Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Nieznane oblicze wikingów - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
20 maja 2025
60,00
6000 pkt
punktów Virtualo

Nieznane oblicze wikingów - ebook

Pora poznać wikingów od podszewki. Pomoże nam w tym grzebień wydobyty z torfowiska, pogańska świątynia skryta głęboko pod powierzchnią pola lawowego, wiadomość przesłana przez rozzłoszczoną żonę do męża, który zasiedział się w tawernie, a także dziecięce rysunki na brzozowej korze.

Eleanor Barraclough zbiera drobinki żaru z dawnych ognisk i rozdmuchuje go na tyle, by znów zapłonął żywym ogniem opowieści o rozległym, bogatym i złożonym świecie wikingów. Nie ogranicza się do historii królów, najeźdźców i bohaterów, o których opowiadają sagi. Przede wszystkim opisuje los zwykłych ludzi: kupców, dzieci, rzemieślników, niewolników, wieszczek, podróżników i bajarzy… ponieważ bez nich obraz średniowiecznego nordyckiego świata byłby niekompletny.

Ta książka umożliwi nam zapoznanie się z niezwykłą kulturą, która rozwijała się przez wieki na rozległym obszarze obejmującym początkowo tylko Skandynawię, ale z czasem również odległe fiordy Grenlandii i pustkowia Arktyki, a szlakami wodnymi i stepami Eurazji dotarła nawet do Bizancjum i islamskiego kalifatu.

Eleanor Rosamund Barraclough mieszka w Londynie i wykłada na Uniwersytecie Bath Spa. Jest profesorem historii, studia rozpoczynała w Cambridge, a następnie kontynuowała w Oksfordzie i Durham. Spod jej pióra wyszło wiele artykułów prasowych i recenzji, a także dwie książki poświęcone czasom wikingów. Udziela wywiadów, występuje w podcastach i programach historycznych, realizowanych między innymi przez BBC.

Odwiedziła na końskim grzbiecie pozostałości po osadach wikingów na Grenlandii i szukała runicznych napisów w okolicach kurhanów na Orkadach.

W 2013 roku została zaliczona przez BBC/AHRC w poczet dziesięciorga najwybitniejszych naukowców nowego pokolenia, w uznaniu wysiłków na rzecz popularyzacji koncepcji akademickich wśród szerszej publiczności.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8391-747-4
Rozmiar pliku: 10 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

ROZPAŁKA

Jest bardzo niewiele początków. Oczywiście, czasem wydaje się, że coś się zaczyna właśnie w tej chwili: kurtyna idzie w górę, przesuwa się pierwszy pionek, pada pierwszy strzał – ale to nie są początki. Przedstawienie, gra czy wojna to tylko niewielka dziurka w taśmie wydarzeń, która może sięgać tysiące lat w przeszłość. Chodzi o to, że zawsze coś było „przedtem”. I zawsze występuje jakieś „Teraz czytajcie dalej”.

Terry Pratchett, Panowie i damy1

------------------------------------------------------------------------

1 Terry Pratchett, Panowie i damy, tłum. Piotr W. Cholewa, Prószyński i S-ka, Warszawa 2002, s. 9 (przyp. tłum.).O historii zwykliśmy myśleć jako o kanale poprzecinanym śluzami. Wydaje nam się, że każdy jej etap ma swój ściśle określony początek i koniec. Mieliśmy epokę kamienia, epokę brązu, epokę żelaza, a potem okres rzymski, anglosaski, okres wikiński, normański i tak dalej. Rolę tych śluz odgrywają często zgony władców, słynne bitwy albo arbitralne decyzje historyków. W tej koncepcji historia, niczym wody kanału, płynie posłusznie od śluzy do śluzy, wiernie trwając w wytyczonych ramach geograficznych. To uporządkowana narracja, która ma oczywiście swój sens. Tak samo jednak jak kanał, jest sztucznym tworem. W rzeczywistości bowiem historia bardziej przypomina potężną i nieposkromioną rzekę. To woda, która jest wiecznie w ruchu, cały czas zmienia się i szuka nowych dróg. Podąża różnymi odgałęzieniami, które po pewnym czasie znów się zbiegają. To żywioł dziki i nieprzewidywalny. Tworzą go strumienie, których początki i końce czasem trudno określić. Nie zawsze też trzymają się koryt, które wyznaczono dla nich na mapie. Zdarza się, że ludzie niesieni nurtem takiej rzeki nie potrafią dokładnie stwierdzić, gdzie są, a już tym bardziej, dokąd zmierzają.

