogłam być jedną z tych dziewczyn, gdyby nie ostatnie słowo Drake’a postawione przed znakiem zapytania. Nienawidziłam, jak ludzie wymyślali mi przezwiska, ksywki i zwracali się do mnie inaczej niż Judy lub JJ.
Takim właśnie sposobem cały czar i urok osławionego playboya na mnie nie podziałał. Uniosłam brew, z niewzruszoną miną minęłam Drake’a cholernego Nortona i wyszłam z budynku, gdzie czekali już na mnie Logan i Megi.ROZDZIAŁ 3
Przez całą drogę z kampusu do domu i z domu do pracy w mojej głowie odtwarzały się słowa Drake’a. Słonko. I po raz tysięczny po plecach przeszedł mnie dreszcz. Nienawidziłam takich określeń. Okej, może to dziwne. No bo żeby dziewczyna nie lubiła pieszczotliwych zdrobnień? Mnie one jedynie irytowały. Wyrosłam z tego typu zwrotów, gdy skończyłam osiem lat, i tym bardziej zaczęły mnie one irytować po tym, jak odszedł od nas ojciec. To on jako jedyny mógł się do mnie w ten sposób zwracać, tylko z jego ust takie słowa były znośne, a nawet miłe. Ale jak by nie było, byłam wtedy dzieckiem.
Odetchnęłam głęboko i złapałam za klamkę ciężkich metalowych drzwi dzielących mnie od wnętrza siłowni. Jednym pewnym ruchem otworzyłam je i weszłam do środka. Jak zwykle przywitał mnie lekki zapach potu zmieszany z męskimi perfumami. Zaskoczył mnie jednak widok Drake’a Nortona na ringu w drugim końcu przestronnej siłowni.
Opuściłam ręce wzdłuż tułowia. Właśnie przeszła mi przez głowę myśl, aby się odwrócić na pięcie i wyjść z siłowni, gdy z oddali dostrzegł mnie Logan. Z uśmiechem wymalowanym na swojej jakże podobnej do Megan buzi pomachał mi energicznie ręką. Powiedział coś do kilku chłopaków stojących obok niego i wszyscy razem ruszyli w moją stronę. Chciałam zrobić krok do tyłu, ale gdy dotarło do mnie, jak idiotycznie by to wyglądało, powstrzymałam się. Zamiast tego wykonałam dosłownie cztery kroki i znalazłam się w moim miejscu pracy, przy recepcji.
– Stęskniłaś się za mną? – zapytał radośnie Logan.
Podniosłam na niego wzrok. Kątem oka spojrzałam na kilku chłopaków, którzy podeszli z moim przyjacielem. Było ich trzech.
– Nie zdążyłam – odparłam z krzywym uśmiechem.
– Poczułem właśnie wewnętrzny ból. – Logan udał załamanego.
– Oby ten ból zaraz nie stał się zewnętrzny, jak nie przestaniesz przerzucać mi dokumentów – warknęłam, widząc, że Logan przekłada na recepcji dokumenty, które układałam poprzedniego dnia przez dobrą godzinę.
Logan uniósł ręce w geście kapitulacji.
– Właśnie, JJ. To są Jeremi, Theo i Ethan – przedstawił kolegów.
– Miło mi – odparłam i podałam każdemu z osobna dłoń.
Ethana kojarzyłam z uczelni. To był chłopak, którego minęłyśmy z Megan na korytarzu niedaleko hali. Jeremi i Theo zaś wydawali mi się dziwnie znajomi, ale nie mogłam skojarzyć, skąd mogę ich znać.
– Logan nic nie mówił, że zna tak ładną dziewczynę – odezwał się Jeremi.
– Ba. Ładną i bardzo bystrą. – Uniósł palec Logan. – Wczoraj przewidziała, że twoje częste bloki na ringu doprowadzą cię do przegrania sparingu – zaśmiał się.
No tak! Olśniło mnie. Jeremi był chłopakiem w czerwonych rękawicach, który za długo utrzymywał się w pozycji defensywy przy użyciu bloków rękawicami.
– Doprawdy? Znasz się na boksie? – zainteresował się Ethan.
