- W empik go
Nieznajomy - ebook
Nieznajomy - ebook
Molly prowadzi klinikę weterynaryjną i nie jest to łatwa praca. Poza trudnymi przypadkami zmaga się jeszcze z właścicielami zwierząt, którzy często okazują jej jawną niechęć.
Po kolejnym ciężkim dniu dziewczyna w ramach odpoczynku udaje się na kąpielisko. Podąża odosobnioną ścieżką na plażę, gdzie można kąpać się nago. To jest jej raj. Tutaj jest taka, jak wszyscy inni, goła i bezbronna, a jednocześnie w pełni akceptowana i równa. Ciało wśród innych ciał. Człowiek pośród innych ludzi.
I to właśnie tutaj przykuwa uwagę przystojnego mężczyzny, który błądzi za nią wzrokiem i w końcu postanawia podejść.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-91-8034-741-9 |
Rozmiar pliku: | 358 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Właścicielka klaczy, jej równolatka, żyła jedynie dla swoich koni, jak zresztą wielu innych hodowców, i już dawno przestała zaprzątać sobie głowę własnym wyglądem, a teraz wpadła w rozpacz. Jak to często się zdarzało, Molly dręczyło poczucie winy i wrażenie, że ta kobieta obwinia ją za rozpaczliwy koniec. Być może sama właścicielka też czuła się winna, wierząc, że Molly potrafi dokonać cudu i uratować oboje. Okoliczni hodowcy mieli wobec niej niebotycznie wysokie wymagania.
Molly kochała swoją pracę, ale przez ostatnie kilka lat wciąż czuła się nie dość dobra. To jedynie wzmacniało jej negatywny obraz siebie, który nosiła w sobie od zawsze, a wynikało to z faktu, że przez swój wygląd zazwyczaj wyróżniała się z tłumu. Na Molly zawsze ktoś podejrzliwie spoglądał, obserwował ją, czasem patrzył z potępieniem, obrzucając ją jawnie rasistowskimi obelgami i dając upust uprzedzeniom. Chociaż gdy była w pracy, trochę się hamowali. Oczywiście nowi hodowcy, którzy jej nie znali, bez wyjątku unosili brwi, kiedy ona, powiatowa weterynarka, wysiadała z samochodu i kierowała się do ich stajni. Ale pomimo początkowej nieufności, zaskoczenia i innych uczuć, które często powodowały pewne niezręczności w powitaniach – zawahanie przy podaniu dłoni, zająknięcie się przy „dzień dobry” – zazwyczaj jej profesjonalizm brał górę i odzyskiwała pewność siebie. W ciągu kilku sekund stawała się panią weterynarz powiatową Molly Ali, zarówno dla nowych hodowców, jak i tych, których końmi opiekowała się od lat. Ale te reakcje, które zawsze wywoływała u nowych klientów, zachowały się w jej podświadomości. Może dlatego za każdym razem, kiedy nie dało się ocalić zwierzęcia, czuła się nie dość dobra. I za każdym razem jeszcze bardziej.
Szutrowa droga prowadząca do jeziora była wąska i wyboista. Wokół samochodu uniósł się kurz i Molly pospiesznie zamknęła okna, które uchyliła, gdy jechała autostradą. Tylko na tyle, żeby mogła poczuć ciepłą letnią bryzę, o wiele przyjemniejszą niż ostry chłód klimatyzacji, i żeby nie było przeciągu, który zagrażałby segregatorom z fakturami i paragonami, które leżały schludnie na fotelu obok kierowcy. Po wczorajszej burzy upał zelżał, ale nadal było bardzo gorąco. Wjechała samochodem na mały, dość zatłoczony parking i stanęła na miejscu między dwoma SUV-ami. Takie samochody wydawały się trochę nie na miejscu na rozjeżdżonym trawniku, pewnie lepiej prezentowałyby się w jakimś nadmorskim kurorcie, w pobliżu miękkiej, piaszczystej plaży, z wysokimi trzcinami i trójkątnymi żaglami na horyzoncie. Stosunkowo nowe, ale już nieco zużyte kombi Molly dobrze wpasowywało się w zapuszczone, zarośnięte otoczenie. Z jakiegoś powodu dawało jej to poczucie satysfakcji. Ten samochód tu przynależał. Ona tu przynależała.
Dziewczyna założyła okulary przeciwsłoneczne, wzięła w rękę plecak z ręcznikiem i etui i wysiadła z samochodu, choć nie bez przeszkód, gdyż między jej samochodem a jeepem po lewej stronie było mało miejsca i nie mogła do końca otworzyć drzwi. Komórkę i portfel zostawiła w schowku. Zdjęła gumowe buty i skarpetki i włożyła je do bagażnika, między pudło z opatrunkami i pudło ze szczepionkami. Potem poprawiła plecak, zatrzasnęła klapę bagażnika i zaczęła schodzić boso w stronę jeziora.
Krótka trawa łaskotała jej stopy, a wiatr delikatnie pieścił jej nagie ramiona. Krążyła wśród innych plażowiczów przy pierwszym, niewielkim kąpielisku znajdującym się nad brzegiem jeziora, zatrzymała się i podwinęła dżinsy aż do łydek, żeby poczuć więcej słońca i wiatru na gołej skórze. Siedziały tutaj rodziny z dziećmi i miłośnicy słońca, którzy jednak lubili mieć na sobie stroje kąpielowe. Grupka młodych dziewcząt w bikini porównywała opaleniznę. Na wpół leżąc z wyprostowanymi nogami, podnosiły pośladki i podciągały majtki od kostiumów, pokazując wyraźną różnicę między opaloną i nieopaloną skórą.
Kilku mężczyzn po czterdziestce przyszło na plażę w towarzystwie milusińskich, ale było widać, że podobnie jak nastolatki, doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że ich szczupłe, wysportowane ciała, odziane w dopasowane kąpielówki, wyglądają dobrze. Ich oczy z zainteresowaniem śledziły poczynania dziewcząt w bikini.
Jeden chłopiec, mający na oko trzy lub cztery lata, podbiegł i uderzył jednego z nich po głowie plastikową łopatką. Dziewczęta zaśmiały się głośno i złośliwie. Molly nie do końca była pewna, czy śmieją się z incydentu, czy z czegoś innego, ale grupa tatusiów nagle straciła rezon, jakby ich męskość została zraniona.