- W empik go
Nikt nikomu nie tłumaczy. „Świat według Kiepskich” w kulturze - ebook
Nikt nikomu nie tłumaczy. „Świat według Kiepskich” w kulturze - ebook
Kiepscy jacy są – każdy widzi.
No tylko właśnie nie do końca. Jako najdłużej emitowany polski serial komediowy, fenomen rozciągający się na trzy dekady, „Świat według Kiepskich” jest tekstem, który wykreował kilka absolutnie kultowych postaci, bezpowrotnie odmienił język codzienny pokoleń Polaków i wprowadził do raczkującej jeszcze potransformacyjnej telewizji motywy, o których się fizjologom nie śniło. Nie dajcie sobie wmówić, że „Serial piętnował różne wady (wulgaryzmy, lenistwo, egoizm, alkoholizm, patologie, apatie, chamstwo) oraz stereotypowy model życia polskiej rodziny, posługując się prostym humorem[…]” (Wikipedia). Tutaj stawka jest o wiele wyższa – i chcemy o tę stawkę zagrać.
„Nikt nikomu nie tłumaczy” to wielogatunkowa opowieść o jednym z naszych największych popkulturowych fenomenów. Hymn na cześć przypału i list miłosny zaadresowany do green screena. Wreszcie: dowód na to, że o „Kiepskich” można rozmawiać bez nadęcia lub protekcjonalności. Czy można sobie wyobrazić lepszy sposób na uhonorowanie tego, emitowanego przez ponad dwie dekady, serialu? Być może, ale nic takiego nie przychodzi nam do głowy.
– Mateusz Witkowski i Bartek Przybyszewski (Podcastex)
Spis treści
Podziękowania 6
Wstęp 11
Część pierwsza. Recepcja 13
Mateusz Witkowski, Make Kiepscy Głupi Again 14
Igor Szyiński, Jesteśmy Kiepscy. Krzywe zwierciadło
post-sarmatyzmu a historia zniknięcia pewnego serialu 24
Dominika Węcławek, Moja sąsiadka Mariolka 43
Jan Tracz, Mieć w głowie obrazy (i język), czyli o „pokoleniu Kiepskich” słów kilka 54
Michał Gliński, Po co nam dziś Polsatwave? 62
Rafał Sowiński, Ferdek, Halina, normalna rodzina. Notatki
o Kiepskiej memosferze 67
Kacper Rydzewski, To nie jest kraj dla przegrywów 85
Część druga. Konkrety. Polityczność i wykluczenie 94
Małgorzata Mróz, „Wódka za mną chodzi od rana”,
czyli alkoholizm w Świecie według Kiepskich 95
Jan Siwoń, Kiepski Homo sovieticus. Komunizm
i postkomunizm w Świecie według Kiepskich 111
Wojciech Artur Pietrucha, Wrocław–Grobowice,
czyli 6a70 oczyma Ferdynanda Kiepskiego.
Analiza odcinka La la la 129
Kamil Walczak, Świat według Kiepskich wobec
IV Rzeczpospolitej 138
Część trzecia. Kiepscy w kulturze, kultura w Kiepskich 162
Grzegorz Piasecki, Słownik chińsko-polski według Mariana Paździocha (wyimek) 163
Jacek Paśnik, „W tym kraju nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem” – Świat według Kiepskich wobec
opowieści o ofiarach transformacji 164
Aleksy Wójtowicz, Rambo w limbo, kiepski Batman i jak załatwić Koziołkiem Matołkiem infrastrukturę – czyli pocałuj mnie pan w dupę 174
Michał Wolski, Rodzina, tradycja i wódka. O specyfice
Kiepskich odcinków świątecznych 189
Bartek Przybyszewski, Motywy erosomańskie
i seksualistyczne 211
Magdalena Czubaszek, Przez biedę do raju. Dlaczego
potrzebujemy pana Du Bois i Ferdynanda Kiepskiego 223
Olga Drenda, Nagroda złotego cyca 232
Bartłomiej Król, Ferdynand K., czyli jak Świat według
Kiepskich spotkał Franza Kafkę 239
Igor Szyiński, Pośpiech poniża.