W którym zatem punkcie należy rozpocząć opowieść o epoce wikingów? Czy zaczyna się ona od ognistych smoków i przeszywających niebo błyskawic, które – jeśli wierzyć Kronice anglosaskiej z 793 roku – zapowiadały atak skandynawskich najeźdźców na mnichów z Lindisfarne? A może powinniśmy zrobić jeszcze kilka kroków w górę rzeki i spróbować znaleźć jej źródła?

Wybierzmy się może tam, skąd Skandynawowie pochodzą i gdzie mieszkali dwa tysiące lat temu: na niepozorne duńskie torfowiska. Oto kraina pokryta gęstym dywanem kępkowatego mchu, który chlupocze pod stopami i potrafi zachwycać soczystą zielenią, choć bywa i rdzawy. W zagłębieniach tworzą się tu jeziora okolone pochyłymi wierzbami i wiotkimi brzozami. W ciepłych miesiącach w lustrzanych taflach wody przeglądają się jaskrawożółte kwiatki łomek i pływaczy, ale też włochate wełnianki. Długodzioby bekas brodzi w płytkiej wodzie, wydając przy tym skrzypiące odgłosy, a błotniaki śmigają po niebie w zalotnym tańcu. Ziemia stara się chłonąć ciepło i światło, żeby zachwycić przydymionym błękitem jagód i wiśniową czerwienią brusznic, żeby pokazać światu żółte i brązowe kapelusze grzybów, zanim niebo zasnują ołowiane chmury, a jeziora skuje lód.

Przez wieki grzęzawiska uważano za swego rodzaju granicę między światami. Wody i ziemie przenikały się tu pośród nisko zawieszonych mgieł, przesyconych wyziewami z bagien, z których rodziły się błędne ogniki. Tu można było próbować nawiązać łączność z siłami nadprzyrodzonymi. Tu się składało ofiary. Bagna karmiły ludzi i zwierzęta, dostarczały im torf na opał i rudę darniową, z której wytapiano żelazo do wyrobu broni. Za to, co się zabrało, trzeba jednak zapłacić. Ubraniami, naczyniami, narzędziami, grami, bronią, ale też ofiarami ze zwierząt i ludzi. Składano je w darze duchom, które mieszkały po drugiej stronie. Wszystko to znikało w mroku, w beztlenowych przesyconych wilgocią otchłaniach i żyznej glebie. Kwasy skutecznie to konserwowały, dzięki czemu materia organiczna przetrwała znacznie dłużej niż ci, którzy ją kiedyś wrzucili do wody. Moczary były łonem, które chłonęło zmarłych: tych poświęconych z rozmysłem i tych pogrążonych raczej przez przypadek. Trafiali oni pod opiekę wodnych duchów, które barwiły ich skórę brązem, a włosy miedzią, nade wszystko jednak zapewniały im nieśmiertelność.

Nasze torfowisko nazywa się Vimose. Znajduje się na Fionii, dużej duńskiej wyspie położonej na wschód od Półwyspu Jutlandzkiego i na zachód od Zelandii, mniej więcej na tej samej szerokości geograficznej co Mur Hadriana (umiejscowiony na zachód od niej) i na tej samej długości geograficznej co Oslo (tyle że bardziej na południe). Wchodzący w skład nazwy człon mose oznacza „bagno”. Nieco trudniej powiązać z czymś pierwszą sylabę, czyli vi. W epoce wikingów słowo vé czy ví oznaczało pogańskie miejsce święte, albo też pogańską świątynię. Jakkolwiek jednak łatwo byłoby ulec pokusie połączenia tych dwóch elementów w „pogańską świątynię na bagnach”, istnieją również inne możliwe wyjaśnienia, ściślej związane z przyrodą tego terenu, takie jak „bagno wierzbowe”, „bagno drzewiaste” i „bagno czajcze”2.