– JJ jest…
Posłałam Loganowi mordercze spojrzenie, dzięki czemu nie dokończył zdania. Nie chciałam, aby od razu wszyscy wiedzieli o mnie tak osobiste rzeczy. Logan zrozumiał.
– Jest? – odezwał się po raz pierwszy Theo.
Ten to dopiero mi kogoś przypominał. Miał jasne włosy i brązowozielone oczy.
– Jest naprawdę bystra. – Logan uśmiechnął się do mnie. – Czasami – dodał z sarkazmem.
Wiedziałam, że się ze mną droczy, dlatego w odpowiedzi pokazałam mu środkowy palec.
– Chyba powinniśmy pójść podopingować Shawna, bo znów przegra z Nortonem – odezwał się Ethan, spoglądając w stronę ringu, gdzie Drake posyłał koledze prawego sierpowego.
– Z którym? – zaśmiał się Theo.
Spojrzałam na chłopaków z konsternacją.
– Jak to: którym? – zapytałam.
Logan i pozostali posłali mi zdziwione spojrzenia, po czym mój przyjaciel z iskierkami rozbawienia w oczach objął mnie ramieniem.
– Kochanie, otóż Jeremi i Theo to bracia Drake’a Nortona.
Zatkało mnie. Dopiero teraz dotarło do mnie, że stojący przede mną dwaj chłopacy byli bardzo podobni do Drake’a, szczególnie Theo. Byłam tak zaskoczona, że nawet nie odgryzłam się Loganowi za to pieszczotliwe określenie, którym się do mnie zwrócił.
– Wyglądacie na dość normalnych. Nie to, co wasz brat – wydusiłam.
Obaj wymienili spojrzenia i uśmiechnęli się szeroko.
Jeszcze przez chwilę rozmawialiśmy, aż w końcu przyszedł Max i pogonił chłopaków. Albo zajmą się trenowaniem, albo idą do domu. Spodziewałam się bury od szefa, ale on zapytał jedynie, czy chłopacy nie byli zbyt irytujący, po czym wrócił do siebie do biura.
Zajęłam się dalszym porządkowaniem dokumentów, a gdy nie miałam już co robić, odwróciłam się na swoim krześle, podparłam brodę na dłoni i przyglądałam się walkom sparingowym Drake’a i całej reszty.
Zdrętwiała siedzeniem w jednej pozycji, musiałam się rozprostować. Odeszłam z recepcji na centralną część lokalu, gdzie znajdowała się ogólna strefa siłowni. Odłożyłam pozostawione przez sportowców w nieładzie hantle i skakanki. Zebrałam porzucone i w dużej mierze mokre od potu ręczniki. Zaniosłam je do szatni znajdującej się na samym końcu po prawej stronie i wrzuciłam do dużego kosza na brudne materiały. Maks tak mocno dbał o swoich klientów, że zapewniał zapominalskim świeże ręczniki, które po każdym dniu zabierał do pralni, a ja wykładałam czyste i pachnące na kolejny dzień.
W szatni upewniłam się, że w toaletach niczego nie brakuje, i wróciłam na główną salę. Ruszyłam w stronę recepcji, ale zamiast zająć miejsce za wysoką ladą, minęłam ją i przeszłam do części dla bokserów. Moim celem był automat z napojami. Aby się do niego przedostać, musiałam minąć ring, na którym walczyli Drake i Jeremi. Starałam się nie spojrzeć w stronę walczących, ale moja sportowa natura bardzo mi to utrudniała. Na szczęście upór wygrał. Bez zerkania na ring wrzuciłam monetę do automatu, wstukałam odpowiedni numerek i po chwili butelka z napojem z brzdękiem wpadła do podajnika. Wyjęłam OSHEE, w czasie gdy bracia skończyli sparing.
– Cześć, słonko. Znowu się spotykamy – usłyszałam za sobą uwodzicielski głos Drake’a.
Zamknęłam na chwilę oczy i odwróciłam się w jego stronę. Stał na ringu, dokładnie o dziewięćdziesiąt centymetrów wyżej niż ja i opierał się rękoma o liny.
– Nie wiem, czy jest w tym coś niezwykłego – odparłam obojętnie, opierając butelkę z napojem o prawe ramię.