Analiza odcinka Przyspieszenie 249
Joanna Głogowska, Rzeczy, które się fizjologom nie śniły. Świat według Kiepskich jako urban fantasy 258
Część czwarta. Myśli przeróżne 273
Mateusz Górniak, Przypisy i piosenki do
Arnolda Boczka 274
Agnieszka Tybur, Kiepska kuchnia 281
Michał Gliński, Prawdy i realizmy
Świata według Kiepskich 298
Maurycy Janota, Kiepski bromance 308
Bibliografia 321
Kategoria: | Esej |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-966826-0-4 |
Rozmiar pliku: | 548 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W polskim głównym nurcie wyróżnia się dwa sposoby dyskusji o dziełach, które – wbrew oczekiwaniom inteligencji – zdobyły masową popularność. Pierwszy polega na utyskiwaniu na gust tłuszczy i łapaniu się za głowę. Drugi to zazwyczaj próba rehabilitacji wspomnianego dzieła, dowodząca, że wcale nie jest ono takie głupie, na jakie wygląda. Żaden z powyższych sposobów nie znajduje w przypadku Świata według Kiepskich zastosowania.
Jak powinna się zaczynać polska inteligencka anegdota? Na przykład tak: „Pamiętam, że Krzysztof Zanussi powiedział mi kiedyś (…)”. Albo: „Bogusław Kaczyński podczas naszej wspólnej wizyty w Operze Turyńskiej (…)”. Ewentualnie: „Olga Lipińska, powołując się na Wojciecha Młynarskiego (…)”. Ostatnia z wersji urzeczywistniła się na oczach telewidzów krótko po premierze pierwszych odcinków Kiepskich. Polska satyryczka, podczas występu w telewizji publicznej, załamywała ręce nad nagłą popularnością polsatowskiego sitcomu, odwołując się do prywatnej rozmowy z Wojciechem Młynarskim¹. Ci etatowi arbitrzy elegancji i dobrego humorku stwierdzili wspólnie, że jeśli tak niska satyra ma dziś aż tak duże wzięcie, to „pora umierać” (ten eschatologiczny gest powtórzył zresztą Tadeusz Drozda w popularnym materiale z Gazeta.pl). Reakcja scenarzystów Kiepskich była błyskawiczna. Jak wspominał w Świecie według Kiepskich. Zwariowanej historii kultowego serialu Polsatu Janusz Sadza:
Pomimo złości na panią̨ Olgę̨ Lipińską̨ pomyślałem sobie, że dla artysty ta sytuacja jest cudowna! Takie zderzenie można porównać do krzemieni, które wywołują iskrę. A to może się skończyć niezłymi fajerwerkami. I tak się stało, bo wskrzeszona iskra podpaliła nam głowy, dzięki czemu powstał jeden z moich ulubionych odcinków Kiepskich. (…) Przed emisją tego odcinka napisaliśmy list do pani Olgi Lipińskiej. Szanowna pani Olgo. Będąc świadomymi, że bez pani nie byłoby naszego serialu, pragniemy zadedykować pani kolejny odcinek pod tytułem «Wal magistra», którego emisja będzie 20 listopada 1999 roku na antenie telewizji Polsat”. Potem pani Lipińska nigdy już nie wypowiedziała się na nasz temat².
Stworzenie odcinka takiego jak Wal magistra było dość śmiałym i ożywczym gestem. Magistrzy z kiepskiego imaginarium – zubożali, zmęczeni, ale pełni pretensji – sami wystawiali się na razy, niechętni wobec tego, by dostrzec w reprezentantach klas mniej wykształconych coś więcej niż brutalną siłę. Świat według Kiepskich AD 1999 sprawiał wrażenie serialu ostentacyjnie antyinteligenckiego, formułującego wprost niemożność porozumienia między kulturalną elitą, która straciła po 1989 rząd dusz, a tak zwanym przeciętnym odbiorcą. Odbiorcą, dodajmy, który – wobec zmierzchu PRL-owskiej, kulturotwórczej centrali – odważył się, by podjąć samodzielny wybór dotyczący tego, co i kiedy będzie oglądał. A to musiało irytować.
Rozziew między masowym gustem a oczekiwaniami elit, nawet w przypadku tak młodej popkultury jak nasza, był oczywiście zjawiskiem nienowym. Weźmy choćby Tadeusza Sobolewskiego, który w numerze 31/1996 „Tygodnika Powszechnego”, w reakcji na wielką popularność disco polo, chlipał nad „kulturą supermarketu”. Albo Krzysztofa Zanussiego, który w 2009, w jednym z najśmieszniejszych wywiadów świata, przekonywał dziennikarza „Gazety Telewizyjnej”, że gdyby ten naprawdę kochał Schuberta (Franza, nie Rudiego), to nie sięgałby z własnej woli po muzykę Depeche Mode. We wszystkich tych komentarzach pobrzmiewał żal za utraconym wpływem, sprawczością, możliwością modelowania gustów i prowadzenia widza/czytelnika/słuchacza za rączkę. Oraz alergia wobec prostoty i braku wyrafinowania, które miałyby uruchamiać w gawiedzi najniższe instynkty – kto wie, być może gawiedź rozochoci się do tego stopnia, że już nigdy nie będzie chciała słuchać naszych mądrych rad? Albo zwróci się wobec nas z całą swoją, przypisaną przecież genetycznie, brutalnością?