Gdy się zanurzy ręce w ten podmokły grunt, można wydobyć z niego fragmenty naczyń i kości, zarówno zwierzęce, jak i ludzkie. Znajduje się tu też najróżniejsze pradawne przedmioty wykonane z drewna i metalu: młotki i szczypce, noże i wiertła, pilniki i krzesiwa, a nawet kowadła. Są pionki do gier i skrawki odzieży. Znaleźliśmy nawet końskie uprzęże i trzonki wykonane z drewna, kości czy brązu. Bagno skrywa żelazne umba tarcz, łuki i strzały z drewna sosnowego, a także topory, miecze i groty włóczni. Oddało nawet całą kolczugę, choć przesyconą błotem. Z grząskiej ziemi można wydobyć tysiące artefaktów, często połączonych sznurkiem lub kawałkami tkaniny.

Pierwsze, raczej skromne ofiary składane w Vimose pochodzą z ostatniego stulecia przed naszą erą. To kilka naczyń z epoki żelaza, trochę żywności, szczątki zwierząt. Na przełomie tysiącleci pojawia się broń: miecz i kilkanaście grotów włóczni. Z czasem do mieczy i grotów dołączyły tarcze i pasy. W charakterze ofiar do grzęzawiska wrzucono tysiące sztuk broni. Nie było to zjawisko wyjątkowe. Na terenie Danii znaleziono około dwudziestu stanowisk, w których w epoce żelaza ludzie składali broń na bagnach. Niekiedy da się stwierdzić ślady po rytualnych uszkodzeniach, na przykład w postaci wycięć. W ten sposób broń neutralizowano – a może wręcz „zabijano” – przed przekazaniem jej na drugą stronę.

W Vimose widać już zapowiedź tego, co się miało wydarzyć w kolejnych wiekach poprzedzających epokę wikingów. Te ofiary świadczą o narastającej militaryzacji społeczności zamieszkujących północną Europę, ale też o ich coraz rozleglejszych kontaktach, coraz częściej zawieranych sojuszach i coraz liczniejszych konfliktach. W pierwszych wiekach naszej ery majątek, władza i terytorium skupiały się stopniowo w rękach kilku potężnych przywódców. Pojawiła się elitarna klasa wojowników, którzy potrafili zebrać ogromne armie i kontrolować zasoby na dużych obszarach. W szczególności duże ofiary broni stanowiły zapewne łup zdobyty na pokonanych najeźdźcach z odległych terytoriów, choćby z innych części Danii, ale też z północnych regionów dziś wchodzących w skład Norwegii bądź Szwecji oraz z południa, gdzie obecnie znajdują się Niemcy i Polska. Ciała pokonanych napastników ograbiano z wyposażenia i odzieży, które następnie składano w darze duchom bagiennych wód.

Oprócz broni pochodzącej ze Skandynawii w grzęzawisku spoczywają także elementy ekwipunku żołnierzy Cesarstwa Rzymskiego. Z Vimose wydobyto najróżniejsze niesamowite ozdoby pochodzące z terenu Imperium Romanum, między innymi wykonaną z brązu, ale złoconą głowę gryfa, mitycznego pół lwa, pół orła, być może stanowiącą pierwotnie dekorację paradnego hełmu. Równie długą drogę miała do pokonania rękojeść z kości słoniowej, która przecież musiała przybyć do duńskiego bagna z Afryki albo Indii. Te znaleziska kreślą obraz kulturowo płynnego świata, w którym krzyżuje się wiele szlaków. Skandynawia nigdy nie została włączona w skład Cesarstwa Rzymskiego, a mimo to stanowiła element jego szeroko zdefiniowanego świata. Leżała daleko na północ od pilnie strzeżonej linii ziemnych nasypów, rowów, palisad i wież strażniczych, ciągnącej się kilometrami wzdłuż Renu i Dunaju. Z perspektywy rzymskiej ta linia obronna oddzielała cywilizację od leżącej poza jej granicami barbarzyńskiej krainy, którą zwali Germanią.

Cesarstwo Rzymskie nie odcinało się jednak całkowicie – bo i też odciąć się nie mogło – od tych, którzy mieszkali poza jego granicami. Z ludami żyjącymi na północ od politycznie niestabilnych pograniczy utrzymywali stosunki dyplomatyczne i handlowe. Wrogowie Rzymu z Germanii musieli strzec swoich interesów na dwóch frontach i część uwagi poświęcali mieszkańcom południowej Skandynawii, w szczególności zaś plemionom zamieszkującym ziemie dzisiejszej Danii. Na północ płynęły też najróżniejsze przedmioty stanowiące symbole majątku i statusu, w szczególności wykonane ze złota, szkła i brązu. W zamian południe Skandynawii słało do Rzymu futra, pióra i bursztyn. Z czasem do towarów dołączyli także skandynawscy wojownicy zainteresowani wstąpieniem do jednostek pomocniczych rzymskiej armii. Gdy zaś po zakończeniu służby wracali do domu, przywozili z zagranicy wiedzę, doświadczenie i najbardziej zaawansowany sprzęt wojskowy znany starożytnemu światu.