Drake pewnym ruchem rozszerzył liny, zeskoczył z maty ringu i pojawił się tuż przede mną. Uśmiechnął się krzywo, ukazując jeden dołeczek.
– Niezła jesteś.
Niezła jesteś? Poważnie?
Jeśli po takich słowach dziewczyny mdlały, to ja chyba spasuję. Nie, poprawka. To stwierdzenie chyba było podszyte ironią. Tak się bawimy? Dobra.
– Jestem Drake Norton – przedstawił się.
Powstrzymałam się od śmiechu. Ta szarmancja po ironii była dość… rozbrajająca. Chciałam zachować się wobec chłopaka bardziej rozważnie i porządnie niż on sam, ale nie mogłam się powstrzymać.
– Poważnie? – rzuciłam podekscytowana. – Drake Norton? Ten Drake Norton?! – dodałam pełna entuzjazmu i z uśmiechem godnym podziwu.
Drake również uśmiechnął się szeroko.
– Tak. Słyszałaś o mnie? – zapytał, niemal pękając z dumy i podziwu dla siebie samego.
Aż żal było go przywracać do rzeczywistości.
– Nie – odparłam na powrót ze znużeniem i obojętnością.
Jeden zero dla mnie.
Z twarzy mojego rozmówcy momentalnie zniknął uśmiech, a zza jego pleców poniósł się jedynie dziwny odgłos, który wydał Logan. Spojrzałam na niego. Trząsł się i zakrywał usta ręką. Śmiał się, a raczej powstrzymywał się, aby nie wybuchnąć śmiechem. Zagryzłam policzki od środka, aby nie zrobić tego samego. Odwróciłam się na pięcie i skierowałam do swojego stanowiska pracy. Usłyszałam jeszcze za plecami pewny siebie głos Drake’a, o dziwo rozbawiony.
– Jeszcze będziesz prosić o moją uwagę.
Odwróciłam się i przez chwilę szłam tyłem.
– Żebyś się nie rozczarował – rzuciłam, znów się odwróciłam i dotarłam do recepcji.
Po tej krótkiej wymianie zdań chłopcy jak gdyby nigdy nic wrócili do swoich sparingów. Ja zaś z nudów siedziałam i przyglądałam się ich walkom.
Musiałam przyznać, że Drake był naprawdę dobry, ale mimo to nie osiągał szczytów. Za wiele walk i sparingów na ringu się naoglądałam, aby nie umieć określić poziomu zawodnika. Drake był bardzo dobry, ale nie najlepszy. Mając ojca, który spędzał połowę swojego życia w siłowni i na ringu, trudno było nie dojść do perfekcji w ocenie zawodników. Zresztą sama spędziłam praktycznie całe dzieciństwo na ringu, i nauczyłam się wielu rzeczy. Ataków, obrony i różnych sztuczek, na przykład tego, jak obserwować przeciwnika, aby poznać jego zamiary.
Niektórzy nie umieli się maskować, co jednoznacznie równało się z przegraną. Co z tego, że ktoś był silny, miał pewne pięści i perfekcyjne ruchy? Jeśli nie umiał się maskować, to nawet słabszy przeciwnik, który umiał obserwować, mógł bez trudu pokonać tego silnego. Drake był dobry, ale również przewidywalny.
Drake i Logan skończyli sparing.
– No, Drake, naprawdę jesteś dobry. Znów dałem ci się pokonać – przyznał Logan, zębami rozczepiając rzep przy rękawicy.
Pokręciłam głową i choć nie chciałam się odzywać, słowa same wymknęły się z moich ust.
– Twoje ruchy są zbyt przewidywalne.
Chłopacy spojrzeli na mnie. Na twarzy Drake’a na ułamek sekundy pojawiło się zaskoczenie, ale zniknęło tak samo szybko, jak się pojawiło.
– I mówi to dziewczyna – zaśmiał się. – Kotku, jestem najlepszy.
Stwierdziłam, że przemilczę kwestię kotka, ale reszty nie.
– Może uważasz się za najlepszego, ale uwierz… mógłbyś być jeszcze lepszy.
Wzięłam dokumenty z recepcji i ruszyłam w stronę wyjścia.