O podwójnych standardach, wedle których Krzysztof Tyniec w meloniku i Grzegorz Wons śpiewający „śmiesznym głosem” to Święty Graal komedii, a sypiący w Kiepskich aktorskim złotem Grabowski to trefniś dla półdebili, szkoda nawet wspominać. Artysta-magister nie może powiedzieć o dziele kojarzonym z tzw. „kulturą niską” (mówimy o ludziach traktujących tę kategorię zupełnie serio) niczego pozytywnego. Niezależnie od tego, jak bardzo chcielibyśmy zobaczyć w Fame MMA walkę Krzysztofa Zanussiego z Konradem Niewolskim, musimy pogrzebać wszelkie oczekiwania. Rolą artysty-magistra jest przecież walka o dobry smak i czystość sztuki. Wiedział o tym również Jan Nowicki, który na łamach „Gazety Telewizyjnej” z 29 grudnia 2000 roku pomstował na stan polskiego aktorstwa:
Jan Nowicki: (…) Kiedyś wychodziło się z teatru i znakomicie odnajdowało się w filmie, a teraz z filmu idzie się wprost do kabaretu. Gra na skróty. Śmieszna i szybka. Aktorstwo byle jakie, jak i te czasy. Straszne, że aktorzy godzą się grać w czymś takim jak „Głupsi” czy „Popyrtani” (to akurat klasyczny trik pod tytułem: „nawet nie wiem, jaki to dziadostwo ma tytuł!” – przyp. MW). W tym z Grabowskim.
Barbara Matkowska-Święs: Kiepscy.
Jan Nowicki: Kiepscy! Nazwać to coś Kiepscy i serwować ludziom, którzy na dodatek cieszą się, oglądając ten kretynizm. Dno! A wszystko dla szmalu.
Słyszeliśmy też o Januszu Gajosie, który odrzucił główną rolę w serialu ze względu na miałkość scenariusza. Oraz o Izabeli Cywińskiej, która zarzuciła Grabowskiemu, że ten „gra w gównie, a bycie aktorem do czegoś zobowiązuje”. W sukurs powyższym bardzo chętnie przychodzili również „świeccy” (tj. niezwiązani bezpośrednio z zawodami artystycznymi) dziennikarze³. W swoim tekście na temat polskich sitcomów pt. Z kogo się śmiejecie („Polityka” 13/2001) Zdzisław Pietrasik pisał następująco:
Podaż jest ogromna, każda szanująca się stacja chce mieć nie tylko własną telenowelę, ale także sitcom, a jeszcze lepiej dwa sitcomy. Spragnieni rozrywki widzowie traktują tego typu dzieła jak „odśmiecacze”, które stosuje się po pełnym stresów dniu pracy. (…) Dominuje zatem humor dosadny, krzykliwy, trafiający raczej w najniższe instynkty (…) Królują natomiast wśród naszych sitcomów niejacy Kiepscy, których kariera jest ważnym zdarzeniem w dziejach humoru polskiego (…) Kiepscy to jawna pochwała matolstwa oraz nobilitacja nieudacznictwa i bylejakości, utrwalająca przekonanie – wcale nie tak obce rzeszom telewidzów – iż w obecnej rzeczywistości nic się udać nie może, każda inicjatywa z góry skazana jest na porażkę, więc lepiej wybrać wegetację na marginesie życia z butelką kiepskiego piwa w dłoni.
Pietrasik najwyraźniej już w 2001 roku był zdania, że „zawsze i wszędzie możesz wszystko”, a bezrobocie szybujące w rejony dwudziestu procent zachęca do samoorganizacji i tworzenia prywatnych inicjatyw⁴. Narzekał też na wulgarny i dosadny język Kiepskich, podobnie jak Krzysztof Feusette, autor tekstu piosenki „Mogę wszystko” LO 27 (nie wiem, to chyba coś z kultury wysokiej, nie znam się) i dziennikarz „Rzeczpospolitej”, który w numerze z 19 grudnia 2000 pisał tak:
Jest kilka polskich sitcomów pokazujących, że sztuka dowcipu toaletowego ma się doskonale. Młodzieńcze flamastry zastąpione zostały przez pióra scenarzystów i telewizyjny ekran przypomina teraz momentami drzwi do miejskiego szaletu. Kurde, kurna, cyce, cycki, ty jełopie durnowaty, zasrać, pieprzyć, gówno, rzygać… – kiedyś uśmiechaliśmy się oglądając Karwowskich, dziś śledzimy losy Kiepskich (…) Kiepscy to debile. Ociężałość umysłowa każe im mówić: piwów, na łeba upadł, trzeba mieć wygląda.
Feusette, dziś współprowadzący TVP-owski program W tyle wizji (nie wiem, to chyba coś z kultury wysokiej, nie znam się), był najwyraźniej przerażony antypedagogicznym wymiarem Kiepskich i promowaniem niepoprawności językowej. Piotr Legutko w tekście Komedia homogenizowana z „Przekroju” 52-53/2000 martwił się raczej tym, że scenarzyści nie są w stanie utrzymać równego poziomu dowcipu. Dopuścił również do głosu reżysera Konrada Szołajskiego, który, w dużym skrócie, tłumaczył, że jakie życie, taki rap i przywoływał przykład komedii Barei. Wypowiedź zostaje jednak skontrowana przez Marcina Wolskiego (tak, również współprowadzącego W tyle wizji): „Filmy Barei to były arcydzieła, bo pokazywały autentyczne zjawiska społeczne. W Kiepskich nie ma nic z naszej rzeczywistości” – uważa autor Polskiego zoo.
I, choć jako osoba pro-Kiepska powinienem teoretycznie przychylić się w stronę opinii Szołajskiego, to… bliżej mi w tej kwestii do etatowego śmieszka polskiej prawicy. Po kolei jednak:
W pierwszej połowie lat zerowych na, za przeproszeniem, salonach panowała zgoda – Kiepscy to pełen antywzorców serial o pierdzeniu i piciu piwka, w którym Andrzej Grabowski mitręży swój talent aktorski, a kto świadomie decyduje się na seans i czerpie z tego przyjemność, podlega karze 4,5 zanussich w zawieszeniu na pół roku. Aż nagle coś pękło. W tej samej „Polityce”, w której Pietrasik nie mógł się nadziwić temu, co stało się z „prostym ludem”, Mateusz Halawa pisze:
Wartością Kiepskich jest ujawnianie i krytykowanie (na ile, oczywiście, telewizja taką krytyczną funkcję może pełnić) społecznych i kulturowych ram polskiego życia codziennego. Dwa razy w tygodniu w Polsacie dostajemy więc coś w rodzaju społecznej socjoterapii (nr 1/2007).
Cywińska i Nowicki przepraszają natomiast Grabowskiego za to, że nie dostrzegli społecznej głębi serialu. Wszyscy kochają Kiepskich i snują zbiorową gawędę o „Polaków portrecie własnym”. By oddać tu sprawiedliwość pionierom tej (dość siłowej, o czym za chwilę) rehabilitacji, wspomnę wczesną zapowiedź zmiany, jaką stanowił tekst Wiesława Kota z „Wprostu” nr 35/2000, wówczas raczej odosobnionego w interpretacyjnym zapale. Kot przekonywał, że Kiepscy to coś więcej niż wulgarne głupotki, bo przecież reagują na aktualne zjawiska:
Kiepscy też mają ambicję (i szansę) stania się „krzywym zwierciadłem” swej epoki. W skali rodziny rozgrywają się te same problemy, które absorbują społeczeństwo. Przyjęta przez parlament ustawa uwłaszczeniowa przyjmuje wśród Kiepskich i ich sąsiadów postać kłótni o kawałki korytarza, które stały się nagle prywatną własnością. Kiedy w mediach głośno było o perypetiach biura turystycznego Alpina, Kiepski założył podobną firmę w lokalu przerobionym z ubikacji. W czasie intensywnej akcji werbunkowej, prowadzonej przez towarzystwa ubezpieczeniowe, Ferdynand postanowił się ubezpieczyć na wysoką sumę, a następnie wyłudzić odszkodowanie za rzekome straty, jakie poniósł.
W leadzie tekstu autor pytał „Świat według Kiepskich narodową epopeją lat dziewięćdziesiątych?” – można by to traktować jako gest ironiczny, gdyby nie to, że skrywa się za nim pewna szersza tendencja. Kiepskich zaczęło się masowo rehabilitować przy pomocy narzędzi kierujących nas w stronę kultury inteligencko-literackiej. Ze skrzyneczki z narzędziami wyciągnięto duże narracje (DIAGNOZA SPOŁECZNA, INTERTEKSTUALNA GRA PEŁNA LITERACKICH NAWIĄZAŃ, PRZEWROTNA STAŃCZYKOWSKA SATYRA), które pomagały odpędzić wyrzuty sumienia związane z tym, że ktoś (ktoś inny? my sami?) czerpie z oglądania serialu nieskrępowaną przyjemność. Zwracano uwagę na odwołania do Wesela Wyspiańskiego (odcinek Sto lat, ale i Dług czy Druga młodość) i innych usankcjonowanych dzieł kultury polskiej czy światowej, podkreślano uwagę, z jaką twórcy przyglądają się problemowi wykluczenia ekonomicznego, chwalono za dowcipny komentarz wobec polskich przywar. W pożegnalnym tekście Jakuba Majmurka na temat Kiepskich („Tygodnik Powszechny”, 52/2021) autor formułuje słuszną tezę dotycząca „transklasowości” serialu, ale i tak doprawia to zgranymi już wtedy zdaniami o zbiorowym portrecie naszego społeczeństwa.
Tymczasem całe to publicystyczne odium, o jakim można mówić w kontekście lat zerowych, wydawało się w przypadku serialu dużo bardziej adekwatne. Kiepscy to bowiem czysta przypałowość, rzecz niedopasowana, swędząca – żadna tam stańczykowska satyra, która pod płaszczykiem głupoty i kiełbasiarstwa przemyca wielkie prawdy na temat polskości. By tak się stało, potrzeba byłoby żelaznej konsekwencji, strategii. Wraz z Khamidovem, Sadzą, Sobiszewskim, Kalwasem, ale i Yoką, wkraczaliśmy natomiast do cudownego królestwa randomu. Owszem, nie brakowało odcinków o większym moralnym ciężarze (np. Naczynia połączone czy Portier), kłopoty finansowe Kiepskich dobrze rezonowały w latach zerowych z sytuacją na polskim rynku pracy i tak, w niektórych odcinkach roiło się od intertekstów. Posiłkowanie się jednak wysokimi rejestrami, by udowodnić, że to „nie takie głupie, jak się wydaje” przypomina zapał licealisty, który chce zdawać maturę ustną „z OSTR-a, bo gra na skrzypcach” czy „WWO, bo tam, pani profesor, występuje krewny wielkiego pisarza”.
Kiepscy nie potrzebują tego typu nobilitacji – ich językiem jest przypał, to hybryda surrealistycznego teatrzyku, poważnej literatury, półamatorskiego green screena i Sylwestra w Kopydłowie. Przestrzeń możliwości, w której może wydarzyć się absolutnie wszystko, funkcjonująca wbrew wizualnym modom– a nie zakrojona na szeroką skalę diagnoza społeczna, która potrzebuje inteligenckiego znaku jakości (bezrobocie Ferdka mówiło nam coś może o Polsce AD 2002 – o Polsce AD 2022: „no tak średnio bym powiedział, tak średnio”). I w tym tkwi ich wielka uroda – choć nie mogę nikomu odbierać prawa do interpretacji (ba, sam podejmuję próbę takowej, podobnie jak reszta koleżanek i kolegów), trudno mi oprzeć się wrażeniu, że dotychczasowe analizy Kiepskich przypominają akademickie teksty o muzyce pop. Słowem: może i jakoś się to klei, ale czy na pewno tego potrzebujemy?
Czy musimy neutralizować przypałowość i ewentualne zawstydzenie własną przyjemnością dowodami na to, że Kiepscy wcale nie są tacy durni? Chyba lepiej byłoby zaakceptować fakt, że mamy do czynienia z tekstem do bólu karnawałowym, łączącym ze sobą zupełnie sprzeczne porzadki, wymykającym się ocenie, mylącym tropy. Celebrujmy przypał, pozwólmy Kiepskim być głupimi, choć w żadnym wypadku nie pozbawionymi treści. Poradzą sobie bez naszego rehabilitującego mędrkowania.
Mateusz Witkowski (ur. 1989) – dziennikarz, krytyk literacki i muzyczny, redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Popmoderna. Prowadzi regularną działalność krytyczną i recenzencką, m.in. na łamach „Dwutygodnika” i „Czasu Kultury”. Jest też stałym autorem portali Gazeta.pl i Wirtualna Polska, gdzie publikuje wywiady oraz reportaże. Współpracuje z Fundacją Performat (edukacja artystyczna młodzieży gimnazjalnej i licealnej) oraz z Krakowskim Biurem Festiwalowym. Prowadzi zajęcia na temat muzyki popularnej na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stypendysta MKiDN w roku 2018 i 2020. Współtwórca i współprowadzący Podcastexu, zdobywcy głównej nagrody w kategorii Podcast w plebiscycie „Influencers Live Awards 2022” oraz wyróżnionego nagrodą Empik Go w zeszłorocznej edycji „Podcastu roku – konkursu im. Janusza Majki”.