Wszystkie te elementy geograficzno-kulturowej układanki złożyły się ostatecznie na całość nazywaną dziś epoką wikingów. Oprócz broni, która ostatecznie spoczęła w duńskich bagnach, o kulturowo-ideologicznym oddziaływaniu Rzymu świadczy również wiele innych przedmiotów, często przeznaczonych do użytku osobistego, a wręcz bardzo osobistych. One również istotnie wpłynęły na cechy kultury epoki wikingów, kształtując właściwe jej nawyki higieniczne czy rozrywki (o czym będzie szerzej mowa w dalszej części książki).

Z ciemnych wód Vimose wydobyto między innymi plansze do gry podzielone na pola, a także kości i małe okrągłe pionki wykonane ze szkła, bursztynu i kości. Na podstawie tych znalezisk można snuć domysły o tym, co niegdysiejsi wojownicy robili w wolnym czasie. Pozwalają one także prześledzić upowszechnianie się gier planszowych, które z terytorium Cesarstwa Rzymskiego rozprzestrzeniały się na północ i zachód Europy. Gry, początkowo służące doskonaleniu strategii wojskowej i dostarczające rozrywki żołnierzom w fortach i łaźniach, z czasem zyskiwały na popularności i stały się również powszechne wśród tych, których Rzymianie starali się sobie podporządkować. Jak się wkrótce przekonamy, w czasach wikingów mieszkańcy nordyckiego świata bardzo chętnie grywali w gry planszowe – i równie chętnie ukazywali je lub o nich wspominali w swoich dziełach plastycznych, wierszach i zagadkach.

Innym nadzwyczajnym znaleziskiem z Vimose jest grzebień z rogu jelenia, który trafił do bagna około 160 roku. Spod uchwytu wygiętego jak koci grzbiet wystaje dwadzieścia pięć ostrych zębów. To przedmiot na tyle mały, że śmiało mógł się zmieścić w zamkniętej dłoni właściciela, a przy tym delikatny i niemal rozczulający. Stanowi fizyczną pamiątkę po codziennym, jakże osobistym rytuale praktykowanym dwa tysiące lat temu. Mógł służyć do rozplątywania, odwszawiania albo upiększania włosów. Czesanie to intymna czynność pielęg­nacyjna, zarówno gdy się gładzi dziecięce włoski, jak i rozdziela pasma chorego albo starca. Temu konkretnemu przedmiotowi nie było pisane towarzyszyć właścicielowi do późnej starości. Jeśli trafił do bagna jako część łupu wojennego, to najpewniej stało się tak dlatego, że jego posiadacz zginął.

Wikingowie byli znani, a wręcz słynni z tego, że przykładali dużą wagę do zabiegów pielęgnacyjnych i kształtu fryzur. Na stanowiskach archeologicznych często znajduje się grzebienie. Kilka z nich zostanie przedstawionych na kartach tej książki. Nie jest to więc jedyny grzebień znaleziony na świecie. Nie jest to nawet jedyne takie znalezisko z tego bagna. O wyjątkowości tego konkretnego przedmiotu decydują jednak runy, które zostały wyryte na uchwycie. Widnieją tam bowiem znaki , czyli HARJA3. Runy, czyli rozpoznawalny do dziś północny alfabet złożony z podłużnych znaków, to kolejna – oprócz najazdów i pochówków na łodziach – rzecz, która powszechnie kojarzy się z wikingami. Nie do końca potrafimy je interpretować. Być może nie ma w tym żadnej wielkiej tajemnicy i harja oznacza po prostu „grzebień”4. Możliwe jednak, że te znaki układają się na przykład w słowo „wojownik”, „wojna” albo „armia”, co by wpisywało się w kontekst znaleziska. Może to być także imię właściciela, jego tytuł wojskowy albo nazwa jego plemienia5.

Runy to bardzo rozpoznawalne, niewątpliwie słynne pismo, ale nikt nie ma pewności, skąd się wzięło. Najpewniej nie przypadkiem wiele spośród najstarszych znanych inskrypcji ma jakieś związki z kontaktami północnych ludów z Cesarstwem Rzymskim i jego pismem. Wystarczy rzut oka na kształt tych liter, żeby dostrzec podobieństwa do tych łacińskich, których używamy do dziś. Ich kanciastość ma zapewne związek z faktem, że ryto je w drewnie i w kamieniu. Najprawdopodobniej znajomość rzymskiego systemu pisma przywędrowała na północ wraz z tymi, którzy wracali ze służby w wojsku lub w inny sposób stykali się z kulturą Imperium (choćby w związku z wykonywaniem zleceń rzemieślniczych). Tak można by też wyjaśnić samą genezę słowa „runy”, które oznacza coś „tajemniczego”, „ukrytego”, a więc pierwotnie zarezerwowanego dla pewnej szczególnej, elitarnej grupy społecznej.

------------------------------------------------------------------------

2 Korespondencja prywatna, Michael Lerche Nielsen, Wydział Lingwistyki i Studiów Nordyckich, Uniwersytet Kopenhaski.

3 Inskrypcja zarejestrowana jako Fyn 19 w bazie danych RuneS.

4 Cole, Runes and Rye, s. 7.

5 Schulte, Runology, s. 89; Looijenga, Texts and Contexts, s. 84, 160–161.Oprócz grzebienia w Vimose znaleziono również kilka innych przedmiotów opatrzonych runami, w tym klamrę, fragment pochwy, grot włóczni. Trafiły one do bagna w III i IV stuleciu, gdy ofiar złożono najwięcej. Wkrótce miały nastać czasy, kiedy całkowicie zarzucono topienie w konserwującym grzęzawisku darów dla duchów, potęg czy bywalców tamtego świata.

W roku 406 naszej ery najeżona przeszkodami granica na Renie została przełamana przez koalicję germańskich plemion. Miasta Galii strawił ogień. Pod koniec V wieku Cesarstwo Zachodnie uległo rozpadowi, a jego miejsce zajęły potęgi germańskie. Był to okres migracji i wędrówek, porzucania jednych miejsc i osiedlania się w innych. Po Europie przetaczały się różne plemiona. Dochodziło wówczas do intensywnych politycznych przepychanek i krwawych jatek, choć może pod tym względem ten czas wcale aż tak się nie różnił od innych epok. Świat się jednak zmieniał, również dla tych, którzy dotąd mieszkali na północ od granicy rzymskiego imperium i wcześniej zawierali sojusze z jego władcami, a także brali udział w wojnach toczonych przez Rzym.

Wszystko to działo się na kilka stuleci przed nastaniem epoki wikingów, której początek przypada na VIII wiek. Jeszcze więcej czasu miało upłynąć, zanim Dania, Norwegia i Szwecja zaistnieją jako trzy zjednoczone królestwa i odrębne byty państwowe. Po upadku Cesarstwa Zachodniego na terenie Skandynawii rozpoczęły się jednak procesy, w wyniku których jednostki terytorialne jeszcze bardziej się do siebie zbliżyły. Wykształciła się też elita, która opierała swoją władzę przede wszystkim na kontroli zasobów naturalnych, sojuszach politycznych i sile wojskowej. Władcy sprawowali rządy z tak zwanych ośrodków centralnych, których istnienie niejako przypieczętowywało fakt dominowania nad danym terytorium. Wznoszono tam ogromne drewniane budynki pałacowe, bogato zdobione i wspaniale wyposażone. Tam organizowano zbiorowe uczty, tam odbywały się ważniejsze rytuały religijne, tam ustanawiano prawo. Władcy gromadzili wokół siebie kupców i rzemieślników, którym zapewniali ochronę, ale których jednocześnie podporządkowywali sobie, żeby w ten sposób zyskać przewagę nad innymi uczestnikami szybko rozwijającej się sieci międzynarodowej wymiany handlowej. Organizowali też pogrzeby w kurhanach dla siebie i swoich bliskich, więc nawet jeszcze długo po ich śmierci pozostawali w pamięci i oddziaływali na tych, którzy przyszli po nich.

Z tego punktu wyruszamy znów w dół rzeki, żeby zobaczyć, dokąd nas to doprowadzi. Gdy bowiem zapłonął ogień epoki wikingów, oni umiejętnie zagospodarowali potencjał, który gromadził się już od czasów Cesarstwa Rzymskiego.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij